Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

La Comparsita
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Pią 1:31, 05 Maj 2006    Temat postu: La Comparsita

Ten fanfik ma ścisły związek z moim wielkim opowiadaniem, Zakazanymi grami. Działo się ono w rybackim środowisku wyspy Fair, pełno w nim było mitologii celtyckiej i germańskiej.


La Comparsita

Gęsty dym wisiał w powietrzu. Nasycał je zapachem papierosów i cygar, tych tanich i tych droższych. Tanie pachniały morzem, drogie – grzechem.
Remus westchnął ciężko. Starał się nie słuchać chaotycznych wypowiedzi kilku facetów, siedzących przy jego stoliku. Wydawało się, że zaraz pospadają z krzeseł i trudno było nad nimi zapanować. Poza tym, cóż – nie znał ich i nie miał wielkiej ochoty poznawać.
Uśmiechnął się krzywo i nachylił w stronę siedzącego obok ciemnowłosego mężczyzny.
- Czy ty nie masz ich dość?
- Ależ skąd – szepnął ten grobowym tonem – Świetnie się bawię. Jak tobie coś przeszkadza, to się schlej jak oni. Wtedy się z nimi dogadasz.
- Możemy stąd po prostu iść, Severusie.
- Ani mi się śni! Czekam na jedzenie, a zresztą, to chyba ty, jeśli dobrze pamiętam, zapragnąłeś zatrzymać się właśnie w szóstorzędnej tawernie, z której wylewał się potok rumu, efektownych wymiocin i par utworzonych ze starych rybaków i piętnastoletnich dziwek.
- Przyznaję – chciał powiedzieć coś jeszcze, ale usiadł prosto i popijając czerwone, najdroższe, jakie tu mieli wino, jął obserwować otoczenie.
W dymowej mgle prawie nic nie było widać, ale wyostrzony wzrok Lupina przeszywał zasłonę z wilczą dokładnością. Jego uszu dobiegał jednostajny szum rozmów, czasami przerywany okrzykami. Ktoś zaczął grać na starym fortepianie, szczękały naczynia.
Wszystkiemu przyglądał się uważnie, ale nic nie zwróciło jego uwagi. Do momentu, kiedy spostrzegł te oczy. Granatowe, wielkie, błyszczące. Skryte nieco w cieniu.
- Teee… Rebuuus… - usłyszał.
Z trudnością przeniósł wzrok na siedzącego przed nim łysego czterdziestoparolatka w kanarkowo-żółtej marynarce.
- Słucham.
- Coś się tak zapa… trzył?
- Ale wierz zo? – Mruknął do niego młodszy kolega z flaszką wódki przywiązaną sznurkiem do szyi – Łon nie… chep… jest Rebussss… Tam jest em! E… Em!
Mówili ze śpiewnym walijskim akcentem, wyraźnie wymawiając „r”. Snape patrzył na nich z cieniem zaciekawienia, co Remusa rozbawiło.
Poszukał w tłumie tamtych granatowych oczu. Zamiast nich dostrzegł inne, błękitne, tak jasne, że wydawały się przezroczyste. Wpatrywały się w niego spokojnie, acz zdecydowanie, zdawały przenikać jego ciało. Należały do pomarszczonego starca. Lupina zmroziło.
- Aaaaa. No taaa, to niech bedzie Remusss… - Remus zerknął na niego przelotnie - Ską… dś znam twoooje imię – zamyślił się wyraźnie, tocząc zmętniałymi oczyma po niewidocznym sklepieniu – Aaaa! Już wim! To ty… chep… ty spaliłeś Rzym!
Severus zachichotał.
- No coś ty, kretynie! – Młodszy szturchnął kolegę w bok, tak że ten niemal spadł – To… to był Romulus…!
Z fortepianu popłynęły znajome nuty. Mocne, zdecydowane, przecinały półgłośny, jakby śliski szum, wyraźnym akcentem.
Na parkiet wyszło kilka par. Nie wszyscy potrafili tańczyć tango, ale wszyscy się starali.
Remus spostrzegł granatowe oczy. Patrzyły na niego.
Dlaczego moje serce bije tak szybko? – pomyślał. Przecież wiem, że… że to niemożliwe.
Wstał chwiejnie i wychylił duszkiem kielich wina. Snape obdarzył go zaskoczonym spojrzeniem.
- Zaraz wrócę.
Okazało się, że nie może skorygować ruchów. Zanim nadeszli ci rybacy, obalili już z Severem całą butlę wina. Pewnie nie było najwyższych lotów.
Potoczył się więc do stolika, przy którym siedziała granatowooka kobieta. Gdy się zbliżał, stwierdził w przerażeniu, że siedzi z nią starzec, który go obserwował.
Zagryzł zęby i odetchnął głęboko, mało nie zachłystując się dymem.
Pochylił się lekko nad kobietą. Była młoda, miała długie czarne włosy, splecione w warkocz i krwistoczerwoną sukienkę. Patrzyła na niego z zaciekawionym uśmiechem.
- Czy mogę panią prosić do tańca?
Uśmiechnęła się szerzej i poruszyła z zamiarem wstania. Nagle na jej okrytym czerwonym szalem ramieniu znalazła się wiotka ręka o pomarszczonej skórze. Remus przeniósł spojrzenie na starca. Ten patrzył ostrzegawczo w oczy Lupina.
- Na* – miał ostry, dźwięczny głos.
W jego oczach czarodziej odnalazł coś, co go jednocześnie usatysfakcjonowało i przeraziło. Strach.
Oddech przyśpieszył mu jeszcze bardziej. Spojrzał na kobietę i westchnął zdumiony podobieństwem do kogoś, kogo całkiem niedawno nie zdołał obronić.
- Proszę się nie gniewać na mojego dziadka – powiedziała cicho i nisko.
Położyła rękę staruszka na stole i wstała. Wyprostowała się tuż przed Remusem, a on poczuł zapach orchidei i drzewa sandałowego. Odsunął się, bo zakręciło mu się w głowie.
Dziadek patrzył na niego przerażonymi i zagniewanymi oczami. Szepnął coś, co mógł usłyszeć jedynie ktoś o tak wyczulonych zmysłach, jak Lupin.
- Blaidd**…
To słowo mogło dla niego oznaczać tylko jedno. Kłopoty.
Pociągnął dziewczynę na parkiet, ujął ją pod pachą, a drugą dłonią złapał za rękę. Dawno już nie tańczył tanga. No, może… poprawka – tańczył je kilka miesięcy temu. Z kimś innym i w zupełnie innych okolicznościach.
Czuł zapach dziewczyny, jej ruchy. Prowadził ją zdecydowanie, mimo szumu w głowie. Szybkość wyeliminowała kłopoty z utrzymaniem równowagi.
Dziewczyna była bardzo blisko, wciąż się o siebie ocierali, a ona uśmiechała się co jakiś czas, rzadko, skoncentrowana na tańcu, popatrując na niego zza zasłony długich rzęs.
Mignął mu Severus, w najlepsze rozprawiający z rybakami, a także błękitnooki starzec, patrzący bez ruchu przed siebie.
Szeroko rozdymał nozdrza, wychwytując wrogie zapachy. Powstrzymał kichnięcie, bo dym łaskotał i gryzł aż w gardle. Dziewczyna zachichotała. Oczy błyszczały jej wesoło.
Jej zapach uderzył w Remusa jak narkotyk. Wirował z tym zapachem, z tym ciepłym ciałem, tak ulegle tkwiącym w jego ramionach. Już zupełnie przestał myśleć. Chciał jedynie z nią tańczyć, krążyć naokoło niedużej sali tawerny, a najlepiej gdzieś indziej, na łące, na leśnej polanie…
Teraz czuł spokój. Chciał się śmiać. Zatonął w jej oczach i ciepłym dotyku.
- Blaidd… - Słowo to wypełzło naraz ponad wszelki szum, w nim i naokoło niego.
Rozejrzał się szybko. To ten dziadek. Stał już i patrzył na nich.
Remus odwrócił się do partnerki. Musiała dostrzec w jego oczach silne emocje, bo spoważniała i pociągnęła go do drzwi.
Zerknął na Snape’a, który zaczął się za nim rozglądać, ale nic już nie zdołał zrobić.
Wypadli na deszczową, zimną noc. Dziewczyna skierowała się na tyły tawerny, stukając obcasami po bruku. Otoczyły ich ciemne drzewa o ledwo widocznych sylwetkach, wyginające się na silnym, sztormowym wietrze. Biegnąc, rozpryskiwali wodę z kałuż.
W pewnym momencie, kiedy dziewczyna odwróciła do niego głowę, zobaczył ją taką, jaką naprawdę chciał widzieć. Z krótkimi czarnymi włosami, wyraźnymi kośćmi policzkowymi i podłużną blizną na lewej skroni. Z innym kształtem granatowych oczu.
Zaczęła się głośno śmiać, wypuściła szal. Po chwili śmiech udzielił się i jemu, a śmiał się przez łzy.
Nagle stracił z nią kontakt. Jej drobne palce wysunęły się z jego dłoni, na krótko zdołał je złapać, ale zaraz znowu wypuścił. Biegł za nią, wołał po angielsku, po walijsku, ale nie znał nawet jej imienia. Obejrzała się tylko raz. Przystanęła, a była już wtedy daleko za zasłoną drzew i deszczu, i uśmiechnęła się do niego. Powiedziała coś. Z ruchu jej ust odczytał słowa. „Masz słodkie oczy”. Pewnie miodowe. Złote, pomyślał.
Oddalała się w dziwny sposób. Jakby była obrazem, przeskakującym o kilka jardów, raz była tu, za chwilę już dalej i dalej i dalej…
Aż znikła zupełnie.
Remus zatrzymał się. Deszcz padający na jego usta miał słony smak.
- To nie ona, fferylcie*** – ozwał się nagle czyjś głos, niby dzwoneczek – Nie wrócisz jej sobie.
Lupin spojrzał w dół.
Nieopodal, pod starą, spróchniałą jodłą, stał lśniąco-biały wielki kot. Miał ogromne, spiczaste uszy i niezwykłe oczy, w trzech kolorach – na obrzeżach tęczówek bursztynowe, dalej do wewnątrz szmaragdowe, a w środku, zaraz przy źrenicach, granatowe. Hipnotyzowały.
- A ty co tu robisz, Wielkie Uszy? – Zapytał Remus drżącym głosem.
Miał mieszane uczucia do tego kota. Cath Sith, przywódca kocich towarzyszy sidhe, pomógł mu pewnego razu w wielkiej potrzebie. Wiązał się bolesnymi wspomnieniami z kobietą, którą zobaczył w swej partnerce do tanga.
Kot rozejrzał się.
- Przechadzam się.
- Śledzisz mnie? – Odwrócił się do czarodziejskiego zwierzęcia, kucnął przy nim. Tak jak sidhe, pachniał kwiatami.
- Cóż, przyznaję, że pozostał mi pewnego rodzaju sentyment do ciebie – przysiadł na tylnych łapkach, przednimi, jakby w zakłopotaniu, drepcząc w miejscu – Ale mniejsza o to.
Remus spojrzał w miejsce, gdzie zniknęła dziewczyna i odetchnął głęboko. Próbował uspokoić serce.
- Tak bym chciał, żeby to była ona.
- Wiem, Fellaw****.
Czarodziej osunął się na kolana z cichym "chlup". Dawno już ktoś się tak do niego zwracał. Było to jego zaświatowe nazwisko.
- Brakuje mi jej. Znaliśmy się tak krótko… - Uśmiechnął się do swych wspomnień – Kiedy ją poznałem, nie miałem pojęcia, że się zakocham. Broniłem się przed tym. A potem, jak już zaczęła się ta cała historia z Ostatnią Ofiarą i jeszcze trochę wcześniej, we Francji… To właśnie we Francji mieliśmy przełom w naszym dziwnym związku, wiesz? – Mówił szybko, żeby nie przestać – Pokłóciliśmy się i takie tam… Zostałem otruty i wróciliśmy na Fair, bo Eve zadzwoniła, że birkuty… Ale ty to na pewno wiesz. Wtedy mocniej się do siebie zbliżyliśmy. Dopiero wtedy.
Podniósł głowę. Wielkie Uszy siedział nieruchomo, a jego oczy uspokajały.
Przez długą chwilę panowała cisza. Wiatr dął niemiłosiernie, a deszcz ranił twarz. Niedaleko huczało morze. Świtało, choć Remus bardziej to czuł, niż widział.
- Masz pozdrowienia z Siedziby Wróżek. Od… - Kot uniósł nieco łebek, jakby wyłuskiwał coś z pamięci – Od Oberona i Mab, od księżniczki Merredith, oczywiście od Morgany i kilku jeszcze sidhe i wróżek. I od elfów. A Puk namawia rodziców i twoją opiekunkę, żeby cię znowu porwali.
Remus uśmiechnął się.
- Kiedy Morgana oświadczyła mi, że jest moją zaświatową opiekunką, dodała, że czuje z tego powodu dumę. Bo kocham i nienawidzę z taką samą siłą – przerwał na chwilę – Czy można kogoś jednocześnie kochać i nienawidzić?
- Fferylcie, przecież ty darzysz Panią Marie tylko tym pierwszym uczuciem. To drugie, zdaje się, rezerwujesz dla siebie.
Remus drgnął na dźwięk jej imienia. Podniósł się gwałtownie. Odszedł kilka kroków i powrócił pod jodłę.
- Nie próbuj mnie analizować!
- Uspokój się. Kiedy nad tym pomyślisz, przyznasz mi rację.
- Och, jak ty potrafisz człowieka wyprowadzić z równowagi… Kocie!
- Nie wzruszysz mnie, Fellaw. Muszę jednak powiedzieć, że… cię lubię. I mogę coś dla ciebie zrobić, jeśli tylko pozwolisz sobie na okrucieństwo posiadania przez kilka godzin tego, czego już nie odzyskasz.
Lupin przyjrzał mu się uważnie. Klęknął.
- Zrób wszystko, co możesz.
- Połóż się tu pod tym drzewem. Zamknij oczy.
Czarodziej trząsł się z zimna, ale słuchał Wielkich Uszu.
Poczuł jego delikatne futerko na szyi. Przez chwilę nie mógł oddychać i chciał zrzucić z siebie kota, ale zaraz wszystko wróciło do normy. Ciepło ciała zwierzęcia popłynęło niżej, aż do stóp i wyżej, do czubka głowy. Remus westchnął, uspokojony.
A potem śnił.

Rano Severus Snape odnalazł go pod starą jodłą. Skrzywił się na widok przemokniętego, drżącego, a jednak śpiącego w najlepsze, Lupina. Czyżby aż tak się urżnął?
Rozejrzał się. Byli w lesie, niezbyt gęstym, tutaj pozbawionym ścieżki. Dzień wstał szary i wilgotny po nocnej ulewie. Wiatr przestał wiać.
Snape pochylił się nad Remusem.
- Paracelsusie drogi! – Mruknął – Powiem wprost. Wkurzasz mnie, Lupin. Nie pierwszy raz ci się to zdarza. Czy to ja zawsze muszę trafiać na ciebie, kiedy chcesz kogoś powkurzać? Czy zaczynasz dopiero wtedy, kiedy ci towarzyszę?
Wyprostował się.
Między drzewami snuły się strzępy mgły. Wrony i kruki wrzeszczały po swojemu. Morze szumiało. Tak, urocza, romantyczna Walia.
Prawdę mówiąc, podobało mu się tutaj. Wilgocią i chłodem przypominało to trochę lochy w Hogwarcie…
A z tymi dwoma rybakami zdążył się nawet nieźle ubawić.
Z dołu dobiegło jęknięcie.
- No. Najwyższa pora.
- Sever…? – Remus, półsiedząc, rozglądał się sennie – Już rano?
- Tak, jaśnie panie. Może jeszcze śniadanko do łóżka? Na trawie ponoć dobrze smakuje…
- Śniła mi się! To był najwspanialszy sen od długiego czasu!
- Jakżeś się tak schlał, to miałeś miłe sny. A teraz wstawaj.
Remus nagle zmienił się na twarzy. Podniósł się w jednej sekundzie. Dygotał.
- Musimy stąd uciekać.
- Hm?
- Uciekać. Ten dziadek… On wie, kim jestem. Rozpoznał mnie tam, w tawernie.
- Z całym wątłym szacunkiem, Lupin, ale jaki dziadek?
- Mogłeś nie widzieć… Co? To jeszcze nie nasłał na mnie nikogo?
- Co ty pleciesz?
- A ta dziewczyna? Widziałeś ją tu gdzieś? – Rozejrzał się, jak się Snape’owi wydawało, ze wzrokiem szaleńca – A może już wróciła? Biegłem tu za nią, a wcześniej tańczyliśmy La Comparsitę…
Mistrz eliksirów zwątpił.
- Lupin, coś ci się namieszało – zastanowił się, czy wypada, ale nie mógł sobie odmówić tej przyjemności – Pląsałeś tango sam. Ludzie mówili. Potem nagle wybiegłeś z tej knajpy i tyle cię widzieliśmy.
Patrzył, jak czarodziej otwiera szeroko oczy, potem marszczy brwi, a następnie zamyśla się głęboko. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, stwierdził, że Lupin przyjął wieści o swym rzekomym postradaniu zmysłów ze spokojem, więcej – uważa, że to Severus bajdurzy.
Udali się przez las do tawerny, choć Remus wyraźnie się tego obawiał.
Nie odzywali się do siebie.
Snape nic nie powiedział także wtedy, gdy, ku swemu zdumieniu, dostrzegł w oddali czerwony szal, zaczepiony o gałąź drzewa. Ani wtedy, gdy na granicy lasu mignęły przerażająco jasne oczy starca.
Potem długo towarzyszył mu obraz jego uśmiechniętej twarzy.
A w tawernie znowu ktoś grał La Comparsitę.


* na (wal.) - nie
** blaidd (wal.) - wilk [tamtadam!]
*** fferylt (dawny wal.) - czarodziej; (wal.) - aptekarz
**** literkę 'w' czyt. jak 'u'; 'dd' w wyrazie blaidd jak 'th' w angielskim the


Ostatnio zmieniony przez blaidd dnia Pią 10:36, 05 Maj 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zaheel
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 14 Sty 2006
Posty: 2478
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibyladii

PostWysłany: Pią 7:48, 05 Maj 2006    Temat postu:

Wiesz co, Blaidd, twoja twórczosć charakteryzuje się pewnym nastrojem - zwiewności, nieco tajemnicy i ciągłej tęsnoty. Połączenie świata Remusa z światem mitów i legendy jest dość nietypowy i nieco szkoujący, choć te dwa światy niby są sobie niby bliskie.
Remus jest strasznie uczuciowy, łatwo daje sieponieść emocjom, ale ta jego tesnota i żal za ukochaną... są światnie przedstawione.Jednak najbardziej podobła mi sie Severus wątpiący. Laughing
Imponuje mi też znajomość języka danego okregu. Zawsze podobały mi sie teksty z wstawkami z innych języków.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:02, 05 Maj 2006    Temat postu:

Oooch, śliczne!... Piękne opowiadanie, Blaidd...
Jak ja lubię atmosferę takich magicznych miejsc, wydarzeń... Staruszek i dziewczyna, nie wiem czemu, przypominali mi z mitologii celtyckiej (znanej pobieżnie) Finna Mac Coula i młodą księżniczkę Grainne.
A Remus jest takim Diarmaitem Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Pią 10:21, 05 Maj 2006    Temat postu:

Piękna historia. Genialna narracja. Bezbłędny Sever. I niedająca się z niczym porównać postać Remusa. Naprawdę, z każdym kolejnym Twoim opowiadaniem zakochuję się w nim coraz bardziej! I, tak jak Zee, gratuluję znajomości języka walijskiego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Pią 10:31, 05 Maj 2006    Temat postu:

O kurczę żesz, nie zdążyłam zmienić małej drobnośtki i dopisać innej. Myślałam, że jak wstanę, to jeszcze nie będzie żadnych komentarzy, a jednak. Moje wy kochane ranne ptaszki!
Muszę to jednak dopisać. Uch.

Nie no! Dlaczego tam w pewnym momencie robi się taki wielki akapit? Nie moge go zlikwidować, a nie powinno go tam być. Przed wypowiedziś Wielkich Uszu zaczynającą się od "Cóż, przyznaję, że pozostał mi do ciebie pewien sentyment..." - chyba tak. Dziwne...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pią 14:55, 05 Maj 2006    Temat postu:

Świetne, Blaidd. Piszę to z pełną odpowiedzialnością, a raczej słowami nie szafuję. Chociaż, szczerze mówiąc, ja bym to chciała zobaczyć w pełnej wersji. Bo miałam wrażenie, zapewne nie bez powodu, że czytam fragment jakiejś pełnej przygód i magii całości. Marzy mi się ta magia.
A, i jeszcze jedno. Mimo całej niesamowitości najbardziej uderzyła mnie atmosfera tawerny i relacje Remus/Sever.
Naprawdę zapachniało cygarami...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Wto 14:36, 09 Maj 2006    Temat postu:

Może rzeczywiście za dużo szczegółów na raz..? Ale to też nie jest fragment całości, bo napisałam to w dzień opublikowania, a "Zakazanych gier" (wczoraj widziałam panią w autobusie, która czytała książkę o takim tytule! Czy to coś znaczy?) jeszcze nie skończyłam. Choć wiem, jak skończę.

Cieszę się, że się podobało. Szczególnie Sever, bo jeszcze nigdy nie pisałam o nim i z nim.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vassir
srebrnogrzywy bimbrowiec



Dołączył: 22 Kwi 2006
Posty: 528
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Cieni i Mgły.

PostWysłany: Wto 22:37, 09 Maj 2006    Temat postu:

Sever wyszedł oki. Remus jeszcze lepiej!!! No, i uwielbiam klimat Gier... Tęskno mi do nich, dlatego nieeeezmiernie ucieszyło mnie to opowiadanie. Tajemnicze, nadal takie... delikatne. Jest w tym też coś... dziwnie ulotnego. Nie wiem jak to inaczej określić. Poczucie zagrożenia, ulotność pięknej chwili i spokoju... A zaraz potem cos złego... W każdym razie przypomniałam sobie Gry... i całą ich nastrojowość.... I siedziba wróżek... Tęsknię Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Śro 0:15, 10 Maj 2006    Temat postu:

Taaa, ja też tęsknię. Dokończę to kiedyś. Historia jest zbyt oryginalna (cóz za skromność Wink), żeby ją zarzucać. Nie myślisz? Tęsknię właśnie za tym nastrojem, bo w Grach nastrój największy tworzy pogoda i Morze. Przez większą część opowieści jest sztorm i burza. Na maleńkiej wysepce.

Kireczko, zakochujesz się? Hm. No proszę. Mamy podobne gusty.

Czy Diarmuid nie miał przypadkiem znamienia miłości? Takiego, że żadna kobieta nie mogła mu się oprzeć? Kurczę, nie pamiętam, czy to była o nim legenda, ale chyba tak. Ori, kojarzysz to? Porównuje się ją trochę do Tristana i Izoldy i... jej ojca. I do jeszcze jednej trójki z innej legendy... A! Chociażby do Ginewry, Lancelota i Artura, choć Artur nie był ojcem Ginewry.
A mój Remus też ma znamię. Kainowe. Jak przystało na wilkołaka Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vassir
srebrnogrzywy bimbrowiec



Dołączył: 22 Kwi 2006
Posty: 528
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Cieni i Mgły.

PostWysłany: Śro 9:42, 10 Maj 2006    Temat postu:

Blaiddi... A czy znamię kainowe nie polega na zabiciu brata?.... Czy tu chodzi o zabicie kogokolwiek?.... Bo wiem, że on zabił, ale nie brata....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Śro 13:17, 10 Maj 2006    Temat postu:

Nie, wilkołaki to po prostu mają. Nie chodzi tu o morderstwo, o spróbowanie ludzkiej krwi i tym podobne. Po tym znamieniu można wilkołaka rozpoznać.
[Och, przepomniało mi się "Na wschód od Edenu" - kiedy Kain zabił brata i został wygnany do kraju Nod, na wschód od Ogrodu Eden... Kocham ten film!]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Śro 14:13, 10 Maj 2006    Temat postu:

blaidd napisał:
Taaa, ja też tęsknię. Dokończę to kiedyś.


Mam nadzieję, że niedługo. Tak, no wiesz, całkiem niedługo. Plosię!*łzawe ślepka* Ja tak strasznie lubię Twoje opowiadania!

Siet, znów się we mnie przedszkolak odezwał. Ale ja inaczej nie umiem Embarassed
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Śro 14:51, 10 Maj 2006    Temat postu:

Kireczko, przecie ty nie czytałaś Gier Wink Poza tym, one mają koło sześciuset stron (Vassir - czy ja dobrze liczę? Bo już nie wiem)... To są dwa zeszyty, w tym jeden niedokończony i jeśli chcielibyście to poznać, to chyba należałoby wysłać zwykłą pocztą i mieć nadzieję, że rozczytacie moje pismo Very Happy
Ale i tak dokończę.
[I jeszcze gwoli wyjaśnienia, bo niejasno się wyraziłam i chyba zrobiłam błąd. "Na wschód od Edenu" to oczywiście nie jest film biblijny, tylko było tam wspomnienie o Starotestamentowej opowieści o Kainie, który chyba nie został wygnany, tylko sam postanowił po zabiciu brata zamieszkać w kraju Nod.]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Śro 17:01, 10 Maj 2006    Temat postu:

Kwiiik!

Myślałam, że chodzi o Comparsitę! Ale założe się, że Gry są co najmniej tak samo dobre, więc... jakby co mojego mailika znasz Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Remusek17
wilkołaczek - lord knajpiany



Dołączył: 24 Mar 2006
Posty: 2959
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hogwart

PostWysłany: Czw 9:40, 11 Maj 2006    Temat postu:

cudne /rozmarza sie/
przede wszystkim narracja
a co do znaczenia słowa ,,Blaidd'' mnie przyrznelo
w zyciu sie nie spodziewałem
a jeszcze jedno lady
o kontynuacje skaMle jak mały wilczek Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin