Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

czary-mary

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 0:15, 21 Lis 2006    Temat postu: czary-mary

Opowiadanie fantasy, coś tak 13+. Niebetowane. Pomysł indiańskich imion odgapiony od sz. p. Ewy Białołęckiej(cóż, to dużo wygodniejsze niż mordowanie się pół dnia nad jakąś skomplikowaną nazwą własną).


czary-mary

Dzień trzydziesty pierwszy roku pięćdziesiątego ósmego, ery Dobrobytu - pewna stara gospoda dla biedaków i ludzi z tzw. marginesu społecznego

Na stole stała pusta szklanka. Zakurzona. Oprócz nich w pokoju znajdowało się jedynie parę pajęczyn i wąskie łóżko, z brudną pościelą, taką...

- Rozryckana do granic... Cóż-żeście wyprawiali tej nocki, hę? Ooo, jakie rumieńce, jakby u panny na wydaniu, hehe... – Zarośnięty mężczyzna wybuchnął gardłowym śmiechem. Jego towarzysz zdobył się na ponury uśmieszek, ale jego policzki wciąż były lekko zaróżowione.
- Myślisz tylko o jednym, mój drogi – wycedził z wyższością.
- Nie tym tonem, gówniarzu, pamiętaj, kto tu jest pan! – wrzasnął. Młodszy mężczyzna przez chwilę zastanawiał się, czy zacznie toczyć pianę z pyska.
- Przepraszam – mruknął zwyczajowo.
- No, to się rozumie! – Poklepał go po ramieniu. – To kim była twoja dzisiejsza „przyjaciółka”?
- Nic szczególnego. Zwykła dziwka. Puściła się za podrabianą, srebrną monetę. Wiesz, ja... musiałem się jakoś odreagować, to był ciężki tydzień – dodał ciszej. Starszy zagwizdał.
- Ho, ho. A myślałby kto, że ty taki wstydliwy i wstydliwy, niby dziewica jaśniepańska.
- Możesz zmienić temat? PROSZĘ... – warknął rozeźlony.
- W porządeczku, nie bądź taki ważny... – Przez chwilę mierzyli się niechętnymi spojrzeniami.
- Mogę zostać sam?
- Proszę bardzo – burknął wieśniak. I wyszedł.

Napięcie opadło.
- O bogowie... – jęknął i usiadł na łóżku. Rzeczywiście, pora skończyć z tą rzekomą praworządnością. Właśnie okłamał swojego wuja. A parę godzin temu rozdziewiczył panienkę z dobrego domu. Córkę właściciela wioski. Za obustronną zgodą, to prawda, ale zawsze... Westchnął raz jeszcze. To były piękne chwile, przesiąknięte erotyzmem i zaspokajające obie strony. O taak... Miękkie kosmyki brązowych włosów(to tym dziwniejsze, że większość podobnych jej dziewcząt farbowało włosy na blond). Rozkoszne ciepło jej ciała. Złapał się na zdrożnej myśli, że chciałby to powtórzyć, i to wiele razy. Był jednak rozsądny i wiedział, że to zbyt ryzykowne. Szkoda. Nie dość, że wysoko urodzona, to jeszcze z rodzin z „piętnem demonów” Czarowników. Ponoć cała rodzina się tym parała. Jakby ktoś się dowiedział o tym co wyrabiali w sypialni, prędko przeszedłby na tamten świat. Oczywiście, przedtem otrzymałby solidną porcję wyszukanych okropności, tortur i cierpień czarno-magicznych, aby na jego przykładzie wykazać, co spotyka takich zuchwalców. Ech... Taka śliczna, jedyna... Zacisnął pięści. Coś musi zrobić.

*

- Szykuj się, młody! – Bas wuja skutecznie obudził chłopca ze świata mar i widziadeł.
- C-c-co? – wyjąkał. – Kiedy, po co?
- O ludzie, jarmark trzydniowy zacznie się dziś przecie, od dawna ludziska o tym trąbią! Jakąś ładną kurkę przydałoby się „zapożyczyć”... – Brodacz mrugnął porozumiewawczo.
- Tak, kariera złodziejaszka, szczyt marzeń!
- Te, słuchaj! – wuj naprawdę się zdenerwował. – Nigdy nie nazywaj mnie byle złodziejaszkiem. Młody-żeś, to życia nie znasz. – Przerwał, aby nabrać oddechu. – No i... są dużo gorsze rzeczy, wierz mi... – Głos mężczyzny się załamał. Odwrócił wzrok. Pamiętał jakby to było wczoraj: rodzice, którzy zginęli, bo znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Dwie napiętnowane magią rodziny toczyły o coś spór, wybuchła bijatyka. Ziemia drżała, niebo znaczyły błyskawice. Rodzice, trafieni przypadkowym czarem, stanęli w płomieniach. Dwa zwęglone ciała, okropny smród i dziwne otępienie. Dalej: młodsza siostra, co przyszła doń rozbeczana, bo jakiś dupek upatrzył ją sobie i wziął siłą... I z tego bachor powstał, ten który właśnie śmie mu pyskować. A siostrzyczka zmarła przy porodzie. Dalej: ...
- Eee, wuju? – Nieśmiały głos chłopaka wyrwał go z zadumy. – Przepraszam. Ale naprawdę, wolałbym zostać w domu, proszę...
- No dobra, dzieciaty. Porozmawiamy, jak dorośniesz... – mruknął i wyszedł, trzaskając drzwiami. Ostatnio zdarzało im to się coraz częściej.

*

Nie był czasu na długie medytacje, trzeba było działać. Przebrał się w najstarsze i najbrzydsze rzeczy jakie posiadał; chciał uchodzić za jednego z wielu – żebraka. Wymknął się z gospody. I tak teraz nie mieli żadnych gości, nikt nie zauważy. Zanim jednak udał się do chaty dziewczyny, pozwolił sobie na mały spacer. „Bogowie, z zewnątrz to wygląda tak dramatycznie, cholera. A przecież to nie tak... Coś ciągnęło go do niej, jakby niewidzialny sznur. Chciał znów czuć jej odurzający zapach – migdałów i przypraw korzennych. Być przy niej, być w niej.... Nieważne co robiła jej rodzina, ona była czysta. Tylko to już się liczyło, ona. Reszta – to nic, światy bez wartości. Dobrze. Tylko co teraz zrobić, może jakiś plan działania? Wuj czasami miał jednak rację, on zawsze najpierw robił, potem myślał...
- Gaik?! – Skrzeczący kobiecy głos zakłócił jego smętne rozmyślania. Chłopak zaklął pod nosem. Jego stara mamka. Nie ma co, szczęście jak u tego pyszałkowatego kretyna z legendy o Wybrańcu bogów.
- Tak, to ja.
- Och, jakżem ja dawno cię nie widziała, chłopcze! A jak wyrosłeś, i rumieńców nabrałeś, nie to chuchro, co to mlekiem prosto od krowy pogardziło... - Wieśniaczka rozpływała się w zwyczajowych zachwytach. Nie no, znowu wyciąga tę historię z dzieciństwa...
- Przepraszam mamo – wtrącił się wreszcie. – Ale nie mogę długo gadać, spieszę się.
- Nie może być! No i jak to tak od razu odchodzić! Wysłuchaj choć parę nowinek... Widzisz, lisy nam już trzecią kurę zżarły – a tej wdowie, Korze to ponoć ze siedem- a te całe czarowniki nawet tyłka nie ruszą, niech się lud męczy. A broni nie wolno mieć, no i ni ma... może tylko Orzech, ale on w życiu się nie przyzna... No i on, pamiętasz, toć zawsze był taki chytrus...
- Ja...
- A, może wpadniesz do nas? – Małe oczka zwęziły się. Widać było, że przeszła do najważniejszego dla niej tematu. - Nasza Koniczynka byłaby baaardzo temu rada... Na piętnasty rok jej idzie, ale milutka jak zawsze, no i wyładniała przez ten czas! – „No tak, słodziutka jak miodek, ale gęba jak starej wiedźmy... Te blizny...” – dodała sobie w myślach korpulentna chłopka.
- NAPRAWDĘ się spieszę. Wawrzyn na jarmark poszedł, a ja-żem został, łeb mnie bolał. Już mi lepiej, tom pomyślał, że też pójdę– wymyślił naprędce. – Mam jednak prośbę. Chcę sobie pójść sam. Wie mama, chcę się z kolegami spotkać, ze starym nie będzie tak samo... – Wbił w byłą opiekunkę błagalne spojrzenie. Chwyt tani i praktykowany od lat, zawsze tak samo skuteczny.
- Dobrze – kiwnęła głową. – Ale wpadniecie w odwiedziny, no nie?
- Tak, mamo... – bąknął i puścił się biegiem. Jak on nie cierpiał tej baby. Najgorsze w niej było to, że kazała zwracać się nań „mamo”. Nie „matka”, nie „mamuśka”. Mama. Oooż, cholera!!!
„Co za brak szacunku! A kto go niańczył, jak był oseskiem? I jeszcze przez parę lat! Nie masz wdzięczności na tym świecie...” – była mamka zabawiła się przez chwilę narzekaniami, po czym poprawiła kolorową chustę na głowie i powiewając spódnicami ruszyła w swoją stronę. Na jarmark.

*

- Co ty tutaj robisz? Jak moi rodzice cię zobaczą to...Przecież mówiłam, żebyś już nie wracał! – Dziewczyna wyładowywała się na nim, a on spokojnie czekał, aż atak histerii jej minie.
- Pochmurna...
- Dobra, dobra. Czego chcesz?
- Uhm, no wiesz... Lubię cię i...
- Taaak, pięknie – zaśmiała się krótko. – Przespać się, a potem pieprzyć o lubieniu. Zła kolejność, niuniek. Daj spokój, znam facetów, tylko o jednym myślą...
- Zamknij się! To nie tak. Ja BARDZO cię lubię i ty WIESZ o co chodzi, głupia! – warknął cicho. Następnie chwycił Pochmurną za rękę, ale ta zaraz się wyrwała.
- Co ty sobie myślisz? Pamiętaj kim TY jesteś! – Tu wstrząsnęła głową i opamiętała się. –Przepraszam. Chodź za mną, pokażę ci coś... – poprosiła cichym, śpiewnym głosem. Lekko skośne czarne oczy zalśniły błagalnie, gotowe w razie czego rozpocząć produkcję cieczy łzowej. Gaik zagapił się na nią, taka śliczna, jak mógł się na nią denerwować? Trzeba przeprosić, zrobić wszystko, aby jej było dobrze. Bez zbędnych słów dał się poprowadzić wzdłuż nieznanych leśnych duktów. Taka śliczna...

*

Tegoroczny jarmark nie różnił się wiele od poprzednich. Mnóstwo stoisk z amuletami, słodyczami i różnymi świecidełkami. Atrakcją była prawdziwa orkiestra z dużego miasta. Powszechnie wiadomo, iż Orzech ma tam rodzinę na znacznym stanowisku. Odkąd się wprowadził, ich wioska jest trochę wyróżniania. Wszędzie tłumy ludzi, odzianych w odświętne stroje, garść bogatych, sporo biedoty, tu i tam kilku cwaniaczków takich jak i on, Wawrzyn. Dzisiaj był zły; rankiem bratanek mu krwi napsuł, a tutaj okazuje się, że wszelki drób jest szczególnie pilnowany. Ostatnio jakiś lis czy złodziej wykradł gospodyniom ich najtłustsze kokoszki. Te które zostały oszczędzone, mają dużą wartość. Niech to szlag... Nici z darmowego rosołu. Zadowolił się podwędzeniem dwóch kawałków świątecznego placka z kramu Brzózki i Koniczyny. Ta druga miała głowę owiniętą ciemnym szalem. Niby to nie godzi się robić takich rzeczy znajomym, ale cóż... Wdał się w pogwarki, i sięgnął po to co trzeba. Żołądek ma swoje prawa. Wtem ucichło. Ludzie rozpierzchli się jak szczury zaskoczone przez kota. Zbliżał się czarownik. Najmłodszy syn właściciela wioski, o dumnym lecz pospolitym imieniu Wilk. Czarnowłosy i czarnooki diabeł. Wawrzyn zacisnął pięści, aż zbielały.
- Który z was to Wawrzyn, syn Leśnego i Łani, obecny opiekun Gaika? – Pan zwrócił się do ludu. Mężczyzna zaczął się pomalutku wycofywać, licząc przy okazji na solidarność sąsiadów. Nie miał pojęcia, czego od niego chcieli, ale to nie mogło być nic dobrego. Ostatnio wywołali tak Bukowego Liścia – nigdy nie wrócił do domu, toteż jego biedna żona Leszczyna została uznana za wdowę z mrowiem dzieciaków.
- To ten! – wrzasnął donośnie Orzech, wskazując na niego. Nie zdążył nawet popróbować ucieczki; nim się zorientował już był związany i prowadzony na sznurze, jak osioł czy chudoba. „Bogowie, czym ja się naraziłem Orzechowi? Hm... A! No tak... Tamten prosiak i kilka słodkich jabłek z jego ogrodu. Dyć-że, bez przesady... Pieprzony zdrajca!”
- Panie, po cóż mnie wezwaliście? – zapytał się przesadnie ugrzecznionym tonem. Ten oczywiście wyniośle milczał. Kiedy uszli dosyć daleko i byli poza zasięgiem wzroku chłopów, czarownik zbliżył się i wyciągnął sztylet.
- Co-o... – zaczął Wawrzyn, lecz głos zamarł mu w krtani. Jego wiązy zostały przecięte.
- Taki mały pokaz, żeby utrzymać tych wieśniaków w ryzach, wiesz – żeby nie próbowali jakiś buntów robić. Cholernie nie cierpię mordować bez potrzeby – wyjaśnił mu czarownik. Ton miał tak życzliwy, że chłop aż potknął się z wrażenia. Zaraz jednak pomyślał, że to może być pułapka. Ciemne, mroczne moce są przebiegłe. Złowrogą intencję można zamaskować słodkimi słówkami, tak samo jak najgorszą truciznę można suto zaprawić miodem.
- Czego chcecie, panie?
- Chodzi o twego bratanka, Gaika...

*

Dziewczyna chichotała bez przerwy. Taka piękna. Jej ciemna, opalona skóra tylko dodawała jej uroku. Widział tyle spalonych, popękanych od pracy w skwarze ciał, ale ona była inna. Nie zastanawiał się ani przez chwilę, czy ta uroda jest prawdziwa, czy też jest efektem czarów – już dawno zapewniła go, że ona jako jedyna w rodzinie narodziła się nie naznaczona magią.
- Co chciałaś mi pokazać? – wykrztusił wreszcie. Pochmurna tylko uśmiechnęła się kpiąco.
- Cierpliwości, kochany – szepnęła eterycznie i wpięła we włosy różowy kwiat. Była piękna i zdawała sobie z tego sprawę. Dodatkowym atutem była umiejętność podkreślenia swego uroku. Ach, ten Gaik... Jej słodki zalotnik, pierwszy obiekt erotycznych eksperymentów. Niestety, chyba trochę przesadziła z eliksirami miłosnymi dolanymi od perfum... Wieśniak robił się natrętny. Coś się wymyśli. O, są już na miejscu.
- Kochasz mnie?
- Kocham... – odparł uroczyście, z głosem mdłym od zachwytu.
„Tfu, niedobrze. Gwiazdka radziła mi się go pozbyć, tak jak ona to zrobiła. Chyba mam za dobre serce, naprawdę nie chcę go zabijać. Do tego trzeba mieć żelazne nerwy... Hmm...” Nieoczekiwanie wtuliła się w Gaika i pocałowała go delikatnie i lekko. Po chwili odsunęła się i zaczęła wpatrywać się intensywnie w oczy chłopaka. Czuł mrowienie, magia przepływała leniwie i oplątywała go jak elektryzująca się wstęga.
- Ta-a-a-ka śliczna... Co-o się dzie... – wystękał z trudem, zanim wargi mu całkowicie zdrętwiały. Stopy i chodaki wsiąkały w ziemię, wokół zaroiło się od zieleni. Po kilku bolesnych minutach stracił świadomość i czucie. W miejscu, gdzie stał Gaik, pojawiła się młoda sosna.

- No widzisz koteczku, troszkę skłamałam. Jednak umiem robić czary-mary... – zaśmiała się.

„Zawsze mówiłam, że mam talent, tak przekształcić materię! Nawet ojciec tak nie potrafi – uśmiechnęła się z ulgą i zadowoleniem. Kłopot z głowy. A teraz czas na herbatę u kochanej Gwiazdki, trzeba to omówić. Pewno będzie się śmiać z tego ostatniego buziaka i z samej idei zamiany kogoś w drzewo... Cóż, pewna nuta romantyzmu połączonego z szeroko rozumianym tragizmem jest w życiu konieczna... Zwłaszcza po lekturze zbioru wierszy Szorstkiego!”

*

- Co to ma znaczyć: TAK JAKBY NIE ŻYJE? – Wawrzyn zapomniał o wszystkich obiekcjach, domniemanych zaawalowanych kłamstwach itd.
- No... Moja siostra zmieniła go w sosnę. Przepraszam za nią, sam wiesz – kobiety...
- No to odczaruj go, do cholery!!!
- No przecież mówię, że pewnych czarów NIE DA się odwrócić, dotyczą one tych dokonywanych na żywych stworzeniach! Ale po co ja ci w ogóle mówię? – zreflektował się. On, syn Drewnianego ma kajać się przed byle chłopem? A ojciec powtarzał: „trzymać twardą ręką, jak okażesz im trochę łaski, to zaraz rozbestwią się strasznie!”. Chciał powiedzieć co się stało. Z własnej woli! Tak go przyjmują – proszę bardzo, następnego razu nie będzie.
- Zamknij się, nudzisz mnie – wycedził. I odszedł.
Wawrzyn rzucił się na ziemię i tłukł pięściami w ziemię. Tak, w ziemię, już nigdy w żadne drzewo. W głowie obijały się wspomnienia, od najwcześniejszych(Wujku, co to jest? – Ptak, a dokładniej dzięcioł – Ptak? Brzydko. Fruwacz, latacz, o!) do ostatnich rodzinnych scysji(kariera złodziejaszka, pfi! – są rzeczy dużo gorsze.... Czarownicy, demony. Nienormalni, to oni zabili, zniszczyli jego najbliższych. Zemści się, na pewno. A przyszłe pokolenia będą wieczorami bajać o prostym chłopie, który pozabijał wielkich panów. Zamknął oczy. Zdawał sobie sprawę z nierealności tych zamierzeń. Pocieszał się samą ideą. Póki co – nie obchodziło go nic.


Ubiję, ubiję, ubiję...


Nie zdążył, wpierw wyeliminowano go jako szkodliwego społecznie – pod zarzutem podżegacza buntów.



koniec
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legio XIII Gemina

PostWysłany: Czw 22:17, 23 Lis 2006    Temat postu:

Dobre Smile
Znaczy się... podoba mi się Smile
No i przedstawia bardzo "moje" podejście do magów Smile
Chociaż jedna rzecz mi w tym lekko zgrzytała... ale już nie pamiętam co Razz
Ostatecznie, mocne 8+/10

(+ za podejście do magów Razz)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin