Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

O fazach
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Gniazdo kinoluba
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 17:39, 02 Mar 2013    Temat postu:

Najniebezpieczniejsze objawy fazy:

te fizyczne, zdrowiu zagrażające.

Nie można spać. Nie można jeść. Nie można funkcjonować. Przez tydzień, dwa, wisi się na skraju obłędu; oczy podkrążone, błędne spojrzenie. "Jesteś chora?", pytania, i oświadczenia "Bo jakoś źle wyglądasz". Rili? Ha ha, bardzo zabawne. Ręce drżą, są zimne i spocone. Głowa nachrzania jak w czasie migreny. Przez cały dzień czekasz tylko na wieczór, żeby móc wrócić do domu i czytać, a jak już czytasz - dostajesz zawału co parę wersów. Jesteś zmęczona jak cholera, ale to nic, że wczoraj spałaś dwie godziny, dzisiaj też pośpisz ze dwie, resztę poprzewracasz się z boku na bok, błagając w duchu budzik, żeby wreszcie zadzwonił.
Ekstaza zmienia się w totalną, wszechogarniającą rozpacz. I tak w kółko. Jeżeli ktoś do tej pory nie wierzył, że fazowość to dysfunkcja mózgu, teraz ma dowód.

Bo tak. Dokładnie tak wyglądał mój ostatni tydzień. Właściwie dwa, ale ten ostatni bardziej.

Właśnie mam zgona i jestem koszmarnie, tragiczne, masakrycznie rozbita. Nie wiem, kiedy dojdę do siebie.


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Sob 17:40, 02 Mar 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Abelarda
wilczek kremowy



Dołączył: 20 Kwi 2015
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:14, 21 Lut 2017    Temat postu:

No dobrze. Skoro mam się wypowiedzieć Wink

Fazy są piękne. I jednocześnie potwornie złe, przynajmniej dla mnie. Znaczy, moje fazowanie najprawdopodobniej jest tym samym, co u nie-geeków określa się mianem zakochania. Przynajmniej objawy są podobne, tyle że obiekt zupełnie inny: zakochanie się w postaci/shipie/fandomie.

Poza tym mam to do siebie, że moje fazowanie musi być aktywne. Oglądanie obrazków i filmików to nie dla mnie, ja muszę mieć uskrzydlające dyskusje i tony pisania. Z tego względu najlepiej fazuje mi się z kimś, nie byle kim, bo to musi być ktoś, z kim nadaję na podobnych falach - to uskrzydla jak cholera i wnosi mnie na wyżyny kreatywności, kiedy jestem stracona dla świata, splatam w głowie obraz za obrazem, scenę za sceną (to ja, iluzjonista-kinestetyk; muszę wszystko zobaczyć i poczuć). Na ogół chodzę wtedy nieprzytomna i nie jestem w stanie myśleć o niczym innym poza tymi scenkami, żyję nimi i oddycham.

A czemu potwornie złe? Kiedy fazuję bez kogokolwiek, kogo to obchodzi, kiedy z jakichś względów nie mogę napisać fika, nie mogę widzieć obrazów. Podejrzewam, że tak właśnie czuje się człowiek nieszczęśliwie zakochany: masa potencjału, która przecieka przez palce i po prostu się marnuje. Siedzę wtedy i gasnę do tego stopnia, że jest mi prawie fizycznie zimno. Bardzo, bardzo niedobre uczucie.

Fazuję bardzo rzadko i bardzo długo. Co z reguły sprawia, że wszystkim wokół zdąży już minąć faza, kiedy ja się dopiero rozgrzewam. No i oczywiście: jedna faza w tym samym czasie, nigdy więcej. Nie umiem się rozmieniać na drobne.


Ostatnio zmieniony przez Abelarda dnia Wto 16:41, 21 Lut 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Abelarda
wilczek kremowy



Dołączył: 20 Kwi 2015
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:36, 23 Lut 2017    Temat postu:

Jeszcze taka jedna refleksja. Bo Hek kazała mi napisać, kiedy wypiję więcej kawy, a ja już chyba na dzisiaj limit kawy wyrobiłam, więc...

Czy tylko mnie się wydaje, że każda faza jest bardzo egocentryczna i że gdzieś w fazie przyglądamy się sobie samym? Podobno ja tak mam z JSMN, ale mam wrażenie, że tak naprawdę to bardzo istotny element każdej fazy - jakieś utożsamienie, jakaś projekcja. Bo można oglądać wspaniały serial czy film, bardzo go docenić na poziomie intelektualnym, ale na poziomie emocjonalnym pozostać kompletnie obojętnym. Ja tak w sumie mam bardzo często, dużo jest rzeczy, których oglądanie owszem, sprawia mi przyjemność na poziomie fabularnym, ale na poziomie emocjonalnym nie potrafię ich poczuć za cholerę. Dopiero kiedy coś dostroi się do mnie do tego stopnia, że potrafię się zdobyć na jakąś projekcję, jestem w stanie przeżywać fazę. Ale wydaje mi się, że to tak jak z każdym zauroczeniem; i nic dziwnego nawet, że przetwarza się wtedy ten obiekt fazy, bo i przy zauroczeniu idealizuje się coś i wpatruje się raczej w przetworzony obraz niż w rzeczywistość, prawda? Przynajmniej ja tak mam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 15:29, 26 Lut 2017    Temat postu:

Też mam tak, że czasem coś mnie rusza intelektualnie lub/i estetycznie, a zupełnie nie dociera do mnie emocjonalnie. Ale jeśli chodzi o to utożsamienie, to nie do końca się zgadzam, to znaczy nie wydaje mi się, żeby to głównie utożsamienie zakotwiczało mnie w fazach - ba, czasem bywa wręcz odwrotnie! - dalej twierdzę, że w moim przypadku chodzi głównie o trafienie w odpowiedni archetyp. Może to być archetyp osobowy, relacja, sytuacja społeczna, a najlepiej jak kilka archetypów nakłada się na siebie, wzmacniając w ten sposób działanie. Przez archetypy mogę zafazować na jakiś produkt popkultury, który obiektywnie określam jako artystycznie przeciętny, ale rozum swoją drogą, emocje i projekcje (znajdowanie nieistniejących głębi) swoją. Tak było, na przyklad, z Teen Wolfem. Ale to się nieczęsto zdarza, bo najczęściej mój wewnętrzny ironista broni mnie przed chłamem, uziemiając fazę zanim zrobię z siebie kompletnego idiotę :p

Z drugiej strony, jakby się zastanowić, to, że wybieram takie a nie inne archetypy, też jest swego rodzaju utożsamieniem? A w każdym razie wyraża mnie najpełniej? #jungpłacze #albowyjeześmiechu Więc jeżeli spojrzeć na sprawę z tej perspektywy... to, no cóż, może faktycznie coś w tym jest?


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Nie 15:30, 26 Lut 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Abelarda
wilczek kremowy



Dołączył: 20 Kwi 2015
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:23, 26 Lut 2017    Temat postu:

Jestem przekonana, że to, jakie archetypy na nas działają, mówi o nas bardzo dużo (#teamjung, o tak Razz). I że to też jest utożsamienie. Zresztą to, co mówiłam o utożsamieniu, jest bardziej symboliczne, bo naprawdę, dziężko dokonać przełożenia jeden do jednego mnie na złodzieja-wróżbitę. Albo na samuraja-właściciela burdelu. Albo na rewolucjonistę. Myślę, że to raczej przełożenie pewnych wyzwalających się przy okazji emocji, a nigdy bezpośrednia projekcja. Inaczej byłoby zdecydowanie za prosto.

Poza tym czasem jest też tak, że coś niby powinno zagrać, bo jest dokładnie tym archetypem, a jednak nie gra i fazy nie ma. A niby, na zdrowy rozum, być powinna. Więc nie, musi być coś jeszcze poza samym archetypem, co wpływa na obecność fazy albo jej brak...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 22:56, 26 Lut 2017    Temat postu:

To jest chyba to, o czym kiedyś rozmawiałyśmy: każdemu przypisana jest jedna opowieść, którą bez przerwy powiela, i która jest jego fundamentem #filozofiadlaubogich.
A jeżeli zobaczy tę opowieść w twórczości kogoś innego, wiadomo, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że rozpozna ją i chwyci go to za serce, uruchamiając fazę. Przy czym dużo jest w tym projekcji, bo człowiek widzi to, co chce zobaczyć, nawet, jeżeli nie do końca ma ku temu podstawy.

No dobra, może opowieści jest kilka. Ale niezbyt wiele.

Moim głównym archetypem osobowym jest archetyp zdrajcy, to na pewno, to mi się powiela w bardzo wielu wariantach, właściwie od zawsze. Sytuacyjny: Stalingrad (czyli: przekroczyłem już wszystkie granice jest mi już wszystko jedno dajcie mi więcej bimbru albo najlepiej palnijcie mi w łeb), sytuacyjny2: rewolta, wojna domowa (wczoraj byliśmy przyjaciółmi dzisiaj nosimy inne mundury, w finale będziemy do siebie strzelać i nie myśl sobie, że się zawaham). Podoba mi się tutaj twoje określenie "transgresje", bo właśnie w tym chyba tkwi sedno sprawy, w tym przekraczaniu nieprzekraczalnych granic. Stąd moje ciągłe powroty do wojenności, wojny, człowieka frontowego, człowieka uwikłanego w Niewyobrażalne, fascynacja Niewyobrażalnym (i gdzie tu utożsamienie?), gdzie nie ma zwycięzców i zwyciężonych, tylko sami przegrani. Niemożność powrotu do normalności, nawet, jeżeli się to Niewyobrażalne przeżyje, bo świat jest już inny, świat płynie swoim nurtem, a ty utknąłeś w jednym i tym samym momencie, z którego nigdy się nie wydostaniesz.
To dlatego tak często wracam do literatury wojennej i filmów, to dlatego mam dysk zapchany więziennościami, rzecz w tym, że właśnie w takich fabułach wątki, które mnie fascynują, są najbardziej wykrystalizowane. Co nie znaczy, że gdzie indziej nie występują, nie, są też gdzie indziej, ale nie zawsze w tak wyrazistej formie.
(czy człowiek w obliczu Niewyobrażalnego to utożsamienie, jakiś wyraz mnie samej? ha. może lepiej nie)

Tak naprawdę rzadko widzę siebie w konkretnej postaci. Rzadko chwyta mnie faza z powodu, bo ja wiem, jakiegoś powinowactwa, które dostrzegam z postacią na obojętnie jakim poziomie, nie, tego mi chyba nie trzeba. To wszystko jest dużo bardziej skomplikowane. Fazuję na powinowactwo, i owszem, ale między postaciami, powinowactwo ścisłe, bardzo głębokie, graniczące z fascynacją, która może się przerodzić albo (najczęściej) w totalną katastrofę albo (marzenie ściętej głowy) w odnalezienie domu w sobie nawzajem. Przy czym nie mam na myśli pairingu jako takiego, pairing to za błahe pojęcie w tym kontekście, zresztą nie potrzebuję do fazy stricte pairingu, bo heloł, nie szipowałam Jezusa z Judaszem w "Jesus Christ Superstar", a mimo to miałam na tym punkcie totalnego kręćka.

(Tak naprawdę wspomniany wcześniej archetyp "bylibyśmy przyjaciółmi, gdyby nie to, że stoimy po przeciwnych stronach barykady" też wpisuje się jakoś w powyższy schemat, ale nie wiem, musiałabym się nad tym zastanowić głębiej)

A jeśli chodzi o postępowanie bohatera, to moją historią, tą fundamentalną jest coś, co nazywam roboczo "nieskręcaniem w lewo", czyli jest taki moment w życiu człowieka, kiedy wszystko może się zmienić - nazwijmy to porywem serca, chociaż to w chuj romantyczne pojęcie - ale on, zamiast zaryzykować i skręcić w lewo, idzie prosto. A potem żałuje. Żałuje całe, pieprzone życie i bez przerwy wraca na to rozdroże, ale niczego nie może zmienić, bo od dawna jest już za późno. Oto człowiek złamany. Oto duch rozdroża, uwięziony w jednym punkcie. Oto historia, którą, mam wrażenie, będę pisać do usranej śmierci i o jeden dzień dłużej i chyba właśnie to najlepiej oddaje w moim przypadku problem faza vs utożsamianie się.

Nie sama postać mnie triggeruje, tylko jej sposób przegrywania z rzeczywistością.


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Nie 23:18, 26 Lut 2017, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Gniazdo kinoluba Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin