Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

"konkurs"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Harpoon
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legio XIII Gemina

PostWysłany: Sob 12:40, 30 Wrz 2006    Temat postu: "konkurs"

I kolejne moje opowiadanie. Błędów mnóstwo, tajemniczości wcale, styl pisania niby prosty, czarów też prawie nic, ale może się spodoba.
Ze względu na długość będę wklejał fragmentami.
Dzisiaj pierwszy.


Ci z Was, którzy czytali Arateę zapewne pamiętają Urga – orka, jednego z aratejskich żołnierzy. Wspomniałem tam też, że zanim do Aratei trafił, był łowcą nagród. Chciałbym Wam teraz przedstawić jego ostatnie (i najbardziej nietypowe) zadanie.

A wszystko zaczęło się w pewnej samotnej tawernie, na północ od Wielkiej Pustyni Frost. Urg ledwo zakończył swoje ostatnie zadanie i właśnie korzystał tu z zarobionych pieniędzy. A zadanie to było bardzo proste: miał wytropić i złapać pewnego drobnego oszusta, który naraził się jakiemuś bogatemu głupcowi (bo jak inaczej nazwać kogoś, kto daje sobie ukraść niemal cały majątek i to zgodnie z prawem). Tak czy inaczej Urg dorwał tego oszusta, i wydobył z niego wszystkie pieniądze. Co prawda nie był to dość wyszukany środek perswazji, (zagroził mu życiem) ale najbardziej skuteczny, zwłaszcza, jak się jest orkiem.

Tak więc siedział sobie teraz w kącie, popijając najlepsze, dostępne tu piwo. Teraz mógł sobie pozwolić na taki luksus. Urg rozejrzał się po sali. Na pierwszy rzut oka było tu mnóstwo przeróżnych pijaków, wśród nich najwięcej ludzi (bo mieli też, nie licząc elfów, najsłabsze łby), ale zdarzało się też kilku orków, a nawet jeden krasnolud. Najwyraźniej miał ciężki dzień, skoro tyle wypił – pomyślał sobie Urg. Naprzeciwko niego siedziało przy małym stoliku czterech, ubranych w starawe zbroje ludzi, rozmawiających, o jakichś „wielkich” dokonanych przez nich czynach. Co chwila każdy z nich wymyślał coraz ciekawsze historie dotyczące jego ostatnich podróży. W końcu okazało się, że każdy z nich zabił albo cyklopa, albo smoka, albo inne wielkie i potężne zwierze, któremu nawet armia nie dałaby rady. Ork uśmiechnął się krzywo, słysząc wszystkie te historie. Ciekawe, czy któryś z tych „superbohaterów” zechciałby się zmierzyć ze mną. Będę musiał kiedyś to sprawdzić. Na tę myśl znowu się uśmiechnął, wyobrażając sobie, jak wyzywa ich do walki. Teraz jednak nie miał zamiaru robić tu awantury. To jedyna karczma w promieniu dwudziestu kilometrów, poza tym całkiem przyjemna. Nawet kapelę tu mają. Urg po raz kolejny uśmiechnął się do siebie, po czym sięgnął po kolejny, już ostatni łyk piwa. Zastanawiał się jeszcze przez chwilę, czy nie zamówić kolejnego, lecz postanowił, że dzisiaj chce pójść spać trzeźwy. Chociaż, jeszcze jeden kufelek nie zaszkodzi – pomyślał i wstał od stołka. Nagle, gdy był w połowie drogi ktoś trzaskając drzwiami wpadł do tawerny zwracając na siebie uwagę wszystkich. W tym również Urga. Był to bez wątpienia człowiek, wysoki, o długich czarnych włosach i dokładnie przystrzyżonej bródce. Miał na sobie zadbaną (choć wyraźnie widać na niej było ślady wielu bitew) zbroję płytową. No, to jest dopiero doświadczony wojownik – skwitował jego wygląd Urg. Nieznajomy mężczyzna zrobił kilka kroków do środka i wtedy w drzwiach pojawiło się dwóch następnych, o wiele od niego młodszych. Jeden obiema rękami trzymał wielki, szeroki miecz, a drugi, ten najmłodszy – wypełniony czymś worek, Może to jeden z Paladynów ze swoimi uczniami – pomyślał Urg, który niemal zapomniał, po co przed chwilą wstał z krzesła. Następnie mężczyzna odwrócił się za siebie i powiedział stanowczym, ale spokojnym głosem.
- Postawcie worek przy ścianie. Vasal, chodź tu z tym mieczem.
Na te słowa jeden z chłopaków podszedł do ściany, postawił na ziemi worek a sam usiadł przy nim na podłodze. Drugi natomiast, czyli Vasal przyspieszył nieco i siłując się z ciężkim dla niego mieczem podbiegł do tamtego mężczyzny. Po drodze omal nie przewrócił stołku, przy którym jakichś trzech ludzi grało w karty. W pewnym momencie mężczyzna stanął i zamiast, jak myślał Urg, podejść do baru i zamówić coś do picia, stanął na środku sali i odezwał się do wszystkich.
- Na razie nie musicie znać ani mojego imienia, ani wiedzieć czegokolwiek o mnie, czy o tych dwóch chłopakach. Przyszedłem tu jednak, żeby poinformować was, o pewnym turnieju, który organizowany jest przez księcia Maglji Kradina. Wszyscy chętni sławy, pieniędzy, albo jednego i drugiego niech zjawia się jutro przed tą tawerną.
- A skąd mamy wiedzieć, że to nie pułapka?! – odezwał się ostro jakiś człowiek.
- A niby na co? – zakpił mężczyzna
- Na nas, oczywiście.
- Nie macie nic, na czym mogłoby mi zależeć. – powiedział uśmiechając się mężczyzna, co wprowadziło większość obecnych w gniew. On sam jednak po tych słowach obrócił się i wyszedł z tawerny. Gdy tylko to zrobił kilku ludzi zaczęło szydzić sobie z jego przemowy, reszta natomiast zaczęła zastanawiać się, czy nie przyjąć jego oferty. W śród nich był także Urg, który już zupełnie zapomniał o zamiarze kupienia piwa. W końcu Kradin znany jest z tego, że lubi urządzać różne przedziwne turnieje i inne takie. Najważniejsze jednak, że rozdaje bardzo ciekawe i kosztowne nagrody dla zwycięzcy. W końcu przypomniał sobie o piwie, postanowił jednak, że lepiej mu będzie przemyśleć tą decyzję bez kolejnego pół litra alkoholu we krwi. Poszedł więc na górę, położył się na dość wygodnym łóżku i zaczął dalej zastanawiać się, nad propozycją nieznanego mężczyzny. Zanim jednak cokolwiek przyszło mu do głowy już spał.

Gdy się obudził było już jasno. Obmył się więc i zszedł na dół na nowo rozpamiętując propozycję tamtego faceta w zbroi. Ostatecznie stwierdził, że trochę więcej gotówki nie zaszkodzi, a jeśli będzie mógł się przy tym nieco zabawić, to tym lepiej. Wrócił więc na górę, włożył na siebie grubą, ciężką zbroję, zapakował pieniądze do dwóch worków: w jeden sto złotych monet, w drugi resztę, czyli dwa tysiące. Następnie zszedł na dół, dał barmanowi większą torbę z pieniędzmi (przy okazji zaznaczył, że wszystko jest dokładnie policzone i że niedługo po te pieniądze wróci) i wyszedł na zewnątrz. Okazało się, że przed karczmą stał tylko on sam. Teraz też dopiero zwrócił uwagę na to, że mężczyzna nie mówił kiedy dokładnie mają się spotkać. Usiadł więc sobie na belce i czekał. Po chwili z karczmy wyszedł jakiś mężczyzna, również ubrany w zbroję. Po chwili Urg rozpoznał w nim tego, który dzień wcześniej wątpił w wiarygodność tamtego rycerza, czy kimkolwiek on tam jest. Nic się jednak nie odezwał, wiedząc, że po wczorajszym piciu jego rozmówcy musi strasznie śmierdzieć z pyska. Po chwili przekonał się, że miał rację.
- Też czekasz ta tego faceta w zbroi?
- Tak – odparł niechętnie Urg. Nie miał dzisiaj w planach zawierać nowych znajomości.
- A wydaje mi się, czy nie wspomniał on dokładnej godziny?
- Nie, nie wspomniał.
- Więc może już po wszystkim? Może już sobie pojechali?
- Może...
- A tak przy okazji, jestem Dev. – powiedział mężczyzna i wyciągnął rękę.
- Urg-Nush-Khan – odpowiedział Urg i ścisnął wyciągniętą do niego dłoń. Miał teraz wielką ochotę ją zgnieść, żeby tylko ten koleś dał mu spokój. Wiedział jednak, że i tak mu go nie da, chyba, żeby go tak walnął do nieprzytomności. Ale teraz nie mam tego w planie – pomyślał. Może jak przyjdą następni, to da mi spokój. Tak też się stało. Gdy przed karczmą pojawił się kolejny mężczyzna Dev podszedł do niego i zaczął zadręczać go tak samo, jak wcześniej Urga. Tamten jednak był znacznie od niego cierpliwszy. Po chwili wyszedł jeszcze jeden ochotnik. Ten jednak nie miał na sobie nic, co mogłoby mu pomóc w walce. Żadnej zbroi, czy broni. Amator – pomyślał sobie Urg, kiedy go zobaczył. Nie przetrwa pierwszego dnia.
Takich amatorów pojawiło się jeszcze czterech. Co oni sobie myślą? Że wygrają ten konkurs ładną miną? A zresztą, tym lepiej dla mnie. Urg uśmiechnął się lekko i jeszcze raz spojrzał na tą zgraję zadowolonych nie wiadomo z czego amatorów. Ciekawe tylko, czy znajdą się ci wielcy bohaterowie – pomyślał i w tym momencie ci sami ludzie, którzy poprzedniego dnia chwalili się przed sobą swoimi osiągnięciami wyszli z karczmy. Teraz robili zdecydowanie lepsze wrażenie, niż wcześniej. Zbroje mieli wyczyszczone, że aż lśniły, gęby ogolone a u boku każdy miał długi, prosty miecz.
- No, panowie, widzę, że jednak się nie spóźniliśmy – powiedział jeden z nich.
- Całe szczęście. Nie na darmo tak się odpucowaliśmy. – odrzekł drugi rozglądając się dookoła – A gdzie ten cały koleś?
- Może blefował? – dodał trzeci
- Jeśli tak, to ja już mu pokażę. – powiedział czwarty.
- Wszyscy mu pokażemy – rzekł ten pierwszy, kiedy nagle wylądowała koło niego jakaś strzała, która wbiła się w drewnianą ścianę budynku. Mężczyzna natychmiast odwrócił się w stronę, z której przyleciała, lecz wśród gęstych drzew i krzaków nic nie dostrzegł. W następnej chwili z dachu wyskoczyło przed niego, i jego towarzyszy dwie, ubrane w czarne płaszcze postacie, każda z zakrzywionym, ciemnym sztyletem. Widząc to wyciągnęli swoje miecze i przyszykowali się do obrony. Tamci jednak zamiast atakować odskoczyli w bok i rzucili się na liczniejszych, ale nieuzbrojonych „amatorów”, jak to nazwał ich Urg. Tamci od razu zaczęli panikować i uciekać we wszystkie strony. Sam ork zaś wyciągnął swój ogromny, jak na człowieka topór i stanął. Nie wtrącił się jednak do walki i tylko obserwował bieg wydarzeń. Właśnie jedna z zakapturzonych postaci dobiegła do pierwszej swojej ofiary i zrobiła jej dość krótką ranę na plecach. Zraniony mężczyzna z jękiem upadł na ziemię i próbował dosięgnąć ręką rany, co mimo wszystko wyglądało dość komicznie. Nagle, patrząc na to wszystko Urg poczuł za sobą świst powietrza połączony z dźwiękiem tnącego powietrze, lekkiego miecza. Natychmiast pochylił się do przodu i odwrócił twarzą do zagrożenia. Tym, kto go zaatakował był jasnowłosy elf, o groźnym, lecz (jak u wszystkich elfów) łagodnym wyrazie twarzy. Był on ubrany w lekką złoconą zbroję, a w dłoniach trzymał dwa cienkie, ale piekielnie ostre miecze.
Ork szybko podniósł się i wysunął przed siebie swój topór. Następnie machnął nim prosto w przeciwnika. Tamten jednak zrobił unik, jednocześnie ponawiając swój atak. Jeden z mieczy uderzył w stalową powierzchnię topora, drugi natomiast przeleciał kilka centymetrów od orczego barka. Urg cofnął się do tyłu, uniósł w górę swój topór i ponownie uderzył. Żeby obronić się przed tym ciosem elf musiał skrzyżować miecze i wystawić je drodze ciężkiego, orczego oręża. Kiedy ostrza zderzyły się ze sobą poszło kilka iskier. Elf jednak nie był na tyle silny, żeby zatrzymać impet topora, który przebił się przez tą zasłonę i poleciał na dół. Nie trafił jednak samego elfa, który zdążył zrobić unik i odskoczyć do tyłu. Urg zdenerwował się i ponownie uniósł swój topór. Ta walka trwała już zdecydowanie za długo. W tym czasie elf okrążył go i spróbował zaatakować od boku. Nic jednak z tego nie wyszło, ponieważ Urg zdołał odparować podwójny cios swoim toporem. Nagle usłyszał za sobą głos, który bez wątpienia należał do owego mężczyzny, który wczoraj przedstawił im propozycję spotkania się przed kantyną.
- Dosyć! – krzyknął stanowczo, na co błyskawicznie zareagował elf, cofając się do tyłu. Urg niewątpliwie poleciałby za nim, lecz był lekko zdezorientowany. Stanął więc i rozejrzał się dookoła. Okazało się, że oprócz tamtych dwóch postaci i elfa, z lasu wyskoczył jeszcze jeden, ubrany w grubą broję i z wielką tarczą mężczyzna, oraz krasnolud, zręcznie wymachujący swoim mniejszym, niż u Urga toporem. Na ziemi natomiast leżało dwóch „amatorów”, oraz ten mężczyzna, który wyszedł z karczmy jako trzeci. Jeden z nich nadal próbował sięgnąć ręką do rany na plecach, drugi zwijał się z bólu trzymając się za rękę, natomiast ten trzeci leżał martwy z nożem w głowie. Reszta amatorów uciekła z powrotem do karczmy, skąd z najdalszego kąta próbowali dostrzec cokolwiek przez niewielkie okna.
- Nie było mowy o zabijaniu! – powiedział brodaty mężczyzna do jednej z zakapturzonych postaci.
- Wiem, ale rzucił się na mnie z takim impetem, że nie mogłem zrobić uniku – odparł strachliwie mężczyzna i błyskawicznie dobiegła do niego druga, z ubranych w czarny płaszcz postaci. – Musiałem go zabić, bo inaczej on zabiłby mnie.
- Dobra, niech ci będzie. Tym razem ci uwierzę – powiedział mężczyzna spoglądając krzywo na tamtego.
– Kim wy właściwie jesteście?! – spytał jeden z „bohaterów”.
- Dobre pytanie – odrzekł mu mężczyzna. – Teraz już mogę wam powiedzieć. Na imię mam Trogan i jestem najlepszym rycerzem księcia Kradina. – skromnością to on nie grzeszy, pomyślał sobie Urg - Osobiście wybrał mnie on, żebym zebrał ludzi na przygotowany przez niego „konkurs”.
- Tylko co miał znaczyć cały ten atak? – spytał ten sam mężczyzna, co poprzednio, a reszta jego kumpli tylko przytakiwała
- To była próba. Nie pozwolę byle ochotnikowi wziąć udziału w tym turnieju.
- Ale mi test! Mogliśmy się wszyscy pozabijać. – dodał oburzony jeden z ludzi.
- Też taki przechodziliśmy – odpowiedział elf.
- Może więc powiesz nam, Trogan, o co w tym wszystkim chodzi?!
- Już tłumaczę – odparł spokojnie mężczyzna. – Książę Kradin, jedyny i prawowity władca królestwa Maglji, mój...
- Oszczędź nam tych wszystkich tytułów i innych takich bzdur
- A ty nie wtrącaj mi się w zdanie! – odpowiedział gniewnie Trogan i wyciągnął swój wielki miecz.
- Dobra, dobra. – uspokoił się od razu mężczyzna. – Po prostu jestem lekko poddenerwowany tym całym atakiem.
- Jak i my. – dodał jeden z jego przyjaciół. Przez cały ten czas Urg milczał. Usiadł tylko na belce pod ścianą i przypatrywał się temu teatrzykowi. Po chwili Trogan kontynuował.
- W jednym zamku, należącym do sąsiadującego z Maglią królestwa Breminy, znajduje się pewien miecz. Cały ze złota, najostrzejszy miecz na świecie. Książę postanowił go zdobyć. Oblężył więc ten zamek zyskując tym samym pewność, że miecz nie zostanie wywieziony. Nie może jednak publicznie przyznać, że rozpętał wojnę z powodu miecza. Wymyślił więc jakąś wymówkę i zorganizował tajny konkurs. Kto zdobędzie dla niego ten miecz, dostanie nagrodę w wysokości miliona złotych monet.
- A gdzie tu haczyk?
- Wojska Maglji mają zakaz wpuszczania i wypuszczania kogokolwiek. Tak więc będziecie sobie musieli poradzić sami.
- A co, jeśli zrezygnujemy teraz z konkursu, albo uciekniemy z mieczem?
- Wtedy osobiście was pozabijam.
Na te słowa „bohaterowie” lekko się zaśmiali. Szybko jednak uśmiech zniknął z ich ust widząc bliżej miecz Trogana.
- A teraz w drogę. – powiedział mężczyzna. – Wszystko, co do życia niezbędne mamy ze sobą, więc możemy wyruszyć już teraz.
Po tych słowach zapanował lekki chaos. „Bohaterowie” zaczęli rozmawiać cicho między sobą, reszta patrzyła na siebie niewiedząc, co robić a Urg po prostu wstał, podniósł z ziemi swój worek z pieniędzmi, po czym podszedł do Trogana. Chciał zamienić z nim kilka słów, dotyczących szczegółów tej akcji. Był pewien, ze rycerz nie powiedział mu wszystkiego. Zanim jednak to zrobił, mężczyzna odezwał się ponownie, tym razem władczym tonem.
- No ruszajcie się. Jesteście podobno doświadczonymi wojownikami, czy jak was tam zwą, a stoicie tu jak jakieś baby.
- Wypraszam sobie – odezwała się jedna z zakapturzonych postaci, rozluźniając nieco atmosferę. Następnie zdjęła kaptur, choć już wtedy Urg nie miał żadnych wątpliwości – była to kobieta. Miała czarne włosy i ciemnobrązowe oczy. Trudno było ją nazwać piękną, jednak tylko ze względu na nieco „zabójczy” typ jej urody. Zresztą dla orka i tak była tylko ludzką kobietą.
Na jej widok kilku „bohaterów” gwizdnęło przeciągle. Szybko jednak przerwali, gdy doszedł do nich zakapturzony mężczyzna, przyłożył jednemu sztylet do szyi i syknął
- Tylko spróbujcie ruszyć moją żonę a gorzko tego pożałujecie!
- Spokojnie skarbie. – mimo wszystko słowo „skarbie” dziwnie brzmiało w jej ustach, pomyślał sobie Urg – Jak spróbują się do mnie dobierać sama pokroję im gardła.
- Nie wątpię – powiedział mężczyzna i zbliżył się do niej.
- Dobra, koniec tych pieszczot, ruszamy! – zakończył Trogan i wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy. Po chwili z lasu wyszło dwóch chłopaków, tych samych, którzy poprzedniego dnia towarzyszyli mu w karczmie. Rycerz podał jednemu miecz, wziął z worka drugiego jabłko i ruszył przed siebie. Za nim jako pierwszy poszedł Urg, potem elf, następnie para w kapturach, krasnolud i na końcu czwórka „bohaterów” z baru.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin