Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[NZ] Broken Heart [4/?]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Fanfiki różnofandomowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Klaudi
wilczek kremowy



Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:16, 15 Paź 2009    Temat postu: [NZ] Broken Heart [4/?]

Robię nalot na dział fanfiction, więc nie zabijac!

fandom: Dr House
autor: ja (Klaudi) [Żeby nie było potem jakiś nieścisłości - na innym forum na którym też wstawiam tego ficka egzystuję pod nickiem jakastam]
długośc: jeszcze nie wiem... ale niezbyt długie


Broken Heart

Szedł wolnym krokiem prawie przy tym nie kuśtykając, podśpiewując cicho. Był pewien, że dzisiaj to zrobi. Powie jej. To postanowienie wprawiło go w dobry nastrój. Sprawiał wrażenie kogoś radosnego, co było w jego przypadku niezwykłe. Znajomi z pracy przypatrywali mu się podejrzliwie, lecz on nie zwracał na to uwagi.

W końcu dotarł do gabinetu trójki swoich podwładnych. Spodziewał się ją tam zastać. Zawsze przychodziła wcześniej niż inni.
Chwycił klamkę, nie zaglądając wcześniej do środka. Uchylił drzwi… i zamarł. Odwrócił się i odszedł. Jego dobry humor prysł niczym bańka mydlana. Miał wrażenie, że jego serce pękło na tysiąc kawałków.

Jak ona mogła? Dlaczego z nim?

Part 1

Nie mogąc zebrać myśli ruszył do swojego przyjaciela, mając nadzieję, że przeszkodzi mu w czymś ważnym. Uśmiechnął się w duchu na to. Oh, jak on kochał przeszkadzać onkologowi, kiedy ten starał się pracować. Perspektywa uprzykrzania życia Wilsowi zawsze wydawała mu się kusząca i powodowała jego dobry nastrój. Jednak nie tym razem. Teraz chciał tylko zrobić coś, aby zapomnieć to co przed chwilą widział.

Jak ona mogła? Dlaczego z nim?

Teraz kiedy zmierzał korytarzem w stronę gabinetu onkologa już nikt nie przypatrywał mu się ciekawie. Na jego twarzy nie widniał już wcześniejszy uśmiech. Teraz wyglądał tak jak na co dzień.

House wszedł jak zwykle nie trudząc się pukaniem w drzwi. Stało się to już pewnego rodzaju rutyną. Zawiedziony usiadł na kanapie.
Wilson nie miał żadnego pacjenta. Jadł kanapki. Zwykle diagnosta podkradłby mu przynajmniej jedną. W tej chwili nie miał jednak a to najmniejszej ochoty. Nie miał czym zając myśli, więc znów wydarzenie sprzed zaledwie paru chwil powróciło do niego.

Jak ona mogła? Dlaczego z nim?

Wilson spojrzał przenikliwie na przyjaciela. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się aby House nie podkradł mu jedzenia. Coś musiało się stać. A sądząc po zamyślonej minie Grega nie było to wcale małe coś. Często widział jak diagnosta się zamyśla, jednak tym razem nie wyglądało to tak jak zwykle. To nie było wymyślanie kolejnego kawału, aby dręczyć Cuddy. To było coś innego. Coś poważnego.
House wydawał się być smutny, zrozpaczony i sfrustrowany. James nieczęsto widywał przyjaciela w takim stanie. Prawdę mówiąc zachowywał się on tak tylko raz w swoim życiu. Wtedy kiedy odeszła Stacy.

Onkolog przeczesał ręką swoje brązowe włosy i podrapał się w głowę, zastanawiając się co mogło doprowadzić House’a do tego stanu. Na jego twarzy były doskonale widoczne emocje, a zwykle je całkowicie skrywał.

Mówi się, że oczy są odzwierciedleniem duszy człowieka. U Gregory’ego House’a tak właśnie było. Zazwyczaj tylko z jego oczu można było odczytać jak się ten czuje. Chociaż nie zawsze. Czasami nawet po oczach nie można było odkryć jego emocji.
Nie będąc wstanie wymyślić co doprowadziło genialnego diagnostę, a także nieczułego drania do tego stanu, spytał westchnąwszy wcześniej:

- No więc, co się stało?

Part 2

House nie odpowiedział. Nigdy nie lubił się zwierzać, to nie było w jego stylu. Po prostu House był sobą.

- Co się stało? – powtórzył pytanie onkolog.

- Zajrzyj do gabinetu, w którym urzęduję z moimi ‘ukochanymi’ pracownikami. Jest zajęty! Nie mam gdzie przesiadywać! – rzucił diagnosta.

Wilson spojrzał na niego sceptycznie. Znał go wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że coś ukrywa i że zajęty gabinet nie jest powodem jego złego samopoczucia. Nie zapytał jednak ponownie. Wiedział, że to nie ma sensu. Jeśli House nie chciał czegoś powiedzieć to za nic w świecie nie dało się z niego tego wyciągnąć.

***

Cameron odepchnęła Chase’a.

- Chase, nie jestem jeszcze gotowa – powiedziała i uśmiechnęła się smutno.

Wciąż miała w pamięci jedyny raz kiedy to ON ją pocałował, ale dla niego była to krótka, nic nie znacząca chwila. Od tamtej chwili nie zwracał na nią uwagi. Ich relacje nie zmieniły się ani trochę. Wszystko było po staremu. On-sarkastyczny dupek, ona-miła i pogodna, oni-... no właśnie w tym sęk… nie było żadnego oni… był tylko on i ona – dwie zupełnie inne osoby.

- Wciąż go kochasz? – spytał blondyn.

Allison pokręciła głową:

- Nie… tak… nie wiem… coś jeszcze do niego czuję… Nie jestem gotowa na jakikolwiek związek.

- Niech będzie. Wiedz, że będę zawsze na ciebie czekał – powiedział Robert Chase, nie dając po sobie poznać, że słowa dziewczyny w pewnym sensie go zraniły. Ale zraniły go i to bardzo. Nigdy nie czuł się gorzej. Co takiego miał ten sarkastyczny dupek, czego nie miał on?

Przez chwilę w gabinecie panowała cisza.

- Pójdziesz ze mną jutro na kolacje? – zapytał po chwili, bojąc się trochę odmowy.

Tym razem Cameron skinęła potwierdzająco głową. W końcu jedna kolacja to nic zobowiązującego.

Part 3

House siedział od paru godzin w gabinecie Wilsona, nerwowo kręcąc laską pomiędzy palcami.

Jak ona mogła? Dlaczego z nim?

Wciąż nurtowały go te same pytania. Na zewnątrz wyglądał jak oaza spokoju, jednak wewnątrz rozpętał się istny huragan. Nie wiedział już co ma o tym sadzić.

Przecież ją pocałował wtedy… Chciała tego, niech Bóg mu świadkiem. Chciała więcej, nie wykorzystał tego, dając jej znak, że zależy mu na niej…
A ona? Niewiele później zobaczył ją z Chase’em.

Jak ona mogła? Dlaczego z nim?

Za nic w świecie nie mógł zrozumieć zachowania tej pięknej, wysokiej, szczupłej, teraz blondwłosej, a na dodatek piekielnie inteligentnej kobiety…

Stop, House! Robisz się sentymentalny…, odezwał się cichy głosik w jego głowie.

Gregory House pokręcił głową z irytacją. To do niego nie podobne! Zachowywał się jak zakochana nastolatka.

Zaraz… zaraz… Dlaczego od razu zakochana? Ona mi się tylko podoba…, starał się siebie przekonać, choć w głębi duszy czuł, że to coś poważniejszego.

Ale on był przecież Gregorym House’em, genialnym diagnostą, wrednym i sarkastycznym dupkiem bez serca. Przecież nie mógł się zakochać, prawda?

Jak ona mogła? Dlaczego z nim?

Znów powróciły te pytania. Po raz kolejny potrząsnął głową, starając się je odpędzić. To jednak nie pomogło.

Jak ona mogła? Dlaczego z nim?

Miał ochotę znaleźć Chase’a i zabić go. Nie wiedział zupełnie co się z nim dzieje. Przecież nigdy się tak nie zachowywał.

Hormony…, znów rozległ się głosik w jego głowie.

House prychnął. Taa… jasne hormony. Przecież on nie ma piętnastu lat!

Jak ona mogła? Dlaczego z nim?

Zaczął się zastanawiać ile razy jeszcze zada sobie to pytanie.

Co takiego miał Chase, czego nie miał on?, teraz doszło jeszcze kolejne pytanie.

Zacisnął dłonie na lasce. No właśnie czego mu brakowało?

Nie wiedział, że niewiele dalej, dokładnie w stołówce, siedzi młody blondyn popijając kawę i zadręcza się podobnym problemem.

Co takiego ma ten sarkastyczny dupek, czego nie mam ja? , nie rozumiał tego.

Przecież był miły, pogodny i na dodatek piekielnie przystojny (taa… co za skromność Chase xD), kiedy House był kaleką. Fakt musiał przyznać, że House nie jest brzydki, miał w sobie coś takiego, co przyciągało kobiety i można go było określić mianem przystojnym. Gdyby nie ten jego charakterek zapewne nie mógł by się odpędzić od adoratorek, nawet nie mając sprawnej nogi. Jednak House był sobą. Arogancki, sarkastyczny, chamski – to właśnie był on.

Co takiego widzi w nim Cameron?, wciąż się zastanawiał.

Stop, Chase! Przecież dała ci się zaprosić na kolację. To coś znaczy, prawda?

Chciał wierzyc, bardzo chciał aby ta kolacja coś znaczyła.

Part 4

Tego dnia każdy o czymś rozmyślał, każdy się czymś martwił. Jedni to okazywali, inni ukrywali wszystkie swoje maską pod maską.

Gregory House należał do tych drugich. Odgrodził się grubym pancerzem od świata zewnętrznego, a za nim skrył wszelkie emocje i uczucia nim targające. Tylko ten kto go znał bardzo dobrze mógł dostrzec, że za maską obojętności skrywa się zraniony człowiek. Dostrzegli to Wilson i Cuddy – obydwoje próbowali się dowiedzieć co takiego się stało w życiu wybitnego diagnosty, że jest taki nieszczęśliwy. Jednak nie pytali o to jego –to nie miało sensu. Jak czegoś nie chciał mówić, to nic nie było wstanie z niego tego wyciągnąć. Administratorka szpitala i onkolog przypatrywali się więc jego podwładnym, pragnąc coś wywnioskować z ich zachowania.

Forman się nie zmienił. Wciąż był irytujący i zachowaniem często przypominał House’a. Cameron, z której zazwyczaj można było czytać jak z otwartej księgi, teraz skryła swe uczucia i rzuciła się w wir pracy. Chase natomiast chodził dziwnie przygaszony i coraz częściej wpatrywał się w Cameron, kiedy ta nie widziała.

- To ma coś wspólnego z Chase’em i Cameron. Chase kocha Cameron, co wiemy nie od dziś, czyli… - Wilson chodził po swoim gabinecie z rękami z tyłu.
- … House też musi coś do niej czuć – wpadła mu w słowo Lisa Cuddy, siedząca na fotelu w gabinecie onkologa.

James spojrzał na nią na chwilę zaprzestając krążenia po gabinecie. Ona też doszła do tego co on.

- Tylko jaką rolę odgrywa w tym Cameron? Nie kocha żadnego z nich? Obaj nie wydają się być zadowoleni… - zaczął się zastanawiać na głos.

- Ona nie potrafi zdecydować do którego coś czuje – znów do dobrego wniosku doszła dyrektorka Princeton-Plainsboro Teaching Hospital.

Wilson zacisnął pięści:

- Trzeba coś z tym zrobić. House zasługuje na to, aby wreszcie być szczęśliwym.

- Masz rację – przyznała Cuddy.

Wilson miał wprawę w wymyślaniu planów, które z reguły nic nie dawały, jako, że House nie lubił, gdy ktoś się wtrąca w jego życie. Diagnosta był piekielnie inteligentny i zanim plan onkologa zostawał wcielony w życie, on już zdążał go rozpracować. Tym razem miało być inaczej. James miał po swojej stronie Lisę Cuddy, mistrzynię potyczek słownych z Gregorym House’em.


Na razie tyle. Jak wam się podoba?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:05, 17 Paź 2009    Temat postu:

Co by tu odpisać... zastanawiałam się na koncercie metalowym. Moje pierwsze wrażenie było takie, jakbym czytała fanfika z okresu wczesnego harrypotteryzmu - praktycznie możnaby przekleić jakiś komentarz. Tylko realia hausowskie... ale zmienić imiona, i już Snape - Hause'm, a Hause - Snape'm. I tak jak u starego nietoperza, i tu istota hausycyzmu rozpływa się w romansowym sosie.

Why tytuł jest w języku Szekspira?
Forum jest polskie, a to nie jest nawet cytat.

Czemu mamy cię zabijać, co najwyżej czekanie na komentarze może "trochę" potrwać Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Klaudi
wilczek kremowy



Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:31, 17 Paź 2009    Temat postu:

Tytuł w 'języku Szekspira'... chyba przez moje zamiłowanie do tego języka (ostatnio zamiłowanie, kiedyś nienawiśc), a po za tym lepiej brzmiał niż po polsku.

Sama nie wiem dlaczego macie mnie zabijac - wszyscy chcą mnie ostatnio zabic, więc uznałam, że wy też.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Fanfiki różnofandomowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin