|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
yadire
gryfonka niepokorna
Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Śro 21:05, 02 Lis 2005 Temat postu: Nigdy więcej eliksirów! |
|
|
Właściwie nie jestem pewna, czy to powinno znajdować się w Lodówce, ale jednak to-to jest dość nie-kanoniczne i nawet nieźle pasuje - moim skormnym zdaniem - do akcji Anty-Kanon. Hermiona waż/rząca elksiry miłosne, pan Weasley i kamasutra, zanik podejrzliwości u Snape'a...
Zesztą oceńcie same, drogie Lunatyczki!
Y.
Lavender Brown i Parvati Patil.
Przyjaciółki od pierwszej podróży pociągiem. Ich przyjaźń miała trwać aż po grób i o jeden dzień dłużej – cóż za utopijne założenie! Ta piękna i wartościowa (wartościowa przynajmniej dla Parvati, która w osobie swej duchowej siostry znalazła wierną i oddaną wielbicielkę) nić łącząca obie dziewuszki rozerwała się w chwili, gdy dziewuszki wybrały sobie na obiekt westchnień tego samego chłopca. Co więcej, chłopiec ten absolutnie nie zdawał sobie sprawy z uczucia, jakie zrodziło się w sercach długowłosej blondynki i krótko obciętej brunetki. Właściwie w tej chwili chłopiec ten zdawał sobie sprawę tylko z jednego faktu – jeśli nie nauczy się do jutra przyrządzania eliksiru niewidzialności, to profesor Snape zje go żywcem. Co najmniej.
O ósmej wieczorem pokój wspólny w jednej z wież zamku, szumnie zwanej wieżą Gryffindoru, nie był najlepszym miejscem do nauki. Zwłaszcza, jeżeli tego dnia swoje urodziny obchodziła Ginny Weasley, siostra legendarnych już bliźniaków Freda i George’a.
- ... żyje nam! – rozwrzeszczany tłum kończył właśnie czwarte odśpiewanie pieśni urodzinowej.
- A kto?!
- GINNY WEASLEY!!!
Nasz biedny bohater miał wrażenie, że od ilości decybeli, jaka zgromadziła się w tym krzyku, zatrzęsła się wieża. Po chwili zauważył jednak, że to nie wieża, a stolik, przy którym siedział, drży jak osika. Być może zachowywał się tak dlatego, że zmienił się w galaretkę truskawkową?
Jednak te rozważania zostawmy sobie na później. Teraz skupmy się na tym, co działo się w nie tak całkiem odległym rogu, zajętym przez kanapę i parę uroczych dziewcząt.
- Ja byłam pierwsza...
- Właśnie, że nie! Przecież ty powiedziałaś mi później!
- Ale pierwsza poczułam...
- No to masz pecha! Zresztą on i tak woli mnie.
- Tak? A skąd niby o tym wiesz?
- Jestem ładniejsza. Zresztą w czwartej klasie to MNIE poprosił, żebym poszła z nim na bal.
- Mnie też poprosił!
- Tylko dlatego, że ja się nie zgodziłam. Myślisz, że on z własnej woli chciałby pójść z takim ZEREM jak ty?
Lavender Brown zerwała się z płaczem z kanapy, strąciła po drodze kremowe piwo, które wartkim strumyczkiem popłynęło w stroną torby Neville’a Longobottoma, i pobiegła do damskiej sypialni.
- Parvati, co jej się stało?
Hermiona Granger podniosła torbą Neville’a, ratując ją od podtopienia i spojrzała za współlokatorką. Po chwili z góry dobiegło głośne trzaśnięcie drzwiami.
- Nie wiem. – Parvati wzruszyła ramionami. – Pewnie znowu ma te swoje humory...
„Lavender i humory?” przemknęło przez myśl zdumionej Hermionie. Rzeczywiście, humory to ostatnie o co można by posądzać spokojną zazwyczaj Lavender.
Po chwili jednak Ron zaciągnął ją do tańca i przestała zastanawiać się nad problemami innych. Okazało się, że ma dosyć własnych.
Poranek dnia następnego dla wielu Gryfonów nie był miłym przeżyciem. Wczorajsze urodziny najmłodszej pociechy Weasleyów przeciągnęły się do późnej nocy. Trwałyby pewnie do samego rana, gdyby nie nocna wizyta profesor McGonagall i groźba szlabanu.
Jednak nawet piasek pod oczami po nie całkiem przespanej nocy nie przesłonił Hermionie Granger, że w damskiej sypialni panuje niezdrowa atmosfera.
- Odwal się, Patil!
- Oj, Brown, ja tylko chciałam ci delikatnie zasugerować, że nie do twarzy ci w zielonym...
- To moja sprawa jak się ubieram!...
Z tonu, jakim Lavender odpowiedziała, Hermiona wywnioskowała, że owa panna się rozpłacze. Co też w chwilę potem uczyniła.
Parvati zaś, ku największemu zdumieniu Granger, wyszła z pokoju.
- Lavender. Czy ja o czymś nie wiem?
Lavender podniosła na nią swoje zapłakane oczy wiewiórki.
- Pokłóciłyśmy się.
„No co ty nie powiesz!”
- A można spytać o co?
- Można.
Chwila milczenia.
„Specjalnie się tej Patil nie dziwię. Chociaż z drugiej strony, z Lavender zawsze trudno było się dogadać... Więc to chyba jednak nie o to...”
- No... – Hermiona próbowała zachęcić współlokatorkę do zeznań. To znaczy wyznań, oczywiście.
- No bo się zakochałyśmy. W tym samym chłopaku.
- O. – Szczerze mówiąc, Hermiony jakoś to wcale nie zdziwiło. – A powiesz w kim?
Lavender powiedziała.
- O...
Takiej odpowiedzi Hermiona się nie spodziewała...
Trwała właśnie przerwa obiadowa. Ginny Weasley, korzystając z uroków wiosny, spożywała posiłek na błoniach, w towarzystwie kilku motyli i Krzywołapa. Kot początkowo oddawał się z pełnym poświęceniem ściganiu kolorowych stworzonek, jednak po niemiłym spotkaniu z wodą z jeziora zaniechał tej rozrywki.
Ginny czytała kolejny numer „Czarownicy”. Nie, nie – sama tego szmatławca nie prenumeruje; pożyczyła od Parvati Patil. Podobno był tam jakiś niezawodny sposób na piegi...
Na razie jeszcze do niego nie dotarła, bo zatrzymała się na artykule poświęconym wokalistce „Fatalnych Jędz”.
Gdy uniosła na chwilę głowę, w celu skontrolowania poczynań Krzywołapa, dostrzegła Hermionę wychodzącą z zamku.
- Ginny...
Głos przyjaciółki brzmiał dość niecodziennie. Był jakby... zaniepokojony?
- Zabrałaś wczoraj taki mały, czerwony flakonik z pokoju wspólnego? Proszę, powiedz, że zabrałaś.
- Nie. Ale słyszałam, jak Parvati i Lavender gadały o jakimś flakoniku.
- Lavender? Z Parvati?...
Ginny poruszyła się niespokojnie.
- A co było w tym flakoniku?
- Mój eliksir. Pamiętasz, jak ci mówiłam o książce od Rona? „Najsilniejsze eliksiry miłosne i ich zastosowanie”. Dał mi ją na Gwiazdkę.
Ginny zachichotała.
- Ten mój braciszek ma pomysły! Mógł już sprezentować ci kamasutrę...
- GINNY!
- No co?
- A skąd ty o niej wiesz? Tej... książce?
- No wiesz?! W końcu mój tata uwielbia mugoli! Takie ciekawe rzeczy o nich wiemy...
- My? Znaczy kto dokładniej? – „Ron też?!”
- No... Charlie, bliźniaki i ja. Kiedyś tata przyniósł do domu taką mugolską kamasutrę, którą jakiś dowcipny czarodziej trochę urozmaicił. Znaczy pododawał ruchome obrazki...
Obie zachichotały.
- Ginny... – wyszeptała po chwili Hermiona. – A macie ją jeszcze?
Ginny spoważniała. Na chwilę.
- Ostatnio George znalazł ją w pokoju Rona.
Dzwon wzywający na lekcję przerwał tę uroczą pogawędkę. Hermiona popędziła do zamku w zawrotnym tempie, w końcu Snape - przepraszam – profesor Snape nie lubi spóźnialskich. Właściwie on nikogo – poza Ślizgonami - nie lubi, ale wszyscy już zdążyli się to tego po tylu latach przyzwyczaić.
- Neville Longbottom – szlaban.
Neville milczał. Nawet gdyby powiedział, że się uczył, to nikt by mu nie uwierzył. Z nauczycielem na czele.
A Snape ciągnął dalej.
- Po lekcjach zostaniesz, żeby omówić szczegóły. Patil! – Parvati drgnęła. – Jak uwarzyć eliksir niewidzialności?
Parvati sprawiała wrażenie, jakby głęboko się nad czymś zastanawiała.
- Nie wiem, panie profesorze – powiedziała w końcu.
Snape uśmiechnął się. Może nie szeroko, ale w jego przypadku nawet lekkie uniesienie w górę kącików ust jest dużym osiągnięciem.
- Jak to nie wiesz?!
To Lavender.
- Przecież jeszcze przed chwilą chwaliłaś się wszystkim, jaka to jesteś świetnie przygotowana!
Podejrzewam, że Snape nie przerwał jej tylko dlatego, że był zbyt zaskoczony głośnym sprzeciwem nieśmiałej Lavender.
Jednak osłupienie profesora Snape’a nigdy nie trwa zbyt długo.
- Brown, minus pięć punktów dla Gryffindoru. Proszę nie odzywać się nie pytana, przez tyle lat zdążyłaś się chyba chociaż tego nauczyć. Poza tym wy dwie – wskazał na Parvati i Lavender – zostaniecie po lekcji razem z Longbottomem. Dostajecie szlaban.
Parvati uśmiechnęła się z zadowoleniem. Lavender oparła podbródek na dłoniach i utopiła wzrok w plamie na ścianie. A profesor Snape po chwili ciszy znów zaczął oddawać się swemu hobby – dręczeniu Gryfonów. Kto wie, ile punktów straciłby ten dom, gdyby nie interwencja Hermiony.
- Hermiona! Czekaj!
Ginny przepychała się przez tłumek zagubionych pierwszoroczniaków („Dziwne stworzenia! Siedzą tu już prawie rok, a jeszcze nie znają sal!”), by dogonić właścicielkę burzy brązowych loczków, zmierzającą ku bibliotece.
- A ciebie gdzie niesie?
- Do biblioteki, nie widać?
Ginny nie zwróciła na jej odpowiedź uwagi.
- O co chodziło z tym eliksirem? Bo chyba nie dokończyłaś...
Hermiona rozejrzała się, po czym chwyciła przyjaciółkę za rękę.
- Ej, ty się opanuj! Jeszcze Ron zobaczy!
- Ron ma trening. Chodź do biblioteki.
Pani Pince niechętnym wzrokiem obrzuciła dwie nastolatki, wbiegające właśnie do jej królestwa.
- W tej książce od Rona znalazłam pewien skomplikowany przepis. Tak się szczęśliwie złożyło, że wszystkie składniki akurat miałam. Bo widzisz, jest dość podobny w przygotowaniu do innych eliksirów miłosnych, a te ze względu na swoje działanie są dość trudne...
- Hermiona – skup się. Co to za eliksir?
- Przyuroczenia.
- Jaki?!
- Przyuroczenia. Niewyraźnie mówię?
- No dobra. Jak on działa? I czemu my właściwie ciągle o nim mówimy?
- Osoba, która się go napije, zakocha w się w pierwszym, kogo napotka. A szanowna autorka zmusiła mnie, bym ten eliksir uwarzyła, zostawiła na stole w pokoju wspólnym i beztrosko poszła sobie na lekcje.
- I ty to zrobiłaś?
- A miałam inny wybór?!
Chwila ciszy.
- Widocznie Lavender i Parvati musiały się go napić. A przy swoim pechu, pierwszą osobą jaka napatoczyła się w ich stroną, był...
- ... Neville...
Ginny wybuchła śmiechem. Pani Pince zerknęła znad swojego biurka wzrokiem, który śmiało mógłby zabić, gdyby nie fakt, że ludzkie oczy takiej możliwości nie posiadają.
- Dobrze... – wymruczała tłumiąc chichot pociecha Weasleyów - że nie zobaczyły Snape’a... Chociaż z drugiej strony trochę szkoda. Pomyśl – lekcja eliksirów, ciemno wszędzie, głucho wszędzie... A one wlepiają w niego maślane oczka...
- Ginny. Nie kracz. I bierz się za poszukiwania antidotum. Teraz musimy im pomóc...
- Za dużo przebywasz z Harrym. Przejęłaś te jego bohaterskie odruchy. A zresztą czemu niby mamy im pomóc?
- Ja je w to wpakowałam...
- Ty? Ty im kazałaś pić ten eliksir?
- Nie. Ale ja go tam zostawiłam. Może i to nie była całkowicie moja wola, ale... Neville chyba na to nie zasłużył, co?
- No, nie...
- A ty mnie samej z tym wszystkim nie zostawisz?
- No... rzeczywiście. Dobra – westchnęła Ginny zrezygnowana – dawaj te książki.
W głosie Ginny nie było entuzjazmu. Kto wie, jak by zareagowała, gdyby wiedziała, ze tego wieczora przyjdzie jej przeszukać połowę zbioru dotyczącego eliksirów. A ten wcale nie jest taki mały...
Lavender Brown i Parvati Patil.
Przyjaciółki od pierwszej podróży pociągiem. Ich przyjaźń miała trwać aż po grób i o jeden dzień dłużej - cóż za utopijne założenie! Ta piękna i wartościowa (wartościowa przynajmniej dla Parvati, która w osobie swej duchowej siostry znalazła wierną i oddaną wielbicielkę) nić łącząca obie dziewuszki rozerwała się w chwili, gdy dziewuszki wybrały sobie na obiekt westchnień tego samego chłopca. Co więcej, chłopiec ten absolutnie nie zdawał sobie sprawy z uczucia, jakie zrodziło się w sercach długowłosej blondynki i krótko obciętej brunetki. Właściwie w tej chwili chłopiec ten zdawał sobie sprawę tylko z jednego faktu - jeśli nie nauczy się do jutra przyrządzania eliksiru niewidzialności, to profesor Snape zje go żywcem. Co najmniej.
O ósmej wieczorem pokój wspólny w jednej z wież zamku, szumnie zwanej wieżą Gryffindoru, nie był najlepszym miejscem do nauki. Zwłaszcza, jeżeli tego dnia swoje urodziny obchodziła Ginny Weasley, siostra legendarnych już bliźniaków Freda i George'a.
- ... żyje nam! - rozwrzeszczany tłum kończył właśnie czwarte odśpiewanie pieśni urodzinowej.
- A kto?!
- GINNY WEASLEY!!!
Nasz biedny bohater miał wrażenie, że od ilości decybeli, jaka zgromadziła się w tym krzyku, zatrzęsła się wieża. Po chwili zauważył jednak, że to nie wieża, a stolik, przy którym siedział, drży jak osika. Być może zachowywał się tak dlatego, że zmienił się w galaretkę truskawkową?
Jednak te rozważania zostawmy sobie na później. Teraz skupmy się na tym, co działo się w nie tak całkiem odległym rogu, zajętym przez kanapę i parę uroczych dziewcząt.
- Ja byłam pierwsza...
- Właśnie, że nie! Przecież ty powiedziałaś mi później!
- Ale pierwsza poczułam...
- No to masz pecha! Zresztą on i tak woli mnie.
- Tak? A skąd niby o tym wiesz?
- Jestem ładniejsza. Zresztą w czwartej klasie to MNIE poprosił, żebym poszła z nim na bal.
- Mnie też poprosił!
- Tylko dlatego, że ja się nie zgodziłam. Myślisz, że on z własnej woli chciałby pójść z takim ZEREM jak ty?
Lavender Brown zerwała się z płaczem z kanapy, strąciła po drodze kremowe piwo, które wartkim strumyczkiem popłynęło w stroną torby Neville'a Longobottoma, i pobiegła do damskiej sypialni.
- Parvati, co jej się stało?
Hermiona Granger podniosła torbą Neville'a, ratując ją od podtopienia i spojrzała za współlokatorką. Po chwili z góry dobiegło głośne trzaśnięcie drzwiami.
- Nie wiem. - Parvati wzruszyła ramionami. - Pewnie znowu ma te swoje humory...
"Lavender i humory?" przemknęło przez myśl zdumionej Hermionie. Rzeczywiście, humory to ostatnie o co można by posądzać spokojną zazwyczaj Lavender.
Po chwili jednak Ron zaciągnął ją do tańca i przestała zastanawiać się nad problemami innych. Okazało się, że ma dosyć własnych.
Poranek dnia następnego dla wielu Gryfonów nie był miłym przeżyciem. Wczorajsze urodziny najmłodszej pociechy Weasleyów przeciągnęły się do późnej nocy. Trwałyby pewnie do samego rana, gdyby nie nocna wizyta profesor McGonagall i groźba szlabanu.
Jednak nawet piasek pod oczami po nie całkiem przespanej nocy nie przesłonił Hermionie Granger, że w damskiej sypialni panuje niezdrowa atmosfera.
- Odwal się, Patil!
- Oj, Brown, ja tylko chciałam ci delikatnie zasugerować, że nie do twarzy ci w zielonym...
- To moja sprawa jak się ubieram!...
Z tonu, jakim Lavender odpowiedziała, Hermiona wywnioskowała, że owa panna się rozpłacze. Co też w chwilę potem uczyniła.
Parvati zaś, ku największemu zdumieniu Granger, wyszła z pokoju.
- Lavender. Czy ja o czymś nie wiem?
Lavender podniosła na nią swoje zapłakane oczy wiewiórki.
- Pokłóciłyśmy się.
"No co ty nie powiesz!"
- A można spytać o co?
- Można.
Chwila milczenia.
"Specjalnie się tej Patil nie dziwię. Chociaż z drugiej strony, z Lavender zawsze trudno było się dogadać... Więc to chyba jednak nie o to..."
- No... - Hermiona próbowała zachęcić współlokatorkę do zeznań. To znaczy wyznań, oczywiście.
- No bo się zakochałyśmy. W tym samym chłopaku.
- O. - Szczerze mówiąc, Hermiony jakoś to wcale nie zdziwiło. - A powiesz w kim?
Lavender powiedziała.
- O...
Takiej odpowiedzi Hermiona się nie spodziewała...
Trwała właśnie przerwa obiadowa. Ginny Weasley, korzystając z uroków wiosny, spożywała posiłek na błoniach, w towarzystwie kilku motyli i Krzywołapa. Kot początkowo oddawał się z pełnym poświęceniem ściganiu kolorowych stworzonek, jednak po niemiłym spotkaniu z wodą z jeziora zaniechał tej rozrywki.
Ginny czytała kolejny numer "Czarownicy". Nie, nie - sama tego szmatławca nie prenumeruje; pożyczyła od Parvati Patil. Podobno był tam jakiś niezawodny sposób na piegi...
Na razie jeszcze do niego nie dotarła, bo zatrzymała się na artykule poświęconym wokalistce "Fatalnych Jędz".
Gdy uniosła na chwilę głowę, w celu skontrolowania poczynań Krzywołapa, dostrzegła Hermionę wychodzącą z zamku.
- Ginny...
Głos przyjaciółki brzmiał dość niecodziennie. Był jakby... zaniepokojony?
- Zabrałaś wczoraj taki mały, czerwony flakonik z pokoju wspólnego? Proszę, powiedz, że zabrałaś.
- Nie. Ale słyszałam, jak Parvati i Lavender gadały o jakimś flakoniku.
- Lavender? Z Parvati?...
Ginny poruszyła się niespokojnie.
- A co było w tym flakoniku?
- Mój eliksir. Pamiętasz, jak ci mówiłam o książce od Rona? "Najsilniejsze eliksiry miłosne i ich zastosowanie". Dał mi ją na Gwiazdkę.
Ginny zachichotała.
- Ten mój braciszek ma pomysły! Mógł już sprezentować ci kamasutrę...
- GINNY!
- No co?
- A skąd ty o niej wiesz? Tej... książce?
- No wiesz?! W końcu mój tata uwielbia mugoli! Takie ciekawe rzeczy o nich wiemy...
- My? Znaczy kto dokładniej? - "Ron też?!"
- No... Charlie, bliźniaki i ja. Kiedyś tata przyniósł do domu taką mugolską kamasutrę, którą jakiś dowcipny czarodziej trochę urozmaicił. Znaczy pododawał ruchome obrazki...
Obie zachichotały.
- Ginny... - wyszeptała po chwili Hermiona. - A macie ją jeszcze?
Ginny spoważniała. Na chwilę.
- Ostatnio George znalazł ją w pokoju Rona.
Dzwon wzywający na lekcję przerwał tę uroczą pogawędkę. Hermiona popędziła do zamku w zawrotnym tempie, w końcu Snape - przepraszam - profesor Snape nie lubi spóźnialskich. Właściwie on nikogo - poza Ślizgonami - nie lubi, ale wszyscy już zdążyli się to tego po tylu latach przyzwyczaić.
- Neville Longbottom - szlaban.
Neville milczał. Nawet gdyby powiedział, że się uczył, to nikt by mu nie uwierzył. Z nauczycielem na czele.
A Snape ciągnął dalej.
- Po lekcjach zostaniesz, żeby omówić szczegóły. Patil! - Parvati drgnęła. - Jak uwarzyć eliksir niewidzialności?
Parvati sprawiała wrażenie, jakby głęboko się nad czymś zastanawiała.
- Nie wiem, panie profesorze - powiedziała w końcu.
Snape uśmiechnął się. Może nie szeroko, ale w jego przypadku nawet lekkie uniesienie w górę kącików ust jest dużym osiągnięciem.
- Jak to nie wiesz?!
To Lavender.
- Przecież jeszcze przed chwilą chwaliłaś się wszystkim, jaka to jesteś świetnie przygotowana!
Podejrzewam, że Snape nie przerwał jej tylko dlatego, że był zbyt zaskoczony głośnym sprzeciwem nieśmiałej Lavender.
Jednak osłupienie profesora Snape'a nigdy nie trwa zbyt długo.
- Brown, minus pięć punktów dla Gryffindoru. Proszę nie odzywać się nie pytana, przez tyle lat zdążyłaś się chyba chociaż tego nauczyć. Poza tym wy dwie - wskazał na Parvati i Lavender - zostaniecie po lekcji razem z Longbottomem. Dostajecie szlaban.
Parvati uśmiechnęła się z zadowoleniem. Lavender oparła podbródek na dłoniach i utopiła wzrok w plamie na ścianie. A profesor Snape po chwili ciszy znów zaczął oddawać się swemu hobby - dręczeniu Gryfonów. Kto wie, ile punktów straciłby ten dom, gdyby nie interwencja Hermiony.
- Hermiona! Czekaj!
Ginny przepychała się przez tłumek zagubionych pierwszoroczniaków ("Dziwne stworzenia! Siedzą tu już prawie rok, a jeszcze nie znają sal!"), by dogonić właścicielkę burzy brązowych loczków, zmierzającą ku bibliotece.
- A ciebie gdzie niesie?
- Do biblioteki, nie widać?
Ginny nie zwróciła na jej odpowiedź uwagi.
- O co chodziło z tym eliksirem? Bo chyba nie dokończyłaś...
Hermiona rozejrzała się, po czym chwyciła przyjaciółkę za rękę.
- Ej, ty się opanuj! Jeszcze Ron zobaczy!
- Ron ma trening. Chodź do biblioteki.
Pani Pince niechętnym wzrokiem obrzuciła dwie nastolatki, wbiegające właśnie do jej królestwa.
- W tej książce od Rona znalazłam pewien skomplikowany przepis. Tak się szczęśliwie złożyło, że wszystkie składniki akurat miałam. Bo widzisz, jest dość podobny w przygotowaniu do innych eliksirów miłosnych, a te ze względu na swoje działanie są dość trudne...
- Hermiona - skup się. Co to za eliksir?
- Przyuroczenia.
- Jaki?!
- Przyuroczenia. Niewyraźnie mówię?
- No dobra. Jak on działa? I czemu my właściwie ciągle o nim mówimy?
- Osoba, która się go napije, zakocha w się w pierwszym, kogo napotka. A szanowna autorka zmusiła mnie, bym ten eliksir uwarzyła, zostawiła na stole w pokoju wspólnym i beztrosko poszła sobie na lekcje.
- I ty to zrobiłaś?
- A miałam inny wybór?!
Chwila ciszy.
- Widocznie Lavender i Parvati musiały się go napić. A przy swoim pechu, pierwszą osobą jaka napatoczyła się w ich stroną, był...
- ... Neville...
Ginny wybuchła śmiechem. Pani Pince zerknęła znad swojego biurka wzrokiem, który śmiało mógłby zabić, gdyby nie fakt, że ludzkie oczy takiej możliwości nie posiadają.
- Dobrze... - wymruczała tłumiąc chichot pociecha Weasleyów - że nie zobaczyły Snape'a... Chociaż z drugiej strony trochę szkoda. Pomyśl - lekcja eliksirów, ciemno wszędzie, głucho wszędzie... A one wlepiają w niego maślane oczka...
- Ginny. Nie kracz. I bierz się za poszukiwania antidotum. Teraz musimy im pomóc...
- Za dużo przebywasz z Harrym. Przejęłaś te jego bohaterskie odruchy. A zresztą czemu niby mamy im pomóc?
- Ja je w to wpakowałam...
- Ty? Ty im kazałaś pić ten eliksir?
- Nie. Ale ja go tam zostawiłam. Może i to nie była całkowicie moja wola, ale... Neville chyba na to nie zasłużył, co?
- No, nie...
- A ty mnie samej z tym wszystkim nie zostawisz?
- No... rzeczywiście. Dobra - westchnęła Ginny zrezygnowana - dawaj te książki.
W głosie Ginny nie było entuzjazmu. Kto wie, jak by zareagowała, gdyby wiedziała, ze tego wieczora przyjdzie jej przeszukać połowę zbioru dotyczącego eliksirów. A ten wcale nie jest taki mały...
Ciemna noc już zapadła na błoniach, kiedy Ginny i Hermiona skończyły wertować ostatnie tomy ksiąg z przepisami na eliksiry. Pokój wspólny prawie całkiem opustoszał, tylko jakiś nieszczęsny drugoklasista pisał jeszcze referat dla profesora Binnsa. Pewnie zapytacie, co nasze bohaterki robiły w pokoju wspólnym, skoro w ostatniej odsłonie znajdowały się jeszcze w bibliotece? Pani Pince wygoniła je z tego przybytku wiedzy po kolejnym wybuchu chichotu wywołanym działaniem Eliksiru Lotosu. Nawet nie pytajcie...
Ginny już dawno porzuciła to niezwykle pasjonujące zajęcie, poświęcając się układaniu domku z kart pozostawionych przez któregoś z chłopaków.
- MAM!
Ginny przestraszona odskoczyła do tyłu i wpadła na drugoklasistę, przy czym oboje oblali się atramentem.
Hermiona jednym ruchem różdżki wyczyściła ubrania i dywan, odczekała aż przerażony młodzian uciekł w stronę swojego dormitorium i przesunęła książkę w stronę Ginny.
- Tu - postukała palcem w miejsce zaznaczone ołówkiem - jest napisane, co trzeba zrobić.
Ginny pochyliła się w nikłym świetle kilku świeczek i ognia z kominka nad woluminem.
- Aby - czytała - cofnąć urok należy podać temu, kto wypił eliksir, ten sam napój ponownie. UWAGA! Aby zadziałał, trzeba podać go przed upłynięciem północy drugiej doby po jego spożyciu. - skończyła czytać. - Mówiłaś, że gdzie masz ten eliksir?
- W mojej szafce. Chodź!
Ginny już miała ruszyć z przyjaciółką, jednak coś sobie uświadomiła.
- One mają szlaban - szepnęła.
Hermiona zatrzymała się.
- Co ty tam mruczysz?
- Szlaban. Snape dał im szlaban.
Rzeczywiście. Parvati, Lavender i Neville spędzali wieczór na wątpliwie przyjemnej czynności - zmieniając środek konserwujący w ekspozycjach Mistrza Eliksirów. Severus uznał, iż przyglądanie się trójce niezbyt rozgarniętych Gryfonów podczas tej dość nudnej procedury go nie interesuje i udał się do swoich komnat. Tym sposobem biedny Neville został skazany na towarzystwo dwojga zakochanych - w nim - dziewcząt. Początkowo starał się zawracać uwagi na oznaki adoracji bardziej pewnej siebie Parvati, lecz kłótni z Lavender nie dało się już ignorować, zwłaszcza, że zaczynało powoli dochodzić do różdżkoczynów.
Łzy po policzkach Lavender lały się strumieniami, kiedy jej nos powiększył się do rozmiarów sporej cukini. Trzeba jednak przyznać, że Parvati miała powód do takiego zachowania - chwilę wcześniej zawartość wyjątkowo paskudnie wyglądającego słoja znalazła się na jej misternie układnej fryzurze.
Biedny Neville starał się jakoś załagodzić spór między dziewczętami, jednak zrezygnował, kiedy Lavender "doszyła" mu dodatkową parę uszu, a Parvati przefarbowała skórę na odcień metalicznego błękitu.
Kto wie, jak skończyłoby się to całe zamieszanie, gdyby nie nagłe pojawienie dwóch nowych bohaterek naszego małego dramatu. Może nie tak całkiem nowych, jeśli już chcemy być dokładni.
- Hermiona? - zdziwiła się Lavender, przerywając na chwilę płacz.
- Ginny? - zdziwiła się z kolei Parvati, opuszczając różdżkę.
Spod stolika wyłonił się, niemniej zaskoczony, Neville.
- A co wy tu robicie? - Dołączył do wyjątkowo zgodnego chórku.
Ginny i Hermiona wypięły dumnie piersi.
- Przybyłyśmy z odsieczą.
"Za często przebywają z Potterem" - stwierdził w myślach potomek rodu Longbottomów, nie wyrażając tego jednak na głos.
"Bohaterstwo na pokaz" - to powiedział głos wewnętrzny Parvati.
"One chyba nie chcą poderwać Neville'a? Teraz to ja już w ogóle nie mam u niego szans..." pomyślała optymistycznie nastawiona do życia Lavender i ponownie się rozpłakała.
Hermiona i Ginny, korzystając z chwilowego szoku i krótkiego spokoju, wcisnęły w dłonie Lavender i Parvati kubeczki z sokiem dyniowym wymieszanym z eliksirem.
- Bon aptetit!
Dziewczyny spojrzały na siebie. Obie były już porządnie spragnione, dlatego bez chwili namysłu wychyliły plastikowe kubeczki.
Nic się nie wydarzyło i prowodyrka całej tej sytuacji zamarła, kiedy...
- CZIK! - Lavender i Parvati czknęły jakby na komendę.
Spojrzały na Neville'a, przyjrzały się sobie, a wszystko to z niemym wyrazem przerażenia na ustach.
Radość, jaka zapanowała w sercach Hermiony, Ginny, Parvati, Lavender i Neville'a - choć ten ostatni nie do końca wiedział, skąd owa radość - zakłóciły odgłosy kroków na korytarzu.
Nadchodził Snape.
- Do szafy! - syknęła Ginny i razem z Hermioną wskoczyły do tegoż mebla. Parvati i Lavender chciały zrobić to samo, ale Ginny brutalnie je wypchnęła.
- Wy - nie!
Dokładnie w momencie, gdy drzwi szafy się zamknęły - otworzyły się drzwi gabinetu Mistrza.
Snape wszedł do środka, powiewając połami czarnej szaty zarzuconej na jedwabną czarną piżamę i rozejrzał się.
- Już północ. Wracać do swojej wieży. Jutro też przyjdziecie.
Mistrz musiał być bardzo zmęczony, bo nie obszedł komnaty, jak to miał w zwyczaju. I dobrze!
Kiedy drzwi za Snapem i trójką Gryfonów nareszcie się zamknęły, z szafy wytoczyły się mocno podduszone dobrodziejki czarodziejskiej społeczności.
- Hermiona... - wysapała Ginny. - Nigdy więcej... nie waż mi się... brać do ręki... żadnej... książki od... mojego... brata!
Hermiona uśmiechnęła się niemrawo.
- To ci mogę obiecać.
Ginny odetchnęła.
- Ale uwarzyłam trochę więcej niż jeden eliksir.
- Więcej? To znaczy ile?!
- Jakieś pięć...
Ginny przysiadła na kamiennej podłodze, chwyciła się za rudą czuprynę i pogrążyła w rozpaczy.
- To jeszcze nie wszystko... - zaczęła nieśmiało Hermiona.
- Nie?
Prefekt Naczelna Gryffindoru usiadła obok przyjaciółki i objęła ją ramieniem.
- Najgorsze jest to - szepnęła jej do ucha - że nie wiem, gdzie je pochowałam.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ceres
kostucha absyntowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej
|
Wysłany: Czw 12:27, 03 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
Dobre! Naprawdę dobre. I jakie możliwości... Ładnie napisane, błędów jakoś nie widziałam, styl przyjemny. Jak czegoś nie rozumiem, to pojawiającej się ostatnimi czasy dość często tendencji do używania zaimka (zaimka? chyba jo) "ów", kiedy się już nie ma pomysły, jak inaczej nazwać bohatera. Ale mniejsza o to, bo mi się naprawdę podoba.
Biedny Neville. Nie zazdroszczę mu takich fanek.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|