Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zabawa w pisarza

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:21, 26 Wrz 2005    Temat postu: Zabawa w pisarza

Czyli opowiadanie, które czerpie z niezliczonej liczby źródeł. Nienormalne, absurdalne, z Ororą i takimi innymi z jej okolic. Howgh. Taka zabawa w pisarza. Odłam rewolucji w nie-kanonie.

A long time ago

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma morzami…
-Hej! Kurka, to moja kwestia!!!
-Sorki, ja się zamykam.
-No, więc, a long time ago, in a galaxy far, far away…
* * *
Żyli sobie ludzie. A raczej żyły sobie takie żyły – drobniaka, ni funta nie chcieli dać. Chamskie to społeczeństwo było – społek, na społku, stołek na stołku, bogaci jak bezdomnych traktujący psy. Mendy walające się po miasteczkach w pijackim zauroczeniu szarością przybudówek i chodników. Czasem wręcz padający w objęcia kolorowych dziw… Prostytutek.
Dzieci, na zmianę, a to w czarnych ciuchach z jakimiś maszkaronami i napisami (np. Iron Maiden, Manowar, Nightwish, Children of Bodom), a to znowu przedstawicielki płci pięknej (choć trudno to o większości powiedzieć) w zajebiście różowych przepaskach, pełniących funkcje spódniczek (nazwa tradycyjna – mini). Ale, jak to mówi tytuł jednaj z piosenek tych ubranych na czarno – oni wszyscy przejawiali piękno bestii.
Gwałt, rozbój w biały dzień, który był biały jak niedobrane skarpetki z reklamy „Vizira”. Dziury prawie takie same w nim. Aż by się chciało odwiedzin obcej cywilizacji, bo tak nudne to wszystko.
Nagle ciszę tego sielankowego obrazka przerywa wrzask. Dla uczczenia jego wagi, przytoczymy tu dokładny zapis:
-Aaaaaaa!!!
Tak, właśnie taki oto piękny, wyraźnie kobiecy krzyk (zdaje się, że mezzosopran) rozdarł kaptur nocy. Bo oto na białobrzeskiej ulicy zgasły latarnie.
-Aaaaaaa!!!
-Zamknij się, ty dziwko! – spod czarnej maski, z krzywo wyciętymi otworami na oczy, wypłynął niespokojny i wcale nie zachrypnięty głos.
-A może porozmawiajmy, panie złodzieju??? – druga paniusia wykazała się inteligencją lub jej brakiem (zależy od perspektywy).
-Eee…
-Bo ja w pana oczach widzę takie dziwne coś… Jedyne, co mi na myśl przychodzi, to to, że chyba pan ma w oczach te kurwiki słynne!
-Eee… – elokwencja Mężczyzny-W-Masce nie była na wysokim poziomie, oj nie…
-Bo Renatka Beger tak mówiła, pan nie słyszał? O, to szkoda, ale o RYWINGATE pan musiał usłyszeć?! – druga, długonosa brunetka spojrzała krzywo na bandytę.
-Oczywiście, że słyszałem! Jak mogłem nie słyszeć? O co mnie posądzasz? – mężczyzna naburmuszył się.
-Hej, proszę pana, my na „ty” nie przeszliśmy z tego, co wiem jeszcze! I zdaje się, że bruderszafta nie wypijemy, jeśli pan nie wypuści mojej koleżanki! – brunetka wywinęła się inteligentnie z tej rozmowy. Mezzosopran ujrzał swe wybawienie – ostatnią nadzieję. Łapiąc w locie spojrzenie elokwentnej brunetki, ugryzł białymi, zaostrzonymi ząbkami dłoń przytrzymującą usta. I znów ciszę rozdarł wrzask – lecz tym razem to był tenor.
-Auu!!! To nie było miłe, wiecie? – bandyta stwierdził płaczliwie przytrzymując dłoń. Mezzosopran (który okazał się być szczuplutką blondyneczką) popatrzył badawczo na przestępcę.
-To, że pan mnie tak nagle złapał też miłe nie było. Pan wie, jak mnie teraz gardło boli? O, aaa, mówić nie mogę, aaa… - blondyneczka roztarła gardło i wydała z siebie parę chrząknięć.
-Gosia, żyjesz? – spytała brunetka mrużąc oczy.
-Żyję – odparła niebieskooka – A pan na co się gapi, co???
-Eee, chyba się w pani zakochałem.
-No nie, następny, Aga, tego też wrzucamy z kamieniem u nóg do Pilicy? – spytała Małgosia.
Bandzior wytrzeszczył oczy zza kominiarki.
-A może poczekajmy, aż zdejmie to coś z twarzy? Może ładny chociaż jest??? – Agnieszka popatrzyła ze słodkim uśmieszkiem.
„Ktoś” ściągną maskę z twarzy. Ukazała się gęba poniekąd ładna. Szare oczęta, opalona skóra, uśmiechnięte usta, włosy a la Brad Pitt.
-To idziemy wypić bruderszafta? Ja stawiam! – pisnęła Małgosia, której bandzior chyba do gustu przypadł.
***
-No i potem ona do mnie tak „Ee, chyba pomyłka, ja nazywam się Sara, a pan ciągle do jakiejś Elizy mówi…” a ten mój kolega, co wtedy siedział ze mną i obserwował, w śmiech wpada, tak że wylewa na tę laskę całe piwo, a teraz się przygotowują do ślubu… - przystojny niedoszły bandzior o dźwięcznym imieniu Leszek. Razem z Małgosią i Agą siedzieli przy jednym ze stolików w „Zajeździe Myśliwskim”. Okazało się, że oprócz nieudanego napadu łączy go z nimi sporo rzeczy, np. jego babcia mieszkała na Polańskiej, zanim przeprowadziła się do Łodzi.
Nagle Agnieszka podniosła się (zrzucając ze stolika serwetkę).
-Idziemy! – zawołała radośnie.
-Jest 3 w nocy – stwierdziła zaróżowiona Małgosia wpatrując się w migdałowe oczy Leszka.
-Każda pora jest dobra na odwiedziny w Śródziemiogwieździe! – Agnieszka wstała ponownie zrzucając tym razem kieliszek.
-Ale, ale, ale…
***
Stanęli przed szaroburą ścianą komisu samochodowego. Małgosia krytycznie popatrzyła na nie mogącą znaleźć portalu Agnieszkę. Leszek zdziwiony spoglądał błędnym wzrokiem na swą towarzyszkę.
-Bardziej w prawo – stwierdziła Gosia. Agnieszka, przesunęła dłoń i nagle rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu.
-Jest! Szykujta się ludzie, albowiem nadchodzi Darth Aurora! – brunetka wzniosła ręce w dość patetycznym geście. Z „Okeja” wyszedł (a dokładniej to się wytoczył) jakiś podchmielony menel i popatrzył mętnym wzrokiem na machające rękami dziewczę. Z prawej nadeszły ochrypłe okrzyki metali (brunetka nagle sobie przypomniała, kto może być wśród nich i zamaszyście spojrzała na robiących diabełki metali. Z ulgą stwierdziła, że go wśród nich nie ma). Wróciła do inkantacji.
-Hej, co to?...- wydusił Leszek. Gosia złapała go za rękę.
-To nic takiego. Przejście – stwierdziła, myśląc, jakież on ma męskie dłonie.
-Czy my za dużo nie wypiliśmy? – dodał mężczyzna, gdy Agnieszka… zniknęła w ścianie komisu. Powoli podszedł do portalu.
-Wejdźmy może, co? Nie będziemy się tak gapić do rana! – Gosia wciągnęła go za sobą w ścianę…
***
-O ku*wa, gdzie my jesteśmy? – wystękał męski Leszek na widok walącego po oczach słońca oraz zajeżystej zieleni pól. Agnieszka z anielską miną objęła ramionami horyzont.
-Witaj w Śródziemiogwieździe, państwie wyobraźni, gdzie spokoju strzegą dzielni Jedi walcząc ze smokami i innymi skurczybykami! A my, Sithowie… - ciągnęła rozmarzona brunetka.
-… i ty Sithka rządzisz tym tałatajstwem bez żadnych skrupułów – Gosia przerwała drastycznie. Uśmiechnęła się anielsko do Leszka, który wyglądał jak żywcem wzięty Brad Pitt z filmu „7”.
-A, no, rozumiem. – stwierdził pompatycznie Leszek. – Eee… Powiedziałaś: „ze smokami”?
-Masz niezły słuch, Leszek, naprawdę. Też bym tak chciała. Ale, cóż to! –brunetka pobiegła ku nadchodzącemu czemuś. Dopiero po dłuższej chwili Leszek zauważył oprócz intensywnie brązowych oczu towarzyszki, że na czymś siedzi człowiek. I to taki, któremu nawet on mógłby pozazdrościć włosów. Czarne jak heban powiewały na bezwietrznym niebie, sprawiając wrażenie żywych. Wyglądało na to, że brunetka jest bardzo zadowolona na widok jeźdźca.
-Darth Deegoo! Jak miło, żeś przybył po nas… Już myślałam, ze poszedłeś na ognisko z metalami… - Agnieszka złapała coś na czym jechał człek nazwany (Leszek próbował to wymówić) „digoł”, a wyglądało to co najmniej na smoka.
-Nie mogłem, Aurora, zdarzyło się cos niesłychanego, i musimy cię chronić, o pani! Kuros mnie zapraszał na to ognisko, ale wiesz, wynikło parę nieścisłości, i nie poszedłem jednak… - Mężczyzna-O-Hebanowych-Włosach zrobił zbolałą minę i zsiadł z potwora.
-Czy… Czy to jest smok? – wydusił Leszek przytrzymując Gosię.
-To? To jest zwykła hydra. A kim jesteś w ogóle? Jedi? – Deegoo zmrużył zielone oczy.
-Nie, Deegoo, to nie jest Jedi. A co, znów rebelia? Phi, Baihanowi chyba nigdy się nie znudzi to zgrywanie bohatera. Idiota nie widzi, że Imperium sprawdza się dużo lepiej niż demokracja. Ciągle powtarza te pseudo nauki wuja Luke’a. Wrr – Deegoo podsadził Agnieszkę na stwora. Małgosia pogłaskała hydrę po jednym z łbów. Leszek wytrzeszczył piękne oczy, ale spróbował zgrywać chojraka. Przeszło mu, gdy hydra osmaliła mu pół twarzy jednym z zadowolonych wyziewów.
-Musimy szybko lecieć do Sześcianu Zagłady. Co z nimi? Yagose sobie poradzi, a ten tutaj… - z politowaniem ocenił posturę Leszka. W aroganckich oczach pojawił się błysk rozbawienia – On by nie dał sobie rady nawet z Pikemanem!
-Hehehe, Deegoo, no, nie doceniasz go. Mało co nas nie okradł! –Agnieszka zaśmiała się, obejmując wpół swego dostojnego towarzysza (było w nim coś z Vadera, trzeba przyznać).
***
-Zostaliśmy sami – stwierdziła sucho Gosia patrząc nieprzytomnie na Leszka, który uśmiechał się dziwacznie.
-Eee, a kto to ten jakiś „Dżedaj”???
-To są ci strażnicy Imperium Śródziemiogwiazdy. I co jakiś czas wszczynają rebelie. Nie udaje im się za bardzo, Baihan boi się zabić Agnieszkę, i im nie idzie. Poza tym, Deegoo to świetny strateg – zaczęli iść w stronę, która powinna być wschodem.
-Eee, a w ogóle, to Imperium, to gdzie my się znaleźliśmy?!
-W innym wymiarze. Chodź, przedstawię cię Frodowi, widzę jego chałupkę – Gosia skierowała spojrzenie swych błyszczących oczu na coś wyglądające jak pozostałości bunkra. Jedne okrągłe zielone drzwi w skarpie pagórka.
***
-Co się dzieje, Raffael? – Imperator Lord Sith Aurora zapytała swego towarzysza z grobową miną, gdy tylko Yagose i Leszek zniknęli z pola widzenia.
-To chyba coś poważniejszego, niż dotychczas. Luke i Baihan zgromadzili armię battle-droidów oraz niziołków. Będzie ciężko – odrzekł Darth Deegoo mrużąc oczy. – Zwołaliśmy naradę w Sześcianie Zagłady.
Który właśnie ukazał się im. Przeogromny, unoszący się około pięciu kilometrów nad ziemią, czarny sześcian wywołujący dreszcz grozy wśród przybywających do kantonu Zagłady. Lecz nie tylko ów statek wywoływał stan przygnębienia. Gleba była strasznie zanieczyszczona, a pożar sprzed dwudziestu laty zniszczył ją do cna. Gdzieniegdzie walały się kości stworzeń zabitych przez smoki lub hydry. Pikemani krążyli po pobojowisku zbierając wszelkie nadające się do ogryzienia szczątki. Czasem można było usłyszeć ryk walczących stworów, co, powtarzam, nie było najprzyjemniejsze.
Nagle, jakby spod ziemi, pojawił się przed ich hydrą uzbrojony niczym Rambo Jedi. Z dziwnym błyskiem w oku spojrzał na Imperatorkę.
-Witaj Baike – rzekł zaczepnie Baihan– Chybaśmy się dawno nie widzieli.
Zza niego wyłoniła się armia droidów oraz hobbitów. Deegoo cicho zaklął.
***
-Czemu nie otwiera? – Małgosia po raz kolejny zapukała w okrągłe drzwiczki.
-Może się wyprowadził? – niewinnie stwierdził Leszek i wzruszył potężnymi ramionami.
-Niee… Hobbici nie lubią zmian, czyli także przeprowadzek – uniosła złożoną w pięść dłoń by znów zapukać… gdy nagle drzwi się otworzyły bez tego nadużywanego w książkach skrzypienia (trzeba przyznać, że hobbici są perfekcjonistami). Zza nich wysunęła się kudłata głowa z lekkim przerażeniem na umazanej czymś czerwonym i lepkim twarzy. Po chwili Leszek mógł stwierdzić, że to powidła truskawkowe.
-Co? Jeszcze się nie zaczęło? – spytał bojaźliwie niziołek.
-Co miało się zacząć? – zapytał Leszek prawie wraz z wielkim hukiem jakiegoś wybuchu. Wszyscy spojrzeli na zachód, gdzie unosiła się chmura pyłów i krwawa czerwona łuna.
-Właśnie to! – hobbit zatrzasnął silnie drzwi przed ich nosami.
***
-Cholera. Chyba mamy dziś pecha, nie milady? – Deegoo z typowym dla niego sarkazmem cmoknął ją w policzek i zeskoczył z hydry, zarazem dając jej niezłego kuksańca.
-Hej, zaczekaj! – Aurora przechyliła się w przypływie gwałtownego ruchu potwora na którym siedziała. Raffael, już na ziemi, włączył swój miecz wskazując nim na Sześcian Zagłady. Imperatorka w lot zrozumiała aluzję. Ma lecieć po posiłki. Z lekkim strachem spojrzała na swego towarzysza rzucającego się na Baihana. Musiała się pospieszyć.
***
-Co się tam dzieje? –zawołał mężczyzna wyglądający jak Brad Pitt poprzez szum powietrza przelatującego koło jego głowy. Razem z Gosią lecieli na wielkim smoku, znalezionym tuż obok na łące.
-Chyba jednak nowa rebelia nie jest aż tak niewarta uwagi, jak mówił Deegoo! On i Agnieszka mogą mieć kłopoty! – blondyneczka w siłą o którą nie można podejrzewać takiej drobnej osóbki popędziła smoka. Ogromne skrzydła przecinały powietrze z siłą niewyobrażalną dla każdego, kto tego nie widział. Leszek nieroztropnie spojrzał w dół… i ledwo co powstrzymał mdłości. Pożałował, że do bruderszafta zjadł te parenaście frytek, bo poczuł, ze wszystkie chcą nagle się wyrwać z jego wnętrza. Lecieli z kilometr nad ziemią… Na horyzoncie za to spostrzegł błyski pocisków. W znacznej większości niebieskich. A za nimi…
Znajdował się największy sześcian, jaki w życiu widział. Jako typowy matematyk (klasa mat-fiz, z obu głównych przedmiotów po pięć na maturze, czemu nie poszedł na studia zamiast bawić się w bandytę???) stwierdził na oko, ze taka konstrukcja nie powinna się unosić. W żaden sposób. To zaprzecza wszelkim prawom fizyki.
-Macie tu coś zwanego fizyką? Prawami fizyki? – zapytał towarzyszkę.
-Co??? – zawołała Gosia. – Nie słyszę cię!
-Już nic – doszedł do wniosku, ze jednak nie ma tu praw fizyki. Ani żadnych innych. Za szybko zbliżali się do tego sześcianu. Już mógł rozróżnić walczące osoby. Ten o włosach jak heban i jeszcze inny… Wyglądający jak Rambo z mieczem świetlnym.
***
Aurora, zwana także Agnieszką, wbiegła bez zadyszki na 4 poziom Sześcianu Zagłady. Przysiadła się do konsoli sterującej oddziałami klonów i wysłała do walki 20 liczących po 50 wojowników do walki. Pchana stresem pobiegła do swego pokoju i szybko wystukała na łączniku identyfikator Deegoo. Dopiero, gdy okazało się, że mu nic nie jest, odetchnęła z ulgą i usiadła w fotelu. I poczuła, jak bardzo jest zmęczona. Po chwili zasnęła. Jednak nawet nie przeczuwała, że jest obserwowana bacznie przez parę bystrych oczu.
***
-Deegoo, poddaj się! Nie masz szans! – Baihan Solo, przywódca zbuntowanych Jedi, wyszczerzył zęby zza swego niebieskiego miecza do przeciwnika. Darth Deegoo wkurzał już go za długo. Trzeba wreszcie z nim skończyć. Odparł kolejny atak czarnowłosego. Ze złością spojrzał na tę urokliwą twarz, która zniszczyła karierę Jediki jego siostrze.
-Dopóki żyję, mam nad tobą przewagę – zawołał Deegoo z ironicznym uśmieszkiem – Ja mam chociaż mózg!
-Niedługo to sprawdzimy! – Baihan zaatakował. Czerwony i niebieski miecze świetlne zetknęły się i zwarły z taką siłą, ze aż poleciały iskry. Wściekłe, przekrwione oczy Sitha patrzyły z nienawiścią prosto w jasnobłękitne ślepia Jedi. I w tej właśnie chwili młody Solo dostał strzałem z blastera prosto w ramię, co dało przewagę (którą zresztą wykorzystał natychmiast) Deegoowi. W jednej chwili Baihan ze spokojem wpatrywał się w prawie dotykający jego szyi czerwony miecz.
-I kto tu jest górą? – Deegoo, naprawdę nazywający się Raffael zapytał dość luźno.
-Chyba ja – wszyscy podnieśli głowy na dźwięk znanego powszechnie, nieco melancholijnego głosu. W powietrzu, na latającym dysku unosił się mistrz Jedi – Obi-Wolverin Kenobi. A obok niego, z fioletowym mieczem przystawionym do szyi znajdowała się Imperatorka.
-Aurora! – zawołał Raffael.
-Puść Baihana, to może ona przeżyje. – odparł sucho Obi-Wolverin. Aurora patrzyła z nienawiścią na brata-Jedi. Żadne z nich nie zauważyło nadlatującego smoka…
Żadne? Na pewno?
***
-Artoo, nie wydaje ci się dziwne, że w tak patowej sytuacji zawsze się coś pojawia, co przesądza o zwycięstwie dobrych? – zauważył swoim mądralińskim głosem Threepio. W odpowiedzi mały Artoo zapiszczał dość usilnie.
-Jak to, teraz raczej tak się nie stanie? O jakim smoku ty mówisz? – zapytał złoty robot wpatrując się w horyzont. Mały zapiszczał ponownie.
-Ze wschodu? Przecież tam… AAAACHH!!! Paniczu Baihan!!!
***
Obi-Wolverin zareagował na metaliczny wrzask Threepia. Ale było już za późno. Dostał prosto w głowę z buta Małgosi. Leszek automatycznie wciągnął przed siebie Agnieszkę. I polecieli prosto na Baihana i Raffaela…
Deegoo z lekkim żalem zostawił rozłożonego na polu walki Solo i dołączył do reszty. Jeszcze ich smok zionął lekko ogniem na droidy (hobbity zdołały już zwiać), gdy cmoknął Aurorę.
-Bałam się, że zginiesz – szepnęła do niego.
-Ja sobie radziłem. To ty zawsze pakujesz się w kłopoty. Już miałem twojego brata na widelcu…
-Hej, koniec tych czułości. Myślę, że gdyby nie my… - zaczął Leszek.
-…to oboje mielibyście bardzo złą sytuację. – dokończyła rezolutnie Gosia.

THE END
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angel
księzniczka księżycowej poświaty



Dołączył: 27 Wrz 2005
Posty: 1809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Mare Imbrium

PostWysłany: Śro 21:43, 13 Wrz 2006    Temat postu:

Nieeee.... no to jest genialne! Nie wiem, czemu nikt tego jeszcze nie skomentował, ale to wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech Very Happy

-
Cytat:
Artoo, nie wydaje ci się dziwne, że w tak patowej sytuacji zawsze się coś pojawia, co przesądza o zwycięstwie dobrych? – zauważył swoim mądralińskim głosem Threepio. W odpowiedzi mały Artoo zapiszczał dość usilnie.
-Jak to, teraz raczej tak się nie stanie? O jakim smoku ty mówisz?


Genialne Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:22, 14 Wrz 2006    Temat postu:

Jejks, nie myślałam, że po tyyylu miesiącach ktoś to przeczyta xD
<wspomina czasy, gdy pisała ową opowieść>
Achhh, R. jako Darth Deegoo, Gosina miłość do Brada Pitta i moje zafascynowanie Gwiezdnymi Wojnami... cudne czasy Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin