Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Prymityw II (ha, ha, ha)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Evil Yuki
wilkołak glizdogoński



Dołączył: 11 Paź 2005
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mego małego świata

PostWysłany: Nie 19:24, 22 Sty 2006    Temat postu: Prymityw II (ha, ha, ha)

III

W tym roku Syriusz nie wrócił na święta do domu. Przechodził w życiu taki okres, iż miał zamiar posiedzieć trochę w samotności. Oddać się w całości sobie, swoim pasjom. Gdy był wraz z przyjaciółmi, mógł to robić, a jakże… ale wolał nie tracić żadnej chwili, którą mógł spędzić z Jamesem, Remusem… i Peterem. I, chociaż Syriusz był święcie przekonany, że będzie mógł robić w dormitorium co mu się podoba- biegać nago bądź dłubać sobie w nosie, okazało się że Camill Besson osobą zbyt religijną ani rodzinną nie jest i również zostaje w Hogwarcie na święta.
Syriusz leżał w swoim łóżku i odsypiał nocne schadzki z Eleonorą Brave, przemiłą ślizgonką (a nie wierzył, że takie istnieją!). Camill zaś starał się mu uprzykrzyć życie i wystukiwał długopisem rytm jakiejś melodii. Black za wszelką cenę wolał się nie denerwować, nie wrzeszczeć ani nie rzucać na Bessona z pięściami. Wiedział, że hippis po prostu chce go za wszelką cenę sprowokować, a gdy tylko dostanie z pięści w twarz, osiągnie swój cel.
Ale Syriusz nie wytrzymał, poderwał się i gwałtownie odsunął kotary. Camill siedział przy biurku, twarz podpierał ręką i nawet nie zwrócił uwagi na wybuch Blacka.
Stuk, stuk, stuk.
Stuk, stuk, stuk, stuk…
Stuk, stuk…
- Besson?- spytał Syriusz.
- Black…- odparł chłopak, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.- Znamy się parę miesięcy, może nawiąże się między nami jakaś nić współpracy i porozumienia?
- Jak ma się nawiązać, skoro ty nie dajesz nikomu szansy, tylko przebywasz cały czas ze Snape’m i Olivią?!- zapytał z irytacją.
Camill odetchnął głęboko. Syriusz zauważył, iż nie dość, że chłopak ma jasne odrosty, to jeszcze ten zgniłozielony kolor „sprał się”. Włosy sięgały mu teraz za ramiona, przykrywały czoło i twarz, Besson miał przedziałek na lewym boku, więc prawego oka również nie było widać.
- Nie mam rodziny, nie mam do kogo wracać.- rzekł nagle chłopak.
- Wiem.
- Skąd?
Wreszcie spojrzał na Syriusza. Okazał cień mętnego zainteresowania… Uniósł do góry lewą brew. Wyglądał dość dziwnie.
- Domyśliłem się.- skłamał Black.- zdarza się.
- Nie mi… ale się zdarza.- powiedział Besson, odgarniając włosy z czoła.- Idziemy na sanki?
- A nie zabijesz mnie po drodze?
- Gdzież bym śmiał…
- Czekaj, ubiorę się…- Syriusz odkrył kołdrę i zauważył, że w nogach łóżka leżą prezenty.- Kompletnie zapomniałem! Dziś święta!
- Ciesz się, ja nic nie dostałem…- wtrącił żałośnie Besson.- Nawet Olivia mi nic nie kupiła…
Syriusz przerwał w trakcie rozdzieranie papieru. Zrobiło mu się potwornie głupio… Spojrzał na Camilla i pierwszy raz uświadomił sobie, że ta cała jego powierzchowność, te ironicznie uśmieszki i złośliwie komentarze, to mur. Mur, między nim a światem, który musiał go dotkliwie zranić.
Syriusz odrzucił paczkę od James’a, wyszedł ze swojego łóżka i szybko się ubrał.
- Gdzie idziesz?!- zawołał Besson, wstając zza biurka.- Co z sankami?!
Black właśnie wybiegał z dormitorium.


Gdy Syriusz wrócił do swojej komnaty, Camill wciąż siedział przy biurku. Black uśmiechnął się, stanął naprzeciwko niego i nachylił nieznacznie.
- Wesołych świąt.- rzekł, odchylając pazuchę.
- Black, ty idioto…!- jęknął żałośnie Besson.- Co ja mam z nim zrobić?! CZAPKĘ?!
Kot miauknął przeraźliwie. Syriusz postawił go na biurku.
- Przecież to prezent…
- Black, idioto…- powtórzył.
A potem zaczął się głośno śmiać.
Stanęło na tym, że kota z powrotem odnieśli do właściciela. Starsza pani z Hogsmeade niezbyt ucieszyła się na wieść, że znów ma nie dwa, ale trzy do oddania.
Potem, zamiast pójść na sanki, ulepili wielkiego bałwana na dziedzińcu. Nie uczestniczyli w uczcie, woleli wykraść skrzatom różne smakołyki i spożyć je w swoim dormitorium. Spędzali czas razem do samego ranka, a gdy Syriusz postanowił wreszcie zasnąć, Camill cichutko grał na gitarze.
- Co to za piosenka?- spytał sennie.
- Moja, Black…


Przerwa świąteczna minęła szybko. James, Remus i Peter wrócili do zamku, tak jak reszta studentów Hogwartu. Syriusz musiał zapomnieć o przyjemnych chwilach spędzonych z Camillem i znów wejść do szeregu, do szarej masy uczniów. Kto odstawał, ten od razu dostawał po nosie… tak jak Camill, którego, wbrew jego wcześniejszym przewidywaniom, jakoś nikt nie polubił. Bo kto mógł żywić sympatię do osoby, która notorycznie traciła punkty dla Hogwartu? I to nie robiła tego w słusznej sprawie, lecz za brak mundurka?

Śnił mu się Besson, siedzący na tronie. Na głowie miał ciężką, złotą koronę, w ręce trzymał berło. Wszystko naokoło było umazane jego krwią. Po paru minutach, w śnie pojawiła się i Olivia, która zdjęła bratu koronę i obcięła mu głowę.
Śnić o czymś takim przyjemnym nie było, więc moment przebudzenia się powitał z ulgą. Potem szybko ubrał się i pobiegł na śniadanie.
Na OPCM przerabiali temat wodnika Kappy. Dumbledore spokojnie tłumaczył uczniom, jak przed tym stworzeniem należy się bronić. James rysował na pergaminie podobiznę Lily. Gdy zakończył obrazek ostatnim pociągnięciem pióra, spojrzał w lewo, na Olivię Besson. Zauważyła jego wzrok. Patrzyli sobie natrętnie w oczy, jakby w przypływie jakiejś agresji, niepokoju. Nagle, James cmoknął na Oliwię.
W Sali było cicho, Dumbledore poszedł na zaplecze znaleźć jakieś plansze. Nagle, wszyscy usłyszeli trzask łamanego drewna.
Camill wyszedł z ławki, złapał Oliwię za nadgarstek i wybiegł z nią z sali.
- Besson!- zawołał Dumbledore wychylony z zaplecza, gdy drzwi wejściowe zamknęły się za nimi.- Black, Potter, Lupin, biegnijcie za nimi!- zawołał.
- Ale… po co?- zapytał Syriusz.
- SZYBKO!
Jak na zawołanie, wybiegli w ślad za rodzeństwem. Gdy minęli salę wejściową, Lupin zarządził, że się rozdzielają. Syriusz pognał na górę, do sowiarni, James przeszukiwał łazienki na drugim piętrze, sam Lunatyk biegał po lochach…
Po paru minutach spotkali się na korytarzu.
- Nigdzie ich nie ma…
- Wracamy do Dumbledore’a.- powiedział James.
- A może są w pokoju wspólnym?- wysnuł Lupin.
Chwilę później już wchodzili przez dziurę w portrecie. Najpierw James, potem Lupin… na końcu Syriusz. Miał problemy z wejściem, bo Remus jak stanął w przejściu, tak nie ruszył się. Black odepchnął przyjaciela i wgramolił się do środka.
Żałował.
- Idę po Dumbledore’a.- wydusił James i zniknął.
Na samym środku pokoju wspólnego, na tym czerwonym dywanie, leżała Olivia, cała umazana swoją krwią. Jej głowę na kolanach trzymał Camill. Miał rozczochrane włosy i zapłakaną twarz.
Remus odwrócił wzrok, Syriusz natomiast zrobił dwa kroki naprzód.
- Jestem potworem.- szepnął Camill.- najgorszym z najgorszych.
- Zabiłeś ją?
- Nie mam takiej mocy.- odparł.
I wtedy to się stało. Jego źrenice znikły gdzieś pośród koloru tęczówki. Jego zawsze rozbawione oczy nagle stały się puste… jakby nie było w nich duszy.
Camill zamknął się wewnątrz swojego serca.
Syriusz opadł na kolana.
Słyszał, a jakże. Słyszał, że już tu biegną… Dumbledore z James’em? Nie za dużo par butów uderza o podłogę korytarza?
- Camill…- szepnął.


Było tak zimno, że oddech Syriusza zmieniał się w obłoczki pary. Łapa, niewzruszony wystawał przed mogiłą Olivii Besson.
Biały puch pokrył wszystko. Drzewa, ziemię.
Po tym, jak dyrektor wyprowadził Camilla z pokoju wspólnego, więcej go nie zobaczył. Szkoła jakoś opustoszała, uczniowie szeptali między sobą o tym zdarzeniu… Syriusz wolał przebywać sam. Połączyła go bowiem z Camillem jakaś dziwna więź. A teraz, gdy Bessona nie było nigdzie pobliżu, serce Łapy stało się jakieś zimne… okrutne…
Bolało go strasznie.
Nagle, Syriusz usłyszał skrzypienie śniegu. Severus Snape położył pod nagrobkiem Olivii wiązankę z czarnych tulipanów i białych frezji.
- Nie wytrzyma długo na mrozie.- rzekł Syriusz. Snape tylko wzruszył ramionami.- Znałeś ich długo?
- Aż za długo.- odparł Severus.- I zbyt dogłębnie.
- Ona sama się zabiła?
- Camill nie mógł jej zabić.- szepnął Snape, odgarniając z czoła czarne włosy.- byłeś przy „tym”, prawda?
- Przyszedłem zaraz „po”… Camill nazwał siebie potworem…
- Widzisz, oni byli rodziną… byli rodziną, i byli w sobie zakochani. Tak normalnie, jak chłopak w dziewczynie.
Syriusz spojrzała Snape’a. Zastanawiał się przez chwilę, czy Smarkerus go nie wkręca, ale uznał, że cmentarz to kiepskie miejsce na żarty.
- Camill był okropnie o nią zazdrosny. A, gdy Jamek nagle do niej cmoknął, jego zazdrość osiągnęła apogeum. Już wcześniej zastanawiali się, co mają zrobic. Bo ich związek nie miał przyszłości…
- …i postanowił co?
- Że się zabiją. Ale Camill wpadł na to, że odebrano mu moc zabijania. Nie mógł uśmiercić żadnego człowieka, w tym siebie też.
- Jak to działało?
- Magia, mój drogi. Urodził się z klątwą, której nikt nie mógł z niego zdjąć. Dano mu ogromną siłę magiczną i fizyczną, którą mógł wykorzystywać do woli, ale nigdy by zadać ostateczny cios. Lecz myślał, że Olivii się uda… bo to dla niej żył, by ją ochraniać, więc siłą rzeczy… rozumiesz?
- Mniej więcej…
- No ale jej cios odwrócił się przeciwko niej… W ten sposób, w który miała zabić Camilla, czyli podcinając mu żyły odwrócił się przeciwko niej. Wiem, jak to działa, widziałem. Kiedyś uderzyłem go w twarz, lecz to ja miałem siniaki.
- Ale tu się cos nie składa w logiczną całość… on miał bronić jej, prawda…?
- Tak, tak mówi legenda…- Severus uśmiechnął się ironicznie.- Ale prawda jest taka, że to ukryty w cieniu Camill miał spowodować, by ród Besson przetrwał. Widzisz w tym pewną prawidłowość?
- Tylko jedna osoba była w rodu głównego, prawda? Tylko jedna, najstarsza… więc potencjalnie, na nią kierowano wszystkie ciosy.
- Właśnie, Black.- Snape położył mu dłoń na ramieniu.- Takie to wszystko jest… dziwne.



Epilog.

Jedyne co czuł, to wzrastający strach. Ludzie już wiedzieli, że Syriusz Black uciekł z Azkabanu… teraz mógł przebywać tylko pod psią postacią…
Biegł przez pole. Łapa za łapa, szybko, dysząc… nie zatrzymywać się… głód, ból… głód… człowiek?
Na pniu, na samym skraju lasu ktoś siedział. Wychudzony, zmęczony, z długim włosami związanymi u karku. Stroił gitarę, próbował nowe akordy. Syriusz, zbawiony zapachem chleba podszedł bliżej mężczyzny. Zmęczony, położył się prawie przy jego stopach. Człowiek rzekł:
- Dobry piesek… lubisz muzykę, prawda?
Pies, jak to pies, nie odpowiedział.
- Masz.- człowiek rzucił mu kawałek chleba. Syriusz złapał ją w locie.
- Zapłaciłem, a teraz łaskawie posłuchaj… Już nie umiem mówić, a wasze słowa - śrut.
Syriusz podniósł głowę. Znał i tę melodię, i te słowa… i nawet ten głos. Spojrzał człowiekowi w oczy… tak… chociaż starszy, zmęczony życiem, to na pewno był Camill Besson.
- Szeleszczą jak środek różowej muszli - obojętne.
Rozważył wszystkie „za” i „przeciw”. Zastanowił się szybko, czy na pewno chce, żeby Camill dowiedział się, że tu właśnie, w tej chwili stoi jego znajomy we szkoły. Nie dość, ze znajomy, to jeszcze „morderca”, ten zły Syriusz Black, który właśnie uciekł z więzienia.
- Przecież upływa zielona krew ziemi, strach i głód, a zwierzęta chodzą po ziemi jak niebo piękne.… - urwał, odłożył gitarę.- ostatni raz śpiewałem tę piosenkę… przy… przyjacielowi.- szepnął Camill.- To było strasznie dawno…
Łapa zaskomlał cicho i zwinął się w kłębek.
- Chciałbym mu to znów zaśpiewać…- powiedział cicho i wzniósł oczy do nieba.
Trwali tak chwilę w ciszy. Zapadał już zmierzch, las robił się coraz straszniejszy i bardziej tajemniczy…lecz tą dziwną, oniryczną chwilę, przerwało szybkie i głośnie ’tato!”.
- Wybacz, wracam do domu…- rzekł Camill, głaszcząc Syriusza po głowie.- Masz.- rzucił mu cały chleb i odwrócił się na pięcie.
Niebawem znikł w gęstwinie.


Już nie umiem mówić, a wasze słowa - śrut,
szeleszczą jak środek różowej muszli - obojętne.
Przecież upływa zielona krew ziemi, strach i głód,
a zwierzęta chodzą po ziemi jak niebo piękne.
Bóg jest najprostszy - przybliżone morze wschodu.
Nie ma tajemnic. Żółty piasek, woda i ogień,
gdzie schodzą wilki szare jak sen śniony na ławce ogrodu,
a kwiaty płyną przeze mnie jak przez szybę, gdzie kwitnące głogi.
Gdzie kwitnące głogi - polana, a cienie szerokie jak deski.
Wiatr zrywa czapkę włosów pełną, ptaków i trawy.
Przez ten krajobraz rysowany drzewami jak kreski
podchodzę. do ciebie jak do pięknej zabawy.
Nigdy nie widziałem ludzi, znam kilkoro dzieci,
i zwierzęta mocne, sierść ich pachnie nocą i zielenią ostrą.
Myśli to ptaki schwytane na drzewie mądrości. Naprzeciw
wylegają nam stada zwierząt drogą z najprostszych prostą.
Oto jesteś. Księżyc rozcina nas na ludzi i cienie,
a za nami krucjaty skrzywdzonych zwierząt.
Na tym pagórku staniemy nadzy i zdziwieni:
nad rzeką, ujrzani przez sen pierwotny, przez myśl skrzypiącą jak piach,
geometrzy zmęczeni, słońce zalewa oczy, krają ziemię i mierzą

10 listopad 1940 r
Krzysztof Kamil Baczyński, Prymityw

21-22 stycznia 2006 roku


POSŁOWIE

Skończyć „Prymitywa” było niezwykle trudno. Najpierw wkurzyłam się na to forum (a tylko z myślą o Was miałam skończyć tego fika), potem zmieniłam profil pisania… zaczęłam to robić tylko „na poważnie”, by zacząć na tym zarabiać. Zatraciłam w ogóle przyjemność w tworzeniu, a fiki uznałam za głupotę totalną, bo „na tym nie można zarobić”. Idiotyzm, isn’t it?
To, że „powróciłam” to zasługa EL_TARO. Koleś z gai (www.gaiaonline.com) wysłał mi zaproszenie na RP „Omega City”. Tak, na odwal się (bo wcześniej mi wysyłał ze dwa zaproszenia na inne RP), zrobiłam postać i na dopisywałam do topiku akcję wydarzeń z perspektywy mojego bohatera. Znowu sobie uświadomiłam, ile przyjemności płynie z wymyślania akcji, z opisywania czegokolwiek… dziękuję kolesiowi, że pomógł mi wyjść z tej… depresji….
Co do trzeciej części, oczywiście moja rodzicielka nie omieszkała mi przeszkadzać. Wchodziła wciąż do pokoju i przerywała mi słowotok. Narzekała, że mam straszny bałagan, a moja wena odpływała… że hej, tak daleko.
No, ale jest. Było ciężko, ale jest.

Dzięki wszystkim czytelniczkom. Hekate przede wszystkim, Noelle chyba też… i Hec. Nie wiem, co z resztą. Im też dzięki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Pon 16:49, 23 Sty 2006    Temat postu:

Bardzo ładne. Podobało mi się. Szkoda tylko, że tego jakoś bardziej nie rozwinęłaś, ale to i tak dobry kawałek fikcji. Gratuluję.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:57, 23 Sty 2006    Temat postu:

Dzięki, Evil Smile To miłe.

Podoba mi się klimat. I Camill, ktoś naprawdę taki... Olivia kojarzy mi się z tą legendą staropolską, u nas słynną, w innych rejonach - nie wiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evil Yuki
wilkołak glizdogoński



Dołączył: 11 Paź 2005
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mego małego świata

PostWysłany: Pon 19:17, 23 Sty 2006    Temat postu:

Nie znam tej legendy... przybliżyłabyś? ;P

EDIT: Zdaje mi sie, że ta część jest... dialogowa. Nie ma w niej prawie opisów... Cool

zdarza się... Twisted Evil
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hec
moderator avadzisty



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1449
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: na północ od chatki 3ech świnek

PostWysłany: Pon 22:26, 23 Sty 2006    Temat postu:

Bardzo smutne- to raczej zaskakujące, biorąc pod uwagę pierwszą część. Ale podobało mi się, pewnie przez tę melancholię.
I niezłe jeszcze dlatego, że niewiadomo co właściwie działo sie z Camilem przez cały ten czas, od kiedy opuścił Hogwart- można sobie powyobrtażać, jak w każdej porządnej historii.
Fik ciekawy, bo mało "harrypotterowy", mozna by go potraktować niezaleznie od serii Rowling.

Interesujący.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:34, 24 Sty 2006    Temat postu:

Dawno tego niesłuchałam, ale to jakoś tak: był brat i siostra, zakochani. On pojechał do papieża, aby wyraził zgodę. Wyraził. Wrócił, ale w międzyczacie ona umarła z tęsknoty. Spóżnił się. NIektózy odgapiają z Tristana i Izoldy wątek koloru źagla. Że roztargnienie chłopaka, pomyłka, szok, te rzeczy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin