Autor Wiadomość
Vellocet
PostWysłany: Pon 18:15, 12 Mar 2007    Temat postu:

Więc. Podobał mi się sam temat, toteż do czytania zabrałam się ochoczo. ^^ I nie zawiodłam się, a i gratuluję przed terminowego pojedynku. <;
A otóż i moje punkty:

Pomysł:
A - 2
B - 1
Podoba mi się motyw wariactwa. Albo raczej - uciekanie przed samą tą nazwą, przed świadomością.. Ładnie, zgrabnie opisane.

Styl:
A - 1
B - 1
W obu tekstach porównywalna ilość literówek. Zdania ładnie złożone, większych zastrzeżeń nie mam.

Realizacja tematu:
A - 0,5
B - 0,5

Ogólne wrażenie:
A - 3
B - 1
Jakoś tak.. nie potrafię sprecyzować swojej decyzji, ale w tekście A jest coś, co bardzo mi się podoba, ma pewien urok, którego brakuje mi w tekście B.


Podsumowanie:
A - 6,5
B - 3,5

Jeszcze raz gratuluję! ^^
Hekate
PostWysłany: Czw 19:55, 08 Mar 2007    Temat postu:

Oj, autorzy, beta, to by wam nie zaszkodziła. Szczególnie autorowi numer jeden, którego zaraz trochę pomęczę, bo mimo błędów, to to właśnie opowiadanie podoba mi się bardziej.


Cytat:
To musi być on! Wszędzie poznam tego potwora, który zamordował niemal cała moja wioskę!

Zamordowanie wioski nie gra, lepiej by było "wymordował".
Cytat:
kto się boi nich ucieka i zapomni o nagrodzie

Niech, literówka.
Cytat:
Znałem James’a za młodu…

Jamesa.
Cytat:
Tylko jedne człowiek

Jeden, literówka.
Cytat:
nie długo przyjdzie

Niedługo, ort.
Cytat:
Jim’ego

Jimmy'ego.

W zasadzie za taką masakrę niedopracowaniową, powinnam od razu przyznać drugiemu tekstowi palmę pierwszeństwa, ale tego nie zrobię. W drugim nie ma może tyle błędów, ale za to ton sentymentalny przygniata do posadzki.
Żeby było sprawiedliwie, to w tekście B:
Cytat:
czyję dreszcz

Czuję
Cytat:
Śmięje się

Literówka

Pomysł
A - 2
B - 1
Ruszyła mnie pierwsza historia. Cholernie to niesprawiedliwe, cholernie smutne i cholernie dobrze wykombinowane. Druga... hmm... całkiem nie w moim guście. Zbyt mangowo, chociaż coś jednak siedzi w tym tekście. Coś psychologicznie mocnego.

Styl
A - 0,5
B - 1,5
Drugi tekst napisany sprawniej, w pierwszym sporo usterek.

Realizacja tematu
A - 0,5
B - 0,5

Ogólne wrażenie
A- 2,5
B- 1,5

Chyba nie mam nic do dodania. Historię A czuję, to coś, co chce być opowiadziane. Historia B do mnie nie dociera, nie ta struna i już.

Gratulacje serdeczne, ciekawy pojedynek, szczególnie, że nie-fanfikowy! No i jeszcze przed czasem wrzucony, ha! Smile

A - 5,5
B - 4,5
Lora
PostWysłany: Czw 17:36, 08 Mar 2007    Temat postu:

Pomysł:
A: 1,5
B: 1,5
Po równo.
Styl:
A: 1,5
B: 0,5
Tekst A był bardziej spójny, zrozumiały i napisany ładniejszym (IMO) stylem, B wydawał się zbyt chaotyczny i niedopracowany.
Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5
Ogólne wrażenie:
A: 3
B: 1
W sumie podobały mi się obie miniaturki, obie były interesujące i miały świetny klimat, ale A jednak bardziej przypadło mi do gustu.

Podsumowanie:
A: 6,5
B: 3,5


Gratuluję obu autorom (i mam nadzieję, że nigdzie się nie pomyliłam ;))
Puszczyk
PostWysłany: Śro 21:00, 07 Mar 2007    Temat postu:

B

Saya… jestem, jestem dla ciebie, nie zostawiaj mnie… mój piękny, mój Saya… chłodno tu, wyraźnie chłodno, czyję dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa, gdy zimne dłonie dotykają moich kolan. Blada twarzyczka zanurzona w białych włosach zwrócona jest ku mnie, a podkrążone, otoczone szarym kręgiem, tak dziwne oczy patrzą na mnie. Na początku budziło we mnie skrajne uczucia spojrzenie tych wielkich oczu, całych czarnych, prócz białej, błyszczącej tęczówki i ptasiej podłużnej źrenicy. Wtapiam dłoń w jasne włosy. Są wilgotne i kleją się do siebie…Na jego szyi wisi jak dzwoneczek drobny wisiorek w kształcie łzy. Czarny… Mój Saya…. Śmięje się
"Przestań!" Sara płacze i mocniej ściska w rękach kubek z parującą herbatą. Jedyne źródło ciepła w tym domu. Czuję jak wszystkie mary wyciągają ku niej zmarznięte dłonie
"Daj nam spokój" mówię zobojętniały, mocniej przyciskając drobną główkę Sayi do swoich kolan. Nie daje ani trochę ciepła
" Powinieneś się leczyć" Płacze dalej i tak od rana. Zaczęło się od chwili gdy zabroniłem jej odsłonić okien. Płakała " Wszystko zalepia się brudem i zgnilizną! Nienawidzę tego miejsca!"
"Sza…. Sara. Obudzisz go" mówię ściszając głos, i wskazuje na moje kolana, na których śpi Saya. Nie oddycha. Sara płacze
" On nie istnieje!" krzyczy "Ja cię kocham, ale ty naprawdę musisz pójść do specjalisty… to nie może tak być…" Sara płacze, to irytujące. Chce mi się śmiać. Nie bój się Saya, ja jej nie wierzę
" Nikogo tu oprócz nas nie ma! Zrozum! Jesteś chory! "bredzi Sara. Kostki jej palców bieleją, kubek prawie pęka w jej dłoniach. Pełna mocy, jak niewiasta obleczona w słońce walcząca z tą ciemnością dookoła.
Sssssaya….
"Wyjedziemy nad morze, dobrze? Pamiętasz, bardzo lubiłeś morze… tam już nic nie będzie"
Sara siada u mych nóg, prawie tak jak Saya.
SSsssayaaa….

Lepiej nikomu nic nie opowiadajcie bo jak opowiecie- zaczniecie tęsknić

Samotny mężczyzna siedzi na piasku , przesypując go między palcami. Już tyle dni jest sam, jedynie morze, uspokajające i wyrównujące tętno. Złocisty zachód już minął, teraz niebo ma barwę pomiędzy ultramaryną a granatem, przetapiając się w księżyc. W tym księżycu nie odbijało się nic. Mężczyzna już dawno nie widział nikogo, dawno nic się nie wyłaniało z morza, dawno już przestał rzucać się niespokojnie na pościeli, wśród płaczu Sary, krzycząc i przywołując. Sayaaa……Od kiedy tu przyjechał nie widział go. Chłodny wiatr znad morza czasem tylko przywiewał różne myśli, wspomnienia. Szare, zimne, ciemne, pełne strachu i czegoś, co ciężko określić. Pełne martwego, zastygłego powietrza.
"Przepraszam, masz ogień?" głos za mną, cichy, spokojny, trochę znużony. Odwracam się. Drobny, w czerwonej koszuli, włosy prawie białe, oczy błękitne wycięte w kształcie migdałków. Znam te oczy. Znam tą drobną, czarną łezkę na jego szyi
"Sayaa….."
"Słucham?" patrzy na mnie. W ten sam sposób, w tym spojrzeniu jest coś smutnego. Patrzy tak jak zawsze. Wrócił do mnie. Mój… Sayaaa….
" Wróciłeś do mnie" szeptam, wysuwając ku niemu dłonie, pragnę by był ciepły.
" Chyba mnie pan z kimś pomylił" wycofuje się ostrożnie, piasek szumi pod jego stopami, księżyc gra na jego włosach morze burzy się w jego oczach
" Jesteś mój.." mój szept jest pełen napięcia. Mój Saya wrócił. Wrócił do mnie. Saya!
" Przepraszam, ale ja... Chyba mnie pan z kimś pomylił … ja już z kimś jestem i …" nie kończy, wycofuje się. Mój Saya? Mój! Nie oddam… nie oddam
"Nie oddam…" słyszę własny szept "Saya" Przyciągam go do siebie. Wyrywa się. Mój biedny, mały, spłoszony Saya… głaszczę go po włosach, lecz moje palce ześlizgują się.
"Spokojnie… spokojnie, Saya" Zaczyna płakać. Czemu wszyscy tyle płaczą?
Nikt mi ciebie nie odbierze, nie może odebrać
"Czemu?!" krzyczy, jego jasne włosy rozsypują się po moich ramionach
" Bo jesteś tylko mój… tylko mój. Pragnę cię.." mój szept staje się ochrypły. Jego płacz staje się wyciem. Jest taki śliczny i bezbronny… taki piękny mimo wszystko, jak zawsze.. Morze burzy się a księżyc ucieka wzrokiem. Moje myśli przytrzymują jego drobne dłonie. Jest taki ciepły.. Niebo odbija się w jego spoconym czole, w załzawionych oczach, noc przegląda się lubieżnie w krzyku wyrywającym się ze zdartego do krwi gardła.
Sssssssayaaa….
Czerwoną koszulę wchłania chłodny piasek.
Mój….
Czarna łezka zerwana gwałtownie z szyi

Lepiej nie tęsknijcie, bo wtedy budzi się pragnienie

Znów zimno… powinienem już przyzwyczaić się do zimna…. Znów zimno, chłodna posadzka, znów cisza i samotność. Milczące ściany milczące kraty, umierająca żarówka. Szalone, czerwone słońce, utopiło się wśród prętów oddzielających wolność od celi, od nocy- dzień. Odgłos kroków budzi do życia ostatnie promienie słońca, drgające i dogasające w rogach celi. Urwany oddech. Żal, pretensje, nienawiść.
"Zabiję cię skurwielu! "krzyczy ale w głosie ma tylko słabość. W głosie ma zabitą miłość. "Nie miałeś prawa" krzyczy…. " Czemu on?! " słowa więzną mu w gardle
"Bo mi go odebrałeś"
" Co ty kurwa pieprzysz, on nigdy nie był twój! Nie miałeś prawa" powtarza jak mantrę i nie rozumie. Nigdy nie zrozumie niczego, co nie jest przyziemne, co nie ociera się o jego kostki i nie liże po karku
"Kochałem go " wyje bezsilnie, zaciskając dłonie na kratach. Przypomina mi Sarę.
" Ale on jest mój… jest tylko mój… mój Sayaa…."
" Jego już nie ma! Przez ciebie! Jak…" dławi się własnym krzykiem. Wiem, zabiłby mnie gdyby tylko mógł… Gdyby tylko mógł…
" Miał na imię Kim" mówi szeptem. A ja słyszę tylko jeden powtarzający się głos… Sayaaa… Odchodzi.. Powoli, ciężkie łzy bębnią o podłogę

Lepiej nie pragnijcie, bo to prowadzi za daleko

Zamykam oczy… Jedynie chłodna dłoń głaszcze moje włosy
"Saya…" szepczę. Wiem jak bardzo go chciałem zobaczyć, chciałem go poczuć
" Jestem…" odpowiada mi, wplatając się w moje ciało. Tak… chcę go, mój Saya
"Nie zostawiaj mnie więcej… weź mnie, weź ze sobą"
"Po to przyszedłem" Mówi, a ja nie mogę już oderwać wzroku od lśniących białych źrenic.
Zabiera mnie stąd. Daleko. Daleko. Gdzie nikt mnie nie będzie za ciebie karał. Gdzie nikt nie będzie karał ciebie za mnie. Czerwona, przesiąknięta krwią koszula lepi się do mojego ciała
Ssssssayaaa….

Lepiej nie dajcie się prowadzić za daleko, bo potem będziecie musieli wszystko gdzieś komuś opowiedzieć
A opowiadać- lepiej nie opowiadajcie, bo jak opowiecie - zaczniecie tęsknić.
Puszczyk
PostWysłany: Śro 20:58, 07 Mar 2007    Temat postu:

A

- To chyba on, nie?
- Czy ja wiem… chyba tak.
- To musi być on! Wszędzie poznam tego potwora, który zamordował niemal cała moja wioskę!
- Ciszej, bo jeszcze się zorientuje.
- Tak, tak. To ta sama czerwona koszula, ta sama twarz i te stalowe oczy. Gaston leć po rzeźnika, niech przychodzi z pałką na świnie.
- Ale on przecież nie da się tak łatwo podejść, jest niebezpieczny.
- Co tam, najwyżej pieniądze za niego dostanie moja rodzina. Wszak wcale piękna suma, panie, a kto się boi nich ucieka i zapomni o nagrodzie.
- O jesteś już panie Darbon. Widzi go pan?
- Tak idziemy, tylko po cichu…


„Zimno, tak strasznie zimno… Co trzeba zrobić?! Co trzeba zrobić?! Co mówił James – Jim…
To jedno słowo uspokoiło jego chaotyczne myśli. Powoli zaczął podnosić się na zdrętwiałych rękach. Jednak nie dane mu było w spokoju dojść do siebie.
- Patrzcie! – Dobiegło od strony sąsiedniej celi – Budzi się!
Wszyscy więźniowie stanęli jak najbliżej krat, żeby mieć jak najlepszy widok.
- Ee tam, to nie on! – Oświadczył niski i mizerny staruszek – Znałem James’a za młodu…
- Przecie to on, jak się patrzy. – Stwierdził chudy brunet z angielskim akcentem – Silne ramiona, ten sam wąs, szare oczy, no i ta koszula! To przesądza o …
Reszta zdania zagłuszona była przez głosy innych, spierających się o tożsamość „nowego”. Tylko jedne człowiek nie brał udziału w dyskusji – rosły i potężny Korsykańczyk.
- Cisza patałachy!!! – Ryknął w pewnym momencie, a gdy spełniono jego żądanie dodał spokojniej – Niech sam coś powie.
Wszystkie spojrzenia skierowane były na „nowego”, który zdążył już wstać i przyjrzeć się swoim przymusowym współtowarzyszom.
- Powiedzże coś! Mówże! – Wrzasnął staruszek nieomal podskakując.
Ale On tylko poruszał ustami, nie wydając przy tym żadnego dźwięku.
- A to ci dopiero. Toż to nie Czerwony James, a jakiś chłoptaś – w dodatku idiota.
- Palant!
- Czubek!
- Świr!
- Wariat!
Po ostatnim haśle coś zmieniło się w wyglądzie owego chłoptasia. Jego oczy jakby zaszły mgłą, ręce zaczęły się mimowolnie zaciskać i rozluźniać, oddech przyspieszył…
- On nie jest wariatem!!! On nie jest wariatem!!! – Wrzeszczał jak opętany, łapiąc się krat i począwszy nimi trząść, co zrobiło wrażenie nawet na najsilniejszych.
Jednak nie mogąc sprostać im, opadał z sił, a jego krzyki były coraz słabsze.
- On nie jest wariatem…- ostatnie słowa zamieniły się w płaczliwy jęk. Mężczyzna osunął się na podłogę, a łzy popłynęły po jego twarzy.
Już więcej nikt nie śmiał go zaczepić i jednomyślnie stwierdzono, że to jednak James.
Tymczasem domniemany Czerwony doczołgał się do kąta, tam skulił się i pogrążył w myślach.
„ Jim gdzie jesteś? Dlaczego cię to nie ma?” – Myślał, ale po chwili sam się uspokoił. – „Pewnie nie długo przyjdzie po mnie. Pewnie byłem niedobry i muszę ponieść karę. Przecież zawsze był dal mnie taki dobry. Nie pozwolił, żeby nazywano mnie wariatem, nawet teraz im powiedział.”
Zerknął zadowolony przez kraty na ludzi skupionych jak najdalej od krat.
- Zupełnie jak wtedy powiedział Manley’owi. – Pomyślał - Dopadli mnie wtedy, kiedy Jimy spał. Zaciągnęli na drugą stronę statku i zaczęli kopać, pluć, poniewierać.
- I co debilu – syczeli przez zaciśnięte zęby – teraz już nie jesteś taki silny? Złodzieju pieprzony. Kapitan przyprowadził sobie małpę do zabawy. Wariat, wariat…
To ostatnie słowo bolało najbardziej. Miało ostre krawędzie, które szarpały, a jednocześnie zawierały truciznę przenikającą do żył. Obezwładniało i nie pozwalało na obronę.
Ale wtedy On – Jim obronił mnie.
- On nie jest wariatem. – Powiedział z pełnym spokojem.
Wszyscy ze strachem odsunęli się ode mnie jakbym był trędowaty. Tylko Jim podszedł i wziął na ręce. Był taki ciepły, a jego czerwona koszula przyjemnie pachniała. Zaniósł mnie do swojej kajuty i z tą jego delikatności ułożył na koi. Zawsze dbał, by nic mi nie dolegało, żeby nie bolało… Potem podszedł do swojego kufra i wybrał z niego jakieś pudełeczko, po czym podszedł do mnie.
- Zdejmuj koszulę – mruknął łagodnie.
On nigdy na mnie nie krzyczał nawet jeśli popsułem jego kapelusz. Powiedział wtedy, że kupi nowy.
Wszystko mnie bolało. Zauważył to i pomógł mi. Taki dobry. Nasmarował moje plecy jakąś śmierdzącą maścią. Jego ręce, choć szorstkie przyjemnie rozgrzewały ciało. W jednym momencie zapomniałem o tych okropnych ludziach z załogi, liczyła się tylko ta chwila. Jednak kiedyś w końcu musiało się skończyć. Odwróciłem się do Jim’a chcąc mu podziękować, ale nie byłem w stanie nic powiedzieć. A on tylko pogłaskał mnie po policzku i pocałował w czoło.
- Śpij mały, śpij. – Powiedział, gładząc mnie po włosach.
Zasnąłem uspokojony jego ciepłą dłonią i kołysaniem statku.
Ocknął się z rozmyślań, a Jim’ego nadal nie było. Już pewniej podniósł się i nie zważając na ruch, jaki zapanował w sąsiedniej celi, zbliżył się do okna chcąc zobaczyć statek. Jego pragnienie zostało spełnione. Zobaczył piękny galeon z charakterystycznymi czerwonymi żaglami, ale… ale on wcale nie kierował się w kierunku więzienia, wręcz przeciwnie wypływał z portu. A na jego dziobie można było zobaczyć wysoką postać krzyczącą coś do sternika. Serce mężczyzny zabiło szybciej. Jego nie mógł z nikim pomylić. To był Czerwony James, Jim…
Postanowił nie płakać, być silnym, tak jak on. Ale już zaczął tęsknić, opowiedział wszak swoją historię kamieniom. To nic, zmyje ją łzami…
Puszczyk
PostWysłany: Śro 20:56, 07 Mar 2007    Temat postu: Nightwish vs Zaheel

Temat: Lepiej nic niekomu nie opowiadajcie. Bo jak opowiecie - zaczniecie tęsknić.
Objętość: miniaturka (odpół od dwuch stron 12 New Times'em)
Dodatkowe motywy: Morze, więzienie, dwie postacie główne, czerwona koszula
Beta: nie betowane XP


Proszę Państwa! Pierwszy raz w historii pojedynkowni przystąpiono do pojedynku przed terminem!
(potem nasze prawnuki będą to opowiadać swoim wnukom jako legendę. Kto by uwierzył... XP)

<gong!>

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group