Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Przypadek Alexa Mahone [PB]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Fanfiki różnofandomowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:17, 26 Lut 2007    Temat postu: Przypadek Alexa Mahone [PB]

Dlaczego uwielbiam robić z moich ulubionych bohaterów popaprańców (a raczej znęcać się i rozwijać ich popaprania).
Wątki slashowe (co już mi wchodzi w krew). Pierwsze dwie sceny są dla mnie samej co najmniej dziwne. Nie wiem, dlaczego nie zrobiłam przypadków tylko z dwóch ostatnich fragmentów, na co wskazywałaby logika. Nie wiem, po co ten slash, czy wepchnięty na siłę? Nie wiem. Ale bez niego wydaje mi się to niepełne. Brakuje mi Paula-Owena-Lance'a, brakuje mi Michaela. Bez Paula i Michaela nie ma Alexa.
Nie rozumiem tego. Nie wiem, czy jestem dumna z tego tekstu.
Schematyczny? Proszę bardzo. Głupi? Proszę bardzo.
Poza tym, ten mój ostatni nastrój. Coś musi się zacząć. Ale to akurat nie jest optymistyczne.
Spojlery do 2x16 włącznie.

(ten tekst to swego rodzaju samobójstwo autorytetowe. przepraszam, musiałam to napisać)

Przypadek Alexa Mahone

Michael z odrazą odsunął od siebie pistolet z dymiącą jeszcze od strzału lufą.
Przed nim, na zimnej posadzce leżał Mahone.
- Nie chciałem tego robić – Michael nachylił się nad ciałem, żeby spojrzeć w twarz znienawidzonego agenta...
Który miał otwarte oczy.
- Pudło, Scofield – wydyszał Mahone i rzucił się na Michaela. Złapał go za głowę i zaczął uderzać w posadzkę.
- Nie dziwię się, że Pam się ciebie bała – wycharczał Michael ostatkiem sił.
- Lubię ostry seks, Mike – Mahone uśmiechnął się perfidnie i zaczął całować Michaela, który z ochotą oddawał pocałunki.
Gdzie jest Linc? Czemu tak się daję temu zboczeńcowi? Czemu mnie podnieca? Przecież nie jestem... Myśli płynęły wartkim strumieniem przez wpółprzytomny umysł Michaela, który zgubił się gdzieś na pograniczu bólu i rozkoszy.
- Marzyłem o tym, odkąd tylko spojrzeliśmy na siebie pierwszy raz, w tej windzie, pamiętasz? – Mahone wydyszał mu do ucha i zsunął mu spodnie.
Jakbym miał nie pamiętać? To było gorzej niż dziwne. Przestraszyłeś mnie, miałem wrażenie, że czytasz w moich myślach. Patrzyłeś na mnie... tak dziwnie. Wtedy bałem się naprawdę i byłem tego świadom, Alex. Teraz już się nie boję, już nie.
To wszystko zdawało mu się chwilą. Szybki numerek, ledwo zaczęli, a już skończyli.
Mahone odwrócił go ku sobie i pocałował.
- Żegnaj, Michael – ostatnie, co zapamiętał, to zimny koniec lufy na skroni.

<>

Owen skradał się. Pistolet w jego rękach nie miał prawa zadrżeć. Stąpał powoli, uważnie odmierzając kroki.
Był spokojny, niezwykle spokojny. Tak się mogło wydawać. Ale jego gorąca, odziedziczona po sarmackich przodkach krew wrzała.
Ten sukinsyn zabił Caroline. A teraz on zabije sukinsyna z trupem w ogródku.
- Alex – zawołał, uśmiechając się szeroko, gdy przystawił lufę do głowy Mahone’a.
- Kellerman. To nie twoja sprawa – Mahone nie poruszał się. Owen mógł tylko sobie wyobrażać zaniepokojone spojrzenie Alexa i nerwowe sięganie do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Zaczęła być moja, kiedy zabiłeś Caroline – Owen wyjaśnił spokojnie.
- Nie zabiłem jej, Paul. To by było bez sensu – niski, głuchy głos Mahone’a był jeszcze spokojniejszy, niż jego własny. Owen poczuł, że krew w nim zagrała na modłę czardasza.
- Zginęła przez ciebie, gdybyś nie miał tego trupa w ogródku, nic by się nie stało! A teraz załatwiłeś jeszcze Burrowsa i Scofielda, Alex. Wydałeś na siebie wyrok.
- Paul... – Mahone odwrócił się i pocałował lekko Owena.
Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego zwyczajnie nie wpakowałem mu kulki w łeb? Nie wiem. Pamiętam, że chciałem tylko, żeby był moim Danielem, a ja jego Lancem, żeby Daniel tym razem mógł. Nie rozumiem tego. Powinienem był strzelić mu zwyczajnie w łeb, ciało pokroić i rzucić rybom, nie wiem, cokolwiek.
Ale wtedy chciałem tylko rozebrać go i uprawiać z nim seks. Czy to nie śmieszne? Słyszę twój śmiech, Caroline.


<>

Sara Tancredi bardzo pragnęła, by być normalną dziewczyną. Chciała wrócić się w czasie, uratować matkę przed rakiem (przecież miała tak widoczne obajwy... Nawet ja mogłam rozpoznać raka, wtedy, na pierwszym roku medycyny... Ale byłam zbyt zajęta swoimi przyjaciółmi, miłością, morfiną), uratować ojca przed władzą, uratować siebie.
Teraz było już za późno.
Przed nią leżał Kellerman. W jej dłoni znajdował się rewolwer.
- Sara Tancredi? – usłyszała za sobą znajomy głos. Odwróciła się błyskawicznie i wymierzyła w Tego Faceta. W największego sukinsyna, jakiego w życiu spotkała.
- Zabiłeś Michaela – wyszeptała.
- A ty zabiłaś Paula – uprzejmie odpowiedział i sięgnął za pazuchę, wyciągając wieczne pióro.
- Mała różnica. Paul nie był twoją żoną – zacisnęła spocone dłonie na rewolwerze. – Michael mi opowiedział o tobie. Jak można być tak skończonym sukinsynem?
- Robię to dla mojej rodziny – odparł Mahone. Sara ze zdziwieniem zauważyła, że drżą mu dłonie. – Wiesz, że za opóźnienia w śledztwie potrącili samochodem mojego syna?
- Co? – Sara opuściła rewolwer.
- Możesz mnie zabić, Saro – Mahone na jej oczach rozkręcił pióro i wyjął z niego białe tabletki. – I tak wygrałem. Moja rodzina jest bezpieczna, a o to tylko chodziło.
- Nie wrócisz do nich – Sara całkowicie opuściła rewolwer.
- To prawda – Mahone połknął tabletkę i otarł rękawem spocone czoło. – Wiedziałem o tym od samego początku, ale próbowałem sam siebie oszukać. Teraz jest już za późno. Ważne, że oni są bezpieczni. Skończ z tym, Saro.
Wpatrywała się z niego jak zahipnotyzowana. Podniosła rewolwer. Podeszła bliżej.
- Daj mi to pióro – rozkazała. Mahone spojrzał na nią zdziwiony. – Daj mi je.
Wyrwała pióro z wyciągniętej dłoni agenta. Rzuciła nim o podłogę.
- Mahone... Jak ty właściwie masz na imię? – spytała, wpatrując się w białe tabletki.
- Alex – odpowiedział, również wbijając wzrok w tabletki.
- Tak więc, Alex, słuchaj mnie uważnie... – szepnęła Sara i zbliżyła się do Mahone’a. – Powtarzaj za mną: Cześć, nazywam się Alex i jestem uzależniony.
Mahone roześmiał się.
- Saro, co to za przedstawienie? A już myślałem, że powiesz coś mądrzejszego – uśmiechnął się i schylił po tabletki.
Sara natychmiast zdeptała je na proszek obcasem.
Wtedy wyrwał mi rewolwer i przystawił do głowy. Powiedział, że przesadziłam. Że powinnam go zrozumieć. A zniszczyłam tylko swoją szansę. I jego jedyną szansę.
Naprawdę było mi go żal.


<>

Coś się skończyło. I nic się nie zacznie.
Alex wymierzył lufę rewolweru we własną skroń.
Żegnaj, Cameron. Żegnaj, Pam.

<>

- Pan Mahone? – Alex usłyszał znajomy głos. Przed sobą widział biały sufit.
- Nareszcie się pan ocknął, panie Mahone – nad nim nachylała się uśmiechnięta afroamerykanka.
- Gdzie... gdzie ja jestem? – zapytał zachrypniętym głosem.
- Znajduje się pan, panie Mahone, na oddziale psychiatrycznym więzienia w Fox River – rudowłosa lekarka wpatrywała się w kartę choroby.
- Nie rozumiem – Alex naprawdę nie rozumiał. – Co ja tu robię?
- Został pan oskarżony o morderstwo niejakiego Oscara Shalesa, panie Mahone. Kiedy pańska żona zgłosiła pańskiemu kierownictwu fakt ciała zakopanego w przydomowym ogródku... No cóż, krótko po ogłoszeniu wyroku przedawkował pan prochy – lekarka spojrzała na niego. – Nie pamięta pan?
- Sara Tancredi? – Alex wytrzeszczył oczy. Rudowłosa lekarka spojrzała na niego krzywo.
- Od niedawna Sara Scofield, panie Mahone – uśmiechnęła się.
- Znam cię. Jesteś Sara Tancredi. Pomagasz dwóm zbiegom, Scofieldowi i Burrowsowi! – Alex usiadł i sięgnął po pistolet. Jednak nie miał pistoletu. – Należy ją natychmiast aresztować!
- Panie Mahone – twarz lekarki zszarzała. – Nie wiem, o czym pan mówi. Nie znam pana. Nie wiem, skąd pan zna mojego męża i jego brata. I powtarzam – jest pan więźniem. Został pan skazany na trzydzieści lat, jednak z powodu złego stanu zdrowia psychicznego spędzi je pan w tym budynku, bez możliwości przeniesienia. Przykro mi, panie Mahone.
- Dopadnę cię, Tancredi, zobaczysz – Alex próbował wstać, ale był przywiązany do łóżka. – Jesteś zbiegiem, jak Scofield, jak Burrows. Dopadnę cię!...
- Proszę podać środek uspokajający i pilnować, by brał leki.
Rudowłosa lekarka wyszła, a Alex poczuł ukłucie w ramię.
Coś się zaczęło.

koniec
[/url]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Fanfiki różnofandomowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin