Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Aurora vs Merrik

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rej
moderator krwisty



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1150
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze Zmroku

PostWysłany: Wto 16:40, 05 Lut 2008    Temat postu: Aurora vs Merrik

Fandom: HP
Temat: James wpadł w łapy Śmierciożerców. Wraca zdruzgotany. Rok 1980.
Warunki dodatkowe: Slash James/Regulus. Harry "w drodze". Zdania/motyw:
Cytat:
Cytat:
James upewnił się, że nareszcie został w pokoju tylko z Syriuszem. Niecierpliwie przeczesał włosy, i, wpatrując się w blat stołu, wyrzucił z siebie:
- Nie chciałem tego mówić przy Dumbledorze, ale ty musisz wiedzieć. - A raczej ja muszę to powiedzieć, natrętna myśl pojawiła się w jego głowie, ale prędko się jej pozbył. - Regulus jest z nimi. Widziałem go.

Długość: co najmniej 3 strony TNR 12.
Forma: opowiadanie, z elementami wspomnień.
Mod prowadzący: ja, Rej.
Beta: dla obu Pań.
Termin: 3 luty.


Praszam za opóźnienia, brak komputera robi swoje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rej
moderator krwisty



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1150
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze Zmroku

PostWysłany: Wto 16:44, 05 Lut 2008    Temat postu:

A



Węgiel barwiony Krwią

„...bo wojna najokrutniejszą kochanką jest.
Ona nawet za brylanty – nie otrze płynących łez...”

Nie ma w nas pokory przed nieuniknionym. Każdemu wydaje się, że jego to nie dotyczy. Że on jest tym najlepszym i jego nie złapią. Każdy tak myśli. Do momentu, gdy życie brutalnie weryfikuje te poglądy, a dzieje się tak prędzej czy później. W zależności od szczęścia delikwenta.
James Potter nie miał szczęścia. Zdecydowanie go nie miał. Mało, że wpadł w zasadzkę Śmierciożerców jak jakiś uczniak, to jeszcze, gdy go odbili, dał się wciągnąć w grę pozorów. Nie zmienił się, udawał, że to, co spotkało go w lochach Voldemorta nie ma żadnego znaczenia. „Nic się nie stało” – mówił z uśmiechem na ustach. Ale nie w oczach. Jego oczy cały czas były pełne strachu... ale nikt nie zwracał na to uwagi, w końcu wrócił. Nikt nie chciał zauważyć ogarniającego go powoli szaleństwa, obsesji. Nawet Lily, Syriusz, czy Albus. Oni też byli ślepi...albo udawali takich. A James coraz częściej znikał na całe dnie, rezygnując z bezpiecznego schronienia i – lubianego wcześniej – towarzystwa innych członków Zakonu. Wolał snuć się jak cień po pustoszejącej powoli Dolinie Godryka. Widział okna zabijane deskami – nieomylny znak wojny i strachu. Gdziekolwiek nie spojrzał widział opuszczone i zrujnowane domostwa. Nad niektórymi do teraz wisiała zielona czaszka z wężem – wizytówka Voldemorta i jego sług.
„Ilu ich jeszcze zginie w tej bezsensownej wojnie, której nie możemy wygrać? Kiedy Dumbledore zrozumie, że czas zająć się ochroną tego co zostało, a nie próbą odbicia tych, którzy już nie wrócą?” – myślał Potter wpatrując się w powybijane okna pustych domów. Tak samo martwych jak ich właściciele...Dla Jamesa walka się skończyła. Nie miał ochoty jej kontynuować. On, Gryfon, niemal ideał gryfońskiej dumy i głupiej, bezsensownej odwagi. Miał rację przeklęty Severus – teraz już nie Smarkerus. Nienawiść do Snape’a odeszła w niebyt – mieszkańcy domu Godryka pierwsi idą pod nóż. Bo taka ich natura, niemal ich przeznaczeniem jest stać się mięsem armatnim Jasnej strony. Za te cechy, z których jeszcze miesiąc temu był dumny, zapłacił ogromną cenę. Niemal dwa tygodnie w lochach Voldemorta. Dwa tygodnie tortur fizycznych i psychicznych, ale też dwa tygodnie dziwnych nocy, przerażających przebudzeń...i rozkoszy. O tym ostatnim nie śmiał nikomu powiedzieć, bo jakby to brzmiało? Nie chciał sobie tego wyobrażać. Nie tylko to przemilczał w raporcie dla Dumbledore’a. Było coś jeszcze. Nie wspomniał, kto był jego katem. Nie mógł zrobić tego Syriuszowi. Wolał mu powiedzieć osobiście, bez świadków. A starszy Black zrobi z tym, co będzie chciał. Nieważne, co to będzie.
James zastanawiał się też nad jeszcze jedną kwestią. Czy starczy mu odwagi, by opowiedzieć Syriuszowi wszystko, co tam się stało? Czy będzie umiał opisać to, co robił z jego ciałem i psychiką młodszy z Blacków? Nie miał co do tego żadnej pewności. Szczególnie, gdy przypominał sobie impulsywność starego przyjaciela, jego gwałtowność. I to, że Syriusz był od niego wyższy i silniejszy. I znał się na czarnej magii.
Wszystko to nie nastrajało go optymistycznie do rozmowy, która go czekała. Nie umiał zebrać w sobie odwagi, by ją zacząć. A Syriusz, cwana bestia, wyczuwał to i nie ułatwiał mu życia. Bo Syriusz był inny niż sądziła większość. Musiał być inny, inaczej już dawno gryzłby ziemię. A tymczasem to właśnie starszemu Blackowi udało się uniknąć zasadzek, mimo że ich szukał. Bo Łapa lubił niebezpieczeństwo. I z tego, co Jamesowi było wiadomo – nie miał żadnych zobowiązań.
Słońce zaczynało powoli zachodzić. Potter stwierdził, że czas wracać do kryjówki. Choć jego nieobecności przestały już dziwić, gdy stawały się zbyt długie członkowie Zakonu Feniksa zaczynali wariować. James wpatrując się w krwawy odblask zachodzącego słońca doszedł do wniosku, że wreszcie znalazł siłę by ze starszym Blackiem porozmawiać, chociaż nie tyle odwagę, co powód by zacząć. Cóż, każdy jest dobry żeby zacząć.
Syriusza znalazł przed budynkiem, który stanowił ich obecną siedzibę. Black siedział sam paląc papierosa i zapijając go whisky prosto z butelki. Ciemne włosy mężczyzny opadały na twarz zasłaniając oczy. James nie był pewny, czy chce widzieć ich wyraz. Syriusz rzadko pił, a jeśli już to w małych ilościach, dla towarzystwa. Potter widział go pijącego z gwinta tylko dwa razy: pierwszy po ucieczce Blacka z domu i drugi – rok po skończeniu przez nich Hogwartu, gdy Regulus odesłał Syriuszowi jego nie otwarty list.
James usiadł koło Blacka w milczeniu, bez słowa wyjął mu z drżącej dłoni butelkę Jacka Danielsa, bardzo starego Danielsa i wypił kilka łyków. Czuł jak alkohol palił mu przełyk. Potter odetchnął:
- Tam w Lochach widziałem Regulusa - powiedział szeptem, nie śmiejąc powiedzieć tego normalnie.
Ciszę, jaka wybrzmiała po tym zdaniu, można było pokroić nożem. Nagle zrobiło się zimno. Syriusz przerażająco trzeźwym – jak na kogoś, kto wypił niemal połowę butelki mocnej whisky – głosem powiedział, patrząc w oczy Jamesa:
-Wiem. To ja cię tutaj przyniosłem... Nasłuchałem się twoich szeptów, gdy byłeś nieprzytomny. Nie martw się, Lily i Albus o niczym nie wiedzą – mówił Black spokojnie i chłodno – nie jestem zaskoczony, że jest wśród nich. Wiedziałem... wiedziałem o tym wcześniej. Ciekawi mnie natomiast co innego. Chociaż „ciekawi” nie jest odpowiednim słowem. Niemniej chcę wysłuchać tego, co chciałeś mi powiedzieć – dodał, odbierając z rąk Pottera butelkę bursztynowego trunku. – Ale, Jim, na trzeźwo... nie przyjmę tego do wiadomości. – Pociągnął spory łyk whisky.
James zamknął oczy, świat rzeczywisty rozpłynął się, rozpadł na kawałki. Krwawy zachód wywoływał wspomnienia wspomagane mocnym alkoholem krążącym mu w żyłach.
Czarne jak węgiel oczy, miękkie wargi, dłonie, po których ciekła krew. Jego krew. Smak krwi w ustach, wszędzie jej czerwień, nawet w antracytowych oczach. Potter zacisnął wargi przypominając sobie jego dotyk.
Ręce szarpiące jego ciało, zadające mu rany, gnębiące... I głos, który odbierał mu zdolność myślenia... I ogień rozrywający go od środka... ogień, który go trawił. Usta przynoszące na chwilę ulgę, tylko po to, aby za moment ukąsić. Ból, pragnienie spełnienia i chora fascynacja. I przyjemność, jakiej James wcześniej nie znał...
- Opamiętaj się – cichy i chłodny głos przywołał Pottera do rzeczywistości. Mężczyzna spuścił wzrok speszony, nie wiedząc co powiedzieć.
- Syriusz... - szept, nie głośniejszy od oddechu wydarł się z ust Jamesa
- Pokaż mi. Jestem dość pijany, by to zrozumieć. Ale nie dość... by nie wiedzieć co robię.
Początkowo Jim nie wiedział, o co długowłosemu chodzi. Gdy zrozumiał – zarumienił się, ale i jemu alkohol dodał odwagi. Skinął głową, lekko i ostrożnie. Bez słów zadał pytanie: „gdzie?”. Syriusz nie odpowiedział nawet słowem. Jego ręka gwałtownie opadła na policzek Pottera.
- Zachowujesz się jak dziwka... tylko gwizdnąć, a już nogi rozkładasz. Żałosne Potter, żałosne – powiedział Black, wstając. - Nie obchodzi mnie, czy pieprzyłeś się z moim bratem. To nie ma znaczenia... Chciałem, co innego usłyszeć, ale podpuszczenie cię było zabawne... masz szczęście idioto, że ja nawet po alkoholu panuje nad sobą... inaczej zyskałbyś sporo nowych ran, a nie ma w okolicy Śmierciojadów, którymi mógłbyś je wytłumaczyć. – Black odwrócił się plecami do Jamesa i odszedł szybkim krokiem w kierunku budynku, przed którym siedzieli. Rozległ się głośny trzask, gdy zdenerwowany Syriusz kopnął drzwi ciężkimi butami. Potter siedział jeszcze chwilę, oszołomiony... Nie spodziewał się usłyszeć tak ostrych słów od przyjaciela. Myślał, że Black będzie starał się obrócić wszystko w żart... a tymczasem... James oparł głowę na splecionych dłoniach i rozważał to, co teraz mógł zrobić: jeśli wejdzie do domu, za rozwścieczonym Syriuszem, Dumbledore i reszta zaczną pytać co się stało, jeśli tego nie zrobi – będzie to samo. „Nie ma to, jak mieć jakąś opcje do wyboru...” – pomyślał zrezygnowany i powlókł się do drzwi, starając się wejść do budynku jak najciszej. W domu, jak mówili wszyscy – bo brakowało innego określenia, było cicho. Nie przybiegła Lily, nie przywitało go zrzędzenie Molly, ani pytania Dumbledore’a. Może zajęli się sfrustrowanym Blackiem? Tak... pewnie tak. James wszedł ostrożnie na piętro i otworzył drzwi do swojej sypialni. Zamknął je za sobą starannie i położył się na łóżku. Jego myśli same, bez jego udziału podryfowały w kierunku Regulusa.
Nie wspominał już ich wspólnych, erotycznych uniesień. Zastanawiał się CO tak naprawdę chciał usłyszeć Syriusz? Że jego młodszy brat nie miał jeszcze znaku? Że chciał wrócić... Może właśnie to, tylko teraz po tym żałosnym występie starszy Black na pewno nie zechce go wysłuchać. Przypominał sobie łagodny uśmiech Regulusa w chwilach, gdy nie był on owładnięty rządzą mordu. Niewiele było takich momentów, ale gdy nadchodziły znajdowały młodszego z Blacków bezbronnego i połamanego psychicznie. Regulus tak bardzo upodabniał się do Syriusza, naśladował go na każdy możliwy sposób. Planował odejść od Czarnego Pana. Miał nadzieję, że mu się uda. Ale zdawał sobie sprawę, że będzie ciężko. I najprawdopodobniej nie wyjdzie z tego żywy. To dzięki niemu udało się Jamesowi uciec. Półprzytomny wyszedł na ulice, tam znalazł go ktoś z Zakonu. Syriusz. Co tak naprawdę usłyszał? James nie wiedział. Nie chciał wiedzieć. Uśmiechnął się do siebie tak, jak robi to szaleniec – miał dosyć udawania i gry pozorów.
Nie miał szczęścia, to fakt. Ale zawsze można pozbyć się nieszczęścia.... Tak zdecydowanie był zadowolony z siebie. I swojego zamysłu. Wstał z łóżka i przeszedł do małej obskurnej łazienki. Szybko odszukał brzytwę, którą golił się Syriusz, jednak odrzucił ją po chwili namysłu. Znalazł inną, starą i wyraźnie nieużywaną. Ukląkł na zimnej posadzce, opierając głowę o ścianę. Zaczynał go ogarniać chłód. James Potter wyrównał oddech, uspokoił się.
Długo patrzył na brzytwę...
„Uciekaj Potter. Zajmij się moim bratem, pamiętaj... Nie mów mu, że tu jestem, on i tak mną gardzi. Boje się, że Bella go dopadnie. Nieważne... miło było cię poznać James. Tak naprawdę. Nie jesteś takim skurwysynem, za jakiego cię brałem. Tylko, że teraz to już jest nieważne. Uciekaj...” słowa Regulusa przyszły do niego same, tak jak obraz jego długich – krótszych od Syriusza – włosów oblepiających zroszoną potem przerażenia twarz. Pamiętał wykrzywione z emocji usta i oczy czarne jak węgiel. I odbijający się w nich czerwony odblask płomienia z pochodni. Antracytowa czerń zroszona krwistą czerwienią...
James zamknął oczy. Przyłożył zimne ostrze zardzewiałej żyletki do swojego przedramienia.„Uciekam stąd. Tak daleko jak mogę”. Jednym zamaszystym ruchem przeciął skórę i żyły kryjące się pod nią. To samo zrobił z drugą ręką.
„Wybacz Lily, że cię zostawiam teraz, w taki sposób. Nie umiem inaczej. Wybacz” powtarzał sobie w myślach czując jak wraz z krwią ucieka jego życie.
***
Syriusz wszedł na górę. Nie chciał odwiedzać przyjaciela, ale dręczyły go wyrzuty sumienia. Może przesadził? Tak. Na pewno przesadził. James nie był dziwką. Był zmęczony, sfrustrowany. I przerażony. I absolutnie nie był winny temu, że on, Syriusz Black nawalił. Stwierdził, że musi najpierw odetchnąć i się ogolić. Jego zarost zaczynał robić się denerwujący. Otworzył drzwi prowadzące do łazienki, od strony korytarza – przez sypialnię Jima nie chciał przechodzić – i zamarł. Na posadzce, wtulony w kąt – jakby szukający ciepła – siedział James. Z długich ran na przedramionach sączyła się nieprzerwanie jasna tętnicza krew. Syriusz wrzasnął, po raz pierwszy w życiu dobywając z siebie tak wysokie dźwięki.
- JAMES!
Jego krzyk rozniósł się upiornym echem po pustoszejącej Dolinie Godryka.


Ostatnio zmieniony przez Rej dnia Wto 16:47, 05 Lut 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rej
moderator krwisty



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1150
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze Zmroku

PostWysłany: Wto 16:49, 05 Lut 2008    Temat postu:

B


Tristan


My name is Tristan
And I am alive.
“Tristan” Patrick Wolf


Zagrzmiało, a po chwili struga deszczu chlusnęła na parapet.
James otworzył oczy i mocno zacisnął dłonie w pięści. Nie mógł zapomnieć, nie umiał, nie, skup się na dotyku pościeli...
James nie przypuszczał, że oczy rodzeństwa Rosier są identyczne, koloru zachmurzonego nieba, z żółtawymi liniami przecinającymi tęczówki. Przypominały błyskawice.
Skup się na oddechu. Tak. Spokojnie. Obudzisz Lily.
Powoli wstał z łóżka i podszedł do okna. Jasne linie raz po raz wcinały się w ciemność z hukiem, który wywoływał u niego dreszcze.
Musisz to przezwyciężyć. Jesteś Gryfonem. Nie możesz bać się zwykłej burzy, jak masz zamiar żyć, kiedy na samą myśl o deszczu masz ochotę zwinąć się w kulkę i zagrzebać w ziemi? Jak zwykły tchórz.
James stał, wpatrując się w szalejący żywioł. Słyszał równy, spokojny oddech Lily.
Ale nie potrafił powstrzymać łez.

<>

James wiedział, że zachowuje się beznadziejnie. To było chyba nawet gorsze niż próby podrywania Lily w szkole, niż głupie – okrutne, tak, panie Potter, okrutne – żarty ze Smarkerusa.
Oczy Dumbledore’a były niebieskie, w niczym nie przypominały oczu Iseult i Evana, były spokojne, poważne, ale mogły przecież w każdej chwili zwęzić się, a w kącikach powstać maleńkie, kurze łapki, i James...
- Spokojnie, wiem, przez co przeszedłeś, James. – Dłoń starca wcale mu nie pomogła. Miał wrażenie, jakby został dotknięty przez trupa. – Nie musisz nic mówić. Ale wiesz, że to mogłoby pomóc chronić ciebie i Lily oraz Franka i Alice...
James odsunął się z obrzydzeniem od dyrektora.
- Nie próbuj, nie waż się używać Legilimencji – wyrzucił z siebie, czując, że nienawiść do tego człowieka, nienawiść, z której dopiero zdał sobie sprawę, zastępuje z powodzeniem Oklumencję. – Powiem. Sam. Ale jeszcze... nie teraz.
Dumbledore odszedł na drugi koniec gabinetu. James zdobył się na odwagę, by spojrzeć na starca.
Zamrugał niepewnie na widok dyrektora, skrywającego twarz w dłoniach.
Nie płakał. Prawda? Nie mógł płakać?
- Przepraszam. – Usłyszał szept, który nie wskazywał na to, że Albus Dumbledore płacze. – Idź, James.
Posłusznie opuścił gabinet i zarzucił na siebie pelerynę.

<>

- Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj mnie! – James wiedział, że zachowuje się histerycznie, i że Syriusz po prostu starał się go po przyjacielsku przytulić, ale...
James pamiętał go. Szare oczy, boisko quidditcha, ciche, niezrozumiałe słowa i wyraźną wrogość. Przypominał Syriusza, trochę drobniejszego, bledszego i mającego coś chytrego – ślizgońskiego, tak – w twarzy.
Nachylił się nad nim, widział jego brwi, cienkie, prawie dziewczęce. Czarne włosy wysuwały się zza ucha, jego palce były ciepłe i gładkie, i delikatne.
- Iseult mówiła, że trochę przesadziła. – Jego głos brzmiał dystyngowanie, przypominał Jamesowi matkę w jej najgorszych humorach, kiedy krew Blacków odzywała się w niej pełną parą. – Ale jest gorzej niż myślałem.
Regulus wyciągnął z torby szmatę i coś, co wyglądało jak manierka z wodą – tak, Lily tak to by pewnie nazwała. Lily zawsze znała słowa.
James patrzył półprzytomnie, jak chłopak krzywi się na widok rany na lewym ramieniu i próbuje ją przemyć. Widział w jego ruchach niezręczność i chęć sięgnięcia po różdżkę – której nie miał, nikogo by nie wpuszczono z różdżką do więźnia, racja.
James krzyknął, kiedy niespodziewanie wylał na ranę zawartość fiolki. Nie zauważył, skąd i kiedy ją wyciągnął.
- Cicho. Powinieneś czuć się wyróżniony. – Uśmiech rozjaśnił twarz Regulusa, James drżał od bólu i przerażenia – nagle dostrzegł jego podobieństwo do Syriusza. Mieli identyczne usta. – Iseult rzadko używa Absorpiusa, zazwyczaj preferuje bardziej „subtelne” metody. Brzydzi ją widok krwi. Ma do ciebie słabość.
James przypomniał sobie Iseult Rosier. Krukonka, mieli razem Zaklęcia. Ciemne loki i wiecznie błyszczące oczy. Nigdy przedtem nie zdawał sobie sprawy, że są niebieskie. Siedziała w drugim końcu klasy. W trzeciej klasie pojedynkowała się z Lily, pamiętał, obie wylądowały w skrzydle szpitalnym. To był rok, kiedy Ravenclaw zajął ostatnie miejsce w kwalifikacji.
Regulus otarł szmatką twarz Jamesa i wyszedł bez słowa.

- Przepraszam, James, przepraszam! – Syriusz natychmiast położył ręce na szklance i wychylił whiskey do końca. James oddychał szybko, za szybko, było mu gorzej niż wstyd. Syriusz nie był, nie jest i nie będzie Regulusem. Syriusz o niczym nie wie. Syriusz nie chciał ci nic zrobić.
- Coś się stało? – Lily zapytała niepewnie. Zielone oczy złowrogo spoglądały na zaczerwienionego od alkoholu Syriusza. James wiedział, że musi coś powiedzieć w jego obronie.
Lily nienawidziła Syriusza i tylko czekała na okazję, żeby oddzielić go od Jamesa. Zdawał sobie z tego sprawę. Nie mógł na to pozwolić.
- Nic. Po prostu... Trochę się odzwyczaiłem od ludzi. – Oczy Lily były teraz lekko zaniepokojone i skierowane bezpośrednio na niego. Przytulił ją i położył ręce na wystającym brzuszku.
Przez tę jedną chwilę czuł się sobą, czuł, że czeka go całe życie, że liczą się tylko oni.
Ale przez czerwoną mgłę odurzająco pachnących jaśminem włosów widział twarz Syriusza. Czarne oczy domagały się odpowiedzi.

<>

Regulus przelewitował go półżywego z pokoju tortur – jak sam James nazywał salę, w której Iseult przykuwała go do łóżka i mówiła. Słowa raniły gorzej niż zaklęcia. Opowiadała o tym, co Czarny Pan zamierzał zrobić jego rodzinie; co w czasie jego nieobecności się zmieniło. Wyliczała wszystkie śmierci, opowiadała o tym, jak umierali. O dziecku McKinnonów, oddanym Fenrirowi Greybackowi. O tym wszystkim, czemu mógł zapobiec, kiedy on sobie siedział w celi i odmawiał mówienia.
James dygotał, czując jak Regulus szepcze coś i poklepuje go po twarzy.
- Potter, nie zasypiaj. Cholera jasna, nie zasypiaj. Zapomnij o tym, co mówiła. To cię zabije. – Jego usta zacisnęły się w cienką linię, oczy migotały. Widząc, że nic nie skutkuje – bo James był zmęczony, był tak bardzo zmęczony, wiedział, że jest tchórzem, że to jego wina, że...
Pocałował go. Usta były zimne i suche, ale ich dotyk dziwnie przywrócił Jamesowi przytomność. Otworzył szeroko oczy i wziął głęboki oddech. Merlinie, jaki Regulus był podobny do Syriusza!
A Syriusz jest gdzieś tam, może umiera, może Lucjusz Malfoy trzyma go pod Cruciatusem i szepcze aksamitnym głosem rzeczy, które przyprawiają Syriusza o szaleństwo...
- Niech cię szlag, otwórz oczy, Potter! – Regulus krzyknął, jego ciepły oddech musnął policzek Jamesa. – Proszę, proszę, otwórz oczy, chcesz się poddać...?
Tak, James chciał się poddać. Chciał umrzeć. Nie mógł zdradzić. Więc nie mógł wrócić. Musiał umrzeć.
- Nie wierzę. Poddałeś się. – Głos Regulusa rozbrzmiewał tuż przy jego uchu. Ciepły oddech przyprawiał Jamesa o drżenie.
Zacisnął mocniej oczy.
- Poddałeś się. I ty nazywasz siebie Gryfonem?
James nie odpowiedział. Miał wrażenie, że zwariuje. W jego głowie panował mętlik, sprzeczności biły się ze sobą. Widział łagodną twarz Iseult, opowiadającą o krzykach Marleny McKinnon, kiedy na jej oczach Fenrir wgryzał się w ramię jej córki. O Remusie, rozpaczliwie próbującym powstrzymać Alaina Fawcetta od rzucenia się z klifu na wieść o rzeczach, które jego żona zrobiła pod Imperiusem.
- James? – Jego usta nadal były chłodne, ale wilgotne. James wierzgnął, czując dotyk zębów na szyi. Wyciągnął przed siebie ramiona i spazmatycznie zacisnął dłonie na koszuli Regulusa. Świat wydawał mu się zapachem wilgotnej ziemi i spalonej słońcem trawy.
Zawył.

Otworzył oczy w ciemności. Zapach jaśminu, kiedyś tak pociągający, odurzał go. Serce biło jak szalone, a świat wydawał się zamykać wokół niego.
Lily nachylała się nad nim, w półmroku poranka widział rumieńce na jej twarzy. Założyła włosy za ucho i niepewnie położyła mu dłoń na czole.
- Płakałeś przez sen – powiedziała cicho. Wydawała się poruszona. Jej dłoń drżała.
James szybko otarł oczy i podniósł się.
- Przepraszam. – Wziął głęboki wdech, próbując pozbyć się wrażenia wirowania.
Założył okulary i spojrzał na Lily. Starał się uśmiechnąć, ale nie wyszło mu to zbyt przekonująco. Lily zmarszczyła brwi.
- To znowu... znowu oni? – Zamrugała oczami, jakby bojąc patrzeć się na niego. Wiedział, że widziała szramy na jego ramionach, ale nigdy o nie nie pytała. Nigdy nie pytała o dwa tygodnie, które spędził jako więzień.
Kiwnął głową i odwrócił wzrok.
I tak by jej nie odpowiedział.

<>

Nienawidził bezczynności. Siedzenia przy stole, powolnego przeżuwania płatków owsianych i podskakiwania na krześle przy każdym zgrzycie łyżki o dno talerza.
Zaklęcia, jakimi obłożył ich dom w Dolinie Godryka Dumbledore, sprawiały, że w pobliże domu nie mogły przedostać się żadne stworzenia.
James wiedział, że to głupie, ale tęsknił za świergotem ptaków.
Lily była na górze. Uzdrowicielka powiedziała jej, że ma leżeć, bo ciąża może być zagrożona. Jamesa do tej pory ogarniało poczucie winy na myśl o tym, że to stres spowodowany jego zaginięciem – co za głupota, jak mógł być tak głupi, żeby dać się wywieść w pole Malfoyowi? – i jego późniejszy stan miały w tym znaczny udział.
- To jest bez sensu. Siedzę tutaj, a oni... – Ledwo powstrzymał się od powiedzenia ‘wy’. Wiedział, że Regulus wstrząsnąłby się z niesmakiem i wyszedł. – Skąd mam wiedzieć, że Syriusz, czy Remus, czy ktokolwiek jeszcze żyje?
Regulus nie patrzył na niego. Zbyt zajęty był skręconym nadgarstkiem Jamesa.
- Powiedzieliby ci, może nie Evan, ale Iseult z radością by to oznajmiła – mruknął. – Jak ja niby mam się tym zająć bez różdżki? To niewykonalne. Jak źle go nastawię, to się źle zrośnie i nie będziesz w stanie rzucić zwykłego Lumos.
- Jestem oburęczny, spokojnie... – uspokoił Regulusa i wrzasnął. Kości z chrupnięciem przesunęły się.
- Zawsze może ci się ona jeszcze przydać, wiesz – oznajmił z uśmiechem tryumfu. Zaczął obwiązywać rękę. – Łatwiej złapać znicza, mając dwie ręce.
James popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Jestem w niewoli u moich wrogów, którzy mają zamiar zamęczyć mnie na śmierć. Moja żona jest z rodziny mugoli, co dziwnie nie podoba się twojemu panu. Moja żona jest w ciąży. Jest wojna – dodał. – A ty mi mówisz o quidditchu. To co, może umówimy się na mecz, zakonnicy kontra śmierciożercy, jak to wszystko się skończy?
Regulus nie uśmiechał się.
- Twoja żona jest w ciąży? – zapytał pusto.
- Tak. Prawdopodobnie urodzi na początku sierpnia. – James nachmurzył się. – Ale to chyba nie jest najlepszy moment na rozmowę o tym. Pewnie ich już nie zobaczę. Frank i Alicja też mają mieć dziecko, może pomogą Lily, gdy mnie zabraknie.
Regulus patrzył. Nachylił się i powoli pocałował go w usta.
Kiedy James otworzył oczy, był sam w ciemnej celi.

Wiedział, że nie przeżyłby ich straty.



<>

James uwielbiał te wieczory, kiedy Lily spotykała się w jednym pokoju ze swoimi przyjaciółkami, a on w kuchni ze swoimi. Przypominało mu to stare, hogwarckie czasy, kiedy wszystko było tak proste i kręciło się wokół Lily. Pili, śmiali się, a Syriusz raz po raz zaglądał do spiżarni.
Ale nie tym razem.
Peter nachylał się nad nieruszoną szklanką, nie śmiejąc podnieść wzroku. Syriusz za to pił na umór, co chwila otwierał usta, jakby miał coś powiedzieć, ale tylko kręcił głową.
Za to Remus wpatrywał się w Jamesa zawzięcie. Jego twarz wyrażała stan najwyższej powagi.
- Powiesz nam, o co chodzi? – wyrzucił z siebie Remus, odsuwając od siebie szklankę. Ognista chlusnęła na obrus, wypalając w nim dziurę. – Wyglądasz, jakby kogoś dopiero co pochowali. Odkąd... wróciłeś stamtąd... przypominasz trupa. James, co się dzieje?
Syriusz nareszcie na niego spojrzał. Mrugał zawzięcie oczami, ale patrzył prosto na Jamesa, który nie mógł patrzeć na niego. Syriusz zdawał się nie widzieć i nie słyszeć nikogo innego w pokoju.
- Gdybyś spędził dwa tygodnie w towarzystwie samych Śmierciojadów, też nie wyglądałbyś jak po miesiącu miodowym – wybuchnął James. Nienawidził tego, że wszystkich zdawało się najbardziej obchodzić to, o czym nie miał zamiaru nigdy mówić.
Peter jęknął.
- Proszę, nie kłóćcie się! – zawołał, machając rękoma. – Proszę, Remus! James! Cieszmy się, że możemy być razem...
- Zamknij się, Peter – cicho powiedział Syriusz. Remus kiwnął głową.
Peter rzucił im urażone spojrzenie.
- Świetnie! – krzyknął. – Jak chcecie, to się pozabijajcie! Tylko potem nie wińcie mnie! Myślałem, że odzyskanie Jima było dla was najważniejsze, a kiedy już z nami jest, zamiast się cieszyć, wypytujecie go! Wychodzę, James, nie bądź na mnie zły. Nie mogę znieść tej hipokryzji.
James odprowadził Petera do wyjścia i wrócił do kuchni. Syriusz i Remus zdali się nie poruszyć przez ten czas, ale wiedział, że to złudzenie. W butelce wyraźnie ubyło whiskey.
- Wiemy, że musiałeś zdradzić, inaczej by ciebie tu z nami nie było – cicho powiedział Remus. W jego złotych oczach James widział litość.
- James? – Regulus ściskał jego dłonie. W chytrej twarzy widział rozpacz. – Nie rozumiem, jak to się mogło nam zdarzyć. Nie mam pojęcia. Nigdy cię nie lubiłem.
- Co się nam zdarzyło? – James zmarszczył brwi i wziął głęboki oddech. Sesje z Evanem były bardziej bolesne, ale w sumie mniej wykańczające niż te z Iseult. – Ja ciebie nie znałem.
Regulus pokręcił głową. Czarne jak smoła kosmyki były lekko przetłuszczone.
- Nienawidziłem cię tyle lat, – mówił dziwnie spokojnie – chociaż naprawdę cię nie znałem. Ukradłeś mi brata, wiesz?
- Nie da się komuś kogoś ukraść. Zresztą, Syriusz nie jest mój – odpowiedział cierpliwie James. Czuł się, jakby był pijany. Szare oczy Regulusa były pełne desperacji.
- Jest, nie widzisz tego? Oszalał na twoim punkcie, a ty musisz być kompletnym idiotą, skoro tego nie widzisz!
James przymknął oczy.
- Skoro tak mówisz. Wiesz, to nawet mogłoby być logiczne, – pierwszy raz od, jak mu się wydawało, wieków żartował – wyjaśniałoby, dlaczego Lily go tak nie cierpi. Pewnie jest zazdrosna.
Wyszczerzył w uśmiechu zęby.
- Merlinie, zakochałem się w idiocie – mruknął beznadziejne Regulus.

Nagle Syriusz wstał do stołu.
- Jak śmiesz! Remus, jak śmiesz...
- Nie krzycz na niego – wycedził zimno James i podszedł do stołu. Spojrzał z góry na Remusa. – Co każe ci tak sądzić?
Remus też wstał. Jego oczy płonęły.
- Nie wypuściliby cię, ot tak, gdybyś im nic nie powiedział! Nie jesteśmy głupi! Nie wiem, jak Dumbledore może ci pozwalać przychodzić na spotkania Zakonu. I Lily! Jak możesz być tak lekkomyślny? Na Boga, James, chcesz ją i dziecko oddać w łapy Voldemorta? – Remus wyglądał, jakby miał się rozpłakać, czego James serdecznie mu życzył. – Nawet... Nawet jeśli nie zdradziłeś, oni muszą cię śledzić. Skąd możemy wiedzieć, czy nie jesteś pod Imperiusem?!
Syriusz zaczął się trząść z gniewu. Po omacku szukał różdżki, która, jak James pamiętał, została w jego kurtce.
- Remus, miej trochę wiary w Dumbledore’a. – James wiedział, że sam zaraz się rozpłacze. Nienawidził siebie, nienawidził ich. Tyle zrobił dla Remusa, a teraz tak mu się odpłaca? – Miej trochę wiary w największego czarodzieja tego stulecia, Remus, skoro już mi nie ufasz.
Remus przeczesał nerwowo włosy. Miał dwadzieścia lat i już pojedyncze lśniły srebrem.
- Nie rozumiesz mnie, James. Ja ci ufam, chcę ci ufać, dlatego cię pytam – mówił szybko. – Jakbym ci nie ufał, zapytałbym Dumbledore’a i Lily, i wszystkich, którzy od tamtej pory z tobą rozmawiali. Słuchasz mnie, James?
Syriusz warknął.
- Wyjdź, Remus. Nie rozumiem cię, nie mam zamiaru się przed tobą tłumaczyć. Czy ktoś kazał tobie się tłumaczyć, dlaczego Flora Fawcett pod twoją opieką zatruła swoje dzieci i powiesiła się? – szeptał. – Nie rozumiem ciebie, a ty nie rozumiesz mnie. Wyjdź, Remus.
Remus kiwnął głową i bez słowa wyszedł.
- Ja ci wierzę, James – solennie zapewnił Syriusz. Wydawał się trzeźwy, a o pięciu opróżnionych szklankach Ognistej świadczył tylko gorący, wionący alkoholem oddech.
- A co, jeśli zdradziłem? – James czuł się mały i słaby. Cała jego odwaga odeszła z Remusem i Peterem. – Co jeśli Remus ma rację? Jeśli przeze mnie wszyscy zginiemy?
Czarne oczy Syriusza popatrzyły na Jamesa z wiarą. James widział teraz wyraźnie różnice między nim a Regulusem. Twarz Syriusza była otwarta, bardziej męska, a cera ciemniejsza. Nawet jego włosy wydawały się mniej proste.
- Nie zginiemy. Uratowałeś mnie przed moją rodziną, uratowałeś nawet Smarkerusa. – Syriusz zamrugał. – Nigdy świadomie nie skazałbyś nas na śmierć. Znam cię, James.
Po chwili Syriusz obejmował Jamesa, chuchając mu w szyję gorącym oddechem.
James oddychał głęboko. To był jego Syriusz. Tylko jego. Tylko na niego mógł liczyć w tym szaleństwie.
Ale nawet on nie rozumiał jego beznadziei.

<>

Zdobył się na to. Dumbledore patrzył na niego, uśmiechając się lekko.
Dokoła ludzie stali w grupkach, jak zwykle po spotkaniu Zakonu Feniksa. Syriusz spoglądał na Jamesa znad ramienia Lunatyka, udawał, że słucha trajkotania Petera. Wydawał się zaniepokojony.
- Te wiadomości bardzo nam się przydadzą, James, nawet nie wiesz, jak bardzo. – Wesołe iskierki sprawiały, że oczy dyrektora wydawały się oczami planującego coś niedobrego chłopca.
James próbował uśmiechnąć się, ale nie wyszło mu to tak, jakby tego oczekiwał.
Dumbledore wyglądał, jakby miał coś jeszcze dodać, ale tylko pokręcił głową.
James zatrzymał przyjaciela i czekał, aż wszyscy opuszczą salon Prewettów. Fabian porozumiewawczo kiwnął na nich głową, wypchnął Gideona i starannie zamknął drzwi.
Upewnił się, że nareszcie został w pokoju tylko z Syriuszem. Niecierpliwie przeczesał włosy, i, wpatrując się w blat stołu, wyrzucił z siebie:
- Nie chciałem tego mówić przy Dumbledorze, ale ty musisz wiedzieć. - A raczej ja muszę to powiedzieć, natrętna myśl pojawiła się w jego głowie, ale prędko się jej pozbył. - Regulus jest z nimi. Widziałem go.
Syriusz wpatrywał się w niego przez chwilę w ciszy. Potem zaczął mrugać i odwrócił się do ściany.
- Nie chciałem tego – powiedział słabo Syriusz i gwałtownie przetarł twarz. – Nie umiałem zapobiec. Rozumiesz?
James kiwnął głową tępo, opierając się o stół.
Regulus oddychał ciężko, przygnieciony ciężarem Jamesa. Jego źrenice rozszerzyły się tak bardzo, że tęczówki zdawały się być czarne. Grymas przerażenia wykrzywił jego twarz.
- Potter, zabij mnie – wycharczał. Dłonie Jamesa mocniej zacisnęły się na gardle chłopaka. – Skończ ze mną nareszcie, nie powiedz nic mojemu bratu. Mi wszystko jedno. A ciebie do końca życia będzie męczyła myśl, że...
- Zamknij się. – Przesunął prawą dłoń z gardła na policzek, gładki, miękki. Klatka piersiowa Regulusa unosiła się i opadała jeszcze szybciej.
James całował go mocno i naprawdę nie zauważał, że chłopak pachniał jak boisko do quidditcha w gorący, letni poranek a usta były właśnie takie, o jakich śnił. Nic się nie liczyło oprócz jego ciepła, dotyku i drżenia. Rozpaczliwie tego potrzebował.
James czuł się, jak w chwili, gdy pierwszy raz w życiu udało mu się złapać złoty znicz.

- Wiem.

<>

Evan nie był wcale lepszy w swym okrucieństwie od Iseult. W gruncie rzeczy, czasem dla Jamesa oboje byli identyczni. Bliźnięta Rosier, tak się o nich mówiło na spotkaniach Zakonu. Odpowiednik Prewettów po złej stronie barykady. Teraz, pomyślał gorzko, znał różnicę między nimi.
Evan uwielbia gierki. Szybki Cruciatus, i nagle James jest znowu w domu z Lily, ale ona nie żyje. Leży z otwartymi szeroko oczami, przypominającymi szklane kulki. Jej dłonie zaciskają się na złamanej różdżce, a dwie postaci w białych maskach zabierają ją i James wie, że zaraz znikną, więc krzyczy, krzyczy...
Nagle jest we Wrzeszczącej Chacie. Syriusz patrzy na niego przepraszająco, ale liny trzymają mocno, i James wie, że dziś pełnia. Słyszy skomlenie Remusa, widzi Syriusza, odchodzącego w postaci psa i sam nie może się zmienić, warknięcia są coraz bliższe, prawie czuje dziwny zapach wilkołaka – mieszanka ludzkiego potu i mokrej sierści.
Oczy Evana Rosier błyszczą, usta szepczą coś cicho, a różdżka znika w rękawie. Przygląda się Jamesowi i pyta.
James nie chce mówić, nic nie daje Imperius. Zaciska mocno oczy, wiedząc, że znowu będzie musiał stawić czoła swoim najgłębszym lękom, jakimi karmi go zaklęcie Śmierciożercy.

- Jesteś tego pewien, James? – Oczy Lily patrzyły niepewnie, żywe i zaniepokojone. Ciemnorude włosy związane w warkocz zwisały smętnie przez ramię, a spuchnięte dłonie były prawie tak białe jak pościel.
James siedział na krawędzi łóżka, czując się najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na świecie. Pocałował Lily czule i wstał.
- Nie – odparł, zaciskając dłonie. – Ale muszę to zrobić. Muszę, i nie ma sensu rozważanie, czy jestem gotowy, czy jestem pewien.
Bardziej wyczuł, niż zobaczył szybkie kiwnięcie głową.
- Chciałabym móc iść z tobą. – Głos Lily był pewny. James rozumiał. – Nienawidzę tego czekania. Nienawidzę ukrywania się i tej bezczynności.
- Ja też.
- Więc idź. Tylko wracaj szybko.
Jeszcze raz ją pocałował.
- Kocham cię, Lily.
Roześmiała się lekko.
- Jesteś monotematyczny, Potter.
James wyszczerzył się i wyszedł.

<>

Było źle.
Śmierciożercy przeważali nad nimi liczebnością. James nigdzie nie widział Dumbledore’a. Kolorowe promienie rozjaśniały ciemność nocy, białe maski zdawały się świecić. James przed chwilą jeszcze słyszał Syriusza, ale teraz został sam.
- Potter, z drogi! – Fabian Prewett odepchnął go w bok, rzucając Avadą w Śmierciożercę mierzącego w Jamesa.
- I sprawię, że będziesz się czuł, jakbyś nigdy się nie urodził* – zawołał kobiecy, cienki, ostry głos. James nie był w stanie podnieść się z ziemi. Patrzył jak sparaliżowany na Fabiana przeklinającego Śmierciożerczynię. Włosy Prewetta przypominały ogień.
Nie musiał na nią patrzeć, żeby widzieć oczy koloru burzowego nieba, pełnego jasnożółtych błyskawic.
Iseult nie przepadała za widokiem krwi. James wiedział też, że nie cierpiała krzyków.
Klękała przed nim i bawiła się jak lalką. Gładziła jego włosy swoimi ciepłymi dłońmi i pytała.
- A teraz powiedz mi, czego nie powiedziałeś Evanowi – mruczała, ale jej głos sprawiał, że James drżał. Cienki, piskliwy, ranił uszy gorzej niż zaklęcie Acus**.
Zaciskał zęby, oczy i dłonie.
- Powiedz mi, jak to jest być tchórzem. Jak to jest siedzieć i poddawać się dotykowi innej, kiedy gdzieś twoja żona płacze nocami? To prawda, że spodziewa się dziecka? – James nie chciał jej słuchać, nie mógł. Ohydny głos był jak zaklęcie. – A może już nie? Skąd masz to wiedzieć? Słodka, rudowłosa szlama może się załamać. Może je stracić. To wszystko twoja wina, James. Wszystko.
- Kłamiesz – odpowiadał, potrząsając głową, a ona zaczynała się śmiać.
- Powiesz tylko, co chcemy, powiesz, co planuje Dumbledore i wrócisz do niej. Może do nich. Tylko kilka zdań i jesteś wolny, Jimmy. – Chłodne palce głaskały jego policzek i z trudem powstrzymywał się od poddania.
Nie możesz zdradzić. Wiesz, że wtedy wszystko przepadnie, nie tylko ty. Lily jest bezpieczna, nie słuchaj jej.
- Wolę umrzeć, niż coś ci powiedzieć – odparł, a jego twarz odskoczyła pod uderzeniem dłoni.
- Szalony. – Iseult sięgnęła po różdżkę, jej twarz wykrzywiał grymas litości. – Nie wiesz, co mówisz, szalony. Nie rozumiesz, co do ciebie mówię.
I śpiewała.

- Wiem, jak to jest nie żyć*. – Cienki głos śpiewał, a włosy Fabiana przypominały ogień. – Wiem, jak to jest się smucić. Wiem, jak to jest nie żyć...*
Nagle James wstał i wyciągnął różdżkę. Mrugał oczami zawzięcie, próbując pozbyć się wrażenia mgły, i zdeterminowany zaatakował Iseult.
- James! Co za spotkanie! – zawołała i zrzuciła maskę. – Jak tam Lily? I dzieciątko? To chłopiec, czy dziewczynka? Urodziło się już?
- Potter, odejdź, poradzę sobie... – Różnokolorowe oczy Fabiana były pełne litości, ale James pewnie trzymał różdżkę.
- Absorpio! – zawołał, ale niebieski promień chybił. Iseult uśmiechnęła się czule. James z furią odepchnął Fabiana i odruchowo rzucił Protego. Rosier odskoczyła przed odbitym zaklęciem i zachichotała.
James wpadł w furię. Nie panował nad sobą, nie zdawał sobie sprawy z ruchów różdżki, czy wypowiadanych słów. Iseult jakby tylko na to czekała. Z zaróżowionymi policzkami tańczyła między różnokolorowymi promieniami, potrząsając głową w wyimaginowanym rytmie.
James oddychał szybko. Powoli jego Protego zaczęło słabnąć. Po kolejnej Drętwocie wymierzonej przez Śmierciożerczynię, upadł na kolana.
Patrzyła na niego z rozbawieniem.
- Potter, niech cię szlag! – Prewett stał tuż obok niego. Iseult wycelowała.
- To nie umieranie, to nie umieranie*** – zanuciła i w ostatniej chwili odwróciła się w lewo, a zielony promień-
James wstrzymał oddech, patrząc na upadające ciało Fabiana. Szkliste oczy nadal były pełne niedowierzania.
- Więc graj w „Życie” aż do końca od początku***- zaśpiewała, mierząc tym razem w Jamesa.
Znał zaklęcie, którego promień był biały jak śnieg. Tristitum Dolorae****.
Upadł na kolana i płakał nieprzytomnie, dopóki nie usłyszał zduszonego krzyku Remusa.

<>

- James? Co ci jest? James, proszę, słyszysz mnie? – Remus potrząsał nim desperacko.
James słyszał, ale zarazem widział siebie sprzed kilku miesięcy – zawzięcie goniącego za Lucjuszem Malfoyem, wyzywającego go od tchórzy - Jamesa bez zmartwień i tych kilku blizn na ramionach.
Wiedział, że za chwilę Malfoy rzuci w niego wgniecioną przypominajką, a on – idiota, idiota - idąc za instynktem Szukającego, złapie ją i wyląduje w swojej celi.

Kiwnął głową, próbując coś powiedzieć, ale tylko załkał głośno. Ścisnął mocno rękę Remusa.
Regulus zatrzasnął drzwi i wszedł do środka. Unikał wzroku Jamesa, opatrzył kilka drobnych zadrapań na jego dłoniach i, wbijając wzrok w ścianę, odchrząknął.
- Długo masz zamiar zgrywać idiotę? – Wyraźna kpina w głosie chłopaka sprawiła, że James objął go mocno.
- Całe moje życie – odparł, czując, jak mięśnie Regulusa rozluźniają się – na tym polega.
Regulus przewrócił go na plecy i zaczął całować.

- Dumbledore – wykrztusił z siebie James. Przeklęte zaklęcie. Łzy były gorzkie i paliły policzki. Przeklęty Remus. Dlaczego nic nie zrobił?
- Finite Incatatem. – W tej samej chwili Lupin wyciągnął różdżkę, ale zaklęcie nie przestało działać. Oczy Remusa wyrażały głęboko tłumioną wściekłość.
- Dumbledore’a nie ma. Nikt nie wie, gdzie jest... James, nie... Trzymaj się mocno, zabiorę nas stąd gdzieś.
- Nic wam nie powiem, nic, nic! – James zawołał na sam widok wślizgujących się do celi postaci. Evan i Iseult spojrzeli na siebie i roześmiali.
- Jimmy, Jimmy, co by powiedziała na to Lily? Nie musisz nic mówić – Iseult czule pogłaskała jego policzek i kiwnęła na Evana.
Regulus wszedł do pokoju, blady i dziwnie uśmiechnięty. James zamknął oczy i zaczął kręcić głową. - Nie dotkniecie go – wyszeptał.
- Oczywiście, że nie. – Evan był wyraźnie rozbawiony. – Regulus to nasz przyjaciel. Prawda?
- Nie tylko ty umiesz zgrywać idiotę. – Regulus lekko pocałował Jamesa w czoło i odsunął się. – Trzeba było mnie wtedy zabić.
Ta sama przypominajka zabrała Jamesa prosto do Hogsmeade
.
Świtało i James czuł na swojej twarzy dotyk porannej rosy, tak chłodnej w porównaniu ze łzami. Miał wrażenie, że jego serce zostało wyrwane z piersi i żywcem wrzucone do oceanu.
Leżał w trawie, przez mgłę wpatrując się w jaśniejące niebo. Słyszał trzask drzwi i czyjeś kroki, ale oszołomiony wdychał duszący zapach. Zacisnął dłonie w pięści. Czuł dotyk wilgotnej, grubej ziemi.
Dumbledore przyłożył różdżkę do jego serca i wyszeptał długą, niezrozumiałą inkantację.
- Masz syna – powiedział z uśmiechem, a James stwierdził, że nagle zabrakło mu łez.
Żył.



* „She said” The Beatles, tłumaczenie własne i swobodne

** łac. igła

*** „Tomorrow never knows” The Beatles, jak wyżej

**** pseudo-łacińskie zaklęcie “bolesnego smutku”

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 19:38, 05 Lut 2008    Temat postu:

To fakt, jestem ostatnio rozklekotana emocjonalnie, ale nie podejrzewałam, że lektura fanfika jest w stanie rozbić mnie jeszcze bardziej! Przeczytałam. Uderzyło. Dopiero po dwóch godzinach mogę napisać komentarz, który ma ręce i nogi, a na dodatek odrobinę sensu.

Tristan, to maesteria, dzieło sztuki psychologiczno-wojennej, coś NIE-SA-MO-WI-TE-GO! Każdy fragment jest na swoim miejscu, każde zdanie zapada w pamięć, a do tego kreacje postaci!.... Merlinie, toż to idealny materiał na film!!!
Nie potrafię wyrzucić z głowy tego Jima, który nie umie się pozbierać po koszmarze i jest w swoich nastrojach - od ekstazy, po otępienie - prawdziwy do bólu.
Nienawiść, miłość, szaleństwo, cierpienie - jak może zrozumieć to ktoś, kto tego nie przeżył? Potter jest sam, do bólu sam, wrogowie są mu chyba bliżsi w zrozumieniu, niż przyjaciele. Stąd Regulus. Oglądałam kiedyś taki film, nie pamiętam tytułu, gdzie wątkiem głównym była fascynacja Niemca-strażnika, więźniarką obozu koncentracyjnego. Fascynacja przedziwna, przerażająca, ale odwzajemniona.
Tu jest podobnie, a granice między prawdą i fałszem całkowicie się zacierają.

To najlepszy twój fanfik, autorko tekstu B, będziesz musiała się bardzo postarać, żeby napisać coś lepszego. W każdym razie ja jestem zachwycona, absolutnie, całkowicie, do nieprzytomności. I wiem, że to koszmarne, bo z punktu dyskredytuje opowiadanie A, ale nie potrafię być sprawiedliwa. Nie wtedy, gdy jeszcze się cała trzęsę od emocji, które dawno powinny ostygnąć.

Gratuluję. Zazdroszczę. Cieszę się.
Czy ja mam tu jeszcze co do roboty, skoro pod nosem wyrastają mi tak genialni Młodzi Gniewni? Wink


Żeby nie było, że gadam i gadam, a do konkretów nie przechodzę. Moja punktacja


Pomysł:
A - 1
B - 2

Ta próba samobójcza jakoś mnie nie przekonała, w ogóle za bardzo to wszystko patetycznie wyszło. Opowiadanie A nie jest złe, wręcz przeciwnie, ale miało nieszczęście trafić na genialnego konkurenta. Dlatego wypadło tak blado.

Styl:
A - 0,5
B - 1,5

Realizacja tematu:
A - 0,5
B - 0,5

Ogólne wrażenie
A - 1
B - 3

Podsumowanie:
A - 3
B - 7


Gratuluję!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Śro 13:44, 06 Lut 2008    Temat postu:

Kurczę... Naprawdę jestem pod wrażeniem.
Potrzebowałam półtora doby, że zebrać się do komentowania, a ile mi zajmie napisanie całego komentarza, tego nie wiem.

Jednego jestem pewna - wolę Tristana. Węgiel barwiony Krwią też był dobry, ale nie przykuł mnie aż tak do monitora.
Jestem wstrząśnięta. Nie jest to pierwszy raz, kiedy nie umiem sklecić porządnego zdania, ale tym razem naprawdę mam powód. To było takie wyraziste, takie prawdziwe... Nie chciałabym nigdy musieć się mierzyć z autorką B, jeśli chodzi o teksty o takie tematyce.

Pomysł
A - 0,5
B - 2,5

Styl
A - 1
B - 1

Realizacja tematu
A - 0,5
B- 0,5

Ogólne wrażenie
A - 0,5
B - 3,5

Podsumowanie
A - 2,5
B - 7,5
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 17:23, 08 Lut 2008    Temat postu:

Mam tę przewagę, że wiem czyj tekst do kogo należy. Choć prawdę mówiąc, nawet gdybym ich nie czytała przedtem, nie miałabym problemu z rozróżnieniem Smile
Nie będę wdawała się w szczegóły, poprzyznaję punkty i voile! (bo moje oceny dziewczyny i tak już znają)


Pomysł
A - 1
B - 2

Styl
A - 0.6
B - 1.4

Realizacja tematu
A - 0.5
B- 0.5

Ogólne wrażenie
A - 1.2
B - 2.8

Podsumowanie
A - 3.3
B - 6.7
Powrót do góry
Zobacz profil autora
smagliczka
szarak samozwańczy



Dołączył: 26 Wrz 2006
Posty: 1412
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto nad Wisłą

PostWysłany: Śro 18:55, 13 Lut 2008    Temat postu:

Zaraza, która padła na Lunatyczne, zeżarła moją ocenę.

Zatem jeszcze raz:


Pomysł
A - 1
B - 2

Styl
A - 0,5
B - 1,5

Realizacja tematu
A - 0,5
B - 0,5

Ogólne wrażenie
A - 1
B - 3

Uch. Powiem tak:
Tekst A nie jest zły, ale wypadł blado przy swoim konkurencie – taka już pojedynkowa rzeczywistość.

Może gdyby w tekście A pogłębić jeszcze emocje, zrobić taką psychologiczną babraninkę... można byłoby z niego wycisnąć wiele ciekawych rzeczy. Czekałam na jakąś ostrą konfrontację James – Syriusz, wymianę zdań, może nawet różdżkoczyny – przecież obaj są temperamentnymi Gryfonami! Ale James postanowił się pociąć, a to już do mnie nie przemówiło (zawsze byłam zdania, że aby zmuszać bohaterów do podcinania sobie żył – śmierci tak malowniczej i EMOwatej ;P – trzeba tego bohatera wiarygodnie „utragicznić” i całkowicie go załamać). James na takiego nie wyglądał, by móc się zabijać, i żebym ja, czytając o podcięciu żył, nie krzywiła prze przy tym z niedowierzaniem.

Tekst B.
Naprawdę nie wiem, co mam napisać, bo tekst wcisnął mnie w fotel (do tego stopnia, że musiałąm ochłonąć, by móc zebrać myśli). Pełen jest psychologicznych smaczków, zawiłości, szaleństwa, prób powrotów, prób ucieczki, bólu, szarpaniny wewnętrznej i wszystkiego, wszystkiego co ubóstwiam i czemu biję pokłony!
*bije pokłony*
Jestem zaczarowana. I czułam jawną zawiść podczas czytania, nie ukrywam. Samą mnie naszło na jakieś klimaty wojenne, ale po przeczytaniu „Tristana” mam wątpliwości, czy podołałabym zadaniu.



Podsumowanie:
A - 3
B - 7


Gratuluję obu autorkom pojedynku!
(ja jeszcze chyba do pojednykółw nie dorosłam - a może to moja puchońska natura broni się przed rywalizacją - więc tym bardziej podziwiam Smile).


Ostatnio zmieniony przez smagliczka dnia Śro 19:12, 13 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vivi
wilk rumowy



Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:22, 08 Mar 2008    Temat postu:

No więc zaczynając to trudne i żmudne zadanie... już wcześniej, przeczytawszy kilka innych fików, domyślałam się, który tekst jest czyj, komu bardziej pasują miniaturki, a kto woli się spełniać w większej objętości Wink a dziś w tym przekonaniu się utwierdziłam.

Żadne z opowiadań nie wbiło mnie w monitor, ale tylko dlatego, że ... je wydrukowałam i czytałam jak książkę Wink kończąc dygresję - stwierdzam "niech żyje dusza papieru, książki rządzą!" Oba są przecudne, mimo, że są na ten sam temat - budują inny klimat, mają inną długość, została obrana inna forma i usiadłam do nich z nastawieniem, że każdy z nich żyje swoim życiem i duszą Autorki i nie należy ich porównywać. Tylko na czym ma polegać ocena, jak nie na porównywaniu Laughing Wyszłam z założenia, że w trakcie czytania pomyślę, nad tym, co mnie urzekło, a co przeszkodziło w każdym tekście i oba ocenię osobno, nie przez porównanie. np. lepsze pierwsze wrażenie zrobił na mnie tekst A, mimo, że jest trochę niedopracowany, lecz tekst B jest bardziej oryginalny i niebanalny. W tekście B więcej psychologizowania, a ja bardzo lubię psychologizowanie i wchodzenie w różne ciemne i jasne zakamarki umysłu człowieka (zresztą A jest za krótki, by można było się poprać w psychice ohaterów, zanurzyć w to bagno umysłu)

Ocena:
Pomysł:
a - 1,2
b - 1,8

A to tylko dlatego, że zakończenie tekstu A rozwaliło cały klimat, zbyt krwawe i ... banalne, zakończyłabym inaczej (autorko - ty wiesz jak Wink) w innym przypadku, dałabym po równo, bo oba opowiadania mnie wciągnęły, żadne nie męczyło i miałam szczerą przyjemność czytania dobrego kawałka prozy, smutnego, dość dramatycznego, lecz z momentami ironii i humoru np z Tristana: "- Długo masz zamiar zgrywać idiotę? – Wyraźna kpina w głosie chłopaka sprawiła, że James objął go mocno.
- Całe moje życie – odparł, czując, jak mięśnie Regulusa rozluźniają się – na tym polega. " CUDO, w tak parszywym położeniu Jima, w które się nawet wczułam i momentami było mi go żal - tu zdrowo kwiknęłam i na dobre mi to wyszło, bo smutku co za dużo to niezdrowo. Natomiast w pierwszym tekście bardzo podoba mi się nakreślenie pijącego Syriusza. Takie jakieś... charakterne mmm... Wink

Styl:
a - 0,7
b - 1,3

A bo język w tekście A buduje fajny klimat, jest dynamicznie, choć to chyba kwestia wybranej formy, ale autorkę A za "rządzę" zamiast "żądzy własną ręką ukatrupię przy najbliższej okazji Wink W obu tekstach były po 2-3 zdania, które musiałam czytać po kilka razy, bo szyk był nie tak, jak trzeba i ciężko było je przetrawić. Choćby w tekście B: "Zaklęcia, jakimi obłożył ich dom w Dolinie Godryka Dumbledore" tego Dumbledore'a wyrzuciłabym przed "obłożył", ale to naprawdę kosmetyczne poprawki i objawienie mojej wrednej natury, która musi się trochę poczepiać, by tak nie słodzić. Ale ogólnie styl tekstu B bardziej mi leży, mimo, że mniej przystępny, niż A.

Realizacja tematu:
a - 0,5
b- 0,5

Tu chyba wszystko jasne.

Ogólne wrażenie
a - 1,8
b - 2,2

A to dlatego, że A na samym początku zrobił na mnie lepsze wrażenie. B mi się trochę ciągnął, i były momenty bez napięcia, generalnie wolę krótsze formy, choć A było ZDECYDOWANIE za krótkie jak dla mnie i co za tym idzie, niektóre wątki nie pociągnięte do końca. W A moje wrażenie zepsuła patetyczna do bólu końcówka, dlatego za całokształt daję B więcej punktów. No i za to, że w tekście B mogłam wejść w psychikę nie tylko Jima i Syriusza, ale też reszty Huncwotów, oraz... rodzeństwa Rosier Wink Bardzo podobało mi się nakreślenie Iseult.

SUMA:

a- 4,2
b- 5,8

A więc autorka tekstu B wygrała, choć przewaga nie jest miażdżąca. Obu autorkom dziękuję za sprawienie mi wielkiej przyjemności z czytania Smile

A poza tym to IMO powinien być ustalany bardziej konkretny przedział stron np. 3-6, bo ciężko ocenić coś, co jest kupą dobrej roboty, coś, co nadawałoby się na odcinkowy fanfik, i coś, co ledwo się zaczęło, a już się skończyło Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rej
moderator krwisty



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1150
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze Zmroku

PostWysłany: Nie 19:46, 16 Mar 2008    Temat postu:

KONIEC!

A: 16
B: 34

Wygrywa
: AURORA!

Gratulujemy Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin