FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Fanfiki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
yadire
Wysłany: Sob 14:36, 09 Sie 2008
Temat postu:
Ostatnią część napisałam prawie rok temu. Widzę. Ale zupełnie o tym kawałki opowiadania zapomniałam, a dziś tu zaglądam, patrzę, nie poznaję tytułu, to zaczynam czytać. I nagle pojawił się ciąg dalszy. Dodaję to, co już powstało, reszta w trakcie tworzenia i proszę trzymać kciuki.
Poza tym, tytuł, który był roboczy, ulega zmianie
- To zaproszenie jest dla dwóch osób, sir - powiedział chłopak, stojący przed drzwiami hotelu Charmed.
Moody chrząknął.
- Tak się składa, że zauważyłem.
Chłopak rozejrzał się.
- Gdzie więc jest...
- Przyszedłem sam - Moody z niecierpliwością przebierał palcami.
- Ale tutaj jest...
Alastor ostrzegawczo położył dłoń na różdżce.
- Chłopcze - rzekł spokojnym głosem, jednak kelner wyczuł niezbyt głęboko skrywaną irytację - zanim mi powiesz, że nie mam na sobie odświętnej szaty przypomnę ci, że jestem bardzo skłonnym do popadania w zdenerwowanie paranoikiem.
- Pan mi-mi grozi? - Kelner pobladł.
- Ostrzegam.
Chłopak odsunął się bez słowa, besztając się w duchu za czepianie się Alastora Moody'ego. Właśnie zdał sobie sprawę, że należał on do tych osób, które na wszelkie przyjęcia wpuszcza się bez słowa, chyba że jest się samobójcą czekającym na niezbyt przyjemną śmierć. On, Harry Porkins, kimś takim nie był.
- Udanej z-zabawy - wyjąkał, wiedząc, że auror już z pewnością go nie słyszy.
- Spóźnię się, spóźnię się, spóźnię się. - Zorya powtarzała tę mantrę już od jakiejś godziny.
Jej problem polegał na tym, że swoją kobiecość na co dzień eksponowała bez makijażu i wymyślnej fryzury. Ostatnim razem układała włosy na ślub swojej kuzynki Prudencji, miała wtedy jakieś piętnaście lat, a cały proces zakończył się modną fryzurą na jeża, bo skołtunionych loków w żaden sposób nie dało się rozplątać.
Jak się teraz okazało, jej wiedza o zaklęciach kosmetycznych nie uległa poprawie. Ostatnie pół godziny spędziła przed lustrem, próbując w jakiś sposób okiełznać burzę czarnych loków. Skończyło się na tym, że wyglądała jakby ktoś strzelił w nią silnym upiorogackiem i doprawił piorunem.
W takim stanie zastał ją Abram.
- Na jaja Merlina! - krzyknął, łapiąc się z głowę. - Jak ty wyglądasz?
Zorya tylko rzuciła mu bezradne spojrzenie i znów zaczęła majstrować różdżką przy głowie. Właśnie na kilka minut przed wejściem zaczęła korzystać z pomocy różdżki bardziej manualnie.
- Kochana, do czesania używa się zazwyczaj grzebienia - zauważył Abram, opierając się o łazienkową framugę. W mieszkaniu Zoryi lubił wiele rzeczy, deficyt drzwi również do nich należał.
- Wiem, ale nie mam.
- Nie masz grzebienia?
- Nie.
Abram obiecał sobie, że już nic go nie zdziwi.
- Cholera - syknęła Zorya. - Utknęła.
Abram spojrzał na skołtunione czarne włosy i zobaczył zaplątaną w nich różdżkę. Odtrącił dłoń Zoryi i sam mocno pociągnął.
- Zwariowałeś? Oskalpujesz mnie!
- Przepraszam.
- Dobra, zostawmy tak jak jest, i tak nic się nie da...
- Chcesz iść z różdżką we włosach? - Abram złamał swoją własną obietnicę, po raz kolejny dziwiąc się niezmiernie.
- Chyba nie mam innego wyboru. Zresztą już i tak jesteśmy spóźnieni. Idziemy.
Mimo wszystko, Abram się uśmiechnął. Zapowiadał się ciekawy wieczór. On, w przeciwieństwie do swojej partnerki, doskonale wiedział, że Biuro Aurorów wysłało swojego człowieka. Abram był też poinformowany, że człowiekiem tym Alastor Moody. Czuł lekkie wyrzuty sumienia, że nie dzielił się tą wiedza z Zoryą, ale nie mógł odbierać sobie przyjemności podziwiania niespodziewanego spotkania tej dwójki. Zresztą i tak miał bardzo dobry prezent na pocieszenie dla swojej najlepszej dziennikarki.
Alastor nerwowo spoglądał na zegarek. Minister Magii powinien pojawić się pół godziny temu, a jego miejsce nadal świeciło pustkami. Auror nie był na służbie - jednak nawyk kazał mu czuwać nad bezpieczeństwem zebranych.
Skinął na Ashtona Ketchera, który spod palmy stojącej w rogu dyskretnie obserwował salę i towarzystwo.
- Dzień dobry szefie - Ashton przywitał się, nie spoglądając na Moody'ego; jego wzrok wciąż skupiał się na obserwowaniu sali.
- Dlaczego minister jeszcze się nie pojawił?
- Szef chyba nie jest na służbie?
- Ketcher, ja zawsze jestem na służbie, poza tym jestem twoim przełożonym i natychmiast odpowiadaj na moje pytanie, jeśli nie chcesz wracać za biurko.
Ketcher zmieszał się i spojrzał na szefa Biura Aurorów.
- Przepraszam, sze...
- Ketcher, pilnujesz sali, nie mnie, więc nie gap się na mnie jak druzgotek na malowane wrota.
- Tak jest, szefie.
- Dlaczego ministra jeszcze nie ma?
Ketcher ponownie zaczął rozglądać się po sali.
- Nie wiem szefie, nie mamy żadnych informacji.
- Co z was za ochrona, Ketcher?!
Ketcher milczał. Alastor odszedł, obiecując sobie, że Ashton przez najbliższy rok nie ruszy tyłka zza biurka.
Nagle do jego uszu dotarł śmiech, którego nie słyszał od miesiąca. Alastor zamarł, z dłonią wsuniętą za poły szaty w poszukiwaniu swojej piersiówki. Podążył wzrokiem w stronę, z której dobiegał ten śmiech. Nie musiał spoglądać na zgrabną kobietę z burzą czarnych loków by wiedzieć, że tak śmieje się Zorya Grey.
Poczuła na sobie czyjś wzrok. Nerwowo poprawiła różdżkę tkwiącą we włosach - nie spodziewała się, że jej uczesanie wzbudzi takie zainteresowanie - i rozejrzała się, przykładając do ust kieliszek wina porzeczkowego.
Kiedy dostrzegła obserwujące ją szare oczy, gwałtownie wypluła napój, oblewając sobie sukienkę.
- Zorya! - Abram, do tej pory zajęty rozmową z jakąś jasnowłosą czarownicą, odwrócił się w jej stronę. - Co ty wyprawiasz? - Zapytał, kiedy odciągnął ją na bok. - Zachowujesz się jak nastolatka, która nigdy nie piła alkoholu! - Wyciągnął swoją różdżkę i zaklęciem usunął plamę. - Ta kiecka kosztowała majątek, lepiej o nią dbaj.
Zauważył, że jej policzki się zarumieniły. Kiedy na niego spojrzała, wyglądała jak rozwścieczona kotka.
- Wiedziałeś, że on tu będzie?
- Kto? - Abram rozejrzał się po sali, mimo że doskonale wiedział o kim mówi Zorya.
- Nie udawaj, musiałeś wiedzieć! Dlatego mnie tu wziąłeś! Żeby mieć jaką sensację! Jesteś gorszy niż ci z "Magii na gorąco"!
Abram przyłożył jej dłoń do ust.
- Nie krzycz proszę.
- Nie krzycz?! Nie krzycz?! Przyciągnąłeś mnie tu jako przynętę, nie myśl sobie, że będę robić wszystko, czego sobie zażyczysz! Nie krzycz?!
Abram rozejrzał się ukradkiem. Zorya przyciągała uwagę, a niezdrowe zainteresowanie i skandal to ostatnie, czego życzyłby sobie redaktor naczelny najbardziej poczytnego czarodziejskiego dziennika. Oczywiście, skandal ze swoją osobą w roli głównej, każdy inny byłby nawet wskazany.
Z siłą, o jaką Zorya by go nie podejrzewała, ujął jej ramię i wyprowadził na zewnątrz.
- No, to teraz możemy sobie pogadać - oświadczył, nadal mocno trzymając ją za ramiona.
Alastor obserwował ją z dużej odległości. Choć próbował wyrzucić tę myśl ze swojej świadomości, nie mógł się oprzeć wspomnieniom sposobu poruszania się tej dziewczyny. W jej ruchach kryła się jakaś kocia zwinność, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy. Zwłaszcza, że była raczej niezdarna, w domu wszystko leciało jej z rąk, a jej podłoga w kuchni po przygotowywaniu kolacji była zagrożeniem dla życia osób postronnych.
I ten ruch dłoni, kiedy odgarniała grzywkę z czoła.
Alastor zmrużył oczy, zastanawiając się, czy to co wystawało z jej całkiem niecodziennej fryzury, nie było przypadkiem różdżką. Zanim zdążył to ustalić, Zorya spojrzała w jego stronę. I opluła się winem porzeczkowym.
Alastor nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Szefie.
Jego pracownicy wiedzieli, by nigdy nie mówić do Moody'ego zza jego pleców. Dlatego Ashton stał po jego lewej stronie.
- Co jest, Ketcher?
- Minister przyszedł, pomyślałem...
- Współczuję wysiłku, ale już nie męcz się myśleniem i wracaj na swoje stanowisko.
Ketcher odsunął się, obserwując ministra. Moody spojrzał na aurora i podszedł do niego.
- Ministrem zajmę się ja, ty skup się na reszcie.
Ketcher odsunął się w swoje miejsce pod palmą. Moody pociągnął potężnego łyka ze swojej piersiówki i ruszył w stronę ministra. Miał mu parę słów do powiedzenia, a ostatnimi czasy ten człowiek wyraźnie go unikał. Kiedy jednak przechodził obok wyjścia na taras, dwie postacie szamoczące się nad balustradą przykuły jego uwagę.
Alastor Moody nie byłby Alastorem Moody, gdyby nie postawił w stan gotowości wszystkich obecnych.
- Zorka, proszę cię, uspokój się wreszcie i mnie posłuchaj.
- Zaciągnąłeś mnie tu podstępem, o wiedziałeś że ten... ten... że Moody tu będzie i liczyłeś po cichu na jakiś łakomy kąsek! Żerujesz na moim życiu prywatnym i nie będę tego dłużej tolerować!
- Zorka...
- I nie obchodzi mnie że jesteś moim szefem i szukasz jakichś chorych powiązania, zresztą od tej pory możesz nie czuć się moim szefem, bo odchodzę!
Abram czekał cierpliwie na ciąg dalszy, ale ten nie nastąpił.
- Udam, że tego nie słyszałem...
- Nie! Mowy nie ma! Słyszałeś bardzo dobrze! I od tej pory zabraniam ci wtrącać się do mojego życia. I zabieraj sobie tę sukienkę i... i... i idę do domu!
- ZORYO GREY! - zagrzmiał Abram, wprawiając ją w osłupienie. - Masz się w tej chwili zamknąć i mnie posłuchać, bo mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia i żal byłoby ją stracić z powodu stanu napięcia przedmiesiączkowego.
- Mój okres to też moja prywatna...
- Do jasnej cholery! Zamkniesz się w końcu czy nie?
Jego spojrzenie ją spiorunowało.
- Zabrałem cię tu dla przyjemności przebywania z tobą, to raz. I nie szukaj tu jakichś podtekstów - rzucił, kiedy ona już otwierała usta. - Czysta sympatia. Poza tym chciałem ci powiedzieć, że otrzymujesz awans. Miało być przy szampanie i reszcie tych dupereli, ale sama się o to prosisz, pani redaktor.
- Co?
- Zorka, takie pytanie nie przystoi redaktorowi naczelnemu najpopularniejszego dziennika czarodziejów. Młodszemu, oczywiście, ale jednak redaktorowi naczelnemu.
Zorya nie odpowiedziała, bo w tym momencie drzwi otworzyły się z impetem i na taras wpadł Alastor Moody, rzucający zaklęciami ogłuszającymi.
Zorya zdążyła się tylko nerwowo zaśmiać, po czym upadła na ogłuszonego Abrama.
Ceres
Wysłany: Pią 20:00, 21 Gru 2007
Temat postu:
Fascynujące!
Uwielbaim Alastora, a Alastor zakochany to jest coś tak smakowitego, że prawie przebija zakochanego Tavingtona (znowu mam fazę na Patriotę). A przy tym Yadire odwala kawał dobrej roboty pisząc to, więc już w ogóle nie mam ochoty na nic poza ciągiem dalszym.
Aurora
Wysłany: Sob 17:02, 22 Wrz 2007
Temat postu:
Haaa!
<luv Alastora>
<jeszcze raz luv Alastora>
<to sie robi nudne, ale po raz kolejny: luv Al...>
<dostaje butem>
No, to, eee, naprawdę, uważam twoje opowiadanie za wyjątkowo oryginalne i po prostu, mniam. Uwielbiam tu Alastora, a co jeszcze dziwniejsze - nie mam nic przeciwko Zoryi/Alastorowi. Ha!
Czekam na cd
Natalia Lupin
Wysłany: Sob 14:08, 22 Wrz 2007
Temat postu:
Alastor na balu?! To będzie coś warte zobaczenia!
Narobiłaś mi smaku, Yadire! Chcę więcej!
yadire
Wysłany: Czw 14:31, 20 Wrz 2007
Temat postu:
No. Nareszcie udało mi się napisać. Ostatnio jakoś dużo mam pomysłów, a czasu mniej. Dlaczego to nie może się tak bardziej dopasowywać, no?
- Witaj magiczny Londynie! Dzisiejszy dzień zapowiada się wyjątkowo ciepło i słonecznie, więc może ktoś z was zechce, zamiast fiuknąć do pracy, udać się tam pieszo? Polecam gorąco, sam z tego skorzystałem i czuję się naprawdę wyjątkowo!
Pełen entuzjazmu głos spikera nie przekonywał Zoryi, powoli popijającej poranną kawę. Uniosła lekko głowę, by spojrzeć na odbiornik radiowy radośnie podrygujący na parapecie, po czym wróciła do lektury porannej prasy.
- Jeśli jednak zdecydujecie się pozostać przez chwilę przed wyjściem do pracy, usłyszycie najnowszy kawałek The Banshees. Tym razem nagrany z początkującym zespołem Fatalne...
- Zamknij się - mruknęła Zorya, a głos spikera ucichł natychmiast. Radio zawisło na chwilę w przestrzeni, po czym spokojnie opuściło się na parapet i znieruchomiało.
Kobieta szybkim łykiem dopiła kawę i zwijając gazetę w rulon wyszła z mieszkania.
Nie wiedziała jeszcze, w jaki sposób ma zamiar dostać się do pracy, nie była nawet pewna, czy w ogóle chce do niej iść. Od kilku dni żyła jak za szybą, nawet jeśli jakiś element z zewnątrz był w stanie się przez tę osłonę przebić, i tak nie docierał do jej myśli.
Tę sferę zajmowały słowa, które rzuci Alastorowi, kiedy ten raczy się w końcu pokazać. I z pewnością nie było to "witaj kochanie, jak się cieszę, że wróciłeś".
Kiedy pół roku wcześniej poznała Alastora Moody'ego, jej życie nie było wzorem ładu i harmonii. Już wtedy mogła z całą pewnością powiedzieć, że ład i harmonia były jedynym - poza wolnym czasem, czego jej brakowało. Jednak przez ostatnie miesiące przekonała się, że do apogeum chaosu sporo jej brakowało; a szef wszystkich aurorów nie należał do osób o spokojnym charakterze.
Choć kobieta była bez reszty zafascynowana Alastorem, nie umiała wybaczyć ciągłych zniknięć. Po trzech dniach spędzonych razem, on potrafił przez tydzień nie dawać znaku życia.
- Gówno mnie obchodzi, że praca! - krzyczała, po raz kolejny wyrzucając jego buty przez okno. - Ja też mam absorbujący zawód, ale nie zapominam poinformować, że żyję!
W takich momentach Alastor zazwyczaj ciężko wzdychał, dając jej się wykrzyczeć, po czym spokojnie tłumaczył, że pomiędzy dziennikarstwem a pracą w organach ścigania są pewne różnice; i to wszytko dla jej bezpieczeństwa. Po kilku dniach ciszy wszystko wracało do normy.
Ale ostatnio... Zorya czuła lekkie wyrzuty sumieniu. Tym razem nie było żadnych kłótni i krzyków, po prostu zatrzasnęła przed nim drzwi oświadczając, że jeśli praca tak go pochłania, to ona z tą kochanką walczyć nie będzie. Minęły już prawie dwa tygodnie bez żadnej wiadomości od Alastora.
- Chcesz kawy?
Nawet nie zauważyła, kiedy dotarła do redakcji. Świadomość tę przywróciło jej zderzenie z naczelnym w obrotowych drzwiach wejściowych.
- Coś marnie wyglądasz...
- A ty jak zwykle wiesz, jak podtrzymać kobietę na duchu.
- Zorka, ja się martwię o ciebie!
- Dzięki, nie musisz, sama daję sobie radę.
- Z czym?
- Ze wszystkim.
Zorya przeszła hol zdecydowanym krokiem, nie zaszczycając Abram ani jednym spojrzeniem. Ten chwycił ją delikatnie za łokieć i poprowadził w stronę swojego gabinetu.
- Co ty...? - syknęła oburzona, próbując oswobodzić ramię.
- Musimy pogadać.
- A tu nie możemy?
Abram nie odpowiedział, tylko wprowadził ją do środka i starannie zamknął drzwi.
- Jeżeli znów chcesz mnie namawiać - zaczęła sucho Zorya - żebym wyciągała od tego dupka niusy z departamentu, to za późno.
Abram usiadł na swoim fotelu i z kamienną twarzą patrzył na swoją najmłodszą dziennikarkę.
- Tak się składa, że mam tam informatora i wiem, że ty i Alastor to przeszłość - oświadczył.
Zorya prychnęła jak rozzłoszczona kotka.
- Od kiedy interesujesz się plotkami?
- Od zawsze, jeżeli wpływają na pracę moich ludzi.
Czarownica otwierała już usta, by temu zaprzeczyć, jednak Abram nie pozwolił dojść jej do głosu.
- Zresztą nie o tym chciałem... Masz jakąś... Co wy nosicie na balach?
- Zależy.
- Od?
- Czy to bal u Królowej Matki czy w Hogwarcie.
- Zorka!
Uśmiechnęła się.
- Ja nie chodzę na takie imprezy, skąd mogę wiedzieć?
- Dziś pójdziesz.
- Słucham?
Abram otworzył górną szufladę, pogrzebał w niej chwilę i wyciągnął nieco wyświechtany kawałek pergaminu.
Szanowni Państwo
Mamy zaszczyt zaprosić Państwa na pokaz najnowszych wynalazków Departamentu Magii Eksperymentalnej połączonego z balem charytatywnym na rzecz rodzin zmarłych w walce z czarną magią.
- Z czarną magią? - Oczy Zoryi rozszerzyły się ze zdziwienia. - Przecież z nią nie było problemów od...
Abram skinął głową.
- Od czasów wojny z Grindewaldem.
- W czterdziestym piątym, ponad dwadzieścia lat temu. Szybko sobie przypomnieli...
Abram machnął różdżką i na biurku pojawiły się dwie filiżanki kawy.
- Jak obiecałem.
Zorya westchnęła. Jak tak dalej pójdzie, to umrze na zawał albo nadciśnienie, jak jakiś mugol. Ale przecież nie można odmówić kawy...
Abram chrząknął.
- Zaproszenie jest dla dwóch osób i pomyślałem...
Kobieta aż się zakrztusiła.
- Zapraszasz mnie na bal?!
- Merlinie, daj mi cierpliwości! Potrzebuję kogoś, kto zrobi parę zdjęć. A jeśli mam do wyboru ciebie i tego... - Pogrzebał chwilę w bałaganie na biurku i wyciągnął kolejny pergamin. - Ja-re-ma Głi-le-jakiegośtam, nawet nie wiem jak to wymówić, to jednak zaryzykuję i zabiorę ciebie. O ile się zgodzisz, oczywiście - dodał, widząc niesmak na twarzy Zoryi.
- Miło, że pytasz mnie o zdanie.
Abram wzruszył ramionami i kilkoma łykami opróżnił swoją filiżankę.
- Nie chcesz to nie, nie będę cię zmuszał.
Zorya wstała i ruszyła do wyjścia, ze swoją kawą w ręce. Kiedy położyła jedną dłoń na klamce odwróciła się i spojrzała na naczelnego, zajętego porządkowaniem papierów na biurku.
- A czy ja powiedziałam, że nie chcę?
*
Hugo Wives w spoconej dłoni trzymał świstek pergaminu, niemal identyczny jak ten, który w tym samym czasie Abram Pumpleton wręczał Zoryi Grey. Hugo nie czuł się najlepiej. Siedział w gabinecie szefa bez jego wiedzy, co nigdy nie wróżyło dobrze. Miał przekazać mu zaproszenie na bal, co wpędzało go w jeszcze większe przerażenie. A o tym, że ma go przekonać do pójścia, wolał w ogóle nie myśleć. Nie miał zamiaru doczekać się zawału w tak młodym wieku, choć obawiał się, że jego praca prędzej czy później do tego doprowadzi. W tej chwili był niemal pewien że nastąpi to "prędzej".
Poczuł, że ktoś przykłada mu różdżkę do barku. Czyli Moody wrócił.
- Cz-cześć szefie...
- Co tu robisz?
- Czekam na ciebie.
- Tutaj?
- Tak jakoś... Pomyślałem, że wolałbyś tego nie oglądać przy całej reszcie.
Podając pergamin, odetchnął z ulgą. Jeszcze żyje, nie zabił go Moody ani serce nie nawaliło. To dobry znak.
Nadal nie odważył się na niego spojrzeć. Był w stanie podnieść głowę na tyle, że widział podbicie butów swojego szefa, kiedy ten opierał nogi o biurko. Z zainteresowaniem przyjrzał się metalowym okuciom, starając się zepchnąć do podświadomości myśl o podwyższonym ciśnieniu.
- Bal charytatywny?
Zaczyna się. Zaraz rozpęta się tu piekło, w porównaniu z którym czterdziesty piąty był zaledwie dziecinną igraszką.
Hugo nerwowo przełknął ślinę.
- Taak... Obecność obowiązkowa.
Moody pokiwał głową w milczeniu. Przerażenie ogarnęło Hugona nową falą, należał on do tych czarodziejów, którzy wolą znajome niebezpieczeństwo. A milczenie Alastora było czymś niespotykanym.
- Dobrze.
- Słucham?!
Nie zdążył ugryźć się w język. Zdziwienie wzięło górę.
- Nie muszę ci się spowiadać. Zjeżdżaj stąd.
Hugo wstał szybko i wyszedł, starannie zamykając za sobą drzwi. Wolał nie nadwerężać wyraźnie sprzyjającego mu dziś szczęścia, kto wie, na ile mu go jeszcze wystarczy. Przeżył - i to w zupełności go zadowalało.
CDN
yadire
Wysłany: Czw 21:40, 30 Sie 2007
Temat postu:
Heh, Prorok&Co.(mpany).
Ej, ale to jest pomysł na fika - rozrośnięcie naszego przewspaniałego Proroka tak gdzieś na miarę TVNu (wiadomo - Style, 24, Turbo i ta cała reszta).
Windykatorka
Wysłany: Czw 16:23, 30 Sie 2007
Temat postu:
Aha. Prorok Codzienny. Faktycznie^^. To
Prorok Co
tak mi dziwnie wyglądało
.
yadire
Wysłany: Czw 12:03, 30 Sie 2007
Temat postu:
Tak właśnie - Co..., urwany Codzienny. W kwestii wyjaśnienia tyle. W kwesti dalszej - dziękuję za opinie
Natalia Lupin
Wysłany: Czw 9:26, 30 Sie 2007
Temat postu:
A, chyba nie, Windy, bo to nie jest 'Co' w tym sensie, co następne, tylko urwane 'Codzienny'. Przynajmniej tak mi się zdaje O.o
Trzeba zapytać autorki.
Windykatorka
Wysłany: Czw 0:43, 30 Sie 2007
Temat postu:
Cytat:
- Zorya Grey, Prorok Co... Co ty robisz?!
Po Proroku kropka.
Cytat:
- Wiesz, się mówi.
Co
się mówi, chyba.
Cytat:
Odpowiedź nir rozwiała jej obaw.
Literówka.
Cytat:
- Cały nakład rozszedł się w pół godzin!
Pół
godzin
y
To wszystko w pierwszej części.
Komentarz właściwy.
Pierwszy odcinek sympatyczny bardzo. Drugi również - ta rozmowa na początku (zwierzęcy magnetyzm rlz), parasolka Zorki (cudowne zdrobnienie xD), przekomarzanki. Ale mamy jeszcze końcówkę, która kończy się rudym kocurem zamiast okrutnego czarnoksiężnika rzucającego wyłącznie niewybaczalnymi, i mało pomyślnie. No cóż, ich dalsze losy i dialogi mogą być, yy, interesujące. Ta para ma potencjał, naprawdę^^. A tak z osobna to krótko - Zorya urocza. Świetny Moody. I taki, jaki mógł być w młodszej wersji.
A hieną to Abby jest.
Czekam na ciąg dalszy, Windy.
Aurora
Wysłany: Śro 20:20, 29 Sie 2007
Temat postu:
<wybacz, nie stać mnie na bardziej konstruktywny komentarz niż:
kochamkochamkoHam Alastora!!!
>
<333 Ta rozmowa koleżanek mnie ukwiczała, jakbym siebie samą słyszała - 'a niech słyszy!' to zawsze moja kwestia.
Trochę mi nie pasuje taka nagła zmiana nastroju Zoryi - o, się obściskują, ale Alastor nagle wyciąga różdżkę i ona już zła. Oj, kobjeto, zmienna jesteś i puch marny xD
I tak ich lubię. Wolę Alastora <333
Natalia Lupin
Wysłany: Śro 18:44, 29 Sie 2007
Temat postu:
Pierwsza!
Rozmowa koleżanek wymiata. Skąd ja to znam
Cytat:
- Fascynującego!
- Taa, jakiś taki zwierzęcy magnetyzm, co?
To mnie rozwaliło.
O rany. Smutne zakończenie. Zorya też ma charakterek. Ale doskonale rozumiem obydwoje.
Dire, jak ty opisujesz Alastora, jego uśmiechy, wygląd, to ja po prostu rozpływam się w uśmiechu
yadire
Wysłany: Śro 18:29, 29 Sie 2007
Temat postu:
- Ale tak po kilku tygodniach?
- I z nim? Przecież to świr!
- Ona też taka całkiem normalna nie jest...
- No niby tak, ale jednak jest różnica między jakimś nieobliczalnym aurorem a...
- Cicho, idzie!... Cześć Zorya.
- Cześć dziewczyny.
- Co tam słychać?
- A nic takiego... Idę do Abby'ego, mam ciekawy materiał dla niego. Pa.
- Pewnie o aurorach...
- Przestań, jeszcze cię usłyszy!
- Niech słyszy.
- A może ten Moody nie jest taki straszny? Każdy ma jakieś...
- Odchylenia od normy?
- WADY, ale przecież jest w nim coś takiego...
- Szaleńczego?
- Nienormalnego?
- Fascynującego!
- Taa, jakiś taki zwierzęcy magnetyzm, co?
- Oj, ty jesteś uprzedzona, bo ciebie wywalił z biura i jeszcze doprawił upiorogackiem.
- A może Zorya lubi taką odrobinę pieprzu, co?
- Zamknij się, idzie tu.
Abram Pumpleton aż zatarł ręce, kiedy próg jego biura przekroczyła Zorya.
- Powiedz mi teraz - zaczął spokojnie, siadając na skraju biurka - ile jest prawdy w tych plotkach?
- Jakich plotkach? - zapytała niewinnie.
Abram westchnął głęboko.
- Zorka, nie udawaj idiotki, bo nią nie jesteś i ci nie wychodzi.
Kobieta wyprostowała się dumnie i spojrzała na niego wyzywająco.
- A jeśli nawet w tych plotkach jest sporo prawdy, to czemu o to pytasz? To moja sprawa, co robię i z kim.
Abram wstał, okrążył biurko i usiadł na swoim wysłużonym krześle.
- Zorka, dam ci podwyżkę i zastanowię się nad przydzieleniem własnego działu.
- Pod jakim warunkiem?
- To jest szef aurorów. Zgadnij więc.
Zorya wstała. Abram cofnął się w swoim krześle, nawet na odległość wyczuwając wzbierającą w niej wściekłość.
- Nie będę mieszała mojego życia prywatnego z zawodowym.
Odwróciła się i już położyła dłoń na klamce, kiedy usłyszała, że powinna się zastanowić, co jest dla niej ważniejsze.
Odpowiedziała trzaśnięciem drzwiami.
Zajęcia ze studentami nie należały do przyjemności. Alastor, choć uważał się za jednego z lepszych aurorów - a otoczenie w pełni utwierdzało jego przekonania, cierpiał na zanik jakichkolwiek zdolności pedagogicznych. Nie żeby Alastor miał jakieś szalone doświadczenie w nauczaniu, ale był pewien, że nic gorszego niż grupa adeptów sztuki aurorskiej nie mogło się przytrafić.
Dlatego z ulgą złożył wymówienie w akademii, tłumacząc je brakiem czasu.
- Już wróciłeś? - Hugo przywitał go uprzejmie zdziwiony. - Myślałem, że będziesz tam całe popołudnie...
Moody rozsiadł się za biurkiem, opierając nogi o blat.
- Nie spędzę tam już żadnego popołudnia - oświadczył. - I nigdy nie wrócę do nauczania, tak ci powiem, mój drogi.
Hugo zachichotał.
- Pokolenia studentów będą cię za to wielbić po wieki.
Alastor również się uśmiechnął.
- A jak już tak rozmawiamy... Co u twojej znajomej dziennikarki?
Alastor już otwierał usta, kiedy piegowaty blondyn w okularach wsunął się przez uchylone drzwi.
- Szefie, robota jest, dworzec King's Cross.
Auror wyszedł szybko z biura, wyciągając Hugona za ramię, i dokładnie zamknął drzwi.
*
- Kto tam?
Obudziło ją pukanie do drzwi. O drugiej w nocy?
- Już, spokojnie, zaraz otworzę!
Mocniej ścisnęła w ręku parasol zabrany ze stojaka. Różdżka akurat się gdzieś zawieruszyła, nie chciała marnować czasu na poszukiwania.
- Chwileczkę...
Delikatnie otworzyła zamek i odsunęła się nieco na bok, unosząc parasol nad głowę. Tak jak przypuszczała, nocny gość siłą uderzenia otworzył drzwi i wpadł do korytarza. Z całej siły zamachnęła się i uderzyła go parasolką.
- Lepiej się odwróć i zjeżdżaj, bo mam tu niejeden parasol pod ręką! - Po każdym słowie raz jeszcze okładała intruza.
Nagle parasol wypadł jej z dłoni.
- Alastor? - zapytała ze zdziwieniem.
- Tak - sapnął, pocierając dłonią obolałe miejsca. - Też się cieszę, że cię widzę. I dziękuję za gorące powitanie. Naprawdę, nie spodziewałem się...
Zamilkł, przyglądając się Zoryi, która próbowała nie wybuchnąć śmiechem. W końcu poddała się i cały dom wypełnił się donośnym chichotem. Alastor poczuł, że jego wargi również drżą. Bądź co bądź, sytuacja była komiczna. Ona, delikatna kobieta w nocnej koszuli uzbrojona tylko w parasol zaatakowała szefa Biura Aurorów. Nie było innej rady, on też musiał się roześmiać.
- A gdzie masz różdżkę? - zapytał nagle, obejmując kobietę w pasie.
Wzruszyła ramionami.
- Gdzieś się zawieruszyła.
- I tak spokojnie to traktujesz?
- Jejku, przecież się znajdzie. A teraz... Wejdziesz na górę?
Alastor nie umiał oprzeć się jej uśmiechowi.
Ciszę pewnej kwietniowej nocy przerwał szelest i chichot, dobiegający z ciemnej bramy kamienicy. Rudy kot siedzący na krawężniku obejrzał się i dla własnego bezpieczeństwa postanowił czmychnąć w bramę po przeciwnej stronie ulicy. Chwilę potem pojawiła się drobna kobieca postać o roześmianym obliczu. Towarzyszył jej wysoki, nieco przygarbiony mężczyzna.
- Doprawdy, nie wiedziałam, że Alastor Moody skłonny jest do tak nieodpowiedzialnego zachowania - oznajmiła kobieta, znów wybuchając śmiechem.
Mężczyzna objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Nogi kobiety zawisły w powietrzu, kiedy ich oczy znalazły się na tej samej wysokości.
- Taka jedna wścibska dziennikarka wyzwala we mnie jakieś ukryte instynkty - odparł.
- Skoro ona tak na pana wpływa, panie Moody, zalecam jak najczęstsze kontakty. - Ich usta zetknęły się. - I jak najbliższe - dodała, gdy mogła już mówić.
Ktoś z trzaskiem zamknął okno. Alastor puścił Zoryę i błyskawicznie wyciągnął różdżkę.
- Zwariowałeś? - syknęła, podnosząc się z ulicy.
Mężczyzna podał jej rękę, rozglądając się niespokojnie.
- Przecież tu nikogo nie ma! Jest pu-sto!
Alastor uciszył ją, kładąc dłoń na jej ustach.
- Nigdy nie wiadomo, co czai się w ciemnościach za twoimi plecami - szepnął.
Zorya strząsnęła jego rękę ze złością.
- Nie jestem jakimś żółtodziobem z Akademii, żebyś mnie tak traktował!
Nie patrzył na nią, trzymając różdżkę w pogotowiu wpatrywał się w ciemną bramę po drugiej stronie ulicy. Zorya z każdym słowem coraz bardziej podnosiła głos.
- Cicho bądź!
- I nie będziesz mi rozkazywał, ty popieprzony paranoiku! - wrzasnęła wreszcie, zanim z trzaskiem się aportowała.
Alastor szybkim krokiem przeciął ulicę, celując różdżką w ciemność. Szelest wzmógł się, auror zatrzymał się i czekał w napięciu.
Z bramy wyłonił się rudy kocur i pobiegł wzdłuż ulicy.
Alastor ze złością cisnął różdżkę o ulicę, z jej końca posypały się żółte i czerwone iskry.
No zapomniałam... CDN jeszcze nastąpi, dawno tego skrótu nie używałam, to się odzwyczaiłam.
Natalia Lupin
Wysłany: Śro 9:27, 29 Sie 2007
Temat postu:
Alastor! Kwik! Dire, kocham cię!!!
uahahahaha!
To wspaniały tekst. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy Alastora faktycznie udałoby się zmusić do wywiadu (sama dla rozrywki bawię się z tekstem o podobnym założeniu, postać jest inna, ale równie 'nieosiągalna'), jednak doszłam do wniosku, że owszem. Więc jestem zachwycona już ostatecznie
Strach Zoryi mnie rozbawił, ale w gruncie rzeczy się nie dziwię ^^
I podobały mi się fragmenty o świerze i nadpobudliwości.
KoHam nienormalne postacie XD
A już szczególnie choleryków.
Aurora
Wysłany: Śro 8:32, 29 Sie 2007
Temat postu:
Łiii! Dire, to jest borskie!Kocham, kocham, a wręcz koHam tego Alastora
Naprawdę - te szuflady! (przewraca oczami) Hik, hik, hik.
<to się nazywa konstruktywny komentarz>
Czekam z niecierpliwością. Potem zapewne będzie mhroczniej, poważniej i w ogóle - przecież wiemy, jak się skończyło, ale na razie zapowiada się cudownie. Zorya/Alastor <3
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin