Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Księżniczka (cd. Dziupli)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:18, 25 Wrz 2005    Temat postu: Księżniczka (cd. Dziupli)

Oto, cóż, sequel "Dziupli". "Księżniczka" nie jest tak dobra, zalatuje nieco telenowelą i jest krótsza. Tak mi odbiło, że wzięłam sie też za prequel (ha, ja w odwrtoności do Rowling, bawię się w Lucasa).
Przedstawiam wam Epizod Drugi:

Księżniczka

Joan P., zwana w pewnych kręgach Joan Zawodowiec, krążyła po podjeździe przed knajpką. Ze złością wypluwała coraz to gorsze i soczystsze przekleństwa na swojego aktualnego pracodawcę, cholernego komucha. Kazał cichcem zamordować Naczelnego Elektryka Kraju, który, de facto, był sprzątaczem w Knajpce. Hekate nie byłaby zadowolona tracąc odźwiernego, oj nie, tym bardziej, że nastały ciężkie czasy. Jaruzelski wprowadził stan wojenny, i zaopatrzać dało się jedynie we dnie. Koniec z wędrówkami po okolicznych miasteczkach po godzinie dwudziestej drugiej. Koniec ze śpiewaniem patriotycznych pieśni, „Boże coś Polskę” zmieniało się w „Komuchu coś nockę”. Parę razy w okolice knajpki przybłąkał się patrol MO, z którego, tfu, na psa urok, niewiele zostało. Wypuściły jednego, po dokładnym wypraniu mózgu, tak, ze nie pamiętał nawet, jak się nazywa. Joan ze złością pogniotła pasiastymi pantoflami list od naczelnego komucha. Gówno, gówno, gówno! Nie zamorduje Filcha za nic, co to, to nie. Nie ma zamiaru wracać do czasów, gdy musiała sama wieczorami sprzątać knajpkę po libacjach, a Glizdogońska, oprócz nieznanego składu, odznaczała się bardzo dużym oporem na wszelkie czary i środki czyszczące. Cóż, komuch się wkurzy. Najwyżej ją zabije, może wtedy Lu, czy Puszczyk się za nią wstawią, i zrobią z niej wampirzycę...
Ze smutkiem w jasnych oczętach popatrzyła na bardzo strojny, zaprojektowany przez Skye szyld przedstawiający słodki, wręcz opływający cukrem, rozłożony koc piknikowy pod ciemnym niebem, ozdobionym jedynie okrągłym księżycem w pełni. Lunatyczki były wspaniałym gronem degeneratek, nawiedzanym przez dziwne osoby i wykonującym dziwne prace. Joaśka, ja wspomniano już, zajmowała się mordowaniem za pieniądze, Aurora ubijała wilkołaki, Hekate prowadziła podziemie walczące o polskość a Noelle załapała się do jakiejś szajki Olsena, czy jak to leciało.
Calamity Joan usiadła wreszcie na ozdobnej ławeczce pod szyldem i westchnęła boleśnie. Przy okazji umymrała pelerynę w jej ukochanym, przypominającym Gryffindor, kolorze czerwieni. I co ona, biedna, ma zrobić?
Tymczasem, z lewej, wąską polną dróżką nadjechała konno zziajana, ruda paniusia z diademem na głowie. W pędzie zeskakując z brudnej, karej klaczy padła na nos tuż pod stopami Jo.
- Ach, ratuj, ratuj mnie! – zawołała ruda, trzymając się za mocno krwawiący nos. – Ścigają mnie źli ludzie!
- Co, znów partyzantka rabuje, niczym Robin Hood? – zapytała, nie zwracając na paniusię uwagi, Calamity. – A może MO podpadłaś, ubrałaś się, jakbyś przed chwilą z zamtuza wyszła.
- CO?! – wrzasnęła nieznajoma. – Jam jest księżniczka Artemida von Breslau! Córka króla Peteaa von Breslau! A ty śmiesz mnie ladacznicą zwać?
- Córką kogo? – zapytała uprzejmie zamyślona Joan.
- Peteaa von Breslau! Jak mój ojciec się dowie, jak mnie potraktowałaś, to skończysz w... w... w ...
- Azkabanie? No, dobra, właź Artemida, zawsze przyda się w Knajpce ktoś nowy – Joaśka popatrzyła uważnie w szare oczy paniusi i weszła do środka.
<>
Naczelny Elektryk, alias Argus Filch, opierał się na swojej miotle zadumany. Znał tajemnicę wszechświata, i co z tego? Poprowadził do buntu stoczniowców, i co z tego? Nadal mu czegoś brakowało...
- Cześć, Elektryk, patrz, jaką królewnę przyprowadziłam – Joan, ostatnio każąca się nazywać Calamity, wprowadziła rude, potargane i umorusane dziewczę z diademikiem na włosach.
- Nie jakąś królewnę, tylko księżniczkę krwi, Artemidę Melissę Antoninę von Breslau, córkę króla Peteaa Maksymiliana Mozarta von Breslau! – ruda tupnęła nogą wściekła, aż włosy jej się potargały jeszcze bardziej. – Gdzie tu można się umyć i ubrać porządnie? Nie myłam się od tygodnia!
- Najpierw chlapnij sobie Glizdogońskiej, trochę się uspokoisz – przy barze kieliszki wycierała Nauzykaa w indygowym kostiumiku. – Łazienka jest na prawo, pierwsze schody z lewej, potem dwa piętra wyżej, trzecie przejście w prawo, i kolejne schody w dół.
- Ach, Joan przyprowadziła księżniczkę! Jak miło, jak przyjemnie, jak cudownie! – zawołała z kąta Isilmene. – „A wtem, w drzwiach stanęła Joan, co się Calamity zwać kazała, ze sobą księżniczkę Artemidę zaś miała. Obie przywitała Indygo, choć w kącie stał Elektryk z nietęgą miną”.
- Hej ho, hej ho, do Knajpki by się szło! – ze schodów zeskoczyła Heca w błazeńskiej czapeczce na głowie. Energicznie zagrzechotała dzwoneczkami.
- Czy jest tu ktoś normalny? – zapytała rozpaczliwie Artemida coś tam-coś tam.
- Nie przypuszczam, dziecko – Ceres wytwornie kroczyła z głębi Knajpki w bogato zdobionej sukni. – Tutaj są sami degeneraci i ludzie z marginesu. Ceres Hawklie Burbon. Miło spotkać księżniczkę krwi.
- Ach, wreszcie ktoś godzien rozmowy! Szlachcianka! – zawołała uradowana Artemida.
- Miło, że ktoś docenia moje pochodzenie – Ceres ułożyła usta w ciup. – Panno von Breslau, proszę nie wyczekiwać tutaj zrozumienia dla potrzeby wykwintnego stroju i zachowania. Kiedy wejdziesz między wrony, krakaj jak i ony. Cóż. Przyzwyczaisz się.
- Do wron nas porównujesz, Ceres droga, czy ja mam coś w sobie z wrony? Nie sądzę – Joan nalała sobie swej ulubionej mieszanki, złożonej z glizdogońskiej, ognistej denaturatu i jeszcze paru niezdrowych napitków. – Art, może i ty się napijesz?
<>
Heca, jak to ona, przypatrywała się z dziwnym uśmieszkiem nowej Lunatyczce. Ktoś, kto raz wszedł do Knajpki, zżyje się z tą atmosferą. Nawet Severusowi Snape’owi ciężko było opuścić ten przybytek rozkoszy i alkoholu. Jednak groźby częstego przebierania za Jagiełłę poskutkowały. Już wolał iść do Hogwartu uczyć. Dawno nie miały kogoś ciekawszego, a księżniczka wydawała się interesująca.
- Skąd przybywasz, Art? – zapytała dziewoi, już umytej i wypacykowanej jak na bal przebierańców. Rude loki elektrycznie okalały wychudzoną, trójkątna twarz dziewczyny.
- Jak to skąd? Z Najwyższego Królestwa Wschodnich Obrzeży króla Peteaa von Breslau. Mamy dzisiaj 14 marca 1645 anno domini – stwierdziła buńczucznie królewna i zadarła orli nosek.
Heca popiła przez chwilę swojego drinka z palemką, zanim znów się odezwała.
- A więc inny wymiar. Któryś z okolicznych portali cię wyrzucił, prawda? Jechałaś przez liściaste lasy, a za tobą pędziła chmara złoczyńców, i nagle przeniosłaś się do lasu iglastego, czyż nie?
- Hm. Chyba tak. A co, to już nie rok 1645?... – szarooka zadławiła się herbatą.
- No, raczej nie – przysiadła się do nich Aurora i rzuciła na ladę martwego szczura. – Aktualnie mamy 26 stycznia roku 1983 i jesteśmy w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Monarchia odeszła dawno. Jesteś czarownicą?
- Czym ja mam być? – zbladła Artemida. – Gdzie my jesteśmy?
- No, to ładnie się wpakowałaś. Heca, uda ci się ją odstawić do jej czasów? – Aurora westchnęła i nalała do szklanki trochę kremowego miodu – nowego wynalazku Joan.
- Nie jestem pewna. Trzeba będzie znaleźć portal i potrzeba księdza do egzorcyzmów. Cholera. Szkoda, że ten ostatni dostał pomieszania zmysłów.
- Nie dostałby, gdyby nie zobaczył kłów Rachel. Mówiłam, żeby wysłać kogoś ludzkiego. A ten nowy to jakiś komuch głupi.
- No nie. Nie mów, że znów musimy się teleportować do ZSRR? – Heca wywróciła oczami.
- Czyli ja... ja... ja... – ruda zaczęła płakać. – Ja muszę tam wracać?!
Orora i Heca popatrzyły na siebie znacząco. Coś tu nie gra. Powinna raczej powiedzieć, że nie chce tu zostać.
- Nie chcesz wracać do siebie? – zapytała Heca.
- Nie! Bo mnie złapią i brutalnie posiądą! Poza tym, mam zostać żoną przygłupiego księcia Wezuwiusza, któremu śmierdzi z ust i ma takie zęby, że gdy się uśmiechnie, psy uciekają na drugi koniec podwórka! Poza tym skończę, jako matka dziesięciorga idiotów, którzy się nawzajem pozabijają z walce o tron! Nie chcę tam wracać! Tu jest bardzo ładnie i przyjemnie.
Aurora zakaszlała znacząco, i wstała od baru. Heca współczująco poklepała księżniczkę po plecach.
- Nie obejdzie się bez pomocy Szefowej – szepnęła Oro Hecy, przechodząc obok.
<>
Gdzieś w innym wymiarze
- Gdzie jest moja przyszła żona, księżniczka von Breslau?! – wrzasnął, obnażając swe obleśne zęby Wezuwiusz, panicz Jorku, Hampszir, Czelsi i Szetlandów. – No, gdzie, powiadam, gdzie ma przyszła żona, lat osiemnaście, wzrostu metr pięćdziesiąt pięć, rozmiar buta trzydzieści trzy, cecha charekterystyczna...
- Charakterystyczna, mój panie – zauważył cicho szef straży, pan Cruciatus. – A panienka Artemida von Breslau, ona, eee...
- Uciekła, wasza książęca mość – dokończył oficer Imperius z głębokim ukłonem. – Zniknęła gdzieś w lasach...
- Szwarcwaldu – cichy i syczący głos należał do mistrzyni Kedavry, bogini śmierci i ciemności.
Niewiele osób wiedziało, w całym siedemnastowiecznym świecie, że książę Wezuwiusz Groźny (nazywany czasem też Krzywozębym), zatrudnia u siebie trzy zaklęcia Niewybaczalne, a raczej trzech bogów zaklęć niewybaczalnych. A już na pewno nikt nie wiedział, że diuk sprowadził ich z innego wymiaru. Dokładniej, to same kiedyś do niego przyszły i oznajmiły, kim są. Na początku myślał, że go zabiją... Ale one chciały władzy. To ją im dał.
- ARGHH!!! – Wezuwiusz wyrwał kandelabr ze ściany i rzucił pod nogi Imperiusa. – Zabić wszystkich, którzy ją ścigali! I jak najboleśniej wcześniej potraktować!
- Dobrze, panie – Cruciatus wyszedł obnażając wszystkie otwarte rany znajdujące się pod kapeluszem.
- Sądzę, że zainteresuje cię to, że Artemida wylądowała w wymiarze, z którego my przybyliśmy. To w lesie znajduje się ów portal łączący oba wymiary. Nadal istnieje okazja do odzyskania twej przyszłej żony – przymilnie oznajmiła bladoniebieska Avada.
- Tak powiadasz?
- Tak powiadam – odpowiedziała.
- Imperius, znajdź mi nowych ludzi i każ im przejść przez ten portal! Księżniczka Artemida von Breslau ma do mnie wrócić, natychmiast! – parsknął śliną książę i wyszczerzył krzywe, czarne jak noc zęby. Avada Kedavra w cichości umysłu pomyślała, że nie dziwi się Artemidzie. Takie uzębienie potrafi odstraszyć najgorszych zabijaków.
<>
- Hekate, mamy problem – Aurora wtargnęła do prywatnego pokoju Szefowej, gdzie właśnie siedziała coś pisząc w kolejnym, ze sterty leżącej pod ścianą, zeszycie. Kobieta podniosła zamyślone spojrzenie.
- A nie przypadkiem to powinno lecieć „Houston, mamy problem”? – odparła Hekate i znów zabrała się do pisania. – Czyżby ktoś zeżarł Joan? A może Rej nie wytrzymała, i wreszcie zagryzła Jaruzelskiego? Z tego to akurat powinnaś się cieszyć.
- Nie, nie, nie, i jeszcze raz nie – zawołała Orora naburmuszona. – Myślałam, że się zainteresujesz gościem z innego wymiaru, ale się zawiodłam... Jednak Heca odeśle księżniczkę...
- Co? Jak? Księżniczkę? Inny wymiar? – wreszcie zainteresowanie. No, odrobinka zainteresowania.
- Taak. Joan przyprowadziła Artemidę von Breslau, która uciekała przed niejakim Wezuwiuszem, co ma brzydkie zęby. I dziewucha chce zostać – zakończyła Aurora i oparła się o framugę.
- Von Breslau? Czyżby wymiar szósty? – zastanowiła się Szefowa. – Jest czarownicą?
- Nawet nie wie, co to znaczy. Chyba musisz pozostawić spiskowanie i zejść na dół.
- Chyba muszę.
<>
Gdzieś w niedalekim lesie
Remusowi Lupinowi okolica wydawała się znajoma. Chociaż nie wiedział skąd. Może kiedyś tu już był? To możliwe. Wędrował po Europie Środkowo-Wschodniej już od trzech lat, pracując, gdzie się da i ucząc języków. Poznał już rosyjski, opanował podstawowy czeski, z Polakami gadał jak ze swoimi.
Powietrze wydawało mu się znajome. Nie drzewa, nie krzewy, nie ukształtowanie terenu. Powietrze było znajome. Pachniało kwiatami.
Nagle, w odległości około dwustu metrów, zauważył góralską chatkę. I szyld przedstawiający księżyc.
Skojarzył. Szeroki uśmiech rozjaśnił ogorzałą, młodą twarz. Szarozielone oczy zabłysły. Wiedział, że to znajome powietrze.
Knajpka Hekate, nazywana Dziuplą Pod Księżycem. Siedziba najciekawszych degeneratek, jakie poznał.
Przyspieszył kroku. Nigdzie na wschód od tej knajpki nie spotkał się z Glizdogońską. Poczuł, że go suszy. Ach ten alkoholizm!
<>
- Dziiiiwny jest ten świat! – zawyła Kira wprost do ucha Joan. Calamity miała tego dość. Hekate w kącie debatowała z księżniczką, Heca szukała w książce telefonicznej egzorcysty, a Kira z Maggie i Lu piły na umór Ognistą. Bo Glizdogońską ostatnio szlag wziął. Ciężko teraz o dobre grzybki. Poza tym, Kira zapomniała na noc włączyć zaklęcie chłodzące, i się przegrzało.
Popatrzyła za kimś do towarzystwa na spacerek i ujrzała grobową minę Ori. Dobry znak. Będzie gadała o problemach egzystencjonalnych, czyli o czymś, przy czym Joaśka może twórczo pomyśleć. Idealnie.
- Ororka, chodź odetchnąć świeżym powietrzem. Tutaj jakoś duszno się zrobiło... – rzuciła złowrogie spojrzenie rudej dziedziczce.
- Niezły pomysł. Duszą mnie te wszystkie wspomnienia i problemy... Wiesz, Joan, ja się boję, że... – zaczęła pełen łzawych zdań i dramatyzmów monolog. Na dworze świeciło słońce, jednak nad wszystkim panował przyjemny mrozek, a gdzieniegdzie leżały zaspy brudnego śniegu. W końcu to jeszcze styczeń.
Joan zamyśliła się. Ruda, wspaniała i piękna księżniczka Artemida ją co najmniej denerwowała. Nie pasowała do nich. Żadnych zdolności magicznych, żadnej przydatności, tylko płakać i się mizdrzyć przed lusterkiem. Błech. Dziewczę idealne. Szkoda, że sobie nie została razem z tym Wezuwiuszem, taka Mary Sue nie pasowała do realiów Polski. Komuna nie pozwalała na stworzenie Mary Sue. Jedynym Mary Suem w Polsce mógł być Jaruzelski.
Nazwisko naczelnika przypomniało jej zadanie. Westchnęła, a Aurora kontynuowała monolog. Joan Calamity nie chciała zabijać Filcha. Naprawdę nie chciała. Już wolałaby zabić tę rudą, wypindrzoną, cholerną...
- Aurora! Joan! – nagle z naprzeciwka dobiegł radosny, niski głos. Joaśka sięgnęła po sztylet, a Aurora momentalnie wyciągnęła rewolwer.
Przed nimi stał wysoki, wychudzony mężczyzna o szarozielonych oczach, szeroko uśmiechnięty. Spod futrzanej uszatki wystawały końce jasnobrązowych włosów, a zapadnięte policzki porośnięte były parodniowym zarostem.
- I znowu jestem witany przez twój rewolwer, Orora. Joan, jakżeś ty wyrosła! – podszedł bliżej. Calamity w żaden sposób nie mogła sobie przypomnieć, skąd ten człowiek może ja znać.
- To ty! – zawołała uradowana Ori i opuściła broń. – Remusie! Gdzie ten twój angielski akcent?
Remus Lupin zsunął z oczu futrzankę i uśmiechnął się poważnie. Wreszcie Joan skojarzyła ogorzałego mężczyznę, z młodym chłopakiem z Anglii. I w jakiej sytuacji widziała go po raz ostatni.
- Ee, cześć Remus – powiedziała, lekko się czerwieniąc. To wtedy, jak robiły bitwę pod Grunwaldem.
Podszedł bliżej i mogła mu się dobrze przyjrzeć. Tak, to był on. To był naprawdę on. Ubrany w rosyjską czapkę, grube futro i z rozpadającą się walizą w ręku. Tak podobny, a zarazem inny.
- Mój akcent zimuje. Miło was widzieć, dziewczyny. Co tam u reszty? – zapytał uśmiechnięty.
- A, sam zobaczysz! Wiedziałam, że ciebie do nas jeszcze przywieje. Jak ktoś raz zajrzy, to zawsze wraca – Aurora skrzywiła się nieznacznie. – Mamy aktualnie ciekawy przypadek. Portal przeniósł do nas ksieżniczkę z innego wymiaru.
Łowczyni wzięła go pod rękę, a Joan szła powłócząc nogami, obok. Koniec spacerku. Zacznie się oglądanie Największego I Najpiękniejszego Cuda Natury. Grr. GRR.
- Joan? – nagle spojrzał prosto na nią. – Można liczyć na szklaneczkę Glizdogońskiej?
No, i dobił ją.
- Nie, na razie nie. Skwasiła się.
<>
Gdzieś w innym wymiarze
- Oficerze Imperius! – zawołał obwinięty w grube, szare płótno żołnierz. – A może to to? Tu się urywają tropy jej konia.
Imperius, wyniosły i poważny, podszedł do drzewa wskazanego przez Petensena. Tamtemu urywały się ślady, a gdyby był inteligentniejszy, zwróciłby uwagę, ze to drzewo jest iglaste. Zanotował w pamięci, żeby powiedzieć o tym błędzie Wezuwiuszowi.
- Bardzo dobrze, żołnierzu. To tutaj – gwizdnął na resztę poszukiwaczy i pokazał im drzewo.
- To jest portal. Portale otwierają się tylko o wyznaczonych porach dnia lub nocy. Rzadziej zdarza się, by słuchały poleceń. O której ścigano księżniczkę von Breslau? – zapytał mierząc gwardyjkę surowym wzrokiem.
- Około siódmej wieczorem, jaśnie panie – pisnął jeden z odzianych na czarno chłopców. Imperius przyjrzał się mu dokładniej. Tego trzeba pochwalić. Myśli i wykorzystujesz siłę umysłu.
- Bardzo dobrze, Franken. Więc, spotykamy się w tym miejscu za piętnaście siódma. Zsynchronizować zegary słoneczne, cień na trzeciej osiemnaście!
<>
Hogwart, gdzieś w Wielkiej Brytanii
- Bill Weasley! – warknął Severus przeglądając sprawdziany. – Wszystko zerżnął z Marcusa Fiorellego. Co do jednego, cholernego przecinka. Co to za pokolenie!
Wstał gwałtownie od stołu i przejrzał barek. Zostało mu odrobinka Glizdogońskiej na dnie – pamiątki od świrusek z Knajpki. Do tej pory w koszmarach przebierały go za jakiegoś Yokywwo*. A potem rzucały proporczykami z orzełkami i śpiewały „Bogurodzicę”. Arghh. Ale chyba trzeba będzie je odwiedzić. Trunek robiły wyśmienity. Przez trzy lata wypompował dwie butelki.
Severus Snape, młody nauczyciel eliksirów i były Śmierciożerca ruszył do Hogsmeade. Miał nadzieję, że trafi do Dziupli Pod Księżycem.
<>
- Patrzcie, kto tu jest! – zawołała od progu Joan. Wszystkie twarze odwróciły się ku trójce w drzwiach.
- Aurorę widzę. I... – Hekate rozpromieniła się ponad czupryną księżniczki. – Remus Lupin! Ha! Wiedziałam, że kiedyś do nas wrócisz.
Joan uchyliła się przed tłumem napływających Lunatyczek. Każda chciała przywitać się ze starym znajomym. Aurora z szerokim uśmiechem opowiadała o okolicznościach spotkania Anglika.
- ...i wtedy patrzymy, ja z rewolwerem, a tu Remus...
- ... Lupin? Naprawdę to ty! W życiu bym nie...
- ... jak miło! Podawałeś się za Rosjanina? Fajną masz...
Nagle uwagę Joan zwróciła Artemida. I jej błogie spojrzenie skierowane na przybysza. Już czuła co się święci. Tym bardziej znienawidziła rudej wywłoki. Po co ta cholera tu się przywlekła, no, po co?!
Mimowolnie patrzyła, jak ruda podchodzi i przykuwa uwagę Remusa.
- Witam, Artemida von Breslau, panie?... – słodki jak cukier głos. Joaśka mało, co się nie porzygała. A to zdzira!
- Remus Lupin. Bardzo mi miło – i te jego oczy. Najchętniej by zamordowała księżniczkę. I to zaraz. Po co w ogóle to-to przyprowadziła?!
Wściekła wyszła do kuchni, trzaskając grubymi drzwiami. I tak nikt nie usłyszy.
<>
Remus zauroczony patrzył na rudą piękność przed sobą. Sprężynki jej włosów wibrowały w powietrzu przesyconym oparami alkoholowymi, a szare oczy błyszczały, jak u narkomanki. Blada, porcelanowa cera aż chciała, by jej dotykać. Brr... Przypominała mu Lily. Zakazana miłość.
Kątem oka jednak przyuważył trzaskające drzwi. Coś tu bardzo nie grało. Zaczynał się tasiemiec telenowelowaty.
<>
Imperius był na miejscu już za dwadzieścia siódma. Portal zaczął się otwierać. Dla niewprawnego oka nic się nie zmieniło, jednak on, jako bóstwo, miał ciekawe nadzmysły. Czuł wahania międzywymiarowe, powietrze poruszało się, jakby ktoś otwierał drzwi. Nie czekając na idiotów, zszedł z konia, nałożył opończę i przeszedł.
Znalazł się w bardzo urokliwym miejscu. Trawa była pokryta szronem, a pod sosnami leżały kupki śniegu. Nad sobą widział gwiazdy i księżyc w rogaliku. Przed nim rozpościerał się trop.
I poczuł zapach kwiatów.
<>
Severus krążył po okolicy pełen niepokoju. To był ten las. Na pewno. Ale w którą stronę trzeba iść do Knajpki?
Otaczały go drzewa. Wszędzie. Drzewa. Sam drzewa. Tylko drzewa. Grr. Jak jeszcze gdzieś zobaczy drzewa, to zwariuje.
Po lewej cos zaszeleściło. Zatrzymał się i nadstawił ucha. Ktoś szedł. Bardzo wolno i bardzo cicho. Ale Severus miał wyczulone zmysły. Śmierciożerców nie przyjmowało się za ładne oczy.
Zbliżył się do drzewa, ale osobnik przestał się poruszać. Usłyszał go.
- Oh shit – zaklął Snape. – Zawsze się w coś wpakuję. Źle mi było siedzieć i sprawdzać durne klasówki?
- Dobry wieczór – wyłoniła się przed nim chuda, wysoka postać w płaszczu. Po plecach przebiegł mu dreszcz. Czyżby Voldemort zmartwychwstał?...
- Nazywam się Imperius – spod kaptura wyłoniła się nieludzka, ale i nie voldemortowa twarz. Ta była zwyczajnie martwa. – Szukam jakiejś knajpki, w której skryła się pewna dziewczyna.
- To dobrze się składa – odparł złośliwie Severus. – Bo i ja szukam Knajpki. Możemy poszukać razem. Co dwie głowy, to nie jedna. Severus Snape.
I ruszyli obaj – bóstwo zaklęcia Imperius oraz były Śmierciożerca po przejściach.
<>
Hekate słuchała opowieści Lupina. Czego ten człowiek jeszcze nie przeżył! W tych czasach niebezpieczne było zwiedzanie ZSRR i krajów za żelazną kurtyną. Nawet dla wilkołaka po Hogwarcie.
Uwagę Szefowej jednak przykuwała też ruda osobniczka, nazywana księżniczką. I coraz bardziej jej się nie podobała. Nie wydawała się ludzka. Wszystko robiła mechanicznie, nie potrafiła powiedzieć czegoś od siebie. I usilnie flirtowała z Remusem.
- Panie Lupin – ten przymilny głos sprawiał, że w Hekate coś zgrzytało. Tylko nie wiedziała co.
- Słucham, Artemido? – uprzejma odpowiedź.
- Jak się panu udawało zdobyć jedzenie, samemu, w dzikim kraju, bez żadnych pieniędzy?
- A, bywało trudno. Trudniłem się wszelkimi zawodami, wiesz? Ale nikt nie chciał przyjmować wilkołaka. Dlatego wędrowałem – to było po prostu obrzydliwe. Niewinny i głupawy wyraz twarzy panny von Breslau, hipnotyzującej Anglika.
- Ekhm! – Joan stanęła nad głową rudowłosej. – Ktoś się napije Glizdogońskiej? Wreszcie udało się uwarzyć nowej.
- Cudowny pomysł! – zawołała entuzjastycznie Hekate. – Ja się z chęcią napiję twojej mieszanki, sądzę, że Remus też chętnie skosztuje.
- O, tak, z chęcią! Naprawdę, nigdzie nie spotkałem się z lepszym wywarem. Jedynie Ognista przebija smak Glizdogońskiej, ale na Wschód od Niemiec się jej nie spotyka. Poza tym, w Glizdogońskiej jest coś...
Reszta też z entuzjazmem przyjęła propozycję Joaśki. Tylko Artemida się skrzywiła.
Wtedy do Knajpki wkroczyli ONI. Severus Snape wraz z kimś, kto wydawał się równie nieludzki, co księżniczka.
<>
Joan wreszcie miała powód do zadowolenia. Pierwszy raz od paru miesięcy wyszła jej dobra Glizdogońska. A ta mała zdzira jej nie chciała. Cóż, inni będą mogli się więcej napić. Tym bardziej, że przyszli goście.
- Severus! – zakrzyknęła Aurora zachęcająco. – Siadaj z kolegą, zaraz będzie nowa dostawa Glizdogońskiej!
- Ja podziękuję uprzejmie – stwierdził chłodno nieznajomy i wwiercił wzrok w księżniczkę. – Przyszedłem po moją córkę.
- Ale, tato!... – zawołała skrzywiona Artemida. – Ja nie chcę wychodzić za Wezuwiusza!
- O nie, dziecko drogie, nie wymigasz się tak od obowiązku – zagroził jej palcem chudy, jakby nieżywy ojciec.
- Ale pan jej nie może tak rozkazywać! – Lupin wstał i groźnie zmrużył oczy.
- Siadaj pan, wilkołaku – warknął obcy. – Jestem Imperius von Breslau, bóstwo klątwy Imperiusa, a to córka moja i Avady Kedavry, Artemida Tormenta, ciostra Cruciatusa Schwarza! Ta głupia dziewucha zgodziła się dobrowolnie na ślub z diukiem Wezuwuszem, złożyła Niezłamalne Przyrzeczenie, i się od tego nie wywinie! Tormenta, wstawaj, idziemy! Matka będzie wściekła, i znów plaga suszy nawiedzi Afrykę!
Rudowłosa bogini zaklęcia Tormento** wstała i skruszona ruszyła za wściekłym ojcem. Na pożegnanie pomachała małą dłonią.
Joan roześmiała się histerycznie. A więc ta wspaniała Mary Sue, to!... Ha, to bogini klątwy. Jak wiadomo, boginie i bogowie klątw nie są ludźmi, nie mają nic wspólnego z ludźmi. Remus stał zszokowany, a Aurora podprowadziła Snape’a do stołu.
- Joaśka, rusz no się, widzisz, że goście czekają! – fuknęła na Calamity, która z ogromnym uśmiechem poszła po trunek.
Snape wyruszył następnego ranka po spotkaniu z Imperiusem, przemycając pod pachą cztery litry wspaniałej, wybornej Glizdogońskiej. Remus opuścił je tydzień później, tłumacząc się zewem krwi, a na pożegnanie dostał od Joan piękną, trwałą, powiązaną sznurkami walizkę. Lunatyczki wróciły do spokojnej pracy.
A Tormenta i Wezuwiusz? Pobrali się miesiąc później. Wybuchło parę wulkanów, a w Afryce ponownie zapanowała klęska suszy.

KONIEC

*czyt. Jogajło – spróbowałam zangielszczyć Jagiełłę Wink
**Tormento – zaklęcie, które uznaję za pełnoprawne i najprawdziwsze w świecie, mimo, że spotykane zwykle na Mirriel; wszystkie prawa należą to twórcy zaklęcia, nie wiem niestety kogo, ja tylko je dopasowuję do opowiadania
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 11:12, 25 Wrz 2005    Temat postu:

Ori, to jest zdecydowanie lepsze od poprzedniej części! A pomysł z bóstwami klątw znakomity. Ha, ja ci to chyba zbetuje, jak będziesz chciała. Albo może lepiej nie - te twoje teksty nie mogą być porządne, bo stracą klimat.

VIVAT CHAOS!

(spływa z prądem)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Nie 14:02, 25 Wrz 2005    Temat postu:

Naprawdę bardzo przyjemne są te Twoje opowiadanka. Klątwy po prostu wymiatają! A Wezuwiusz totalnie obleśny Laughing Czekam na ciąg dalszy (tudzież wcześniejszy Wink ).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Nie 15:09, 25 Wrz 2005    Temat postu:

Spodobał mi się pomysł z Joan Zawodowiec. Teoretycznie za czasów późniego (a może wczesnego) Jaruzelskiego aurorzy czymś takim by sie zajmowali. Jestem tylko ciekawa, czy RPL (nie mylić z Rejem, Puszem i Lu) miałoby wpływ na polskich czarodziei, bo zdaje mi się, że to dwa inne rządy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:36, 25 Wrz 2005    Temat postu:

Ach, jestem w bandzie Olsena? Cudownie! Tylko... Co to jest?

Biedna Indygo, musi robić za barmankę...

Tekst mi się średnio podobał. Cóż, pewno dlatego, że dziś nie mam głupawki. Ale może jutro, kto wie...

Joan Zawodowiec? Sever Zawodowiec? Leon Zawodowiec? Aaaach...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:46, 26 Wrz 2005    Temat postu:

Noelle napisał:
Ach, jestem w bandzie Olsena? Cudownie! Tylko... Co to jest?

To jest hołd złożony przeze mnie filmowi, czy serialowi, który jako dziewczę w wieku około lat 9, czy dziesięciu oglądałam Wink Dokładniej, to był gang Olsena, i oni robili napady... Chyba nieudane, bo to była komedia Laughing
Nie chwalić tak Aurory, bo jak się napompuje, to pęknie z dumy.
Nad prequelem pracuję. Ale dużo ciężej sie pisze, bo poważniejszy. Przynajmniej na razie... No, i jutro muszę wracać do szkoły. Tfu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zaheel
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 14 Sty 2006
Posty: 2478
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibyladii

PostWysłany: Sob 21:11, 04 Mar 2006    Temat postu:

Przeczytałam. To znaczy "ściganą", "Dziuplę pod księżycem" i "Księżniczki". Coraz bardziej doceniam forumowe funfiki. Najbardziej podobała mi sie rekonstrukcja bitwy pod Grunwaldem. I czemu mnie wtedy nie było!? Mogę jednynie poczytać o takich zdarzeniach. A jeszcze Sver i Remus przykuci przy jednym kaloryferze? No to teraz to siejuz powiesze z żalu. Laughing Świetne poprostu...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Nie 20:31, 05 Mar 2006    Temat postu:

Brrrrrrrrrrrrrrrrrawoooooooooooo!!!!!!!!!!!!!!
Ogromniście mi się podobało, bardziej chyba niż część pierwsza (choć tam był związany Remus...)
Bóstwa klątw, "oficer Imperius"... ło Boziu Ty mój! Ależ się zdrowo uchachałam!
Taki bajkowy klimacik.
I jeszcze rozśmieszyła mnie Heca szukająca w książce telefonicznej egzorcysty Very Happy
Świetnie się czyta!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin