Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

KAŻDY NOWY DZIEŃ RODZI NOWE PARANOJE

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Evil Yuki
wilkołak glizdogoński



Dołączył: 11 Paź 2005
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mego małego świata

PostWysłany: Nie 20:44, 27 Sie 2006    Temat postu: KAŻDY NOWY DZIEŃ RODZI NOWE PARANOJE

KAŻDY NOWY DZIEŃ RODZI NOWE PARANOJE


Nie jestem tym, który zwątpił
i tchórzem, co się poddał
Nie jestem buntownikiem
Choć niewiele mi się tu podoba


Pidżama Porno, "Każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje"


Nie lubił lata.
Gdy głębiej się zastanawiał nad swoimi sympatiami i antypatiami do poszczególnych pór roku, orientował się, że nie lubi także jesieni, zimy i wiosny. Mówiąc prościej - ten wysoki, barczysty chłopiec nienawidził życia w ogóle. No bo za co? Nie dało mu nic dobrego.
Czasami kochał swoją nienawiść do wszystkiego, co go otaczało. Niedawno stwierdził elokwentnie, że te emocje negatywne dają mu siłę, by żyć. Bo je, śpi, chodzi i uczy się tylko z myślą, że kiedyś spotka tego, na kim musi się wyżyć, kogo ma zabić.
Bo Tomasz Amate był mścicielem. Osiemnastoletnim chłystkiem z poplątanymi, długimi włosami, ciemną cerą i brązowymi oczami, który nazywał siebie mordercą, chociaż nikogo nie zabił. Pewny był, że jego dłonie splami kiedyś krew. Podpowiadały mu to wszystkie istoty, które kryją się w mroku i rozmawiają z nim, gdy znikał z domu.
Lubił to.
Wychodził wieczorami, przeskakiwał z budynku na budynek. Dla ludzi, którzy parają się magią takie akrobacje to pestka, tyle co splunąć. Dziękował więc w duchu, że któryś pokrewny mu wymyślił nazwę "Park our". Wiedział, jak się wyłgiwać, gdy policja krzywo patrzyła.
Tomasz uwielbiał skakać po dachach i był pewien, że to nienawiść do świata daje mu siłę, by wyżej wzbijał się w powietrze. Ufał, że ta umiejętność przyda mu się, gdy będzie się mścić.
Już wiedział na kim.
Z osób, które odwiedzały go w mroku najbardziej nie lubił aniołów. Te prostolinijne istoty wzbudzały w nim tylko znudzenie i obrzydzenie. Taki już był Tomasz.
Niestety, ten niebiański stwór, który pojawił się nagle, łopocząc swoimi wielkimi skrzydłami był zgoła inny. Zamiast jakiegoś aksamitnego fraka miał zwykłe bermudy i niebieską koszulkę. Omiótł swoimi wielkimi, zielonymi oczami pogrążoną w mroku Uranową i zapytał:
- Czy ty jesteś diabłem?
- A czym jest diabeł? - odpowiedział pytaniem Tomasz.
- Jesteś jego esencją.
Głos anioła był dzwięczny, migotliwy, czuły. Bez przeszkód wpadał do ucha i układał się w fałdach mózgu, trochę oszałamiał, jak jakiś przecudowny narkotyk.
- Jesteś... esencją... - smakując te dwa słowa, Tomasz zbliżył się delikatnie do niebiańskiej istoty, podniósł dłon by dotknąć jego twarzy. Chciał się przekonać, z czego anioł jest zrobiony. Bo wygląda tak krucho i delikatnie, a jednoczesnie tak mocno stoi na tej złej, niebezpiecznej ziemi. Czy stworzono go z waty, dymu, pyłu?
Nie, ten anioł jest mięciutki i cieplutki. Lekki meszek, niby skórka dojrzałej brzoskwini.
Tomasz zaśmiał się cicho i zagryzł dolną warge. Nigdy w zyciu nie przypuszczał, że przyrówna boską istotę do owocu.
- Pozwolisz mi tu zostać? - zapytał anioł.
Oczywiście. Mieszkaj z nim, codziennie wydzielaj tę woń świeżych kwiatów, bądź ciepły i miękki, wyglądaj tak rozkosznie i pozwól mu spać na swoich ogromnych, puchatych skrzydłach. To by było całkiem w porządku, przynajmniej dla Tomasza.
Ale Tomasz Amate nienawidził niczego. Nie mógł więc też pokochać tego czystego, niewinnego anioła, który patrzy na niego tak łapczywie, pożądając trochę ludzkiej miłości.
Tak łapczywie...
Nienawiść była siłą Tomasza Amate, więc nie mógł jej stracić. A wzięcie tego anioła pod swój dach sprawiłoby, że znowu przypomniałby sobie czym jest drugi człowiek. Dbanie o niego jest złe dla mściciela.
Podniósł lewą dłoń, przyłożył ją wierzchem do ust anioła. Ten zdziwił się, ale milczał.
- Czujesz ten chłód?
- Ogrzałbym ten chłód swym ciepłem.
- Ja nie mogę stracić tego chłodu, on mi daje siłę, by żyć. - stwierdził żałośnie, robiąc krok w tył.
Anioł zrozumiał, zamachał skrzydłem i znikł w podmuchu wiatru. Tomasz przez chwilę okropnie żałował, czując się jak sponiewierana lalka. Ale to był moment.
Znowu nienawiść, może trochę mniejsza niż zwykle. Jak zawsze miał ochotę walić głową w ścianę, kopać samochody, skakać po dachach. Wszystko, by tylko pędzić, by się nie zatrzymywac, by nie mieć czasu na myślenie. By nie mieć czasu na nic, co każe mu rozważyć, czy naprawdę jest mścicielem.
Czy to jedyne, co ma?
Kochał swoją nienawiść, bo to ona wciąż pchała go do przodu. Bez niej stałby w miejscu, zajmując się błahostkami.
Takimi jak miłość anioła.


Tomasz był inny i wcale się z tym nie krył. Uwielbiał szokować. Wszystkich. Sąsiadów, matkę, ojczyma i nauczycieli. W robieniu rzeczy niekonwencjonalnych nie miał sobie równych. A lubił się odróżniać zarówno wyglądem, jak i charakterem. Poczynając od długich włosów, ciężkich glanów i zawsze czarnego ubioru, a kończąc na dziwnych zachowaniach. Wtrącał się do dyskusji nieproszony, a na zadane mu pytania odpowiadał, gdy chciał. Jak koleżanki jadły kanapki z szynką i ogórkiem, mówił im o 'przerabianiu' starego mięsa na nowe i wspominał o pestycydach. Dnia siódmego lipca, gdy zdenerwował się na matkę, wyszedł do ogródka. Usiadł na trawie w polu rażenia spryskiwacza.
I tak siedział.
Początkowo, gdy krople spadały na jego rozgrzane ręce i przepoconą koszulkę, drżał. Potem, gdy już był przemoczony, nie zwracał na to uwagi. Po prostu milczał i rozmyślał. O ojcu, jak zawsze.
Około północy, do swego pasierba wyszedł Jaśmin. Mieszkali razem pół roku, więc nie poznali się zbyt dobrze, ale czasem potrafili rozmawiać. Ten blady, trochę oniryczny mężczyzna usiadł obok Tomasza, narażając się na krople wody.
- Wróć do domu, matka się martwi. - poprosił.
- Nie. - odparł ostro. - Wrócę, gdy wszystko ze mnie wypłynie.
- No dobrze. - zgodził się ojczym i zamknął oczy. Czekał na krople zimnej wody. Studziły emocje skuteczniej niż jakiekolwiek prochy czy ludzkie reakcje.
- On tu wróci. - rzekł stanowczo Tomasz. Jaśmin nie odpowiedział. - Ja wciąż to wierzę, ostatnio też wrócił... ja... - urwał.
Milczeli tak przez jakieś piętnaście minut, póki chłopca nie ogarnęła senność. Jaśmin wziął go pod rękę i zaprowadził do łożka. Odgarnął z czoła mokre włosy, przykrył chłopca kołdrą, myśląc sobie, że ten śniady, przystojny i rozżalony młodzieniec to jego syn.
Niestety, nie miał aż tak rozbudowanej wyobraźni.



Nic dziwnego, że się rozchorował. Pogoda też tego dnia czuła się źle. Na miejsce lipcowego słońca przysłała ciemne chmury, dmuchnęła chłodnym powietrzem ktore wręcz mroziło kości. Gruby, gryzący sweter drażnił delikatne, rozgrzane gorączką, młode ciało. Ocierał się boleśnie o delikatną skórę. Zmęczone nogi nie chciały iść podwórzem a potem wspinać się po schodach przychodni. Ciężkie ręce miały problem z odgarnięciem spoconych włosów z czoła.
Nawet jego długie kosmyki miały gorączkę.
Zakatarzony Tomasz siedział w gabinecie, gdy matka rozmawiała z lekarką. Kobieta miała poradzić nie tylko na grypę, ale i napady szału. Zapisała chłopcu panadol oraz Lithium carbonicum.
Młodzieniec wyszedł i usiadł w poczekalni. Nie chciał słuchać o skutkach łykania leku. O zdebilnieniu, które będzie następstywem spokojnych chwil matki. Po jego trupie.
Łypał jednym okiem na drzwi, tak grożnie, jakby chciał je przepalić wzrokiem. Nagle usłyszał rumor i porzucił swoje mordercze myśli - instrumentariuszka zwaliła z wózka naczynie wypełnione brudnymi skalpelami. Ruszył jej na pomoc.
- Ojej, dziękuję... - uśmiechnęła sie nieśmiało.
Nogi nie chciały się zginać i paliły żywym bólem, lecz ukucnął. I tak ciężkie ręce z ledwością podnosiły porozrzucane po całym korytarzu noże chirurgiczne.
Gdy podniósł ostatnie, z gabinetu właśnie wyszła matka. Instrumentariuszka, zaciekawiona młodzieńcem udała się do doktor.
- Przeziębiony jest trochę. I zapisałam mu coś na uspokojenie.
- Czemu?
- Ojciec odszedł pół roku temu, chłopak trochę szaleje. - wyznała.
Doktor Joanna Miśkiewicz miała ponad czterdziestoletnią praktykę, jednak nie dostrzegła tego, co instrumentariuszka Marta Myśliwiec. Dziewczyna wyszła pospiesznie z gabinetu i ruszyła do zabiegowego. Przelotem zerknęła przez okno na parking przychodni. Śniady chłopiec wsiadał właśnie do samochodu.
- Tato Tomasza, twój syn na ciebie czeka. - powiedziała cichutko, podchodząc do okna. Przytknęła firankę do ust i przez nią mruknęła, jakby wierząc, że materiał w jakiś magiczny sposób przekaże prośbę odbiorcy: - Tato Tomasz, wróć, syn cię potrzebuje.



Skończył się czas brania panadolu, więc codzień rano, matka podawała mu tabletkę Lithium carbonicum. Początkowo nie chciał jej brać.
- Nie będę się szprycował niczym, pamiętaj, kim jestem. - stwierdził.
Matka była nieustępliwa.
- Czy tacy jak oni nie musze mieć... innych dawek? - zapytał Jaśmin, obserwując jak pasierb znika w swoim pokoju..
- Jego ojciec brał wszystko normalnie.
Po wzięciu Lithium carbonicum nienawiść do świata nagle znikła. Zastąpił ją spokój.
Bezkres morza ciszy. Nic nie słyszał, nic nie czuł, po prostu siedział spokojnie bądź spał. Skończyły się napady szału i agresji, skończył się ten wciąż odczuwalny ból w sercu.
Czuł się świetnie, dzień w dzień połykając małą, białą tabletkę, którą mama podawała mu po śniadaniu. Zamykał się w świecie swych sennych majaków. Nie brakowało mu nocnego szwendania po mieście.
Ale Jaśmin czuł, że powinno brakować. Wiedział, że tacy jak on czują zew, zew krwi. No i był pewny, że tabletki ogłupiaja tego bystrego młodzieńca z sekundy na sekundę.
Gdy Joanna wyjechała do swej matki, nie podał Tomaszowi leku. Chłopak czuł się paskudnie i wciąż chodził. Około godziny dwunastej, nie zwracając uwagi na upał nagle wyszedł. Przeszedł piechotą z Zacisza na Bródno, potem wrócił okrężną drogą. W domu pojawił się mokry i zziajany, a pierwszym co zrobił było wzięcie przysznica. Po tym poczuł się wględnie dobrze. Podziekował Jaśminowi za przerwanie ciągu działania psychotropu i pierwszy raz od dwóch tygodni włączył komputer, by trochę pograć w 'Ragnaroka'. Zapomniał już ile radości dawała mu ta gra. Kiedy usłyszał cichy płacz Róży, poszedł ją nakarmić i utulić. Dopiero zdał sobie sprawę, jak tęsknił za opiekowaniem się ta małą, krzykliwą istotą. Pozwalał, by łapała go malutkimi dłońmi za duże palce. śmiała się do niego serdecznie, a on czuł wstrastającą miłość do wszystkiego, co go otacza.
Po chwili zorientował się, że to było złe.
Wieczorem, gdy mama wróciła, minął ją w drzwiach. Kobieta wyglądała na zszokowaną, ale nie zawracała go. I tak by nie mogła, nie miałaby tyle sił, aby go zawrócić, zmienić jego tor myślenia, jego potrzeby... bo on czuł, że musi.
Musi spotkać anioła.
Tym razem niebiańska istota siedziała na ławce w parku, ochraniając się przed chłodem nocy.
Anioł wydawał się być jakiś smutny, wymęczony. Tomasz zdjął kurtkę i otulił nią gościa z nieba.
- Co się stało?
- Wyrzucili mnie. - odparł bez ogródek.
- Musiałeś coś narozrabiać. - stwierdził Tomasz psotliwie, próbując przekształcić smutną wiadomość w żart. Ze wszystkiego można się śmiać.
- Tak, rozmawiałem z tobą, ty czorcie...
Amate wbił wzrok w swoje buty. Zaczął rozpamiętywać wszystkie dziury i zadrapania. Dwie z koncertu Dezertera, jedna to efekt kopania w hydrant, ta podłużna to ślad po nożu; Dżekson chciał się przekonać, czy przebije metal.
- Teraz musisz się mną zaopiekować. - stwierdził po chwili milczenia anioł.
- Nic nie muszę.
- Wiedziałeś, że rozmowa z tobą skończy się dla mnie banicją. - rzekł spokojnie. - A mimo to nie uciekłeś, by mnie chronić.
Tomasz wzruszył ramionami.
- Nie obchodzisz mnie.
Nie obchodził go, to było pewne. Wiedział, że za wdanie się z nim w rozmowę anioły mają poważne konsekwencje.
Mścicielowi nie wolno czuć żalu, więc odwrócił się na pięcie i odszedł.


Gdy matka zobaczyła, jak Tomasz tuli do snu Różę, od razu wyrzuciła pozostałe Lithium Carbonicum. Przez momencik myślała, że może tego jeszcze żałować, ale uczucia macierzyńskie wzięły górę.
Chłopiec tęsknił za dniami spędzonymi pod działaniem leku. Cudownie było nic nie czuć, nic nie przeżywać, nic nie rozpamiętywać. Po prostu siedzieć i patrzyć w ścianę, wędrować po własnych, wykreowanych światach, przenikać mury, cudze umysły, emocje, marzenia. Przyjmował to inaczej niż reszta. Czuł w głębi, że to wszystko wyłącznie wyobrażenia po zażyciu Lithium, że są złe, bo odbierają mu zemstę. Jednocześnie, coś w głębi podpowiadało, że nic nie czuć jest o wiele lepiej.
Nie znalazł nigdzie tabletek. Wściekły do granic możliwości porwał ze stolika w przedpokoju wazon i rzucił nim o ziemię. Porcelana rozbiła się w drobny mak, woda prysnęła na wszystkie strony, sponiewierane kwiaty opadły bezwolnie.
Rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, co mógłby rozbić. Jego wzrok padł na ogromne lustro.
Spojrzał na siebie.
Śniada, ale lekko poszarzała cera, zmęczone oczy, długie włosy spływające na ramiona. Zapuszcza je od gimnazjum, teraz sięgają już prawie pasa. Wszyscy twierdzą, że są stanowczo za długie.
Ruszył do kuchni i wyjął z szuflady szafki nożyczki. Wrócił do przedpokoju i znowu zerknął na swoją wychudzoną postać.
Złapał jeden kosmyk i ściął go. Rzucił pukiel włosów na ziemię i pomyślał, że to te wszystkie zęby, które wybił wrogom z podstawówki.
Drugi - Marta zerwała z nim przez telefon dzień przed składaniem papierów do gimnazjum.
Trzeci, chyba najgrubszy i najwazniejszy - chwila, gdy dowiedział się, że jest diabłem.
Czwarty - zabił pierwszy raz. Własciwie pozwolił, by ktoś umarł w jego towarzystwie.
Piąty - oblany egzamin na prawo jazdy, nie zaliczył teorii bo pił z okazji swoich osiemnastych urodzin.
Szósty - zawód ojca wywołany tym, że jego własny syn, prawdziwy, legendarny diabeł nie potrafi czarować. Teraz to nieważne, Tomasz szaleje z pieczęciami, ale ból na twarzy taty tak wbił się w pamięć...
Siódmy - Juliusz Amate wyjechał z Polski i nie wrócił.
Tomasz ściął cały ten ból. Uciekł, pozbawił się wspomnień.
Przynajmniej tak twierdził. Po prostu zmienił fryzurę, a kłucie w sercu i wieczny żal, jego zemsta na ojcu, byt jako mściciel... to wszystko pozostało z nim.
I jakoś nie mogło odejść.



- Czemu to zrobiłeś?
Widział w oczach anioła nie tylko żal i smutek, ale także ogromny podziw. Bardzo dobrze, wzbudza w nim emocje. Wzruszył ramionami.
- Miałeś takie ładne włosy.
- Miałem, to dobre słowo.
- Jestem Uriel.
- Uriel, chodź ze mną. - poprosił Tomasz.
Anioł teraz patrzył na niego płochliwie, ze zdziwieniem. Jego twarz zmieniała się w przeciągu sekund - jaśniała, ciemniała, wyrażała skrajny smutek albo skrajną radość.
Uriel przytknął dłoń do ust Tomasza.
- Czujesz? - spytał.
- Zimna.
- Ja straciłem moje ciepło w tym parku. Ono gdzieś tu się błąka, muszę na nie czekać.
- Nie mogę ogrzać Twego zimna?
- Chyba nie. - mruknął i opuścił głowę. Kurtyna brązowych włosów zakryła jego oczy.
Tomasz zrozumiał. Odwrócił się na pięcie i wrócił do domu. Normalnie. Nie skakał po dachach, nie kopał w samochdoy, nie szukał w ciemności innych istot.
Zgubił nienawiść, która dawała mu sił. Radości nie miał od dawna. Teraz w jego duszy był tylko smutek, który chciał zniknąć, tylko czekając na ciepło anioła.


Szkoła była zamknięta. Do odwołania. Do pierwszego września. Nie przeszkadzało to jednak w schadzkach na jej dachu. Wysoko, pusto, samotnie. Można wychylić się przez barierkę, niestety tylko po to, by zobaczyć dach UKSW* i niezliczoną ilość drzew Lasku Bielańskiego.
W roku szkolnym Tomasz uwielbiał AMLO. Szkoła ta miała swój niewątpliwy urok, wyjątkowy klimat. Wszyscy byli przyjaciółmi wszystkich, każdy mógł ze swoim problemem zgłosić się do każdego. Nie istniały bariery. Fala, kradzieże, bójki - tego w tym liceum nie było. Chociaż oficjalnie AMLO to szkoła, tak naprawdę bliżej mu do drugiego domu, gdzie zawiera się przyjaźnie na całe zycie, aczkolwiek tylko podczas roku szkolnego. Widok tego białego, skromnego budynku, skąpanego w migotliwym świetle sierpniowego słońca budził po prostu niesmak. Palenie na dachu kojarzyło się z buntem, niestety, specyficznym dla aury od września do czerwca.
Amate stanął naprzeciw wejścia, naprężył mięśnie i skoczył wysoko do góry. Wylądował na daszku który chronił drzwi przed deszczem i nadmiernym słońcem. Jeszcze tylko dwa piętra i zaraz złapie się metalowej, skromnej barierki.
Ignacy pojawił się na górze dokładnie w chwili, gdy Tomasz stawiał drugą stopę na betonowej posadzce. Nie wskoczył, nie wszedł, nie wleciał. Wyskoczył z kłębu dymu, który wysnuł się z niczego.
- Jak zwykle efektownie, Ignaś. - mruknął Amate, podając mu dłoń.
- Trzeba dbać o image.
- Co ze studiami?
- Tak jak przypuszczałem, jestem idiota, nie przyjęli mnie nigdzie. - powiedział żałośnie, a Tomasz parsknął smiechem. - Dopiero po jakimś czasie zwolniło się miejsce na grafice. Normalnie psim swędem, na ostatnim miejscu przyjętych byłem... - urwał i wyjął paczkę waniliowych slimów. Amate wyśmiał go.
- Babskie.
- Ale dobrze smakują, spróbuj. - poczęstował go, a potem podał zapalniczkę.
W milczeniu poczekał, aż Tomasz zapali i zaciągnie się, po czym zapytał:
- A co z tobą?
- W porządku. - odparł zdawkowo.
Ale Ignacy wiedział, że nie było w porządku. Widział w brązowych oczach Tomasza wszystko. Nerwy, irytację, działanie Lithium Carbonicum, anioła.
Postanowił nie roztrząsac tego wszystkiego.
- Czemu ściąłeś włosy?
- A tak.
Nie, "a tak", myślał Ignacy. Chciałeś ucieć od samego siebie, uwolnić się, pieprzony idioto. Tak się nie da.
- W tym roku matura, co?
- Ano tak.
- Brakuje mi tej szkoły, ale co jakiś czas wpadnę na dach, na papieroska. - rzekł ze śmiechem Ys.
- To dobrze.
Ignacy zerknął ze złością na Tomasza. Był zazdrosny, że mówi do ściany. Tomasz myślał o czymś innym... Trzeba mu jednak zwrócić honor - anioł nie jest byle czym.
- Nie może żyć bez ciebie.
- Oswoiłem anioła? - zapytał. - Ja, diabeł?
- To się zdarza.
Amate uśmiechnął się ciepło, najcieplej jak umiał. Ignacy odczytał z jego twarzy dobre intencje, po czym zniknął w chmurze dymu. Tomasz zaś zeskoczył z dachu na ziemię i poszedł w stronę przystanku.
Musi się przygotować do spotkania z aniołem.
Tylko tym teraz myslał. O miękkości brązowych włosów, o delikatnej skórze, o zielonych oczach, niebiańskich skrzydłach, kwintesencji dobra, esencji płochliwości. To wszystko składało się na eteryczną postać, którą spotykał w Parku Praskim.
Chcę go widzieć dzisiejszej nocy, myslał Tomasz. Nie, nie, każdej nocy - poprawił się i nie szedł, biegł. Mijał ludzi, drzewa, znaki drogowe. I biegł, tupiąc głośno, uderzajac podeszwami glanów o chodnik.
I nie męczył się wcale.


Czekał na niego. Ta sama ławka w głębi parku, przy latarni, która świeciła mocno niczym słońce. W tym sztucznym świetle anioł wyglądał przepięknie. Jeszcze bardziej płochliwie i eterycznie niż każdej nocy.
Tomasz nie wiedział, co powiedzieć. Wpatrywał się milcząco w niebiańską istotę, podziwiał długość rzęs, które rzucały cień na jasne, zaróżowione policzki. Zachwycał się barwnym kolorem oczu i włosów.
- No powiedzże coś! - rzucił nagląco Uriel. Tomasz zaśmiał się głośno.
- Długo będziesz tak siedział?
- A jesteś szczęśliwy?
- Nie.
- Czyli jeszcze posiedzę.
Tomasz spojrzał na niego pytająco. Uriel wytłumaczył:
- Będę czekać tak długo, aż nie będziesz szczęśliwy.
- Ta chwila nie nadejdzie.
- Czemu?
Czemu?
Bo Tomasz jest mścicielem i pragnie zabić ojca? Zabić ojca, bo odszedł od syna, od żony, która była w ciąży, od swego domu? Zostawił potrzebująca go kobietę i dziecko, które zawsze chciało go zadowolić a nie mogło.
Bo Tomasz ma chłód, którego nie może stracić?
Bo Tomasz chce mieszkać z aniołem, chce spać na jego miękkich skrzydłach, chce czuć ten soczysty zapach, chce mieć anielską aurę, kolor, na wyciągnięcie zimnej dłoni?
A może dlatego, bo Tomasz jest diabłem? Naznaczonym przez Boga do wiecznego cierpienia?
- Uszczęśliwię cię.
- Ogrzej mój chłód.
- Ogrzeję.
Wrócili razem do dużego domu, w którym spały trzy osoby. Weszli do pokoju Tomasza, chłopiec pospiesznie pościelił.
Położyli się razem, Tomasz na skrzydłach anioła. Delikatny puszek, drobniutkie, miękkie piórka przez chwilę łaskotały jego skórę, póki ostatecznie nie zapadł w sen.
A gdy się przebudził, uświadomił sobie, że każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje. Paranoje, anioła, Lithium Carbonicum, zemstę, radość, ból, smutek i sen.
Nie była to myśl przykra, wprost przeciwnie. Chyba pierwszy raz od długiego czasu uświadomił sobie, że coś go naprawdę, naprawdę cieszy. Istnieje ta drobina, to dobro, które chce w sobie mieć, pielęgnować. Anioł jest dobrem idealnym. Spiąc co noc na miękkich skrzydłach łatwiej przyjmie nowe paranoje.
Odwrócił się twarzą do Uriela i odetchnął głęboko. Powietrze wokół pachniało nieco elektrycznością, ale przyjął to ze spokojem. Rozkoszował się widokiem twarzy anioła, czystego dobra, które wypchnęło z jego serca tę zemstę, to zło.
Wyciągnał dłoń i dotknął miękkiej skóry na policzku, potem złapał Uriela za rękę. Ucieszył się, że istota owa jest ciepła.
I niech tak będzie. Do diabła z ojcem, do diabła z zemstą! Każdego dnia, niech budzi się na skrzydłach anioła. Niepotrzebne mu inne paranoje, starczy ta jedna, eteryczna, delikatna i płochliwa.




Każdy nowy dzień
rodzi nowe paranoje
każdy nowy dzień




__________________

* UKSW - Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Pon 9:03, 28 Sie 2006    Temat postu:

Wspaniały tekst. Szczególnie rozmowy z Aniołem. Są takie tajemnicze, ale jednocześnie zawierają sedno każdej sytuacji. Bardzo celne.
Wogóle cały tekst mógłby się odnosić do życia jakiegoś realnego człowieka, może nawet mnie, gdyby nie był taki... wyolbrzymiony. Ale jest- i to dobrze, że taki jest. Czytałam go spokojnie, ale momentami z przerażeniem.
Jestem zachwycona.
A jeden moment...
Cytat:
Po chwili zorientował się, że to było złe.

Skojarzył mi się, niestety, z Bundzem Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evil Yuki
wilkołak glizdogoński



Dołączył: 11 Paź 2005
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mego małego świata

PostWysłany: Pon 9:45, 28 Sie 2006    Temat postu:

A mi się ów moment kojarzy z nieszczęsną Biblią... "Widział, że to było dobre", "Widział, że to było złe".

Dziękuję za opinię :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 17:09, 29 Sie 2006    Temat postu:

Wiesz, że dobrze piszesz, więc ze swojej strony nie będę cię popychać w objęcia Samozachwytu Wink Chyba właśnie dlatego przyciągasz uwagę, Evilku diabelski. Przynajmniej moją. Przez tą swoją cholerną pewnością własnego pisania.
Poza tym uwielbiam lekko ironiczną aurę, którą charakteryzują się twoje opowiadania. Nawet jak piszesz coś na poważnie, to mam wrażenie, że usiłujesz to zamaskować nabijając się z siebie we własnej narracji. Nie wiem, czy dobrze to sformułowałam, ale tak mi się jakoś skojarzyło...

Tekst bardzo dobry, z pogranicza realu i fantastyki. A właściwie z lekka przeinaczona i urobiona rzeczywistość - czyli coś, co tygryski lubią najbardziej.
Scena ze ścinaniem włosów bardzo mi się podoba. No i, co dość dziwne, motyw anioła też. Nie przepadam za anielską tematyką, ale tu nie chodzi o samego anioła, tylko o coś za nim, więc nawet ja się nie mam do czego przyczepić.

Postać Tomasza ciekawa bardzo. I ludzka mimo diabelskości.

Każdy twój tekst, Evilku, to specyficzna przygoda. Lubię takie przygody i przepadam, jak coś mnie wkurza i zachwyca jednocześnie Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evil Yuki
wilkołak glizdogoński



Dołączył: 11 Paź 2005
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mego małego świata

PostWysłany: Czw 12:18, 31 Sie 2006    Temat postu:

Embarassed

(nie umiem odpowiadać na takie opinie, komentarze... więc przeważnie nie odpowiadam w ogóle. Dziękuję, Szefowo :* Właśnie mi pomagasz odbić się od dna.)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin