Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Powietrze.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 21:32, 07 Lis 2006    Temat postu: Powietrze.

Może z tego da się wyleczyć? Moze i da, ale nie w ten sposób.
"Irlandzki duszek"... może nie nudzi, ale mnie zmęczył. I potrzebowałam, naprawdę potrzebowałam. I oczywiście musiałam. Nie dało się ładnej, zgrabnej, jednoczęściówki. Znów coś rozwlekłego.
No powiedzcie sami - czy to się da wyleczyć?
[albo czy się chociaż na zwolnienie z matury kwalifikuje]
Przerażona swym niecnym postępkiem - yadire.


Powietrze.
Kolejny, zwykły, nudny dzień – myślała ponuro dziewczyna, idąca mokrym od nieustannie padającego deszczu chodnikiem.
Ku takiemu wnioskowaniu miała jak największe powody. Pobudka o wpół do siódmej, kłótnia z matką przy śniadaniu, trzaśnięcie drzwiami. Pościg za autobusem. Ludzie wyglądający przez brudne szyby, czytający przygnębiające wiadomości w gazetach i debilna muzyka z kaset kierowcy. Wciąż ta sama nudna, ponura codzienność, dobijająca rutyna.
Starała się nie myśleć o wczorajszym wieczorze. Kolacja z nowym „tatą”. Uszczęśliwiona matka, przypalone spaghetti – czego nie mogła nie skomentować, świece i wino (dla niej sok).
A po jego wyjściu – kłótnia.
Pogrążona we własnych myślach, skręciła, zamierzając przejść na drugą stronę.
Klakson.
Zdążyła tylko zobaczyć przerażonego kierowcę i światła samochodu. Niebezpiecznie blisko.
Potem nie pamiętała już nic.

- Telefon do ciebie.
Dłoń z długimi paznokciami, pociągniętymi czerwonym lakierem, podała jej słuchawkę.
- Pani Ridenhoff?
Przytaknęła, większą uwagę poświęcając projektom okładek, wyświetlonym na ekranie komputera.
- Komisarz Edyta Łabędź, Komenda Główna Policji w Gdańsku.
Pani Ridehoff oderwała wzrok od ekranu. Policja? O tej porze?
Głos w słuchawce kontynuował. Był to spokojny, opanowany, kobiecy głos. Młody, pani Ridenhoff określiłaby jego właścicielkę na jakieś dwadzieścia pięć lat. Zrobiłaby to, gdyby jej uwagi nie pochłonęła bez reszty wiadomość, jaką ów głos przekazał przed chwilą.
- To na pewno pomyłka...
To nie jest prawda! Przecież ona teraz... To nie moja córka! - krzyczał głos gdzieś wewnątrz niej.
- Wysoka brunetka z blizną na policzku? Uczennica prywatnego liceum na Mickiewicza?
- Tak. - "Nie! To na pewno nie moja córka!"
Głos mówił. Mówił, mówił, mówił, ale kobieta już nie słuchała. Upuściła słuchawkę. Zerwała się z miejsca, chwyciła torebkę i wybiegła z biura, ściągając na siebie wzrok współpracowników.

- Magda, posłuchaj... - Mężczyzna mówił.
Czego oni wszyscy chcą? Policjantka, lekarze, nawet pielęgniarka w drewnianych korkach, wszyscy mówią i mówią. Dlaczego nie może zobaczyć się z córką.
Operacja, uszkodzenie mózgu, wypadek, kierowca, cud... Wszystkie te słowa rozbrzmiewały wokoło, ale żadne z nich do niej nie docierało. Gdzie była jej córka?
"W szkole, ona na pewno jest teraz w szkole, siedzi na lekcjach i niemiłosiernie się nudzi. Może ma przerwę?" powtarzała wciąż. Policji, lekarzom i pielęgniarce.
Tylko dlaczego jej komórka milczała?


***
Czuła, że leży na wilgotnej trawie. Wokół roznosiła się przyjemna woń wiosny i słońca. Po porannym deszczu nie było ani śladu.
Zaraz... Przecież rano była jeszcze jesień?
Otworzyła oczy. Niebo nad nią było dziwnie, niepokojąco niebieskie. Ciemnoniebieskie, jak woda w górskim jeziorze. Kiedy poruszyła głową, poczuła potworny ból szyi.
Nagle coś ze świstem przeleciało gdzieś w pobliżu.
Podniosła się i zobaczyła miecz, wycelowany dokładnie w jej czoło.
- Wstawaj!
Nie widziała właściciela apodyktycznego głosu. Posłuchała i wstała.
- Dlaczego mnie słuchasz?!
Chciała zauważyć, że z ostrzem wymierzonym między oczy, rozsądniej jest posłuchać. Nie zdążyła, w jej dłoni zmaterializował się ostry nóż.
Odrzuciła go przestraszona.
- Nie chcesz się bronić? Co z ciebie za wojownik?
Miecz uniósł się w powietrze i zdołała zobaczyć jego właściciela. Wysoki, ciemnowłosy i ciemnooki. Ubrany w brązowo bordowy, niezwykły strój.
Zanim zdążyła przyjrzeć się dokładniej, miecz ponownie przeciął powietrze, kierując się wprost na nią. W ostatniej chwili zrobiła unik. Udało się jej przeturlać na bok, miecz wbił się z impetem w wilgotną ziemię.
Korzystając z chwili, kiedy mężczyzna go wyciągał, wstała, próbując znaleźć schronienie.
Jednak wszędzie wokół roztaczała się polana, na horyzoncie widziała tylko ciemno czerwone niebo.
- Nie uciekaj, tylko walcz!
- Jak?! - krzyknęła z rozpaczą, widząc zbliżające się ostrze.
Znów udało się uniknąć spotkania, była jednak świadoma, że przeciwnik ma przewagę.
- Przestań! - krzyknęła, znów unikając ciosu.
"Nie bój się."
Rozejrzała się. Byli tam tylko oni. Skąd więc ten głos?
"Nie bój się, on ci nic nie zrobi."
Głos był cichy, ale wyraźny. Miała wrażenie, że chce jej pomóc.
Kiedy mężczyzna znów się zamachnął i wymierzył w nią, nie cofnęła się. Skrzyżowała ręce nad głową i zamknęła oczy, oczekując ciosu.
Ten nie nastąpił.

Kiedy otworzyła oczy, znajdowała się w ciemnej sali. Okno nie rozjaśniało ciemności, oświetlało tylko stół znajdujący się tuż pod nim. Kiedy jej wzrok przywykł do ciemności zauważyła, że wywołuje ją nie brak światła, lecz ciemny wystrój wnętrza.
- To nie ona - oświadczył ten apodyktyczny głos, który kazał jej walczyć.
Przestraszona cofnęła się kilka kroków. Wtedy poczuła, że ktoś za nią stoi. Nie odwracała się.
- Dajmy jej szansę. - To był ten drugi, łagodny i stanowczy zarazem. - Tobie jej nie odebraliśmy, już zapomniałeś?
Odwróciła się.
Za nią stała dziewczyna, może jej rówieśniczka. Musiała być jej wzrostu, gdyż patrzyła jej prosto w oczy. Duże, brązowe, w pewien sposób niezwykłe.
- Nie bój się, Aron bywa czasem zbyt porywczy.
Nareszcie wróciła jej mowa.
- Ten facet z mieczem? Porywczy?!
Dziewczyna uśmiechnęła, patrząc gdzieś ponad jej ramieniem.
- Zdarza mu się – przyznała. - Ale ty musisz się przebrać. Aha, zapomniałabym. Jestem Dina - dodała po chwili, wyciągając rękę.
Odruchowo uścisnęła dłoń tamtej. Poczuła pod palcami zgrubienia. Kiedy spojrzała na rękę Diny zauważyła, że pokryta jest licznymi bliznami.
- Nie przejmuj się, to nie jest zaraźliwe - powiedziała tamta z zadziwiającą niefrasobliwością. - No, idziemy.
Dina popchnęła ją w stroną ciemnozielonych drzwi, na które do tej pory nie zwróciła uwagi. Weszły do jeszcze ciemniejszego pomieszczenia, przypominającego korytarz. Co kilka kroków pod ścianą, po prawej stronie, umieszczono mieniące się bordowym światłem misy.
Naprzeciw każdej misy znajdowały się drzwi.
Weszły w trzecie z kolei, oznaczone tajemniczym rysunkiem.
- To runy - wyjaśniła Dina niepytana. - A to twój pokój. I Anabell.
Pomieszczenie, które zostało nazwane jej pokojem, było jasne, przestronne i całkiem przytulne. Może sprawiałoby jeszcze milsze wrażenie, gdyby nie arsenał białej broni na jednej ze ścian.
Długowłosa blondynka siedząca na szerokim parapecie musiała być tajemniczą Anabell. Kiedy usłyszała głos Diny, zeskoczyła zwinnie na ziemię i podeszła do wchodzącym cicho jak kot.
- To ma być ona?
Anabell zmierzyła ją zielonymi oczami, zatrzymując wzrok na zadbanych dłoniach i krótkich włosach.
- Ta która ma nas ocalić? - Mówiąc to, wydęła pogardliwie wargi. - A co umiesz, dziewczyno?
Kim jesteś... Twoje imię...
- Rika. Mam na imię Rika.
Anabell zaśmiała się sztucznie.
- A ja Anabell. - Śmiech nagle zamilkł, a w jego miejscu pojawił się chłód. - Ale pytałam o co innego.
Rika rozejrzała się. Od jakiegoś czasu wydarzenia toczyły się za szybko. Nie wiedziała, czy może - nie pamiętała, od czego to się zaczęło, ale wiedziała, że prawda czai się gdzieś w zakamarkach jej świadomości. Zaraz wszystko sobie przypomni, musi się tylko skupić...
Nie zwracając uwagi na dwie dziewczyny, które najwyraźniej na coś czekały, podeszła do okna. Kiedy je otworzyła, poczuła zapach deszczu.
Tryby pamięci zaczęły się obracać, jakby ktoś wyłączył blokadę. Deszcz, mokry chodnik, pisk opon, kierowca, światła...
- Gdzie ja jestem?! - krzyknęła przerażona. - Co się stało? - Spojrzała na pozostałe.
Anabell wzruszyła ramionami, prychnęła. W oczach Diny czaił się jakiś promyk, którego Rika nie umiała rozpoznać.
- To nasza kryjówka. Jesteś jedną z Wygnanych, jedną z nas.
Rika pokręciła głową.
- Jakich wygnanych? Jestem Rika Ridenhoff, mieszkam w Gdańsku. I nikt mnie znikąd nie wyganiał, choć mam niemieckie korzenie.
Anabell roześmiała się, ukrywając twarz w dłoniach. Dina uciszyła ją syknięciem. Tamta spojrzała na nią z wyrzutem i wyskoczyła przez otwarte okno.
Rika uniosła brwi, spoglądając porozumiewawczo na Dinę. Nie zareagowała.
- Posłuchaj, ja wiem...
- Dobra, wiem, ona ma problemy z psychiką. Ale to się zdarza w najlepszych rodzinach. Co to wogóle za miejsce?
Dina cierpliwie powtórzyła słowa poprzedniczki. W oczach Riki pojawił się strach.
- Tak, związek wypędzonych, rozumiem. Tylko ja jestem Rika, nie Erika - próbowała zażartować.
- Słucham?
Rika spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Nie słyszałaś o tym? Związek wypędzonych Niemców pod przewodnictwem tej Eriki... - Machnęła ręką, widząc brak zrozumienia i zainteresowania na twarzy słuchaczki. - Nie ważne, zapomnij.
Dina usłuchała.
"Rany... Banda czubków!" przemknęło Rice przez myśl. "Do tego uzbrojonych."
- Dobra. - Ruszyła do drzwi. - To wy dalej tu sobie świrujcie, ja już pójdę.
Po raz pierwszy w ciemnych oczach Diny pojawił się gniew.
- Nigdzie nie pójdziesz - zagroziła. - Zostaniesz tu, aż zrozumiesz.
Wyciągnęła rękę w stronę okna. Zamknęło się z trzaskiem.
Rika patrzyła na to, czując jak gula strachu staje jej w gardle.
- Wiesz, to się przestaje robić zabawne... - zaczęła, ale urwała, kiedy Dina wyszła, trzaskając drzwiami.
- Tu nic nie jest zabawne, sama się przekonasz. - Dobiegł ją apodyktyczny głos niedawnego przeciwnika.
Chciała otworzyć okno, ale ani drgnęło. Teraz naprawdę się przestraszyła. Sama z trójką uzbrojonych wariatów nie da sobie rady. A jeśli ich jest więcej?
Próbowała sobie przypomnieć, ile drzwi było na korytarzu. Trzy na pewno, co było dalej - nie widziała. Ale ściany też tam nie było, na pewno.
Otworzyła szafę, w nadziei, że znajdzie tam tajne przejście. Niestety, to nie "Opowieści z Narnii". Ta szafa nie miała w sobie nic, poza strojem podobnym do tych, które nosili pozostali. Długa szata, rodzaj tuniki, z ciężkiego materiału. Przyjemnego w dotyku. Z rozcięciami wzdłuż nóg. Cienkie, ciemne spodnie. Oraz skórzane naramienniki i buty. Wszystko wykonane z zadziwiającą dbałością o każdy szczegół.
Zauważyła leżący na pobliskim stoliku kamień. Wyglądał na szlachetny. Nie zastanawiając się nad ewentualnym zagrożeniem z jego ztrony, Rika wzięła go do ręki.
I wtedy stało się coś dziwnego.
Znowu.


Ostatnio zmieniony przez yadire dnia Wto 19:19, 12 Gru 2006, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:34, 07 Lis 2006    Temat postu:

Dobra, jeśli reraz tego nie skomentuję, to nie skomentuję już nigdy...

Słyszałam gdzię opinię, że ludzie tak często używali motywu szarego dnia, że do cna zszarzał i spowszechniał. Nijakość na początek. Ale jakoś spodobało mi się przypalone jedzenie i sok dla dziewczyny, nieobiektywnie. Wypadek samochodowy - kolejny częsty mowyw. Niepolskie nazwisko w Polsce - ech... Matka doznała szoku, chyba dobrze opisane - miałam szczęście czegoś takiego nie doświadczać.

Aha, aha, aha. Niemieckie korzenie - cofam oskarżenie. Jakieś nowe światy, kamienie(do których już zdążyłam się uprzedzić), jacyś Wygnani, bohaterka wybawicielka.

Mówiąc krócej: jak na razie, szczególnie odkrywczych pomysłów nie widzę, stardard fantasy. Ale styl nawet przyjemny był. Poczekam na dalsze rozdziały, może potem coś się rozwinie, będzie ciekawiej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nightwish
Gość






PostWysłany: Śro 13:55, 08 Lis 2006    Temat postu:

hm... troche niezbyt mi się wkomponowało w mój stan emocjonalny chwilowo, ale kiedyś na pewno przeczytam to jeszcze raz. Hm... średnio przepadam za opowiadaniami- przygodówkami fantasty. Troszkę jak dla mnie za szybko lecimy z akcją, na początku jest ładne nakreślenie sytuacji, potem niestety bardziej skupiasz się na formie niż na treści i to mnie trochę irytuje w stylu pisania przygodówek bo zazywczaj tak jest. Ale widze też u ciebie wieeeeelki plus, wprost niesamowicie wielki- sam fakt że zaczęłaś pisać więcejczęściową przygodówkę. Ja nie jestem w stanie tego zrobićVery Happy Zawsze już znam jej zakończenie i cały pomysł przelewam na klawiature jak najszybciej żeby dojść do tego fajnego zakończenia. I wychodzi mi takie pośpieszne byle co na dwie strony:D
Mimo pierwszej części komentarza, czekam na dalszy ciąg
Powrót do góry
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 19:48, 10 Gru 2006    Temat postu:

A ja zaczynam akcje komentowania wszystkich ignorowanych-nie-wiadomo-czemu opowiadań. O. Przynajmniej będę miała czyste sumienie.

Diruś, nie wiem czy dobrze myślę, ale mam wrażenie, że widzę kolejne opowiadanie z serii Niedokończonych Opowieści. Być może coś sobie wyobraziłaś, pewnie jakieś przygody za tobą chodziły, ale zabrakło zapału, żeby to wszystko pozbierać w sensowną całość. Znam to tak dobrze, że aż strach! Zresztą zwykle jak czytam twoje teksty, to czuję się tak, jakby wchodziła do własnego domu. Takie to wszystko mi bliskie.

Zgadzam się z Noeś - odkrywcze nie jest, ale wydaje mi się, że w tego typu opowiadaniach odkrywczość nie jest aż tak ważna. Liczy się umiejętne dobieranie znanych motywów i ich interesujące przekształcanie. Myślę, że jak narazie dobrze się wpisujesz w te kryteria, a mnie czytało się nieźle. Chociaż chaosu trochę zbyt wiele i przepraszam uprzejmie, ale orty typu "wogóle" są absolutnie niewybaczalne! Wink

Obym się myliła co do tego niedokończenia...

Swoją drogą fajnie brzmi imię i nazwisko głównej bohaterki, bardzo dobrze, że z niemiecka. Ale już taka Anabell zgrzyta i skwierczy, jakby nie z tego worka.
Ciekawa jestem co zrobisz dalej i czy w ogóle. Zdaje się, że mogę tylko czekać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 19:09, 12 Gru 2006    Temat postu:

Dziekuję, zwłaszcza za krytykę. W opowiadniach niepotterowych mam małą praktykę i ogólnie mam z nimi problemy. Ale tym razem będzie inaczej, jestem absolutnie pewna.
Chaos. Cała historia powinna, wedle założeń, rozjaśniać się w miarę kolejnych części.
Kontynuacja. Będzie.
Pomysł. Jak najbardziej jest i z wiadomych powodów na razie tego punktu rozwijać nie będe Wink

[a "wogóle" to tak moja achillesowa pięta, walczę z nią, a efekty jakie są, takie są. wrrr.]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin