Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Katharsis

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Harpoon
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legio XIII Gemina

PostWysłany: Sob 20:10, 25 Lis 2006    Temat postu: Katharsis

Jakby to przedstawić... Zaczęło się od kilku postów na pewnym forum. Wtedy to podjęliśmy się z Atrą zadania napisania wspólnego, w pewnym stopniu opartego na "faktach" dzieła. Co z tego wyszło, to już ocenicie Wy. Ja w każdym razie zamieszczam pierwszy fragment (każdy zamieszczony fragment jest oddzielnym rozdziałem):

Katharsis

Była to wyjątkowo ciemna noc. Ponad dachami unosiła się gęsta mgła, zasłaniająca całe niebo. Księżyc w pełni widoczny był tylko jako słaba poświata. Ci bardziej przesądni pochowali się w domach, zapalili świece i zaczęli modlić się do sobie tylko znanych bogów. Reszta zachowywała się jak co dzień. Wszyscy jednak nieświadomi byli zagrożenia, jakie w każdej chwili może na nich spaść. W panującej obecnie ciemności żaden człowiek nie mógł dostrzec przemykającej między drzewami i budynkami czarnej mgły. Widziały ją tylko wilki i sowy, te jednak szybko uciekały na jej widok. Wiedziały, że nie niesie ona ze sobą nic dobrego. Wiedziały, że jest w rzeczywistości demonem, jednym z ostatnich żyjących na tym świecie. Demon ten, kierowany wielką nienawiścią, ale i nadzieją zmierzał teraz prosto do pewnego z pozoru nieznaczącego miasteczka. Wreszcie miał odzyskać swoją własność. A przy okazji raz na zawsze pozbyć się osoby, przez którą niepotrzebnie cierpiał przez ostatnie lata. Wnuczki tej, przez którą to wszystko się zaczęło. Doskonale pamiętał ten dzień. Jakby to zdarzyło się wczoraj a nie siedemnaście lat temu...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vassir
srebrnogrzywy bimbrowiec



Dołączył: 22 Kwi 2006
Posty: 528
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Cieni i Mgły.

PostWysłany: Sob 20:19, 25 Lis 2006    Temat postu:

Napiszę tak: uwielbiam motyw demonologicznt (och, po prostu demony, o ile nie są to jakieś dziwne stwory, jakieś wielkie, umięśnione i tępe)... No i mgła, postać czarnej mgły. No, niniejszym czekam na ciąg dalszy!
Niecierpliwie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legio XIII Gemina

PostWysłany: Czw 17:26, 30 Lis 2006    Temat postu:

Kolejna część:

***

Vexais Czerley zszedł z leśnej drogi na niewielką polanę. Polana była pusta. Na pierwszy rzut oka. Bo jeśli ktoś wiedział gdzie i jak patrzyć dostrzegał drewniany budynek o spadzistym dachu i kilku wieżyczkach. Była to gospoda. Bardzo szczególna gospoda. Żadnego z jej gości nie można było określić przymiotnikiem „zwyczajny”, czy „normalny”. Ale nikt nie pytał o specjalne zaproszenie, czy przynależność do arystokracji. Każdy mieszaniec, demon, upiór czy człowiek o nieprzeciętnych talentach mógł tam wejść. Jeśli wiedział jak. Vex podszedł do pomalowanych ciemnozieloną, już nieco zdartą farbą drzwi i zapukał.
- Kto? W jakim celu? Na jak długo? Z jaką…- głos dobiegający zza drzwi urwał się nagle, bo Vex wsadził rękę w drewno, złapał mówiącego za ubranie i szarpnął, tak, że ten walnął nosem o drzwi.
- Daruj sobie te głupie pytania! - warknął nieuprzejmie.
- Auua! Dobra! Spokojnie Czerley, już otwieram!
Vex cofnął rękę. Zgrzytnęły łańcuchy i drzwi otworzył się z cichym skrzypnięciem. Niski, kościsty odźwierny trzymał się za nos.
- Nie trzeba było walić tak mocno! - wymamrotał obrażonym tonem.
- Jasne - rzucił Czerley wchodząc w głąb karczmy.
- Miło cię znów widzieć - odezwał się aksamitny głos. Biała twarz pojawiła się nagle kilkanaście centymetrów od jego twarzy.
- Gabriella - powiedział Vex zimnym szeptem. - Witaj.
Kobieta stała na suficie z niezachwianą równowagą, wisząc głową w dół, nieruchoma niczym rzeźba. Jej suknia nie podwinęła się ani odrobinę, czarne włosy spoczywały na ramionach.
- Spotkałem twoją cioteczkę w Czarnej Sali.
- Jak miło - Gabriella sfrunęła z sufitu i gracją stanęła na ziemi. - Co u niej? - zapytała obojętnie, wygładzając szaty.
- Jak zawsze doskonale - Vex skrzywił się lekko. - Bredziła coś o tajemnicy ogarniającej świat, czy coś w tym stylu…
- A tak, słyszałam - Gabriella weszła w głąb sali i usiadła przy barze, zakładając nogę na nogę.
- No i? Co o tym sądzisz? - Vex usiadł obok i niecierpliwie przebierał palcami po poręczy krzesła.
- A co niby mam sądzić?
- Gabriella, nie denerwuj mnie! - warknął Czerley uderzając pięścią w bar.
- Wybacz - mruknęła spokojnie, odrzucając kruczoczarne włosy na plecy. - Ale zupełnie nie rozumiem dlaczego tak się denerwujesz…
- Nie rozumiesz dlaczego… W co ty grasz?! - Vex ponownie uderzył pięścią o ladę.
- Ja? - Gabriella uśmiechnęła się niewinnie i zamrugała długimi rzęsami.
- Tak. Dokładnie wiesz o co w tym wszystkim chodzi. Wy coś knujecie, przeklęte wampirzyce!
Niewinny, iście anielski uśmiech nie schodził z twarzy Gabrielli. Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ukazując długie kły.
- Może - stwierdziła oględnie. - Domyślaj się… i tak nie zgadniesz.
- Wiesz co? Mam cię szczerze dość i najchętniej wysłałbym cię w otchłań, gdzie twoje miejsce…
- Oczywiście - powiedziała słodko wampirzyca. - Jesteś naprawdę uroczy. Barman!
Barman był zielony i wilgotny. Wyszczerzył w uśmiechu pożółkłe zęby.
- To co zawsze - poprosiła Gabriella. - A Czerleyowi daj coś na uspokojenie bo chyba ma ochotę mnie zakołkować.
- A żebyś wiedziała. Ale nie potrzebuję niczego na uspokojenie.
Płyn, który piła Gabriella był czerwony i pachniał krwią.
Vexais przemilczał chwilę, pozbierał myśli i zaczął.
- Słuchaj, wiem, że coś knujecie.
- Możliwe - odpowiedziała spokojnie Gabriella.
- Możliwe?!?
- Tak. Coś ci nie pasuje?
- Żebyś wiedziała!!! - krzyknął Czerley.
- Uspokój się wreszcie i powiedz o co ci chodzi!
Mężczyzna wziął głęboki oddech i powiedział:
- Po raz kolejny wciągacie mnie w jakąś waszą gierkę.
- Przesadzasz.
- Wcale nie.
- No, może miałyśmy pewne plany, ale....
Vexais aż wstał.
- Wiedziałem!!!
- Nie wrzeszcz, gapią się na nas.
- Mam ich gdzieś! - usiadł.
- Wiesz co? Powiem ci coś - Gabriella pochyliła się do przodu.
- Słucham.
- Szkoda.
- Szkoda?!
- Tak, szkoda, że nie potrafisz wykazać choć odrobiny dobrej woli...
- Mam już dosyć wykazywania dobrej woli! - mężczyzna znowu wrzasnął. - Dosyć tych waszych śmiesznych planów! Mam już dosyć ciebie! - te ostatnie słowa wykrzyczał najmocniej. - Vexais usiadł i kontynuował nieco syczącym głosem - Ale teraz już koniec. Właśnie po to tu dzisiaj przyszedłem.
- Koniec czego? - w jej głosie była ledwo dostrzegalna nutka niepokoju.
- Koniec z wykorzystywaniem. Koniec z waszymi głupimi planami. Koniec z nami! Nie będę dłużej twoim niewolnikiem!
Wampirzyca uśmiechnęła się krzywo.
- Nawet jeśli nim byłeś, to chyba tylko i wyłącznie z własnej woli. Ja cię nigdy do niczego nie zmuszałam...
- Zamknij się już! Nic już nie zdziałasz... Odchodzę... - po tych słowach Vexais wstał i zaczął iść w stronę drzwi.
- Proszę bardzo! Idź! Nie jesteś mi do niczego potrzebny! - tym razem Gabriella krzyczała. Czerley tymczasem, nie zważając na jej słowa, szedł przed siebie niszcząc każdy stołek, który przed nim stał.
- I nie demoluj mi lokalu!!!
Mężczyzna odwrócił się na chwilę i powiedział spokojnie.
- Gdybym chciał, już dawno bym go zniszczył.
- Ty?!? Dobre - zaśmiała się wampirzyca.
Vexais wściekł się, podszedł do jakiegoś stołka, uderzył w niego pięścią i nagle wszyscy, oprócz niego i Gabrielli zaczęli się palić i wkrótce opadli martwi na ziemię. Kobieta zacisnęła pięści tak, żeby Czerley tego nie widział. Ten jednak nie miał wcale zamiaru na nią patrzeć. Podszedł do drzwi i opierając się o ścianę rzekł nie odwracając się:
- Zanim sobie pójdę... mam do Ciebie jedno pytanie.
Gabriella prychnęła.
- Tak? Co jeszcze?
- Przez cały czas zapewniałaś mnie, że nie jestem ci do niczego potrzebny. Dlaczego więc cały czas próbowałaś mnie zatrzymać?
Skrzywiła się.
- A próbowałam?
- Cały czas.
- Nieprawda! - krzyknęła z wyczuwalną nutką histerii w głosie. - Ja po prostu... - urwała, po czym dodała z wymuszoną stanowczością - Nieważne!
Vexais odwrócił się.
- Słucham... - po czym nie usłyszawszy odpowiedzi rzekł - Wiesz co? Może jesteś stara, może jesteś potężna i tak dalej... Ale poza tym, pod otoczką tej całej swojej potężnej czarnej magii jesteś głupim rozpieszczonym dzieckiem! Niepotrafiącym przyznać się do żadnego błędu! Twoja własna arogancja tworzy tarczę, która odbija wszystko, czego boisz się dopuścić do myśli.
Gabrielli z coraz większym trudem przychodziło ukrywanie emocji.
- A czego niby boję się dopuścić do myśli?!?
- Tego, że swoją głupotą zniszczyłaś wszystko, co było między nami...
- A co było? - próbowała mu przerwać.
- ...I czy tego chcesz, czy nie, czy się do tego przyznajesz, czy nie, będziesz tego żałować do końca życia!
- Co było? To że czasami wpuszczałam cię do łóżka, naiwnie wierząc że coś dla Ciebie znaczę?!? - kontynuowała swoje wampirzyca. - Tak. Tego będę żałować!!!
- Widzisz?
- Nienawidzę Cię! - znowu mu przerwała.
- Jedyną prawdę, jaka Cię w życiu spotkała uznałaś za naiwne wierzenia... I wszystko zniszczyłaś!
- Nie było czego niszczyć!!! - wrzasnęła Gabriella aby ukryć zwątpienie.
- I kogo teraz oszukujesz?
- Nikogo...
- Siebie! Ale i tak jesteś za głupia, żeby to pojąć - Czerley odwrócił się ponownie w stronę wyjścia. - Ale na mnie już czas. I tak za dużo czasu tu zmarnowałem.
- Wynoś się!!! - krzyknęła Gabriella nie mogąc już ukryć emocji.
Vexais zrobił krok do przodu.
- I wiedz jedno... zniszczyłaś wszystko, co kiedykolwiek do ciebie czułem... I dalej to niszczysz.
- Czułeś?
- Kiedyś tego pożałujesz... - powiedział już spokojnie mężczyzna - Żegnaj wiedźmo.
- Jesteś do tego zdolny?!?! - kontynuowała coraz bardziej drżącym głosem Gabriella. Nie dane jej było jednak usłyszeć odpowiedzi. Vexais Czerley odszedł. Na zawsze. Pochyliła się by po chwili opaść na ziemię.
- Dlaczego...... - powiedziała bardzo cicho.
Oddalając się od karczmy mężczyzna usłyszał nagle donośny krzyk, po czym odgłos łamanych stołów i krzeseł mieszający się z płaczem. Westchnął tylko i rzekł bardziej do siebie niż do znajdującej się w środku Gabrielli:
- Żegnaj...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legio XIII Gemina

PostWysłany: Nie 18:16, 03 Gru 2006    Temat postu:

I jeszcze jedna:

***

Młoda wiedźma rozejrzała się dookoła. Mroczną salę rozświetlał ogień płonący na kominku i wiele długich, ciemnoczerwonych świec. Hebanowy kontuar zdobiły delikatne rzeźbienia i srebrne okucia, w środku miał kilka zamykanych na klucz szufladek. Stała na nim misa pełna krwistoczerwonych jabłek; obok niej leżał wielki, czarnoniebieski kocur. Stoliki, krzesła i ławy zrobione z ciemnego drewna, były czyste i starannie wypolerowane. Oprócz tego stała tam bogato zdobiona szafa, komoda i duża, czerwona kanapa, a na jednej ze ścian wisiało zwierciadło w srebrnej ramie, do którego wszyscy goście bali się zbliżać. Ściana na barem była zajęta przez zabudowane półki. W trzeciej ścianie było duże, gotyckie okno za którym majaczyła ciemna sylwetka ogromnego drzewa; kawałek dalej dwoje drzwi i schody prowadzące na piętro.
Oberża była prawie pełna.
W zacienionym koncie, w pewnym oddaleniu od innych gości siedziała, z nogami na stole, bawiąc się niebezpiecznie ostrymi nożycami postać tajemnicza i groźna. Była owinięta długim, ciemnozielonym płaczem, na którym widniały niedoprane plamy krwi. Spod głębokiego kaptura złowrogo błyskały jej czujne, drapieżne, złe oczy. Obok jej spoczywających na blacie stołu buciorów na wysokich obcasach stała wysoka szklanka soku marchewkowego, po którą krwiożercza istota co chwila sięgała.
Wiedźma uśmiechnęła się lekko po czym zawołała swojego pomocnika.
- Fred! Chodź tu!
Po chwili u jej boku ukazał się chudy, jak na swój gatunek, niziołek. Atra pochyliła się nad nim i szepnęła mu coś do ucha, po czym niski pomocnik skinął głową i zniknął za zapleczem. Dziewczyna odetchnęła. Wszystko już prawie gotowe. Wzięła do ręki kieliszek i pociągnęła mocny łyk krwistoczerwonego wina. Z trudem ukrywała zdenerwowanie.
Tymczasem hobbit wyszedł z oberży i skierował się w głąb miasta. Minął dwie ulice, po czym skręcił w prawo a potem w lewo. Znalazł się na ogromnym, pełnym kupców i ich klientów placu. Nie miał jednak zamiaru niczego kupować. Jego celem był budynek stojący na wprost. Po kilku minutach przeciskiwania się przez tłum Fred dotarł wreszcie do celu - miejskiego budynku poczty. Wszedł przez wielkie dla niego, mosiężne drzwi i stając na palcach zwrócił się do kobiety stojącej za ladą.
- Przepraszam, przyszła dzisiaj jakaś paczka?
- A kto pyta? – odpowiedziała pytaniem kobieta
- Przychodzę w imieniu Atry, kierowniczki oberży „Pod Zatrutym Jabłkiem”.
- Ach... - skrzywiła się recepcjonistka. Nie lubiła tego miejsca. - Proszę poczekać - dodała i zanurzyła się w katalogach. - Tak, dziś rano przyszła jakaś paczka, panie... - właśnie przypomniała sobie, że nie spytała go o nazwisko.
- Fred Bunce.
- Tak... A więc chce pan odebrać ją osobiście, czy mamy ją wysłać na miejsce?
- Os... - przerwał gdy wyobraził sobie siebie targającego przez całą drogę jakieś wielkie pudło. - A jak wielka jest ta paczka?
- Piszą, że niewielka.
- W takim razie zaniosę ją osobiście.
- Proszę tu poczekać, zaraz ją panu wręczymy - powiedziała kobieta i poszła na zaplecze. Po chwili wróciła z małą paczką w rękach. - Proszę tu podpisać - rzekła wskazując na niewielki papier na ladzie, a kiedy Fred dokonał już wszystkich formalności wręczyła mu paczkę.
- Dziękuję. Miłego dnia życzę - powiedział grzecznie hobbit i wyszedł.
Po kilkunastu minutach wrócił do Oberży.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi Atra od razu przywołała go do siebie. Kiedy podszedł zapytała cicho:
- Masz to?
- Tak, pani - odrzekł hobbit po czym podał dziewczynie paczkę.
Kiedy tylko Atra dostała ją w swoje ręce dała mu znać gestem, że może już sobie iść, po czym zabrała się za rozpakowywanie przesyłki. Kiedy to zrobiła jej oczom ukazały się jakieś dwa dziwne, błyszczące przedmioty. Od razu wyczuła w nich czarną magię. Uśmiechnęła się do siebie i nie wiadomo skąd wyjęła średniej wielkości zdobioną złotem szkatułkę. Otworzyła ją i włożyła do środka te dziwne przedmioty. Następnie rozejrzała się dookoła, czy nikt na nią nie patrzy, po czym zamknęła szkatułkę i głęboko odetchnęła. "Teraz mam już całość" - pomyślała. "Może jednak wszystko dobrze się ułoży…".
Rozsiadła się wygodniej i wzięła kolejny łyk wina, gdy nagle poczuła dotyk dobrze znanej jej dłoni na ramieniu.
- Co tam masz, skarbie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vassir
srebrnogrzywy bimbrowiec



Dołączył: 22 Kwi 2006
Posty: 528
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Cieni i Mgły.

PostWysłany: Śro 19:55, 13 Gru 2006    Temat postu:

Ojjj. Harpoon... Rozmowa z wampirzycą przypominała mi rozmowy z mody na sukces Sad Były w nich emocje i w ogóle... ale to coś nie tak. I to że on zabił wszystkich ww tej karczmie, ot tak sobie, bo go była zirytowała... To takie pstryk - żyją, nie żyją...
Może ja za duży nacisk kładę na śmierć kogokolwiek i zawsze próbuję jakos... nie wiem nie przedstawiać suchych faktów, ino jakos tak piszę..... z emocjami. Bohatera. Na prezykład:
Vexais wściekł się, podszedł do jakiegoś stołka, uderzył w niego pięścią i nagle wszyscy, oprócz niego i Gabrielli zaczęli się palić i wkrótce opadli martwi na ziemię.
zmieniłam bym na:
Vexais wściekł się tak bardzo, że całkowicie stracił nad sobą panowanie. Podszedł do jakiegoś stolika i premedytacją uderzył w niego pięścią. Wtem wszyscy bywalcy karczmy stanęli w płomieniach (*tu opis jak plomienie pożerają ich ciała). Vaxais poczuł chorą satysfakcję, kiedy poczuł dym spalonych zwłok (wampirzych jak mniemam). itp.
Hmm, hmm... No nie wiem. Ale cos bym zmieniła. Czytam 3 fragment
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legio XIII Gemina

PostWysłany: Czw 18:56, 14 Gru 2006    Temat postu:

Tym razem dwa fragmenty naszego dzieła:

Obudził się, ale miał wrażenie, że dalej tkwi w jakimś koszmarze. Czuł się okropnie… I dziwnie.
Jakby nie był sobą. Jakby był tylko chmurą dymu i kurzu…
Był chmurą dymu i kurzu.
„Co się, do diabła, dzieje?!” – pomyślał. Jego myśli też były dziwne. Jakby bardziej rzeczywiste. Niemalże materialne… Materia. Chciał przybrać jakiś bardziej materialny kształt. Ludzki kształt. Chciał. Musiał. Koniecznie.
I przybrał.
„Dopiero teraz się obudziłem?” – przyglądał się swoim rękom. Były inne. Wszystko było inne.
Co robił wczoraj?
Gabriella…
- Co ona mi zrobiła?! – krzyknął, przyglądając się ostrym, czarnym paznokciom. Szybko dotknął swojej twarzy, potem głowy. Poczuł pod dłonią coś twardego i gładkiego… Rogi?
- Co, do…
Powoli zaczynał rozumieć… Wyglądało na to że spełniła swoje groźby.
Siedział przez chwilę bez ruchu, próbując przyjąć to do wiadomości. A potem, żeby zyskać pewność, zmienił się w czarną panterę.
Ryk wściekłości rozdarł poranną ciszę. Pokój stanął w płomieniach.
W pewnym momencie kilku starców siedzących na ławce ujrzało wyskakującą, wśród dymu, przez okno na piętrze czarną panterę, by po chwili stać się świadkami zawalenia się całego budynku. Nie było im jednak dane nikomu o tym powiedzieć. Wkrótce ich głowy opadły na ziemię obok ciał odcięte ostrymi zwierzęcymi pazurami. Vexais zmierzał ile sił w stronę lokalu Gabrielli, z wściekłości zabijając każdego, kto nieświadomie stawał mu na drodze.
Po kilku minutach dotarł na miejsce. Przebił się przez drzwi gotowy zaatakować każdą napotkaną w środku postać. Nikogo tam jednak nie było. Wrócił więc do swojej postaci i podszedł do lady. Leżała tam przygnieciona butelką kartka.
"Ostrzegałam. Gabriella" - przeczytał.
Powietrze w promieniu kilkuset metrów znowu przeszył straszliwy krzyk i kolejny budynek zawalił się z jego powodu.
Nie czekając na reakcję mieszkańców Vexais przybrał postać czarnej mgły i odleciał w sobie tylko znanym kierunku.

***

- Nawet nie myśl, że pozwolę ci siedzieć w tym samej! - powiedział stanowczo mężczyzna.
- Ale ja muszę to zrobić sama.
- Nie ma szans!
- Ale on cię zabije! - mówiła drżącym głosem.
- Niech no tylko spróbuje! - mężczyzna zacisnął pięści.
Dziewczyna westchnęła głęboko.
- Dobrze...


PS. a co do Twojego komentarza, z tym spalaniem to musiałem chyba ja pisać Razz bo to ja zwykle sucho opisuję fakty Razz Ale z tą satysfakcją to chyba lekka przesada. Po prostu się wściekł i zrobił to, co każdy człowiek, z tą różnicą, że on miał wiekszą moc, więc się wszyscy zapalili. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legio XIII Gemina

PostWysłany: Pon 19:01, 18 Gru 2006    Temat postu:

I kolejna część:
***

Minęło dziesięć lat odkąd Vexais przestał być człowiekiem. Ani trochę jednak nie przywykł do swojej obecnej postaci. Przez pięć lat włóczył się po świecie potęgując tylko swoją wściekłość na Gabriellę, która tak, jakby nagle zniknęła z powierzchni tego świata. W końcu jednak pojął, że już jej nie znajdzie i zaczął skupiać się próbach powrotu do swojego prawdziwego oblicza. Pięć lat zajęło mu odkrycie tej tajemnicy. Teraz prawie wszystko było już gotowe. Brakowało mu jeszcze tylko jednego elementu. Elementu, po który właśnie leciał. Najważniejszego elementu.
Demon, który w tej chwili przyjmował postać kruka w pewnym momencie ostro zapikował. Pod nim, nieświadoma zagrożenia siedziała na niewielkiej skałce trzynastoletnia dziewczyna. Wzrok zatopiony miała w grubej księdze.

- Duchy… Upiory… - mamrotała Atra, kartkując księgę. – Aa… Demony.
Dziewczynka uśmiechnęła się do siebie, zagłębiając się w lekturze.
Gwałtowny podmuch wiatru rozwiał jej włosy, załopotały kartki.
- Co jest? – odgarnęła grzywkę z oczu i rozejrzała się. Ten wiatr miał w sobie coś niepokojącego.
Nad jej głową krążył kruk. Kruk który tak naprawdę wcale krukiem nie był… Więc czym był?
Poderwała się na nogi. Otaczała ją gęsta czarna mgła. Napierała na nią z każdej strony, dezorientując i przerażając. Atra okręciła się dookoła, próbując myśleć logicznie. „Nie bój się, głupia! Jesteś wiedźmą! – upomniała się w myślach. – Ten jakiś kruk śmie cię atakować, więc… więc… musisz… co…? „
Szumiało jej w uszach, przed oczami pojawiły się czarne plamy, trzęsły się ręce. Myśli zbaczały z obranego toru.
Książka wysunęła jej się z ręki.
Nie wiedziała co ze sobą zrobić, wszelkie próby zmuszenia się do działanie spełzły na niczym. Miała wrażenie że leci… Mgła, wszędzie ta czarna mgła…. I…
Nagłe uderzenie czegoś twardego sprawiło że oprzytomniała. Po kilku sekundach zrozumiała że tym co ją uderzyło była kamienna podłoga.
Nie zdążyła nawet w pełni dojść do siebie, gdy coś owinęło się jej wokół nadgarstków i kostek i pociągnęło do góry, by po chwili znów opuścić na jakimś kamieniu. Tym razem jednak w chwilę po tym w miejscach, gdzie to "coś" ją przed chwilą trzymało wylądowały mosiężne zaciski łańcuchów.
- Protestuję! – wrzasnęła półprzytomnie. To było pierwsze co przyszło jej na myśl. – Kimkolwiek jesteś nie możesz…
- Nie mogę? – odezwał się jakiś głos.
- Co ja ci zrobiłam? – szarpała się, oczywiście bezskutecznie.
- Na nic ci się ta wiedza już nie przyda.
Po chwili Atra już całkiem doszła do siebie i rozejrzała się dookoła. Z tego, co mogła dostrzec dowiedziała się, że leży przykuta do jakiegoś wielkiego, płaskiego kamienia. Po jej prawej leżały jakieś dziwne artefakty z dość dużym, zakrzywionym, czerwonym nożem z ostrzem zanurzonym we flakoniku z jakimś ciemnym płynem. Kiedy obróciła głowę w lewo dostrzegła coś na wzór czarnej, gęstej mgły, która zaczęła szybko skupiać się w sobie. Po chwili przeistoczyła się w postać mężczyzny z rogami.
„Tylko nie krzyczeć, nie krzyczeć…” – powtarzała w myślach, kiedy podszedł do niej.
- Czego chcesz? – zapytała nieco drżącym głosem.
„Głupie pytanie. Przecież widzę…Widzę że chce mnie zabić.”
- Tak… - uśmiechnął się okrutnie, biorąc nóż.
- Dlaczego?! – krzyknęła histerycznie. Zrobić wszystko, byleby go powstrzymać. Nie chciała umierać. – Co ja zrobiłam?
- Ty nic…Ale zostałem stworzony tym kim jestem…
- Co?! - dziewczynka zaczęła szarpać się ze wszystkich sił, lecz wkrótce łańcuchy się naprężyły skutecznie ją unieruchamiając. - Mam umierać, bo ktoś inny…
- Twoja babcia.
Atra zesztywniała. Babka. Wampirzyca, którą widziała tylko raz w życiu…
Nie, to się nie mogło dziać naprawdę…
- Przykro mi, mała – powiedział.
- Wcale nie – syknęła.
Demon uśmiechnął się szeroko i pochylił się nad nią nisko. Nie widziała teraz nic, prócz jego twarzy a na ustach wyraźnie czuła jego zimny oddech. Wpatrywała się w jego krwistoczerwone oczy. Przez chwilę widziała w nich tylko nienawiść. Zaraz jednak dostrzegła też iskierkę żalu. Już otworzyła usta, bo coś powiedzieć, lecz zamiast słów wyłonił się z nich piskliwy nieco krzyk. Ostrze noża przejechało lekko po jej przedramieniu i po chwili na zimny kamień zaczęła kapać krew.
Krew…
Zaczęło kręcić jej się w głowie. Poczuła straszliwy głód. Ciepła, świeża krew…
Głód i żądza krwi…
Zniknął paraliżujący strach, zaczęła myśleć rozsądniej.
Chciał ją skrzywdzić – musiała się bronić.
Zaczęła dogłębnie przeszukiwać pamięć w celu znalezienia jakiegoś zaklęcia mogącego wyciągnąć ją z tego koszmaru. Nagle, kiedy demon zebrał już trochę krwi z ręki do jakiegoś naczynia i zanurzył w niej nóż, olśniło ją.
Babcia. Zaklęcie. Bardzo potężne zaklęcie. Pomogłoby jej…
Nie wiedziała czy dobrze pamięta, ale skoro nie miała nic do stracenia….
Demon już uniósł do góry nóż i krople jej własnej krwi spadały jej prosto na twarz, kiedy w jednej chwili wszystko pociemniało. Całe pomieszczenie zatrzęsło się, powietrze zgęstniało. Vex zawahał się i ze zdziwieniem spojrzał na dziewczynkę. W jej twarzy było coś znajomego, nie miał jednak czasu, żeby się nad tym zastanowić, bo naglę coś mocno nim szarpnęło, powalając na posadzkę. Wypuścił z ręki nóż który nagle zrobił się bardzo gorący. Wszystko wirowało, w powietrzu strzelały iskry, podłoga zdawała się poruszać. Wszędzie wokół wiły się dziwne strzępy mroku i szkarłatnej mgły. Na ścianach pojawiły się długie rysy, podobnie na kamieniu na którym leżała Atra. Łańcuchy trzymające ją rozpadły się nagle i dziewczyna szybko wstała. Ciężkie metalowe drzwi rozpłynęły się jak lód, pozostawiając po sobie tylko kałużę. Artefakty z hukiem spadły na ziemię.
Atra, wyczerpana użyciem czaru będącego zdecydowanie ponad jej siły z niemałym trudem ześlizgnęła się z kamienia i opierając się o niego łokciami stanęła na nogach.
Teraz mam szansę! Muszę tylko zebrać się w sobie…
Spojrzała na demona. Vexais leżał i próbował sięgnąć noża, który rozpadał się, jakby nagle w przyspieszonym tempie odbywał się na nim proces korozji. Dziewczynka nie pozwoliła jednak, by ten widok zaprzątał jej myśli, więc szybko odwróciła od niego wzrok. Skupiła w sobie resztki sił i ciężko dysząc zaczęła biec w stronę drzwi.
Nie czekając aż nóż do końca się rozpadnie Vex zerwał się na nogi i szybko zagrodził drogę uciekającej dziewczynce.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legio XIII Gemina

PostWysłany: Wto 15:17, 02 Sty 2007    Temat postu:

Niewielkie drewniane drzwi otworzyły się ze zgrzytem nieużywanych przez lata zawiasów i do środka wszedł średniego wzrostu mężczyzna. Najpierw wewnątrz pojawiła się trzymana przez niego pochodnia, potem zaś sama postać. Niewielki ogień oświetlił nieco pomieszczenie. Była to jaskinia. Mężczyzna wszedł głębiej, po czym zamknął za sobą stare, spróchniałe drzwi. Miał ciemne, krótkie włosy i przymknięte ze względu na trzymaną pochodnię, brązowe oczy. Rozejrzał się dookoła. Jaskinia była prawie w stanie surowym. Jedynym śladem działalności człowieka były w niej, nie licząc drzwi wejściowych, otwory na pochodnie w ścianach. Z pomieszczenia, do którego właśnie wszedł (a które już znajdowało się kilkadziesiąt metrów w głąb ogromnej skały) odchodziły trzy inne przejścia. Po krótkim zastanowieniu Harpoon, bo tak nazywał się ów mężczyzna, wszedł do prawego.
Po kilkuminutowym, monotonnym spacerze wilgotnym, ciemnym tunelem Harpoon znalazł się w ogromnym pomieszczeniu z dużym stawem na środku. Mężczyzna podszedł do pierwszego sterczącego na wysokość dwóch metrów kamienia i włożył rękę w niewielki otwór. Po kilku minutach grzebania w kurzu i innych rzeczach, których nazwy i konsystencji wolał nie znać, natrafił w końcu na niewielką dźwignię. Chwycił ją mocno i pociągnął do siebie, po czym jak najszybciej wyciągnął rękę z obrzydliwej dziury. Wycierając ją o szmatę patrzył, jak z podziemnego stawu powoli uchodzi woda. Kiedy ręka była już czysta po stawie pozostała tylko dziura w skale. Przypatrując się jej dokładnie można było dostrzec po drugiej stronie niewielkie, krzywe schody. To właśnie po nich Harpoon zszedł na dół. Kiedy stał już na dnie dostrzegł niewielki tunel. Pochylił się i wczołgał do środka. Mniej więcej w połowie drogi natrafił na grube, stalowe drzwi, zupełnie jak od jakiegoś sejfu. Sięgnął za koszulę i wyciągnął niewielki, złoty klucz wiszący na łańcuszku. Włożył klucz do środka i od razu usłyszał dźwięk poruszających się trybów. Nie musiał nawet obracać kluczem w zamku. Wyjął go i mocno pociągnął za umocowanie. Po chwili mógł znów spokojnie stanąć na nogi. Wtedy, jego oczom ukazały się setki zbroi, ułożone kompletami w specjalnie wyrzeźbionych otworach w litej skale. Wszystko to tworzyło coś na wzór tunelu. Harpoon podszedł do starannie wykonanej, równej ściany i włożył pochodnię do małego otworu. Kiedy to zrobił, w jednej chwili naokoło tunelu, na każdej ścianie pojawiła się cienka linia ognia. Całe pomieszczenie zajaśniało i dokładnie można było dostrzec szczegóły każdej zbroi. Większość z nich była srebrna, starannie wykonana i tak odbijała światło, jakby świeciła własnym. Mężczyzna przyjrzał się przez chwilę najbliższym zbrojom, po czym poszedł na sam koniec tunelu. Leżała tam prostopadle do wszystkich zbroja złota, różniąca się od reszty. Na torsie znajdowały się dwa wyrzeźbione feniksy w płomieniach
a na naramiennikach wypisane były językiem runicznym jakieś słowa. Zbroja, w kilku miejscach przepasana była czerwonymi wstążkami, a wysoki kołnierz zdobiony był antycznymi wzorami. Obok zbroi leżał miecz w czarnej pochwie. Kiedy Harpoon go wyciągnął, miecz na chwilę zaczął świecić własnym światłem, o wiele silniejszym, niż to z podłużnej pochodni na ścianach. Szybko jednak przestał i wyraźnie widać było wyryte na ostrzu napisy w jakimś nieznanym języku. Mężczyzna zbadał ostrość miecza i kiedy z jego kciuka spłynęła niewielka strużka krwi schował broń z powrotem do pochwy.
- Świetnie - powiedział do siebie i szeroko się uśmiechnął. Wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Dwie godziny później w pobliskiej wiosce mówiono, że widziano upiora , który przybrał kształt rycerza w złotej zbroi, pędzącego na koniu w stronę zachodzącego słońca.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Śro 22:53, 03 Sty 2007    Temat postu:

Ja na razie przeczytałam dwa pierwsze fragmenty.
Mi akurat... w jakiś sposób przypadł do gustu ten kawałek ze spaleniem klientów knajpy... Nie wiem, czemu, może nieco ożywiło mi to zdarzenia. Bo - i tu zgodzę się z Siostrą - coś jest nie tak z tą kłótnią głównych bohaterów. Emocje są, oczywiście, ale może jest ich zbyt dużo, zbyt dużo wykrzykników, są nieco sztuczne. Można napisać spokojną rozmowę tak, że Czytelnik nie potrafi się od niej oderwać, a można napisać coś, co winno być emocjonalne, czyli porywające, ale wychodzi odwrotnie.
Nieco więcej spokoju w pisaniu. Więcej opisu, tak, żeby nie zostawiać akcji samej. Czysty dialog może być super, ale kiedy nie składa się w większości z wykrzykników - rzeczywiście przypominało to statyczną, pełną sztucznych łez telenowelę.

Mniej wykrzykników (w przypadkach typu: '!!!!', a także typu: '?!?!") oraz wielokropek składający się z trzech kropek (mi zdarzają się czterokropki, tak samo u Paciuta w książkach, heh, ale to wina redakcji - cztery kropki łatwo przeoczyć, około dziesięciu - trudniej Wink).

Mgła jest mniamniuśna. Jak najbardziej przypomina mi twórczość Siostry. I jest czarna!
Kurczę, mam nadzieję, że będzie więcej takich tajemniczych fragmentów, jak ten pierwszy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legio XIII Gemina

PostWysłany: Nie 15:28, 07 Sty 2007    Temat postu:

Demon zawył niczym wilk. Miał wrażenie że coś rozrywa go na kawałki… I w pewnym sensie rozrywało. Wydzierało z niego moc i zamykało w martwych przedmiotach. Wyjątkowo nieprzyjemne uczucie…
A mag – ten cholerny drań, ten sadysta – uśmiechał się z zadowoleniem. Zarobi na nim.
Vexaisowi bardzo nie podobała się ta opcja, ale nie mógł nic zrobić.
Był zamknięty w lochu, z którego najwyraźniej nie było wyjścia. Ale cały czas myślał o ucieczce. Ech, gdyby tylko mógł dobrać się do tego maga…
Ale nie mógł. Przynajmniej na razie.
Koniec. Chwilowy spokój.
Kiedy mag wyszedł Vex zapadł w coś w rodzaju letargu.
Po jakimś czasie ocknął się i nienawistnie spojrzał na runy pokrywające ściany. Unosił się przez chwilę w powietrzu, starając się nie myśleć, gdy nagle martwą ciszę rozdarł przeciągły, bolesny krzyk. Niewątpliwie krzyk człowieka. Młodej ludzkiej kobiety. Innej ofiary maga… Ciekawe ile ich było? I ile jeszcze będzie…
Demon odczuwał dziką nienawiść. Jedyne, na czym mu teraz zależało to uciec i zabić prześladowcę.
Następnego dnia pojawiła się szansa. Od razu zauważył że mag jest wyraźnie zdenerwowany i rozkojarzony. Właściwie w ogóle się nim nie zajmował, wszedł tylko na chwilę a kiedy wychodził nie zabezpieczył celi tak dokładnie jak zwykle…
Teraz mam okazję...
Demon zaczął powoli i mozolnie przedzierać się przez zaklęcia pieczętujące drzwi.
Miał wrażenie że cały przewraca się na lewą stronę i z powrotem, a w między czasie jest zgniatany jak kartka papieru.
Cierpliwie znosił trwające długie minuty męczarnie. Gdy w końcu mu się udało czuł się źle jak nigdy. Gdyby był człowiekiem z pewnością zemdlałby, lub zwymiotował. Albo jedno i drugie.
Dojście do siebie zajęło mu jeszcze więcej czasu niż wyjście z lochu.
Ale, to nic… Wyjdę stąd… Wyjdę. Już niedługo.
Podniósł się. Po chwili, niewidzialny, przemykał korytarzami zamku, szukając maga.
Znalazł go w wielkiej, niemalże pustej sali, z kolumnami podpierającymi strop.
Stał, opierając się na różdżce, a niedaleko niego leżała na ziemi jakaś postać.
"Więc ktoś jeszcze skorzysta na mojej ucieczce" - pomyślał Vex, zbliżając się.
Nie były to jednak wszystkie obecne w sali postacie. Stało tam jeszcze czterech młodych mężczyzn, ubranych w kaptury i ukrytych w najciemniejszych kątach komnaty. Ubrani byli w granatowe płaszcze z kapturami zasłaniającymi pół twarzy. "Pewnie słudzy maga" - pomyślał Vexais, kiedy ich dostrzegł. I całe szczęście, że mag też tak myślał. Ci jednak, mieli na dzisiaj swoje własne zadanie...
Nagle demon zamarł, słysząc wypowiedziane ochrypłym głosem słowa maga.
- Doprawdy, myślałem że jesteś silniejsza. Wstawaj, Atro!
Demon podejrzliwie zerknął na leżącą dziewczynę. Uniosła głowę i spojrzała prosto na niego… Martwymi, mocno podkrążonymi, lecz znajomymi oczami.
Ale przecież nie mogła go widzieć… Nie mogła?
Vexais nie wiedział co zrobić… Zabić któreś z nich, przyglądać się, uciec?
Zanim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, dziewczyna zerwała się i rzuciła na maga.
Najwyraźniej zaskoczyła go, bo zanim zdążył zareagować przeorała mu twarz paznokciami, które właściwie bardziej przypominały szpony; wokół jej palców rozbłysło krwawoczerwone światło. Jednak zaraz powrotem powalił ją na ziemię. Zwinęła się w kłębek, dygocąc.
- Wstań!
"Wytrzymaj! Jeszcze tylko chwilę!" - powtarzał do dziewczyny w myślach jeden z zakapturzonych mężczyzn. Od początku patrzył, jak mag dręczy swoją młodą ofiarę. Musiała mieć tylko jakieś szesnaście lat.
Z każdą następną minutą czuł do niej coraz większy szacunek. I coraz większą nienawiść do i tak znienawidzonego już władającego magią starca. Z każdą chwilą coraz gorzej znosił też widok cierpiącej dziewczyny.
Ciekawe kim ona jest, kim chciałaby zostać w przyszłości? Ciekawe jak potoczyłyby się jej losy, gdyby na jej drodze nie pojawiłby się ten starzec? Mężczyzna spojrzał na nią, leżącą na posadzce i chociaż wiedział, że nic to nie pomoże, próbował przesłać jej trochę swojej siły.
Wytrzymaj!
Spojrzał na nią.
Nie wstała, skuliła się bardziej.
- Chyba że się poddajesz?
- Poddać się! - syknęła, unosząc się na łokciach. - Kusząca perspektywa… Ale nie skorzystam - zerwała się ponownie i skoczyła mu do gardła… I znowu uderzyła o ziemię, tuż pod jedną z kolumn.
- Chyba jednak nie masz szans - rzucił jakieś zaklęcie, dziewczyna krzyknęła.
Zaśmiał się sucho.
Atra powoli uniosła głowę, spojrzała na Vexaisa błagalnie - więc jednak go widziała - po czym ugodziła zaklęciem w podstawę kolumny. Kolumna zachwiała się lekko.
Demon podjął decyzję.
To jedyne wyjście.
Z zabójczą prędkością wchłonął w chwiejącą się kolumnę. W jednej chwili łączenia z sufitem zaczęły pękać, kolumna z hukiem uderzyła w następną. Zderzenie było tak silne, że tamta również oderwała się od sufitu. Wtedy jednak Vexa już tam nie było. Podfrunął do maga i silnym ciosem posłał go na najbliższą ścianę. Nie czekając na efekt uciekł rzucając spojrzenie na przewracające się kolumny.
"Nie ma chwili do stracenia" - pomyślał mężczyzna i dał znać trzem innym stojącym w różnych kątach pomieszczenia.
Wszyscy nagle zrzucili z siebie płaszcze i odsłonili złote, lekkie zbroje. Szybko też wyciągnęli trzymane na plecach miecze.
Ciemnowłosy mężczyzna zacisnął lewą rękę w pięść, co było znakiem dla reszty, że postępują według planu.
Dwóch znajdujących się po jego prawej podbiegło od boków do przyciśniętego do ściany maga i wyciągnęło ku niemu swoje miecze. Trzeci, będący po lewej szybko stanął przed zaskoczonym starcem.
Mag szeroko otworzył oczy i podniósł się na nogi.
- A więc to prawda. Wy na prawdę istniejecie! - mówił drżącym głosem.
Mag zrobił kilka kroków do przodu. W jednej chwili ze strachu wpadł w furię.
- Najwyższa pora skończyć z Łowcami Magów! - krzyknął i wysunął otwartą dłoń przed siebie. W niecałą sekundę potem zbroja stojącego naprzeciwko niego mężczyzny zajaśniała pod wpływem zetknięcia z magią. Był to jednak jedyny efekt potężnego czaru. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i cofnął się o kilka kroków.
Wokół wszędzie waliły się kolumny. Zostało ich tylko kilka a już sufit zaczął pękać.
Mag spojrzał w górę, po czym znów wysunął przed siebie dłoń. Efekt był taki sam, jak poprzednio.
- Jak...!?! - dziwił się.
- Byłeś już świadkiem zbyt wielu śmierci. Czas, żebyś stawił czoła jeszcze jednej - mówił stojący naprzeciwko niego mężczyzna. - Twojej! - Uniósł miecz do góry, lecz mag szybko zablokował go odpowiednim zaklęciem.
Wszystkie kolumny opadły już na ziemię i gdzieniegdzie ze stropu zaczęły już sypać się niewielkie fragmenty.
"Mamy mało czasu" - myślał ciemnowłosy mężczyzna.
Stojący na wprost maga Łowca zrobił ponowny zamach, lecz i ten został odparowany. Mag nabierał pewności siebie.
Nie na długo. W tej samej chwili ktoś chwycił go za głowę i po gardle przejechał mu mały sztylet.
Czwarty Łowca, ten, który wydawał rozkazy upuścił martwe ciało i kiwnął głową do swoich towarzyszy.
- Musimy uciekać. - powiedział.
- Nie gadaj - uciął drugi i wszyscy zaczęli biec w stronę wyjścia.
Gdy już byli w drzwiach dowódca Łowców zatrzymał się.
- Co ty robisz? - krzyknęli niemal równocześnie.
- Uciekajcie! - młody ciemnowłosy mężczyzna zawrócił i podbiegł do jednej z przewróconych kolumn. Po drodze omal nie przygniótł go urwany fragment sufitu. Kiedy dobiegł na miejsce pochylił się nad kolumną i wyciągnął spod niej młodą dziewczynę.
Tym razem nie zginiesz.
Pięć minut potem zlany potem i obsypany pyłem i kurzem, trzymając dziewczynę na rękach wybiegł na zewnątrz.
Udało się!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
lunatykująca wampirzyca



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 1434
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: komoda

PostWysłany: Pon 14:29, 22 Sty 2007    Temat postu:

Już blisko.
Cień wyłonił się z lasu i skierował się prosto na znajdujące się w oddali nikłe światła. Były to światła z okien domów niczego niespodziewających się mieszkańców. To nie do nich jednak pędził. Jego celem był niewielki budynek na drugim końcu miasta. Czuł już obecność znajdującej się w nim kobiety. Wiedźmy. Już wkrótce wszystko miało się skończyć.
Kilka sów wzleciało w powietrze na jego widok. Vexais, mimo, że nie miał teraz twarzy uśmiechnął się.
Tak, uciekajcie. Mógłbym was zabić, gdybym chciał. Jak tych wszystkich żałosnych mieszkańców.
Przez chwilę demon zastanawiał się, czy rzeczywiście tak nie zrobić. Ostatecznie jednak postanowił ich oszczędzić.
Znów się uśmiechnął.
Ci nędznicy nie zdają sobie nawet sprawy, że ich los jest teraz w rękach jednego demona.
Już sama ta myśl dawała mu satysfakcję.
A w dodatku raz na zawsze pozbędzie się jej. Zerwie ostatnią nić łączącą go z Gabriellą.
Taak... Zapowiada się bardzo owocna noc.
Demon przeleciał przez najbliższe drzewo zrzucając z niego wszystkie liście.
Już naprawdę blisko.
Vex spojrzał w prawo. W powietrzu wisiał duży, czarny kruk.
Jedyny ptak, który nie uciekł na jego widok. Krążył tylko nad ziemią przyglądając się wszystkiemu.
"Gdzieś już widziałem takiego kruka" - zastanowił się, i przyjrzał mu się uważniej.
Ptak miał czerwone oczy i był prawie dwa razy większy od innych z jego gatunku.
A może on pochodził z innego?
Kruk zatoczył kolejne koło, po czym podleciał nad Vexa i zaczął szybować równo z nim.
Dokładnie tak, jak...

***

Czarny kruk z czerwonymi oczami.
Gdzie on mnie prowadzi?
Wokół tylko pola. I księżyc. A za mną ruiny.
Muszę stąd uciec. Jak najdalej. Jak najszybciej.
Szlag. Trzeba było uciekać od razu. A nie… Dlaczego tam tkwiłem? Trzeba było zabić od razu…
Zabić? Tylko kogo? Naprawdę nie mogłem się zastanowić kogo z nich bardziej nienawidzę…
Czy tego starego sadysty który robił ze mnie artefakty, czy tej smarkatej wiedźmy przez którą… wciąż jestem…
Kruk zakrakał.
Jestem… demonem. Jestem… jestem… Do diabła, przecież żyję dlatego, że jestem demonem…
Gdyby nie to już dawno bym zginął. Chociaż... z drugiej strony gdybym nim nie był, mag w ogóle by się mną nie zainteresował.
Nie wiem...
Zaraz! Gdzie jest kruk?
Nie ma go. Za to jest jakiś budynek.
No właśnie... co by było, gdybym nie był demonem?
Co by było, gdyby tamta rozmowa z Gabriellą się nie odbyła?
Co by było... Cholera! Muszę przestać tak myśleć!
Ważne, co teraz.
Tylko co teraz?
Mam się dalej użalać nad sobą?
Z pewnością Gabriella tego właśnie by chciała.
Chciałaby żeby wykończyły mnie własne myśli. O, nie… Nie dam jej tej przyjemności.
Krzak który mijam staje w płomieniach.
Podlecę do budynku.
Ludzka postać... Kaptur.
Cholerny kaptur! Muszę ukryć rogi.
Dobrze, knajpka. Pokój zamówiony.
Łóżko... ludzkie łóżko. Nie moje. Ale dzisiaj śpię jak człowiek.
Śpię jak kiedyś...
Chcę spać. Ale nie muszę. Demony nie potrzebują snu... Ja nie potrzebuję snu.
Czego ja właściwie potrzebuję? Niczego. Nie mam żadnej z ludzkich słabości.
Jestem demonem. Istotą wyższą. Potężniejszą.
Nie potrzebuję czarów… Ja je tworzę. W każdej sam mogę się nimi stać. Mogę stać się każdym. Człowiek tego nie potrafi. Nawet najpotężniejszy mag nie ma takiej mocy.
A mimo wszystko dałem się mu złapać. Dałem mu się wykorzystać.
Dlaczego?
Bo byłem głupi. Bo myślałem jak człowiek.
Cały czas myślałem jak człowiek. A przecież już nie jestem człowiekiem.
Byłem głupi...
Ale mimo wszystko pozbawił mnie… Właściwie czego? Części mojej istoty…
Brakuje mi tego co zabrał. Tak jak człowiekowi brakowałoby uciętej ręki… Nie. To coś głębszego…
Jestem słabszy…
Muszę odzyskać to co zabrał.
...Odzyskać swoją moc.
Ha! Już drugi raz chcę coś odzyskać.
Tym razem nie jest to jednak ludzka postać. Ludzie są słabi... nędzni.
A ja nie chcę taki być. Nie chcę już być człowiekiem.
Nie chcę spać.
Muszę odzyskać moją własność.
Ściany... Czym dla demona są ściany? Czym dla mnie są ściany? Niczym!
Odlatuję stąd.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legio XIII Gemina

PostWysłany: Pią 13:52, 09 Lut 2007    Temat postu:

Drogie Lunatyczki i Lunatycy... Czas już zakończyć to opowiadanie Smile
A więc, z przyjemnością, prezentuję Wam ostatni, najdłuższy fragment Katharsis Smile
I oczywiście zachęcam do czytania i komentowania naszego (jakby ktoś zapomniał Atry i mojego) pierwszego i mam nadzieję tylko na razie jedynego wspólnego opowiadania Smile

Czarny kruk.
"Pewnie prowadzi mnie do Atry" - myślał Vexais. "I dobrze". Czarna chmura minęła pierwsze budynki.
Po kilku minutach krążenia po mieście kruk poprowadził Vexa prosto w stronę lasu. Było tam jednak jeszcze coś.
Budynek... Knajpa.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł ciemnowłosy mężczyzna w złotej zbroi. Rozejrzał się dookoła. W środku nie było pełno osób. Tylko kilka stałych bywalców.
"Dobrze" - pomyślał i powiedział do stojącej przy barze młodej kobiety.
- Zapowiada się ciężki dzień.
Ubrana w czarną, długą suknię barmanka stała i wpatrywała się w zawartość trzymanej w rękach skrzynki. Wyglądała na zmartwioną.
- Coś nie tak? - przeskoczył na drugą stronę blatu i zbliżył się do kobiety.
- Jeszcze nie. Ale... - powiedziała cicho drżącym głosem.
Mężczyzna objął ją w pasie.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze.
- Próbuję w to uwierzyć... - odpowiedziała równie cicho, jak poprzednio.
- Nie martw się - uśmiechnął się mężczyzna i przytulił ją mocniej.
Nagle firany na oknach podniosły się do góry i zaczął wiać zimny wiatr.
Kobieta skuliła się lekko i spojrzała Harpoonowi w oczy.
- Myślisz o tym samym, co ja? - spytał.
- Chyba tak... - odrzekła.
Mężczyzna puścił Atrę i odwrócił się przodem do siedzących na stołkach osób.
- Uwaga wszyscy! - powiedział głośno - Opuśćcie to miejsce. Najlepiej będzie, jak wyjdziecie teraz tylnymi drzwiami. Fred! - zwrócił się do niziołka - Zaprowadź tych ludzi do wyjścia.
Kilku klientów zaczęło się buntować, szybko jednak spokornieli, kiedy Harpoon uderzył pięścią o blat.
- Już!
Wszyscy posłusznie opuścili pomieszczenie. Wszyscy, oprócz jednej osoby. Korzystając z ogólnego zamieszania jedna młoda dziewczyna oderwała się po cichu od grupy i schowała się pod schodami.
Tymczasem Harpoon przeskoczył przez ladę i ukrył się w kącie za sięgającą do ziemi zasłoną.
Atra natomiast stanęła na środku pomieszczenia.
Wszystko było już gotowe.
Po kilku pełnych milczenia i ciągnących się w nieskończoność minutach okno uchyliło się i do środka wleciała smuga czarnego, iskrzącego się dymu, który zaczął krążyć w powietrzu.
Atra spojrzała na dym.
- Witaj Vexais. Mógłbyś przybrać bardziej materialną formę? Bo ta jest... rozpraszająca...
Dym krążył tak jeszcze przez chwilę, po czym przybrał ludzką postać. Z głowy jednak wystawały mu dwa krótkie rogi.
- Od razu lepiej.
Vexais podszedł do wiedźmy i z wściekłością uderzył ją w twarz. Stojący w kącie Harpoon zacisnął pięści.
Atra upadła na ziemię i przycisnęła dłoń do policzka.
- Też się cieszę, że cię widzę. Tęskniłem. A teraz wstawaj, dziewczynko i oddaj mi moją własność... Chyba że chcesz się pożegnać z życiem... - powiedział demon
Młoda kobieta wstała.
- Tak... Zabij mnie, a nigdy tego nie odzyskasz...
- Tak sądzisz? Myślisz że nie będę w stanie tego znaleźć? Mylisz się...
- Nie sądzę, tylko wiem... Znam swoje możliwości. Nikt poza mną tego nie znajdzie. Nawet ty....
Demon zacisnął pięści.
- Nie wierzę. Oddaj mi to, wiedźmo, a będziesz żyć...
Stojący najbliżej stolik nagle stanął w płomieniach, Vexais natomiast zmierzył całe pomieszczenie wzrokiem po czym uśmiechnął się złowieszczo.
"Wie o mnie" - pomyślał Harpoon i chwycił mocno za rękojeść schowanego jeszcze miecza.
- Wiesz, że zrobię wszystko żeby to odzyskać... Dojdę to tego choćby po trupach...
- Nie znasz mnie? Mogłam to ukryć... Jeśli zginę nie odzyskasz tego - odpowiedziała Atra starając się, aby zabrzmiało to najpewniej, jak może.
- Więc czemu po prostu mi tego nie dasz? Będziesz miała spokój, będziesz żyła... - odrzekł Vexais.
Tymczasem ogień ze stolika przeniósł się na kolejny - stojący dość blisko ukrytego za zasłoną Harpoona.
Widząc to Atra pstryknęła palcami o ogień zniknął.
- Myślę że jak ci to dam, to i tak mnie zabijesz... A tak mam zabezpieczenie...
- Więc cię zmuszę... - rzekł przez zęby demon i zbliżył się niebezpiecznie do Atry.
Młoda wiedźma zrobiła krok do tyłu.
Widząc, że sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli Harpoon ścisnął mocniej swój miecz i wymawiając cicho jakieś nieznane słowa wyskoczył z ukrycia i szybko stanął między Atrą a demonem. Zrobił to z takim impetem, że stojąca z tyłu wiedźma musiała potknęła się i omal nie upadła. W międzyczasie mężczyzna wyciągnął swój miecz, który teraz zaczął jasno świecić i wycelował nim w Vexaisa.
- Tylko spróbuj! - wrzasnął.
Demon uśmiechnął się złowieszczo.
- A co mi zrobisz człowieku?
- Więcej, niż może ci się wydawać.
W tym samym czasie niespodziewanie zza schodów wyskoczyła też młoda dziewczyna. Stanęła odważnie przed demonem i wyciągnęła małą różdżkę. Widząc to demon uśmiechnął się złowieszczo i powiedział do stojącej z tyłu Atry.
- Poczekaj chwilę, wiedźmo... Najpierw musze usunąć przeszkodę...
Wiedźma zrobiła odruchowo krok do tyłu opierając się o barek.
Tymczasem Harpoon podniósł do góry miecz i przyszykował się do obrony krzycząc:
- Jadis, uciekaj! Nie jesteś w stanie nic zrobić!
Jadis natomiast, niepomna na jego słowa wyciągnęła różdżkę przed siebie. Zakręciła nią kilka razy. Nic się jednak nie stało. Zakręciła drugi raz i na końcu różdżki zapaliło się nieznaczne światełko.
Widząc to Harpoon przełożył miecz do jednej ręki, drugą natomiast chwycił młodą Jadis za ramię i wypchnął przez otwarte drzwi mówiąc:
- Wybacz.
Vexais tymczasem patrzył na to wszystko stojąc spokojnie i uśmiechając się bardzo demonicznie.
Harpoon wykorzystał to aby odwrócić się przodem do przeciwnika i ponownie chwycić miecz w obie ręce.
- No dalej! - krzyknął do niego wyzywająco.
Demon postanowił zaatakować i rzucił się z impetem na Harpoona. Wokół zapaliły się wszystkie stoły i krzesła. Gdy był już naprawdę blisko z jego palców wysunęły się długie, czarne, ostre jak brzytwa pazury. Vexais uniósł do góry ręce i zamachnął się nad głową mężczyzny. Ten jednak szybko zrobił unik i odskoczył na bok.
W tym czasie Atra wyciągnęła na wierzch swój medalion w kształcie półksiężyca.
Harpoon natomiast szybko odwrócił się przodem do demona od razu robiąc zamach wielkim mieczem.
Vexais cofnął nieco rękę unikając zderzenia pazurów z ostrzem i podskoczył wznosząc się wysoko w górę. Drugą rękę natomiast znów wymierzył w twarz mężczyzny. Ten jednak zdążył w porę zasłonić się ręką.
Czarne szpony przejechały po naramienniku. W tym momencie Vexais po raz pierwszy od wielu lat ujrzał coś, w co nie mógł uwierzyć. Ostre jak brzytwa pazury, tnące dosłownie wszystko nie przebiły się przez cienki z pozoru pancerz, pozostawiając na nim tylko świecące się ślady, które po chwili zanikły. Vex nie stracił jednak przytomności umysłu. Przeskoczył za Harpoona i kopnął go w plecy.
Mężczyzna bezwładnie poleciał do przodu, wprost na palący się stołek. Ten jednak zgasł tuż zanim Harpoon opadł na niego kompletnie go rozbijając. Szybko jednak się podniósł odwracając się przodem do przeciwnika.
Ten jednak, zamiast ponownie się na niego rzucić zaczął biec w stronę Atry.
Widząc to mężczyzna puścił miecz i sięgnął po wiszącą mu na plecach kuszę. Wycelował i wystrzelił jednym z dwóch bełtów. Pocisk pokonał dzielącą go od Vexa odległość z zabójczą prędkością i wbił się mu w plecy, między łopatkami.
Demon zawył i zwalił się na ziemię.
"Bełty spełniły swoje zadanie" - stwierdził z satysfakcją mężczyzna, kiedy z powrotem chwytał miecz.
Atra tymczasem rzuciła na demona zaklęcie i na jego ramieniu pojawił się szereg głębokich ran.
Postać Vexa zaczęła się rozmazywać, by po chwili stać się czarną chmurą, która szybko przekształciła się w panterę. Ogromny zwierz spoglądał to na Harpoona to na Atrę, jakby nie wiedząc, kogo zaatakować.
Nie musiał się długo zastanawiać, ponieważ Harpoon już biegł w jego stronę z uniesioną bronią. Po chwili opuścił ją nad zwierzem, które unikając ciosu przejechało pazurami po torsie mężczyzny. Efekt był taki sam, jak poprzednio. Pantera wylądowała na ziemię parę metrów dalej, błyskawicznie odwracając się przodem do Harpoona. Otworzyła paszczę pokazując wielkie kły.
Tymczasem mężczyzna uniósł miecz i wycelował nim w wielkiego zwierza, który właśnie szykował się do skoku. Po chwili odbił się od ziemi i poszybował w stronę mężczyzny wymachując łapami. Harpoon uniósł miecz do góry nadal celując w niego ostrzem.
Pantera znajdowała się już coraz bliżej. W końcu nabiła się na wystawione prosto na nią ostrze. Jedna łapa sięgnęła jednak twarzy Harpoona i pozostawiła na czole trzy długie, lecz dość płytkie rany. Było jednak już za późno. Martwy zwierz z impetem uderzył w mężczyznę przewracając go na plecy.
Szybko jednak zmienił się w czarną chmurę, która uniosła się do góry i wchłonęła w sufit. Podstawy stropu zaczęły pękać by po chwili opaść na nadal leżącego Harpoona.
- Nie ma mowy! - krzyknęła na ten widok Atra. Rzuciła odpowiednie zaklęcie i fragmenty sufitu znów wróciły na swoje miejsce.
- Bądź łaskaw nie rozwalać budynku, Vex... - rzuciła.
Tymczasem Harpoon wstał i dotknął dłonią czoła. Na palcach pozostała krew. Szybko sięgnął po miecz i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu chmury. Ta wyłoniła się z sufitu i wchłonęła w stojący na przeciwko mężczyzny płonący stół, który od razu uniósł się w powietrze i poleciał na Harpoona uderzając go w ramię. Płomienie jednak znikły, zanim doleciał do celu.
Samo uderzenie było jednak wystarczające, aby przewrócić już zmęczonego walką mężczyznę i rzucić nim o ścianę. Ten szybko jednak wstał i oparł się o nią plecami unosząc do góry miecz. Chmura natomiast wchłonęła w kolejny stolik, który, tak jak poprzedni poleciał w stronę mężczyzny. Tym razem jednak spotkał się z jego mieczem. Odłamki z trzaskiem opadły na ziemię. Za nim jednak poleciał następny. A potem następny. W taki sposób Vex wykorzystał wszystkie meble w lokalu. Większość z nich została przez Harpoona powstrzymana, kilka jednak uderzyło w niego z różnych kierunków. Zmęczony i obolały mężczyzna stał jednak nadal opierając się plecami o ścianę trzymając przed sobą miecz.
Kiedy już wszystko, czym można było rzucić zostało zniszczone czarna chmura zatrzymała się na środku sali by po chwili zamienić się w wielką, człekokształtną postać. Miała ponad trzy metry i w dodatku cała stała w płomieniach. Olbrzym zaczął powoli iść w stronę Harpoona a wszędzie tam, gdzie stawiał stopy zapalała się podłoga.
Oczy mężczyzny rozszerzyły się w strachu. Pierwszy raz podczas tego pojedynku nie wiedział co robić.
Jak pokonać chodzący ogień?
Odległość między nim a Vexem powoli, acz nieuchronnie zmniejszała się.
"Po drugiej stronie jest bar. Może uda mi się ugasić go wodą" - myślał Harpoon.
"Nie mam wyjścia".
Ruszył prosto na ognistą postać skacząc w międzyczasie. Mężczyzna wyciągnął w locie miecz przed siebie licząc, że uda mu się zwyczajnie przelecieć przez chodzący płomień.
Miecz przeleciał.
On nie. Gdy tylko miecz znalazł się w połowie drogi Vexais utwardził swoją strukturę i Harpoon, mimowolnie puszczając rękojeść uderzył w niego opadając na ziemię.
Spojrzał w górę. Z ognia rozległ się wyraźny odgłos szyderczego śmiechu, po czym lewa ręka olbrzyma chwyciła Harpoona za pancerny kołnierz na szyi i uniosła mężczyznę do góry.
Druga natomiast zacisnęła się w pięść. Vex wycelował prosto w twarz. Zanim jednak ognista pięść zderzyła się z twarzą, co niewątpliwie skończyłoby się śmiercią mężczyzny, została zablokowana przez jego ramiona. Naramienniki zaświeciły się na chwilę.
Vexais wściekł się. Spod rąk wyłoniły się kolejne. Dwie z nich chwyciły Harpoona za ramiona odsłaniając twarz, trzecia cofnęła się, szykując się do zadania ostatecznego ciosu.
W tym momencie twarz Atry zmieniła się dziwnie.
Jej oczy zaczęły jej świecić, odbijać światło jak oczy kota a źrenice zwęziły się w szparki o wrzecionowatym kształcie.
- Już po tobie, demonie! - wrzasnęła i wyczarowała zielonkawy płyn, którym oblała ognistego olbrzyma.
Wszystkie płomienie nagle zgasły i demon ponownie stał się czarną mgłą.
- Przybierz materialną postać, tchórzu! I chodź do mnie! - krzyczała.
Harpoon tymczasem opadł bezwładnie na podłogę i wziął głęboki oddech. Piekły go niemal całe ręce, krew, która wypływała z ran na czole niemal gotowała się od płomieni Vexaisa. W dodatku był już mocno wyczerpany. Mimo wszystko złapał miecz i korzystając z tego, że demon nie przybrał jeszcze żadnej postaci wstał opierając się o swój oręż. Kiedy to zrobił Vex przestał się już nim zajmować. Czarny pył skupił się przed Atrą i przybrał postać... Harpoona.
Ubrany w złotą zbroję i trzymający świecący miecz Vexais-Harpoon, którego od tego prawdziwego odróżniały jedynie rogi na głowie szedł szybkimi krokami w kierunku Atry.
Mężczyzna widząc to uśmiechnął się lekko i zbierając w sobie resztki sił rzucił się na demona unosząc do góry swój miecz. Ten jednak, zamiast przyszykować się do walki wyciągnął kuszę i nie odwracając się wystrzelił. Pocisk z wielką siłą wbił się Harpoonowi w tors, dokładnie tam, gdzie jest serce.
Mężczyzna opadł na ziemię.
Vex uśmiechnął się, wyrzucił kuszę i trzymając miecz zbliżał się do Atry. Już chciał się odezwać, kiedy nagle coś go zatrzymało. Wydał z siebie tylko pełen bólu krzyk i opadł najpierw na kolana, potem na tors. Z pleców wystawała mu końcówka bełtu. Za nim natomiast leżał Harpoon z uniesioną do góry pustą kuszą. Jego zbroja zdołała zatrzymać wystrzelony przez Vexa pocisk na tyle, żeby nie doszedł nawet do płuc.
Atra nie czekała aż demon zmieni postać. Przyklęknęła nad Vexem w postaci Harpoona i wyciągnęła przed siebie dłoń, otoczoną purpurowym światłem.
Demon podniósł głowę i spojrzał na nią z nienawiścią.
Wiedźma pochyliła się nad nim i powiedziała mu coś w niezrozumiałym języku.
Vex wysłuchał w miarę spokojnie, po czym z powrotem przybrał swoją postać.
Harpoon nadal leżał na ziemi opuszczając głowę. Rzucił tylko w stronę Atry swój miecz - jedyną broń mogącą zabić demona.
Ta tymczasem delikatnie dotknęła policzka demona "święcącą" dłonią. W miejscu tym od razu pojawiła się dziura.
- Dojdziemy do porozumienia? - spytała
Vexais odpowiedział zrezygnowanym tonem:
- Masz jakieś propozycje?
- Wiesz, Vex - zaczęła - Właściwie możemy cię zabić... Ale mam wobec ciebie dług, więc nie chcę tego robić... Może zgodzisz się na to co proponuję...?
- Niech was nicość pochłonie! Czego chcesz, wiedźmo?
- Chcę żebyś dał mi spokój. Żebyś nigdy nie tknął ani mnie, a żadnej osoby, czy rzeczy która ma dla mnie jakieś znaczenie...
- A co ja będę z tego mieć? Oddasz mi resztę mojej istoty?
- Oddam. Ale nie uwierzę tak łatwo w Twoje dobre intencje i zabezpieczę się...
Mam sposób. - szepnęła mu coś na ucho.
- Jesteś okrutna, Atro. A do tego genialna. Masz to po mnie? - Powiedział spokojnie demon.
- Nie. Po babci - wróciła do tematu - A więc? Stoi czy nie?
- Oczywiście… - uśmiechnął się krzywo demon. - Stoi.
Na te słowa wiedźma wstała, sięgnęła po skrzynkę, otworzyła ją i podała Demonowi.
- Bierz co twoje.
Demon wstał, podszedł, zaczął wyciągać przedmioty że szkatułki po jednym a one zlewały się w jedno z jego ręką.
- A to dla ciebie... - podał Atrze gładki, czarny kamień. - Zadowolona?
- Zadowolona. Mam nadzieję że ty też... A teraz wynoś się stad. I pamiętaj o umowie.
Vexais uśmiechnął się i rzekł łagodnie:
- Taak... Jesteś do niej bardzo podobna...
Podszedł do drzwi.
- Żegnaj - rzuciła Atra
- Żegnaj, wiedźmo - odpowiedział i wyszedł. Nie używając drzwi.
Atra obróciła się i zbadała wzrokiem całą oberżę. Wszystko było w ruinie. Nic się nie uchowało. Gdzieniegdzie dopalały się jeszcze resztki stołów i krzeseł. Wszędzie zaś pełno było dymu. Mimo wszystko była zadowolona. W końcu, raz na zawsze pozbyła się ze swojego życia tego demona. A to był powód do radości.
Westchnęła przeciągle.
Jeszcze jedno zostało jej dzisiaj do zrobienia.
Spojrzała na leżącego na środku Harpoona.
Nie odzywał się. Leżał tylko na brzuchu z głową schowaną w ramionach. Pod czołem i torsem tworzyły się dwie, małe plamy krwi. Leżał w bezruchu już od jakiegoś czasu. Ale żył. Widać było po równomiernych oddechach.
Atra podeszłą do niego, przyklęknęła, dotknęła dłonią głowy i zaczęła cicho wymawiać jakieś zaklęcia.

Tymczasem Vexais Czerley leciał na wschód. Był zadowolony. Dzisiaj, po siedemnastu latach tułaczki wreszcie zerwał z przeszłością. Teraz jest już prawdziwym demonem. I nikt nie jest w stanie w niczym mu przeszkodzić.
Jest wolny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin