Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zimowy krajobraz Sankt Petersburga[HP]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
merrik
złyś



Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 1362
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Wto 12:27, 11 Lis 2008    Temat postu: Zimowy krajobraz Sankt Petersburga[HP]

Komedyjka. Może śmieszne. Naciągane. Powstałe na potrzeby pojedynku z Pusz, który się nie odbył.
Betowane nie było, nad czym ubolewam.

tytuł roboczy:
Magia niezwykła.



Sprawa sprzed lat



Obudziłem się rano z okropnym bólem głowy. Zdecydowanie nie należało wczoraj tyle pić. Podniosłem się z łóżka, z zapewne cierpiętniczym wyrazem twarzy i powędrowałem do kuchni starannie omijając leżące na podłodze potłuczone szkło – znak, że Michał, mój współlokator z przypadku wstał dawno temu i zabrał się do pracy. Początkowo miałem mu za złe to wszystko, potem jednak, gdy uratował mnie przed wpadnięciem w łapy Śmierciożerców – nie obchodziły mnie już te drobne niedogodności. Nauczyłem się z nimi żyć, tak samo, jak z milczącym i chłodnym alchemikiem. Mój współlokator nie kończył Hogwartu, tylko Durmstrang – mówił o latach szkolnych rzadko i niechętnie. Magii, tej tradycyjnej niemal nie używał. Nieuważny obserwator wziąłby go za mugola, jednak on zdecydowanie nim nie był. Kilka razy widziałem, jak sprowokowany przez magiczną „arystokrację”, bandę członków podupadłych angielskich rodów „ czystej krwi” używał zaklęć, jednak… Tu kryła się niezwykłość Michała – nie uznawał różdżki, do perfekcji opanował zaklęcia niewerbalne, a gesty, które uzupełniały wypowiadane w myślach formułki wykonywał dłonią.
Ale prawdziwym mistrzem, wręcz geniuszem był wśród zakurzonych ksiąg, rozpadających się kociołków i potłuczonych z rozpaczy szkieł. Był alchemikiem, jak poprawiał mnie z uporem. Ważył też eliksiry, prawda, jednak nie było to jego celem. Właściwie to nie wiem, co nim było. Nie lubił o tym mówić – tak naprawdę nie odzywał się wiele.
Wyjrzałem za okno i przywitałem się z zimowym krajobrazem Sankt Petersburga. Południowe słońce odbijało się od śniegu oślepiając i raniąc moje zmęczone oczy. Odwróciłem się od okna i zauważyłem na stole list, zaadresowany do mnie. Nadawcy nie rozpoznałem, chociaż pismo wydało mi się znajome. Otworzyłem go rozdzierając kopertę i zabrałem się za czytanie. Już po chwili byłem pewny, kto jest nadawcą. Taki…. niedzisiejszy styl pisania był używany tylko przez jedną znaną mi osobę – mojego wuja Remusa Lupina. Tak naprawdę nie łączyło nas żadne pokrewieństwo, po prostu jakoś tak wyszło, że wilkołak był dla mnie jak rodzina. Jedyna zresztą, jaką miałem. Moich bliskich wymordował ten fanatyk Riddle. Tchnie to trochę dramatyzmem, wygląda jakby ten stary pijak – mój ojciec, i niewiele młodsza dziwka – moja matka, byli mi bliscy. A przecież tak nie było. W sumie dziwiłem się, dlaczego Voldemort zabił akurat ich. Pewnie zrobił to z nudów, ale kto go tam wie? Nie przejąłem się tym zbytnio, po prostu zadbałem, żeby nikt nie wiedział gdzie jestem i jak się nazywam.
Tak wylądowałem w Rosji, zimnej, nudnej Rosji, która nadal nie otrząsnęła się z komunistyczno – socjalistycznej przeszłości. Tu spotkałem Michała, emigranta z Polski, kraju, o którym niewiele słyszałem i jeszcze mniej wiedziałem. Czasem w mediach przewijała się jakaś informacja na temat Rzeczpospolitej, raczej nieprzychylna. Na każdą taką wiadomość mój współlokator uśmiechał się krzywo i wracał do swoich kociołków, dzbaneczków, manierek, pipetek, probówek i Bóg wie, czego jeszcze. Tutaj też, jeszcze w Moskwie poznałem Lupina. Wilkołak szukał jakichś informacji, które przez przypadek zetknęły go ze mną. To było miłe spotkanie, od razu poczułem sympatię do tego człowieka. Przede wszystkim był anglikiem, a ja tęskniłem za rodzinną Anglią i każdy przejaw angielskości kochałem i ceniłem. Tak też było z Remusem.
Teraz mężczyzna pisał jakieś wieści na swój temat, trochę o szurniętym dyrektorze Hogwartu i „dziecku przeznaczenia”, jak z przekąsem nazywałem młodego Pottera. Pisał też, co mnie ucieszyło, że prawdopodobnie niedługo zjawi się w Petersburgu, razem ze swoim nieodłącznym kompanem - Blackiem. Nie przepadałem za Syriuszem, tak samo zresztą jak Michał, chociaż tego nie byłem do końca pewien. Zresztą z nim nigdy nie było nic pewnego.
- O. Wstałeś już – głos mojego współlokatora zaskoczył mnie podczas czytania listu.
- Chyba można tak to ująć – odparłem patrząc w jego oczy. Wygląd Polaka wskazywał, że on tej nocy w ogóle nie spał. Oczy miał podkrążone, był blady, a długie ciemne włosy były potargane. Mimo to, na ustach czaił się uśmieszek, który podczas wspólnego mieszkania zawsze klasyfikowałem jako wyraz triumfu. – Coś się stało, że tak się szczerzysz od rana?
- Jest południe, a nie ranek. Dla mnie to już pora obiadu, Charley – odparł wymijająco – no, ale jeśli ktoś ma tak słabą głowę jak ty…- przerwał, bo sięgnął po moją kawę. Upił łyka i skrzywił się. – To mleko dawno wyszłoby z lodówki, gdyby miało nogi. Aż dziwie się, że mu nie wyrosły. – dodał wylewając napój do zlewu.
Spojrzałem na niego nieprzytomnie. Rzadko tak do mnie mówił – to tylko potwierdzało, że coś ciekawego odkrył i prędzej, czy później dowiem się, co to.
- Powiesz w końcu, czemu masz uśmiech kota, który upolował tłustą mysz..? – wróciłem do tematu
- Ach, Charlie, Charlie… Niecierpliwy jak zwykle. Owszem, powiem, ale pozwól, że najpierw zrobię normalnej kawy. Nam obu. – dodał, a w jego szarych oczach błysnęły iskierki.
Patrzyłem jak wstawia wodę, wyjmuje z szafki młynek i mieli kawę. Gdy w końcu rozlał napój do kubków, dodał odrobinę mleka, którego motorykę sprawdził przed użyciem i usiadł na jednym z dwóch taboretów, wiedziałem, że zaraz zacznie tłumaczyć, co odkrył, a ja i tak niewiele zrozumiem.
- Otóż, ja… - zamilkł, jakby szukając odpowiednio prostych słów – odkryłem, że wyciągi z tojadu, malwy i arcydzięgla, zaprawione odrobiną arszeniku przywracają funkcje życiowe. Na krótko, ale jednak. – wyrzucił z siebie na jednym oddechu Michał.
Patrzyłem na niego osłupiały. Czy on właśnie wyartykułował, że zna sposób na stawianie na nogi umarłych? Nowy kamień filozoficzny? I to z pomocą jednej z najniebezpieczniejszych trucizn?
- Nie podniecaj się tak. Efekt jest chwilowy, i jak na razie działa tylko na niewielkie stworzenia. I kwiaty. Nie wiem, czy podziała na ludzi. Ani, jak długo to się utrzyma… innymi słowy, to nie zapewni nieśmiertelności, ale być może – odetchnął – pomogłoby ustalić niektóre fakty… Wyobraź sobie postawić na nogi największych twórców historii!
Patrzyłem na Polaka zdziwiony. W jego oczach błyszczało lekkie szaleństwo.
- Spokojnie – powiedział po chwili, tak jakby czytał mi w myślach – nie jestem szalony. To dopiero pomysł. Przy okazji, jeśli uda mi się znaleźć sposób na wydłużenie czasu działania… - Michał uśmiechnął się nieszczerze.
- Mógłbyś tego użyć, do uzyskiwania informacji od zmarłych. Bez nekromancji, której Ministerstwo Magii zakazało.
- Otóż to, drogi Watsonie, otóż to! – powiedział zabawnie modulując głosem. Nie było dla mnie tajemnicą, że Michał, po przyjeździe do Rosji, używał imienia Michaił i parał się szpiegostwem. Nie byłem pewien, czy skończył z tym, czy też dobrze się maskuje – ale to nie miało teraz znaczenia.
Usłyszałem jego śmiech. Wesoły i przyjemny. Co tym razem się stało?
- Ale masz minę! Po prostu nie da się nie śmiać.
Zobaczyłem jego twarz naprzeciw swojej.
– Aż tak źle? Bo masz minę, jakby ktoś cię właśnie mordował – zadrwił wesoło.
- Zastanawiam się nad twoimi rewelacjami. I mam kaca, jakbyś nie zauważył, więc cierpię – jęknąłem.
Znowu się zaśmiał. Bezczelny!
-Tak, tak, Charlie. Wiem, że masz kaca. Każdy, kto by na ciebie spojrzał, by to zauważył. Ale na to jest rada – nie pij!
Wywróciłem oczami. Moja obecna dolegliwość była Michałowi obca.
- Nie mógłbyś wynaleźć czegoś pożytecznego? Mikstury na kaca? Zbiłbyś miliony…
Teraz z kolei on wywrócił oczami.
- Szkoda na to czasu. I po co mi te miliony? Mi dobrze w tej graciarni, z tobą jako współlokatorem. Byłoby nudno, gdybym był sam. – powiedział ze szczerością, o którą bym go nie podejrzewał.
- Niedługo przyjadą Remus z Blackiem. Lupin ma coś ciekawego do powiedzenia. Pisał, że twoje zdolności mogą się przydać – powiedziałem po chwili kłopotliwej ciszy.
-Uhm, okey. – odparł cicho i wrócił do sączenia kawy.
Milczenie. Nie umiałem go przerwać, widziałem, że coś się stało. Dobry humor szpiega wyparował jak kamfora, zostało chłodne spojrzenie szarych oczu.
- Jak przyjadą, daj znać. Wracam do pracy – rzucił Michał wstając i wychodząc.
- Jasne. – odparłem, chociaż jego już nie było w pomieszczeniu.
Czułem się dziwnie. Miałem nadzieję, że przyjazd wilkołaka rozluźni panującą tu atmosferę.

***
- To tutaj? – ciemnowłosy mężczyzna spojrzał z dezaprobatą na odrapaną kamienicę w ubogiej dzielnicy Sankt Petersburga. – Na pewno?
- Tak, jestem tego pewien. – mruknął drugi. Jego twarz była poznaczona bliznami. – Charlie dał mi ten adres, więc to tu. Drugie piętro. Idziemy. – dodał chwytając swoją podniszczoną walizkę.
Jego rozmówca wzruszył ramionami i wziął głęboki oddech. Jak on kochał tą wiecznie zimną i na wieki komunistyczną Rosję! Jak bardzo uwielbiał tych dwóch młokosów, z którymi spędzi najbliższy tydzień! Nie mógł jednak odmówić Remusowi, który tak bardzo chciał odwiedzić Charleya.

***
Usłyszałem ciche pukanie do drzwi.
- Wejść! – krzyknąłem zbierając naczynia.
- Witaj Charlie – moich uszu dobiegł łagodny głos Lupina. W ślad za nim poszło również ciche warknięcie. W ten sposób Black zakomunikował swoją obecność i powiedział „dzień dobry”. Westchnąłem cierpiętniczo.
- Cześć Remus, miło cię widzieć Syriuszu… - moje maniery były nienaganne, udawałem nawet radość na widok czarnowłosego. – usiądźcie, a ja zawołam Michała…
- Nie musisz. Słyszałem łomot na schodach. Nikt z tutejszych tak nie chodzi – zza moich pleców, od strony wejścia do pokojów usłyszałem niski i chłodny głos współlokatora. – Przyznam, że miałem cichą nadzieję, że to Azimow stoczył się ze schodów. – mruknął z cierpkim uśmiechem.
Tak, ja też nie przepadałem, za naszym wiecznie pijanym sąsiadem – za bardzo przypominał mi ojca.
- A tymczasem nie, to zwiastun gości. Powitać, powitać… - ciągnął dalej Polak, cały czas z tym swoim uśmieszkiem i ironicznym błyskiem w przymrużonych oczach.
Remus miał dziwną minę, tak jakby Michał kogoś mu przypominał, ale przecież widzieli się nie raz i nigdy ten temat nie wypłynął, więc skąd ten wzrok teraz? Syriusz jak zwykle patrzył nieprzychylnie na mojego współlokatora. Zresztą Black patrzył w ten sposób na nas obu.
- Charley mówił, że ma pan dla mnie jakieś zadanie, panie Lupin – powiedział cicho Polak i wszedł do kuchni. Dłoń miał pokaleczoną, jakby probówka pękła mu w dłoni. I znowu użył pełnej wersji mojego imienia – coś naprawdę musiało się stać.
- Masz krew na dłoni – wtrąciłem spokojnie.
- A to…wiem. To nic, za wysoka temperatura po prostu, zapomniałem, że używam szklanych, a nie kryształowych naczyń. – wytłumaczył się zręcznie i podszedł do zlewu, żeby spłukać rękę.- Więc jak, panie Lupin? O co chodziło? – jego ton był neutralny, ugrzeczniony – nie był sobą.
- A tak, Charlie mówił, że jesteś alchemikiem i stosujesz magię… niekonwencjonalną. Znasz sposób na przełamanie zaklęć uniemożliwiających lokalizacje? – wszyscy w pomieszczeniu zdawali sobie sprawę, że nie o to chciał zapytać wilkołak.
- Tak, mam sposób. Ale musiałbym znać szczegóły….Ach, cholera!- warknął nagle. Woda, którą odkręcił była wrząca. – Mam dość. Wychodzę. Wrócę wieczorem – wtedy opowie mi pan wszystko. – powiedział chłodno i wyszedł z mieszkania. Jego ręka wciąż krwawiła.
Gdy drzwi za nim się zamknęły Remus spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem
- Pokłóciliście się?
Patrzyłem z niedowierzaniem na wuja.
- Jesteśmy tylko kumplami, o co moglibyśmy się pokłócić? – zapytałem trochę za ostro.
- Ach, skoro tak… - jego ton sugerował, że myślał, iż między mną a Michałem jest coś więcej.
- Powiesz mi teraz, o co chodzi? – powiedziałem nadal trochę zdenerwowany
-Tak, spokojnie. Chodzi o twojego współlokatora… Dumbledore uważa, że może być szpiegiem, w końcu pracował w wywiadzie. A ty dużo wiesz…
- Kpisz ze mnie Lupin – wściekłem się.
- Dureń z ciebie – mruknął zimno Black – Ten dzieciak pracował dla władz, nie tylko mugolskich. Michaił „Cień” Sacharow, to jego prawdziwe imię. Nie jest Polakiem, tego kraju na oczy nie widział. Doskonale orientuje się za to w sprawach Anglii i polityce zachodu. Jeśli nie szpieguje dla Voldemorta, to powiedz mi, co robi? Wchodziłeś do jego pracowni?
Patrzyłem na Blacka osłupiały. Michał był Cieniem? TYM Cieniem? Szpiegiem idealnym, takim na którego nikt nigdy nie mógł znaleźć dowodów?
- To… niemożliwe. Nie on…
- A co ty o nim… - Syriusz zamilkł wpatrując się z przerażeniem w drzwi.
- Skończ Black – warknął Michał wchodząc. – Nie słyszeliście pojęcia emerytura? Od pięciu lat trzymam się daleko od wywiadu, a to, że znaleźliście moje stare dokumenty…- prychnął. – tak, w tym domu jest podsłuch. Słyszałem każde wasze słowo. Celowo wyszedłem, żeby usłyszeć prawdziwy powód waszego przybycia. – dokończył mój współlokator. – może teraz łaskawie powiecie, po co przyszliście? Tylko po to, żeby sprawdzić kim jestem? Wystarczyło zapytać. Odpowiedziałbym. – prychnął – Więc jak? Kogoś oprócz mnie macie szpiegować?
- Tak. – powiedział zimno Remus. Nie mieli wyboru, musieli zagrać w otwarte karty – Siergieja Abramowskiego…
- Za późno. Nie żyje od dwóch dni. Zasztyletowany. – odparł swobodnie Michaił. – Był dobrym szpiegiem, ale znalazł się lepszy. Abramowski był na emeryturze… więc ten, który go zabił będzie szukał pozostałych ze starej gwardii…
- Po to ci ten wywar! Chcesz przesłuchać…- patrzyłem z przerażeniem na współlokatora. To wszystko było jak chory sen, po zbyt dłużej dawce podrobionego absyntu.
- Zdarza ci się myśleć, Charley. Tak, nie chcę mieć ministerstwa na głowie. Wywar może mi pomóc… Bo dostęp do ciała to nie problem. Wygląda na to, że musimy współpracować panowie… beze mnie nie dowiecie się niczego, minister nie wyda wam zgody.- powiedział szpieg.
Remus musiał przyznać mu rację. Knot nie wyda tej zgody, za żadne skarby. A już szczególnie nie da jej współpracownikom dyrektora Hogwartu. Cała ta sprawa była chora i Remus zaczynał się obawiać o rozwiązania, jakie może nastąpić.
Michał usiadł powoli na krześle. Kątem oka zauważyłem bandaż na jego ręce. Zmartwiłem się – oto na ciele mojego współlokatora przybędzie kolejna blizna, a w ślad za nią pójdzie ta, której nie da się zasłonić za długim rękawem swetra. Taka była dla Michała kolej rzeczy, najpierw ktoś kaleczył jego ciało, potem – psychikę.
Jak zza mgły dotarł do mnie głos szpiega:
- Tak, Remus, nie mamy czasu. Przyznam, że jestem zaniepokojony…Charlie, wszystko w porządku? Zbladłeś. - Michał odwrócił się i spojrzał mi w oczy. Kiedy ostatnio nazwał mnie po prostu „Charlie’? Bez wymyślnych epitetów? Pokręciłem głową. On objął mnie lekko i dotknął mojego czoła – Masz gorączkę. Połóż się…
Skinąłem głową. Nie miałem chęci się kłócić, wolałem skorzystać z propozycji-rozkazu mojego współlokatora.
Nie słyszałem już dalszego ciągu ich rozmowy. Byłem zbyt przytłoczony rewelacjami, którymi uraczyli mnie Remus i Syriusz.

***
Obudziłem się rano z okropnym bólem głowy.. czy to jakaś tradycja? Wczoraj było tak samo, czyżbym miał deja vu? Poszedłem do kuchni omijając starannie porozrzucane wszędzie szkła – znak, że Michał zabrał się już do pracy. W kuchni zastałem Remusa i Syriusza, więc nie, wczorajszy dzień nie był snem.
- Ustaliliście coś? – zapytałem na „dzień dobry” moich gości.
- Michaił poszedł dziś do znajomego aptekarza, czy też alchemika, nie uściślił. A potem odwiedzi kostnicę, w której przebywa ciało Abramowskiego. – odparł automatycznie Black.
- Macie już jakieś podejrzenia? – dopytywałem się.
- Tak, mamy. Ale są one tak nieprawdopodobne… - Wilkołak zawahał się.
Uniosłem brwi. Wzrokiem starałem się go ponaglić do kontynuowania wątku.
- Chodzi o to, że jedyną osobą, która mogłaby… wiedzieć gdzie przebywają agenci starego wywiadu, znać ich adresy, a w końcu przechytrzyć i zabić jest ich zwierzchnik… A przez ostatnie dwadzieścia lat…
- Był nim Albus Dumbledore…- przerwałem mu cicho. – To jest chore! Co my piliśmy Remus? Najpierw Michał okazuje się być poszukiwanym na całym świecie Sacharowem, a teraz dyrektor Hogwartu…
- Wilczek ostrzegał, że to nieprawdopodobne teorie…Nie mamy żadnych dowodów. – przerwał mi Black. Nie był w dobrym nastroju. Musiał tu siedzieć i czekać, a jego naturą było przecież działanie. To on lubił nadstawiać kark za innych i wolał unikać odwrotnych sytuacji.
Siedzieliśmy w milczeniu – ja pogrążony we własnych myślach, Remus zapatrzony w mocną czarną herbatę, której kubek trzymał w swoich dłoniach i Syriusz, nerwowo wyłamujący palce, albo wystukujący nimi rytm, przypominający trochę tango. W końcu wstałem, i żeby przepłoszyć milczenie puściłem jakąś muzykę. To była chyba jedna z płyt Michała – wykonawca śpiewał coś miłym dla ucha głosem w nieznanym mi języku.
Drzwi do mieszkania otworzyły się z łoskotem, skrzypnęły stare zawiasy, które właśnie w tym momencie postanowiły zawieść, a zza nich wypadł zdyszany szpieg ze szramą przez pół twarzy.
- To wasz znajomy – warknął do Lupina i Blacka. – Dumbledore maczał w tym palce, jak nic. Chyba, że Nietoperz, już nie jedną, ale dwiema nogami stoi po stronie tego fanatyka.
- Snape jest tutaj? – wilkołak wyrwany z zadumy patrzył na nas nieprzytomnym wzrokiem.
- Nie wiem, jak się nazywa, my wołaliśmy go Nietoperz – mruknął Michaił – ale to nie wszystko. Mój były dyrektor też się objawił. I jeszcze paru – powiedział sypiąc nic niemówiącymi mi nazwiskami.
Lupin wyglądał na przerażonego, tak samo Syriusz.
- Jeśli to samowolka Snape… - zaczął Remus
- Nie. Jeśli on działa z rozkazu Dumbledora, to mamy kłopoty, bo to oznacza, że Albus chciał się pozbyć także nas… - przerwał mu ostro Black i spojrzał na Sacharowa chłodnym wzrokiem.
- Co teraz? – zapytał po chwili milczenia nadal wpatrując się w Michała Black.
- Nie wiem. Sami nie mamy szans, to pewne. Ich jest za dużo, szpiegów w Rosji za mało… Słyszałem niedawno o mobilizacji starej gwardii, ale wziąłem to za pogłoskę. Bzdurę, którą mogę sobie odpuścić. Teraz żałuję, może coś bym wiedział…
- A może leżałbyś w zaułku jak Abramow. Udało ci się czegoś dowiedzieć?
- Jak próbowałem, wpadłem na wesołą kompanię szpiegów i innych wykolejeńców – warknął. – nie wiemy nic, poza tym, że ktoś na mnie poluje….Ale…Cholera! – złapał się za głowę – już wiem, o co chodzi!
Patrzyliśmy na niego zdumieni.
- Zabili Abramowa, ale reszty starych już nie, sprawdzałem. Kola i Sasza mają się dobrze, w ogóle nie dotarły do nich pogłoski o powrocie Gwardii… Ale Siergiej wiedział. I ja też… A myśmy razem pracowali tylko nad jedną sprawą. Tylko, że oni i tak niczego nie znajdą…
- Czego szukaliście i czemu nie znajdą? – zapytał cicho Syriusz.
- Chodziło o, jak mi się zdaje, księgę zaklęć, czy inne cudo, pochodzące z czasów starożytnych, a zawierające jakąś tajemną wiedzę… Zadanie zlecił nam Dumbledore, bardzo tym zafascynowany… Ale już po tygodniu naszej pracy okazało się, że książki nigdy nie było, była tylko pogłoska zapisana w jednej kopii któregoś manuskryptu. Ktoś kiedyś postanowił zrobić przyszłym pokoleniom psikus, i podczas przepisywania dodał coś od siebie. Riddle musiał na to trafić i…
- I teraz szuka ciebie, bo Abramowowi nie uwierzył, że tego nie ma..? – wtrąciłem szybko.
- Otóż to, Watsonie! – zaśmiał się. Zawsze nazywał mnie tak, gdy wpadłem na jakąś „genialną i bardzo trudną do wykrycia rzecz”.
On zaśmiał się, typowym dla siebie, szorstkim dla ucha śmiechem.
- Nie zmienia to faktu, że wciąż na mnie polują.
- Skoro Voldemorta przyciągnęła plotka… stwórzmy inną. – zaproponował cicho Black. – taką, która odsunie go od was, Rosji i całego świata.
- Na przykład..? – zapytał Remus.
Syriusz uśmiechnął się tajemniczo.
- Utopmy naszą księgę w oceanie – powiedział z powagą.
Parsknęliśmy śmiechem, właściwie, dlaczego nie?
***
Tego samego dnia Black i Remus opuścili Sankt Petersburg „wywożąc” tajemniczą księgę w kierunku Oceanu Spokojnego. Tymczasem Michaił i ja nie próżnowaliśmy – bywaliśmy w barach dla podejrzanego towarzystwa z magicznego półświatka, zmienialiśmy imiona, wygląd – jedno zostawało niezmienne – plotka, którą szerzyliśmy.
„Magiczna księga, której szuka Riddle spoczywa na dnie oceanu. Abramow ją tam wysłał, zanim szlag go trafił.” – mówiliśmy jakby od niechcenia. Raz zdawało mi się, że dostrzegam wśród przysłuchujących się nam cieni, szczupłą sylwetkę tego fanatyka.
Tego nie jestem jednak pewien.
Wiem jedno – Michaił żyje nadal w swoim szklanym świecie, a ja mu towarzyszę, z braku innego zajęcia.
Syriusz zginał krótko po naszym spotkaniu, Remus związał się przelotnie z kobietą imieniem Nimfodora i również zmarł, osierocając syna. Chłopaka jak na razie nie poznałem i nie zanosi się na to.
Nie żałuję i nie wychylam się zbytnio. Sprawy wielkiego świata, wojny, zgony, bitwy, zwycięstwa i porażki przestały mnie obchodzić. Dobrze mi w tej graciarni, która stała się Domem, z sarkastycznym współlokatorem, który stał się kimś więcej i zimną, wciąż komunistyczną Rosją za oknami. Zrozumiałem też to, co zawsze mi umykało – magia, to nie bezsensowne wymachiwanie różdżką, szeptanie formułek. Magia to chwile, takie jak ta.



Koniec.


Ostatnio zmieniony przez merrik dnia Wto 18:48, 11 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:46, 11 Lis 2008    Temat postu:

Hn!
Twojemu Syriuszowi do (mojego) Sasuke to chyba brakuje tylko "hn". *turla się*

I Lupin sugreujący slash, który faktycznie później się pojawia!

*jest zabita. na śmierć*

Nie przepadam za pierwszoosobową narracją, wiesz? Tutaj też uważam, że byłoby lepiej "z boku", bo wyszło trochę sztywno. Pomysł ciekawy, ale jednak można było to napisać dłuuużej. ;ppp Rosja *kocha*
I Michaił też ciekawy. Probówki, szpiegostwo, slash (ju ar iwyl!).

Zabiłaś mnie. Zadowolona? ;p

Ori.

P.S. Jeśli teraz, zamiast pracować nad Sama-Wiesz-Czym postanowię napisać coś o Sasuke, to nie ręczę za siebie, teme!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
merrik
złyś



Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 1362
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Wto 12:54, 11 Lis 2008    Temat postu:

Owszem, zadowolona. Bardzo!
I czekam na Sama-Wiesz-Co i na coś o Sasuke.
I Ty jesteś evil, nie ja.
Aw, dziękować, dziękować za komenta;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zaheel
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 14 Sty 2006
Posty: 2478
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibyladii

PostWysłany: Sob 13:28, 15 Lis 2008    Temat postu:

To przeczytałam jeszcze raz;) Lubuję się własnie w takich postaciach jak Michaił, nie do końca pewnych, spawdzonych i tak szczerze, to nikt nic o nich nie wie, poza suchymi faktami. Ale oni sami potrafią zadziałać jeślich to oczywiście jest w ich interesie, bo bezinteresowność nie wchodzi w grę. Tylko Syriusz jakoś tak mi nie gra trochę, ale on poprostu nie jest moiszy, oczywiście nie całkiem, ale jednak na tyle, żeby mi przeszkadzać.
Raczej musze zgodzić się z Orą, z boku wygladało by to lepiej, chociaż widać, że chciałaś bardziej pokazać swojego bohatera i problem, niż Michiła. Lupina i Syriusza.
Chwalić, Sis. Moskwa to jest to, oddaje to opowiadanie ten specyficzny klimat.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 18:09, 16 Lis 2008    Temat postu:

A ja się z wami pokłócę, dziewczęta - tu idealnie pasuje pierwszoosobowa narracja! Lekko ironiczna, szorstka, ale jednocześnie płynna. Lubię Charliego. Lubię sposób, w jaki opowiada. I za nic nie zgadzam się na obiektywizowanie, które zdecydowanie pogorszyłoby sytuację; to własnie narracja sprawia, że opowiadanie jest fajne, sama fabuła by się nie obroniła.

Bo, prawdę mówiąc, za mało tę fabułę rozwinęłaś. Jakaś księga, jakaś stara gwardia, jakieś tajne plany... i szast, prast, po wszystkim! Mogłabyś z tego pomysłu wyciągnąć o wiele więcej.

Ale... ale jest tak, jak jest, i to wcale nie znaczy, że "spaliłaś" opowiadanie. Wręcz przeciwnie. Podoba mi się sposób, w jaki konstruujesz zdania, niesamowicie ci się styl rozwinął. Nie utykasz, ty płyniesz, a czytelnik chce płynąć za tobą.

Michaił urokliwy, chociaż nie podoba mi się, że tak szybko wykryli jego szpiegowski fach. Najlepszy szpieg, którego zdemaskował wspólokator? Ejnooo, lekkie przegięcie Wink

W każdym razie - podeślij do mnie całość na maila. Zbetuję. Dzisiaj skończyłam betować opowiadanie Noelle, więc faza jeszcze mi nie minęła, mogę się zająć czymś jeszcze.

O ile chcesz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
merrik
złyś



Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 1362
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Nie 18:21, 16 Lis 2008    Temat postu:

Chcę!
I zaraz to uczynięWink
A do Panów Michaiła i Charlie'go mam zamiar wrócić, by coś więcej o nich powiedzieć. Ale to kiedyśWink

Dziękuję Szefowo za komentarz:)


Tobie Zahie, również dziękujęWink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:59, 16 Lis 2008    Temat postu:

No właśnie... w sumie mi się podobało, ale jednak czuć, że przyda się betacja. To będzie jak wygrzebanie kilku ziarenek piasku zgrzytających między zębami(lubię to porównianie Very Happy)

Tacy "zwykli" czarodzieje, ocierającym się tylko czasem o tych ważnych, wielkich, znanych. Krajobraz bliższy, Rosja... rosyjska( klimat, klimat... wiadomo), jak trzeba. Jak trzeba.

n. (z mętlikiem w głowie)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin