Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rękopisy nie płoną

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:55, 22 Wrz 2006    Temat postu: Rękopisy nie płoną

Zainspirowane Michałem vel Kurosem, piosenką 'Anarchy in the UK', 'Mistrzem i Małgorzatą'... i w ogóle. Ale uważam je za moje, autorskie, tylko i jedynie moje...

Rękopisy nie płoną

Dla Michała

Mówił, że nigdy nie wierzył w Boga. Jasne, ktoś sterował tym całym... bałaganem, znaczy – nie coś. Nie Bóg, a raczej bóg. Już szybciej Los.
Najbardziej lubił mówić, że to wszystko zależy od nas, naszych wyborów, sukcesów i porażek.
Lubił poprzeklinać sobie, wypiwszy parę butelek piwa i pomachać siekierą. Świat wydawał mu się wtedy tak nieprzekonywująco ohydny. Uwielbiał to uczucie.
Ale sielanka się skończyła.
Siadywał teraz na progu, upity samym widokiem świata.
Rzygał nim, rzygał tą idealnością zakładu zamkniętego.
Z dawnych planów pozostały tylko wspomnienia, coraz bardziej zatarte, wyblakłe i niosące ze sobą grozę żalu.
Nie lubił wspominać, bo to bolało. Jednak tylko dzięki temu żył – żył jego umysł, duch, wola.
Czasem nagle siadał na łóżku i krzyczał, że jest Antychrystem. Śmiał się, widząc te zabiegane, przestraszone pielęgniareczki z wielkimi igłami w dłoniach. Czasem miał wrażenie, że pod idealnie białymi fartuszkami skrywają anielskie skrzydła.
Chciał im je wyrywać, piórko po piórku, dlatego wykrzykiwał, że jest Antychrystem. I patrzył z mściwą satysfakcją na tak samo wyglądające Anielice.
Czasami podchodził do okna i z dzikim żalem patrzył na brudne, szare ulice. Na walające się wszędzie butelki i śmieci.
Miał wtedy wrażenie, że to nieprawda, że ten pieprzony czyściec to tylko kolejny z pijackich majaków.
Wtedy przychodził doktor. Zmęczony uśmiechał się do niego przyjaźnie i pytał o wszystko.
On nie mówił nic. Patrzył w doktora zauroczony. Znał go. Znał go, a doktor znał jego.
- Rękopisy nie płoną – kiedyś powiedział do doktora, a ten spojrzał na niego bojaźliwie i z podziwem.
- To prawda – przytaknął po chwili doktor. – Mi też to powiedział.

<>

Ile tam był? Nie wiedział. Wieki, lata, czy dni? Nie wiedział. Nie obchodziło go to.
Zwykle trwał w typowym dla czyśćca otępieniu. Dostawał tabletki, łykał i gapił się w ścianę. W pieprzoną białą Jaśnie Ścianę.
Wtedy nie pamiętał i rozmawiał z Jaśnie Ścianą.
Była szlachcianką, z rodu Murów. Zadufana w sobie, straszna egoistka – przez cały czas praktycznie ona mówiła, a on słuchał.
Wielki Mur Chiński był jej pradziadkiem. Strasznie się tym chwaliła. Prawdę mówiąc – mówiła tylko o tym.
Kiedy miał już dość paplaniny Jaśnie Ściany, wtedy nie brał tabletek.
Wtedy był Antychrystem i rozmawiał z doktorem.

<>

Uwielbiał czytać. Kiedyś. Teraz nie pozwalali mu czytać – nie to, co chciał.
Nie interesowała go „Historia Najnowsza”, czy codzienne gazety.
Chciał... Sam nie wiedział, czego. W mglistych wspomnieniach na białe włosy chlustała spod wielkiego miecza lepka, czerwona krew. Pamiętał alkohol, krew i walkę. Pamiętał „dylematy moralne”.
A czym w ogóle te „dylematy” mogły być?
Znowu czasem przez okno spostrzegał dzieci. Dzieci biegały po szarych ulicach i rozrzucały śmieci.
Wtedy zza mgły dostrzegał złotą obrączkę w ręku dziecka. I znowu miecze, krew i wojnę.
Co to mogło znaczyć?...

<>

Antychryst. Jak się tu znalazł? Dlaczego? Kiedy?
Pytania bez odpowiedzi.
Jednak gorsze były odpowiedzi bez pytań.
„Behemot spotkał ją i pozbawił zmysłów”.
„Czas niziołka się rozpoczyna”.
„Sześć stóp o cal, tak. Proszę zanotować”.
„Nie chciałem tego spieprzyć, naprawdę...”.
Budził się w nocy, szepcząc nieznane imiona. Wzywał ich przed snem, choć nie miał pojęcia, kim w ogóle mogą być.
Miał nadzieję, że uwolnią go z tego miejsca. Choćby byli samymi diabłami.
W końcu... Był Antychrystem...
Nie wierzył w Boga. A raczej – w boga.
Sami decydujemy o swoim losie.

<>

Po kolejnym ataku przenieśli go do Szklanego Oddziału.
Siedział w szklanej klitce o przeźroczystych ścianach. Nad sobą widział czyjeś stopy, pod sobą czyjąś łysiejącą głowę, przed sobą – korytarz. Tylko jedna ściana była ścianą taką, jak trzeba – absolutnie nieprzeźroczystą i odpychającą. Nie pozwalała mu ujrzeć słońca.
Siedział, ślepo wpatrując się w Prawdziwą Ścianę. Nie chciała mówić. Próbował rozpocząć rozmowę, ale go ignorowała.
Wtedy rozpłakał się w zakładzie po raz pierwszy.

<>

Miał dwoje sąsiadów. Po prawej w nieskazitelnie białym łóżku zawsze leżała Sąsiadka. Była całkiem nieobecna i nieruchoma – regularnie przychodziły do niej Anielice, by posmarować odleżyny jakąś maścią, na co zresztą nie reagowała.
Po lewej za to uwięziono Sąsiada, z którym nawiązał pewien dziwny rodzaj kontaktu.
Siadali naprzeciwko siebie i się obserwowali.

<>

Sąsiad miał dziwne, nieruchome orzechowe oczy. Sprawiały wrażenie ślepych, jednakowoż rejestrowały każdy najmniejszy ruch.
Nigdy ich nie zamykał.
Za to twarz Sąsiada nie była jakoś wyróżniająca się z tłumu. Krzywy podbródek, nieco perkaty nos i śniada cera. Na czoło spadała kasztanowa grzywa grubych włosów.
Sąsiad był jego najlepszym przyjacielem.

<>

Po wielu snach udało im się wypracować system znaków, swoisty język migowy, którego używali by ze sobą porozmawiać.
Dowiedział się, że Sąsiad miał dwadzieścia sześć lat, gdy go zamknięto. Nie wiedział, dlaczego.
Często rozmawiali o świecie Poza zakładem. O słońcu, chmurach, gwiazdach. O zapachu powietrza po burzy i jesiennych katarach.
O cudowności jedzenia.
Tu zastępowały je codzienne serie tabletek i zastrzyków.
Nie rozmawiali o ucieczce. Po co? I tak by się nie udała.
Zwykle jednak siadali i po prostu na siebie patrzyli.

<>

Do Sąsiada regularnie przychodziła Kobieta. Przynosiła ze sobą składane krzesło i grubą książkę.
Siadała i czytała Sąsiadowi. A on widział łzy, jak krople deszczu, kapiące na pożółkłe stronnice, zza kurtyny długich, ciemnych włosów.
Zafascynowany patrzył, jak jej dłonie przewracają delikatnie kruszejące kartki, jak jej usta poruszają się w takt słów.
Potem zamykała książkę, patrzyła na Sąsiada i wychodziła szybko z Klitki. Bo nigdy nie słuchał.

<>

Zapytał go, kim ona jest.
- Kto? – Sąsiad zapytał niepewny.
- Ta, która czyta – odparł mu.
Sąsiad zmarszczył brwi, jakby się zastanawiał i po chwili przyłożył prawą dłoń do serca. Jego pospolita twarz wyrażała jakiś niepojęty, straszliwy ból.
Nigdy już nie wracali do tematu Kobiety.

<>

Pewnego razu Kobieta zauważyła przyglądającego się jej mężczyznę.
Wiedział, że zrobił na niej wrażenie. Czarne, splątane włosy opadały mu na intensywnie zielone oczy, które zwiodły na manowce niejedną.
Z gęstą, kruczą brodą musiał wyglądać jak dzikus... albo i nie.
Biały uniform zapewne psuł efekt.
Mimo wszystko – Kobieta patrzyła na niego z mieszaniną zdziwienia i przestrachu.
Po chwili, potykając się uciekła na Korytarz.

<>

Obudził się, gdy wstrzykiwali mu leki.
To nie to jednak było przyczyną – przyzwyczaił się do tych ukłuć.
Obudził się, bo śmierdziało.
Wszystko zwykle nie posiadało zapachu, nawet on sam, brak kolorów, smaków, zapachów, brak jakichkolwiek doznań.
Teraz jednak śmierdziało.
Cuchnęło trupem tak straszliwie, że miał wrażenie, iż zaraz zwymiotuje.
Chyba to zauważyli, bo natychmiast sięgnęli po kolejną fiolkę z przeźroczystym płynem.
Zanim jednak zapadł w sen-bez-snów, zdążył zauważyć, że łóżko Sąsiadki jest puste.

<>

Następnym razem Kobieta przyszła do niego. Niepewnie otworzyła drzwi, ustawiła krzesełko i usiadła.
Zdziwiła go. Nie wiedział, co robić i spojrzał do Sąsiada. Ten jednak odwrócił się plecami i zwiesił rudawą czuprynę.
- Przyszłam do ciebie – Kobieta stwierdziła dziwnym lepkim głosem. Całkiem inaczej go sobie wyobrażał. Wstał i usiadł na łóżku, patrząc na nią uważnie.
- Poczytaj mi – powiedział krótko i po namyśle dodał. – Proszę.
Sprawiała wrażenie zmieszanej. Sięgnęła do książki. Zaczęła czytać.
- Co to? – zapytał po kilku zdaniach.
Spojrzała lękliwie.
- „Mistrz i Małgorzata”... Nie podoba ci się? – wykonała ruch, jakby miała zamknąć książkę.
Pokręcił głową.
- Czytaj.
Więc czytała.

<>

Kobieta przestała przychodzić do Sąsiada, który nadal się nie odzywał.
On rozmawiał z Kobietą. Pytał ja o świat na zewnątrz, o życie. Opowiadała z energią o wszystkim i twarz jej jaśniała. Przychodziła coraz częściej.
Nadal nie znał jej imienia, jednak pod wpływem powieści zaczął zwracać się do niej Margot.
Pewnego dnia razem z nią przyszedł doktor i przysłuchiwał się ich rozmowom.
Na koniec uważnie spojrzał na niego i pokiwał głową.
- Miał rację mówiąc, że rękopisy nie płoną – ponownie pokiwał głową doktor i podał mu rękę. On ze zdziwieniem ja uścisnął, czując przy tym dziwny spokój.
- Jeszcze do tego nie doszliśmy – szepnęła Margot i uśmiechnęła się promiennie.
- Wiem – doktor wypuścił jego rękę i podszedł do drzwi. – Tak jak on wie, że nigdy więcej się nie spotkamy.
- Do zobaczenia w innym życiu – dodał na pożegnanie, wracając.

<>

Następnego ranka kazano mu się ostrzyc i dano zwyczajne ubranie. Grube, czarne dżinsy dziwnie krępowały jego ruchy, a podkoszulek zwisał smętnie z wychudzonych ramion.
Dali mu ciemne okulary, które miał założyć, wychodząc na zewnątrz.
Teraz szedł szklanym korytarzem, a po obu stronach widział Więźniów – brudnych, mamroczących do siebie lub zwyczajnie wpatrujących się w sufit. Nagle zatrzymał się przy pokoju Sąsiada. Zapukał w szybę, widząc nisko zwieszoną grzywę grubych włosów.
Sąsiad podniósł wzrok, a on aż odskoczył na widok pustej twarzy, z której ślepymi jak guziki oczami patrzyła śmierć.
Poczuł, że łzy spływają mu po policzkach.
- Żegnaj – szepnął tylko i ruszył dalej, nie oglądając się za siebie.

<>

Zgodnie z poleceniem pielęgniarki założył okulary, zanim otworzył drzwi Na Zewnątrz.
Lecz i tak w pierwszej chwili jasność go oślepiła.
Po kilku minutach, kiedy odzyskał wzrok, ze zdziwieniem stwierdził, że na szarej, pełnej kałuż ulicy wiatr tańczy odwieczny taniec ze złotymi liśćmi i papierkami po batonach. Pod jego stopy potoczyła się ze zgrzytem aluminiowa puszka, którą jak za dawnych lat, kopnął przed siebie.
- To prawda! – usłyszał pełen radości okrzyk z lewej i zobaczył biegnącą Margot.
Tak jak on miała na sobie dżinsy i granatową koszulkę. Po nieumalowanej, bladej twarzy spływały łzy.
Uśmiechnął się i złapał ją, jak upadała, potknąwszy się o krzywą płytę chodnikową.
- Jak on się nazywał? – zapytał po chwili, ocierając łzy z zaróżowionych policzków Margot.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- Kto? Doktor? – spytała.
I zrozumiał. Spojrzał na budynek szpitala i pokręcił głową zamyślony.
- Jak ja się nazywam?
- Michaił – zmarszczyła brwi. – Co to ma znaczyć?
Roześmiał się i pocałował ja w czoło pieszczotliwie.
- Nic, Królowo Margot – wziął ją za rękę i pociągnął w kierunku parku. – Rękopisy nie płoną!...
Aluminiowa puszka samotnie z chrzęstem kręciła się w obłąkańczym tańcu z wiatrem po chropowatej powierzchni krzywego chodnika w cieniu grubych, ciężkich drzwi zakładu zamkniętego.

Koniec
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kolmop
Gość






PostWysłany: Sob 12:28, 23 Wrz 2006    Temat postu:

Super opowiadanko Smile
Powrót do góry
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Sob 18:32, 23 Wrz 2006    Temat postu: !

O, miałam to wczoraj skomentować, skleroza...

Wiecie, że przez was zaczynam czytać twórczość reflesyjną (czy jak to się tam nazywa)? Ja mam realistyczne podejście do życia, żołnierskie zainteresowania i nie lubię długo filozofować, a przez was zaczynam. I pewnie dobrze... Tak czy owak, zgadzam się z przedmówcą. Bardzo dobre opowiadanie. Z lekka psychodelliczne, ale co tam... Podoba mi sie wątek Mistrza i Małgorzaty, choć... no cóż, wolę, jak jest więcej akcji. Ale to moje osobiste zdanie...

P.S. Raz, dwa, trzy... cztery trzykropki! No, teraz to już pięć. Czasami się zastanawiam, czy nie mam na ich punkcie jakiegoś świra...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin