Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziupla Pod Księżycem

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:42, 24 Wrz 2005    Temat postu: Dziupla Pod Księżycem

... czyli fanfick forumowy. Uwaga, bety nie znalazłam, więc mogą znaleźć sie błędy. Jestem ciekawa, czy wam się spodoba... Wink Mary Sue trochę wyszło, ale co tam.
Dla wszystkich Lunatyczek - nawet nie wymienionych z imienia.

Dziupla Pod Księżycem

Zimny świt ukrywał szczegóły Lasu. Tak jak i ukrywał Łowczynię, spowitą w barwy drzew i mgły. Powoli, wyczulonymi zmysłami obserwowała otoczenie. Zielone, jak omszałe kamyczki wyłowione z rzeki, oczy poruszały się dziwnie żywo w sztywnej niczym głaz twarzy. Makijaż z soków traw i źródlanej wody połyskiwał w splątanych, brudnych włosach, paznokcie u rąk były długie i wykrzywione jak szpony drapieżnego ptaka. Bo w istocie, Łowczyni była drapieżcą. Jak dotąd, nieuchwytną morderczynią, ściganą listem gończym po całej Europie, jako długa i szeroka.
Gęsta ściółka lasu raz po raz odzywała się chrzęstem pod ciężkimi, okutymi stalą i srebrem buciorami. Jedyne ubranie kobiety stanowiła wygodna, płócienna, ale przylegająca do ciała odzież – spodnie i bluzka. Mimo zimna, cała pływała wręcz w pocie. Mięśnie i zmysły wyczulone do ostatnich granic. Polowała na duże stworzenie. I bardzo niebezpieczne.
Od paru miesięcy w okolicy grasował wilkołak. A Łowczyni była specjalistką od wilkołaków. Z wampirami nie zadzierała nigdy – bardzo inteligentni ludzie. Inteligentniejsi niż pospólstwo, co odrzucało komunistyczne społeczeństwo.
Ale wilkołaki... Brzydziła się nimi. Głupie stwory, bez uczuć, rozumu. Żądza krwi i tyle. Poza tym miała do nich osobisty uraz – na jej oczach jeden rozszarpał koleżankę po fachu. Jedyną przyjaciółkę, jaką kiedykolwiek posiadała. Podobno ten „człowiek” nadal żyje gdzieś w Anglii. Cholerny Szwed o angielskim nazwisku.
Jednak musiała stwierdzić, że ten wilkołak wydawał się odrobinę inteligentny. Już trzecią pełnię z kolei jej się wymknął. I zabijał, jak na razie, jedynie kurczaki i okoliczne krowy.
Wstało słońce, czyli kolejne polowanie zakończyło się niepowodzeniem. Łowczyni wyznawała zasadę, żeby wilkołaki zabijać tylko w wilczej postaci. Inaczej byłoby to trochę nieludzkie. Niektórzy podobno nawet nie zdawali sobie sprawy z przemian. Poza tym, nie chciała zabijać. Dzień jest złą porą do mordu.
Niespodziewanie, po prawej coś zaszeleściło. Coś dużego. Może jeszcze się uda go załatwić?
Najciszej, jak tylko potrafiła, niczym kot podkradający się do myszy, wyjrzała na niewielką polankę. I ukazał się jej oczom niepokojący widok.
Dość młody mężczyzna, nagi, jak go Pan Bóg stworzył, przecierał umazaną krwią twarz i grzebał pod niewielkim kamieniem. Po chwili wyciągnął spod niego trochę zakurzone, pocerowane ciuchy i zaczął się ubierać. Łowczyni mignęła przy tym jasna czupryna wilkołaka.
Bez namysłu, wyszła z ukrycia i wycelowała w niego rewolwer. Szarozielone oczy momentalnie się zwęziły, a dłonie zaprzestały zapinania guzików.
- Rusz się, a strzelę – warknęła obnażając trochę krzywe zęby. – Przysięgam, że strzelę, panie wilkołaku.
- Oh, dear God. – szepnął cicho. – Tak czułem, że ktoś mnie zwęszył. Czemu... erm... Pani chce mnie zastrzelić?
- Jesteś wilkołakiem, panie Angliku. A zabijanie wilkołaków to moja profesja – wykrzywiła twarz z niesmakiem. Uderzyło ją to jego wahanie przy słowie „pani”. Cholerny wilkołak.
Na dodatek jej nie posłuchał. Skończył zapinać guziki i usiadł, zakładając skarpetki. Zachowywał się, jakby jej nie było. Nienawidziła lekceważenia. Strzeliła prosto w wolny od skarpetki nadgarstek. Dziwnie ludzka krew chlusnęła w rany, a mężczyzna zbladł zaciskając szczęki.
- Mówiłam, że strzelę, panie Mądraliński – pomachała rewolwerem zachęcająco. – A teraz wstawaj kochasiu, bo tym razem wyceluję w czulsze miejsce.
- Zaczynasz mnie denerwować, dziewczyno. Nie wiesz, w co się pakujesz – posłusznie wstał, ale mówiąc wcale na nią nie patrzył. Zza pazuchy wyjął różdżkę i zabandażował dłoń, jakby nigdy nic.
- O, pan czarodziej na dodatek. Tym bardziej zapraszam. W siedzibie mamy parę czarownic z Anglii. Hogwart? – sama sobie się dziwiąc, przybrała uprzejmy ton i opuściła rewolwer. Obecność czarodziei zawsze ją uspokajała.
- Uhm. Pani też?... – zapytał wcale nie zdziwiony. Czarodziei nie spotyka się co krok. Tym bardziej w takich sytuacjach.
- Czarownica, jednak po Durmstrangu. I parę kursów warzycielskich w Magicznej Akademii w Krakowie – nawet lekko się uśmiechnęła. – Proszę za mną.
Ruszyła ku polu aportacyjnemu.
- A, chwilę, może pani się chociaż przedstawi? – po chwili Anglik zrównał się z nią.
- Aurora Wieczorek. A pan?
- Remus John Lupin. Miło mi poznać, Auroro.
- Nie sądzę.
<>
- Ha, patrzta kogóż nam przyprowadziła Orora! – młoda, nienagannie uczesana Joan Podlasky wtargnęła jak burza do komnaty, gdzie Szefowa popijała drinka z palemką, a piekielna Enfer wlewała w siebie trzeci z kolei kieliszek Glizdogońskiej.
- Patrzę, i widzę tylko ciebie Joan – odparła z lekkim uśmiechem Hekate.
- A ja widzę dwie Joan! – zawołała uciesznie Enfer i zaśpiewała przebój Cereski. – Uuu, Ślizgoni, uuu, nie płaczą...
- Cicho tam. Próbuję się namyśleć nad nowym poematem – z rogu dobiegł głos nadobnej wieszczki Isilmene. – A tu bez przerwy ktoś coś pije, śpiewa, dobrze, że nie macie żadnych facetów do tańca, bo...
- A właśnie, że mamy! – zatriumfowała Joan i, aktualnie korzystając z samoobsługi, nalała szklanicę Glizdogońskiej. – Orora złapała nam wilkołaka! Żywego! ANGIELSKIEGO!
- Co ty opowiadasz, dziecko drogie, wiesz, że Aurora nie znosi wilkołaków, po tym, jak Greyback rozszarpał Dalię z Milwaukee. A i Meg przy okazji się dostało – zauważyła trzeźwo Szefowa z gracją zapisując coś na skrawku serwetki. – Aurora zabija wilkołaki. Joan, Joan, za dużo Glizdogońskiej pijesz. Metanol, czy coś dodają i wiesz...
- O, a ja widzę Ororę z facetem. Może naprawdę tam metalononononolonon jest? – zabełkotała z uśmiechem błogości na ustach Enfer. I nalała kolejny kieliszek.
- Dzień dobry – grzecznie powiedział Lupin, czym zdobył ogromną sympatię Hekate.
- Joan mówiła prawdę – dodała brudna, posklejana od błota i potu Aurora. – Tym razem przyprowadziłam wam wilkołaka. Angielskiego. Po Hogwarcie. W końcu to Dziupla Pod Księżycem, nie?
- Ach, wspaniale, cudowny temat do nowej epopei! „Aurora brudn, lecz nam droga, przyprowadziła swego wroga, z uśmiechem przedstawiła i na pastwę kobiet zostawiła!” – zawołała pełna zapału Isilmene i zabrała się za pisanie.
- Hm, co do jednego Isil ma rację. Mogłabyś się przebrać i umyć, Oro, bo te zapachy drażnią mój ślizgoński, czystokrwisty zmysł estetyczny – Ceres z gracją typową dla wielkopańskiego urodzenia, wkroczyła do Knajpki i usiadła na stołku.
- Ach, Ceres, Ceres. Jakże ja kocham te twoje komplementy. Naprawdę, nie musisz być taka skromna – zauważyła zgryźliwie Aurora, jednak lekko się zarumieniła. – Ciekawe, jak ty byś wyglądała po całonocnym plątaniu w bagnach, jeżynach i tak dalej. Musisz, kochana, pamiętać, że jam również z czystej krwi rodu. Więc...
- Czy mógłbym się czegoś napić? I przy okazji przydałoby się jakieś porządne zaklęcie. Aurora strzaskała mi srebrem nadgarstek – mężczyzna zauważył spokojnie i podszedł do baru.
- Właśnie. Zaopatrzcie mu tę ranę, bo się chłopak wykrwawi. A ja spokojnie się przebiorę umyję – Aurora posłała mordercze spojrzenie Ceres i wyszła. Wszystkie spojrzenia zwróciły się ku Anglikowi nalewającemu Ognistej do szklanki.
- Nie przejmuj się Aurorą. Ona tak ma. I przy okazji – Ceres Hawklie de Burbon. Ślizgonka po Hogwarcie. A pańska godność? – uśmiechnęła się, i wyglądała całkiem, jak każda inna dziewczyna. Nie jak Ślizgonka od osiemnastu pokoleń.
- Remus Lupin, Gryfon, wilkołak. Miło mi panie poznać – duszkiem wypił szklankę Ognistej. Oczy lekko mu pojaśniały.
- Hekate, Szefowa tej całej hałastry. Znaczy, Remus, mówmy sobie po imieniu. Resztę dziewcząt jeszcze poznasz. Tam poematy pisze Isilmene, Ceres poznałeś, Enfer właśnie opija zwycięstwo nad pewnym facetem, Joan produkuje nielegalnie na skalę krajową Glizdogońską. Jam też Ślizgonka po Hogwarcie. A czy mi się dobrze wydaje, czy pan nie jest przypadkiem z tej Gryfońskiej Czwórcy? – zapytała uprzejmie Hekate i machnęła różdżką w stronę nadgarstka Remusa.
- Tak jakby – odrzekł powściągliwie. – W jakich okolicznościach panie... znaczy... znalazłyście się w tym kraju?
W barze zapanowała cisza. Enfer usnęła z głową na zielonkawej ladzie, Joan zastygła włączając maszynę do wyrobu Glizdogońskiej. Ceres z głębokim westchnięciem zapatrzyła się w ciemną, drewnianą podłogę, a Hekate... Hekate zmrużyła boleśnie oczy.
- Zew krwi, jak w przypadku Joan. Ja ukrywam się przed poplecznikami Voldemorta. Mam mocno na pieńku z Malfoy’ami. Nie będę ci opowiadała naszych historii. Nie po to powstała Dziupla. Niektóre dziewczyny ukrywają się tu, jesteśmy degeneratkami. Miejsce nienanoszalne na wszelkie mapy. Wrogi ustrój komunistyczny czasem się przydaje – ponownie zmrużyła oczy i odwróciła się w drugą stronę.
A Remus odetchnął z ulgą. Chyba właśnie takiego miejsca szukał.
<>
Gdzieś w Anglii, wieczorem tego samego dnia
Severus Snape drżał z zimna. Jak idiota stał w strugach deszczu przed Hogwartem i coraz mocniej odczuwał emocje. I ból. Obrzydliwy, znienawidzony ból Mrocznego Znaku. Zacisnął zęby, żeby nie wrzasnąć z bólu. Dzieje się coś złego. Coś bardzo, bardzo złego.
Ciemne włosy opadają coraz bardziej mokre na twarz mężczyzny. Chude nogi odmawiają posłuszeństwa. Tortury, kłamstwa... Kłamstwo boli bardziej. Pierwszy raz od wielu lat smutek gości w sercu Severusa, Śmierciożercy, człowieka bez przyszłości. Pójdzie pod sąd, jest pewien. Dumbledore go nie wybroni. On nie chce, żeby go wybronił.
Wszystko coraz bardziej rozmywa się przed oczami młodego człowieka. Nie chce tego. Zmarnował sobie życie. Czy jest sens to ciągnąć?... Chyba nie.
Severus Snape płacze, jak wtedy, gdy był dzieckiem. Płacze pierwszy raz od ponad dwunastu lat w tę październikową noc. W Halloween, gdy wszystkie zmory jego życia powstają z grobów.
<>
Aurora smętnie obserwowała szary świt pierwszego listopada. Przydałoby się iść powspominać... Ale nie... Dziś nie wstanie, nie może, nie chce... Nie potrafi. Tyle okropnych wspomnień. Tyle tych obrzydliwych wspomnień...
Przykrywa się swoją ulubioną kołdrą, jedna z ostatnich pamiątek po nim. Wiedział, że żałowała Durmstrangu. Zawsze chciała iść do Hogwartu. Czuła, ze będzie w Ravenclawie. Dlatego kupił jej na urodziny komplet krukońskiej pościeli. Ale teraz...
Zaczęła cicho chlipać w poduszkę w swoim pokoiku tuż nad główną salą knajpki. Drewniana podłoga skrzypiała pod krokami Lunatyczek przechadzających się po korytarzu. Nagle jedna zapukała do jej drzwi.
- Orora, śniadanie – usłyszała cichy głos Maggie. – Jak nie chcesz, nie wstawaj. Ja, Kira, Lora i Indygo idziemy do wioski. Hekate gdzieś ma wyskoczyć, a Joan idzie do rodziców. Idziesz?
- Nie! – zawołała próbując, żeby zabrzmiało to naturalnie. – Źle się czuję!
Gdy tylko usłyszała na dole trzask zamykanych drzwi, zapaliła świeczkę i wyciągnęła zaczętą książkę – „Kroniki Marsjańskie”. Musi zapomnieć chociaż na chwilę.
<>
Remus obudził się w dziwnym, obcym pokoju. Światło padało z całkiem odwrotnej strony, niż w mieszkaniu w Londynie... Zajęło mu parę minut, zanim przypomniał sobie, gdzie jest. I jak się tu znalazł. Westchnął z ulgą... I prawie natychmiast zawładnęło nim okropne uczucie, że stało się coś okropnego. Strasznego. Obrzydliwego.
Natychmiast się przeklął za takie myśli od samego rana. A raczej od południa – zegarek wskazywał godzinę 11 am. Uśmiechnął się do siebie na myśl o swoim nowym towarzystwie. Wczoraj prawie do 1 siedział i grał w czarodziejskie szachy z Margaret. Jednak musiał przyznać, ze niepokoiło go to, iż większość z nich była niewiele starsza od niego, a niektóre, jak Lora, Nauzykaa, Joan i Noelle, dopiero pokończyły szkołę. Każda z nich miała jakiś swój sekret przez który musiała żyć na uboczu. A Hekate im to zapewniała. Z sympatią pomyślał o Szefowej. Przydałby się i im w Anglii ktoś taki. Niby Dumbledore tworzył coś takiego razem z Zakonem, ale... To nie to samo. Zakon miał jakieś swoje cele, a w Dziupli nic o takowych się nie mówiło. Obecność Voldemorta pomijano milczeniem, martwiono się bardziej groźbami stanu wojennego komunistycznego rządu.
Wstał z łóżka i postanowił zjeść śniadanie. W Knajpce znajdowało się wszystko, czego potrzebował – kawa, wszelkie szynki i prawdziwa, swojska kiełbasa. Aurora wspominała także o kaszance. Podobno to taka kiełbasa z surową krwią i kaszą. Gdyby jeszcze Remus wiedział, że to wszystko było kradzione lub zdobywane „pod ladą”... Ale Anglik nie wiedział nic o biedzie, kartkach i jedynym dostępnym produkcie – occie.
Nie zdając sobie sprawy z niczego, pogodny zszedł na dół spotykając przy stoliku zamyśloną Aurorę z dwoma nieumarłymi, popijającymi krwawą maryśkę.
<>
Rej i Pusz okazały się niebywale inteligentnymi wampirzycami, o ciętym dowcipie i silnej ręce. Bez oporów, acz z lekkim zdziwieniem powitały w swym gronie nie dość, ze mężczyznę, to na dodatek wilkołaka. Aurora na przerywała ich ożywionej dyskusji, widocznie będąc przygnębioną.
Remus jednak nie zwracał na to uwagi. Właśnie wymieniał z nieumarłymi poglądy na temat ustaw ograniczających swobody nieludzi.
- Panuje okropne przekonanie, że każdy, wręcz każdy wilkołak jest taki jak Fenrir Greyback. Tak jak wielu czarodziei, a także mugoli, jest przekonanych o szkodliwościach wampiryzmu. A czy w tym, ze ktoś jest wybitnie blady, musi od czasu do czasu walnąć coś krwawego i na dodatek z upływem lat świetnie się trzyma, jest złe? Przyznaj, Remus, ludzie nas nienawidzą, bo nam zazdroszczą – stwierdziła pewnie Rej. Puszczyk pokiwała głową.
- No, niby masz rację... Ale czego można zazdrościć wilkołakowi? Tego, że co miesiąc budzi się rano umazany krwią, ledwo co pamiętając, co robił w nocy? Nie sądzę – dodał sceptycznie.
- Jak to? Nie zwracasz uwagi na swoje wybitnie wyczulone zmysły, nadludzką siłę i zabójczy uśmiech? Cóż, Remus, przyznaj, nigdy nie chorujesz, nie miewasz problemów ze wzrokiem, słuchem, koordynacją ruchową, twoje rany goją się w błyskawicznym tempie? Myślisz, że ludzie cię za to kochają? – zgryźliwie dodała Pusz z ironicznym uśmieszkiem.
- Większość nas nienawidzi – powiedziała Rachel. – Ale popatrz na taką Ororkę. Mało, co cię nie zabiła, na koncie ma sporo wilkołaków, mnie, Puszczyka i Lu też chciała poprzebijać kołkami, dopóki nie pogadałyśmy.
- Wcale, że nie. W życiu nie zabiłam wampira. A do wilkołaków mam urazę osobistą – wtrąciła ze złością Aurora.
I w tej chwili do Knajpy wtoczyły się dziewczyny. Z pieśnią „Ślizgoni nie płaczą” i butelkami w dłoniach emanowały wprost optymizmem. Margaret, płacząc ze szczęścia, rzuciła na ich stół gazetę.
- VOLDEMORT ODSZEDŁ! – wrzasnęła radośnie Kira i stłukła butelkę.
Indygo, cieplejszym głosem niż zwykle, zaczęła czytać.
- Koniec tyrana. Wieczorem, 31 października Lord Voldemort odszedł z naszego świata. A stało się to za sprawą Chłopca-Który-Przeżył. Wczoraj, około 11 w nocy, Sam-Wiesz-Kto, znany także jako Voldemort, znalazł się w Dolinie Godryka. Jego celem było zamordowanie młodego małżeństwa z dzieckiem. Jednak, gdy dostał się do domu, rodzice chłopca stawili opór Czarnemu Panu. James i Lily Potter zginęli godnie, w walce z największym czarnoksiężnikiem stulecia... Ale, co najdziwniejsze, Lord nie dał rady zamordować półtorarocznego dziecka – Harry’ego Pottera. Zaklęcie rzucone przez Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać odbiło się od dziecka, pozostawiając na czole brzydką szramę w kształcie błyskawicy, i uderzyło rykoszetem w Voldemorta. Była to Avada Kedavra, która zniszczyła doszczętnie człowieka, który terroryzował czarodziejski świat od ponad jedenastu lat...
Kiedy Nauzykaa skończyła, Remus Lupin wyglądał jak pół człowieka. Zbladł tak, że nawet Rej i Puszek wyglądały rumiano. Bez żadnego komentarza wstał z krzesła i ruszył ku schodom.
A Aurora zwyczajnie zemdlała.
<>
Severus chwiał się na słabych nogach. Wciąż widać było skutki jego niedoszłęgo samobójstwa z poprzedniego wieczora. Eliksir był silny, ale madame Pomfrey wraz z pomocą Horacego Slughorna i Albusa Dumbledore’a udało się ocalić byłego Śmierciożercę od takiej śmierci.
- Profesorze Dumbledore... Pan wierzy, że ja nie zrobiłem tego specjalnie, prawda? Proszę, błagam mi wierzyć, nienawidziłem Pottera, ale nigdy, nigdy bym czegoś takiego nie zrobił... No, może jedynie w walce na śmierć i życie, ale nie powiedziałbym Czarnemu Panu, żeby zamordował jego, Lily i tego dzieciaka! Pan mi wierzy, prawda, prawda?... Ja... nie chciałem... – Severus był wyraźnie zrozpaczony. W czarnych oczach malował się popłoch i przerażenie. I odrobina czegoś, co Albus Dumbledore był gotowy wziąć za prawdomówność. Chyba, jak jedyny człowiek na świecie wierzył, że Severus Snape jest gdzieś tam, głęboko w środku, dobry. A przynajmniej nie jest diabłem wcielonym, ponieważ diabłem wcielonym nie był nawet Riddle.
- Severusie. Może i jestem głupcem, ale ci wierzę. I, chłopcze, ufam ci. Niestety, muszę powiedzieć, że bardziej niż ty, zawiódł mnie Syriusz... – Dumbledore westchnął, a elektrycznie niebieskie oczy zaszyła mgła.
- Black? Syriusz Black? A co zrobił ten świętoszkowaty… - twarz Snape’a wykrzywił mimowolny skurcz odrazy.
- Myślę, że teraz mogę ci powiedzieć. Wiesz pewnie, czym jest zaklęcie Fideliusa? – zapytał ciężko Dumbledore. W tej chwili czuł się bardzo, bardzo stary.
- Tajemnica zostaje zdeponowana w jakiejś osobie. Czarny Pan parę razy o tym mówił... A co... – i nagle twarz mu się rozjaśniła. W oczach zabłysło cos na kształt triumfu. – Czyli on zdradził?! Wierny, wspaniały, ukochany Black zdradził?! HA...
I zaczął się śmiać – szyderczo, z nienawiścią... i odrobiną smutku. Nawet Dumbledore nie zauważył, że Severus jest nieco zawiedziony. Przekonał się, że nie istnieje coś takiego, jak prawdziwa przyjaźń. A każdy, kto odkryje coś podobnego, może zwątpić. Nawet taki zimnokrwisty drań jak Severus Snape.
<>
Przez najbliższe dni, w Dziupli gdzieś w gęstych puszczach polskich (być może gdzieś w Bieszczadach?) panowały dni zadumy. I ciszy. Uwadze Lunatyczek nie uszło zachowanie Anglika po przeczytaniu artykułu, a także wiadomości o aresztowaniu Blacka. I śmierci Pettigrewa. Ale jak Lupinem bardziej wstrząsnął los Petera, tak Aurora traciła nad sobą panowanie, przy wspomnieniu nazwiska „Black”.
Po tygodniu takiego stanu Hekate się zdenerwowała. Knajpka stała się dla wszystkich ciężarem i klatką przez tę dziwną atmosferę. Zarządziła zebranie – oczywiście bez dwojga smutasów – i ustaliła, co mają zrobić. Dziewczyny zgodziły się na wszystko.
<>
Joan, Enfer, Maggie i Kira bez pukania wtłoczyły się do pokoiku Aurory. Bez słowa ostrzeżenia, Margaret zdrętwotowała dziewuchę i wyniosły ją z pokoju. W sali usadziły nieustraszoną Łowczynię wilkołaków obok powiązanego srebrnymi łańcuchami Remusa i zasiadły w kręgu. A na środku, niczym w Czarosądzie, zasiadła Hekate o trzech twarzach.
- Co to za cholerne przesłuchanie? – wydarł się Remus po wyciągnięciu mu knebla. Gdyby mógł, wyrwałby te łańcuchy i poszedł z dala od tych wariatek.
- A, trafiłeś. Nie dość, że przesłuchanie, to cholerne. Ja, jako założycielka Knajpy, mam zamiar wydusić z was wasze tajemnice. Bez gadania. Mam dość tej obrzydliwej atmosfery, to ma być zimna wojna, czy co? Dziś wyjawiamy sekrety. Wszyscy – stwierdziła twardo i zaczęła. – Ja, jak wiecie wszyscy, byłam w Zakonie Feniksa. No, może nie wszyscy wiecie. I pewnego pięknego dnia przerwałam panu Lucjuszowi Malfoy’owi bardzo ważne zadanie. Mianowicie uratowałam przed śmiercią pewną małą mugolaczkę, którą mister Malfoy poddawał haniebnym torturom. To było dziecko w wieku około dwunastu lat, więc... Jak mówiłam, zaczęto mnie ścigać. Musiałam uciekać jak najdalej.
- To teraz powiem ja... – odezwała się cicho Noelle. – Niecałe pół roku temu złapano mnie na włamaniu do Gringotta. Jestem złodziejem doskonałym, jednak nie poszło mi. Znajomi wyciągnęli mnie z Azkabanu i polecili Dziuplę.
- Ja, jak wiecie, jestem wampirzycą. Liczę sobie około siedmiuset lat, a zaczęto mnie ścigać w czasach Wielkiej Inkwizycji. Pewno nie wiecie, ale oni działają do tej pory. Ale znalazłam Knajpkę – uśmiechnęła się ciepło Rachel.
I tak, wszystkie po kolei wyznawały swoje „grzeszki” – morderstwa, pech, włamania, przemytnictwo...
Aż zostali tylko Aurora i Remus siedzący powiązani w środku. Żadne nie miało wesołej miny.
- W gruncie rzeczy, to ja nie mam żadnej tajemnicy – wyznał Lupin powoli. – Może tyle, że byłem jednym z Hucwotów w Hogwarcie. Jestem wilkołakiem. James Potter, Syriusz Black i Peter Pettigrew byli moimi przyjaciółmi. Ale parę miesięcy temu... – zaczerwienił się odrobinę. – Powiem prosto – żona Jamesa, Lily zdradzała go ze mną. Poczułem się temu winny, i kiedy wrócili do siebie, uciekłem. Zwyczajnie uciekłem. James przestał się do mnie odzywać. Stwierdził, że go zawiodłem. Syriusz... po prostu udawał, że mnie nie zna. Peter nazwał mnie tchórzem, więc zachowałem się jak tchórz. I wylądowałem w lesie, na muszce Aurory.
Skończył. I nagle, jakby mu ulżyło. Koniec tajemnic. Przyznał się.
- Rozumiem – powiedziała Hekate i spojrzała znacząco na Ororę. – Mogło być ci przykro.
- Ja... – otworzyła usta Łowczyni i zaczęła ochryple. – Ja. Nie jestem godna z wami przebywać. W żaden sposób... Ale powiem. I wtedy będziecie mogły mnie spokojnie wyrzucić.
Odetchnęła głęboko i zaczęła opowieść.
<>
Mam, jak wiecie, niecałe dwadzieścia lat. Durmstrang ukończyłam w wieku lat siedemnastu. Praktycznie natychmiast przybyłam do Anglii. Szukałam dobrej pracy, wśród godnych ludzi. Jednak nikt nie chciał specjalistki od czarnej magii. Pewnego słonecznego dnia, gdy kolejny sprzedawca odrzucał moje usługi, na ulicy spotkałam miłego, młodego chłopaka. Muszę przyznać, że także bardzo przystojnego. Od razu zauroczyły mnie, jak najlepszy eliksir miłosny, jego szare oczy. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać.
- Witam – rzekł do mnie aksamitnie. Po szlachetnych rysach poznałam jego arystokratyczność.
- Dzień dobry – odparłam zaciekawiona.
- Słyszałem, że szukasz niezłej posady dla osoby z czarnoksięskim zacięciem, nieprawdaż?
- Tak, właśnie tak. Niedawno skończyłam Durmstrang, i...
- Cudownie! Durmstrang! Muszę z tobą porozmawiać. Spotkajmy się dziś o 9 pm w Dziurawym Kotle!
- Z przyjemnością. Nazywam się Aurora Wieczer. A pan?...
I w ten sposób poznałam Regulusa Arcturusa Blacka.
Po spotkaniu w Dziurawym Kotle przyłączyłam się do Śmierciożerców. I zostałam dziewczyną Regulusa. Reg, naprawdę przystojny i cudowny, nie był taki zły, jak niektórzy... Nie podobały mu się niektóre polecenia Czarnego Pana, ale był wierny. Aż pewnego dnia rozkazał mu zabić jego własnego brata – Syriusza... Nie zwróciłam na to uwagi. Miałam moje wielkie zadania – mordowałam mugoli, szlamy, nawet nie zastanawiając się, co robię. Byłam taka, jak Lestrangowie i Malfoy. Nie widziałam rozterek Rega...
Aż pewnego dnia w naszej kwaterze, Lordzio-Voldzio kazał mi i Snape’owi zabić Regulusa... Bo nie zabił Syriusza. I zrobił cos okropnego, ale Czarny Pan nie chciał mówić, co. Mojego Rega... Znaleźliśmy go z Severusem praktycznie martwego, majaczącego bez przerwy. Błagał wszystkich o przebaczenie. I... NA NASZYCH OCZACH UMARŁ. Mój Regulus. Mój kochany Regulus umarł z powodu Czarnego Pana. Na oczach moich i Seva. Lecz okazało się, że nie wypełniliśmy zadania Lorda – za późno znaleźliśmy Blacka. Severus jakoś się wybronił, zawsze miał fory u Czarnego Pana, ale ja... Musiałam uciekać. I znalazłam się tu, ścigana przez Śmierciożerców oraz listy gończe Zakonu Feniksa.
<>
Na sali zapanowała cisza. Aurora spojrzała na swoje więzy i ze smutkiem spuściła wzrok.
- Rozwiążcie mnie, pójdę się spakować. Nie jestem godna przebywać z wami.
Nawet muchy nie bzyczały. Bo much w knajpce nie było nigdy.
- Auroro... – zaczęła Hekate niepewnie. – Nie wyrzucę cię. Nikt nie może zostać wyrzucony. Ja... wybaczam ci. A wy?
Szefowa popatrzyła na bywalczynie Knajpki - dziewczęta, kobiety. Żadna nie mówiła.
- Ja... wybaczam. W końcu zabijam od siedmiuset lat, a ty dopiero od dwóch – Rej podeszłą i uścisnęła dłoń Aurory, która zaczęła szlochać spazmatycznie.
- Nie popieram tego, ale widziałam Regulusa. To mój kuzyn. Dla niego można było stracić głowę – teraz i Ceres wzruszyła lekko ramionami.
Dla Aurory działo się cos dziwnego. Nikt nie miał jej za złe przeszłości. A przynajmniej tego nie okazywał.
- Cóż, jak to w Biblii leci? „Nie sądźcie, żebyście i wy nie byli sądzeni” – dodał na koniec Remus.
A powietrze jakby zapachniało kwiatami. Bo tak, dla Aurory, pachnie dobro.
<>
Severus nie wytrzymywał. Chciał uciec. I trafiła się właśnie okazja. Dumbla nie ma, nie ma nikogo w zamku...
Bez problemów dotarł do Hogsmeade, a tam o deportację już nietrudno. Zdał się na instynkt. Który sprawił, że trafił w dzika puszczę, gdzie w Polsce. A przed nim stała wesoła, pachnąca kwiatami knajpka. I poczuł, ze koniecznie musi się napić. Koniecznie.
<>
Orora stanęła za ladą i nalała pełną szklanicę mieszanki wybuchowej – ćwierć ognistej, ćwierć glizdogońskiej, trochę soku malinowego i piwa. Mieszanka istotnie wybuchowa. Właśnie wypiła bruderszafta tego samego z Remusem, gdy otwarły się wrota. A w nich stanął najgorszy koszmar Łowczyni.
Patrzyła, zielone oczy w czarne oczy Severusa Snape’a.
<>
Remus wypił drinka od Aurory, który mało co nie zwalił go z nóg. Sądził, ze gdyby coś takiego podano mu za pierwszym razem, padłby trupem. Ale zaczął powoli już wpadać w alkoholizm, tak jak inne Lunatyczki.
- Ale to mocne – szepnął do dziewczyny, gdy w drzwiach zobaczył widmo przeszłości. – Ja widzę Severusa Snape’a.
<>
- Oh shit – zaklął były Śmierciożerca. – What, to hell, you’re doing here?
- Prosiłabym, żebyś przeszedł na polski, Sev. I to raczej ja bym cię spytała, co tu robisz. Jak zaraz wpadną Luc, Bella i Rabastan, to zrobimy morderczą imprezę, jak za dawnych, złych czasów? – Aurora komicznie wydęła wargi i nalała samej Glizdogońskiej.
- Nie, oni nie wpadną – warknął Snape i przysiadł się do nich. – Nie słyszałaś? Bella, Rab i Rudolf siedzą w Azkabanie, po tym, co zrobili z Longbottomami... Mogę się napić?
Nie patrząc na Lupina, nalał do szklanki Ognistej. I, po chwili wahania, dolał Glizdogońskiej. Mieszankę pół-wybuchową wypił jednym haustem. Aż przed oczami zamrygały gwiazdki.
- Jakim cudem tu trafiłeś? – wrogo skrzywił się Remus. Snape uśmiechnął się krzywo, obnażając drapieżne, żółknące zęby.
- Sądzę, że takim jak ty. Poprzez aportację. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego musiałem spotkać akurat ciebie. O, a słyszałeś co się stało z twoimi kochanymi koleżkami?
- Nie waż się!... – Remus wstał, zaciskając zęby ze złości.
Snape też się podniósł, tyle że sprawiając wrażenie spokojnego i opanowanego. Ciemne oczy błyszczały złośliwie.
- Co, Lupin? Nie chcesz słuchać o twoim wspaniałym zdrajcy, Blacku? Co...
- Ach! SEVERUS! – Enfer, z rozwianym włosem rzuciła się ku ich stolikowi. – Jak miło cię znowu widzieć!
- Piekiełko?... – drżącym głosem spytał Severus. Mina mu zrzedła.
- Ładnie to było udawać własną śmierć, kochanie? A ja tak się martwiłam... – Enfer przybrała na swej twarzy szeroki uśmieszek. – Drętwota.
Snape zatoczył się przez chwilę... I upadł, jak upadały anioły. Piekiełko szybko złapało go za nogę i przywiązało mocnym drutem do kaloryferów. We francuskich oczach dziewczyny migotało diabelskie światło.
- Ha, widzę, Sev, że zostaniesz tu z nami do Bożego Narodzenia – zachichotał Lupin. – Jak miło, no nie?
Do pokoju weszła Joan. Zatrzymała się wnet, jakby uderzona piorunem. Poprawiła swój ukochany gryfoński strój ścigającej, przeczesała włosy i bez ostrzeżenia rzuciła na Remusa. Orora czuła się, jak w kiepskiej telenoweli. O co tu, do jasnej cholerki, chodzi?
- Mój ci on, mój ci on! – załkała głosem Danusi Joaśka. – Nadobna Enfer, czy miejsce się znajdzie, by mego Zbyszka przywiązać obok twego Maćko?
- Oczywiście, Danusiu droga! Jam Jagna dobra, i nie zatrzymam tego kaloryfera dla siebie. Przywiązuj wybranka swego, i wykorzystuj, póki żywie! – Piekiełko zrobiło motylka i pogłaskało Snape’a po tłustej główce. Po chwili, tuż obok, związany srebrem, spoczywał Remus.
- Ekhm. Jeśli wolno, to o co tu chodzi? Znów jakieś przedstawienie? – zapytała niepewnie Orora. – W sierpniu wystawiałyśmy Czerwonego Kapturka, do tej pory męczą mnie koszmary, że jestem w żołądku Huragius...
Wtem, po schodach zeszła odziana w najbarwniejsze szmatki, jakie się tylko dało znaleźć, Lora. Z dwoma nagimi mieczami wyglądała nieco komicznie, ale powoli zbliżała się do Joan – Danuśki.
- Walcz, psie niegodziwy, Zawiszo Czarny ze mną, największym i najwspanialszym Ulrykiem von Jungingen, z rodu...
- En garde! – z kuchni wybiegła Margaret w stroju muszkietera. – En garde, Milady niegodziwa! Moją panią Bonacieux zostaw w spokoju!
I zaczęła wywijać szpadą w kierunku ukrytej w kącie Isilmene. P chwili, wskoczyła przez okno Hekate przebrana za Zorro.
Orora, próbując nie zwracać na siebie uwagi, podeszła do dwóch jeńców i spytała półgębkiem:
- Wy też nie wiecie, co im odbiło? – uchyliła się instynktownie przed strzałą Legolasa-Hecy.
- Liczyłem na to, że ty mi wyjaśnisz – warknął Remus, szarpiąc się z łańcuchami. Aurora zgrabnie rozwaliła zamek różdżką. Jeszcze raz spojrzała niepewnie na toczące się walki.
- Chyba trzeba wiać. Jutro im przejdzie – pomogła mu wstać i zaczęli skradać się do drzwi.
- Hej, a ja? Zostawicie mnie na pastwę tych wariatek? – szepnął Snape, łapiąc Remusa za nogawkę. Uciekinierzy spojrzeli na siebie.
- Pewnie – zaśmiał się złowieszczo Lupin. – W końcu wykorzystywałeś Enfer, teraz niech ona ci odpłaci pięknym za nadobne...
Kiedy wrócili następnego dnia, Severusa już nie było. Knajpka wyglądała, jak po przejściu trzech huraganów, uderzeniu czterech bomb atomowych i piętnastu bitewkach. Pośrodku, wzdychając z miotłą w ręku stał przyszły Naczelny Elektryk Kraju.
- Noelle wyłowiła mnie z jeziora, od mego bóstwa... Ach, ja nieszczęsny, będę teraz sprzątał w tej budzie! – zawył Argus Filch i machnął miotłą.
- Witajcie – Hekate, już całkiem normalna, acz odrobinę poraniona, zjechała po poręczy. – Przegapiliście wczoraj super zabawę. Rozgrywałyśmy bitwę pod Grunwaldem, a Snape występował w roli Jagiełły! To było coś!
- Wierzę – westchnął cicho Lupin. – Ale, ja... Muszę już odejść.
- Co? Dlaczego? – z kata krzyknęła zdziwiona Isilmene. Śpiąca Aurora ruszyła w kierunku schodów.
- Smutno tu będzie bez ciebie – stwierdziła rozespana Łowczyni.
- Nie będzie smutno, a ja... Muszę odejść. Szlak wzywa, rozumiecie? – Remus wyłamywał palce nerwowo. – Muszę odejść. Szefowo, pożegnaj wszystkie Lunatyczki ode mnie. Może jeszcze kiedyś się spotkamy. Żegnajcie.
Jasnowłosy, wysoki i szczupły mężczyzna odwrócił się ku drzwiom i wyszedł ze spuszczoną głową.
- Żegnaj, Remusie Johnie Lupinie. Niech twoje przeznaczenie zawsze będzie blisko – mruknęła pod nosem Hekate.
- Ka jak wicher... – Aurora położyła się na schodach i usnęła.

KONIEC


Ostatnio zmieniony przez Aurora dnia Nie 10:11, 25 Wrz 2005, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Sob 12:43, 24 Wrz 2005    Temat postu:

Tak więc:

Kilka literóweczek to właściwie jedyne błędy, jakie widzę w tym opowiadaniu. Ale one nikną przy doskonałym pomyśle, fabule i liczbie moich wybuchów śmiechu podczas czytania. Naprawde dobre dziełko, tylko szkoda że takie krótkie! Nie planujesz jakiegoś ciągu dalszego Ororko?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:32, 24 Wrz 2005    Temat postu:

Hmm, właśnie się wzięłam za dalszą część pod tytułem "Księżniczka"...
I to naprawdę śmieszne? A ja myślałam, że jednak wyjdzie bez żadnego poczucia humoru Wink
I mam nadzieję, ze mi ciapciowaty Lupin nie wyszedł...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:01, 24 Wrz 2005    Temat postu:

Aaach, to było G-E-N-I-A-L-N-E! Przez chwilę miałam nadzieję na tasiemca nawet, a co Smile Podoba mi się styl, brak wszelkich regół czasowych, humor... No i Snape mój drogi, i Remus. Ale, jak na wrednotę przystało - najbardziej przypadły mi do gusty fragmenty ze mną XD Jako ta, co dopiero skończyła szkołę(postarzono mnie, ha! super!)... Uratowała Filcha - ciekawe,kto jest jego bóstwem... I - skwiczałam się tu - złodziejka doskonała XD Auroro droga, twoja bazgranina bardzo mi się podoba, bo jest o NAS. Heh.

Dalszy ciąg? Zachęcam, zachęcam...

PS. Indygo i Nauzykaa to jedno

Sanpe zamiast Snape - literóweczka :]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 15:45, 24 Wrz 2005    Temat postu:

Hihi, kolejna paranoja w wykonaniu naszej ulubionej Ori! Nie ukrywam, że Dziupla w roli przytuliska dla typów "z przeszłością" wyjatkowo mi odpowiada. No i ogólnie, atmofsera absurdu na kółkach.
Niedociągnięć trochę było, ale wybacz, jestem po myciu okien i za diabła nie chce mi się ich wypisywać. Najlepiej przeczytaj tekst jeszcze raz a może jakaś literówka jeszcze na ciebie napadnie Wink
Końcówka - chaosus totalus max. Buahaha. Biedne chłopaczki...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:32, 24 Wrz 2005    Temat postu:

Noelle napisał:


PS. Indygo i Nauzykaa to jedno

Sanpe zamiast Snape - literóweczka :]

Kurczę, dzieki, dzięki. Literówki wiem, ze są, cóż tak to ze mną jest. A Indygo i Nauzykaa używam naprzemiennie. Bo próbuję nie powtarzać.
Następna część jest krótsza, bardziej tasiemcowa i dopiero ją zaczynam dopieszczać.
Ach, czyli ja paranoicznie piszę. No, ładnie, ładnie, widać, nie tylko w wierszach świruję.
Ta końcówka to mi wyszła typowa - uwielbiam przyrównywać postaci z HP (tutaj - z forum) do innych postaci książkowych, czy bajkowych. Może gdzieś z nas jeszcze Smurfy zrobię...
Ach, i wszystkie jesteśmy postarzone. Sama do dwudziestki sie nie zbliżam, muszę przyznać. Ale tutaj wszystko wolno Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Nie 14:58, 25 Wrz 2005    Temat postu:

Cytat:
Joan Podlasky

To mnie rozwaliło.
Cytat:
Joan produkuje nielegalnie na skalę krajową Glizdogońską.

Ejże! Aurorką jestem! Chociaż... Propozycja warta zastanowienia Wink .
Cytat:
Poprawiła swój ukochany gryfoński strój ścigającej, przeczesała włosy i bez ostrzeżenia rzuciła na Remusa.

To mi sie podoba. Ale od kiedy ja ścigająca jestem? Prędzej komentatorką. Poza tym długi płaszcz, golf, spodnie i wojskowe buciory noszę.
Cytat:
- Mój ci on, mój ci on! – załkała głosem Danusi Joaśka. – Nadobna Enfer, czy miejsce się znajdzie, by mego Zbyszka przywiązać obok twego Maćko?
- Oczywiście, Danusiu droga! Jam Jagna dobra, i nie zatrzymam tego kaloryfera dla siebie. Przywiązuj wybranka swego, i wykorzystuj, póki żywie! – Piekiełko zrobiło motylka i pogłaskało Snape’a po tłustej główce. Po chwili, tuż obok, związany srebrem, spoczywał Remus.

Czy to była aluzja do offtopu paskudnego? Ja jako Danuśka? Zgroza, zgroza...
Podobało mi się. Absrdalny humor joanowate lubią najbardziej. Zwłaszam jeśli występują w takowym opowiadaniu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Śro 12:03, 28 Wrz 2005    Temat postu:

Powiem tyle - jestem dumna z mojej córci. Widać, że po mnie odziedziczyła wszelkie talenty Wink
Pisz więcej, więcej, więcej...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Pią 20:07, 30 Wrz 2005    Temat postu:

Rany! Że ja tego wcześniej nie czytałam! (ale teraz mam neostradę, sialala, i będę mogła czytać, co mi się będzie podobało!) Moja ślizgońsko-arystokratyczna jaźń jest zachwycona. Super!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
lunatykująca wampirzyca



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 1434
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: komoda

PostWysłany: Wto 12:48, 11 Paź 2005    Temat postu:

Auroro, jesteś mistrzem! brzuch mnie rozbolał ze śmiechu, a mnie rozśmieszyć to trudna sztuka. cóż mogę powiedzieć? przyjmij gratulacje i wyrazy podziwu.
oby tak dalej!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Sob 18:40, 04 Mar 2006    Temat postu:

Ja to powiem tyle:
1. Świetna historia!
2. Chciałabym mieć związanego Remusa przy sobie Razz
3. Zaraz pedzę czytać część dalszą.
4. Znowu nie zabiorę się za robotę...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin