FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Klub Pojedynków
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Natalia Lupin
Wysłany: Pon 10:58, 01 Wrz 2008
Temat postu:
Ta
Hayley
Obejrzyj koniecznie, bo to fantastyczny film. Jeden z pierwszych z tą... no... tą dziewczynką z
Juno
, jak jej tam.
Meg pojawia się kilkakrotnie, wydaje się takim głupiutkim dzieciątkiem, ale na koniec jest jedno ujęcie: stoi silna, świadoma, konkretna. Uwielbiam ją.
Dziękuję
Aurora
Wysłany: Pon 10:51, 01 Wrz 2008
Temat postu:
1.
Nie znam fandomu. Totalnie nie wiem, o co chodzi. Chociaż bardzo ciekawie napisane, szczególnie postac dziewczynki (Hayleya? huh, pogubiłam się. Hayleya
w
dziewczynce? omg, jak to brzmi o_O). Przepraszam, nie umiem nic więcej o tym powiedziec.
2.
Dawno nie oglądałam Upiora. I, wybacz, nie pamiętam Meg Giry
Chociaż tutaj, jako postac, bardzo ją rozumiem. Bardzo ją lubię. I, och, Christine to taka trzpiotka, delikatnieńka, pff *otrząsa się*. Meg wydaje się człowiekiem. Tak, na pewno pomoogłaby Upiorowi - Erykowi - bardziej, niż Christine.
Bardzo podobają mi się te trzy zdania: zmiana dyrekcji..., Christine... i "czy będzie musiała powiedziec". Mr.
Natalia Lupin
Wysłany: Nie 17:46, 31 Sie 2008
Temat postu:
Tytuł: Maska
Fandom: Upiór w operze (film)
Występują: Meg Giry, Eryk
Spoilery: nie
Prompt:
- Kim jesteś?
- "Kim jesteś" jest jedynie pochodną funkcji "czym jesteś". A czym jestem? Człowiekiem w masce.
- To akurat widzę.
- Oczywiste, że widzisz. Nie kwestionuję mocy twojej obserwacji. Zauważam tylko pewien paradoks pytania zamaskowanego człowieka "Kim jesteś?"
- Kim jesteś?
Wydawał się zakłopotany niespodziewanym spotkaniem. Nie wiedział, że ktoś może być w pokoju pod nieobecność Christine. Nawet nie sprawdził. A teraz stał tu, przy samym lustrze, na pół gniewny, na pół przestraszony. Nie mógł uciekać, by nie pokazać jej przejścia za lustrem (a przecież wiedziała o nim, tak dobrze wiedziała! Z trudem powstrzymała śmiech). Nie przerażał jej sam jego widok. Nie miał też nad nią władzy, jaką sprawował nad Christine.Stali w bezruchu. Patrzyli na siebie.
- Jesteś Aniołem Muzyki? - zapytała.
- Jestem Upiorem Opery - odparł po chwili.
- Dlaczego nosisz maskę?
- Najwyraźniej mam do tego powód - powiedział butnie, a w jego głosie zabrzmiały ponure, tryumfalne nuty, jakie słyszała kiedyś w pieśni Anioła, podsłuchanej przez niedomknięte drzwi. Jego oczy zapłonęły.
- Jesteś córką Madame Giry. Nikomu nie powiesz o naszym spotkaniu.
Gdy postąpił gwałtownie do przodu, Meg cofnęła się. Chwycił ją za łokieć. Pochylił twarz w jej stronę.
- Jesteś jej przyjaciółką. Kim jest Raul de Chagny? Odpowiadaj!
- Jej przyjacielem... z dzieciństwa - wykrztusiła, zaskoczona nagłym atakiem. Szarpnęła się, ale nie puszczał.
- Przyjaciel - wyszeptał. Na moment jego spojrzenie zamgliło się. - Pozbędę się go; wiem, że mogę.
Puścił rękę Meg i pchnął lustrzaną taflę, nie dbając już o pozory. Odwrócił się na moment i położył palec na ustach. Przejście zamknęło się za nim cicho.
* * *
Meg marzła, odziana tylko w lekkie tiule stroju baletowego. Przez podziemny korytarz powiał niemal grobowy wiatr. Spojrzenie Eryka było równie ponure.
- Nie możesz tego zrobić! - zawołała cicho. - Ona nie jest gotowa! Jest tylko chórzystką!
- Ze mną będzie wspaniałą solistką, gwiazdą sceny! - znów ta sama buta, te same ognie w jego oczach. Pojawiały się, gdy mówił o Christine. Przerażały Meg. - Śpiewa tysiąc razy lepiej, niż La Carlotta! Prowadziłem ją do tej pory, zaprowadzę ją na sam szczyt!
Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści.
- Co ty mówisz! Minęły już czasy, kiedy właściciele teatru byli ci posłuszni! Nie boją się ciebie. Nie zwyciężysz ich.
Uderzył pięścią w ścianę korytarza tak gwałtownie, że drgnęła z przestrachem.
- Pomożesz mi. Jestem Upiorem Opery. To mój dom. I ja będę w nim ustalał zasady!
- Przerażasz mnie, Eryku! - wyszeptała, cofając się.
Zaśmiał się nisko, dotykając dłonią maski.
- Jestem tu po to, by przerażać.
* * *
Był tryumfatorem. Don Juanem Tryumfatorem. Był gotów do wejścia na scenę, odegrania swojej roli, ostatecznego udowodnienia swojej władzy. Był szalony miłością do Christine. Był szalony pożądaniem jej.
Meg stała na brzegu podziemnego jeziora jak blada figurynka zdobiąca jaskinię. Patrzyła na niego, pławiącego się we własnym, iluzorycznym zwycięstwie.
- To się nie uda - powiedziała cicho. Sama nie wiedziała, który to już raz tego dnia. - Oni są przygotowani, Eryku. Oni wiedzą. To się nie uda.
Nie słuchał. Nie zauważał jej. Przestała być potrzebna.
Ranił tak, jak sam został zraniony. Tym samym ostrzem. Tak samo nieświadomie i egoistycznie.
Nieśmiało podeszła do jednego ze stołów. Pochyliła się nad małą pozytywką, dotykając palcem turbanu małpki dzierżącej blaszane talerze.
- Nie rusz! - zagrzmiał Eryk, obracając się nagle. Wyprostowała się z przestrachem.
- To dla niej - powiedział już ciszej. Kilkoma ruchami nakręcił zabawkę, żeby Meg mogła usłyszeć melodię.
Co za bal, maskarada na sto par!
Maskarada na sto par... Jedna maska dla Christine - delikatnej córki skrzypka, niewinnej przyjaciółki. Jedna maska dla matki - oddanej pracownicy Opery, nie wiedzącej o Upiorze więcej niż inni. Jedna maska dla Raula - nieustraszonego wybawcy ukochanej. Jedna dla niej samej, dla Meg - słodkiego dziecka, nie znającego namiętności.
Pół maski dla Eryka - tylko tyle, by zasłonić oszpeconą przez ludzi duszę.
Natalia Lupin
Wysłany: Nie 16:33, 31 Sie 2008
Temat postu:
Strasznie się męczyłam z tym promptem. Wymyśliłam o drugiej w nocy, podczas szallonej dżamprezy, gdy próbowałam przeforsować
Upiora
jako kolejny film do obejrzenia.
Jak zobaczyłam dzisiejszy, trzeci, prompt, to się załamałam. W związku z tym jesteście skazane na Meg Giry i jej nieszczęśliwą miłość.
Do diabła z Krystyną Daje!
Tytuł: ***
Fandom: Upiór w operze (film)
Występują: Meg Giry, Christine, Raul
Spoilery: tak
Prompt: błąd
Gdy ludzie wbiegli do tuneli, które tworzyły pod ziemią labirynt przejść, matka chwyciła ją za rękę.
- Musisz iść. Chronić go! Idź, Meg, ratuj Eryka!
Ratuj Eryka! Po raz pierwszy wymieniła jego imię w rozmowie z córką. Po raz pierwszy przyznała wprost, że ma coś wspólnego z oszpeconym geniuszem z podziemi opery.
Jak mogła się zawahać choć chwilę? Znała drogę, znała lustrzane przejście. Bez trudu wysforowała się naprzód. Za nią płynęła ława złorzeczących mężczyzn, a ich gniewne twarze rozświetlały błyski pryskających pochodni.
Bała się. Och, Boże, jak się bała.
Byli nieobliczalni w swojej nienawiści, jak Upiór - nie, jak
Eryk
- był nieobliczalny w swojej namiętności. Nie znali jego historii, nic o nim nie wiedzieli... chcieli tylko go dopaść. Może zabić. Jakie są pragnienia rozwścieczonego tłumu?
Powietrze wyraźnie się ochłodziło. Wbiegli do niższych korytarzy. Pod butami biegnącej dziewczyny zachlupotała woda, po chwili sięgała już do kostek. Na moment Meg zatrzymała się, żeby złapać oddech.
Chaotyczne myśli przepełniały jej głowę.
Upiór... Eryk... matka... Czy to był błąd? Niesienie ratunku skrzywdzonemu dziecku (tak, była wtedy w wieku Meg), znalezienie schronienia... Christine była sierotą, znalazła schronienie w domu Giry... Eryk, Christine... Nie skrzywdzi jej, nie mógłby, och Eryk, dlaczego ją porwałeś, to błąd, teraz śmierć... Tak, mogą go zabić...
Błąd...
Zmiana dyrekcji: Popełnili panowie duży błąd, powiedziała matka, loża należy do Upiora!
Christine: Popełniłam błąd, wyznała, pokochałam hrabiego de Chagny.
Czy będzie musiała powiedzieć: Popełniłam błąd, matko, przybiegłam za późno, Eryk nie żyje...!
Nie, nie nie...
Meg poruszyła ustami, powtarzając szeptem własne myśli. Pośliznęła się na ukrytym w wodzie kamieniu i upadła, zanurzając się aż po szyję. Było coraz głębiej, coraz trudniej było iść. Wydało jej się że słychy głos Christine. Christine! Siostra i przyjaciółka. Musi ratować Christine. Musi ratować Eryka.
Zbliżała się do wąskiego przesmyku w skale. Przez moment wydało jej się, że widzi kratę, że woda mieni się zielonkawo, przeświecana dalekimi światłami. Zaraz jednak pojawiła się łódź, mała łódeczka, na której stali razem. Christine i ... Kto stoi obok? Kto stoi obok niej, obejmując ją ramieniem?
Widok Raula przeraził ją.
Wzrokiem szukała na jego dłoniach krwi.
Christine zawołała coś i wyciągnęła rękę. Meg dobrnęła do nich z trudem. Łowiła uchem strzępki zdań: Raul, krata, chciał zabić. Eryk, maska, pozwolił odejść, wybaczył, kocham. Bezpieczni. Do domu.
Odepchnęła dłonią burtę łódki i skierowała się do jaskini. Powoli wspięła się po skalnym brzegu na wyspę. Pustka. Pustka. Mnóstwo przedmiotów, a taka pustka.
Szła przed opustoszałe pobojowisko, jakim było teraz mieszkanie Upiora. Mieszkanie Eryka.
Krzesło. Maska.
Wzięła ją do ręki ostrożnie, jakby mogła rozkruszyć się pod dotykiem palców. Delikatna jak skorupka ptasiego jaja. Czy Christine nie widziała, że jej właściciel jest równie kruchy? Sama tak słodka i delikatna, nie mogła być dla niego oparciem. Nie mogła.
Meg usiadła bezsilnie na krześle Eryka.
Ludzie wchodzili do jaskini. Nawoływali się, przetrząsając zakamarki ukryte za pluszowymi zasłonami. Zabierali cenne przedmioty.
Ona była taka jak matka. Mogła być dla niego podporą. Chciała. Nie była taka jak Christine.
Dlatego nie mogła mu pomóc.
Natalia Lupin
Wysłany: Pią 14:52, 29 Sie 2008
Temat postu:
Maraton literacki parasolkowy
YaY, ależ ja dawno nie pisałam fanfików. Uwielbiam to, ale tylko fikatony są w stanie mnie do tego zmusić, więc mam zamiar się trzymać starych reguł
Tytuł: Cukiereczek
Fandom: Hard candy (Pułapka)
Występują: Hayley, Harry
Spoilery: tak, wielkie TAK!
Prompt: pierwszy
NB: Nie pamiętam, jak się nazywał pierwszy pedofil. W internecie nie mogę znaleźć. Nazwijmy go... Harry, dobrze? Harry to niezłe imię dla dupka
- To on, to on, to Jeff, nie ja! Ja tylko patrzyłem, tylko patrzyłem... Wybacz mi, to był błąd, ja już nigdy...
- Owszem, nigdy. No już. Nikt się nie dowie, Harry. Usunę dowody. To tylko jeden ruch. Kopnij stołek. Będzie po wszystkim.
- Hayley, błagam... Hayley...
Stuk. Brzęknięcie napiętej liny. Cichy charkot. Hayley cofa się, wykrzywiając z niesmakiem wargi. Nogami Harry'ego wstrząsna śmiertelny skurcz. Jeszcze raz. Koniec. Ciche skrzypienie kołyszącej się liny.
Dziewczynka podchodzi do okna. Ciemnoczerwona roleta jest zasunięta; nie widać, co dzieje się za oknem. Samym czubkiem palca odsuwa brzeg materiału, wyglądając na zewnątrz. Dziecinne usta, które zwiodły Harry'ego, ssą słodkiego cukierka.
Jeff. Jeff Kolhver. Drugi pieprzony pedofil. Trzeba go ukarać. Naprawdę to on zabił? Cholera go wie. Może to Harry. Może obaj gwałcili, potem zatłukli.
Hayley odsuwa się od szyby. Znalezioną na stole chusteczką dokładnie wyciera miejsce, w którym mogła zostawić odcisk palca.
Podnosi z podłogi plecak. Obok niego leży szkolna legitymacja. Czternastoletnia dziewczynka uśmiecha się ze zdjęcia. Hayley chowa dokument na powrót do jednej z kieszeni.
Końcami palców przesyła pocałunek trupowi kołyszącemu się na haku od lampy.
Jeff Kolhver. Już niedługo dołączy do kumpla. O tak.
Natalia Lupin
Wysłany: Śro 18:00, 11 Lip 2007
Temat postu:
Przepraszam z góry, ale ja chyba nie dam rady napisać ostatniego promnpta. Jestem ledwo żywa po tych wiśniach. Ugh.
Aurora
Wysłany: Pią 11:42, 06 Lip 2007
Temat postu:
Ja tam nie mam nic przeciwko opisom scen walki
A tego filmu daaawno nie widziałam, to tym bardziej.
Uoch, zdeterminowany D'Artagnan. Niezwykłe. Uparty chłopok. A w filmie to Konstancja przeżyła? <nie pamiąta>
W każdym razie - prompt wykorzystany. Rochefort zabit.
Cytat:
Ten człowiek nie bał się, nikogo i niczego, nie bał się bólu i zbrodni. To dlatego do tej pory Atos był jedyną osobą, która mogła go pognębić. On też nie miał nic do stracenia. Nie potrzebował się bać.
Interesująca teza, ale ostatnie zdanie tak dziwnie skonstruowane. Wiem, o co chodzi, ale tak jakoś. Dziwne zdanie, ale treściwe
Ja jestem za.
Natalia Lupin
Wysłany: Pią 10:42, 06 Lip 2007
Temat postu:
Tytuł:
Szpada
Fandom:
'Trzej muszkieterowie', ale nie książka, bo mi się nie chce. Film z '93. Ten, nad którym nieustannie kwiczę.
Występują:
Rochefort, D'Artagnan
Spojlery:
tak, końcówki filmu!
Prompt:
In your sword, all I see is 'fear'. When you're evading, you're 'afraid of getting hit'. When you're attacking, you're 'afraid of hitting me'. When you're protecting someone, you're 'afraid of letting them die'. Your sword is filled with fear! It's pathetic! You can't give in to fear in a fight! It won't help you at all. When you're evading, think, 'I won't let you hit me!'. When you're protecting someone, think, 'I won't let you die!'. When you're attacking, think, 'I'm going to cut you!'. See? See this? In my sword... Do you see my determination...? Do you see, 'I'm going to cut you in half!'? ... !" [Bleach]
W zasadzie to jedna ze scen z filmu, ale nie mogła się oprzeć, żeby nie skupić się na wnętrzu D'Artagnana i przemianach, jakie w nim zaszły. Proszę się na mnie nie rzucać. To nie jest tylko opis kawałka filmu.
Mężczyzna w błękitnym mundurze muszkietera leżał bezwładnie na posadzce, a krew barwiła krzyż na jego piersiach na czerwono. Zwycięzca pojedynku z bólu ledwo trzymał się na nogach, ale jego twarz była pełna tryumfu. Zaciśniętą pięść przyciskał do krwawiącego oka... a właściwie miejsca, gdzie powinno się ono znajdować.
Chwiejnym krokiem skierował się w stronę wyjścia z komnaty.
***
To jednak chyba była prawda, że na chwilę przed śmiercią człowiek widzi przed swymi oczami całe życie. W przypadku D'Artagnana jednak wszystkie obrazy były portretami jego ojca- ojciec na koniu, w domu, ze szpadą... Królewski muszkieter, zabity w obronie króla...
'Wciągnięty w zasadzkę i zamordowany'
- słowa Atosa dudniły w jego głowie.
Rochefort podchodził powoli, uśmiechając się szyderczo. Bawił się rękojeścią szpady, przesuwał po niej palcami, szykując się do ostatecznego ciosu.
Chłopak poczuł, jak wszystko ciemnieje mu przed oczami, a nienawiść tłumi ból w członkach. Rochefort! Jednooki. Dobrze wiedział, gdzie stracił drugie oko, kto mu je wyłupił.
Gdyby tylko mieć broń! Już nie zawaha się uderzyć. Własny ból był nieważny, nic nie było ważne oprócz wspomnienia ojca. Wyobraźnia podsuwała mu obrazy jego śmierci.
Coś brzęknęło z boku i D'Artagnan dostrzegł kątem oka błysk. Konstancja przygryzła wargi i wyciągnęła rękę z bronią. Jego palce musnęły wysadzany brylantami uchwyt i zacisneły się na nim.
Rochefort ujął pewniej rękojeść szpady i uniósł ramiona, gotowy skończyć walkę i dobić rannego chłopaka.
-Jedno jest pewne- wysyczał przez zęby, a jego oczy zamigotały.-
Nie jesteś muszkieterem
.
Gwałtownie opuścił ostrze, ale w tym samym momencie D'Artagnan szarpnął się do przodu, wyciągając przed siebie własną szpadę. Rochefort zakrztusił się bólem i krwią, wypuszczając broń z ręki. Chłopak nie puszczał, oddychając płytko. Popatrzyli sobie w oczy.
D'Artagnan zrozumiał, co pozwalało mu być niezwyciężonym żołnierzem Kardynała. Ten człowiek nie bał się, nikogo i niczego, nie bał się bólu i zbrodni. To dlatego do tej pory Atos był jedyną osobą, która mogła go pognębić. On też nie miał nic do stracenia. Nie potrzebował się bać.
Aurora
Wysłany: Pią 10:00, 06 Lip 2007
Temat postu:
Haaa! Dobrze tak Syriuszowi, bardzo dobrze
Jak ja lubię, gdy dziewczyny opierają się takim podrywaczom. I to jeszcze dziewczyna Remusa, kwik xD
Natalia Lupin
Wysłany: Pią 9:03, 06 Lip 2007
Temat postu:
Tytuł:
Poczta
Fandom:
HP
Występują:
Syriusz, Eliza (postać moja-własna-osobista, dziewczyna Remusa)
Spojlery:
nie
Prompt:
piąty
Stuk- tuk, stuk- tuk, następny! Stuk- tuk, stuk- tuk...
Syriusz pomyślał, że jeżeli ta cholerna kolejka potrwa jeszcze minutę dłużej, to albo oszaleje, albo uśnie. Sowy kręciły się niecierpliwie na żerdkach, pohukując. Nerwowo zmieniały miejsca. Chyba na wieczór szykowała się zamieć, więc tym bardziej chciał jak najszybciej wrócić do domu.
Stuk- tuk, stuk- tuk...
- Następny!... Proszę pana, halo! Naaastępny!
Syriusz drgnął i podszedł do okienka, mierząc wzrokiem dziewczynę za szybą.
- Poproszę sowę... tutaj- nachylił się i stuknął palcem w mapę, patrząc jej głęboko w oczy. Zaśmiała się niepewnie.
- Oczywiście. Proszę poczekać sekundę.
Wstała i wybrała odpowiedniego ptaka, a Syriusz w tym czasie podziwiał jej szczupłe nogi, tłumiąc kolejne ziewnięcie znudzenia. Dziewczyna przypominała mu kogoś, ale nie mógł sobie uświadomić, kogo. Może ją gdzieś widział? Może miała podobny śmiech do jakiejś znajomej?
Wróciła i usiadła na obrotowym krześle, wyciągając do niego rękę. Zatrzymała ją nad wgłębieniem w ladzie, tuż pod szybą i popatrzyła na niego wyczekująco.
- List.
Podał jej kopertę, wsuwając dłoń pod taflę szkła, tak żeby ich palce zetknęły się. Fuknęła cicho i pociągnęła papier do siebie.
- Niech pan się nie wygłupia. Jestem w pracy.
- A po pracy?- spytał, niemal dotykając nosem szyby, na której pojawił się okrągły obłoczek pary.
- A po pracy też jestem zajęta- odparła czarująco, odnotowując w kajecie datę, miejsca wysłania i kraj odbiorcy, po czym przystęplowała kartkę i kopertę.
Stuk- tuk, stuk- tuk.
Sięgnęła po pieniądze, więc Syriusz położył odliczoną kwotę i zabrał pokwitowanie, natychmiast mnąc je i wrzucając do kieszeni. Nie chciało mu się dzisiaj grać.
- Jak pani uważa- spróbował jeszcze raz, patrząc jej w oczy. Były w pięknym, nieprawdopodobnym kolorze fiołkowym. Syriusz poczuł, jak jakieś ciężkie podejrzenie opada na jego biedną głowę jak pałka do quidditch'a.
- Do widzenia- mruknął i wyszedł, nie zwracając uwagi na kpiące spojrzenie dziewczyny i zaskoczone chłopaka obok, który najwyraźniej podsłuchiwał.
Pchnął drzwi i wyszedł z poczty, a zimne powietrze aż zaszczypało go w nosie. Podszedł do motoru, po drodze zbierając w prawą skarpetkę garść śniegu z zaspy pod schodami.
No, to teraz w zasadzie może się nie pokazywać u Lupinów. Jeżeli ta dziewczyna wygada Remusowi, że usiłował poderwać ją w pracy (bezskutecznie! tragedia!), to przez cały tydzień nie będzie miał życia. Oprócz Remusa dowiedzą się oczywiście Jim, Lily, Natalia i Peter, a jak dojdzie do bezpośredniej konfrontacji fiołkowooką na jakiejś uroczej kolacyjce czy choćby wyjściu do kina... O cholera.
Syriusz poczuł, że zaczyna go mdlić. Wskoczył na motor i kopnął podpórkę. Po chwili mknął w stronę peryferii Londynu, a potem Doliny Godryka. Na ulicach zdecydowanie mniej wiało niż na kilkunastym metrze ponad ziemią.
Natalia Lupin
Wysłany: Śro 18:16, 04 Lip 2007
Temat postu:
Przyznam, że to było z premedytacją. Ponieważ trafił się ktoś, kto zna Pilipiuka i ktoś, kto zna Białołęcką, to chciałam was zaskoczyć ^^
Aurora
Wysłany: Śro 18:09, 04 Lip 2007
Temat postu:
I znowu nie znam fandomu. Nat, czy ja kiedykolwiek znałam z twoich ficków fandom? <żal>
Opowiadanko ładne, chociaż coś mi nie gra w zakończeniu. Takie... za szybkie. Najpierw to całe opisywanie słuchowe Drummantu, potem już za pomocą wzroku... i nagle, koniec, leci do narzeczonej. Hyh, ci faceci
Natalia Lupin
Wysłany: Śro 17:58, 04 Lip 2007
Temat postu:
Nie, nie pisałam. Pottera porzuciłam po pamiętnym "Pokoleniu", którego- chwała bóstwom na niebiesiech!- nie miałyście okazji czytać. Jedyną pozostałością są postacie...
Aha. Z przyczyn technicznych pominę trzeci prompt, dobrze? Nie jestem w stanie go odsłuchać. Nadrobię, jak będę miała dźwięk.
Miesiąc? Dwa?
Tytuł:
***
Fandom:
"Dary" le Guin.
Występują:
Orrec- narrator, Książę- koń Orreca XD, wspomnieni brantor Ogge i Gry- narzeczona Orreca.
Spojlery:
zawsze mam z tym problem. Chyba nie.
Prompt:
czwarty
Wprowadzenie: narratorem jest Orrec, potomek rodu z Caspromantu, posiadającego dar niszczenia. Ogge, ojciec rodu z Drummantu, jest posądzany o zabicie jego matki i ogólnie jest wrogiem. Słowo 'brantor' oznacza właśnie 'przywódcę rodu'. Orrec przez długi czas miał 'zapieczętowane', czyli zasłonięte oczy, aby jego dar nie niszczył wbrew jego woli. Wtedy też po raz pierwszy odwiedził dom Ogge'a, więc nigdy na prawdę go nie widział.
A więc to był on, Kamienny Dom Drummantu. Do tej pory widziałem go tylko w snach:
czarne niebo, straszne i bezkresne, i ja, mała figurka na stepie poniżej. Dom był ucieleśnieniem dźwięków, które zapamiętałem z pobytu tam: hałasu i nieżyczliwego rozgwaru, a także obcości. Czarny i kanciasty. Tak bardzo go nienawidziłem. I zawsze wtedy, we śnie, gdy moja dusza zdawała się nie mieścić ani ziarenka nienawiści więcej... uderzałem w dom Drummantu swoim darem. Z jastrzębim okrzykiem wyciągałem rękę, a płomienna gwazda popieliła ściany, komnaty, podworce...
To był jednak tylko sen. Stałem teraz u bram- pozbawiony opaski! Widziałem! Patrzyłem! Moje oczy chłonęły każdy szczegół świata, a dom brantora Ogge był... zwyczajny. Większy od naszego, to prawda. Zbudowany z jasnego kamienia, miał szerokie, jasne okna, a na podwórzu krzątała się służba. Słyszałem zwykłe głosy gospodarstwa, nawoływanie pastuchów i basowe pomruki bydła, a słońce lśniło na wilgotnych jeszcze dachach.
To nie był ten mściwy koszmar, który śniłem w długie zimowe noce. Inne też było moje serce. To dziwne uczucie, wyzbyć się nienawiści po tak długim czasie jej panowania. Już nie chciałem zrównać Drummantu z ziemią. Nie umiałem.*
Trąciłem Księcia piętami i skierowałem go w stronę Caspromantu. Tam, gdzie drzewa przerzedzały się, gdzie lśniło małe jeziorko z wodospadem, czekała na mnie Gry! Popędziłem niecierpliwie konia. Czas zapomnieć o Drummancie.
* To co teraz powiem, prawdopodobnie
jest
spojlerem:
Cytat:
Orrec'owi chodzi nie tylko o to, że nie umie niszczyć w sensie psychicznym. Po prostu nie posiada daru- przez długie lata wszyscy byli w błędzie. Poza tym brantor Ogge już nie żyje, bo zabił go ojciec Orreca, więc zemsta nie jest już konieczna.
Hekate
Wysłany: Śro 13:15, 04 Lip 2007
Temat postu:
Ja tylko słów kilka o Pilipiuku, albowiem "Naznaczonych błękitem" nie czytałam i jakoś tak nie po drodze mi było z tego powodu do fanfika.
Kurcze, jak ja dawno nie miałam w ręku "Kuzynek"! A "Wędrowycza"! Piękne czasy licealne, achhh...
Dobrze kondensujesz, Nat, to wszystko ma ręce i nogi i sporą dawkę emocji, chociaż krótkie. A może właśnie dlatego, że krótkie.
Się podobało, chociaż powiem szczerze, że tęsknię za potterownią - czy ty kiedyś pisałaś potterowo w czasie fikatonu?
Plosieeeee!
(spanielowaty wzrok)
Puszczyk
Wysłany: Wto 19:32, 03 Lip 2007
Temat postu:
Dzień Pierwszy
Na początek dwa małe zgrzyty.
Bardzo fajnie że tekst jest tak jakby podzielony tymi: "Dymitr schodzi...", "Dymitr uśmiecha..." ja bardzo lubię takie zabiegi, tylko że tutaj dwa pierwsze są w czasie przeszłym, a pozostałe już w teraźniejszym.
Drugi to:
"wynalazł kamień filozoficzny"
raczej nie wynalazł... Kamień był poszukiwany chyba od stuleci a słowo wynalazł sugeruje że on był pierwszym. Ale zresztą mogę się mylić bo przyznam że chociaż Kuzynki czytałam to za Chiny ich nie pamiętam XP
A teraz pozachwycam się plastycznością twojego, rzekomo wymuszonego, stylu.
<zachwyca się>
I jak Trill powiedziała:
jest brrrrrr. Mordercy mry mry. ^^
Dzień Drugi
Przyjemny drobiazg. Ładnie się czyta. I znowu Kroniki! XD
Ale to chyba taka natura prompta, że automatycznie nakierowuje na Śpiewaka (przynajmniej tych którzy go znają
)
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin