Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Straż!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Puszczyk
moderator cyniczny



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 537
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto o trzech twarzach

PostWysłany: Czw 23:37, 09 Lut 2006    Temat postu: Straż!

Kwit z pralni Dziwnych Czasów. Skoro aurorzy są od zadań "specjalnych" to ja się zajmę "brudną robotą". Kilka scenek o parze zwykłych funkcjonariuszy Straży Magicznej. Uwaga, zawiera rodzynki z "X-files".
Ach... i jeszcze jedno. Przyjęłam, że Huncwoci urodzili się w 1959 roku.

Dla bety Reja i bociana


Migawki, zima 1978

I
Siedzieli w gabinecie, który, na samym początku, przydzielił im na spółkę Skippera. Była to tak właściwie klitka nie większa, niż schowek na miotły i do tego dość skromnie urządzona. Jedno biurko, dwa krzesła, rozpadająca się kanapa, jakaś stara szafka na akta i papiery, oraz krzywo wisząca na ścianie parodia obrazu "American Gothic" Granta Wooda.
Black siedział na biurku i przeglądał papiery, zaś Lambert, rozpostarta na krześle, wpatrywała się w szklaną kulkę wielkości piłki do golfa, która zdawała się być wypełniona dymem z papierosa.
- Jak myślisz Black, który na to wpadł?
- Na tą kulkę?
- Mhm.
- A bo ja wiem... Jak ona w ogóle działa?
- Kontaktujesz się poprzez ogólny. A przynajmniej coś w tym stylu, z tego, co zrozumiałam od Milesa.
- Czyli niewiele... A jak ktoś chce się z tobą połączyć, a ty o tym nie wiesz i masz to cacko na przykład w kieszeni? To co wtedy?
Lambert rzuciła mu zawadiackie spojrzenie.
- To wtedy, Black, to cacko wibruje.
- Pytałaś się, kto na to wpadł?
- No?
- Skipper. Na bank, Skipper...



II
Podniósł wzrok znad papierów, kiedy drzwi gabinetu się otworzyły. Lambert w cywilnym stroju wtaszczyła do pokoju wielkie pudło oklejone mugolską taśmą klejącą. Na ramiona miała zarzucony jedynie służbowy płaszcz.
Black odłożył akta.
- Jak się udało wesele?
- Mam ci opowiedzieć, jak panu młodemu urwał się film, czy jak pies ugryzł perkusistę?
- Widzę, że rozrywek nie brakowało.
- Nie. Po trzeciej większość leżała pod stołem.
Z rozmachem postawiła pudło na biurku prosto na czerwoną teczkę, którą Syriusz dopiero co odłożył.
- Co to za rupieć?
- Dokumentacja, Black. A - k - t - a.
- A won mi z tym z mojego biurka!
- To gdzie mam niby to postawić?
- Skąd mam, do cholery, wiedzieć? Nie tutaj!
- A w sumie, to dlaczego nie mam swojego biurka?
- Nie ma sprawy. Wstawimy tu drugie biurko. Nie będzie się gdzie ruszyć, ale zsuniemy je razem i będziemy mogli grać w statki.


III
- Która godzina?
- Po drugiej. Ten facet robi nam to specjalnie. Przecież mógłby to zrobić ktokolwiek!
Siedzieli przy biurku, które uginało się pod stosami teczek i luźnych kartek, zawalających całą wolną powierzchnię.
- Nie cierpię papierkowej roboty.
- Jak dobrze pójdzie, Lambert, to awansujemy do czyszczenia kibli.
Nagle w pokoju dało się słyszeć przytłumione bzyczenie. Spojrzeli po sobie.
- Czyżby...?
- A jakże. Moja, czy twoja?
- Twoja. Moją wrzuciłem do akwarium.
- Molly się ucieszy - parsknęła Susan, usiłując jednocześnie dotrzeć do źródła dźwięku.
- Gdzie to cholerstwo jest?!
- Chyba pod tamtą teczką... Nie, nie tą. Tamtą zieloną, z tajemniczym znakiem, czy anagramem.
Lambert pochyliła się nad teczką.
- Myślę, że to niepoprawnie napisany wyraz "złodzieje".
Podniosła portfolio, pod którym spoczywała szklana kulka wypełniona dymem, w tej chwili zabarwionym na czerwono.
- Skipper mnie wzywa. Samą.
- Nie zapomnij wziąć ze sobą szczotki.



IV
Korytarz był długi i wąski, tak że mijając kogoś po drodze musieli się przeciskać. Kiedy dotarli do końca, weszli do małego pokoju układem przypominającego ich klitkę. Pod każdą ścianą piętrzyły się wysokie półki, z całą masą teczek, sięgające aż po sufit. Tam czekał na nich Miles.
- Co tym razem masz dla nas, o Władco Teczek.
- Nic ciekawego, Black. Sprawa pewnych dziewczynek - powiedział Stu, podając Syriuszowi opasły plik kartek. - Dużo łażenia i myślenia, a mało akcji.
- Tu jest napisane, że jedną uprowadzono.
- Porwano - sprostowała Lambert.
- Kartofel to ziemniak.
- Kto ją porwał?
- Niejaki Jon Conelly. Macie tam jego akta - powiedział Miles, spoglądając na nich z rozbawieniem.
- Pokaż - Black sięgnął po dossier.
- I co? - Susan spojrzała mu przez ramię.
- Pije napoje energetyczne z mango i kiwi. Teraz już wiemy, że mamy do czynienia z szaleńcem.



Bimber
czyli dziwne przypadki pewnego patrolu

Rodzynki, cytaty. Wzorowane na opowiadaniu Andrzeja Pilipiuka. Na którym, kto wie ten wie. :]

- Składownia - szmownia... Tu nic nie ma!
- Musi być.
- Nie ma.
- Musi.
- Bimbru, kurna, każą po nocach szukać. Jakby nie było ważniejszych rzeczy na głowie! Śmierciożercy, zabójstwa, szpiegostwo międzynarodowe... Ale nie! Gdzież tam! My musimy chodzić i szukać nielegalnych bimbrowników, psia ich wszystkich mać!
- Zamknij się, Black.
Syriusz zaklął jeszcze raz. Szybkim ruchem sięgnął za pazuchę i wyjął szklaną kulkę. Szepnął formułę, a dym w kulce zabarwił się na zielono.
- Czwórka, zgłoś się.
- Zgłaszam się.
- Macie coś?
- Tak jakby.
- Czyli? - warknął Black.
- Mamy duży baniak. Jedzie od niego Glizdogońską, ale w środku ani kropelki.
- To pewnie sprawdziłeś bardzo dokładnie, co? - Syriusz wrednie uśmiechnął się do kulki.
- Nie, no... ale, ale...
Lambert uśmiechnęła się lekko i zapaliła cienkie cygaro.
- Gdzie jest ten baniak?
- Zaraz za hangarem...
- Idziemy tam.
Syriusz schował kulkę z powrotem i szybkim krokiem ruszyli w stronę hangaru. Na miejscu kręciło się już paru ludzi, między innymi Miles.
- I co tam, Stu?
- Kicha. Baniak był pod podłogą, więc trzeba było kopać, a potem jeszcze pomęczyć się z zaklęciami. Dobrze zabezpieczone cholerstwo. Ale i tak cały cyrk na nic. Spuszczono wszystko przez otwór. Pewnie jeszcze zanim ci imbecyle się aportowali - wskazał głową na kilku funkcjonariuszy, którzy kręcili się po podwórzu, jakby nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Jak spuścili? - zapytała Lambert, pochylając się nad wykopanym dołem, na którego dnie znajdowała się cysterna. Poprawiła zjeżdżające na nos okulary i pociągnęła nosem. Czuć tu było mocnym spirytusem, doprawionym czymś jeszcze.
- Otworem, który był na dnie. Wszystko słynęło gdzieś niżej.
- Świetnie - skwitował Black. - A mamy jakieś dobre wiadomości?
- To była dobra wiadomość.
Syriusz jęknął.
- Zła jest taka, że nie mamy żadnych konkretnych podejrzanych. Może Calamity Joan, ale ona jest zawsze zamieszana we wszystko, co ma związek z bimbrem.
- Świetnie... Johnson! Do mnie, ale już! - wrzasnęła Susan, jednocześnie zmierzając do wyjścia. W hangaru śmierdziało stęchlizną i mocną Glizdogońską, a ona miała wrażenie, że to wszystko ją oblepia. Black, chcąc nie chcąc, podążył za nią.
Po chwili koło Lambert zmaterializował się młody chłopak. Spojrzał z lekkim niepokojem na Su, pomimo że była od niego niższa o głowę. Syriusz skrzywił się nieznacznie i pociągnął nosem.
Przystanęli mniej więcej na środku placu przed hangarem, koło kamiennej studni. Po bokach stały rozpadające się szopy.
- Macie coś? - Susan spojrzała na chłopaka, po czym głośno kichnęła. Johnson odskoczył na bok i zerknął niepewnie na Lambert, jakby była mieszanką bardzo wybuchowych eliksirów, które mogą w każdej chwili eksplodować. Zabawne, jak ta mała, filigranowa osóbka potrafiła działać na ludzi.
- Niewiele. Wiemy, że cały alkohol spłynął z cysterny przez ujście zrobione w dnie. Możliwe, że do drugiej cysterny, albo w jeszcze inne miejsce.
- Tego to się już pewnie nie dowiemy - mruknął Syriusz, po raz kolejny pociągając nosem. - Czy mi się wydaje, czy tu jeszcze bardziej czuć bimbrem, niż w środku.
- Wydaje ci się - Su odwróciła się w stronę księżyca. Białe światło odbiło się w szkłach okularów. - Przyprowadzić mi tu tę Calamity.
- Tak, sir - Chłopak aportował się natychmiast.
- I co chcesz z nią niby zrobić? Chyba nie muszę ci mówić, że bez dowodów, które nam spłynęły, możemy jej naskoczyć?
- Co mówiłeś?
Syriusz przewrócił oczami.
- I po co ja się wysilam?
Po chwili Johnson wrócił z Joan. Miała związane ręce, ale bynajmniej nie wyglądała na przestraszoną. Pewna siebie, uśmiechała się drapieżnie, pomimo rozchełstanej koszuli i stróżki krwi cieknącej z nosa. Chłopak rozcierał sobie nadgarstek, na którym już zaznaczał się fioletowy siniec i ślad po zębach.
- Ooo...! Czyżby siostry zakonne od Św. Flakonii z misją nawracania zdemoralizowanych? Znowu? - parsknęła Calamity.
- Nie, Zakon Rycerski Kościoła Anglikańskiego pod wezwaniem Jej Królewskiej Mości.
- Mamy też darmowe broszury - wtrącił Syriusz.
- Stul pysk, Black. Dobra, Jo. Tylko bez żadnych ceregieli. Tam za hangarem jest duży, soczysty baniak z ulatniającym się zapachem ostrej Glizdogońskiej. Masz coś z tym wspólnego?
- Jasne - kiwnęła głową. - A na jutro zapowiadali deszcz żab.
- Mówiłem, że to bez sensu.
- Nie chce mówić, trudno. I tak znajdziemy dowody. A jak nie to zatrzymamy ją za napaść na funkcjonariusza - wskazała na ślad po zębach na ręku Johnsona, po czym zaciągnęła się papierosem. - Zresztą, nie mogła wyparować takiej ilości bimbru w sekundę. On gdzieś tu jest.
- Gdzie? - spytał Syriusz, patrząc od jakiegoś czasu na rozwaloną studnię.
- A skąd ja do cholery mam to wiedzieć - mruknęła Su i wyrzuciła w ciemność nocy tlący się jeszcze pet.
- NIE! - wrzasnęli jednocześnie Black i Joan, ale było już za późno. Niedopałek wpadł do studni.
Ogłuszająca eksplozja poderwała na nogi trzy okoliczne wsie. Ze studni buchnął wysoki na sześćdziesiąt stóp niebieski płomień. Susan, leżąc na ziemi z przekrzywionymi na nosie okularami, ze zgrozą wpatrywała się w słup ognia.
Z hangaru wypadł Miles.
- Na jaja Merlina, Black! Co wyście... Jak?! Ale... Co tu się...?!
- Głośniej. No, dalej! Postójmy tutaj i pokrzyczmy, żeby było zabawnie. A jeszcze weselej będzie, jak nas tu znajdą - krzyknął Syriusz, jednocześnie podnosząc Su z podłogi. - Whooaa! Będzie niezła imprezka! Zbieraj gacie, Miles. Zmywamy się stąd.
- To może, kiedy już spaliliście wszystkie dowody, byście mnie puścili? - powiedziała Joan znużonym głosem.
- Zamknij się - warknęła Lambert, gramoląc się z ziemi z pomocą Blacka. Kiedy w końcu stanęła pewnie na własnych nogach, poprawiła okulary i strzepnęła pelerynę, ryknęła:
- JOHNSON! W tej chwili macie się wszyscy stąd aportować! Calamity zabrać do aresztu! Ale już! Nie chcę was tu widzieć! Nie...! Czekaj! Macie to, całe gówno, stąd usunąć. I was tu nie było! Zrozumiano?!
- T-tta... Tak jest.
- TO CO TY TU JESZCZE ROBISZ?!
Chłopak oddalił się pospiesznie. Po chwili większość oddziału się aportowała i po placu kręciło się już tylko kilku ludzi usuwających ślady.
Miles podszedł do Syriusza.
- I co wy zrobicie z tą Calamity?
- Potrzymamy i wypuścimy. Regulaminowo. A potem dostaniemy wpierdol od Skippera.
- A co z nią? Wszystko w porządku? - Stu spojrzał niepewnie na Lambert, która nadal wydzierała się na każdego, kto się jej nawinął. - To normalne...?
Su odwróciła się gwałtownie w stronę Milesa.
- A ty, co się tak, kurwa, patrzysz?! Nas tu nie ma...! - wrzasnęła już z lekką paniką w głosie.
- To ja już pójdę... Co tu będę tak sam siedział...
- Su, uspokój się...
- Black, czy ty wiesz...? Czy ty wiesz, co oni nam zrobią...?!
- ...wykastrują łyżeczką do melona...
- Oni nas zamordują, zakneblują, po czym wywalą z roboty!
- To logiczne - przytaknął Syriusz. - Zwłoki nie są zbyt wydajnymi pracownikami.
- ...jak aurorzy zaczną przy tym węszyć, to będziemy skończeni...
- Zapowiada się ciekawy wieczór. A ja myślałem, że będzie nudno.
- O boże... A co zrobi Skipper...
- Su, chodź. Aportujemy się.
- ...on się nam rzuci do gardeł, jak tylko nas zobaczy. Mówiłam, że wygląda jak wampir...?
Syriusz złapał Lambert za nadgarstek, po czym obydwoje zniknęli z cichym trzaskiem.
Studnia dogasała.

cdn


Ostatnio zmieniony przez Puszczyk dnia Wto 19:55, 21 Lut 2006, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:04, 10 Lut 2006    Temat postu:

Ja wiem, jakiego opowiadania! Ja, ja, ja! xD
Suuuper, jak dalej ma być takie zabawne (albo i nie) to i tak chcę! Whoooa! Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Pią 13:24, 10 Lut 2006    Temat postu:

Też wiem, nie chwal się Smile Jest super!!! Ciekawe, co Joan powie na to? Na pewno spodoba jej się własny wizerunek... Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pią 13:43, 10 Lut 2006    Temat postu:

Świetne, Pusz! Dialożki cudne i miodne, a Jo i bimber... hehe Wink Myślałam, że będzie bardziej pratchettowsko (bo Straż!straż!) a tu Pilipiuk wyskoczył. I bardzo dobrze!
Vivat Glizdogońska!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Pią 17:24, 10 Lut 2006    Temat postu:

(spada z krzesła)
Puszku, niech ja cię wyściskam!
(ściska)
Rozwaliłaś mnie. Dosłownie. A potem jeszcze zglebowałaś i zakopałaś żywcem Laughing . Ja i nadgryziony nadgarstek, o ludkowie moi...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Puszczyk
moderator cyniczny



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 537
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto o trzech twarzach

PostWysłany: Wto 21:34, 21 Lut 2006    Temat postu:

Tak właściwie to patrząc na ten temat dotarło do mnie, że nie powiedziałam jednej z ważniejszych spraw. Albowiem będą tu połączone ze sobą scenki, opowiadania może listy, jak mnie najdzie taki Wen. Można to nazwać Moim Placem Zabaw, gdzie się będę bawić różnymi formami i stylami. Oczywiście wszystko ze sobą kompatybilne, ale różnych formach. Mam też taką nieładną manierę skakania w czasie, więc postaram się opisywać w jakim mniej więcej momencie dana akcja się dzieje.
A teraz wracam do bimbru...

Bimber - kryptonim 'Firma'

- Już po nas.
- Zamknij się.
- Skipper nas zabije. Zdegraduje do "miotlarstwa"!
- Lambert, zamknij się!
- Ciebie pierwszego weźmie na przesłuchanie. Jestem tego pewna... Po prostu wmawiaj mu, że zostałeś odurzony.
- Przestaniesz wreszcie?
- Nic ci to nie zaszkodzi.
- Przestań.
Siedzieli w małym, nienaturalnie białym pokoju, a Lambert wykręcała sobie palce ze zdenerwowania. Czekanie w tym pomieszczeniu było tym bardziej irytujące, że nie tylko miało się wrażenie pójścia na ścięcie, ale także bycia jednym wielkim brudem w tym nieskazitelnym pokoju. Czekanie doprowadzało człowieka do szaleństwa. Poczekalnia przed gabinetem szefa - przeklęte miejsce.
- Na serio, Black...
- Daj spokój!
- Ale...
Drzwi do gabinetu otworzyły się i wyszła z nich kobieta o nieco dziecinnej urodzie, w grubych, rogowych okularach.
- Proszę do biura, panie Black.
- Zostałem odurzony! - wrzasnął Syriusz, podrywając się z krzesła. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona i przeniosła wzrok na Susan, która zrobią się jeszcze bardziej blada.
- A pani...?
- SmsnLmbmernt...
- Słucham?
- Ssu... Susan Lambert.
- Pani też jest proszona.
Susan podniosła się chwiejnie z miną, jakby topór wisiał zaledwie cal nad jej szyją.
Ledwie weszli do gabinetu, Skipper rzucił się w ich stronę.
- Czy wy wiecie, co wyście zrobili?! Co wyście sobie myśleli, wysadzając tę całą Glizdogońską w powietrze?! Czy wy w ogóle myślicie??!!
- Ale...
- Milczeć!!! Czy ja wam dałem takie polecenie? Bo może mam sklerozę? Czy powiedziałem: Idźcie tam, znajdźcie to cholerstwo i wysadźcie gówno w powietrze?
- Nie...
- Słucham?!
- Nie, sir...
- No właśnie! Zaraz zapewne zwali nam się na głowę Biuro Aurorów, a tylko tego nam brakowało po tej wpadce z włamaniem do Olivandera! Pieprzonych ważniaków!
- Szefie, ale...
- Stul pysk, Black! Nie obchodzą mnie te tłumaczenia. Mieliście rozpracować grupę bimbrowników i to nie podrzędnych, jak Fletcher, ale całą siatkę! A teraz możemy im w kaszę nadmuchać!
- Ale mamy Calamity - wypaliła Su.
- No i co z tego?! - ryknął Skipper. - Nic jej nie możemy udowodnić, nie mamy dowodów, że miała jakikolwiek związek z siatką Lunatyków! Nie dostaniemy zezwolenia na Vertitaserum, bo nie mamy żadnych konkretnych podstaw! Będziemy musieli ją zwolnić z aresztu! Schrzaniliście sprawę!!!
W pokoju zapada. Lambert zacisnęła pięści. To prawda. Schrzaniła. Skipper rzucił im wściekłe spojrzenie, po czym ruszył w stronę biurka i rozsiadł się w fotelu.
- Nie byłoby sprawy, gdyby nie powaga tej misji - powiedział już spokojniejszym głosem. - Macie pojęcie, że aurorzy też interesowali się tą sprawą? Ktoś z siatki był prawdopodobnie świadkiem "masakry spod Middleshire". Chcieli od niego wyciągnąć informacje, ale już raczej do niego nie dotrą. A wiecie dlaczego? No? Bo ktoś spartaczył sprawę. I teraz aurorzy dobiorą się nam do dupy! Ucierpicie przez to nie tylko wy, ale cała Straż, bo wyjdzie na to, że nie potrafimy zająć się własnymi sprawami!
Syriusz stał nieruchomo z opuszczoną głową, a ciemne włosy opadające na twarz zakrywały mu oczy. Susan głowę miała podniesioną wysoko, na policzkach lekkie wypieki, a oczy niebezpiecznie szkliste. Skipper był poczochrany i lekko czerwony na twarzy. Oczy miał wytrzeszczone a żyła na skroni pulsowała mu niebezpiecznie. Wszyscy zamarli na dłuższą chwilę.
A potem do pokoju weszła dziewczyna w okularach.
- Sir, ktoś koniecznie chce się z panem zobaczyć.
Skipper zbladł i sięgnął po filiżankę z herbatą
- Tylko mi nie mów, że to ktoś od Rufusa Scrimgeoura. Nie mam teraz czasu na kłótnie z aurorami.
- Nie, sir, to nikt od pan Scrimgeoura - dziewczyna się zawahała. - Obawiam się, że to ktoś z Firmy.
Skipper zakrztusił się, opluwając najbliżej leżące papiery.
- Że co?! Tylko tego jeszcze brakowało, żeby mieszała się do tego Firma! To nie ich sprawa! Nie mają z tym nic wspólnego! Kto to jest...?
- Jakaś kobieta, sir.
- O boże... Lioncourt. Powiedz jej, że jestem zajęty i nie mogę się...
- A, Skipper - drzwi do pokoju otworzyły się po raz kolejny. - Miło mi, że miałeś dla mnie chwilkę.
- ... z nią spotkać - mruknął Skipper z rezygnacją. Machnął ręką na dwójkę strażników. - Wyjdźcie. Mina Lioncourt. Czego chcesz?
- Pogratulować pierwszorzędnie przeprowadzonej akcji. Naprawdę gratulacje. O czymś takim to ja jeszcze nie słyszałam - Lioncourt minęła Blacka i Lambert nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem i usiadła na krześle. - Powiedz mi Skipper, jak ty to robisz? Zdradź mi swój sekret, że zawsze twoi ludzie wpakują się w największe gówno...
- Na Wielką Czwórkę, Mina. Daruj sobie, naprawdę. Czy ty musisz...
- ... i wychodzą z tego bez szwanku.
-... zawsze wtrąc... C-co powiedziałaś?
- Wychodzą bez szwanku - Madame Mina roześmiała się i klasnęła w dłonie. - Bez szwanku, Skipper. Wiesz, masz bardzo ładny gabinet. Podoba mi się ta ściana. To bardzo ładna ściana.
Skipper patrzył się na nią przez chwilę z opadłą szczęką, po czym zamknął ją z kłapnięciem.
- O czym ty mówisz?
Lioncourt spoważniała i poprawiła broszkę w kształcie smoka przyczepioną do krawata.
- Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy twój patrol próbował rozgryźć bimbrowników, moi ludzie starali się ująć małą grupę Śmierciożerców, która znajdowała się nieopodal. Chcieli dopaść pewną organizację zajmującą się, powiedzmy... zbieraniem informacji - przerwała na chwilę, poprawiając mankiet koszuli.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Ich kryptonim to Lunatycy*.
W gabinecie zapadła cisza.
- Chcesz mi powiedzieć, że...?
- Ich przykrywką jest Glizdogońska transportowana z krajów Słowiańskich, lecz tak naprawdę to doskonale zorganizowana grupa, potrafiąca zdobyć każdą potrzebną informację. Nie mogliśmy dopuścić, by wpadli w ręce Śmierciożerców. Pomyśl, jakie to by miało skutki. Niestety nie wszystko szło po naszej myśli - zamilkła na chwilę i zapaliła cienkiego papierosa, wpatrując się w unoszący się biały dym.
- Gdyby nie TO - uniosła nieco rękę z papierosem. - To prawdopodobnie nie zdołalibyśmy ich powstrzymać.
- Jak to...
Lioncourt uśmiechnęła się leciutko.
- Twoi ludzie narobili małe zamieszanie i odwrócili na chwilę uwagę Śmierciożerców. Wtedy my mieliśmy okazje wkroczyć
- A jak się ma do tego wszystkiego Calamity? Przecież ona nie może należeć do nich.
- Ależ Skipper! Przecież powszechnie wiadomo, że jak coś się kroi to na pewno Calamity Jo będzie w to zamieszana.
Skipper milczał przez chwilę.
- Czyli jak rozumiem Joan nie ma już w areszcie, tak?
- Zgadza się.
- Świetnie. Świetnie! Po prostu wspaniale! To teraz nie dość, że MOI ludzie zawalili sprawę, to na dodatek nikogo nie zgarnęliśmy! Szefostwo mnie zamorduje, bo cholerna Firma znowu... A ty dokąd się wybierasz?! - ryknął z furią, widząc, że Lioncourt podnosi się z krzesła.
- Uważaj, na kogo krzyczysz Skipper - odparła, otwierając sobie drzwi i wychodząc z gabinetu. Skipper podążył za nią.
- Złapaliśmy Śmierciożerców i to się będzie liczyć. Zatuszują sprawę i powiedzą, że było to celowe działanie - powiedziała ciszej tak, aby dziewczyna w okularach siedząca z biurkiem ich nie usłyszała. - TY na tym nie ucierpisz. W każdym bądź razie my przejmujemy Calamity.
Doszli do końca poczekalni, gdzie siedzieli Lambert i Black. Obydwoje natychmiast poderwali się z krzeseł, ale Lioncourt ich zignorowała.
- To już chyba wszystko, Skipper. Pewnie jeszcze ktoś cię odwiedzi w tej sprawie, ale większość już sobie powiedzieliśmy - nagle odwróciła się w stronę Strażników.- Więc to jest ta dwójka, odpowiedzialna za wszystko? - spytała chłodno marszcząc brwi. - Jak się nazywają? - zwróciła się do Skippera.
- Susan Lambert i Syriusz Black.
- Ach tak... - odparła cicho. - Będę musiała ich sobie zapamiętać.

***

- Jak myślisz, o czym oni tam rozmawiają? - spytała Susan, kopiąc niecierpliwie nogę krzesła.
- Zgadnij.
- Oooch... wcale mi nie pomagasz, wiesz?
- A co ja jeszcze mogę zrobić? Skoro wmieszała się do tego Firma, to jesteśmy w bagnie po uszy.
Nagle drzwi od gabinetu otworzyły się i wyszła z nich Szefowo Firmy w towarzystwie Skippera. Rozmawiali o czymś cicho, idąc w ich stronę. Lambert przełknęła głośno ślinę. Zerwali się na równe nogi, ale Lioncourt nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi.
- ...ktoś cię odwiedzi w tej sprawie, ale większość już sobie powiedzieliśmy.
Syriusz już miał nadzieję, że całkowicie ich zignoruje, ale najwyraźniej się przeliczył. Lioncourt odwróciła się gwałtownie w ich stronę a on miał wrażenie, że jej spojrzenie go pali. Zmarszczyła brwi i lodowatym tonem spytała:
- Więc to jest ta dwójka odpowiedzialna za wszystko? Jak się nazywają?
- Susan Lambert i Syriusz Black.
- Ach tak... Będę musiała ich sobie zapamiętać. Bardzo dokładnie - zabrzmiało to, jak złowróżbny pomruk niedźwiedzia i Syriuszowi ciarki przeszły po plecach. Madam Mina patrzyła na nich jeszcze przez chwilę nieprzeniknionym wzrokiem. A potem odwróciła się na pięcie.
- Skipper, masz ich w tej chwili wcielić do oddziałów Firmy - powiedziała. - Chcę ich widzieć pojutrze, u mnie, w głównej sali narad. To jest moje ostatnie słowo w tej sprawie.
Ruszyła w stronę windy, zostawiając za sobą rozwścieczonego Skippera i dwójkę zbaraniałych strażników. Nie, już nie strażników. Uśmiechnęła się pod nosem. Lambert i Black? Tak, będzie musiała ich zapamiętać. Bardzo dokładnie.

* Ja wiem. Wiem, że tak właściwie to powinno być w Lodówce... Ale ja naprawdę nie zamierzałam wprowadzać nas do akcji. Serio. Głównymi bohaterami są Lambert, Black, Huncwoci i spółka. To tylko wzmianka, więc chyba nie ma potrzeby przenoszenia opowiadania.
<zerka niepewnie>
Tak sądzę. Jakby mi się znowu ręka omsknęła, to poproszę o przeniesienie. Na razie niech wisi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 22:57, 21 Lut 2006    Temat postu:

Tak, to naprawdę bardzo ładna ściana. A jaki grzyb! Grzyb też jest bardzo ładny. Zapasy na zime, panie tego. Dieta urozmaicona. Ha!
Wiesz, Pusz, chyba dobrze zrobiłaś z tymi scenkami. Opowiadaniu to na lepiej wyjdzie, a i ty będziesz miała lepszą zabawę.
Podoba mi się! I pachnie tak...eee... serialowo? Można by na podstawie tych scenek serial nakręcić. Serioserio.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:40, 22 Lut 2006    Temat postu:

Serial sensacyjno-fantastyczny, dodam Wink
Mi sie barrrdzo podoba, hehe, coraz bardziej...
Nie rzekne nic konkretnego, tylk: jak będziesz miała więcej - dawaj xD
'Lunatycy', kwik!
Nie znam sie aż tak na serialach, ale to jest lepsze niż z Archiwum X, czy nawet Strażnik Teksasu (Chuck, nie wykonuj kopniaka z półobrotu)...
Tak dalej, Pusz! Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Śro 11:23, 22 Lut 2006    Temat postu:

Pusz, świetne!
Serial by niezłe wyszedł. Na pewno duuużo lepszy od ''W11'' czy ''Kryminalnych''.
Cytat:
- Ależ Skipper! Przecież powszechnie wiadomo, że jak coś się kroi to na pewno Calamity Jo będzie w to zamieszana.

Cudne! Tylko dlaczego moja mama też tak mówi? Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin