Autor Wiadomość
Remusek17
PostWysłany: Sob 20:13, 09 Gru 2006    Temat postu:

kocham fanfiki lostowe! Wink
ale z ta palma na razie nie mam pomyslu
bede musiał pomyslec .... Wink
Hekate
PostWysłany: Sob 19:53, 09 Gru 2006    Temat postu: Tuż przed (fan. poniekąd lostowy)

Miniatura, poniekąd lostowa. Kto zgadnie z jakiej lektury pochodzi motyw z finałową palmą, dostanie wirtualną flaszkę wina.
Właściwie to całkiem banalne. Ale cóż Wink




- Ona nie istnieje – mruknął do siebie Charlie i wzruszył ramionami, żeby ostatecznie rozproszyć wątpliwości. – Zdecydowanie za długo siedziałem na słońcu.
Piasek umykał spod jej stóp, jakby obawiał się bezpośredniego kontaktu. Jej obrót był obrotem kuli ziemskiej i przeciął horyzont na dwie połowy.
- Bezsenność mnie kiedyś zabije – powiedział Sayid w przestrzeń, ot tak, nie dziwiąc się niczemu i nie wymagając reakcji. Od kilku minut śledził ten bieg i te drobiny wody rozpryskujące się dookoła. Nie chciał niszczyć złudzenia; jakiś całkiem inny Sayid w głębi jego czaszki, rozkoszował się feerią barw i nierealnością, której nie można ani zmierzyć, ani przeliczyć na procenty. Dopiero jeden nieznaczny ruch powiek zracjonalizował rzeczywistość.
Desmond podniósł butelkę do ust – miał wielką nadzieję, że napój wreszcie wypali mu myśli. Ona dalej tam była, widział ją nawet wtedy, gdy wszystko zlewało się w pulsującą rezygnację. Włosy, nie mogąc znieść uwięzienia, wymknęły się z warkocza i tańczyły z wiatrem.
- Bardzo kiepski kawałek poezji – uśmiechnął się nieładnie i pociągnął jeszcze jeden łyk. Tym razem do dna.
Gdyby to był zachód, jak na kiepskim landszafcie, gdyby chociaż piorun i grzmot!... Ale nie. Skwar południa przetapiał poezję w prozę. Jack, co zdarzało mu się niezwykle rzadko, przysiadł bezczynnie na piasku. Szukał jej wzrokiem. Odkąd się obudził, myślał wyłącznie o tym, żeby ją jeszcze raz zobaczyć. Wiedział, że to najpewniej halucynacje, jeśli nie coś o wiele gorszego, ale jednak tęsknił za tanecznym ruchem dłoni, za lekkim krokiem. Gdyby mógł, schwytałby ją i nosił w sygnecie – głupio i całkiem ekstrawagancko.
- Nie można schwytać... – urwał, bo wystraszył się tego, co czaiło się na krańcu niedopowiedzenia. Zimny wiatr, którego wcale nie było, zmroził do szpiku kości.
Nie wyglądała na zmęczoną. Zamajaczyła w oddali, żeby już po chwili znaleźć się bardzo blisko celu. Sawyer wyraźnie widział jej twarz, nienaturalnie bladą jak na warunki tropikalnej wyspy.
- Kto by się spodziewał – pokręcił głową ze swoim zwykły uśmieszkiem. – Nie sądziłem, że to będzie takie banalne...
Prawdę mówiąc w ogóle się nie spodziewał, w końcu był Odysem, a przed nim bezmiar przestrzeni. Nie mógł uwierzyć, że Itaka pochłonie go tak nagle, w całości, bez możliwości wyboru. W duszy obiecał sobie, że postawi swoją własną kropkę na końcu zdania i prawdopodobnie dotrzymał obietnicy.
Claire milczała, tuląc do siebie synka. Mały był niespokojny, marudził od rana i nie mogła go uśpić. Coś nieokreślonego – jakieś przeczucie, a może pytanie? – krążyło wokół trójwymiarowego portretu Madonny z dzieciątkiem.
- Nie bój się, mama jest przy tobie – szepnęła, bo tylko frazesy przychodziły jej do głowy. Te rude włosy na tle piasku!... Była tuż-tuż.
Wianek ze stokrotek... Przecież tu nie kwitną stokrotki, bujna natura, raczej w czerwień, niż w biel... Myśli Locke’a rwały się w strzępy, przypominały zużyty bandaż. Wiedział, że powinien być spokojny, w końcu zrobił wszystko, co w ludzkiej mocy. Ale nie było spokoju. Widmowa łódź z Hermesem u steru – widać Wyspa chciała inaczej...
- Trzeba przyznać, że jest piękna – powiedział cicho, obserwując to sprężyste ciało, którego żaden materiał nie był w stanie skrępować.
A ona biegła dalej, jakby nie zdając sobie sprawy, że wszystkie spojrzenia skupione są właśnie na niej. Kiedy minęła pierwsze szałasy, słońce dotknęło palmy.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group