Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Noce i Dnie (sequel Księżniczki)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:03, 27 Wrz 2005    Temat postu: Noce i Dnie (sequel Księżniczki)

I, wiedziałam, że mi się uda. Napisałam. Noce i Dnie. Sama się już oskalpowałam na wątki romansowe, Mary Suizmy cudowne, teraz wklejam...
Specjalnie dla was! Smile

„Noce i Dnie”

- „Dwanaście dni temu, w Hogwarcie zapanował wielki niepokój. Syriusz Black wdarł się do zamku i usiłował zabić trójkę dzieci – Harry’ego Pottera, Hermionę Grenjer i Rolanda Weezly. Został złapany przez Severusa Snape’a, nauczyciela Eliksirów, jednak, w nieznany sposób, uciekł nim Aurorzy z Ministerstwa Magii, ble, ble, ble” – wywróciła oczami Enfer i rzuciła gniewnie gazetą w kąt.
- Co za brednie. Tego czytać się nie da – zawołała gniewnie i przylewitowała Ognistą.
- Mhm. I co za błędy, kto to słyszał, żeby tak pisać – dodała znad Codziennej Gazety Nowego Pokolenia, Orora.
- Smutny nasz los, panien samotnych, które same siedzą i... – zaczęła rozpaczliwie Isilmene.
- ... i jedzą? – zaproponowała Joan odgrzewając spaghetti. – Teraz w gazetach siedzą same grafomany. Gdybym nie była morderczynią, to z pewnością zostałabym dziennikarką.
- Ta, Severus ratujący Pottera, łohohoh, ależ śmiszne – powtórzyła wzgardliwe Ori. – Miał szczęście, ten Black, że go dementorcie nie zacałowały.
- No, przypomniało mi się, że wczoraj na mugolskiej poczcie znalazłam list od Remusa – Hekate palnęła się w czoło tak energicznie, że aż wylała na siebie wino. Joan podbiegła z zaklęciem wywabiającym plamy, ale Szefowa odrzuciła jej pomoc.
- Co ja, niedołężna jestem, czy jak? – warknęła. – Polecę i wam przeczytam wiadomość od Remusa.
Zwinnie wbiegła po wijących się schodach.
- Ach, ta Hekate. Gdyby nie ona, zanudziłabym się na śmierć. Albo co gorsza... – dodała zatrwożonym szeptem Joan. - ... znalazłabym sobie męża.
Aurora i Enfer aż pisnęły, w mniemaniu Joaśki z przerażenia. Ceres, pojawiająca się, jak zwykle, z nikąd, zwyczajnie parsknęła.
- Ja to ciebie nie rozumiem – syknęła skrzywiona. – Ale to chyba taka reguła, że Ślizgonka za nic nie pojmie, o co chodzi Gryfonce. Niby człowiek ten sam, a jednak różnice w myśleniu są.
- Pewnie w Gryffindorze mają przerost odwagi nad inteligencją. W Ravenclawie występuje niepokojące zjawisko kujoństwa, prób samobójczych i depresji przed- oraz poegzaminowych. Puchoni są nad wyraz niewinni, wierni i uczciwi. Spotkania Ślizgonów z Puchonkami, czy Puchonów ze Ślizgonkami nierzadko kończyły się wizytami w Mungu – dodała mądro Aurora. – Przeglądałam statystyki. Jak dobrze, żem ja z Durmstrangu. Tam bez podziałów się obyło, chwała im za to. Jednak nadal twierdzę, że byłabym świetną Krukonką...
- Taak, ten syndrom nienawiści ze wszystkich stron oraz depresji – potrząsnęła głową Joan.
- Mam! – wrzasnęła Hekate z kremową kopertą w dłoni. Skacząc jak młode koźle, siadła na stołeczku i położyła list na ladzie.
- Nie, tam jest mokre! – krzyknęła Joan. Ale było za późno. List cały zafarbował na czerwono. Hekate zastygła w półruchu niczym żona Lota.
Posypała się wiązanka przekleństw. Ogólnie, bo nie tylko Szefowa była wściekła.
- Tfu, co za język! – z kąta krzyknął Elektryk. – Wy satanistki zatwardziałe, do piekła pójdziecie! Ja wiem, co wy nocami robicie, o, ja wiem!
- Co robimy nocami? – zainteresowała się natychmiast Joaśka.
- Składacie szatanowi ofiary z biednych kózek i oficerów służb wojskowych! Potępiam was i tę waszą sektę! Tfu – splunął pod ścierę. – Że ja też muszę się z wami użerać, Naczelny Elektryk Kraju, Pierwszy Dam Trzeciej Rzeczypospolitej, Noblista, tajny agent do spraw satanizmu! Tfu!
- Dług wdzięczności wobec Noelle cię tu trzyma – uśmiechnęła się słodziutko Enfer. – W gruncie rzeczy, praca na cztery etaty nie jest zła, nie uważasz?
- A niech was piekło pochłonie, bezbożne wampirzyce! Siedlisko Bestii! – machnął miotłą Argus.
- On wcale nie musi aż tak wymownie ukazywać dowodów wdzięczności wobec nas. Nawet mu ten menisk pozwoliłyśmy przynieść, a on brednie opowiada – nabzdyczyła się Aurora.
- Nie jakiś menisk, tylko MENISK WYPUKŁY! Z szacunkiem!
<>
Hekate popatrzyła ze smutkiem w poplamiony, jeszcze nieotwarty list. Trzeba będzie napisać Remisiowi, żeby jeszcze raz powiedział, czego chciał. Ech. Knajpka była po prostu ostoją takich sytuacji. Pech, pech, pech.
- Co za mina, Szefowo – puściła do niej oko Ceres z łobuzerskim uśmiechem. – Czuję mą błękitną krwią aż stąd, że były w nim dobre wieści. Chyba możemy spodziewać się gościa.
Lewa brew Hekate podskoczyła aż do czoła. Czy Ceres naprawdę puściła do niej oko?!
- Wydawało ci się – odparła Ślizgonka tak Ślizgońska, ze nawet ją to zaskakuje. Następnie przedefiladowała przez pokój krokiem królowej angielskiej, wprost do korytarzyka. I znikła.
- HEEJ! – na Hekate rzuciła się jedna z wampirzyc. Po chwili wyczuła, że to Puszczyk.
- Pusz, jesteś bardzo wylewna jak na swoje zero stopni celsjusza – zgryźliwie powiedziała Szefowa.
- A ty zachowujesz się, jakbyś była co najmniej w moim wieku. Mamy lato! Trzeba się cieszyć! – zawołała entuzjastycznie Puszek.
- W twoim wypadku chyba smucić – dorzuciła na boku Joan.
- Nooo... Ale, mam cudowne wieści, Lu wreszcie złapała paru Chińczyków! – wyszczerzyła się Pusz.
- O, czyli wreszcie górale przestaną przysyłać do nas te szamanki z kadzidełkami i grzechotkami z kogucimi piórkami? – westchnęła z ulgą Aurora. – To dobrze. Ostatnio jedna tak mi okadziła najlepszy strój myśliwski, że przestał zalatywać dopiero po pięciu praniach.
<>
Wieczorem jednak humor pogorszył się także Joan i Aurorze. Za to reszta Lunatyczek męczyła się z hordami dzikich, żądnych krwi komarów.
- Jo... auć... an, nalej mi trochę Glizdogońskiej – zdecydowała się w końcu i Szefowa. – Zauważyłam jej ujemny wpływ na liczbę komarów.
- Proszę bardzo, może schłodzoną, z paroma kostkami lodu? – zapytała usłużnie Joan, spływająca potem mimo maksymalnego roznegliżenia, na jakie pozwalało otoczenie. Czyli, wyjaśniając, miała na sobie jedynie króciutki top oraz maksymalnie skrócone spodenki. Nawet w glanach porobiła parę wywietrzników. W swoim drinków nawrzucała tyle lodu, że równie dobrze mogłaby pić lód z Glizdogońską.
- Z trzema kostkami – rzuciła Hekate ospale. – Co za lato. Jak nigdy.
- Gorące noce i dnie, komarowe noce i dnie, obrzydliwe noce i dnie, arghh – warknęła równie roznegliżowana Ori. – Można wykitować. Nienawidzę upału. Grr. Wrr. Arghh. Joan, coś jeszcze z lodów zostało, czy mamy tylko czekoladową paćkę?
- Paćka.
- Jezusie Nazareński, nadchodzi koniec. Nasz i świata. Nie ma lodów! – jęknęła Aurora i spróbowała pogrążyć się we łzach. Nie powiodło się. Całe łzy wypociła.
Hecuś, pełna energii i radości życia, wskoczyła przez okno.
- Hejo! Co takie jesteście zaspane? Korzystać z ciepła, patrzcie, jak pięknie się opaliłam! – obkręciła się na pięcie i ukazała godne pożałowania czerwone, rozległe oparzenia.
- Po prostu cudownie. Uważaj na czerniaka – zrezygnowana ostrzegła Orora.
- A który to? Ten przystojny Ukrainiec z delfinami? Ale jemu chyba Ivan było... – rzuciła rozmarzona Heca. Aurora rytmicznie zaczęła stukać czołem w ladę.
- Łajabajabajabjabałłłłajjjajjjałła – wydeklamowała zrozpaczona. Joan otworzyła oczy.
- Co to?
- Nie słyszysz? Zaklinam deszcz, żeby wreszcie spadł. Łajabajabajabjabałłłłajjjajjjałła – zaczęła zawodzić Orora. – Powtórz za mną!...
- Upał ci szkodzi na mózg, Ori – Hekate napiła się trochę. Ach, jak cudownie zimny napój się stał pod działaniem tych kostek lodu.
- Możliwe – stwierdziła przerywając swoje zaklęcia Aurora. – Ale wiedz, żem jest Mary Sue i posiadam nadludzkie zdolności zaklinania deszczu! Łajabajabajabjabałłłłajjjajjjałła!
Joan sięgnęła po wiaderko z wodą, którą natychmiast przemieniła w lód.
- Masz, Ori. Może ci to pomoże – położyła wiaderko na głowie Łowczyni. – Ja się osobiście położę. Kupiłam sobie bardzo piękny wentylator, ale i tak uważam, że musimy założyć w Knajpce klimę...
<>
Późną nocą, około godziny 2.30 am
Aurora zwlekła się z łóżka. Puff, jaki gorąc. W pokoju można by na podłodze smażyć jajka, a powietrzem ogrzewać silniki rakiet kosmicznych. Puff. Jednak otworzenie okna równałoby się z całkowitą, nieodwracalną klęską żywiołową. A nawet dwiema klęskami – rozpuszczeniem oraz plagą egipską. Komarów, rzecz jasna. I tak szyba była oblepiona tymi krwiopijcami. Ledwo, co dało się ujrzeć kawałek nocnego nieba, upstrzonego gdzieniegdzie gwiazdkami.
Postanowiła zejść na dół, do baru i napić się. WODY. Byle zimnej. Tu można umrzeć z gorąca.
Pokonawszy wiry powietrzne w korytarzu i mini wyładowania elektryczne na schodach, dotarła do upragnionej lodówki. Jest! Jest! Woda, zimna, kojąca, wspaniała...
- Uff, Orora, widzę, że nie tylko ja nie mogę spać w tej duchocie – z zamrażalnika wysunęła się twarz Joan. Zaraz potem dziewczyna w całej swej okazałości stanęła obok.
- Jest tragicznie. Nienawidzę lata.
- Uhm, ja też. Taka wnerwiająca pora roku. Nawet Heca leży i kwiczy w swoim pokoju, bo nie może się ułożyć na niespalonym kawałku ciała – grobowo dodała Joan.
Tymczasem hobbicko zielone odrzwia Knajpki roztworzyły się, wpuszczając masy gorącego powietrza. Woda w szklance Aurory zaczęła bulgotać.
- Pić... – wydusiła z siebie ciemna postać i padła kłodą po nogi Joan. Aurora podeszła do lodówki, wyciągnęła ze środka syfon i opryskała twarz przybysza. Ocknął się, i pełnym wdzięku ruchem, usiadł na stołeczku.
- Dzięki. Już myślałem, że koniec ze mną. Błądzę po tym lesie czwarty dzień – lekko uśmiechnął się brunet. Z uwagą popatrzył na dziewczyny.
- Bardzo zgrabne macie... eee... stołki – rzucił z chytrym uśmieszkiem. Aurora zaróżowiła się, nagle zauważając, że ma na sobie li tylko kusą koszulinkę nocną. Joan za to siedziała w dwuczęściowym kostiumie kąpielowym.
- Stołki? – powątpiewała Joaśka.
- Miano pana jakie? – rzuciła rozgniewana Orora.
- Miano?! He, he, he – roześmiał się gardłowo. Przypominało to szczekanie psa. – Na Merlina, kiedy ja słyszałem ostatnio taki tekst!... Chyba jeszcze za życia jaśnie pana tatusia...
- Cóż, chciałam po dobroci, Syriuszu – Aurora wyciągnęła różdżkę. – Drętwota.
<>
- Ja to powinnam zrobić! - wrzasnęła niepocieszona Joaśka. – Kto tu jest Aurorem bez pracy?! Ty mordujesz wilkołaki!
- Ja jestem Aurorą, więc też jakoś mnie obowiązuje. Poza tym, noblesse oblige – rzuciła przeszukując nieruchomego Blacka.
- Argh, jak ja mam dość tych waszych szlacheckich zobowiązań. Jestem pół na pół i też chcę się przydać – naburmuszyła się Joaśka. – Ennervate.
Syriusz Black otworzył ciemne oczy. I obrażony zadarł nosa.
- Gość przychodzi, a tu takie powitanie. Wrr. Liczyłem, że mnie wreszcie ktoś zrozumie i przyjmie... – zmrużył oczy. – Podobno to Knajpka, gdzie przyjmuje się degeneratów i przestępców.
- Aha! Przyznałeś się! Chociaż, powiem tobie, za cholerę nie pamiętam cię z zastępów Śmierciożerców – warknęła Ori.
- Bo nie byłem wśród nich. Glizdek zdradził, nie ja – odburknął nadąsany.
- No, dobra, Syri, wstawaj. Zdradziłeś, czy nie, tu możesz się czuć jak u swoich – wspaniałomyślnie dodała Joan. – W końcu zaatakowała cię niedoszła bratowa...
Tym razem Black tak komicznie wytrzeszczył oczy, że Aurora przygryzła język, aby się nie roześmiać. Wyglądał jak skrzyżowanie ropuchy z psem.
- A ja myślałem, że Regulus to kompletny aseksualista! – krzyknął zdziwiony i wstał gwałtownie.
- No, to wyraźnie się myliłeś – odparła Orora chichocząc.
- Fajnie. Ekstra po prostu. Macie coś do jedzenia? A może któraś z was byłaby taka miła, i mi obcięła te cholerne kudly? – wskazał włosy sięgające prawie pasa. – A, i przywiązałem Hardodzioba koło tej klaczy.
- Hm, chyba się zaprzyjaźnili – Orora wyjrzała przez okno.
- Czemu tak uważasz? – zapytał Syriusz.
- A czy muszę odpowiadać? – skrzywiła się lekko. – Wiesz, Joan, chyba trzeba ściągnąć Szefową.
<>
Hekate uważnie wpatrywała się w siedzącego przed nią byłego więźnia, Syriusza Blacka. I co chwila przecierała oczy.
- To, powiadasz, żeś niewinny. A mamy na to jakiś dowód? – zapytała groźnie.
- Nie, oprócz mojego słowa, nie macie nic – stwierdził z goryczą. Nagle jego oczy rozbłysły. – Albo nie! Remus Lupin polecił mi tę Knajpkę jako kryjówkę! Mówił też, że napisze list i wszystko wyjaśni...
- Lupin? – spytała niepewnie Szefowa i rozejrzała się nieporadnie po twarzach dziewczyn. – No, dostałyśmy od niego jakiś list, ale nie zdążyłyśmy przeczytać, bo... bo...
- Zginął – podpowiedziała Joan uprzejmie.
- Tak, dokładnie, zginął nam.
- Szkoda – zasmucił się Syriusz. – Ale Remmy mi mówił, że jutro może przyjechać... Wiecie, on ma małe kłopoty z dostaniem paszportu i w ogóle...
- Kiedyś to mu nie przeszkadzało – cmoknęła niezadowolona Joaśka. – Ale fajnie by było, jakby nas odwiedził...
Uśmiechnęła się rozmarzona i pobiegła do swojego pokoju.
<>
- Khem, Syriusz... – zaczęła Aurora nieśmiało.
- Tak? – zapytał popijając bardzo kolorowego drinka z palemką. – O co chodzi?
- Bo ja chciałam... ee... tego, no... – zamotała się w słowach. – A, wiem, przeprosić chciałam.
- No i?
- Przepraszam.
- A za co?
- Jak to za co, Syriusz, ja chciałam przeprosić, że ciebie tak, no, zaatakowałam – cicho szepnęła. – A ty mi wcale tego nie ułatwiasz, wiesz? Gdybyś od razu powiedział, że Remus cię przysłał, to byśmy na ciebie się nie rzuciły.
- Aha. Coś jeszcze? – popatrzył na nią ironicznie. I w tej chwili podpisał na siebie wyrok.
- Ty podlecu! Wredny, głupi podlecu bez serca, rozumu i mózgu – tupnęła nogą ze złości. – Żałuję, że Reggy cię nie zabił, grr...
- Widzisz, mój brachol był aż takim tchórzem, że mnie nie zabił. Zawsze miał takie problemy egzystencjonalne, że kazania Luniaczka to przy tym była pestka – upił łyka.
Orora spróbowała się uspokoić. Po chwili przywdziała maskę spokoju, logiki i Krukoństwa.
- Wy, z Ravenclawu to takie nienormalne ludzie. Od zawsze – zaczął wywód Black. – Nikomu nie włazicie pod nogi, macie najładniejsze dziewczyny u siebie, nieźle gracie w quidditcha... Jakbym szukał domu spokojnej starości, to chyba poszedłbym na wychowawcę Ravenclawu.
- A nie Hufflepuffu? – zapytała bez uśmiechu.
- E tam. Zanudziłbym się na śmierć. Puchoni to takie bidne, małe myszęta. Nic nie robią, kręcą się i kręcą, jakby im coś w dupę wlazło – stwierdził pewnie. – Poza tym, Ślizgoni uwielbiają się na nich wyżywać. Najpierw przegrywają z Gryfonami, a potem wyżywają się na małych Puchonach.
- Jakże ja się ciesz, że byłam w Durmstrangu – stwierdziła spokojnie. – Tam nie było żadnych nadętych dupków z Gryffindoru.
<>
Gdzieś w Anglii, cztery lata później
- Hermiooona – zawołał Harry dziewczynę mizdrzącą się przed lustrem. – Świetnie wyglądasz, nie musisz poprawiać makijażu. Przecież nie idziemy na kolację, czy do magowizji, no!
Wysoka, brązowowłosa dziewczyna o ciele modelki i idealnie białych, prostych zębach podeszła do męża. Jedynie wymykające się spod granatowego beretu króciutki loki oraz orzechowe oczy sprawiały, że można było w niej poznać dawną Hermionę Granger.
- Już, Harry, wiesz, że ciężko jest poukładać moje włosy. Są krótkie, ale wcale nie grzeczniejsze niż dawniej – uśmiechnęła się słodko i cmoknęła Harry’ego w policzek. – Spokojnie, kochany, zdążymy.
Harry Potter, Chłopiec-Który-Przeżył, Wybraniec, Ten-Który-Zabił-Tego-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać stał na najwyższym szczeblu kariery aurorskiej w młodym wieku lat osiemnastu. Dorobił się zamku godnego królowej Elżbiety, majątkiem przebijał nawet słynną J.K. Rowling&reg; i miał swoją wspaniałą rodzinę. Hermiona Granger-Potter, światowej klasy Transmutatorka, zrezygnowała ze zwiedzania obcych planet na rzecz życia u boku swego wiernego, wspaniałego męża, którego, jak sama opowiadała, „pokochała od pierwszego wejrzenia w pociagu do Hogwartu”. Ronald Weasley, zamieniony przez okrutnego Draco Malfoy’a w skrzata domowego, zamieszkał w Potter House pełniąc rolę kamerdynera i zarządcy. Po drugiej stronie ulicy, równie wspaniały znajdował się dom Draco i Ginevry Malfoy’ów wraz z ich dwójką dzieci (na razie).
W czarodziejskim świecie zapanował pokój, kiedy Harry Potter pokonał w ostatecznej walce Voldemorta. Cała Anglia osiadła w dobrobycie, ludzie pomagający Jasnej Stronie Mocy otrzymali sowite wynagrodzenia za wyrządzone przez Riddle’a szkody. Można by pomyśleć, że wreszcie Harry poczuł się spełniony... Jednak cos nadal gryzło jego sumienie...
- Wiem, najdroższa, ale ty również wiesz, jak bardzo mi na tym zależy – szepnął. – Tak bardzo pragnąłbym porozmawiać z Syriuszem i opowiedzieć o tym, co się stało, jak mu jestem wdzięczny za wszystko...
- Przecież wiem, najukochańszy. Ja wszystko rozumiem – zakończyła Miss Doskonałości. I powoli ruszyli w kierunku Wehikułu Czasu.
<>
Remus Lupin cicho wszedł do Dziupli Pod Ksieżycem. Była siódma rano, i naprawdę nikogo nie chciał obudzić.
Okazało się, że niepotrzebnie. Lunatyczki na jego widok wybuchły, niczym bomba atomowa, entuzjazmem. Gnieciony uściskami starych znajomych, rozejrzał się za Syriuszem. Black spokojnie siedział i popijając drinka, przyglądał się powitaniu.
- No, no, no, Lunatyku, chyba pierwszy raz w życiu masz większe powodzenie niż ja – zadrwił Syriusz.
- Ty wyczerpałeś swoją pulę w młodości, teraz nadeszły moje czasy – uśmiechnął się Remus i przepchnął przez tłumy dziewcząt. Usiadł obok Blacka i objęli się braterskim uściskiem.
- No, jak, bez problemów dotarłeś? – spytał Lupin.
- Pewnie. Tylko mało, co mnie nie rozniosła Aurora z Joan – zaśmiał się Syri.
- Hehe. Aurora mało co mnie nie zastrzeliła na pierwszym spotkaniu, a Joaśka...
I w tej chwili Joaśka zeszła majestatycznie po schodach, przykuwając uwagę Remusa. Pewnym krokiem podeszła do niego i ucałowała namiętnie.
- Łaaał. Remus, ja się pomyliłem, ty tu furorę robisz, a nie tylko masz powodzenie! – zawołał, lekko zdziwiony, Syriusz. – A ja nie dostanę żadnego całuska?
- Never ever, Black – naburmuszona Orora pojawiła się znikąd, i nieuprzejmie kopnęła Łapę w kostkę. Remus zachichotał.
- Cześć, Remus – stwierdziła sucho i spojrzała nienawistnie na Blacka.
- Macie Glizdogońskiej? Mało co się nie ugotowałem wędrując przez Puszczę. Troszkę pobłądziłem, bo San wysechł...
- Jasne. Teraz jest tak gorąco, że Glizdogońska dla wszystkich! – zawołała radośnie Joaśka i rzuciła się ku zbiornikowi z trunkiem.
- Cześć wam – burknęła Szefowa i siadła obok Lupina.
- I chwała – dodał dowcipnie Syriusz.
- Może być – odparła Hekate.- Joan, mi nalej Ognistej. Jakoś grzybki z Glizdogońskiej źle na mnie działają...
- Pewnie, Szefuńciu! – wrzasnęła wesoło Calamity Joan.
- Oj ja biedny! W ośrodku grzechu i rozpusty! – zachlipał w rogu Elektryk, tuląc nowego mopa. – Pracuję niczym najbardziej pogardzany skrzat domowy i nic, szacunku żadnego, nikt nie zainteresuje się biednym Arguskiem...
- O, Filch tutaj? – zdziwił się Black. – A ja ciebie w Hogwarcie ostatnio widziałem...
- Ta, Blacku przebrzydły, miałem ja przez ciebie kupę robocizny! A praca na cztery etaty nie jest łatwa... – zachlipał Filch. – Ale ja mam mój sssskarbbb... Ssskarbeńku móóój...
Przytulił do siebie coś na złotym łańcuszku i wrócił do zmywania podłogi.
- Zaczyna mi się u was podobać – rozentuzjazmował się Syriusz. – Chyba tu zostanę na dłużej!
- O nie... – załamała się Aurora.
<>
Gdzieś w lesie
- H-harry – jęknęła opływająca potem Hermiona. Kręcone włosy sterczały jej we wszystkie strony. – J-jesteś pewien, że dobrze idziemy?
- Absolutnie, kochanie, zaraz tam się znajdziemy i napijemy czegoś chłodnego – stwierdził poważny, mimo kompletnego roznegliżowania, Potter. – Tylko wytrzymaj jeszcze parę kroków, no, chodź... Lewa nóżka za mamusię... Taak, brawo... Prawa nóżka za tatusia... Pięknie, zaraz dojdziemy... I znów lewa, za bacię... Prawa za dziadziusia...
I tak szli, znękana komarami oraz gorącem Pierwsza Para magicznego świata. Hermiona, w samej li bieliźnie, mokra niczym żonkil na wiosnę i on, chłodny, wyniosły, pokryty bliznami Harry Potter w zdobionych zniczami czarnych bokserkach. Ich dozgonna, wspaniała miłość buchała we wszystkie strony taką siłą, że grzyby rosły w tempie drożdży, króliczki parzyły się swobodnie, a drzewa kwitły, wydawały owoce, i tak w kółko. Sielanka dobijała atmosferą wzajemnego miłowania.
Ale Harry Potter, o stalowych nerwach wyczuł nagle zapach kwiatów. I wiedział, że są prawie na miejscu. Tylko, żeby Hermiona dotrwała...
- Kochanie, patrz, to już tam! Widzisz ten szyld? – zakrzyknął do mdlejącej żony.
- Taak... Idź dalej... Beze mnie... Harry... – jęknęła i straciła przytomność. Ale Potter nie na darmo pokonał Voldemorta. Z siłą strongmena uniósł wiotkie ciało i pędem ruszył ku Knajpce. Byle nie było za późno!
<>
- Przydałby się ktoś do śpiewania – stwierdził nagle Syriusz, mając na myśli, rzecz jasna, siebie. – Mam taką jedną fajną piosenkę!...
- O nie Łapo. Ja znam te twoje fajne piosenki. Jeszcze tu Lunatyczki pogorszysz i nas wyrzucą – roześmiał się Lupin. Joan dorzuciła mu kilka kostek lodu do drinka.
- No, to jeśli nie je, to może ktoś inny zaśpiewa? Aurora?
- Nigdy w życiu, Black.
- To może...
- Ja zaśpiewam! – Joan skoczyła na środek sali. – Drogie panie, i dwóch panów, zaśpiewam wam piosenkę!
- Jeeee!!! Joaśka, śpiewaj! – rozległy się krzyki zadowolenia z kątów.
- A więc, zaśpiewam wam piosenkę o dziewczynach Syriusza... – roześmiała się Calamity. Orora zaczęła klaskać.
I tak oto Joan pierwszy raz wykonała swą popisową piosenkę – „Bella”. Tłumy szalały, Syriusz czerwieniał, a Aurora z delikatnością nosorożca, zaśmiewała się w głos tuż pod jego uchem.
Cudowna atmosfera. Heca odtańczyła breakdance’a, następnie Rachel, Puszczyk i Lu zaprezentowały polkę, która wszystkim przypadła do gustu. A na koniec, dziewczyny zmusiły Remus i Syriusza do odtańczenia kankana.
I właśnie, gdy pierwszy raz Black zadzierał energicznie spódnicę, do Knajpki wtoczył się młody mężczyzna z piękną kobietą w ramionach. Harry Potter przybył na miejsce.
<>
- Hermiona... Proszę panią, bo Hermiona... – wydyszał i upadł na kolana. W oczach zalśniły mu łzy. – Ratujcie ją!
W błyskawicznym tempie Szefowa przylewitowała garniec wody, zanim wyparowała, i oblała Hermionę. Która zresztą po chwili zaczęła bardzo melodyjnie się drzeć.
- Aaaaaaaaaaaaaaa! Mordują! – wrzasnęła młoda pani Potter.
- Nie morduja, tylko ratują – poprawiła uczynnie Aurora.
- James? – zapytał zdziwiony Syriusz.
- Nie, Harry. A to moja kochana Hermiona. A wiec ona przeżyje?...
- Pewnie. Od upału się nie umiera – stwierdziła Joan.
- Zwykle – dodała gdzieś z boku Noelle.
- A więc, Harry, mi się wydawało, że ty trochę, ee... Młodszy jesteś? – zapytał Lupin niepewnie. W końcu Hermiona w bieliźnie i Harry w bokserkach to niecodzienny widok...
- Z przyszłości my – odparła szybko Harry i zaczął wpatrywać z miłością w żonę.
- E, a jeśli wolno wiedzieć, to co wy... no, co wy w lesie robiliście? – zapytała niepewnie Noelle, próbując nie gapić się w stronę torsu Pottera. Harry popatrzył na siebie i zaczerwienił się aż po końce uszu.
- Przyszliśmy do Syriusza... Tyle że, no, wiecie, gorąco i się rozebraliśmy...
- Chłopcze, czy ty wiesz skąd się biorą dzieci? – zapytał poważnie Syriusz.
- Przynosi je bocian, rzecz jasna – odparł pewien siebie Harry.
- W naszych czasach, to z kapusty się je brało, ale co tam... Ważne, że ogólne pojęcie jest – stwierdził niespokojnie Syriusz. – A po co do mnie przybyliście?
- Chciałem z tobą pogadać o życiu, i śmierci i takich innych duperelkach...
- Ach, Syriuszu, jak dobrze cię widzieć – zawołała słabo Hermiona i uśmiechnęła się słodko. – Co ty na to, żebyśmy cię zabrali w przyszłość?
<>
- No, to do widzenia Syriuszu – uścisnął Blacka Lupin. – Może jeszcze kiedyś się spotkamy...
- Pewno, stary. W przyszłości wszystko możliwe, nie? – uśmiechnął się łobuzersko Syriusz.
- Harry, Hermiono, wy też się trzymajcie. Uważajcie na siebie – Remus uścisnął oboje. – Zawsze wiedziałem, że będziecie razem.
Joan przytuliła się do ramiona Remusa.
- Ach, jakie to romantyczne – otarła łzę wzruszenia.
- Ta, miłością wali od nich na kilometr – zrzędliwie nabzdyczyła się Aurora.
- Żegnajcie, moi drodzy. Odwiedźcie nas kiedyś jeszcze! – pomachała na pożegnanie Szefowa.
- Chwilunia, ja muszę jeszcze coś załatwić – wyrwał się Syriusz i energicznym ruchem przyciągnął do siebie Ororę.
- Puść mnie, brutalu – wrzasnęła.
W odpowiedzi dostała całusa. W same usta.
- No, i już się nie obrażaj. Żegnajcie! – pobiegł za odchodzącymi Potterami. Po chwili wszyscy troje zniknęli za drzewami.
- Ja wiedziałam, że ty tylko na to czekasz! – zarechotała Joan dźgając palcem w czoło Aurory. – Wiedziałam!
- Wcale, że nie – odburknęła uśmiechnięta Ori. Za oknem, wreszcie, chlusnął oczekiwany deszcz.

KONIEC
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 12:18, 27 Wrz 2005    Temat postu:

W twoich tekstach najlepszy jest.... (tadamtadam) Filch łoczywiście!
Naczelny Elektryk rozwala mnie i zrzuca z siedziska. Przepiękny! Ale na drugi raz musisz się bardziej postarać, coś za mały "meryzuizmu" było BUAHAHAHA Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:24, 27 Wrz 2005    Temat postu:

No, głównymi przedstawicielami "merysuizmu" było małżeństwo Potterów...
Filch piękny, oczywiście, najwspanialszy Elektryk pracujący na cztery zmiany... Biedaczek...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Wto 17:49, 27 Wrz 2005    Temat postu:

(tarza się ze śmiechu)
Boże! Orora, wiesz, że ja śpiewać nie umiem?
Auror bez pracy? A mnie się wydawało, że za czasów PRL - u auror właśnie mordował osoby niewygodne...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Śro 12:16, 28 Wrz 2005    Temat postu:

A gdzie ja? A gdzie ja?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:18, 28 Wrz 2005    Temat postu:

Wyjechałaś do karczmy bić się z orkami...
Po prostu, muszem przyznać, że ciężko jest wsadzić wszystkich. Pojawisz sie w następnym sequelu... Chociaż na razie nie mam Weny Sad *gorączka minęła*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Śro 12:21, 28 Wrz 2005    Temat postu:

Dobra! To w takim razie chcę być pogromczynią niewidomych surykatek. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:26, 28 Wrz 2005    Temat postu:

Maggie napisał:
Dobra! To w takim razie chcę być pogromczynią niewidomych surykatek. Wink

Mojego kolegę nazywają surykatka... Ale on niewiodmy nie jest..
A skąd weźmiemy w Polsce surykatki, oł maj gad?! Z ZOO uciekną?!
ALbo z beczki po Glizdogońskiej... Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hec
moderator avadzisty



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1449
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: na północ od chatki 3ech świnek

PostWysłany: Sob 0:45, 01 Paź 2005    Temat postu:

Aurora, twoje opowiadaniasą cudowne, wspaniałe, pełnie niesamowitego poczucia humoru i ...nop, nic dodać, nic ująć.
Czytam je juz któryś raz zkolei i nadal nie moge powstrzymać płaczu i spazmów ze śmiechu, jesteś niesamowita, NIE-SA-MO-WI-TA!
Uwielbiam twoje poczucie humoru, uwielbiam twoje opowiadania, błagam, pozwól mi ucałować cię w stopę!

A, tylko wara mi od syriusza, skoro żyje to niech przynajmniej żyje ku uciesze wytęsknionych fanek...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:25, 01 Paź 2005    Temat postu:

Ojej, Hecuś, co za wyznanie... Wink
No, i czytacie opowiadania osoby, która uznawała całe życie, że nie ma poczucia humoru... Czyżby mi się wyprodukowało pod wpływem Lunatyczek?!... Teraz jeszcze czekam na to, aż moja siostra odpisze na sms-a, co sądzi o tych opowiadankach... Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Sob 17:50, 01 Paź 2005    Temat postu:

Piękne! Co prawda szkoda, że nie spotkałam się z drogim kuzynem Blackiem, ale co tam.

Ogólnie - uwielbiam twoją twórczość forumową. I popieram pomysł stworzenia działu z takimi fikami, może sama zaczęłabym coś tworzyć?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:41, 01 Paź 2005    Temat postu:

Łał, pojawiłam się aż w trzech miejsach!!! Very Happy

Pięknie. Nie ma jak słodkie głupawki urocze. Milutkie. Chyba coś takiego mnie niedługo najdzie... To jest na pewno lepsze od Księżniczki - subiektywizm rządzi. Zdaje mi się być ciekawsze i lepiej opisane.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
lunatykująca wampirzyca



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 1434
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: komoda

PostWysłany: Wto 13:01, 11 Paź 2005    Temat postu:

Anty-kanon żądzi! wspaniałe cudeńko. elektryk zwala z krzesła. masz wspaniałe poczucie humoru, naprawdę. kiedy znowu będziesz coś pisać wrzuć mnie do tego, proooooszę! (jestem naprawdę ciekawa co ze mnie zrobisz Wink )
a pisz, pisz wiecej takich ARCYDZIEŁ. lekkiego pióra życzę!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angel
księzniczka księżycowej poświaty



Dołączył: 27 Wrz 2005
Posty: 1809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Mare Imbrium

PostWysłany: Wto 16:26, 18 Paź 2005    Temat postu:

A mnie kiedyś wrzucicie do jednego? <<pyta z miną kopniętego spaniela>> Proszę!!! ja nie wybrzydzam, ale jakbym mogła być płatną, bezrobotną morderczynią, byłą rzeźniczką a teraz pracuję jako egzorcystka-amatorka (no takiej jeszcze nie było, moze być sama egzorcystka-amatorka, tylko żebym miała jakies niesmaski z Remim i go chciała ukatrupić, czy cóś takiego, bo on jest wilkołkiem, ale wszysko by się wyjaśniło podczas konkursu picia (najlepiej, żeby był remis Wink ))?

Większymi nie łaska pisać? Ori jest ślepa jak nietoperz, i nie dowidzi takich literków. Pomyślę nad twoim pomysłem. Kto wie...
Moderator Absurdalny


podpowiem: takie coś to w WORDZIE można powiększać. Jak osobiście tak robię.


Ostatnio zmieniony przez Angel dnia Pią 16:40, 04 Lis 2005, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
D'Nika
wilczek kremowy



Dołączył: 14 Wrz 2005
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 23:44, 22 Paź 2005    Temat postu:

Pyszne! Jak lody śmietankowe! Ach, a ten buziak na końcu Wink I Remmy otoczony wielbicielkami... Ach - knajpki słodki smak :d

(To się zaachałam Smile )

No i ten niepowtarzalny humor...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin