FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Klub Pojedynków
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Natalia Lupin
Wysłany: Nie 20:48, 03 Sty 2010
Temat postu:
Oj, było pisane na tempo. Ale nie porzucę tego pomysłu, ino go dopracuję. Z dialogów jestem noga
Na pewno nie przesadzacie: jak mówicie, że ma być inaczej, to będzie. I już
Dziękuję za konstruktywną krytykę
Noelle
Wysłany: Nie 20:22, 03 Sty 2010
Temat postu:
Statki kosmiczne wyszły nawet lepiej. I są dłuższe. Ha. Natalia musiała spieszyć się z terminami. Bywa.
A teraz trochę gadania. Wstęp jak w "Małym księciu", ale już przy wzmiance o futrze można nabrać podejrzeń. Albo zbójca, albo samobójca. I u ciebie nie obyło się bez trupa. Vivat krwisty surrealizm i pochodne.
Hekate
Wysłany: Nie 19:53, 03 Sty 2010
Temat postu:
Mam wrażenie, że dialog lisa i Luizy troszkę kuleje. Nie ma w sobie płynności i wymagałby szlifierki. Dobrze wsłuchaj się w jego brzmienie - moim zdaniem coś jest nie tak z melodią zdań, a już szczególnie z tymi wszystkimi "powiedziała Luiza przytomnie", no, z odnarratorskimi ripostami.
Sama nie wiem, może przesadzam.
Lubisz element grozy, lubisz "zbaśniawiać" fabułę, tworzysz niesamowity klimat. Nie raz ci już mówiłam, że doskonała z ciebie bajarka, bo masz naturalną zdolność do tworzenia opowieści (pewnie dlatego, że cię twoja siostra? kuzynka? kuzynki? prosiły o opowiadanie/pisanie rozmaitych historii, prawda li to? ^^)
Tak jest, Szecherezado, czarujesz. Ale tym razem nie dałam się wciągnąć. Opowiadanie, jak na twoje możliwości, jest słabe. Pisałaś już obrazki i poetyckie miniaturki, które zapadały w pamięć, ale ten tekścik wygląda na pisany od niechcenia, w autobusie, na skrawku biletu. Jest zbyt krótki, żebym mogła docenić jego baśniową grozę.
Zaraz idę czytać twoje opowiadanie SF.
Zobaczymy, Szecherezado, jak sobie radzisz z opowieściami o statkach kosmicznych
/znika/
Natalia Lupin
Wysłany: Nie 18:34, 03 Sty 2010
Temat postu: Reedycja: Lis
T’was a cold and dark December
And the banks became cathedrals
And the Fox became God
Coldplay, “Violet hill”
Luiza siedziała w oknie spiżarni, wśród wspaniałych świątecznych zapachów. Posłuszna poleceniu matki wyglądała pierwszej gwiazdki. Zabiegana kobieta z pełnym spokojem sumienia mogła wysłać córkę do spiżarni, pewna, że wigilijne zapasy na tym nie ucierpią: Luiza była tym typem dziecka, które nie tknęło patery z ciastkami dopóki ktoś z dorosłych nie udzielił jej pozwolenia. Pod tym względem przypominała doskonale wytresowanego szczeniaka.
Na dworze było już ciemno i na śniegu kładły się fioletowe cienie o poczernianych brzegach. Niebo, przed południem szare jak gołębie skrzydło, ciemniało coraz bardziej, przybierając kolor pośredni pomiędzy gwiazdkowym granatem a smoliście czarnym. Gwiazd nie było widać. Niezrażona dziewczynka przycisnęła policzek do szyby. Na szkle pojawił się biały obłoczek jej oddechu. Niestrudzenie patrzyła w górę.
Las rosnący naprzeciwko domu jawił się jako czarna fala nadciągająca z północy, zamarznięta w ruchu. To z niej wynurzył się teraz mały ciemny kształt i podreptał drobnym kroczkiem w stronę oświetlonych okien. Eleganckie łapki rysowały na śniegu równiutki szlaczek, od pierwszych drzew aż pod parapet. Gdy Luiza opuściła wzrok, by poprawić się na miękkiej poduszce, napotkała spojrzenie błyszczących oczu.
- O – powiedziała, nieruchomiejąc, żeby nie spłoszyć niespodziewanego gościa. Nie wyglądało jednak, by dał się łatwo spłoszyć. Uniósł pyszczek, by spojrzeć w twarz dziewczynki.
„Dobry wieczór.” Słowa pojawiły się w głowie Luizy czyste i jasne, jak spadający z nieba śnieg. Lis zamrugał, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że powinna odpowiedzieć na tak grzeczne przywitanie.
- Dobry wieczór – odparła dziewczynka i zawahała się. – Ty to powiedziałeś?
„Oczywiście. Czy jest tu ktoś jeszcze, kto mógłby to powiedzieć?”
- Nie. Ale lisy nie mówią – zauważyła przytomnie Luiza.
„To drobiazg, z którym łatwo można sobie poradzić.” Lis uśmiechnął się do dziewczynki czarująco. Luiza była na tyle duża, by wiedzieć, że lisy nie mówią, jednak uśmiech nie wzbudził jej zastrzeżeń. Zresztą, jeśli zwierzę mówi, taki drobiazg przestaje mieć znaczenie.
„Ciepło ci?” spytał Lis, nadal uśmiechając się. Luiza znów poprawiła się na poduszce.
- Bardzo. A tobie? – dodała, przypominając sobie, że należy być grzeczną.
„Ach, może być. Co prawda śnieg jest zimny i mokry, i wiatr wieje, ale nie jest źle.”
- Nie mogę cię wpuścić do domu – oznajmiła. – Nie jestem niemądra.
„Oczywiście, że nie. Przyszedłem tylko porozmawiać. Co tak błyszczy za twoimi plecami?”
- To? – dziewczynka odwróciła się, by sprawdzić. – To garnki. Dzisiaj jest Wigilia i przyjdzie mnóstwo gości na kolację. Jest ryba po grecku i makaron z makiem, i słodkie placki, i takie małe pierożki… Dużo pysznego jedzenia.
„Brzmi bardzo miło. Też będę miał dzisiaj elegancką kolację, ale zjem ją sam, niestety.”
Lis opuścił nieco pysk, patrząc w górę wielkimi kasztanowymi oczami. Luiza zasmuciła się.
- Biedny lisku! W Wigilię nikt nie powinien być sam. Czy nie masz przyjaciół?
„Niestety. Ale ty możesz zostać moją przyjaciółką.” Lis znów uśmiechnął się i machnął puchatą kitą.
- Z wielką chęcią! – zawołał Luiza i klęknęła na parapecie, przyciskając do szyby pulchną dłoń. Lis okręcił się na śniegu i jednym zgrabnym susem wskoczył na okno. Położył łapkę na szkle, tak, że wydawało się, iż dotyka ręki dziecka.
„Witaj, mała przyjaciółko” powiedział, przechylając głowę i patrząc na nią jednym okiem.
- Witaj, Lisie. Nazywał się Luiza. Ale masz piękne futro.
„Prawda?” Lis zakołysał się z boku na bok, by dokładnie mogła się przyjrzeć falowaniu rudozłotych włosów. „Jest bardzo ciepłe i mięciutkie. Niejedna elegantka chciałaby takie w swojej szafie. Chcesz dotknąć?”
Dziewczynka zawahała się.
- Nie mogę. Musiałabym otworzyć okno.
„Boisz się ciemności?” głos Lisa był pełen zrozumienia. Biały koniec jego ogona leciutko drgał po drugiej stronie szyby, tuż przy twarzy Luizy.
- Nie! Ale na dworze jest zimno, a mama będzie się gniewać, jeśli wejdziesz do środka.
„ Ależ nie chcę wchodzić do środka, pamiętasz? Wysuniesz tylko rączkę i pogłaszczesz mnie, mała przyjaciółko Luizo, żeby zobaczyć, że nie kłamię. Ja nigdy nie kłamię.”
Dziewczynka wciąż wahała się.
„A jeśli stwierdzisz, że mam rację, że jestem taki mięciutki i ciepły, to dam ci takie futro na zawsze,” kusił Lis.
- Naprawdę? – westchnęła Luiza.
„Ależ oczywiście. I nie będę wchodzić do środka, słowo honoru. Jesteś moją przyjaciółką”, przypomniał jej Lis.
Ostatecznie przekonana dziewczynka położyła dłoń na klamce okna i pchnęła w dół. Przez szparę wsypało się nieco śniegu i wtargnął chłodny powiew wiatru. Luiza wzdrygnęła się. Lis oparł łapę na oknie i popchnął je nieco mocniej, tak że po chwili nie dzieliła go od dziewczynki żadna przeszkoda. Pogłaskał ogonem jej policzek.
„I jak?”
Luiza dłonią przytrzymała futerko przy twarzy. Pachniało wiatrem i śniegiem, i było chłodne w dotyku.
- Bardzo mięciutkie! – przyznała.
„A więc miałem rację”, uśmiechnął się z zadowoleniem Lis.
- Dostanę takie? – spytała dziewczynka, przymykając oczy i głaszcząc ogon zwierzęcia.
„Ależ oczywiście, przecież obiecałem”, odparł Lis i jednym skokiem rzucił się na dziecko.
* * *
Gdy matka Luizy otworzyła drzwi do spiżarni, uderzyła ją fala mroźnego powietrza.
- Luiza? – krzyknęła z przestrachem, ruszając w stronę okna. Było otwarte. Zielona poduszka przysypana była śniegiem. – Luiza?!
Kobieta wychyliła się przez okno, pewna, że znajdzie pod nim zapłakaną i przemarzniętą dziewczynkę. Po upadku z niskiego okna na parterze nie mogło jej się nic stać, najpewniej jednak najadła się strachu. Będzie miała za swoje!
Jednak dziecka nie było pod oknem. Śnieg był stratowany, jakby biło się na nim dwóch chuliganów z miasteczka. Od ubitego placyku w stronę lasu wiodły dwa równe rządki eleganckich lisich tropów.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin