Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[M] Szaleńcy?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 18:06, 06 Kwi 2007    Temat postu: [M] Szaleńcy?

Niesamowicie na mnie ten fikaton działa. Żeby tak jeszcze w napisaniu pracy maturalnej pomógł...
Fandom: HP/Chirurdzy
I ten, spojler tradycyjnie, końca bodajże drugiego sezonu.


Szaleńcy?
Morze zawsze działało na Isobel Stevens uspokajająco. Wychowywała się w ubogiej dzielnicy Bostonu, położonej blisko wybrzeża, więc kiedy musiała choć na chwilę uciec od problemów, wsiadała na rower i jechała na plażę. Swego czasu spędzała tu niemal każdy wieczór; w ciągu tamtych najtrudniejszych dziewięciu miesięcy w jej życiu morze dawało jej ukojenie, jakiego nie znajdowała w domu - przyczepie kempingowej, w której mieszkała z matką.
Potem przestała tak często tu przychodzić. Kiedy oddała Sarę, wiatr wiejący od morza osuszał jej łzy i wysłuchiwał nerwowego śmiechu. Odkąd zamieszkała w domu Meredith Grey, nie przyszła tu wcale.

Ostatnie dni znów poprzestawiały jej życie do góry nogami. Po raz pierwszy od dawna, a może nawet po raz pierwszy w ogóle - pokochała. Te brązowe oczy, pełne uśmiechu mimo zbliżającego się końca; ten uroczy uśmiech, nieodmiennie poprawiający jej nastrój; ten uspokajający głos...
Izzie schyliła głowę, powstrzymując łzy napływające do jej oczu nową falą. Po chwili wyprostowała się, wystawiając twarz na powiew chłodnego wiatru. I wybuchnęła śmiechem, którego nie umiała powstrzymać tak jak łez. Zawsze w ten sposób reagowała na stres.
Ładnie to nazywasz, doktor Stevens, stres. Kiedy umarł najlepszy facet jaki ci się w życiu trafił.
- Cholera jasna! - krzyknęła w stronę wody. Kilka mew siedzących na pobliskim kamieniu odleciało w popłochu. - Cholera...
- Co się stało?
Izzie odskoczyła, potykając się o kamień. Upadłaby, gdyby jakaś siła nie uniosła jej z powrotem. Wspominając później to zdarzenie uznała, że musiał to być wiatr; starała się nie myśleć, że wiało w przeciwnym kierunku...
Na wprost Izzie stała wysoka blondynka, ubrana w sukienkę i kurtkę o niecodziennym zestawieniu kolorów.
Róż, czerwień i jaskrawa zieleń... Ludzie się coraz dziwniej ubierają.
- Coś ci jest? - Nieznajoma ponowiła swoje pytanie.
- Nie, właściwie nie. - Izzie zaprzeczyła ruchem głowy, odsuwając się od krawędzi skały. - Poza tym, że jeden z moich pacjentów zakochał się we mnie, oświadczył i umarł. - Dodała po chwili, sama właściwie nie wiedząc dlaczego.
- Aha.
Nieznajoma nie sprawiła wrażenia zainteresowanej, mimo to nadal uporczywie wpatrywała się w Izzie jasno niebieskimi, trochę wyłupiastymi oczami.
- Ja też się zakochałam - powiedziała Izzie, znów nie wiedząc po co.
- Aha. - To nieznajoma również przyjęła ze spokojem.
Stały tak w milczeniu przez dłuższy czas. Dwie kobiety nad brzegiem morza, kołysane coraz silniejszym wiatrem. Zupełnie sobie obce, ale również dziwnie sobie bliskie. Izzie uporczywie próbowała się zmusić do myślenia o Dennym, ale kobieta obok niej nie pozwalała jej na to, choć ani słowem już się nie odezwała.
- Długo zamierza tu pani jeszcze stać? - zapytała nieco zbyt opryskliwie Izzie.
Tamta wzruszyła ramionami.
- Ja też go kochałam - powiedziała w końcu, patrząc na ciemnogranatowe chmury. - Ale dla niego ważniejsza była walka z Voldemortem.
Izzie spojrzała na nieznajomą.
- Z czym?
- Z Voldemortem - odparła spokojnie. - Najpierw była Gwardia, tam mogłam chociaż z nim pobyć. Ale jak już skończyliśmy Hogwart i kiedy wielka wojna dobiegła końca, on przestał się interesować szaloną Luną.
Dziewczyna przerwała i zaśmiała się obłąkańczo. Izzie przestraszyła się, kiedy podeszła niemal do samej krawędzi, nawet tego nie zauważając. Zbliżyła się do niej, ale dziewczyna syknęła na nią jak rozwścieczona kotka.
- Masz na imię Luna? - zapytała Izzie, próbując w jakiś sposób odwrócić jej uwagę od, jak się wydawało, niebezpiecznego tematu tamtego chłopaka.
- A skąd tak nagle zaczęło was to obchodzić?! Najpierw wszyscy udają, że nie istnieję, a teraz co?! Czyżby znów kroiła się jakaś wojna, że wszyscy zaczęli mnie poznawać? - zapytała ironicznie, rzucając Izzie niebezpieczne spojrzenie, po czym wyciągnęła z kieszeni płaszcza długi patyk.
- Ja jestem Iz... Isobel Stevens - powiedziała spokojnym głosem, obserwując patyk w ręku dziewczyny. Całkiem możliwe, że mogłaby nim wydłubać oko. Izzie do swoich była bardzo przywiązana i nie chciała ich na razie tracić.
- Isobel? - wyszeptała dziewczyna, wyraźnie się uspokajając. - Nie znałam żadnej Isobel... - powiedziała to jeszcze ciszej i opuściła patyk. - Ja jestem Luna. Luna Love... Luna Potter.
W tym momencie w jej oczach znów pojawił się błysk szaleństwa.
- Jesteś jedną z nich, tak? Wiem, wiem - chcesz, żebym ci powiedziała, gdzie jest Harry!
- Jestem lekarzem i nie chcę wiedzieć, gdzie jest Harry.
Luna prychnęła z pogardą.
- Oczywiście, a ja jestem Dumbledorem! Chcecie wiedzieć, żeby go zabić, tak jak on zabił Voldemorta!
Izzie przestraszyła się. Była lekarzem, to prawda, ale na wszystkie świętości - chirurgiem, nie psychiatrą! Opatrzność wyraźnie jej nie lubiła. Odsunęła się kilka kroków, jednak dusza lekarza w niej zwyciężyła. Zbliżyła się ponownie, mówiąc spokojnym głosem.
- Nie wiem, kim są oni. Ale ja jestem chirurgiem z Seattle Grace. I nie znam żadnego Harry'ego, ani Volemdorpa.
- Voldemorta - syknięciem poprawiła Luna.
- Jego też nie.
- Nie powiem ci, gdzie jest Harry! Nie powiem, ty...
Luna nie zauważyła kamienia. Stała tyłem do morza, nie widziała również, jak blisko krawędzi się znajduje. A do Izzie dotarło to za późno. Widziała tylko, jak dziewczyna spada w dół skarpy, jej jasne włosy rozwiewa wiatr, a oczy rozszerzają się ze zdziwienia.
Nie rozbiła się jednak o skały, ani nie wpadła do morza.

*

- Po prostu rozpłynęła się w powietrzu! - Opowiadała roztrzęsiona George'owi, siedząc na jego łóżku, owinięta kocem i z kubkiem gorącego kakao w dłoni.
George spojrzał z troską na przyjaciółkę. Martwił się o nią, od śmierci Denny'ego zachowywała się bardzo dziwnie. Cristina i Meredith myślały nawet, by skonsultować to z jakimś specjalistą. Jednak George był przeciwny; wierzył, że Izzie poradzi sobie sama.
Tego wieczora, kiedy Izzie usnęła niespokojnym snem w jego pokoju, wykręcił numer z wizytówki, którą dostał od doktora Burke'a. Dziewczyny miały chyba rację...


Ostatnio zmieniony przez yadire dnia Pią 22:21, 06 Kwi 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:10, 06 Kwi 2007    Temat postu:

Jestem zła, ale...
to mnie rozśmieszyło Smile Szaleństwo Luny i biedna Isobel, którą biorą za szaloną.
Ładnie, ładnie, ten fikaton to niebezpieczny bywa, jak widzę Very Happy (a wcale mi to nie przeszkadza, wca-a-ale).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Sob 2:36, 07 Kwi 2007    Temat postu:

Tak, ja też jestem złaą osobą i mnie też to śmieszy Razz

To jeszcze bardziej mnie napala na część siódmą. Czy Ginny umrze? xD Co z Luną i Harrym? lol.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin