FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Gniazdo kinoluba
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Hekate
Wysłany: Nie 20:57, 14 Mar 2010
Temat postu:
Aaaa!
Dzisiaj zaczynają emisję "Pacyfiku" i po prostu szlag mnie trafia, że nie mam HBO. I obejrzę dopiero jutro
Dla niewtajemniczonych:
- II wojna
- konkretnie - wojna z Japonią
- projekt twórców Band of Brothers, czyli miniserialu, który Kompletnie Mnie Zabił
Czy trzeba mówić coś więcej?
Ja pierniczę, od dawna marzyłam o tym filmie i nareszcie Jest! Obym się tylko nie zawiodła, nie nie nie!
Proxy
Wysłany: Śro 2:00, 17 Lut 2010
Temat postu:
Książka, a dokładniej część pierwsza, ma głównie za zadanie przekonać, uświadomić (Alicję, dla której jest dedykowana i z powodu której w ogóle powstała, ale także po prostu każde dziecko, z miarę możliwości dziewczynkę) że zależności międzyludzkie, relacje, tradycje, etykieta, władza rodzicielska, opinie innych... Są niczym więcej niż dość przypadkową umową międzyludzką, która nie ma żadnego realnego oparcia. Herbatka u Kapelusznika nie jest wcale bardziej bezsensowna niż herbatki u zwykłych ludzi, może nawet jest trochę mniej bezsensowna. Dodgson bierze założenia, na których opiera się świat i idzie z nimi dalej, takimi, jakie są, pokazując ich absurdalność. "Alicja" to nie absurd oderwany od świata, to absurd otaczającej go rzeczywistości, przejaskrawiony, a jednocześnie subtelnie ukryty.
Czemu do dzieci? Bo on nie lubił dorosłych, młodzieży czy innego paskudztwa, niejednokrotnie oficjalnie dawał temu wyraz, ale ludzie uważali, że on się tylko tak "droczy". Chłopców też nie lubił, na kilkaset dzieci z którymi korespondował był bodajże tylko jeden chłopiec. Poza tym historia z chłopcem zamieniającym się w świnie też przypadkowa nie jest.
Taka mała dygresja dot. Dodgsona - jego najlepiej interpretować jest ogólnie, patrząc ponad historiami na myśl, na drogę, na to, gdzie i jak to szło, a nie zagłębiać się w rozważania pojedynczych "scen" - bo on uwielbiał zastawiać pułapki. Czytałem jego zagadki matematyczne. Pisał je do gazety, a w numerze za tydzień podawał rozwiązanie, ludzie wtedy się tym pasjonowali, matematycznymi zagadkami. Stworzył między innymi twierdzenie logiczne, które udowadniało, w skrócie, że jeśli mamy białą i czarną kulę i losujemy je, to zawsze wylosujemy czarną. Umieścił w tym dowodzie, specjalnie, błąd logiczny, a całość zamieścił nie jako zagadkę "znajdź błąd", tylko jako ciekawostkę, dowód. Przez tydzień wytykano mu, że to bez sensu, ale nikt nie potrafił pokazać, gdzie tkwi błąd.
Co do sensu użycia przez niego takiego, a nie innego stylu. Po pierwsze dla niego wszystko wokół było absurdalne, oparte na przypadku i udające sensowność. Ponieważ miał na celu udowodnić bezsensowność to taka forma była chyba najlepsza. Jednakże były też inne powody - taki styl bardziej wciągał dzieci. On wiele elementów swoich książek umieścił tylko po to, aby uatrakcyjnić książkę z perspektywy dziecka, jednocześnie przemycając mu pewne treści. Chociażby wszystkie te różne dziwne mieszanki słodyczy, o których się rozpisywał, pobudzając wyobraźnie. Kolory, barwy, zapachy, to działało bo miało działać.
Z tego co napisałem może wyjść trochę błędny obraz Dodgsona, dlatego uściślę jeszcze kilka myśli. Dodgson nie był złym człowiekiem, który pod płaszczykiem dobrego wujka chciał zaszczepić nihilizm w dzieciach. On chciał je rozwinąć, pokazać im, że dążenia "ich ojców" są bez sensu, że jest coś innego, że można patrzeć na świat inaczej. Po co mu to było? Bo był pedofilem. A dokładniej - pożądał, zarówno fizycznie jak i psychicznie, małych chudych dziewczynek. Przy czym nie chciał zrobić im nic złego, nie chciał ich molestować czy obmacywać na boku. Nie, choć na pewno ochoty miał na to nierzadko. On postanowił sobie, że uświadomi jakąś (główne próby wtedy kierował na Alicję, później też miał kilka takich prób na innych dziewczynkach, konkretnych) dziewczynkę, że uratuje jej umysł przed wydorośleniem, czyli zabiciem kreatywności i umiejętności dystansowania się do świata. A potem będą mogli żyć razem długo i szczęśliwie. (Nota bene najprawdopodobniej myślał, że mu się udało, był radosny, bo wciąż pożądał Alicji, mimo, że ona miała już 16 lat! I oświadczył jej się, a ona "dała mu kosza".)
W pierwszej części widać zdecydowane targetowanie się na małe dziewczynki, ze specjalnym uwzględnieniem Alicji, a cała myśl przewodnia, mimo, że tak subtelnie ukryta, przewija się w każdej, nie bez powodu opowiedzianej, historii Charlesa zawartej w tej książce. "Po drugiej stronie lustra..." była już "ostrzejsza", bardziej ustawiona na uświadamianie, na ukazanie ideologii Dodgsona niż na małe dziewczynki. Z jednej strony widać, że świetnie się bawił słowem, z drugiej dbałość o najmniejszy szczegół, momentami aż chorą pedanterię.
Druga część jest stworzona na bazie możliwej realnie do rozegrania partii szachowej. Wydarzenia w książce odzwierciedlają ruchy pionów na szachownicy.
Co do dbałości o szczegóły - Dodgson na swój koszt przedrukował cały nakład "Po drugiej stronie" bo stwierdził, że takie "* * * *" oddzielające rozdziały powinno trochę inaczej wyglądać. Zmienił chyba albo liczbę ramion w tych gwiazdkach, albo wielkość odstępów...
Wiedza o przyczynach i skutkach powstania dzieła psują efekt? Moim zdaniem zmieniają go, wzmacniają, mając pełny obraz możemy pełniej odbierać dzieło, świadomie móc je oceniać.
Hekate
Wysłany: Wto 18:12, 16 Lut 2010
Temat postu:
Cytat:
Surrealizm? Owszem. Ale celowy, precyzyjny. Z czegoś konkretnego wychodzi, do czegoś bardzo konkretnego dąży, pozorny bezsens również nie jest przypadkowy
Do czego dąży?
Hekate
Wysłany: Wto 18:10, 16 Lut 2010
Temat postu:
No, to już wiesz, gdzie Ori widzi slash
Mnie się akurat brak pairingu z główną bohaterką bardzo podoba, koszmarny kicz by wyszedł, gdyby z kimś ją zeswatali. Poza tym mocno się tym mini-serialem z Ori zdołowałyśmy - w związku z Azkadelią. Bo trudno tej kobiecie nie współczuć, no naprawdę, no!
Mówiłam, że mniej do głÓpawkowania. Alice działa bardziej na emocje, to takie przecudne zatracenie się w fabule, natomiast Tin Man to... to niezły film i tyle. Szanuję go. Ma lepszą muzykę, logiczniejszą i głębszą problematycznie fabułę, a do tego Crossover. Oj tak. Jak zobaczyłam Neala McDonougha, to myślałam, że padnę, bo ja go kojarzę głównie z Band of Brothers
No wiesz, to tak, jakby porucznik z czasów II wojny światowej nagle trafił do Krainy Oz
Proxy
Wysłany: Wto 18:05, 16 Lut 2010
Temat postu:
Hekate napisał:
Przepraszam, ale gdzie ty masz w oryginale "pełną osobowość" Kapelusznika? To przecież jeden z wielu pobocznych bohaterów surrealistycznej opowiastki. Pełne biografie, rozmaite wielce, wymyślono mu dopiero współcześnie. Bo to, jak powiedziałeś, fajny symbol. Ale z tego Caroll sobie zapewne nie zdawał sprawy.
Dokładnie to miałem na myśli, że przyciągają do siebie tym, że w sumie mało o nich wiadomo, że ludzie wymyślają ogromne historie do nich. Że w tym, ile można o nich powiedzieć a ile nie zostało powiedziane, objawia się ta o której pisałem, nie bez powodu zcudzysłowiona "pełność".
Charles Dodgson był przede wszystkim matematykiem, obok bycia prekursorem fotografii, wykładowcą, gościem z rozdwojeniem jaźni (przy czym nie wiadomo na ile to on w to grał, a na ile jeszcze nad tym w ogóle panował). Surrealizm? Owszem. Ale celowy, precyzyjny. Z czegoś konkretnego wychodzi, do czegoś bardzo konkretnego dąży, pozorny bezsens również nie jest przypadkowy. Można, oczywiście, świadomie udawać, że tego tam nie ma, że to tylko duchowy narkotyk który w nas wpływa, jest przyjemnie, potem wypływa. Ale to samooszukiwanie. Ogłupianie siebie. Można udawać, że fikcja bierze się znikąd, ale to nie zmieni tego, że ona ma swoje przyczyny, że jest twardo zakorzeniona w życiu.
Hekate napisał:
Symbole nie ćpają. Symbole znaczą. Symbole odrywają się od rzeczywistości i szybują w przestworza. Poza tym, traktowanie kreskówki i baśni w kategoriach realistyczno-psychologicznych (pomińmy problematykę marzenia sennego z Alicji) wiąże się z olaniem konwencji, a to z kolei odrobinę mija się z celem.
Symbole nie tylko nie ćpają. Symbole tylko są, nic więcej. To my się za pomocą tych symboli możemy uciekać od rzeczywistości, albo odrywać symbol od jego realnego znaczenia. Symbol nie zrobi nic. On po prostu jest.
Alicja jest skrajnie psychologiczna i jednocześnie drwi sobie z psychologii jako takiej. Muminki to coś skrajnie psychologicznego. I jako komentarz do rzeczywistości i jako próba stworzenia innej rzeczywistości i jako uzewnętrznienie się autorki. Opowiadania z Doliny Muminków mówią same za siebie, powstają całe prace naukowe na temat zawartych w nich psychologicznych obserwacji. Początki Muminków (Małe trolle, wielka powódź czy też Dolina Muminków) to była próba zawarcia autobiografii w swojej, zamkniętej i sztucznie stworzonej rzeczywistości. Co też się wali, a wyraz i próbę naprawy tej "zamkniętości" widać w "Dolinie Muminków w listopadzie".
Możliwe, że nie będzie miło. Lecz prawdopodobnie ciekawie.
Angel
Wysłany: Wto 17:30, 16 Lut 2010
Temat postu:
Aww....
Cytat:
Ori tam widzisz slash
Że que? xD
jestem po pierwszej części. Alice o wiele bardziej klimatyczna, no i brakuje mi jakiegoś sensownego pairingu z główną bohaterką. Brakuje dziwnie przystojnych mężczyzn. brakuje... No klimatu głównie brakuje. jak dla mnie jest nieznacznie lepsza od Alicji, choć ma kilka cudnych, dobrych ideowo tekstów, postaw w danych sytuacjach.Ale tak to...
Pewnie musiałabym być fanką ksiażki, zeby mi się bardziej od Alice (póki co) podobało.
edit: Aaaaa, matko,slash, slash, oni tańczą...! Znaczy, zamierzają xD
e2: Uaaaiiiiłiiii...!
Cytat:
- Niezły jesteś
- To kwestia rytmu.
Hekate
Wysłany: Wto 17:08, 16 Lut 2010
Temat postu:
Proxy napisał:
Mają wspólne cechy. M.in. obaj są dość pełnie wymyślonymi osobami, których ta "pełność" objawia się głównie w niedopowiedzeniach.
Przepraszam, ale gdzie ty masz w oryginale "pełną osobowość" Kapelusznika? To przecież jeden z wielu pobocznych bohaterów surrealistycznej opowiastki. Pełne biografie, rozmaite wielce, wymyślono mu dopiero współcześnie. Bo to, jak powiedziałeś, fajny symbol. Ale z tego Caroll sobie zapewne nie zdawał sprawy.
Z Włóczykijem insza inszość. To postać fabularnie bardzo istotna.
Cytat:
Obaj są też mocno przeceniani z powodu nie wgłębiania się ludzi w to, dokąd prowadzi taki charakter, takie wybory ichnie prowadzą. To trochę tak, jak mówić "oo, bardzo fajnie jest być z narkomanem, on jest taki zabawny kiedy ćpa". Prawda. Ale jak nie ćpa to gryzie ściany, a szansa na to, że przeżyje dłużej niż jeszcze 2 lata wynosi mniej niż 30%.
Symbole nie ćpają. Symbole znaczą. Symbole odrywają się od rzeczywistości i szybują w przestworza. Poza tym, traktowanie kreskówki i baśni w kategoriach realistyczno-psychologicznych (pomińmy problematykę marzenia sennego z Alicji) wiąże się z olaniem konwencji, a to z kolei odrobinę mija się z celem.
Osobiście bardzo lubię metaforę "ćpania" kultury i sama się za takowego ćpuna uważam. A "Alicję" książkową lubię przede wszystkim dlatego, że nie ma w niej niczego poza surrealizmem (i wylęgarnią symboli). A jeżeli nawet jest, jakieś-tam nawiązania do autentycznie istniejących osób czy coś w tym rodzaju, to mam to w dupie i nie zamierzam sobie takimi duperelami psuć przyjemności płynącej z ćpania fikcji
A propos Tin Mana.
Ori tam widzisz slash.
Ja nie mogęęęęęęęęęęęę
Angel
Wysłany: Wto 16:22, 16 Lut 2010
Temat postu:
Na bieżąco z ogladania I części:
Cytat:
- Tak sobie myślę... Jeśli Tajemny Mąż naprawdę zna odpowiedzi, może jak znajdziemy mamę DG, pomoże mi wypełnić czaszkę! A jemu da kręgosłup. I moze zrobi coś z twoim beznadziejnym podejściem!
- Może da mi suwak tam, gdzie trzeba.
Uiii...! Niemamskojarzeńniemamskojarzeńniemamskojarzeń...
Proxy
Wysłany: Wto 13:30, 16 Lut 2010
Temat postu:
Mają wspólne cechy. M.in. obaj są dość pełnie wymyślonymi osobami, których ta "pełność" objawia się głównie w niedopowiedzeniach. Obaj są też mocno przeceniani z powodu nie wgłębiania się ludzi w to, dokąd prowadzi taki charakter, takie wybory ichnie prowadzą. To trochę tak, jak mówić "oo, bardzo fajnie jest być z narkomanem, on jest taki zabawny kiedy ćpa". Prawda. Ale jak nie ćpa to gryzie ściany, a szansa na to, że przeżyje dłużej niż jeszcze 2 lata wynosi mniej niż 30%.
Ostatnio, gdy przestałem patrzeć na te wszystkie interpretacje Alicji (w tym moją), a spojrzałem, ponownie, na oryginał, z perspektywy czasu... Zacząłem mieć dość już tej zabawy. Kiedyś walczyłem z Disneyowską interpretacją, tą dziecinną, spłycającą, uwłaczającą może nawet. Dziś, gdy powstają nowe, klimatyczne...
Przyjemnie oglądało mi się "The Nightmare Before Christmas" Burtona. Jednak to, tak naprawdę, mainstreamowy, pozornie głęboki, realnie zwyczajnie płytki film zrobiony przez gościa o trochę ciekawszym poczuciu estetyki niż inni popularni twórcy. Ja wiem, że przeceni Kapelusznika, bo Kapelusznik to świetny symbol "alternatywnej popkultury", tej dumnej, która poszła odrobinę gdzie indziej niż zwykła i z tego powodu uznała, że odkryła wszystko, że jest dużo lepsza.
Miniserial - FLCL. 6 odc, po 20 minut czy coś koło tego. Zrobione przez twórców Neon Genesis Evangelion, czyli anime o depresji, skrajnie psychologiczne, z wrzuconymi na pałę różnymi mistycznymi symbolami, żeby wyglądało ciekawiej i lepiej się sprzedało. Ale i tak głębokie, mimo tego. A FLCL... To potęga. Skrajnie szydercze, wypełnione do granic możliwości smaczkami, aluzjami. O dojrzewaniu, o niespełnieniu, o seksie. Zrobione z ogromnym dystansem do siebie, z przymrużeniem oka. Dla stworzenia muzyki do FLCL zatrudniono Pillows!, znany japoński zespół, a samo FLCL poniekąd powstało dlatego, że ktośtam był fanem Pillows! i chciał coś z motywem z nim zrobić. 3 płyty fajnych OST z 6 odcinków anime
Głos kota podłożył reżyser NGE. Bo mógł.
Może nie do końca w temacie wpisanym tam, wyżej, ale w temacie rozmowy. Poza tym lekko tylko napocząłem tematy, więc nie czuję się winny
Angel
Wysłany: Wto 11:25, 16 Lut 2010
Temat postu:
Oj już ja te symbole znam. Najpierw symbol, który coś określa, potem motyw, a potem... pojawia się na maturze. Ale nie miałabym nic przeciwko, aby pojawił się na maturze. Lubię takich mężczyzn xD
Rany, nie mam skąd ściągnąć 3 części. No nic, lecę szukać.
Hekate
Wysłany: Wto 11:21, 16 Lut 2010
Temat postu:
Nie, Tin Man jest trzyczęściowy.
A swoją drogą to ciekawe, jak z postaci - np. z Włóczykija - robi się Symbol, uogólnienie dotyczące pewnej postawy życiowej.
Angel
Wysłany: Wto 10:50, 16 Lut 2010
Temat postu:
Moja kochana Hekate, o Kapeluszniku ogólnie mówiłam jako postaci, w różny sposób kreowany... Różni ludzie, różne interpretacje, kreacje. Zdziwiłabym się, jakby wśród nich nie było kreacji a'la Włóczykij xD I jakoś to w podświadomości czuję, że mają coś wspólnego, tylko nie wiem jeszcze, co xD
Choć szczerze mówiąc, nie zdziwiłabym się, gdyby to było to, że mój luby posiada cechy wszystkich tych osób,a przynajmniej posiadał xD
Ale trudno zaprzeczyć aż, że ten był słoooodki! xD
Ok, to ściągam Tin Mana xD
Też ma to dwa odcinki?
Hekate
Wysłany: Wto 9:48, 16 Lut 2010
Temat postu:
Łii, to musimy chyba założyć fanclub Kapelusznika! Facet zdobywa coraz więcej wielbicielek
Chociaż akurat z teorią o podobieństwie Kapelusznika i Włóczykija bym się pokłóciła. Na moje to dwa różne typy postaci.
Włóczykij to typ "stachurowaty" trochę, wieczny poszukiwacz sensu, natomiast z Kapelusznika ma w sobie sporo z cwaniczka (handelek prochami, granie na dwa fronty itp.). Podejrzewam, że w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się Kapelusznik, Włóczykij po prostu spakował by plecak i poszedł w siną dal, bo polityka to, w jego mniemaniu, coś kompletnie nieistotnego. A nawet brudnego.
Jak ci się "Alice" podobała, to obejrzyj też "Tin Mana" na podstawie Krainy Oz! Super jest. Moim zdaniem sensowniejsze i lepiej zrobione od "Alice", ale nie aż tak... urocze (awwww).
Angel
Wysłany: Pon 21:29, 15 Lut 2010
Temat postu:
Kyaaa...!
Właśnie jestem po obejrzeniu I odcinka Alice.
Moge z czystym sercem powiedzieć że, po
a) uwielbiam kapelusznika*
b) bardzo mi się podoba sukienka Alice (zdobędę taką...! Choćby u krawca/cowej zrobię...)
I taki mój dziwny prosty nieludzki podziw schizowy niesamowicie 0 jak ona może cały czas w tych obcasach biegać? nie przyjrzałam się dokładnie, ale ile one mają...? 11?
Ogólnie spotkałam się z wieloma wersji Alicji, z wieloma interpretacjami, adaptacjami, nawet nie wiem, jak to określić, nawet nie wiem, jak to wyrazić. Była Alicja jako kobieta-morderczyni próbująca się wydostać ze świata w którym każdy próbował ją zgwałcić(Kapelusznik bodajże też...? Nie pamiętam, ale raczej też), wreszcie przedstawienie mojego Lubego (nie widziałam, ale tez było schizowe. w ostatniej scenie, bodajże Kapelusznik dusił Alicję...? Tak z NGE...?), ale Alicja tak... amerykańska? Do takich schizowych interpretacji, adaptacji Bóg wie czego przyzwyczaiłam się, ze to takie... amerykańskie jest dla mnie dzikie, schizowe, jest przede wszystkim... NORMALNE niesamowicie, i rpzez to Alice jest taką... nienormalną adaptacją. O rany rany.
* Tak, zawsze miałam słabość do Kapelusznika. I Włóczykija. I Urahary.
Edyta: Jaaa, ale facet, który gra kapelusznika jest fajny. Jaaa... Ale tu pucułowato wygląda nieco. Kurcz,e nie wiem, co myśleć o tym.
E2: łiii...! oglądnięte! Całe! Kapelusznik jest... Przecudowny. Tez chce kawałek takiego!
W każdym razie, nie ma to jak dobre zakonczenie xD
Hekate
Wysłany: Pon 10:25, 15 Lut 2010
Temat postu:
Upadłam nisko i bardzo mi z tym dobrze.
Ale co ja na to poradzę, że
"Saga rodu Forsyte'ów"
jest taka... uroczaaaaa?
I nie tylko dlatego, że w jednym serialu gra Rupert Graves i Damian Lewis
Właściwie tam nie chodzi o nic poza rodzinnymi problemami, romansami, skandalami i Klimatem - oj tak, Klimat jest cudny! - bo wiecie, najpierw druga połowa dziewiętnastego wieku, potem międzywojnie.... mru, mru.
I ja się bardzo dobrze czuję w Wielkiej Brytanii arystokratów, bryczek, lokajów, wieczorów w operze i popołudniowych herbatek. Aczkolwiek jeszcze lepiej na imprezach z foxtrotem.
Człowiek tak... no... wsiąka w tę sagę po prostu. Trochę go to bawi, trochę wzrusza, trochę wkurza. Ale generalnie fajne odprężenie i wielobarwny obraz epoki.
Ale nie da się ukryć, że jedną z bohaterek miałam ochotę powiesić na żyrandolu.
A Soames Forsyte powinien być gejem
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin