Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Oleśka i Jej Ciemne Alka Ego atakują

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Czw 14:06, 29 Gru 2005    Temat postu: Oleśka i Jej Ciemne Alka Ego atakują

Przedstawione tutaj osoby i wydarzenia są prawdziwe

- Alka! Gdzie ty lecisz!?
- Do Aśki!
- Ale Bieszczady są tam!
- Co mi cieciu pier**lisz!
- Alka! Bieszczady są tam! Wiem, co mówię, mam mapę!
- Aha.
Jedna z mioteł, której rączka miała bardzo dziwny kształt, skierowała się w przeciwną niż dotychczas stronę. Z drugiej miotły zwisały wszelkiego rodzaju kwiatki, pacyfki i paciorki.
Jakiś czas później...
- No, chyba jesteśmy. Przepraszam pana, czy widział pan gdzieś tu żeńskie uosobienie hałaburdy o nazwsku Polańska?
- Słucham?
- Jestem jej siostrą.
- AAAAAAA!
- Wiesz, Alka, chyba jesteśmy całkiem blisko.

Nie wiem, czy mi się to podoba – mruknęła Joan. - Angel, co było złego w tym, że Filch zmywał? Musiałaś sprowadzić te mechaniczne bestyje?
- Tak – odparła drobna dziewczyna o aparycji aniołka, notabene Ślizgonka. - Żmicia i Ciamcia – przedstawiła dwie podejrzanie żywe zmywarki – to jest Dżoan. Dżoan macie nie gryźć, bo jak mamusi Endżel nie będzie, to ona da wam jeść. Jo, pamiętaj, tylko rzeczy wegetariańskie. Żadnego mięsa.
- Ja tam nie ufam technice – mruknęła Hekate, przeglądając pocztę. - Chwila... Dziewczątka! Chłopaki przyjeżdżają!
- Remus? - Zapytała z nadzieją Joan.
- Syriusz? - To była Puszek.
- Severhus? - Rzuciła Enfer.
- Plus reszta paki – przytaknęła Szefowa.
Coś odblokowało się w pamięci Joan.
- O nie – wyszeptała.
- Jo, co jest? - Zapytała Aurora.
- Moja siostra... - Wykrztusiła Joaśka. - Oleśka... Ma dzisaj przyjechać... Razem... Z Alką...
- Kiedy?
- Teraz.
Najpierw rozległo się pukanie do drzwi, potem ktoś za nimi stwierdził, że nie będzie czekał i otworzył je na całą szerokość.
Była to kształtna, średniego wzrostu młoda kobieta w wieku mniej więcej dwudziestu lat, tak podobna do Joaśki jak małe lwiątko do starej, zgorzkniałej kocicy. W przeciwieństwie do ostrzyżonej na Piasta Kołodzieja, a raczej Ziemowita i ciemnowłosej Joan, miała jasne, złocistomiedziane (zawartość żąłodka Joan cofała się do gardła, gdy przypomniało jej sie to określenie) włosy, sięgające ramion i lekko kręcone. Oczy były dużo jaśniejsze i bardziej kocie niż u Joaśki. Jednak nie ulegało wątpliwości, że są siostrami. Blondynka odziana była w czerwone trampy za kostki, długą, kwiecistą spódnicę, bluzkę z długimi rękawami i zawiązaną na czole opaskę z pacyfą. W przeciwieństwie do Joan nie nosiła żadnej broni.
Towarzyszyła jej wysoka i smukła brunetka o jasnych, szarozielonych oczach i szaleńczym w nich błysku. Jej twarz zdobił uśmiech szaleńca. Ubrana była bardzo podobnie do Joaśki, ale zamiast glanów miała adidasy. Również nie miała broni, ale sprawiała wrażenie, że za broń, a raczej narzędzie zbrodni i tortur, może służyć jej nawet pinezka.
- Asieńko ty moja – krzyknęła blondynka. - Jak ty sobie przez tyle lat beze mnie radziłaś, hę? I jak ty urosłaś! - z tymi słowy rzuciła się na Joan.
- Oleśka, zejdź ze mnie – warknęła Joaśka.
- Cze, Joaśka! - Zawołała bruneta i rzuciła w Joan kartoflem bliżej nieokreślonego pochodzenia. - Za tydzień Mycha przyjeżdża. Bo do Niemiec rządzić wyjechała.
- Chyba powinnam was przedstawić... - wymamrotała Joaśka. - Lunatyczki to są Oleśka P., moja siostra – blondynka pomachał ręką – i Alka K. – bruneta uśmiechnęła się jeszcze bardziej szaleńczo.
- Miło mi – opdpowiedizała Szefowa, wymieniając uścisk dłoni najpierw z Oleśką, potem z Alką.
- Joan nam wiele o tobie opowiadała – rzuciła Aurora.
- A co dokłandnie? - zainteresowała się Oleśka.
Aurora zawachała się. nic, co Joaśka mówiła o Oleśce nie było czymś, co warto byłoby powtarzać.
Rozległo się ponowne pukanie. Meg wyjrzała przez okno.
- O, chłopcy przyszli.

- Jak ja jej nie cierpię – westchnęła Joaśka, siedząc razem z Aurorą, Noelle, Peterem, Hecą i Enfer w warzelni pod barem.
- A dlaczego? - Zapytał zdziwiona Aurora. - Fajną masz siosthę. Thoszkę wahiatka, ale fajna. Nie jest komunistką i to jej jedyna wada.
Joan rzuciła jej mordercze spojrzenie. Z starej kocicy przemieniła się w głodną lwicę.
- Fajna? Zanim wyjechałam do Hogwartu – ona siedziała w Beauxbatons, może ją Enfer pamiętasz, a Misiek w Łysej Górze – robiła mi wszędzie obciach. Dobra, nie taki obciach, jak Michelin, ale zawsze.
- Ihr seid wie Katze und Hund – stwierdził Peter.
- Coś ty powiedział?
- Ori, on powiedział, że Oleśka i Dżoan żyją ze sobą jak pies z kotem – wytłumaczyła Heca.
- Gorzej – warknęła Joaśka. - Jak lwiątko ze starym kotem.
- Jest jakaś różnica? - Zapytał drwiąco Peter.
- Naja. I to wielka.
- Prima. W takich chwilach cieszę się, że jestem jedynakiem.
- Moglibyście przestać tu niemczyć!? - Krzyknęła zyritowana Aurora wraz z Enfer.
- Dziewczynki, trza się uczyć języków – przycięła Joaśka.
- Pahly vu fhąsę? - Spytała ze słodkim uśmieszkiem Enfer.
- Szprihst du Dojcz?
- Dobha, hemis.
- Dziołchy, nie kłocić sie mi tutaj – wtrąciła Heca. - Jesteśmy tu, aby rozwiązać problem Dżoan i Oleśki.
- A mają jakis problem? -syknęła złośliwie Noelle. - Jak już, to z własnymi umysłami.
- Noeś, kiedyś dostaniesz w zęby – warknęła Joaśka.
- Może kiedyś.
- Ale Oleśka jest w porządku – zawołała Aurora.
- Taak? A nie zauważyłaś, że wszyscy ją lubią? Nawet, ty, mimo, że ona jest jawną anty–komunistką? Nawet Ceres, chociaż jest pół na pół? I że po kontakcie z ukrytym pod jej łóżkiem Jezusem zaczęła prorokować? Zauważyłaś jej piękne, złotomiedziane włosy? W tym rzecz! Oleśka to Mary Sue w pełniej lini, nic jej nie powstrzyma! W dodatku zmutowana Mary Sue - Joan ciężko oparła się o betonową kadź pełną Glizdogońskiej. Musiała być z betonu, bo Glizdogońska rozpuszczała metal, a nasączona nią drewno zapalaliłoby sie od samego postawienia na nim czarownicy.
- Jezus pod łóżkiem? - Peter uniósł jedną brew.
- Wiesz, u niej pod łóżkiem był zawsze normalnie czwarty wymiar. Kiedyś tam zajrzałam i powiedziałam: ''Jezu''. A on na to: ''Po czym poznałaś?''
- Jo, nie histehyzuj, na pewno nie będzie tak źle...
- Siema!
- No i przyszła.
- A co to? - Zapytała Oleśka, ważąc w dłoni dodawaną do Glizdogońskiej ciemnożółtawą ciecz w złotej butelce.
- Esencja gryfońska.
- Lew tam naszczał? - Na twarzy Oleśki wykwitł szeroki, maniakalny uśmiech. - Alka! Cho no tu, zobacz, co chlejesz!

Joan z nieukrywaną wściekłością wpatrywała się w miotły Oleśki iAlki pozostawione za oknem. Od jakiegoś czasu z ich pokoju na górze dobiegały odgłosy typu: ''Złaź stąd!'', ''NIE'', ''No wyłaź spod łóżka'', ''NIE'', które starała się ignorować.
- Ku, ku, k**a! - Krzyknęła kukułka, w momencie, który Oleśka i Alka wybrały na zejście na dół.
- Cóż to za zbereźna kukułka!? - zawołała oburzona Oleśka. - Dajcie mi śrubokręt!
- Olka, nawet Kira nie... - Jęknęła Joaśka, ale jej siostra już grzebała śrubokrętem w mechaniźmie.
- No – stwierdziła po chwili. - Skończyłam - i ustawiła na pełnej godzinie.
- Ku**a, ku**a, ku**a!
Joan podparła głowę ręką. Oleśka zawsze sporwadzała zniszczenie tam, gdzie się pojawiała. W tej chwili usiadła przystoliku obok Remusa i zaczęli o czymś z przejęciem rozmawiać. No tak, oboje byli hipisami, mieli o czym. Joaśka poprzysięgła sobie, że pomści ten dzień, w którym Oleśka obiecała jej, że zawsze będzie przy niej.
Do baru podeszła Puszek.
- Twoja siostra podejrzanie blisko Syriusza przebywa– oświadczyła. Była wściekła.
- Ta? A ja myślałam, że Remusa.
- Teraz. Rano zajmowała sie Syriuszem. No i co do Remusa, raczej w nim sie nie buja. Nie poprowadziłaby ci faceta, to siostra.
- Niestety. Pusz, nie przejmuj się, ciesz się, że nie widziałaś, co Alka robi z Jamesem. W każdym razie z chęcią wróci do Lily, uwierz mi na słowo. I przysięgnie jej wierność do końca żywota
- Co wcale nie zmienia faktu, że...
- Odpuść sobie, Pusz. Jak Oleśka zauważy, że Syrii ma dziewuchę, to sobie odpuści. Poczciwa Oleśka...
- Masz fajną siostrę – Remus podszedł do baru i zdjął z lady butelkę Glizdogońskiej. Joan ruciła mu mordercze spojrzenie. Pusz odeszła w tylko sobie znane rejony, mamrocząc groźby pod kłami.
- Ta. Bardzo fajną.
- Nie lubicie się?
- Nie możemy. Jesteśmy siostrami. A ta łajza z pacyfą na szyji zawsze stara mi sie pomóc, co kończy się niodmiennie jakąś rozróbą. No i oczywiście, w ratowaniu mnie z nieistniejących opresji towarzyszyła ta erotomanka dziewica, Alka, miłosniczka piesków oraz samochodów i mała dytatorka Mycha.
- Moje ty biedactwo.
- A żebys wiedział. Myslałam, że od Hogwartu mam z nią spokój, a to to przyjechało razem z Alką. W dodatku ten mały Hitler za parę dni przyjeżdża.
- Kto!?
- Mycha.
Z góry dobiegły dzikie wrzaski i wyraźny krzyk Oleśki:
- Aśka!
- Czego!?
- Łóżko się jara!
Joan wpadła do sypialni Oleski i Alki. Łóżko tej pierwszej gorzało piękną, płomenistą poświatą w kolorze błękitu paryskiego. Obok leżało na wpół zapalone kadzidełko.
- Skąd miałam wiedzieć, że pierzesz pościel w Glizdogońskiej? - Rzuciła z wyrztem Oleśka.
- Nie ja piorę, tylko Maggie. Akurat Glizdogońska za szklanek nie schodzi, ale pierze świetnie, bo wyżera wszelki brud. A co z Jezusem i Wróżką – Zębuszką? - zapytał z niepokojem Joan, pamiętając o tych, co zabłądzili w czwartym wymiarze łózka Oleśki (zostali przeniesieni do Dziupli w walizce)
- Ssiedzą sie pod łóżko Alki – wyjaśniła Oleśka.
- Nie oni pierwsi.
Spod ocalałego łóżka dobiegł radosny, męski głos:
- Znalazłem Kamasutrę! Już wiem, co Alicja robiła z tym samochodem! Ooo, o tym nie wiedziałem!
I wyższy, zdecydowanie damski głosik:
- Oddawaj, erotomanie! Maryja cię nie uświadomiła!?
- Wróżko, ja...
- I zostaw ten pejcz!
Joan wysazła z pokoju w stanie głębokiego szoku.
- Z kim ja się wychowywałam – wymruczała.

Wieczór był całkiem miły. Póki co Oleśka i Alka zachowywały sie całkiem normalnie. Heca paliła jakieś zioła i wdychała opary, namiętnie prorokując, Eruantale podłączała się do czwartego wymiaru mieszczącego Diabła, Trilby wyciągnęła sztalugę, Pusz, Rej i Lu wyszły na łowy, a Isilmene pisała natchniona.
Jedno tylko nie pasowało. Aurora nie miała dzisiaj problemów egzystencjonalnych. Joan traktowała je jak lekcje religii – nudne i nie ma się czym zachwycać, ale można przynajmniej skupic się na ważniejszych sprawach. Takich jak obecność Oleśki i Alki w Dziupli.
Nie chodziło nawet o jej prorokowanie (nie wiedzieć czemu nie lubiła Snape' a. Ale to mogło być rodzinne) i zdolność porozumiewania się z Alką głupimi minami. Bo to by jakoś zniosła. Chodziło o to, że Oleśka i Alka zawsze starały się z glanami i adidasami wepchnąć w jej prywatne życie. Najgorsze, że zawsze we właściwym momencie.
Westchnęła i zaczęła polerować bar. Przy stoliku na końcu sali Alka przestała wreszcie grać w Rozbieranego Pottera i z Oleśką zabrały się do rozbieranego Pokera.
- Wiedziałam, że kiedyś tu przyjadą – westchnęła Joaśka.
- Tak? - Oczy Aurory błysnęły żywiej. - Jo, nie mów, phoszę, to nieja mam dzisiaj egzystencjonalne phoblemy, tylko ty?
- Nie, nie przesadzaj. To nie jest problem egzystencjonalny. Raczej wrzód na tyłku.
- Jo, to chyba u was hodzinne.
- Co?
- Oleśka jest świetna, ciebie można znieść po długim theningu, ale jak obie sie uprzecie, jesteście jak wielkie, paskudne wrzody na tyłku.
- Ejże! Nie zpominaj, kto tu ci daje Glizdogońską!
- Jo, przeciez to phawda.
- Niestety tak.
- Wiecie, że im dłuższy ogon w animagicznej formie, tym krótszy ten z przodu? - zabrzmiał jakby od niechcenia głos Oleśki. Zabrzmiał chóralny smiech, co najlepsze, żaden z głosów nie należał do Syriusza.
- Syri, ile centymetrów? - rzuciła Oleśkka, zaglądając pod stół i korzystając ze daru telepatii, ktorego również udzielił jej Jezus, gdy zrozumieał, że spod łóżka nie wyjdzie. - Oj, niewiele... A ty James? - zmrużyła oczy. - Huhu! Ty sie dzieciaków dorobisz!
- Sama widzisz, jaka ona jest – westchnęła Joaśka. - Fajna. Porąbana. Świrnięta. Absurdalna. Nienormalna. Niemoralna. I ładna. Mary Sue.
- Marhy Sue to by była, gdyby nie to zakrzywienie psychiczne. Oleśka to dobhy matehiał na Lunatczkę.
- Wiedziałam, że tak powiesz. Ta noc nie będzie spokojna, mówię ci.

Joan obudziła się w nocy. I zaklęła. To nie miało nic wspólnego z jej pęcherzem – pójście przed spaniem wystarczało. Odpowiedź nasuwała się sama – Oleśka i Alka.
Przeklęła dwie wariatki. Gdyby nie one... Cóż, gdyby nie one, po prostu by ich tu nie było. Nie były Joan szczególnie bliskie – no może Oleśka, ale do tego by się nigdy nie przyznała.
Weszła powoli na górę. Wariatki mogły teraz miec jedną ze swoich słynnych głupawek. I odgłosy na to wskazywały.
Z pokoju dobiegał zdusozny odgłos lekkiego, chorobliwego śmiechu.
- Wypierdalaj! - wrzasnęła Oleśka i wypchnęła Alkę za dwrzi sypialni. Ku zaskoczeniu Joan Alka zaczęła latać po korytarzu, obijając się co rusz o ściany i rechocąc obłąkańczo. Joaśka ostroznie wsunęła się do sypialni, ignorując tkwiącą w szparze między drzwiami i framugą Oleśkę, która nie chciała ich szerzej otworzyć.
- Co z Alkacjuszem? - Zapytała niespokojnie.
- Aska, znasz ją. Troche se pobiega, rozboli ją główka od uderzania w ścianę – zza dwrzi dobiegło głośne ''Ała!'', zastąpione szybko obłąkańczym rechotem – głupawka jej minie... To jakieś parę minut.
- Ino parę minut to subiektywnie całkiem sporo.
- Yheheheheh... JEB! Yheheheheh... JEB! Yheheheheh... JEB! Yheheheheh... JEEEEEB!
- Ano. Zagrasz w pokera?
- A jaki będzie wynik, Oluś?
- Remis. Obie mamy farta.
- To czemu nie.
Pół godziny później
- Myślisz, że Alce przeszło, sioro ma?
- Aśka, skończ ze staropolskim...
- To gryfońska gwara!
- ...Tak, chyba jej przeszło. W każdym razie już się tak nie tłucze.
- Ała... Mój łeb...
- Trzeba było walić o ścianę ty, ty... Ty Alkaprimie o działaniu zupełnie przeciwnym?
Zatkała dłonią usta. Joan ostatni raz powiedziała coś takiego... no, w każdym razie dawno tego nie mówiła. Od jakichś ośmiu lat. Z hakiem.
- Asiu! Znów jesteś sobą! - Wykrzyknęła Oleśka. Po czym kompletnie nie wracając na nią uwagi, poleciała razem z Alką w samych koszulkach, a raczej w tym, co z nich zostało.
Joan przez chwilę obserwowała, jak latają po barze, beszczeszcząc jej ladę.

Joan oparła się o krzesło. Wiedziała oczywiście, że ani w cholerę nie wygra w pokera z Oleśką – fart Kozlovskych był dziedziczny. Ale mimo wszystko, to przecież trochę nie fair, żeby tylko Remus i Syriusz (ten cholerny dupek Peter też miał farta) siedzieli rozebrani. No dobrze, coś jeszcze na nich zostało. Ale naprawdę niewiele.
Gdzieś w kącie Enfer męczyła Snape' a, a Kira nowo poznanego na zebraniach Anonimowych Mechaników (AM) Dedalusa Diggle.
- Poddajecie się? - Oleśka wyszczerzyła proste i idealnie białe ząbki.
- Tak! - Odparł pospiesznie Remus, dając pod stołem kopa Blackowi.
- No to możecie się ubrać.
- Oleśka, pijesz? - Joan wyciągnęła z którejś z owych wszędzie pojawiających się szuflad, specjalności Dziupli, butelkę Glizdgońskiej.
- Nie. Wiesz, jaki mam słaby łeb. Po jednym piwie wróciłam na czworaka do domu.
- Gorzej niż Syri – zauważył Peter.
- Tja, on przynajmniej jest w stanie wypić pół butelki Glizdgońskiej...
- Aśka, nie czepiaj sie mnie! A propos, tych dwóch to gdzie się podziało?
- Chyba wyszli. I ten, no... - Peter wyjrzał za okno. - Wygląda na to, że przed Dziuplą hipisi sie leją z metalami.
- CO!? - Joaśka wypluła pokaźny łyk Glizdogońskiej i natyhmiast tego pożałowała.
- Chyba Remus zwołał swoich ziomków, Syriusz swoich, no i się leją... Hipisi raczej nie mają szans z tymi sandałami... Glany są mocniejsze... Ale nie, dzięki używanym w ofensywie pacyfom nie są bezbronni... Za to metale pokazują znak szatana przeciwko ''V''...
Do Dziupli wpadli Syriusz i Remus. Remus miał jakże malowniczo rozchochrane włosy, przekrzywioną opaskę z pacyfą, połamaną gitarę, rozdarte sandały i porwane luźne ciuchy. Syriusz nie tylko zepsuł sobie w walce fryzurę, ale również zadbał o wyjątkowo seksowne zadrapanie na policzku i rozdartą koszulę. Bardzo rozdartą.
- Chcesz sie ze mną bić!? - ryknął Syriusz. - Chcesz się ze mną bić!?
- Chcę, szatanisto! - wrzasnął Remus.
- CHWILA! Oleśka, po której ty jesteś stronie, co!?
Obaj spojrzeli na Oleśkę, a raczej na jej glany, kwiecistą spódnicę, pacyfę i grunge' ową koszulę*.
- Eeee... Po obu?
- Aha. Nie ma sprawy. A wy? Joan, Peter? Nosicie glany, więc chyba...
- Wybij to sobie z głowy – oświadczyła Joaśka. - Są po prostu praktyczne – dodała tonem kogoś, dla którego słowo ''praktyczne'' oznacza ''da się kopać w jaj z oczekiwanym skutkiem''. - Chłopaki! Oczekuję wyjasnień! Dziupla ma być miejscem TAJNYM, nie polem bitwy świrów!
- Eee... Ale ten głosiciel pokoju i wolnej miłości nazwał mnie szatanistą!
- Jesteś szatanistą, mięsożerco!
- To wcale cię nie upoważnia, żeybs szukał sałatożerców po całej wiosce do ''skopania tyłków czcicielom Szatana''!
- Ani ciebie, byś szukał chłopów do ''rozpiżdżenia wdychaczy kadzidełek''?
- Wiesz, Peter, lepiej stąd chodźmy, zdaje się, że jako jedyni z tej całej budy jesteśmy w miarę normalni.

A daj, tej Glizdogońskeij sie napiję!
- Olu, dobrze się czujesz?
- Świetnie!
- To pij, wariatko. I jak, chłopcy?
- Wlazł kotek na płotek y mruga...
- Już się upiła, no.
- Świetnie, Jo.
- A gdzie Dżem?
- Nie pije.
- A to lamus.
- No. Może z nami pośpiewasz? Syriusz już leży pod stołem, a Remus jest bliski.
- A czemu nie. Sama się słaniam. Remus wstawaj! I śpiewamy!
- Takye myesce my day, gdzye pyaków yest ray, a menel y żul pyą rum...
- Pyą rum...
- Syriusz, ty tak pięknie basem wchodzisz... I trzy cztery! Czerwony pas, za pasem broń y topór, co błyska z daaaaalaaaaa!
- Znasz coś innego?
- Tja! Moskwa syę paly, ZOMO w gacye waly, WRON – a na dachu pyerdzy ze strachu...
Joaśka i Ole śka wynurzająca się spod stołu zaczęły śpiewać razem.
-Chcemy bić ZOMO! Chcemy bić ZOMO wreszcie! Chcemy bić ZOMO! Chcemy bić ZOMO jeszcze!
Akurat ten moment wybrał przechodzący niedaleko patrol ZOMO, by wejść do znajdującej się na skraju lasu gospody. Kiedy wyważyli drzwi, obie siostry, Alka i Lunatyczki usmiechnęły się promiennie.
- Huzia na dupków! - zakrzyknęła Joan, wymachując kałachami. Oleśka zademostrowała pięści, Noelle garotę, Angel kuszę, Ceres muszkiet, Hekate różdżkę, Eruantale korbacz, Aurora Płomienisty Miecz, Maggie włócznię, Alka żyletkę, Puszek i Rachel kiełki, Lu budzygan, Enfer miotacz płomieni, Atra rozgrzany do czerwoności pogrzebacz, Trilby bejzbola, D' Nika szablę, Kira klucz francuski, Nauzykaa szpadę, Lora dzidę, Heca łuk, a Isilmene topór.
Wiele sie działo tamtej nocy.
W każdym razie w wiosce słyszano krzyki dochodzące najwyraźniej z piwnic gospody. Ale miejscowi zawsze uważali, że jej mieszkankom nie należy przeszkadzać. Nie przeszkadzali więc.

Joan, musimy z tobą porozmawiać – zaczęła Hekate. - O Ali.
Joaśka westchnęła. Naprawdę miała dosyć. Kiedy Alka wszystkich przelatywała, ludzie zawsze mieli pretensję wyłącznie do niej.
- Tja?
- Tak. Przeleciała wszystkich mężczyzn w Dziupli i próbowała niektóre dziewczyny.
- I moje wilkołaki – wtrąciła Aurora.
- I mojego Severhusa – to była Enfer.
- Mojego Syriusza! - huknęła Puszek moderatorksim tonem.
- Dedalusa! - Kira niebiezpiecznie ujeła w dłoń klucz francuski
- Miau! - dodała Pani Norris.
- I co ja na to poradzę? - odwarknęła Joan, opierając ręcę na barze. - Za zboczenia siostry i Alki nie odpowiadam. Jesteśmy spokrewnione dosłownie przez przypadek, nie czepiać się, błąd młodości i absolutnie nie chcę słyszeć do mnie żadnych pretensji, bo to do cholery nie moja wina!
Zanim Lunatyczki zdążyły odpowiedizeć, do sali barowej weszła Oleśka.
- Co jest? Alka wszystkich przeleciała?
- Tak – Hekate zmrużyła oczy.
- Oj, dziewczyny, nie martwcie się, po Alce oni będą wam wierni do końca życia i jeszcze dłużej!

Joan wyciągnęła nogi na ladzie. Póki co Oleśka nie zaczęła sprawiać problemów. Póki co, wprawdzie, ale co jeszcze nie nadeszło.
Oleśka wraz z Alką siedziała przy stole razem z chłopakami, ale chyba nie zamierzała dogryzać Syriuszowi. O nie. Jednak zamierzała.
- Jak doszłam do wniosku razem z Aśką – zaczęła. - ''Im większe ego, tym krótszy jego''. Wobec czego ''siędzą czterej przy stole, trzy i pół ptaka na dole''.
Syriuszowi opadła szczęka. Za to Remus, James i Peter tarzali się po podłodze, rycząc ze śmiechu i nie pozostawaijąc wątpliwości, czyje jest to pół.
Oleśka nagle spoważniała. Joan z przerażeniem rozpoznała jej atak prorokowania.
- Ty zdradzisz! - krzyknęła, wpatrując sie w Petera.
- Co? Ja?
-Wiesz co? - Oleśka zwróciła się do Syriusza. - Po tym Azkabanie to będziesz brzydszy. To przez niego!
Joan krokiem imperatora podeszła do stolika.
- A ty, James, umrzesz niedługo i będziesz miał głupiego syna! - ciągnęła Oleśka. - Aha, Remus, ty rzucisz moją siostrą dla jakies fioletowowłosej młódki, która w tej chwili ma parę latek.
- Chłopaki, spokojnie, ona tak zawsze – wycedziła Joaśka przez zęby i postawiła na stole cztery butle Glizdogońskeij. - Duszkiem mi i do dna. Olu, możemy pogadać na zapleczu?
Kiedy już znalazły się w bezpieczniej odległości od zszokowanych chłopców, Joan zaczęła mówić głosem, który każdemu normalnemu człowiekowi kojarzył sie z zakrytą twarzą i bombą w rękach.
- Oleśka, co ty sobie do ciężkiej cholery wyobrażasz!? Nie możesz mówic ludziom, co ich czeka, nie są na to przygotowani! Mogłabyś nie wieszczyć każdemu jego własnej śmierci, co!?
- Aśka, umrze tylko James. No i Syri, ale on już później...
- O to mi chodzi! Po co mają to wiedzieć!?
- Aśka... Cholera, ty wiesz, że Peter jest śmierciożercą!
- Wiem. Myślisz, że Ora i Noelle nie przedstawiły mi swoich zanjomych? Ale nie mam najmniejszego zamiaru się wtrącać. To niezdrowe. Zresztą powiedziałam mu, że jakby co, to Dziupla zawsze jest otwarta dla degeneratów.
- Aśka... Mówiłam ci już, że Remus cię rzuci dla takiej małolaty, co teraz ma parę latek?
- Mówiłaś. Jak dorośnie, wtedy się policzymy.
- Aśka! - wydarła się Alka z drugiej strony baru.
- Czego!?
- Bić chcesz?
- Nie!
- A pić?
- Nie!
- Oleśka! Twoja siostra umiera! Ma testament?
- Cholera jasna, nie! Aśka, szybko! Zapisz testament! ''Wszystko mojej siostrze Aleksandrze'''...

- James, Jezus woła cię na pogadankę! - krzyknęla Oleśka.
- Co!?
- No zwyczajnie pogadać chce, nie wiedziałeś?
- Dżem nie jest przyzywczajony – warknęła Joan – do Jezusa pod łóżkiem. Jestem ciekawa, co też Chrystek chce z nim obgadać.
Dowiedziały się po paru minutach. James wrócił w stanie szoku.
- On powiedział... - wykrztusił – ''Stary, ludzie musza się bawić, oczywiście nie więcej niż cztery kielichy dziennie, ale Joan robi takie smaczne drinki...''
Joan oparła nogi o ladę.
- Cały Jezus. Mówi, że ''Rydyzk'' to wino mszalne, a potem śpiewa psalmy na całe gardło...
- Słyszałem!
Na schodach pojaiwła się wysoka postac męska, z długimi rudawymi włosami i krótką brodą.
Peter, naczelny ateista Hogwartu, zakrztusił się Glizdogońską.
- Jezus Maryja!
- Spokojnie – Joan poklepała go po ramieniu. - Zanm Jezusa od paru ładnych latek i jakoś nigdy nie przeszkadzało mu, że jestem niewierząca.
- No właśnie! - dodał Jezus. - Tatuś dał wam w końcu wolna wolę, więc nie może mieć pretensji.
- Czy nikogo nie dziwi fakt, że właśnie Jezus z nami rozmawia – zapytał Remus.
- Rem, moje złotko, tutaj zdarzają się gorsze rzeczy. Gdyby Lunatyczki miały się dziwić Jezusem pod łóżkiem ,dostałyby zawału, wkraczając w któryś z wymiarów, do których przejścia znajdują się tylko w Dziupli.
- E, patrzcie! - zawołała Alka. Nasączonym Glizdogońską ręcznikiem owinęła głowę. I ku przerażeniu Joan pochyliła się nad świeczką.
Glizdogońska jak zawsze paliła się ładnym, ciemnobłękitnym płomieniem. A Alka robiła to, co zawsze umiała robić najlepiej: biegała po Dziupli z rozwartą mordą i wydostającym się z niej straszliwym rykiem. Oleśka wylała na nią zawartość wazonu. Zaskoczona Alka zwróciła w strone Oleśki spopieloną twarz.
- Za co? - zapytała. - A było tak fajnie.
- Nie dość, że wariatka, to jeszcze masochistka – skomentowała Joan i wlała sobie do gardła spory łyk Glizdgońskiej.

Kolejny wieczór. Kolejny wieczór, przęsączony pijackim gwarem, dźwiękami liry korbowej, kadzidełkami Hecy, farbami olejnymi Trilby, perfumami Nauzykai, monologami Aurory i mocnym zapachem Glizdogońskiej.
Joan westchnęła i chwyciła ścierkę. Problemowoegzystencjalny nastrój Aury zaczynał jej się udzielać. Jeczsze chwila i spróbuje popełnić samobójstwo własnych kałachem. Co jak co, ale Gryfoni nigdy sami się nie zabijali. Ktoś ich mógł zabić, ale sami byli zbyt... eee... instynktosamozachowawczy. O. Wbrew pozorom to przecież gryfoński wynalazek.
Dzisaj miała przyjechać Ania. Psy wyją, błyskawice trzeszczą, dzieci płaczą, kobiety wrzeszczą.
Oleśka i Alka jakims cudem zmusiły Jamesa, Syriusza, Remusa (WRRRRRRRR! Mein Remus, mein Remus!), Petera, Snape' a i Filcha do odtańczenia kankana w spódnicach Oleśki. I jeszcze siostra Joaśki udzielała im instrukcji.
- No chłopaki, wyżej te nogi! Z gracyją! Popatrzcie na Seva! Bierzcie z niego przykład!
Alka wypiła i łyk Glizdogońskiej i cuchnęła w świeczkę.
- Aśka! Firanki trza zmienić! - Wrzasnęła. Maggie, naczelna dekoratorka Dziupli, zemdlała.
I mały demon wybrał właśnie ten moment, aby otworzyć z trzaskiem drzwi.
Na progu stanęła drobna blondyneczka, niższa nawet od Petera, z niewinnym uśmieszkiem i jeszcze bardziej niewinnymi, jasnozielonymi oczami. Wrażenie niewinnej istotki pogłębiał różowy sweterek, zółta spódniczka i skarpetki w paski.
James przestał tańczyć, chwycił dwa kadzidełka Hecy, ułożył je w kszałt krzyża i wrzasnął:
- ZŁO! To jest najczystsze ZŁO! A kysz, a kysz! Wracaj do Otchłanii Piekielnych, Szatanie!
I padł powalony ciosem Rachel.
Blondynka rozejrzała sie po sali barowej.
- Oleśka – krzyknęła radośnie i uścisnęła wyżej wspomnianą. - Daj pyska! Igorze!
Alka skuliła sie pod barem.
- Igorze, do nogi! I zanieś bagaże!
Alka posłussznei podreptała, wzięla walizkę i zaczęła ją wnosić na piętro. Wtedy Ania zauważyła Joan.
- Cze, Aśka.
- Cze – wykrztusiła słabym głosem Joaśka. - Te... No... Jak było w Niemczech?
- No fajnie, porządziłam se trochę, podszkoliłam niemca... Mówili, że przypominam jakiegoś Adolfa...
- Serio? Słuchaj, może Oleśka cię zaprowadzi do sypialni? - Joan rzuciła swojej siostrze spojrzenie zarezerwowane dla Polanskych. Ta zaczęła groliwie kiwać głową.
Gdy poszły, Joan oparła się o ladę.
- Jest źle – wyszeptała z obłędem w oczach. - I to bardzo.

- A wy tu co!? - wrzasnęła Joan.
- A gdzie ''Czesiek''? - zapytała Oleśka. Joan spojrzała na nią jak na wariatkę, co zresztą było całkiem prawdopodobne.
- Co was tu przywiało?
- Ania – wyjaśniła Alka. - I zabrała świnia całe łóżko dla siebie. Aśka, możemy spać u ciebie, na ladzie?
- NIE!
- Aha – Oleska ziewnęła i spojrzała w stronę chłopców, którzy wciąć grali w pokera przy jednym ze stolików. Razem z Alka podeszła do niego i bezceremonialnie się na nim położyła.
- I NIE WRACAĆ MI TUTAJ!!! - wydarła się Anka na całą Dziuplę. - POŚCIEL JEST MOJA!
Joan natrafiła na przerażony i zaskoczony wzrok Huncwotów.
- Na co sie gapicie? - burknęła.

O ile Joan orientowała się w czasie, dzisiaj były urodziny Remusa. Oczywiście nie obyło się bez interwencji Oleśki, Mychy i Alki. Przez prawie cały tydzienń od pryzjazdu Anki były dziwnie spokojne (w końcu nikt inny nie potrafi tak krótko trzymać ludzi, jak Anka). Ale oczywiście nie miało to potrwać długo.
Zacznijmy od tego, że Oleśka wjechaa do sali barowej W TORCIE. Jakby tego był mało, ubraa się w wyjątkowo skąpy RÓŻOWY strój króliczka. I zaczęła spiewać swym jakze ponętnym głoskiem ''Happy Birthday To You'' .
- Happy birthday to you... Happy birthday to you... Happy birthday, dear Remmy, happy birthday to you...**
I bezstydnie usiadła Remusowi na kolanach. Po chwil poderwała się.
- Remus, ty zbereźniku!
Joan nie zastanawiała się ani chwili. Wychyliła duszkiem Glizdogońską i uderzyła Remusa po łbie pustą butelką (pełnej by nie zmarnowała). Oczywiście nie odpowiedziała na pytanie ''Za co!?''.
Następna była Alka. Pojawiła się odziana tylko w wstążeczki związane w dwóch miejscach. Gdy Remus zapytał ''Mogę rozpakować?'', o łeb rozbiła mu się kolejna butelka.
Ostatnia była Anka. Podeszła do niego z kałachem na czerwonej poduszce.
- Otom mój kałach – powiedizała. - Strzeż go wiernie, albowiem to mój slarb.
- Al ja jestem love & peace... - wyjąkał Remus, podnosząc kałacha.
-Nie martw się, kiedyś siem przyda – rzuciła Oleśka.

Alka! Gdzie ty lecisz!?
- Do Warszawy!
- Ona jest tam, cieciu!
- Aha.
Joan zamknęla za nimi okno Dziupli.
Wolna.
Nareszcie.

*To nic, że Kurt Cobain jeszcze nie zaczął śpiewać, może się nawet nie urodził, nie chcaiło mi się liczyć.
** Niezłe, biorac pod uwagę, co zwykle śpiewa się na urodzinach Joan – ''Happy birthday to you, wstawaj Czystą, chu... zbóju!''
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angel
księzniczka księżycowej poświaty



Dołączył: 27 Wrz 2005
Posty: 1809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Mare Imbrium

PostWysłany: Sob 20:36, 31 Gru 2005    Temat postu:

Pikne! Pikne! Miau! ja kcem kankana...a następnym razem to dzwiamy wychodzić! Albo nie, dzrzwiami to wychodzą istoty normalne, dość, człowiekopodobne. Kocham Cię, Jo, za to!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Nie 0:44, 01 Sty 2006    Temat postu:

Muszę przyznać, że tylko jedno przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o komentarzu.

Joan, moje najszczersze kondolencje. Po przeczytaniu tego nic mnie już u ciebie nie zdziwi. Ostatecznie, nie można wymagać, aby ludzie tak skrzywdzeni przez los byli całkowicie normalni (nawet, jeśli Wszystkie Jestesmy Obłąkane). Już wolę Dzińdzię.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:05, 01 Sty 2006    Temat postu:

HA!
Własnie, Joaśka, ja powiem ci, niemożliwe żebym polubiła Oleśkę w realu, jeśli jest właśnie taka...
A Alka z tym waleniem łbem... no, po prostu... Wink
Sorry, ze tyle czasu betowałam, heh.
I wreszcie sie pojawiło...
Oleśka jest PRZERAŻAJĄCA...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Nie 21:19, 01 Sty 2006    Temat postu:

(spada z krzesłaq)
TAK! Brutalna prawda o Aleksandrze P. wreszcie wyszła na jaw! Oleśka mnie zarżnie i zakatrupi, jak to zobaczy, ale co tam.
Ceres, nie wiem, jaki jest ten Dzińdzia, ale nawet on od Oleśki z pewnością lepszy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Nie 22:34, 01 Sty 2006    Temat postu:

Powiedzmy, że... irytujący. Bardzo gryfoński w swoim sposobie bycia. I nie da mu się niczego wytłumaczyć, nawet za pomocą najtwardszych argumentów.

Dokładnie, jak Gollum. Nawet okładanie pięściami nic nie daje, bo w swej gryfońskiej 10 letności jest silniejszy ode mnie i oddaje trzy razy mocniej... Moje siniaki na nogach... Wink
Ori
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin