Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Najgłupsi 2

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:55, 01 Wrz 2006    Temat postu: Najgłupsi 2

UWAGA! SLASH, PAIRING MERRY/PIPPIN!

ekhm. Uwaga, sceny... hm. ostre. jedna wycięta Razz <jak jakiś pervers zechce przeczytać, proszę się zgłaszać na PW>
Czyli ukryte oblicze Orory vel Zboczysuawy... juz nie tak wesoło jak w części pierwszej Wink
A Merry to jest tylko i jedynie obraz sleszowego Merry'ego stworzonego przez chorą wyobraźnię Ori na podstawie filmu i... Dominiczka Monaghana Razz

tadam!

Dedykowane koHanej becie Meg!

Najgłupsi, cz.2 całkowite zaćmienie hobbitów

Pippin z ledwo skrywaną za niewinnym uśmiechem złością słuchał narzekań mamusi.
- Synku, dziecko moje najukochańsze, dlaczego wreszcie się nie ustatkujesz, jak porządny hobbit? Jesteś już dorosły, a ani do pracy nie pójdziesz, ani nic... – jęczała podstarzała hobbitka, która przed ponad 37 laty urodziła owego młodzieńca.
- Nie macie pieniędzy, mamo? – zapytał uprzejmie.
- Synku! Wiesz, że nie o to mi chodzi! Byś zaczął zachowywać się jak dorosły, a nie... – zamachała energicznie rękami. – A nie ciągle po całej Włości z tym Brandybuckiem krążycie!
- Kiedyś ‘ten Brandybuck’ był dla ciebie Merrym, mamo – Pippin z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Wiem, wiem – matka zlekceważyła jego uwagę. – W każdym razie – będziemy mieli dzisiaj gości, więc się przygotuj.
O to chodzi – westchnął w duchu. – Znowu znaleźli jakąś ‘kandydatkę’...
Roześmiał się, gdy tylko matka wyszła z pokoju.

<>

Merry spokojnie ćmił fajkę, wpatrując się w brązowe wody Brandywiny.
Po chwili zasiadł obok niego Pippin. Wsunął swoją dłoń w jego rękę.
- No wreszcie – szepnął doń z wyrzutem. – Myślałem, że już nie przyjdziesz.
- Matka mnie zatrzymała, znowu wieczorem przyprowadzą jakąś dziewczynę...
Wstali i ruszyli w stronę Starego Lasu.
- Dobrze, że ja, jako Pan Bucklandu, nie muszę zawracać sobie głowy takimi głupotami. Ty też mógłbyś u mnie zamieszkać, Pip – spojrzał z wyrzutem na swego towarzysza.
- Teoretycznie... Ale będą dziwnie patrzeć, przecież wiesz, co już o nas mówią – Pippin spuścił wzrok. – I nie mylą się wiele.
- No to co? Niech sobie mówią! – Merry potrząsnął nim. – Nie odważą się nic zrobić, rozumiesz? A my...
Pocałował Pippina namiętnie i przycisnął do siebie z całej siły.
- Nie chcę cię stracić, Pip – po chwili leżeli w trawie, a oczy Merry’ego wisiały kilka cali od oczu Pippina. – Chciałbym być z tobą zawsze i wszędzie, w zdrowiu i w chorobie, zawsze! Rozumiesz? Kocham cię, a gdy myślę, że... że odejdziesz, znajdziesz sobie żonę... i przestaniesz...
- Cicho – Pippin otarł łzy spływające po policzku kochanka. – Nie myśl o tym. Kocham cię, jak nikogo w świecie. Tyle razem przeszliśmy... Myślisz, że mógłbym o tym zapomnieć? Nigdy... Nigdy...
Wtulił się w Merry’ego zachłannie.

<>

- Dziecko! – zawołała pani Tuk na widok swego jedynego syna. – Jak ty wyglądasz?!
Pippin niepewnie spojrzał w lustro. We włosach miał pełno liści, a koszulę zieloną od trawy.
- Co wy tam robiliście? – perorowała Eglantyna, złapawszy syna za ucho. – Natychmiast się przebierz i umyj, nasi kuzyni z Długiego Wykopu zaraz tu będą!
Po kwadransie Peregrin Tuk wyglądał nieco lepiej. Właśnie kończył zapinać koszulę, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi.
- Chodź szybko – matka zajrzała do niego.
Posłusznie ruszył przywitać gości.

<>

Diamenta miała czarne włosy, związane w gruby warkocz, przerzucony przez pulchniutkie ramię. Ubrana była w zieloną, ściśniętą w pasie sukienkę. Uśmiechała się słabo.
- Och, to jest właśnie nasza Diamenta! – szczebiotała rodzicielka ciemnowłosego zjawiska.
- Śliczna, doprawdy! – zawołała energicznie Eglantyna, lekko zezując na Pippina. – A to jest właśnie Peregrin.
Skinął uprzejmie głową, kiedy twarze gości zwróciły się ku niemu.
- Khem, może przejdźmy do salonu – zakasłał znacząco ojciec Pippina, podając ramię pani Amarancie.
Peregrin zrozumiał sugestię, ze ma towarzyszyć Diamencie.
- Pozwolisz... – ukłonił się hobbitce.
- Chyba muszę, nieprawdaż? – westchnęła.
Tym zadziwiła go po raz pierwszy.

<>

Siedzieli przy stole obok siebie. Z początku po prostu jedli, ale potem, gdy rodzina zaczęła niebezpiecznie głośno rozmawiać, ta cisza stała się krępująca.
Zerkali na siebie z ukosa, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Podobno dużo podróżujesz – odezwała się Diamenta niepewnie.
- Podróżowałem – sprostował Pippin. – Towarzyszyłem w niebezpiecznej misji Frodo Bagginsowi, a w rezultacie znalazłem się w Gondorze... Ile masz lat?
Wytrzeszczyła jasnoniebieskie oczy, ale odpowiedziała:
- Prawie trzydzieści, jednak nie wiem, co ma mój wiek wspólnego z twoimi podróżami.
- Teoretycznie nic... Ale faktycznie możesz niewiele wiedzieć o tamtych wydarzeniach – westchnął. – Tak jak cała reszta. Zostaliśmy we trzech – ja, Merry i Sam...
- Mówiłeś o podróżach – upomniała go Diamenta.
- No tak – uśmiechnął się. – Znam króla Gondoru...
- Znasz Wielkiego Króla? – hobbitka sprawiała wrażenie oszołomionej. – Naprawdę?
- A jakże by nie! – coraz bardziej bawiła go ta rozmowa. – Uganiał się za mną i Merrym przez pół Śródziemia!...
I tak rozmawiali cały wieczór.

<>

- Strasznie wdzięczna ta Diamenta, nieprawdaż? – zagaiła matka przy śniadaniu, a Pippinowi przypomniało się, jak spąsowiał, gdy hobbitka cmoknęła go w policzek na pożegnanie.
- A tak, bardzo miła – odpowiedział z pozornym lekceważeniem. – Zaprosiłem ją na spacer.
Oczy Eglantyny rozbłysły.
- No wreszcie!... To znaczy, bardzo to rozsądne, synku.

<>

Merry odskoczył od Pippina jak oparzony, gdy ten opowiedział mu o wydarzeniach z poprzedniego wieczoru.
- Po co niby ją zaprosiłeś na ten durny spacer? – zawołał gniewnie. Zdziwiło to Pippina.
- O co ci chodzi? Przecież mówią, ze chciała pożyczyć ode mnie ten ‘Silmarillion’, który dostałem od Faramira. Wolałem to, niż zapraszać ją do siebie, żeby sobie pomyślała niewiadomo co! – teraz to on uniósł się gniewem. – Nie żartuj, Merry, no... Dam jej tę książkę i tyle.
- Tak, a potem ona przyjdzie, żeby ci ją oddać i pożyczyć następną... Nie jestem głupi, Pip. Sam wiesz, że wcześniej było tyle innych ‘kandydatek’, które zapraszali twoi rodzice, ale tylko tej jednej musisz pożyczyć książkę! Nie rozumiesz?
- Chyba nie – odparł zimno Tuk.
- To kobieta! Istota rodzaju żeńskiego! Usidli cię, zanim się obejrzysz! Będzie pożyczała książki, aż nagle spotkacie się na ślubnym kobiercu, bo zechce sobie pożyczyć ciebie! I zapomnisz, i... – Merry sprawiał wrażenie oszalałego. Pippin podszedł i potrząsnął nim stanowczo.
- Nie rozumiem cię, Merry. Chyba nie wiesz, co mówisz – pieszczotliwie pogłaskał jego policzek. – Uspokój się i zastanów, zanim następnym razem powiesz coś równie głupiego.
- Tak sądzisz? – nagle Merry się uspokoił. – Gadam głupoty, tak? Zobaczymy, kiedy poprosisz mnie, żebym został drużbą na waszym ślubie, kochanie.
Odszedł, zostawiając Pippina samego na skraju lasu.

<>

Kilka tygodni później

- Ojej! – zawołała zaróżowiona Diamenta. – To naprawdę ‘Czerwona Księga’?!
Patrzyła na książkę spoczywającą w rękach Pippina. W pełni nią zaabsorbowana nie zauważała dziwnego spojrzenia towarzysza.
Tuk dziwnie schudł i zbladł. Jasnozielone oczy zmatowiały. Rysy twarzy wyostrzyły się i zmężniały – wyglądał jak prawdziwy hobbicki rycerz, niebywale wysoki i arystokratyczny.
Ona jednak miała na sobie luźną jasną koszulkę i, dziwnie wyglądające u hobbitki, brązowe, szeroki spodnie. Warkocz, jak zwykle, przewiesiła przez ramię.
Jak zahipnotyzowany wziął jego koniec w swoje ręce. To już zauważyła.
- Zawsze chciałam je obciąć, są okropne...
Spojrzał na nią jakby zdziwiony. Kim jest, co tu robi? Gdzie... Gdzie Merry?
- Wiesz... Pippin, jesteś niezwykły – spuściła wzrok nieśmiało. – Znamy się krótko, ale... ja nie czułam nigdy czegoś takiego do żadnego hobbita i... w każdym razie – dziękuję za książkę.
Stanęła na palcach, żeby do pocałować w policzek, ale on odwrócił twarz tak, aby trafiła w usta.
To nie różniło się od pocałunków Merry’ego. Tyle, że Brandybuck nigdy nie czerwienił się tak uroczo, kiedy odsuwali się od siebie.
- Pobierzmy się – zaproponował Pippin.

<>

Merry zawzięcie pisał w pokoju swoją książkę o zielu fajkowym. W skupieniu sięgał do najgłębszych pokładów pamięci w celu znalezienia odpowiednich słów.
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Serce Merry’ego zabiło szybciej – czyżby to wreszcie Pippin?...
- Proszę – powiedział głośno i odwrócił się. W drzwiach stała jedna z pokojówek.
- List do pana – wyciągnęła z kieszonki na piersiach kopertę z godłem rodu Tuków.
Merry zmarszczył brwi nieznacznie, ale wziął list.
Kwadrans później pędził do stajni po konia, z zaciśniętymi gniewnie szczękami i czerwony na twarzy.

<>

Bez wahania sam otworzył drzwi Wielkich Smajali i skierował się w stronę pokoju Pippina.
- Jak śmiałeś – trząsł się ze złości z żółtą kopertą w ręku. – Zaproszenie! Na ślub z tą dziewuchą! Bałeś się powiedzieć mi to wprost, tak?
Pippin otworzył szeroko ze zdumienia oczy.
- Zaproszenie?... – spytał i palnął się w czoło. – To sprawka mojej matki, Merry, chyba nie myślisz, że mógłbym tak postąpić?
Zamknął drzwi i objął Brandybucka uspokajająco.
- Miałem do ciebie iść, nie wiedziałem, ze matka wysłała zaproszenia... Tyle czasu minęło odkąd ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą, kochany... – z lekkim przestrachem spojrzał na ciężko dyszącego Merry’ego. – Zaraz ci wytłumaczę, o co chodzi... Ja...
- Zamknij się – wydyszał Merry. – Przecież mówiłem, że tak to się skończy. Pocałuj mnie, głupku i powiedz, że mnie kochasz.
- Kocham cię – wyszeptał po chwili Pippin.
- A ją? – zapytał cicho Brandybuck.
Pippin się zawahał.
- W inny sposób – wydusił. – Kocham Diamentę, ale w inny sposób, Merry. Mogę jej o wszystkim powiedzieć, ona... Rozumiesz?
- Nie – Merry’emu trzęsły się wargi. – Mnie też możesz o wszystkim mówić, Pip.
- Ale ty... denerwujesz się, tak jak teraz. Nie dopuszczasz do siebie pewnych myśli, kochany – położył głowę na ramieniu Merry’ego. – Powiedziałem jej o nas, zanim zdążyła wyrazić zgodę na nasz ślub. Nie chciałem jej oszukiwać. Potem nie odzywała się przez długie tygodnie, a ja usychałem coraz bardziej – byłem pewnie, ze straciłem was oboje.
Głos Pippina cicho wypełniał pustkę w głowie Merry’ego.
- Ale dwa dni temu przyszła do mnie. Była bardzo blada, oczy miała zaczerwienione i podkrążone. Powiedziała... że to najtrudniejsza decyzja w jej życiu. I że zanim zdecyduje musi wiedzieć, czy ją kocham naprawdę.
A ja odkryłem, ze moja odwiedź brzmi tak...
Merry czuł się zdradzony i oszukany, kiedy kołysał się w opiekuńczych ramionach Pippina.
- Jak to sobie wyobrażasz? – spytał drżącym głosem.
- Diamenta chce cię poznać – szepnął Pippin. – A ja tak bardzo nie chcę cię stracić...

<>

Merry gwizdał rohirrimską melodię, wpatrując się w zachodzące słońce. Wyglądało, jakby topiło się w rdzawobrązowej Brandywinie.
Wtem usłyszał za sobą kroki.
- Merry – Pippin zawołał dziwnie poważnym głosem.
Brandybuck odwrócił się powoli i spojrzał znacząco na Tuka.
- To jest Diamenta – Pippin wskazał towarzyszącą mu hobbitkę.
Merry podszedł bliżej i ukłonił się nisko.
- Nie powiem, że miło mi cię poznać – powiedział z krzywym uśmiechem. – Niedługo poślubisz tego, którego kocham, dzieweczko, a co gorsza on kocha nie tylko mnie.
- I-inaczej sobie ciebie wyobrażałam – wyszeptała drżącym głosem. – Nie wyglądasz na...
- Na zboczeńca? – podpowiedział Merry. – Twój przyszły mężusio, Czarna Diamento, też nie. A jednak.
- Merry! – krzyknął ostrzegawczo Pippin.
- Bez urazy, ślicznotko. Musisz się z tym pogodzić dla naszego wspólnego, słodkiego kochanka – demonstracyjnie przytulił Pippina.
- Przepraszam – wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać. – Wiem, jakie to trudne i r-rozumiem twoją reakcję.
Merry’ego zdziwiła postawa hobbitki. Ta jednak, jakby nie bacząc na wszelkie konwenanse, pewnie złapała go za szyję i pocałowała.
Merry nie musiał spoglądać na Pippina, by zorientować się jak musiało go to zdziwić.
- Mnie nie całowałaś przy pierwszym spotkaniu! – usłyszał rozbawiono-zaskoczony głos przyjaciela.
- Jesteś przystojny, Brandybucku – nieśmiałość hobbitki zastąpiła drapieżna zuchwałość. – Teraz jesteśmy kwita.
Wyciągnęła przed siebie dziwnie drobną dłoń.
Merry roześmiał się i ją uścisnął.

<>

- Merry... – do pokoju cichutko wszedł Pippin.
Merry nie spał. Czekał, a światło miesiąca odbijało się w jego szeroko otwartych oczach.
- O, czyżby mężusiowi znudziła się zadziorna żonka? Woli zadziornego kochanka?
Jak wygłodniałe zwierzę rzucił się na nowożeńca, całując go gdzie popadnie, silnie i namiętnie. Przywarł doń mocno, rozrywając guziki koszuli lewą ręką, a prawą pieszcząc cicho jęczącego Pippina.
Po chwili obrócił go na brzuch i wszedł weń gwałtownie. Jęki Pippina przybierały na mocy -
Zacisnął zęby na przedramieniu, żeby nie krzyczeć.
Po chwili Merry opadł zmęczony na kochanka, dysząc ciężko i zlizując pot spomiędzy łopatek Tuka.
Pippin odwrócił się i pocałował go mocno.
- Tęskniłem za tobą – szepnął, muskając szczupłymi palcami policzek Merry;ego.
- Ona wie, prawda? – podnosząc się zapytał Merry.
- Widziała, że jestem nieszczęśliwy – Pippin objął kolana ramionami. Jego mokra skóra błyszczała nieziemsko w świetle księżyca.
- Nie pociąga cię? – Merry podziwiał szczególy nagiego ciała przyjaciela. Pożerał go wzrokiem, kawałek po kawałku, jak gdyby jutro miało nie być.
- Pociaga, ależ tak... jednak nie tak jak ty. Sprawiam jej przyjemność, ona sprawia mi przyjemność... Ale to nie to, Merry, to nie to...
Brandybuck ułożył się w łóżku i zapraszająco odchylił kołdrę.
- Chodź, przyjacielu – powiedział cichutko i czule przytulił do Pippina. – Pogadamy.

<>

Diamenta podała dziecko Merry’emu. Ten niepewnie ułożył je w ramionach i spojrzał w maleńką twarzyczkę.
- Kto by pomyślał – pokręcił głową z niedowierzaniem. – Mały Pippin, a ja nie mam ochoty go wykorzystać!
Popatrzył ze zgryźliwym uśmiechem na młodego tatusia. Tuk w odpowiedzi puknął się w czoło znacząco i przytulił Diamentę.
Igiełka zawiści wbiła się w serce Merry’ego, wiec szybko wrócił wzrokiem do dziecka.
Miało różową, okrągłą buzię, malutkie, rozchylone usta i wielkie zielone oczy. Główkę porastały kręcące się, czarne włosy.
- Aleś słodki, chłopie – dotknął czubkiem palca nosa niemowlęcia. – Jakie daliście mu imię?
- Faramir – rodzice odpowiedzieli zgodnie.
- Faramir... – wyszeptał Merry do dziecka. – Dobre imię, chłopie. Będzie z ciebie hobbit, jak się patrzy, nie to co wujek Merry i twój tatuś.
Uśmiechnął się do zdziwionych Pippina i Diamenty.
- Oj tak, Kabaczku. Będziesz jak trzeba.

<>

50 lat później

- Merry, znowu oszukujesz – Pippin rzucił zagniewane spojrzenie siedzącemu po drugiej stronie szachownicy starszemu, posiwiałemu hobbitowi.
Sam Tuk zresztą wyglądał podobnie – w pomarszczonej twarzy tylko zielone oczy błyszczały młodzieńczo.
Do pokoju weszła Diamenta. Czas nie oszczędził i jej – grube niegdyś włosy przerzedziły się, a ich intensywny kolor pozostał tylko mglistym wspomnieniem.
W rękach niosła tacę z herbatą i słodkimi bułeczkami.
- Merry, pomóż mi – taca nagle zadrgała niebezpiecznie. Pan Bucklandu szybko uwolnił ręce hobbitki od zbytecznego ciężaru.
Diamenta usiadła w fotelu, próbując uspokoić drżenie dłoni. Nagle się rozpłakała.
Pippin podszedł do niej i uspokajająco przytulił. Merry stał z dziwną miną i tacą w rękach.
- Wreszcie będziesz zadowolony, Merry... Ja chyba niedługo umrę... - wyszeptała.
- Nie mów tak – Pippin złapał jej drżące rączki. – Będzie dobrze.
Merry wreszcie odstawił tacę i usiadł po swojej stronie szachownicy. Wiedział, że to Diamenta miała rację – jego ojciec przez ostatnie 10 lat swojego życia zmagał się z tym samym problemem.
Brandybuck z zazdrością patrzył na tych dwoje. Tyle lat czekał na jej śmierć, żeby mieć Pippina wreszcie tylko dla siebie...
I teraz, gdy ów wytęskniony moment zbliżał się długimi krokami, czuł pewien zawód i smutek.
Już nigdy nie miało być tak samo.

<>

Wszystkich dziwiła niezwykła zażyłość Tana i Pana Bucklandu.
Dziwne plotki krążyły wśród hobbitów na temat obu władców – jedne bliższe prawdy, inne dalsze.
Meriadok nigdy się nie ożenił, a pojawiająca się na wielu drzewach rodowych Estella Bolger byłą tylko wyznaczoną przezeń spadkobierczynią dóbr rodu Brandybucków. Jednak przez co ‘prawszych’ hobbitów przemianowana została na paniś Brandybuck dla ‘spokoju sumienia’.
Niebawem po śmierci Diamenty, obaj hobbici wyruszyli na Wschód, gdzie przez następne sześć lat wspólnie żyli w Minast Tirith.
Pierwszy, w wieku 108 lat, zmarł Meriadok. W niecały rok później dołączył do niego Peregrin.
Ich ciała spoczęły w Rath Dinen, razem z Wielkimi Królami Gondoru.
KONIEC
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Sob 10:41, 02 Wrz 2006    Temat postu:

Hua! Pierwsza!
Ale jak wiesz, Ori, moje zdanie jest następujące:
Dobre, mocne opowiadanie (nie dla wszystkich jednak), które mię bardzo się spodobało.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 13:03, 02 Wrz 2006    Temat postu:

Buuu, to takie SMUUUUTNE! Sad Ale to już mówiłam, zdaje się. Dalej domagam się wersji nieocenzurowanej. Merry, ach Merry! (kwik!)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin