Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Opiekun (s-f)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Sob 15:32, 12 Gru 2009    Temat postu: Opiekun (s-f)

No to lu. Ale ostatnie zdanie nadal ssie :/

„- Niemożliwe! – krzyknął w końcu Alek. (…)
- Ależ możliwe.(…) Ja zaś należę do grupy człekokształtnych robotów. Jestem mianowicie najnowszym modelem saturnijskiego Robota Opiekuńczego (…). Przecież musieliście słyszeć, że my, Roboty Opiekuńcze, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi człowieka na Saturnie.”
J. Broszkiewicz, „Ci z Dziesiątego Tysiąca”

„- Jeeesus! It’s a robot! He’s a goddamn robot!!”
Alien

Oddech Darii brzmiał w zamkniętej przestrzeni hełmu jak huragan. Targanie ciężkiego sprzętu przez kamieniste wydmy nie służyło jej.
- Margolo? Gdzie jesteście? – spytała, kręcąc opancerzoną głową na prawo i lewo. Nigdzie nie było śladu znajomych sylwetek. Głośniczek przy uchu zatrzeszczał cicho.
- Idź prosto na te skałki – powiedział dziecięcy głos, chrapliwy od zakłóceń. Po chwili w przekazie zatrzeszczało coś jeszcze; tym razem mógł to być śmiech kogoś odbierającego na tej samej częstotliwości. Daria odetchnęła i ostrożnie ustawiła niesioną w ręce skrzynię na niepewnym gruncie.
- Marge, serce moje, tu są same skały. – w głosie dziewczyny zabrzmiało zniecierpliwienie.
- W tej sprawie się śmieję – odezwał się natychmiast męski głos. – Idź prosto na konstelację Centaura.
- Nigdzie nie idę – warknęła, podnosząc z ziemi sprzęt. – Wracam. Wszyscy już wrócili i wam też to radzę. Nikomu nie wolno zostawać samemu na zewnątrz.
- Nie jesteśmy sami – odpowiedzieli jednocześnie.
Daria stała jeszcze przez chwilę, patrząc w podanym kierunku. Gdy po chwili zza skałek wynurzyły się smukłe sylwetki (dwie ręce, dwie nogi, więc to oni), odwróciła się i spokojnie ruszyła w stronę „Gallipoli”. Z tej odległości statek był tylko czarnym kształtem rozdzierającym pomarańczową poświatę. Przysłaniał gwiazdy wiszące nisko nad horyzontem. Z każdym krokiem rósł w oczach. Wreszcie było już widać mikroskopijne okienka, przez które błyszczały złoto lampy oświetlające wnętrze. Jedno z okienek w całości zasłaniała czyjaś twarz. Daria pokiwała jej ręką, sapiąc z wysiłkiem. Kroki stawały się coraz cięższe. Na szczęście czyjaś życzliwa ręka otworzyła śluzę i teraz słodkie światło przypominające Słońce rysowało na ziemi złoty prostokąt. Zmęczona dziewczyna widziała ciemne hałdy pyłu leżące na jej drodze.
Zdążyła tylko odstawić skrzynię na miejsce i zdjąć hełm, gdy drzwi śluzy znowu zasyczały. Do środka weszli Margolo i Niss. Marge miała tylko nieduży plecak z pojemnikami do badań. Był pusty: tutaj nie było co liczyć na materiał genetyczny, chyba że ktoś chciał sprawdzać pod tym kątem skały.
- Hejoo – powiedziała Margolo, zdejmując hełm. Położyła go na podłodze i zaczęła ściągać plecak. Niss również odsłonił twarz. Był jak zwykle spokojnie uśmiechnięty.
- Coś ciekawego? – spytał, pomagając szarpiącej się z paskami dziewczynie. Daria patrzyła, jak jednym fachowym ruchem rozpina zablokowaną sprzączkę.
- Kamienie – odparła, powracając do metalowych zatrzasków swojego okrycia. Co z tego, że dostali supernowoczesne kombinezony, w których człowiek czuł się jak w drugiej skórze? Na tej planecie były całkowicie bezużyteczne. Wierzchnia warstwa nie wytrzymywała temperatury. Już pierwszego dnia, patrząc na poparzonego Dimitrija, doszli do wniosku, ze to kolejny kosztowny szajs.
- Kamienie i …? – Marge zawiesiła głos wyczekująco. Dziewczyna nawet nie podniosła głowy.
- Tego dowiemy się po obiedzie. Ale tak na oko, to trochę czystego kwarcu. Widziałam coś podobnego do piaskowca. No i żelazo, wszystko czerwone. Dopiszmy „Coca-Cola”, zamiast stawiać flagę Ziemi.
Niss roześmiał się, ale Margolo tylko rozciągnęła usta w uprzejmym grymasie. Nie miała zbytniego zamiłowania do historii. Żarty z początków kolonizacji kosmosu jej nie bawiły.
- A co u was? Jakieś żyjątka? Kosmici? – Daria po kolei odpięła mocowania na butach i wyszła najpierw z nich, a potem z obszernych, ciężkich spodni. Po chwili do skafandra na podłodze dołączyła długa, odpinana u dołu kurtka. Dziewczyna wygładziła na sobie biało-brązowy kostium Misji Geologicznej.
- Jakieś osady na skałach – odparła Marge, po kolei odwieszając części swojego skafandra do przezroczystych szaf. – Zebrałam próbki, też będę badać po obiedzie. Czarno to widzę. Tym razem nie będzie nawet glonów. Chyba że gotowane.
Odwiesiła na miejsce także kombinezon Darii i Nissa.
- Może znajdę coś u ciebie? Van Tess mówił kiedyś, że formy życia mogą przyjąć się wśród kwarcu.
- Van Tess to szarlatan – mruknęła Daria, sięgając po skrzynię z próbkami. Nieoczekiwanie Niss odsunął jej rękę i złapał za uchwyt. Dla zachowania równowagi do prawej ręki wziął swój sprzęt. Margolo zarzuciła plecak i nacisnęła zwolnienie blokady śluzy.
- To szarlatan z Noblem – odparła z uśmiechem.
- Z Noblem z genetyki, przypominam. Nie z geologii. Na temat geologii to on wie tyle, co ja o okresowych wiatrach na V-41.
- Ale nie na temat biologii. Potencjalna zdolność adaptacji życia w warunkach zakładających kwarc - li i jedynie - to jednak biologia. Zmiany genetyczne i przystosowanie, Daria.
Zabawna była z tym żargonem naukowym, który mieszała z własnymi powiedzonkami. Dziewczyna nie mogła się nie uśmiechnąć. Strasznie łatwo było zapomnieć, że Marge była młodsza od niej zaledwie o cztery lata.
- To dostanę próbkę kwarcu?
- Um… niech ci będzie. I tak tam nic nie znajdziesz.
- Spróbować warto.
Margolo i Niss skręcili korytarzem w prawo, do swojego laboratorium. Daria przejęła od nich jedną z niesionych skrzyń i ruszyła w lewo, w stronę swoich kwater. Odstawiła próbki na stół i natychmiast wyszła, kierując się do części statku, którą nazywali Zachodnią.
„Gallipoli” była jak wymarła. Słychać było szum pomp powietrza i filtrów. Gdzieniegdzie w jasnej poświacie imitującej ziemskie Słońce połyskiwały jak klejnoty rozmaite czujniki. Nigdzie nie było śladu ludzi.
Daria wskoczyła na monotonnie sunącą taśmę transportową i przykucnęła. Po kilku minutach usłyszała przytłumiony gwar rozmów. Dojechała do małego pomieszczenia, w kącie którego stały matowe szafy i zeskoczyła z chodnika. Od razu złapała równowagę i ruszyła w stronę szerokiego niemal na całą ścianę przejścia, z którego dochodziły głosy ludzkie.
- Powróciłam! – zawołała wchodząc i unosząc rękę w geście powitania.
- Nareszcie! Myśleliśmy, że cię co zjadło.
- Ja ją zaraz zjem, jak mi nie dacie obiadu!
- A gdzie te dwie sieroty?! Znaleźli E.T.?
- Nie czekamy, dawaj jeść!
Do ostatniego okrzyku przyłączyło się kilka osób, więc Dimitrij, który tego dnia miał dyżur w mesie, zaczął wystawiać na stół talerze. Wciąż wyglądał śmiesznie z twarzą pokrytą błyszczącym żelem rekonstruującym poparzone tkanki. Badacze z zapałem rzucili się na jedzenie. Niemal każdy z nich przydźwigał dziś na statek torbę ciężkiego materiału badawczego.
Pas transmisyjny w sąsiednim pomieszczeniu zawarczał. Do barwnej mozaiki strojów ludzi otaczających stół dołączyły kolory Misji Genetycznej: białe kombinezony z zielonymi pagonami i pasami. Margolo wzięła talerz ze stojącej obok szafki i zajrzała do stojącej na środku stołu misy.
- Co ja widzę, warzywka! – zawołała wysokim głosem.
- Prościutko z kompostownika w Solarium – potwierdził Dimitrij, wykrzywiając błyszczącą twarz w uśmiechu. „Solarium” nazywali cieplarnię, w której hodowano owoce i warzywa specjalnie dla potrzeb kosmonautów. Zjedzenie jabłka było o wiele przyjemniejsze od ciągłego łykania suplementów.
Dziewczyna usadowiła się pomiędzy Zitą i Genevieve. Siedzący naprzeciwko Seth odczekał, aż Margolo będzie miała usta pełne sałatki, zanim się odezwał.
- Znaleźliście kosmitę?
- A jeszcze ci o tym nie powiedział? – odparł Niss, stając nad nim ze szklanką przezroczystego napoju. Postukał jednym palcem w błękitny naramiennik mężczyzny. Seth był w Misji Komunikacyjnej i do jego obowiązków należało nawiązanie kontaktu z istotami rozumnymi.
- Nie mogłem się dogadać! Bełkotał po rusku, a Dimitrij nie chciał do niego wyjść.
- Na widok mojej spalonej gęby biedak przeraziłby się na śmierć!
- Setha nie muszą widzieć: tak się go boją, że od miesięcy siedzą cicho! He, he, he…
- Niss, poczęstuj się sałatką!
- Ludzie, co to jest: nie je, nie pije, a chodzi i bije…
- Ha, ha, ha, chyba ci jeszcze za mało nastukałem!
Niss wesoło odpowiadał na docinki. Przez cały czas Margolo milczała. Wszyscy wiedzieli, że nie znosi takich żartów.
- Daj spokój, Marge – odezwała się Genevieve. – Przecież to zabawa!
– Przejadła mi się. Od dnia wylotu ciągle to samo - uśmiechnęła się nieszczerze.
- Jemu to nie przeszkadza.
- Marge, tatuś nie zainstalował ci poczucia humoru? Daj spokój, przecież żartuję! Marge!
Marge przełknęła ostatni kawałek brokułów ze swoje talerza i bez słowa wstała od stołu. Seth chciał ją powstrzymać, ale Niss położył mu ciężko rękę na ramieniu. W ciszy patrzyli, jak Marge znika w drzwiach mesy.
- Jezu! - przerwał ciszę Seth. – Ona ma mniejsze poczucie humoru od c i e b i e!
- Ona w ogóle nie ma poczucia humoru, Seth. Bez urazy, Niss – członek Misji Mechanicznej, Conner, uniósł w stronę rozmówcy szklankę. Niss kiwną głową i uniósł swoją: bez urazy.
- Biedne dziecko – mruknęła Zita, pakując do ust pełną łyżkę jedzenia. – Powinna siedzieć na Ziemi z rówieśnikami. Do normalnego rozwoju psychicznego trzeba kontaktów międzyludzkich. Wybacz, Niss, ale, i tak dalej.
- Marge jest normalna – powiedział spokojnie Niss.
- Jest g e n i a l n a – stwierdziła Zita, wcelowując w niego widelec. – Geniusze nie są normalni.
- Cała masa przykładów właśnie tu siedzi, Zit.
- Słuchajcie go! Raz ci się udało, Conner!
- Kto to widział żeby wysyłać takie dziecko na lot? – ciągnęła Zita, jakby nigdy nic. – Powinna balować z innymi studentami, tak samo jak powinna była szaleć w podstawówce i gimnazjum, zamiast siedzieć na indywidualnym nauczaniu.
- A ty powinnaś ją wziąć na kozetkę, Zit.
- Nas wszystkich! Zamknięta społeczność, spaczone więzi międzyludzkie, pracoholizm…
- Marnujesz się na Misji Medycznej! „Odlotowy Psychiatryk Doktor Zity”, co ty na to? Świetlana przyszłość: Ziemia, Wenus, Pluton…
- Daj spokój, Pluton to pipidówa!
- Odwal się, mam babcię na Plutonie!
Niss dopił resztę ze swojej szklanki i odstawił naczynie do zmywarki. W tej chwili Margolo mogła potrzebować jego pomocy – dosłownie, jak i w przenośni. Nie miała przyjaciół poza nim. Prawdą też było, że nie miała poczucia humoru, niestety.
Była w laboratorium. Wyjęła już wszystkie próbki i porozkładała je po stole, opisane i gotowe do badań. Właśnie pochylała się nad mikroskopem. Półgłosem wydawała urządzeniu polecenia. Bardziej wyczuła niż zobaczyła kątem oka, że kwadratowa sylwetka Nissa przysłoniła drzwi.
- Pierwsza próbka – oznajmiła spokojnie. – Obecność białka negatywna. Obecność wody negatywna. To nie porosty; to nawet nie trupy porostów. Czy żyje coś, co może rozwijać się bez wody? – spytała zrezygnowana.
- To dopiero pierwszy test – urwał na chwilę. - Robią ci sekcję psychologiczną.
- Niech lepiej zrobią sekcję brukselki, zanim im wystygnie. Jakie są proporcje dla testu Gressiego?
- 40 mililitrów na dziesiątą grama. Masz od tego tablice chemiczne.
- Ale lubię cię pytać o takie rzeczy. Przecież i tak wiesz w s z y s t k o!
- Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę. Nie musiałabyś na mnie czekać – poprawił białe mankiety kombinezonu i zaczął szykować sąsiednie stanowisko badawcze. Po chwili obydwoje pochylali się nad szalkami Petriego. Zazwyczaj Misja Genetyczna składała się z trzech lub czterech osób, ale tym razem zrobiono wyjątek. Nie przewidywano większych odkryć podczas tej wyprawy, a Marge i Niss stanowili niezwykle zgrany zespół. Podczas doświadczeń, na podstawie których mieli dostać angaż, Marge i Niss niemal nie odzywali się do siebie. Przeprowadzali kolejne etapy testów genetycznych zgrani jak jeden robot. Większą przeszkodę niż egzamin stanowiły testy psychologiczne. Poddano nim także mężczyznę, by sprawdzić, czy nie stanowi potencjalnego zagrożenia dla reszty załogi.
To Margolo okazała się skrajnie nieprzystosowana do życia w zwartej grupie. Niss stanowił dla niej zamierzoną przeciwwagę. Wielokrotnie zaznaczał, że woli przebywać w towarzystwie ludzi.
Dwa dni później zostali dopisani do listy załogi. Nazwisko Nissa znalazło się w nawiasie.
Od dnia wylotu czynił ciągłe wysiłki, żeby zbliżyć Margolo do reszty załogi. Dziewczyna była jednak szczelnie zamknięta we własnym świecie. Nie miała przyjaciółki. Nie miała chłopaka. Niss był wszystkim od dnia jej urodzenia. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że Teo Rustfield wysłał córkę na wyprawę badawczą w trzech celach: by przetestować nowe oprogramowanie dla robotów, by zapewnić jedynaczce udział w ewentualnych odkryciach (a co za tym idzie, pieniądze i prestiżowe posady na placówkach badawczych) oraz by zmusić ją do kontaktów z innymi ludźmi. Wszyscy zdawali też sobie sprawę, że ostatni cel nie może zostać osiągnięty, jeśli przemysłowiec będzie upierał się przy pierwszym punkcie listy.
Reszta załogi skończyła jeść obiad i rozeszła się do swoich laboratoriów i kajut. Słychać było dochodzącą z pokoju Genevieve głośną muzykę: jako pilotka nie musiała spędzać czasu na żmudnych badaniach. Marge i Niss ignorowali hałasy z zewnątrz. Stanowiły tylko biały szum. Milczenie przerwała Margolo, niemal po godzinie pracy.
– Niss, weź to zobacz – mruknęła, odsuwając się i przecierając oczy.
Jej towarzysz posłusznie odłożył na bok płytkę do notatek i pochylił się nad jej mikroskopem.
- Co to, węgiel?
- Ty mi powiedz.
- Ty tu jesteś geniuszem... To jakieś pyły od skał. Powiedziałbym, że wynik działania wysokiej temperatury i ciśnienia. Trzeba zapytać Darii. To szczątki TNT?
- Dynamit?! Chyba coś ci się przepaliło. Tylko ludzie używają dynamitu. Ta planeta ma kod niebadanej do tej pory. A w ogóle, to Daria nie ma prawa wiedzieć więcej od ciebie.
- Jestem biologiem, nie geologiem – usprawiedliwił się Niss. Wydawał się zakłopotany własną niewiedzą. Marge roześmiała się na widok jego miny i objęła przyjaciela ramieniem.
- Daj spokój, nie mówiłam serio. Spytamy Darii. A tu po prostu nie ma życia. Mamy urlop do końca pobytu. Możemy wychodzić na spacery, denerwować resztę pracusiów albo spać całe dnie.
- Albo mieć ciągłe dyżury w mesie – zauważył Niss. – Nie pozwolą ci siedzieć bezczynnie.
- Tata będzie wściekły. Już mnie widział w gazecie, z jakimś Noblem czy czymś w tym guście.
- Zaraz wściekły. Ale będzie rozczarowany. Ty nie jesteś?
- Nie obiecywałam sobie wiele po tej wyprawie – stwierdziła lekko Marge. Podczas rozmowy obydwoje przeprowadzali rutynowe kontrole pozostałych próbek z terenu. Nic nie wykazały. Niss włożył podejrzane resztki do szalki i owinął folią. Natychmiast samoistnie zassała się próżniowo. Nakleił na niej kawałek plastra z napisem: „Daria: TNT?!” i odłożył na bok. Wygiął się do tyłu, prostując plecy, aż mu trzasnęło w kręgosłupie. Marge puściła trzymaną w ręce szalkę i zasłoniła uszy rękami.
- Nie rób tak!!!
Nawet nie widziała dobrze ruchu Nissa: zwinął się jak na przyspieszonym filmie, wyciągnął rękę i uchwycił spadającą próbkę tuż nad ziemią, aż jego knykcie dotknęły zimnej podłogi. Przez chwilę trwali nieruchomo – Margolo z rękami przy uszach, Niss w półprzyklęku, z wyciągniętym ramieniem, patrząc na siebie. Tak zastał ich Kurt, drugi członek Misji Geologicznej.
- Co wy robicie? – przez jego głos przebijało czyste zdumienie.
- Nic – odparł spokojnie Niss i wstał. Położył szklany spodek na stole. Marge opuściła ręce.
- Skończ jedną rzecz, zanim zaczniesz następną. Odłóż to, co trzymasz, zanim otworzysz dłonie.
Marge oblizała usta i kiwnęła głową. Głos Nissa był spokojny i rzeczowy. Kurt patrzył na nich z niedowierzaniem. Miał wrażenie, że widzi szkolenie niedoprogramowanego robota.
- Niss? – zaczął, żeby przerwać milczenie. Popatrzyli na niego identycznym, obcym spojrzeniem. – Mam prośbę. Możesz wziąć sejsmograf i pójść za te skałki, które dzisiaj badaliście? Sprawdziłbyś coś dla mnie.
- Przecież nie jest geologiem – powiedziała Margolo, odwracając się w jego stronę. Kurt przełknął ślinę. Nagle przypomniała mu się pewna plotka, która krążyła na „Gallipoli” przed wystartowaniem: że ojciec Marge na jej osobiste życzenie zrujnował karierę dziewczynie, która zbyt często prosiła Nissa o pomoc.
- Wiem – odparł, starając się mówić stanowczo. – Mimo to chciałbym, żebyś tam poszedł. Jakieś zaburzenia sejsmografów…
- A więc to tak – głos Margolo był zimny jak ciekły azot.
- W porządku – powiedział Niss. – Skończyliśmy testy, mogę iść. Margolo zostaje.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Oparła się plecami o szafkę na preparaty, krzyżując na piersi ramiona.
- Idę po skafander.
Po wyjściu Nissa Marge ruszyła na Kurta jak do ataku.
- Dlaczego sam nie pójdziesz?!
- Bo to może być niebezpieczne – odparł po prostu. – Próbki Darii zawierają pozostałości szczątków po jakiejś eksplozji i coś, co ma skład podobny do dynamitu.
Spojrzał w dół, na blat laboratoryjny.
- Wy też to macie? – zważył w ręce zapakowaną próżniowo szalkę.
- Więc był tam wybuch, macie pozytywne wskazania sejsmografu… i wysyłacie Nissa, żeby wam ustawił drugi?! A jeśli to wybuchnie pod nim??
Kurt zaczął się wycofywać.
- Marge, po pierwsze, to on nie zginie. Po drugie, nawet jakby coś się stało, to obydwoje wiemy, że ma zapisane zapasowe dyski w sejfie. A po trzecie, to w ogóle nie wybuchnie i już. Nie ma wahań sejsmografu ani nic.
- To nie jest Ziemia! Może sejsmograf nie jest przystosowany do tutejszych warunków? Jak skafandry?
- Nie znasz się na tym – przypomniał jej. – Wszystko będzie okej. Możesz zanieść Darii swoją próbkę? Ja pójdę po sejsmograf.
- Ja, ja chcę! – na twarzy Marge nagle pojawił się entuzjazm. Dotychczasowa złość natychmiast się ulotniła. – Ja pójdę po sejsmograf!
Chwyciła Kurta z ramię, wpatrując się w niego jasnymi oczami. Popatrzył na smukłe palce zaciśnięte na fałdach skafandra i z namysłem zaczął je delikatnie odginać.
- Myślisz, że mam głowę pustą jak żarówka? Bierz tę próbkę i szoruj do Darii.
Dziewczyna westchnęła. Posłusznie podniosła ze stołu szklane naczynie i wyszła na korytarz. Część odchodząca w lewo prowadziła do Misji Geologicznej. Prawą odnogą szło się do śluzy. Kurt patrzył za nią. Z westchnieniem skręciła w lewo.
Idąc korytarzem Margolo czuła się dziwnie obco. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, dlaczego. Szła sama, bez Nissa. Od momentu urodzin podobne sytuacje mogła policzyć na palcach jednej ręki. Pamiętała, że raz była sama w laboratorium ojca i raz w szkole. Wtedy też się tak czuła: jakby świat był za duży. Przyspieszyła kroku i po chwili stanęła przed drzwiami z napisem „Misja Geologiczna”. Były uchylone.
Gabinet Darii był pusty. Marge stanęła na środku, niezdecydowana. Część osprzętowania Misji wyglądała znajomo: mikroskopy, kamery i wagi, misterne dzieła nanotechnologii. Inne wyglądały zupełnie obco: na wpół mechaniczne, na wpół skomputeryzowane igły do kreślenia wykresów i precyzyjne lasery do skał. Położyła pakunek przy jednym z nich i cofnęła się.
- Daria? – zawołała na próbę. Odpowiedziała jej cisza. Zakręciła się na pięcie i pobiegła korytarzem, rozpościerając ręce jak dziecko biegnące by kogoś uściskać. Gdy w sąsiednim korytarzu drogę zagrodziła jej szara rzeka mechanicznego chodnika, wskoczyła na nań bez namysłu. Ruszyła biegiem po taśmie. Ściany kolejnych korytarzy rozmazywały się w długie smugi. Po chwili była przy śluzie. Nikt jej nie pilnował.
Otworzyła szafę z kombinezonami i wybrała swój. Ubieranie się szło jej mozolnie; w końcu zawsze pomagał jej w tym Niss. Założyła hełm i włączyła instruktarz. Z komputerem dyktującym jej do ucha, co robić, szło o wiele łatwiej. Na koniec zleciła jeszcze przeprowadzenie testu. Niss zawsze dopinał wszystko perfekcyjnie, ale teraz nie miała tej pewności. Po chwili musiała przepiąć wszystkie klamry pod szyją, bo wiązanie było nieszczelne. Gdy przy wizjerze hełmu wreszcie zapłonęła malutka zielona lampka, wszystko było gotowe. Uderzyła ręką w czerwony przycisk na ścianie i przypominające migawkę aparatu fotograficznego wejście rozsunęło się. Popatrzyła prosto w twarz mrowiu gwiazd.
Za jej plecami zapiszczały głośno drugie drzwi. Ktoś próbował je otworzyć, więc włączyła się automatyczna blokada, chroniąca wnętrze statku przez bezpośrednim otwarciem na próżnię kosmosu. Margolo ruszyła przed siebie. Głośniczek przy jej uchu zatrzeszczał.
- Marge, wracaj – powiedział lekko zniekształcony głos Setha. – Widzimy cię. Wracaj na statek.
- Wrócę z Nissem – odparła, zatrzymując się za progiem śluzy. Włączyła elektroniczne naprowadzanie. Na wizjerze jej hełmu komputer wyświetlił połyskującą ścieżkę, ukazującą szlak po którym poruszali się rano. Prowadził w stronę skałek.
W połowie drogi odniosła wrażenie, że coś jest nie tak.
Pył u jej stóp miał inny kolor. Ziemia była trochę bardziej spękana. Nigdzie nie było widać Nissa.
Margolo przestawiła komunikator na częstotliwość terenową. Centrum Komunikacji mogło się pod nią podpiąć, ale nie przejmowała się tym.
- Niss, gdzie jesteś?
- Tam, gdzie rano, czemu pytasz?
- Bo cię szukam.
W głośniczku rozległo się prychnięcie, brzmiące jak podmuch wiatru.
- Gdziekolwiek jesteś, nie ruszaj się. Idę do ciebie.
- Ustawiłeś już sejsmograf? – zdziwiła się. Niss mógł być szybki jak błyskawica, ale do powierzonego mu zadania trzeba było uwagi i precyzji.
- Sejsmograf poczeka. Najpierw odprowadzę cię na statek.
- Daj spokój! Trzeb najpierw ustawić…
- Mam inne priorytety. Widzę cię, nie ruszaj się.
Teraz i Margolo zobaczyła przyjaciela. Zbliżał się od strony nawisów skalnych, wysoko unosząc nogi. Zrobiła krok do przodu i też to poczuła: przeciążenie zmieniało każdy krok w próbę udźwignięcia kilowego odważnika na stopie. Powoli ruszyła w stronę Nissa. W półmroku kosmosu jego sylwetka połyskiwała metalowo.
- Czujesz to?
- Czy ty nie rozumiesz, co się do ciebie mówi? Co jest niejasnego w poleceniu „nie ruszaj się”?
- Nie krzycz na mnie!
- Nie krzyczę, zostawiam to dowódcy wyprawy. Zatrzymaj się, Marge.
Spotkali się w połowie drogi do skałek. Niss nie miał na plecach torby z sejsmografem. Zostawił ją na miejscu badań.
- Zainstalowałeś wszystko?
- Już kończyłem. To będzie musiało chwilę poczekać. Wracamy na statek.
- Niss! – Margolo złapała go za ramię, gdy wymijał ją. – Ustawmy wszystko i dopiero chodźmy. Jeśli już kończyłeś, to zajmie tylko chwilę. Było polecenie: ustawić sejsmograf.
Widziała, że zawahał się. Powinien posłuchać Setha. Jednak rozkazem do którego stosował się od 19 lat było zapewnienie Margolo bezpieczeństwa. Które było ważniejsze? Oczywiście polecenie wydane wcześniej. Z drugiej strony zaniedbanie drugiego stwarzało potencjalne zagrożenie dla całej załogi „Gallipoli”.
Margolo nie odzywała się, pozwalając Nissowi myśleć. Wreszcie mężczyzna spojrzał na nią.
- Dobra. Najpierw sejsmograf. Ale masz się zatrzymać tam, gdzie ci każę.
- Ou-kej! – przytaknęła radośnie Marge i ruszyła za Nissem. Zwolnił kroku, żeby mogła się z nim zrównać. Po kilkunastu minutach doszli do skałek. Minęli zakręt i Marge aż westchnęła.
- O żesz ty…
- Zostajesz tutaj i ani kroku dalej – powiedział Niss, patrząc na nią z ukosa. Sam ruszył w stronę wyrwy w ziemi.
- Tego nie było rano – wyszeptała Marge. Zrobiła kilka kroków do przodu i zajrzała w głąb kanionu. Był bardzo głęboki. Na dole coś połyskiwało purpurowo. Odrobina pyłu leżącego na krawędzi osypała się w dół srebrną smugą.
- Margolo, do tyłu – rozległ się w głośniczku chrapliwy głos Nissa. Cofnęła się posłusznie. Patrzyła, jak przyjaciel podchodzi do przepaści. Dopiero teraz zauważyła przyśrubowany do skały na jej krawędzi mały sejsmograf.
- Nie za blisko?
- Idealnie – odpowiedział nieobecnym głosem. Włączył lampę zamocowaną na hełmie. Jasne światło zalało szaro-czerwony żwir i stojącą na nim srebrną skrzynkę.
- Działa – powiedział Niss, odchylając się lekko do tyłu. – Jeszcze moment.
Znów pochylił się, przyciskając klawisze miniaturowej klawiatury.
– Muszę zmienić parametry.
- Pamiętasz je? – spytała Marge, robiąc ostrożny krok w jego stronę.
- Jasne. Marge, czy ja mam ci wysyłać polecenia z oznaczeniem priorytetu?!
- Boję się – mruknęła, zbliżając się do niego tak szybko, jak na to pozwoliło jej przeciążenie. Niss wstał.
- Jak twój ojciec się o tym dowie, to dopiero będziesz miała.
- To może niech się nie dowie?
- Akurat. To będzie pierwsza rzecz, jaką ode mnie usłyszy po powrocie.
Margolo wydęła usta i spojrzała na niego przez dwie warstwy przezroczystego tworzywa, które chroniło ich twarze przed próżnią.
- Wie
Pierwszy wstrząs posłał ich na ziemię. Marge upadła i boleśnie uderzyła głową o wnętrze hełmu. Zamknęła oczy. Przez chwilę nie poruszała się, zwinięta w kłębek. Nic nie słyszała – żadnych hurgotów ani wybuchów, ale czuła, jak ziemia się trzęsie, niczym wielkie zwierzę próbujące zrzucić ją ze swojego grzbietu. Powoli rozwarła powieki. Skały wrzały, drżąc od wstrząsów. Jedna z nich oderwała się od podłoża i spadła w głąb szczeliny. Nie było słychać plusku ani uderzenia. Wszystko rozgrywało się w całkowitej ciszy. Marge czuła, że nie może się poruszyć ze strachu. Nigdzie nie było widać Nissa.
- Niss? – wyszeptała do mikrofonu. – Gdzie jesteś?
- Idź na statek – odpowiedział głos wewnątrz jej hełmu.
- Gdzie jesteś? – zawołała z przerażeniem. – Boję się! Niss!
- Idź na statek. Idź na statek.
Wstrząsy ustały. Dziewczyna ostrożnie podniosła się na kolana. Na czworakach ruszyła w stronę krawędzi. Czuła, jak skafandrem szoruje o kamienie i gruby pył pozostały po wybuchu. Zatrzymała się tuż nad krawędzią. Ostrożnie zajrzała w dół. Dno podniosło się w chaosie wrzącej lawy i kłębowiska na wpół stopionych głazów. Patrzyła na to, skamieniała ze zgrozy. Dopiero po chwili przyszło jej na myśl, żeby zarejestrować to, co widzi. Oderwała jedną rękę od ziemi i przysiadła na piętach. Na komputerku zamocowanym na nadgarstku wystukała polecenie. Znów pochyliła się nad krawędzią. Mała kamera zamontowana za hełmie nagrywała pracowicie fale stopionego szkliwa przetaczające się na dole. Mieszanina przestała się podnosić. Płynęła wartką strugą w podziemne korytarze planety.
- Niss? – wyszeptała. – Gdzie jesteś?
Odpowiedziało jej milczenie. Odsunęła się od przepaści i rozejrzała. Powoli, ostrożnie stanęła na nogach.
- Niss, gdzie jesteś? Gdzie jesteś? Niss! – w głos Margolo powoli zaczęła się wkradać panika. Za jednym z głazów dojrzała jakiś błysk. Ruszyła w jego stronę. Po chwili dostrzegła źródło odblasku – pojedynczą rękawicę od skafandra. Zatrzymała się.
- O … - wyszeptała i urwała. – Niss, Niss, Niss…
Ruszyła przed siebie, bardzo powoli, jakby wyciągała nogi z gęstej mazi. Przeciążenie jeszcze się zwiększyło. Dojście do rumowiska zajęło jej kilka długich minut. Wyminęła głazy i podniosła z ziemi szczątki rękawicy. Po prawej coś poruszyło się i uniosła głowę.
- Na statek – powiedział Niss. Siedział wsparty plecami o kamienie. Do piersi przyciskał prawą rękę. Wraz z rękawicą wybuch zerwał sztuczną skórę i niemal wszystkie palce. Ręka Nissa była teraz plątaniną kabli na tytanowym rusztowaniu. Spływała po nim jaskrawa błękitna krew – wypełnienie hydraulicznego układu, dzięki któremu mógł poruszać palcami.
- Niss! – Marge ruszyła w jego stronę.
- Idź na statek. Nic mi nie jest. Muszę przenieść sejsmograf. Idź na statek.
Dopiero teraz dziewczyna zobaczyła stojącą koło niego skrzynkę.
- Ale ręka…
- Nic mi nie jest. Idź na statek.
Margolo przyklękła obok sejsmografu. Jedna ze śrub była poszarpana. Szczerzyła na nią ostre krawędzie. Wyciągnęła rękę w jej stronę.
- Nie rusz – głos Nissa był stanowczy. Pochylił się nad maszyną. Przytrzymując jej korpus kikutem ręki, zaczął mozolnie przykręcać całość do podłoża. Marge oparła dłonie na pudełku, dociskając je do ziemi.
- Puść to i wracaj na statek.
- Poczekam na ciebie – dziewczyna posłusznie odsunęła się.
- Możesz raz mnie posłuchać, Margolo? Wracaj na statek i powiedz im, że planeta jest niestabilna geologicznie, cały czas się formuje. Wracamy do domu. Człowiek, który nas tu wysłał, zrobił błąd. Jest za wcześnie na badania. Błąd – jego głos nabrał metalicznego brzmienia.
- Poczekam na ciebie. – powtórzyła uparcie, siadając na stercie kamieni. – Bałam się, że to może wybuchnąć i przyszłam cię uratować.
Dostrzegła coś błyszczącego pomiędzy odłamkami skał.
– Znalazłam twój palec – oznajmiła. W jej głosie znów pojawił się dziecinny optymizm. Zaczęła rozgrzebywać rękami zawalisko. Niss odwrócił się do niej.
- Skończyłem. Marge, zostaw to!
Margolo posłusznie cofnęła rękę, zaczepiając palcem o tytanowy zadzior.
- Nie ruszaj się – Niss pochylił się w jej stronę.
- Chciałam ci tylko pomóc – powiedziała żałośnie Marge. Odruchowo szarpnęła ręką, żeby uwolnić zaczepiony materiał.
Niss chwycił jej dłoń rękę, miażdżąc ją w swoim uścisku, żeby zatkać rozdarcie w powierzchni rękawicy. Przez ułamek sekundy jeszcze widział jej oczy. Do samego końca nie rozumiała, co się stało. Nawet nie zdążyła zaczerpnąć następnego oddechu.
Wnętrze hełmu Marge wypełniła szkarłatno-szara mgławica. Kombinezon upadł na ziemię jak ścięty podmuchem. Buty jeszcze przez chwilę stały, wypełnione gęstą masą materii, która jeszcze sekundę temu tworzyła ciało Margolo Rustfield.
Niss stał w bezruchu, bezsensownie ściskając lekką, pustą rękawicę. Gdy ją puścił, natychmiast upadła ciężko na ziemię.
Robot wyglądał, jakby jego precyzyjna sztuczna osobowość została skasowana jednym kliknięciem klawisza „reset”.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 1:25, 03 Sty 2010    Temat postu:

Znaczy, że Niss był robotem? Że Margolo była aspołeczna, miała bogatego tatusia, a lubiła tylko Nissa. Szkoda, bo reszta załogi prezentuje się wcale sympatycznie. Bałam się, że jak to w science-fiction, zrobi się za bardzo naukowo. Tu nawet nie. I takim smutkiem powiało na koniec. "I w proch się obrócisz". Pamiętam, widziałam kiedyś podobną scenę w filmie i strasznie mną wstrząsnęła, a teraz mi się przypomniało. Mężczyzna sam ściągnął hełm, aby dziewczyna nie zaczęła go ratować(oboje by zginęli z braku paliwa). Ugh.

Reset? Ja mam 'delete'.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin