Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

No boy, no cry.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Evil Yuki
wilkołak glizdogoński



Dołączył: 11 Paź 2005
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mego małego świata

PostWysłany: Pon 15:49, 31 Lip 2006    Temat postu: No boy, no cry.

Fragment.
Lubię narrajcę pierwszoosobową, ale do niedawna wydawała mi się cholernie nieprofesjonalna...


Siedziałem na łóżku, oplatając ramionami kolana i rozmyślałem, odkąd Andrzej trzasnął drzwiami. Co jakiś czas wyginałem się minimalnie i całowałem któreś z moich kolan. Zimne jak cholera. Chyba nie mam serca, które grzałoby moje pieprzone, sponiewierane, lodowate ciało.
Pretensji do Jędrzejka też nie mam, mieć nie powinienem. I tak wiele wytrzymywał, wiele znosił. Cierpliwy chłopak, ot co. Bardzo dobrze nas dobrali na początku. Ale to był czysty przypadek. Jędrzej jest rok starszy, jego kolega z pokoju został wyrzucony ze szkoły, więc zająłem miejsce buntownika w bursie, zamiast spać na trzeciego w pokoju. Brakowało dla chętncyh łóżek, a AMLO nie chciało nikomu odmawiać miejsca. Nie wiem, czemu akurat ja, a nie ten wieśniak, Kuba Ptaszek, czy spokojny Romek został przydzielony do starszego ucznia. Miesiącami żałowałem, że nie jestem z kimś w moim wieku, tak samo nieobeznanym, nie mogliśmy wspólnie poznawać zakamarków tego budynku. Ja i Jędrzej tylko spaliśmy razem, resztę czasu włóczyłem się po szkole i okolicach, poznając najróżniejsze zakamarki tego miejsca. Ale to się zmieniło.
Dopasowaliśmy się do siebie. Dwa kamienie o różnym kształcie, które wciąż o siebie pocierały, chociaż z początku nijak nie myśleliśmy, że można by je złączyć. Zmieniły się w jedność. Nawet nie wiem, czy magia nie zadziałała w tym przypadku. Sporo straciliśmy na tej inwestycji, odrzucając pewne rzeczy, by móc być jak najściślej dopasowani. Przeznaczenie rzuciło nas tak blisko siebie, do tego samego, ciasnego pokoju bursy katolickiej szkoły, najpierw gimnazjum, potem liceum. Dopiero po czasie uświadomiliśmy sobie, że to, co nas łączy, nie mogło być dziełem przypadku. Raczej przeznaczenia, które chciało, abyśmy się spotkali jak najwcześniej, od razu, gdy wyfrunęliśmy z kochających ramion matki.
Może Jędrzej wyfrunął, ja nie miałem skąd. Mieszkałem w nienormalnym domu. Ojciec wciąż zajęty, czasami wpadał raz w miesiącu, na kilka godzin. Świetnie pamiętam te najwcześniejsze noce. Wyjmował brudne ubrania z torby, wrzucał je do pralki i póki nie mógł już suchych powtórnie zapakować, spacerował ze mną po domu. Wyjmował mnie, wtedy jeszcze trzylatka, z łóżka i chodził z pokoju do pokoju, mrucząc mi do ucha. Już nie pamiętam, co, chyba po prostu jakieś bzdety, pierdoły. Chciał, abym przez sen czuł jego obecnośc. Nawet później, gdy miał te pół nocy dla mnie, nie rozmawialiśmy. Milczeliśmy, bo w tej ciszy mogliśmy znaleźć głębsze porozumienie. Głębsze niż to, które wytwarza się przez słowa.
Z matką moje relacje były inne. Prasowała mi koszule, prała brudne ubrania, cerowała skarpetki, dawała pieniądze, robiła kanapki, potem przysyłała prezenty na święta i urodziny. Ale nie kochała mnie. Z wzajemnością. Zarówno mój ojciec jak i matka byli wybitnymi magami. Nie, przepraszam, ojciec nim był, matka nazywana była wiedźmą. Dwoje wybitnych ludzi, wybranych przez starszyznę miało począć genialne dziecko. Moi rodzice postanowili wziąć ślub, dla mojego dobra. Błąd. Nie kochali się, nawet nie lubili. Nic więc dziwnego, że matka nie potrafiła zaakceptować mnie, owocu związku, do którego ją zmusili. Po latach nauczyła się ze mną żyć. Z musu. Nie ogę tego rozkminić... opiekowała się mną, lecz nie pokochała. Może wiedźmy nie maja serca?
Naprawdę byłem genialnym dzieckiem. Gdy zasypiałem, układali wokół mnie maskotki, które potem przez sen unosiłem. Pierwsze pieczęcie zakładałem w wieku trzech lat, zabiłem ćwiczącego ze mną człowieka jak miałem siedem. Zrobiłem to idealnie - żadnych śladów. Człowiek po prostu padł tak jak stał, z tym samym, głuptkowatym wyrazem twarzy. Nie lubiłem go.
Myślę, że matka mogła się trochę mnie bać. Stworzyła potwora, nie chciała mi się narazić, bym przypadkiem nie wyżył się na niej. Szkoda, że nie uciekła gdzie pieprz rośnie, tylko tkwiła przy mnie, tym wyrzucie sumienia, tym, co zmusiło ją do porzucenia ukochanego, rodziny i życia jako wiedźma. Wszystko podporządkowała mnie. Chciano mnie wychować w atmosferze dobroci, ciepła i dobrobytu. Jednym słowem - rozpuścić. Potem pomyślałem, że nie uciekła własnie dlatego, że obawiała się mnie. Mógłbym nagle zacząć jej nienawidzić i chcieć się mścić. Zostać mścicielem, zapomnieć o wszystkim, co mam i pielęgnować nienawiść do kobiety, która mnie opuściła.
Całe szczęście, że do szkoły także wysłano mnie dobrej. Czyli setki kilometrów od domu, Warszawa, las Bielański, katolickie Archidiecezjalne, Męskie Liceum Ogólnokształcące. I bursa, pokój z Jędrzejem. To był chyba wyrok opatrzności.
Ten chłopak szybko zaakceptował to, że jestem magiem. Powiedziałem mu którejś nocy, uznawszy, że powinien wiedzieć. Jak zwykle wyszedł, by rozchodzić problem, a gdy wrócił, pocałował mnie w czoło.
Zaakceptował.
Nie wiem, czym to tłumaczyć. Może więź między nami jest tak mocna i głęboka, może wszystkie moje uczucia przechodzą na niego. Może nie musimy mówic, by się rozumieć, więc Andrzej wiedział już wcześniej. A może po prostu jest głupi i chciał mi wierzyć, cieszyłą go myśl, że ktoś kogo pokochał jest inny w pełnym tego słowa znaczeniu.
Ale nie jestem inny. Genialny mag, idealny, cichy morderca, lecz tak naprawdę drobny chłopak, tak poraniony, nigdy nie kochany przez matkę. Jestem żałosny, wiem.
Nigdy nie powiedział prosto "kocham cię". Może czeka na okazję, może chce mieć odwrót w razie czego, jeśli nie podoła, nie udźwignie ciężaru bycia ze mną. Powie wtedy, że nigdy mnie nie kochał, ale będę wiedział, że to nieprawda. Że kłamał. Mimo wszystko, świetnie by było mieć taką świadomość...
Teraz czekam, aż Jędrzej wróci i pocałuje mnie w czoło zgodnie ze swoim zwyczajem, a potem pomoże odrobić lekcje. Musi uczyć się do matury, a powtarzanie programu ze mną jest idealnym wspomagaczem. Żywe korepetycje.
Wróci tu za godzinę, uśmiechnie się do mnie, spojrzy czule zachmurzonymi oczami i wszystko będzie w porządku. Zapomnimy, o czym byłą kłotnia i dalej będziemy żyć w tym małym ciasnym pokoju, nie wynosząc naszych uczuć poza niego. Andrzej zda maturę, wynajmie mieszkanie w którym oboje zamieszkamy. On, przyszły matematyk, ja - mag.
Wściekł się, bo mój ojciec chce mnie na całe wakacje gdzieś zabrać. Ja i Andrzej mieszkamy razem tyle lat, więc dwa miesiące nie spędzone wspólnie, to... to prawie jak morderstwo naszych uczuć.
Ale wytrzymamy, tak myślę.
Teraz ważniejsze jest to, co szykuje mój ojciec. Bo nie chce, abym spędził z nim tyle czasu, bo tęsknił. Co to, to nie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin