Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[m] Złe czasy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 20:59, 15 Sie 2007    Temat postu: [m] Złe czasy

Wstyd, że tu tego nie wkleiłam wcześniej. Ale najpierw kiełkował pomysł większegop rozmachu, a że z tego ziarna tylko miaturowy kiwat wyrósł, to wkleję i to. Żeby była całość.
Historii Maggie Gray ciąg dalszy, następuje po "Ciszy przed burzą" i przed "Zagubionymi minutami", któe jeszcze dziś postaram się wkleić.
dire.


Złe czasy

Album w ciemnozielonym obiciu z brokatu stał na najwyższej półce w pokoju matki, odkąd Maggie pamiętała. Matka przeglądała go rzadko - dziewczyna była pewna, że zdejmowała go stamtąd raz w roku, w dniu urodzin ojca. Jednak nie wiedziała, kiedy ona sama widziała go otwartym. Nie była nawet pewna, czy kiedykolwiek oglądała te zdjęcia.
W dniu, kiedy na grobie matki spoczął pierwszy bukiecik stokrotek, wreszcie odważyła się po niego sięgnąć. Być może odwagę dawała jej świadomość, że matka nie wejdzie nagle do pokoju i nie nakryje jej na szperaniu w swoich rzeczach. A może to tęsknota za wspomnieniem tej spokojnej, idyllicznej niemal przeszłości kazała jej zajrzeć na najwyższą półkę?
Uznała, że nie warto teraz roztrząsać tego szczegółu. Że ma inne sprawy na głowie, a na album może poświęcić ledwie kilka minut - nie może tego czasu tracić.
Drżącą dłonią odchyliła ozdobną okładkę.

Matka i ojciec
Nie - poprawiła się w duchu. - Zorya i Alastor, wtedy nie byli jeszcze rodzicami.
Jakby kiedykolwiek nimi byli... - pomyślała kwaśno.
Nie była im wdzięczna za stworzenie prawdziwego domu, bo i nie miała za co. Kiedy ta dwójka przebywała ze sobą zbyt długo, atmosfera niebezpiecznie się zagęszczała. Alastor - nie umiała nazywać go ojcem - i matka byli chyba zbyt różni od siebie. Maggie wcześnie się zorientowała, że rozstanie było najlepszym wyjściem.

Alastor z różdżką
To zdjęcie zrobiono znienacka. Zacięta twarz ojca, błysk w oczach i ta różdżka... Wyglądał przerażająco. Maggie nigdy nie poddawała w wątpliwość jego pozycji w aurorskim świecie. W przeciwieństwie do matki, która przy każdej okazji pasję ojca nazywała niezdrowym zboczeniem.
Czasem w ręce dziewczyny wpadała gazeta z nazwiskiem ojca. Poznawała je, jak zresztą cały czarodziejski świat, jednak nie czuła ani dumy, ani złości. Był jej przerażająco obojętny.

Zorya rozmawiająca z rumuńskim ministrem magii
Matka nie miała dla niej zbyt wiele czasu. Kiedy Maggie wracała na wakacje do domu w Londynie, a później do kamienicy w Queensferry, większość czasu spędzała sama. Nie wychodziła na podwórko, mugolskie dzieciaki z sąsiedztwa za nią nie przepadały, a matki nigdy nie było. Wyjazdy, konferencje, przyjęcia...
Z biegiem czasu, kiedy znajomi matki powoli o niej zapominali, a Prorok nie miał dla niej tylu zleceń, ciągła obecność Zoryi zaczęła Maggie denerwować. Wtedy zaczęła rozumieć decyzję Alastora.

Dziewczyna szybko przerzuciła kilka stron. Wspomnienia sprzed lat napływały coraz większą falą, zalewając serce Maggie przejmującym chłodem. Przez lata odizolowana w Hogwarcie, nie zdawała sobie sprawy, jak jej życie wygląda w rzeczywistości. Kiedy teraz ta świadomość wreszcie do niej dotarła, ogarnęło ją przerażające poczucie pustki i osamotnienia.
Zacisnęła pięści. Wstała powoli z postanowieniem - raz na zawsze odciąć się od przeszłości. Zapomnieć, nie wracać.
Kupca na mieszkanie już znalazła, meble tutaj zostawi, a rodzinne pamiątki...
Prychnęła z goryczą.
Rodzinne pamiątki? Nigdy nie miałaś rodziny, więc co mogłoby ci o niej przypominać?
Jej wzrok padł na zdjęcie, które wysunęło się spomiędzy kart albumu. Pewnie matka zapomniała je umocować.

Alastor i Zorya uśmiechający się do leżącej w łóżeczku Maggie

Po policzku Maggie stoczyła się samotna łza. Starła ją wierzchem dłoni, po czym chwyciła album i wrzuciła go do ognia palącego się w kominku.
*

Miejscem w Queensferry najczęściej odwiedzanym przez Lizzie McKinnon był sklepik zielarski, umiejscowiony we wschodniej części miasteczka. Dziewczynkę fascynowała moc, jaka - jej zdaniem - zamknięta była w tych niepozornych roślinkach rosnących w ceramicznych doniczkach. Pani Gray, sprzedawczyni, uśmiechała się tylko tajemniczo, nigdy nie zdradzając prawdy. Jednak ona wiedziała, że rośliny rzeczywiście mają magiczną moc, a pani Gray to czarodziejka; nawet jeśli mama i babcia jej nie wierzyły.
Lizzie rozejrzała się - ulica była pusta, więc mogła wejść do sklepu. Ostatnio babcia zabroniła jej odwiedzać panią Gray. Staruszkę niepokoiły opowieści wnuczki. Dziewczynka, po powrocie do domu, szczegółowo opowiadała jej, z czego pani Gray robiła swoje suszonki. Babcia nie miała nic przeciwko zielarce, sama nawet często korzystała z przygotowywanych przez nią mieszanek; niepokój budziła w kobiecie myśl, że mała może sama zacząć suszyć roślinki i robić z nich wywary, a przy okazji - niechcący oczywiście - wytruć całą rodzinę.
- Dzień dobry - powiedziała głośno Lizzie wchodząc do sklepu.
Pani Gray nigdzie nie było. Rozejrzała się i zobaczyła papiery leżące na drewnianej ladzie. Wyciągnęła rękę, żeby po nie sięgnąć, jednak w tym samym momencie pani Gray wyszła z zaplecza i Lizzie cofnęła dłoń.
- Cześć - Pani Gray nawet nie próbowała się uśmiechnąć. - Ale dziś sobie nie porozmawiamy.
Skrzywiła się. Chciała pochwalić się samodzielnie wyhodowanymi sadzonkami mięty i słonecznika. Kobieta nie zauważyła jej niezadowolenia; trzymała w ręku papier z lady i wpatrywała się w niego nieobecnym wzrokiem. Lizzie dopiero teraz zauważyła, że to co brała za papier, wcale nim nie było.
Zanim jednak zdążyła o cokolwiek zapytać, pani Gray schowała wszystko do torby i sięgnęła po klucze.
- Jeszcze tu jesteś? - spytała nieobecnym głosem. - Wracaj do domu, już.
Lizzie odwróciła się na pięcie i wyszła ze sklepu, ale do domu nie poszła. Schowała się za pobliskim drzewem i obserwowała. Pani Gray wyszła kilka minut po niej, przekręciła klucz w zamku i zatrzymała się. Dziewczynka nie była pewna, stała za daleko, ale kobieta wyglądała na zasmuconą. Już chciała wyjść ze swojej kryjówki i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, kiedy zielarka nagle zniknęła. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu.
Lizzie wydała z siebie zduszony okrzyk. Obiecała sobie, że posłucha babci i już nigdy tu nie przyjdzie, po czym pobiegła szybko do domu. Zdążyła w ostatniej chwili - gdy zamykała drzwi wejściowe, z nieba lunął rzęsisty deszcz.

*

Maggie,
Piszę do ciebie bo wiem, że Twoja matka nawet tego nie przeczyta. Całemu czarodziejskiemu światu grozi ogromne niebezpieczeństwo. Chciałem Was ostrzec. Zabierz matkę i wyjedźcie daleko, najlepiej gdzieś do Afryki. Albo przyjedźcie do mnie, zapewnię Wam najlepszą ochronę.
A.M.


Morgana Gray przeczytała tę wiadomość kilka razy, zanim dotarł do niej jej sens. A.M.? niebezpieczeństwo? Afryka?
Nagle z całą jasnością dotarło do niej, do kogo należą te inicjały.
Roześmiała się bezgłośnym, pełnym ironii śmiechem.
Matka nie przeczyta... pisał. Rzeczywiście, nie przeczyta - od roku nie żyje.
Jak dobrze, że jesteś zorientowany w sprawach swojej rodziny, tatusiu - przemknęło jej przez myśl.
Zmięła pergamin w dłoni i przymknęła oczy. Mimo wszystko, wiadomość tę traktowała poważnie - Alastor nie kontaktował się z nią bez potrzeby, a najlepszym tego dowodem był brak jakiegokolwiek znaku życia od czasu, kiedy Maggie skończyła Hogwart. Jakieś dwa lata temu.
Coś rzeczywiście musiało się dziać.
Przypomniała sobie, że gdzieś na zapleczu powinien być jeden z nowszych numerów Proroka. Co jakiś czas dostawała reklamówki, które zazwyczaj lądowały w śmietniku. Ostatnio sowa zastała ją w sklepie, a wolała nie wzbudzać zainteresowania gazetą z ruchomymi zdjęciami w śmietniku na ulicy.
Rzeczywiście, wrzuciła go między potłuczone doniczki.
Rozłożyła gazetę, jednak zanim zdążyła cokolwiek przeczytać, usłyszała dźwięk dzwoneczków zawieszonych nad drzwiami. Ktoś przyszedł.
Szybko wyszła z zaplecza, przypominając sobie o pergaminie leżącym na ladzie.
- Cześć, Lizzie - rzuciła ponuro.
Chwyciła list od Alastora i jeszcze raz na niego spojrzała.
...przyjedźcie do mnie...
Można to potraktować jako zaproszenie?
- Ale dziś sobie nie porozmawiamy - rzuciła do dziewczynki.
Właściwie - co stało na przeszkodzie? Sklep może zamknąć, ludziom nie będzie jej brakować. A monotonia życia w Queensferry zaczynała ją nużyć.
Tak, postanowiła. Czas wrócić do Londynu.
Jakiś szmer odciągnął jej uwagę od listu.
- Jeszcze tu jesteś? Wracaj do domu, już zamykam.
Schowała list i gazetę do torby, sprawdziła, czy wszystkie okna są zamknięte i wyszła. Teleportowała się z progu - ciemne chmury na horyzoncie zwiastowały burzę, a wolała uniknąć podróży wśród grzmotu i piorunów.

*


Londyn, ulica Braynstone. Ciszę nocy mącił szelest płaszcza na wietrze, jednak tylko bardzo wprawne ucho mogłoby ten dźwięk wyłowić. A tylko jeszcze bardziej wprawne oko mogłoby dostrzec zarys sylwetki, rysujący się na tle mijanych domów. Jednak ulica była prawie pusta i ani oka, ani ucha w pobliżu nie było.
Mimo to, Alastor Moody poruszał się pod zaklęciem kameleona. W aurorskim środowisku głośno było o jego lekkiej paranoi na punkcie maskowania się. Była to chyba najmniej uciążliwa cena, jaką Alastor płacił za miano najlepszego w swoim fachu.
Zatrzymał się przed niedużym, piętrowym domem na końcu ulicy. Zanim tu dotarł, kilka razy zmieniał kierunek wędrówki, dlatego jego powrót do domu trwał trzy razy dłużej niż powinien. Alastorowi nie spieszyło się do pustego budynku.
Pustego? - przebiegło mu przez myśl, kiedy zauważył cień poruszający się w ciemnym świetle.
Ścisnął palce na różdżce i zakradł się cicho pod okno. Choć osoba znajdująca się w środku zasłoniła szybę, nie wyłączyła światła, więc auror widział obrys jej sylwetki. Niewątpliwie była to kobieta, sądząc z gibkości ruchów - dość młoda, niecierpliwie krzątająca się po pomieszczeniu.
Alastor obszedł dom i zakradł się do tylnego wejścia. Nie wiedział, na ile tamta kobieta poznała jego dom, uznał jednak wejście tylnymi drzwiami za mniej oczekiwane. Bezszelestnie otworzył drzwi. Znalazł się w kuchni i nie rozglądając się wokół na palcach podszedł do uchylonych drzwi prowadzących do kolejnego pokoju. Tam właśnie znajdowała się kobieta.
Usłyszał muzykę. Uśmiechnął się z politowaniem - w ten sposób intruz sam robił mu zasłonę dymną. Z uznaniem skinął głową rozpoznając melodię piątej symfonii Beethovena.
Uchylił lekko drzwi - nie skrzypnęły, drzwi w całym domu regularnie oliwił - i wszedł bezszelestnie do pokoju.
Kobieta siedziała do niego tyłem, pochylona nad talerzem i zdjęciami rozłożonymi na okrągłym stole. Ten widok trochę zdziwił Alastora, jednak tę myśl odłożył na później.
- Odłóż różdżkę i wstań - powiedział lodowatym głosem.
Kobieta drgnęła i uniosła głowę otoczoną krótkimi, czarnymi lokami. Odwróciła się na krześle. Alastor spojrzał prosto w czarne, przenikliwe oczy.
- Widzę, że mnie poznajesz - powiedziała chłodno.
Poznawał. Ostatni raz widział ją kilka lat temu - trzy? cztery? - ale poznawał. Zresztą, jak mógłby się nie domyślić? Kim mogła być istota o oczach identycznych jak jego własne, bezczelnie włamująca się do jego domu i opróżniająca jego lodówkę? Tylko jego córką.
- Pisałeś, że mam przyjechać - oświadczyła. - Więc jestem. Czego chciałeś?
Alastor odzyskał głos.
- Pisałem, że macie wyjechać za granicę lub ewentualnie przyjechać do mnie. To drugie - powiedział z naciskiem - miało wyglądać tylko na grzeczną propozycję. Gdzie jest matka? - zapytał cicho.
Dziewczyna prychnęła.
- Dobrze, że orientujesz się w rodzinnych - to słowo wypowiedziała wyjątkowo jadowicie - sprawach. Matka rok temu zmarła.
Alastor w milczeniu przeszedł przez pokój i usiadł na krześle obok córki. Różdżkę położył na stole.
- Maggie, ja... - zaczął, ale ona mu przerwała.
- Tak, nie wiedziałeś. Nigdy nie interesowało cię, co się z nami dzieje.
Alastor nie potrafił stłumić poirytowanego westchnięcia.
- Wy też jakoś nie szukałyście kontaktu.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- To już przeszłość - zauważyła chłodno. - Teraz siedzę w twoim domu i czekam na tą ważną sprawę.
- Jaką ważną sprawę?
Tym razem to ona westchnęła poirytowana.
- Przez pięć lat udawałeś, że nie istniejemy, więc kiedy nagle dostałam od ciebie list, to domyśliam się, że musiało wydarzyć się coś ważnego.
- Nie czytasz Proroka? - zapytał zaskoczony Moody.
- Nie.
Czekał, aż ona powie coś więcej, lecz nic takiego nie nastąpiło.
- Voldemort, słyszałaś o nim? - Skinęła głową. - Ostatnimi czasy bardzo przybrał na sile i staje się coraz groźniejszy. Gromadzi armię i obawiamy się, że dąży do wojny.
Spojrzała na niego.
- Wy czyli kto? Ministerstwo?
Alastor utkwił w niej twarde spojrzenie.
- Aurorzy ściśle zaangażowani w sprawę.
Zakon Feniksa działał już całkiem poważnie. Jednak Ministerstwo nie wiedziało o jego istnieniu i jego członkowie woleli, żeby nie dowiedziało się o nim zbyt wielu czarodziejów. By odwrócić uwagę Maggie od niebezpiecznego tematu, sięgnął po pierwsze z brzegu zdjęcie.
Dziewczyna obserwowała czujnie jego reakcję, kiedy patrzył na trzyletnią córkę biegającą po ogrodzie.
- Nic nie zmieniłeś w moim pokoju - rzuciła między jednym a drugim kęsem spaghetti.
- Skoro już przyjechałaś, to może...
- Nie - przerwała mu. - Wynajmuję pokój na mieście, a jeśli będę chciała zostać, coś sobie znajdę.
Alastor wyprostował się na krześle.
- Ale to jest twój dom.
Roześmiała się.
- Dziwny jesteś - rzekła w końcu sucho. - Najpierw wyraźnie dajesz mi do zrozumienia, że nie jestem tu mile widziana, a potem proponujesz mi mieszkanie? Dziękuję - chłód w jej głosie przeniknął Alastora do szpiku kości. - Ale nie skorzystam.
Schylił głowę. Nie powiedział, że chodziło o Zoryę; że skoro jej tu nie ma, to ją, Maggie, ugości z radością. Milczał, patrząc na roześmianą dziewczynkę na zdjęciu. Zastanawiał się, gdzie podziało się tamto dziecko, bo w kobiecie siedzącej obok nie było go ani trochę.
Usłyszał szuranie krzesła.
- Pójdę już. - Machnęła różdżką i talerz zniknął. - Zakładam, że nie chcesz mojego adresu.
- Mój znasz - odparł.
Ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Wstał i poszedł za nią.
- Uważaj na siebie - powiedział cicho, kiedy zatrzymała się z ręką na klamce. - Nadeszły złe czasy.
W półcieniu przedpokoju ledwie dostrzegł jej ironiczny uśmiech.
- Dzięki tobie i matce mam doświadczenie w takich okolicznościach. Żegnam.
Wyszła, nie domykając drzwi. Podszedł, lecz zanim je zamknął, stanął w progu obserwując jej wyprostowaną postać. Choć ta wizyta nie należała do najprzyjemniejszych, uśmiechnął się. Maggie była podobna do Zoryi - na szczęście - tylko z wyglądu.
Na myśl, że odchodząca córka jest najwyższą - i niesprawiedliwą - ceną za bycie najlepszym, poczuł w sercu nieprzyjemne ukłucie.

*
Zatrzymała się przy furtce. Odwróciła się tylko na chwilę, wystarczyło by zobaczyć jego wysoką sylwetkę w przytłumionym świetle padającym z wnętrza domu.
Myśl, że ani razu nie podniosła głosu w trakcie tej rozmowy, napawała ją dumą. A przerażało ją to, że przywołując w pamięci jego obraz, uparcie nazywała go - ojcem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 22:58, 15 Sie 2007    Temat postu:

O, to też już czytałam i pamiętam, że rodzinne perypetie Maggie zmroziły mnie wtedy do szpiku kości. Pomyślałam sobie , że jestem cholerną szczęściarą. Bo niektórzy zamiast Domu mają Zamrażarkę...

A po dzisiejszej lekturze zafascynował mnie przede wszystkim Alastor. Młodszy niż ten w kanonie, inny, nakreślony mocną linią. Człowiek, który wybrał karierę aurora, ale jakim kosztem!... I chyba nigdy sobie tego do końca nie wybaczył.

Ciekawy pomysł z opisem zdjęć.
Ale początek stylistycznie pokiełbaszony, szczególnie to zdanie:
Jednak nie wiedziała, kiedy ona sama widziała go otwartym
Do korekty. Brzmi fatalnie.

Poza tym jestem jak najbardziej za, chociaż muszę przyznać, że trylogia hogwarcka bardziej przypadła mi do gustu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Windykatorka
wilczek kremowy



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:02, 29 Sie 2007    Temat postu:

Zgadzam się z Hekate:
Cytat:
trylogia hogwarcka bardziej przypadła mi do gustu.

Album, zdjęcia, na plus. I oglądane raz do roku przez Zoryę i po raz pierwszy przez Maggie. Alastor z różdżką. Nawet końcówka nie jest za sentymentalna.
A potem list, burza, cisza się kończy. Moody, Najlepszy, za wysoką cenę. I Maggie, opanowana, zgorzkniała wręcz tutaj.
Podoba mi sie jako coś w rodzaju pomostu, chociaż może z tym określeniem powinnam wstrzymać się do przeczytania następnej części. Co też zaraz uczynięWink.
Windy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin