Hekate |
Wysłany: Czw 16:18, 20 Lip 2006 Temat postu: |
|
Miniatura, jak na standardy Wiśni, dość słaba. Albo ja nie jestem dzisiaj w nastroju i zamiast spójnej opowieści widzę ładne wprawdzie, ale nie tworzące całości, zdania.
Nie umiem też nic powiedzieć na temat uczuć, bo mnie nimi nie zaraziłaś. Takie mi się to wszystko wydaje... zwyczajne
Przepraszam, Rejuś, ale mam tę wadę, że zwykle piszę w komentarzach to, co myślę i nie umiem zasłaniać się woalkami.
Odnośnie spraw technicznych:
Cytat: | Sprawić, by jego obraz przestał pchać się na oczy, by myśli nie wirowały tylko wokół niego |
Pchać się na oczy? Nieładnie to brzmi. Zgrzytliwy potoczyzm.
Cytat: | To byli ludzie, których mogła kochać, żyć i, tak jak teraz, bawić się
|
Stylistycznie nie tak. To byli ludzie, których mogła (...) żyć? Nie bój się powtórzyć drugi raz "który", to nie będzie błąd
np.
"To byli ludzie, których mogła kochać, z którymi chciała żyć i bawić się tak, jak teraz". Oczywiście, to tylko propozycja, przekształć tak, jak ci będzie odpowiadało.
Tyle. Nie umiem nic więcej powiedzieć, a za bardzo cię szanuję, żeby bawić się w lanie wody. |
|
Rej |
Wysłany: Czw 0:33, 20 Lip 2006 Temat postu: Kobiety |
|
Louise
Ten tekst powstał w wyniku kilkunocnego czekania na cud. Jako że potrafię pisać tylko przy pewnym stanie ducha, tak więc większość z was zapewne już wie, co wtedy czułam. Mój pesymizm jest zaraźliwy. Nie mówcie, że nie ostrzegałam.
Spojrzała na wpół opróżnioną butelkę wina. Może nie było ono leżakowane i jakoś specjalnie dobre, zwykła tania "Sofia", ale pomagało się rozluźnić. Nie wiedziała, co prawda, czy na smutki najlepszym lekiem jest pub i bezsenność, ale na pewno byli nim ludzie dotrzymujący jej towarzystwa. To znaczy - dotrzymywali ci, którzy nie byli już w stanie dotrzymywać go komu innemu na parkiecie.
Naokoło niej teatr świateł, szalejąca Zgraja, tętniąca muzyką ciemność. W środku wartki nurt myśli, przeplatających się ze sobą, niczym para beztroskich szczeniaków. Nie umiała się wyłączyć, pstryknąć palcami i odciąć zasilanie. Myślała nawet we śnie, nawet wtedy analizowała miniony dzień, prała swoje brudy na bieżąco. Ale tak naprawdę, to w tej chwili miała ochotę po prostu odciąć sobie głowę, zatrzymać ten natłok myśli, przyprawiających ją o mdłości. Sprawić, by jego obraz przestał pojawiać jej się przed oczami, by myśli nie wirowały tylko wokół niego. Ale widocznie nawet wino nie było w stanie wyłupić oczu jej zauroczeniu. Tak więc siedziała i przyglądała się, wirującym gdzieniegdzie, magicznym ognikom, zapewne spowodowanym przez pierwszą połowę butelki, jak podpowiadał jej, ciągle jeszcze trzeźwy, rozsądek. Nagle, jak przez mgłę, dotarła do niej muzyka. Wcześniej otaczała ją głucha cisza, a teraz, z początku cicho, lecz potem coraz natarczywiej, wdzierały się do jej głowy poszczególne dźwięki. Po chwili była w stanie stwierdzić, że didżej chyba zwariował. Z głośników sączył się Blackfield. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ponoć miał to być irlandzki wieczorek. Jeszcze dziwniejsze zdawało się to, iż nikt nie oponował. Ludzie, tym razem w parach, bujali się na parkiecie, starając, chociaż raz, zrozumieć się na wskroś.
A ona nuciła cicho słowa piosenki, przytulając poduszkę i patrząc na rozkochaną Zgraję. Byli cudowni. To byli ludzie, których mogła kochać, z którymi mogła żyć i bawić się, tak, jak teraz.. Po prostu się rozumieli i żyli dla siebie. I chyba to było ważne.
Po imprezie wstała, jakby w ogóle tam nie siedziała, z zamiarem pójścia do domu. Mijała lepszych i gorszych znajomych. Wszyscy wołali za nią, klepali po plecach, przytulali. Nie wiedziała, skąd ta nagła czułość, czy to alkohol spowodował, że wyostrzyły się ich zmysły, czy też jedno z nich miało zbyt długi język? Rozejrzała się dokoła. To pewnie alkohol.
Wyszła chwiejnie przez drzwi wejściowe i od progu uderzyło ją chłodne powietrze poranka. Choć może nie tyle chłodne, co rześkie. Ale w tym stanie naprawdę trudno jej było określać rodzaj powietrza, które bezczelnie smagało ją po, zmęczonej trudami ostatnich dni, twarzy. |
|