Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Leśmian

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vassir
srebrnogrzywy bimbrowiec



Dołączył: 22 Kwi 2006
Posty: 528
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Cieni i Mgły.

PostWysłany: Nie 17:30, 11 Cze 2006    Temat postu: Leśmian

LEŚMIAN
cz.1

Nie spała przez całą noc.
Przerażona nadchodzącym dniem, wycierała łzy o poduszkę, darła poszewkę kołdry pożółkłymi paznokciami.
Często wstawała i rozchwianym krokiem, ze spuszczona głową szła do łazienki, gdzie siadała na klapie muszli klozetowej. Patrzyła tępo w podłogę i słuchała bijącego w szaleńczym tempie serca. Strach zacisnął wokół jej gardła niewidzialną pętlę.
Krople wody cieknące z kranu rozbijały się na zimnej powierzchni umywalki.
Spoglądała na nią zirytowana.
Miała czerwone oczy.

Obserwowała niebo…
Chciała żeby ta noc nigdy się nie skończyła, żeby trwała przez kilka lat… żeby mogła lepiej się przygotować do Tego.
Ale czerń nieba zaczęła blaknąć, stała się szara, wreszcie ołowiana – ciężkie chmury wisiały nisko nad miastem, wiatr targał drzewami i liniami wysokiego napięcia. Zwiewał z ulicy papiery i kurz.
Lisa siedziała skulona w łóżku i patrzyła nieruchomo na poszarzałą firankę.
Nie miała sił na to by wstać i zmierzyć się z rzeczywistością.
Ocknęła się dopiero w tedy, kiedy na posłanie wskoczył Leśmian i gorącym ciałem otarł się o jej rękę.
Przytuliła go do siebie, by jak najmocniej czuć jego obecność przy sobie… by chociaż na chwilę odegnać od siebie przytłaczające ją uczucie strasznego osamotnienia i pustki.
- Dziękuję… – szeptała mu do uszu, z trudem powstrzymując łzy.
Nie sądziła, że kiedykolwiek poczuje względem kota tak wielką wdzięczność.
A zwierze, chociaż trochę zduszone w jej objęciach, szorstkim języczkiem wylizało jej dłoń, obserwując łzy toczące się po policzkach Lisy.
Miał bardzo mądre spojrzenie.
I nigdy nie mruczał.
Wypuściła go dopiero po pewnej chwili, kiedy opanowała emocje.
Otarła szybko łzy, zdenerwowana swoją słabością.
To co zamierzała zrobić wieczorem, wymagało od niej odwagi, nie mogła pozwolić sobie na mazgajstwo i rozpaczliwe koncentrowanie się na własnej krzywdzie. Musiała być opanowana, silna…

… ale od kąt pamiętała, nigdy nie była silna.
Kiedy ojciec stał nad nią i wyzywał od najgorszych, nie zaprotestowała, tylko przestraszona słuchała przekleństw i liczyła uderzenia walącego w jej piersiach serca. Nie patrzyła na niego, by nie dostrzec w oczach ojca obrzydzenia – nienawiści – jej obawiała się najbardziej. Próbowała nie myśleć o matce – bo kiedy przywoływała jej obraz w pamięci zawsze przypominała sobie jej spokojny głos, ciepło ciała, bezpieczne ramię. To wyciskało z jej oczu łzy, a ojciec nie lubił ich widoku. Krzyczał jeszcze głośniej, a ona nie mogła się opanować i zaczynała szlochać. Pragnęła z jednej strony płakać i przywołać matkę, z drugiej jednak opanować się i nie denerwować ojca. Wiedziała czym się to kończy. Uderzenie ojcowskiej ręki w pośladki zawsze ją upokarzał. Wówczas nie chciała być. Wolała nienawidzić taty, niż kochać go i za każdym razem przebaczać mu wszystkie słowa, gesty, nienawiść w oczach… Uderzenia.
I nie potrafiła.
Nie potrafiła mieć też pretensji do matki, że zawsze, kiedy była karana, ona stała z boku i nie próbowała uspokoić męża. Że nigdy do niej nie przyszła, nie przytuliła i nie powiedziała – kocham cię.
Zawsze była słaba.
Wolała uciekać.
Tak jak teraz.

- To ostatni kitiket – powiedziała, wygrzebując z puszki domniemane kawałki kurczaka z kukurydzą do małego talerzyka.
Leśmian był wielkim kotem, nie tłustym, po prostu wielkim, toteż mięsna papka szybko zniknęła w jego wiecznie nie nażartej paszczęce i w przepastnym brzuchu.
Oblizał wąsy, przemył łapkę i poszedł spać.
Zazdrościła mu.
Gdyby miała takie same życie jak jej kot, byłaby najszczęśliwszą kobietą na świecie!
Ale nie miała…
Sprawdziła ile zostało jej pieniędzy w portfelu.
Sześć funtów, kilka pensów…
Przez chwilę patrzyła na tę żałosną kwotę, czując jak ponownie ogarnia ją przerażenie.
Spojrzała na niebo i uśmiechnęła się do swoich myśli.
Sześć funtów z pewnością wystarczy, by mogła odpowiednio przygotować się na to, co zaplanowała uczynić wieczorem.
Ubrała się i wyszła z hotelu.

Uciekała od dwóch miesięcy.
Mieszkała już w chyba dziesięciu hotelach i motelach, często sypiała wśród bezdomnych na dworcach, zwiedziła Niemcy, trafiła do Polski.
Gliwice były niedużym miastem, sprawiało wrażenie spokojnego i przytulnego. Nawet je polubiła, bo niemal zewsząd otoczone lasami, dawało jej schronienie podczas pełni.
A pełnia zbliżała się nieuchronnie…
Tej nocy był nów – za dwa tygodnie księżyc stanie się srebrzystą tarczą, katem i milczącym obserwatorem.
Obawiała się tego okresu… nie ze względu na siebie – zawsze, kiedy była sama, uciekała od ludzi.
Bała się swojego męża, Emila, najlepszego przyjaciela Greybacka. Zdradziła go… Nie, nie przespała się z innym mężczyzną. Pod koniec czerwca poznała Remusa Lupina. Pomogła mu, zaufała… Nie wiedziała jak to się stało, po prostu poczuła, że pod pewnymi względami są do siebie podobni.
Przekazała mu kilka informacji na temat Greybacka i Czarnego Pana.
Czarny Pan kazał ją zabić.
Zdradziła męża śmierciożercę.
Sprzeciwiła się jego woli, kontaktując z Lupinem.
Opuściła watahę.
Wiedziała, że w końcu ktoś – czy sam Greybacka, czy jego słudzy – dopadną ją któregoś dnia i zabiją…

Kiedy w kantorze wymieniła funty na złotówki, kupiła na rynku kartę telefoniczną.
Nie wiedziała dlaczego dała sobie szansę.
Z tchórzostwa – pomyślała, czując do siebie żal – Nie zrobię Tego, dopóki nie będę wiedziała, że nie mam już innego wyjścia.
Usiadła na ławeczce, obserwowała maszerujące pokracznie gołębie.
Zazdrościła młodej matce, która namawiała kilkuletnią córkę do rzucenia ptakom okruszyn bułki.
Emil nie chciał dzieci.
Emil…
Tęskniła za nim.
Bezdomny mężczyzna w zielonym płaszczu siedział naprzeciwko niej i patrzył na Lisę z zainteresowaniem. Na końcu ulicy Zwycięstwa, w miejscu, gdzie łączy się ona z Rynkiem stała skrzypaczka.
Wiatr niósł jękliwe dźwięki jej skrzypiec, niezdarne i przez to przepełnione niepojętym smutkiem.

- … mamo?
Cisza.
- Mamo, to ty?... – głos jej drżał. Była zdenerwowana, przez chwilę nie mogła złapać oddechu.
- Lisa?
- Tak mamo… To ja.
Nie wiedziała co powiedzieć.
Było jej wstyd, że po tylu latach dzwoni tylko po to, by wyżebrać od niej kilka funtów.
- Mamo, posłuchaj… to… to wszystko było nie tak. Proszę, nie odkładaj słuchawki, potrzebuję twojej pomocy…
Cichy trzask.
A jednak.

Stała przez jakiś czas przy telefonie, przyciskała słuchawkę do ucha.
Wreszcie odłożyła ją, roztrzęsiona ruszyła przed siebie. Potknęła się na schodkach, upadła na kolana.
Wstała bardzo szybko.

Nie miała już niczego do stracenia.

Po rozmowie z matką, poprawił jej się humor.
Podjęła decyzję, nie musiała się już o nic martwić. Pozwoliła sobie spędzić ten dzień najmilej jak tylko potrafiła.
Kupiła mocne, czerwone wino, paczkę papierosów, poszła do kina i zjadła kolację w Sfinksie. Z wieży kościoła Wszystkich Świętych podziwiała malowniczy zachód słońca. Czerwone chmury zawisły nad daleką kopalnią, nad jej szybami i kominami.
Drzewa czerwieniły się, żółciły, z lekka zieleniły…

Leśmian czekał na nią pod drzwiami.
Przywitała go ciepło.
Musiał wyczuć jej dobry humor, bo bardziej wylewnie niż zazwyczaj obtańczył zadem jej nogi, pomiauczał, pobiegł w stronę miski.
Dała mu kiełbasę – miała ją skonsumować na kolację, ale stwierdziła, że wino i papierosy będą musiały wystarczyć.
Potem włączyła radio i zaczęła tańczyć.
Już dawno nie czuła się taka szczęśliwa… taka wolna.
Nie tańczyła od kilku ładnych lat.
Wolności też zawsze jej brakowało.
A po tym co zrobi tego wieczora, nie będzie więcej uciekać.
Roześmiana i pewna swych zamiarów, czując niezwykłą lekkość na duszy, napuściła gorącej wody do wanny, rozebrała się do naga, otworzyła wino.
Takie chwile należy uczcić.
Weszła do wanny, położyła się.
Ogarnęło ją przyjemne ciepło.
Rozluźniła się, zamknęła oczy…

Leśmian siedział na stole i patrzył na leżącą niedbale kartkę.
Oblizał wargi, przekrzywił łeb.

„… A mistrz stoi smutny wciąż nade mną
Z dłonią drżącą i źrenicą ciemną,
Moje własne słowa sam powtarza,
A mnie słów tych każdy dźwięk przeraża:
Spopieliłeś wszystkich łez atomy,
Spopieliłeś wszystkie piersi gromy!
Inne gwiazdy ujrzysz na błękicie…
I od jutra inne ujrzysz życie…

I noc do mnie przyszła i odeszła,
I dzień przyszedł, odszedł – nie powrócił!...

Wskoczył na muszle klozetową, wielkie lazurowe ślepia wbił w Lisę.
Wcale jej się to nie spodobało – ani ten jego wzrok, ani wyraz pyska.
Uczucie szczęścia nagle ją opuściło i został tylko strach. Strach przed nieznanym.
Wypiła całe wino, dolała do wanny jeszcze ciepłą wodę.
Miała zaczerwienioną skórę, wypieki na twarzy.
Sięgnęła po papierosy.
Nie paliła.
Po prostu pamiętała dawne czasy, kiedy w szkolnej toalecie razem z koleżankami chciała zasmakować zakazanego owocu.
Trzymała jakiś czas papierosa w ustach, ale dłonie drżały jej tak bardzo, że kiedy pocierała zapałką o pudełko, ta wyleciała jej z rąk i wpadła do wody.
Tak się stało z drugą. Trzecia złamała jej się w palcach.
Coraz bardziej zirytowana i przerażona, rzuciła i zapałki i papierosa na podłogę, uniosła się nieco i wyjęła z umywalki scyzoryk.
Kot zamiauczał basowo. Jakby wiedział…
Nie było dobrze.
Nie miała niczego do stracenia, a i tak nie potrafiła podjąć ostatecznej decyzji… Nie miała pieniędzy, perspektyw, nikogo, kto objął by ja ramieniem. Nawet matka nie chciała jej znać.
I mimo wszystko jeszcze pragnęła żyć.
To tylko strach! – wmawiała sobie trzymając ostrze przy nadgarstku – Musisz ciąć, a wszystko potem potoczy się samo…
Bo ja chcę umrzeć, ja chcą umrzeć, umrzeć, umrzeć!!!
Buchnęła krew.
Ciemnoczerwona, koloru wiśniowego soku.
Rozrzedzoną w wodzie zmieniała kolor na jasnoczerwony, na różowy.
Ból…
Zamknęła oczy, zacisnęła zęby.
Spróbowała nie myśleć…
Chciała zasnąć.
I nie być…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Śro 10:38, 14 Cze 2006    Temat postu:

Tekst zrobił na mnie wrażenie trudnego, dlatego przeczytałam go dwa razy. Słowa są jakby rytmicznie odmierzane i ciężkie, to opowiadanie ma zdecydowaną, spokojną barwę i trochę przyspiesza pod koniec. Mimo to ma delikatne ciepło, jak deszczowy pochmurny dzień na początku jesieni. Kot mnie urzekł- kocham koty wbrew wszystkim, a Leśmian ma w sobie tyle magii, co każdy realny kot.
I całość jest mi bardzo bliska- moja Natalia, jako postać (jej ostateczna wersja), też uciekła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin