Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

O fazach
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Gniazdo kinoluba
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 16:31, 16 Gru 2012    Temat postu: O fazach

(Zakładam ten temat tutaj, bo jednak pretekstem do fazy często stają się filmy. Ale jakby co, mogę przenieść. )


Ostatnio siedziałyśmy z przyjaciółką przy piwie i gadałyśmy o fazach, literackich, filmowych, no, generalnie o zjawisku jako takim. I w pewnym momencie M. powiedziała: wiesz, bo to jest rodzaj dysfunkcji mózgu. Po prostu. Błąd Matrixa. Bardzo mi się to sformułowanie spodobało, zresztą już od dłuższego czasu zbierałam się do założenia takiego tematu na forum.

Porozmawiajmy o fazach. Opowiedzcie mi o tym, jak to wygląda u was. Bo jestem ciekawa - bo myślałam, że wszyscy (oczywiście tylko ci, którzy cierpią na taką "dysfunkcję mózgu"), przechodzą kolejne etapy tego "przeżycia" mniej więcej podobnie, ale to nieprawda, zupełnie nie. I to mnie właśnie intryguje.

Ja doświadczam dwóch podstawowych odmian FAZY. Plus poboczne.

1. Podnietą jest coś bardzo głupiego, najczęściej czysta popkultura. Zwykle serial.
a) Najpierw mnie wszystko tak bardzo bawi, jest crackiem, chce mi się śmiać w nieodpowiednich momentach, oglądam kretyńskie vidy i czytam głópawkogenne fanfiki. Obwieszam się znaczkami. Oglądam obrazki.
Potem następuje "zakotwiczenie" w fazie: przywiązuję się do jakiegoś bohatera/wątku/paringu/itp.
b) Etap drugi. Koniec głópawki. Zaczynam dostrzegać drugie, trzecie dno, w nieskończoność analizuję bohaterów i ich postępowanie, popadam w obsesję i angst. Przedmiot fazy staje się jedynym tematem rozmów/rozmyślań. Trudno się ze mną porozumieć. Przez chwilę czytam jeszcze fanfiki, ale potem dostaję fanfikowstrętu i nie jestem w stanie znieść żadnej fikcji, poza swoją własną, która powoli mnie pochłania. Potrafię ryczeć bez powodu, wpaść w histerię, zachowuję się jak egzaltowana piętnastolatka na prochach.
c) Kulminacja obsesji: zaczynam mieć problem z wytrzymywaniem z samą sobą. Organizm się broni, wymyślając fikcję alternatywną, mózg skupia się na fanfiku. Jeżeli faza jest naprawdę silna, albo ja bardzo słaba, zabieram się za pisanie. I wtedy faza na punkcie serialu zmienia się w fazę na punkcie własnego opowiadania. W tym momencie następuje coś w rodzaju "ostygnięcia". Wszystko, co do tej pory czułam, zostaje przetransponowane na język literatury, zaczyna żyć własnym życiem.
d) Etap schyłkowy. Organizm nie ma już siły na czucie czegokolwiek, następuje, hmm, ataraksja na zgliszczach systemu. Skończenie opowiadania to rodzaj zerwania więzów: wszystko, co chciałam powiedzieć, już powiedziałam, wszystko, co odczułam, zostało zamienione w słowa. Zaczynam interesować się innymi produktami kultury, coś oglądam, coś czytam, chociaż nadal mam sentyment do przedmiotu fazy.

(Aha, niekoniecznie kończy się na pisaniu. Faza może się "rozładować" na etapie samego wymyślania fikcji. Albo jeszcze inaczej. Wyżej pisałam o takich, hmm, najbardziej "krystalicznych" przykładach, z najwyraźniejszym wyodrębnieniem etapów.)

2. Drugi rodzaj fazy, to faza, hmm, zdrowsza. Bardziej twórcza. Ogólniejsza. I trwalsza.
Zaczyna się od wątku-bohatera-serialu-wydarzenia historycznego, czegokolwiek, może to być coś głupiego, ale niekoniecznie. Nieważne, co jest przyczyną, ważne, że się rozwija.
Np. Band of Brothers. Oglądam serial (ale to nie jest głupi serial, patrz pierwsza odmiana fazy), zakochuję się, wpadam w obsesję. Kupuję książkę, czytam jedną, drugą, piątą, znam na pamięć wszystkie rangi niemieckich oficerów wszystkich formacji, mogę wymienić z pamięci daty, nazwiska dowódców, oglądam setki filmów, przeprowadzam setki rozmów. Piszę refleksje, zastanawiam się, gdybam, analizuję. Wchodzę w określoną tematykę, bo wojna interesuje mnie od tej a nie innej strony. Przez pół roku nie oglądam niczego innego, poza filmami wojennymi, nie czytam niczego, poza książkami wojennymi, i to o specyficznej tematyce.
Nie czytam fanfików - ha ha ha, dobre Wink - nie oglądam vidów, mam w dupie, czy ktoś inny podziela moją fazę, czy nie. Czuję, że żyję, rozgrzewa mnie od środka pasja, to nic, że trochę chorobliwa. A potem wiedza zostaje w głowie a faza ewoluuje w inną fazę, aż w końcu jestem w stanie oglądać poza wojennymi filmami także więzienne. A potem - wszystkie. I jestem zdrowa.

To tak w skrócie i trochę po wierzchu. Pewnie jeszcze rozwinę temat.

A jak to jest u was?


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Nie 16:53, 16 Gru 2012, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:31, 16 Gru 2012    Temat postu:

Jak to jest z fazami... Zawsze lepiej mieć fazy niż siedzieć z butelką pod monopolowym Very Happy Z tym nie można walczyć. Pomagają zabijać czas, czasem nabywa się mniej lub bardziej przydatną wiedzę na tematy różne... Yup. Najważniejsze, żebym się sama przy tym dobrze bawiła Smile choć czasem zdarza mi się zarazić się fazą na jakiś temat od znajomych (najpierw żeby mieć wspólny temat do rozmowy, potem już się wciągam) Nieco rzadziej zdarza mi się zarazić kogoś innego własną fazą... aczkolwiek to bardzo przyjemne uczucie Very Happy

Trudno byłoby mi opisywać poszczególne etapy faz jak ty, Hekate. Nigdy tego tak nie analizowałam. Po prostu cieszyłam się chwilą Smile

Rzucę parę przykładów faz.
Fazy filmowe, np. ciężkie do znalezienia filmy gejowskie(choć może powinnam raczej sprecyzować i powiedzieć LGBTQ), wszystkie możliwe filmy dokumentalne o Korei Północnej(zaczęło się od korespondencyjnej przyjaźni z Koreańczykiem z Korei Południowej; obecnie chłopak odbywa służbę wojskową w lotnictwie), II wojna światowa, maraton filmów Tima Burtona, maraton "klasyki", etc, etc.

Fazy muzyczne, np. muzyka żydowska(rodzina nie cierpi mojej dziwnej muzyki), polskie zespoły o dziwnych nazwach, faza na polski rock, obsesje na punkcie poszczególnych wokalistów(choćby Agnieszka Chrzanowska, Kaczmarski)... albo coś takiego: faza na punkcie polskich(głównie) wierszy(głównie międzywojennych) które zostały przez kogoś zaśpiewane - taki rodzaj fazy polonistycznej, czyż nie?

Co do książek, mang, seriali, fanfików... Dodam, że faza po wygaśnięciu może po pewnym czasie u mnie zmartwychwstać, czasem na pojedynczy fanfik, a czasem na dłuższy okres czasu. Dzieje się tak zwłaszcza w przypadku, gdy interesuje mnie jakaś niepopularna postać czy paring i po prostu w czasie pierwotnej fazy miałam tego niedosyt. (zdecydowanie powinnam częściej korzystać ze swojej zasady "nie ma tego co chcę czytać, więc sama to sobie napiszę", bo to faktycznie pomaga osiągnąć spokój ducha i katharsis Very Happy)


Ostatnio zmieniony przez Noelle dnia Nie 23:32, 16 Gru 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Wto 21:46, 18 Gru 2012    Temat postu:

Ja mam trzy rodzaje faz.

Muzyczna, czyli słucham czegoś w kółko, codziennie, przez kilka dni, a potem albo zostaję brutalnie uciszona, albo puszczam umysłowego pawia daną piosenką Razz

Faza filmowa, na jeden konkretny film. Czyli oglądam go codziennie, cały albo chociaż kawałek, przez minimum tydzień. Analizuję. Czytam, ile mogę, ale nie fanfiki, tylko informacje ogólne. Nie bardzo toleruję cudzą fikcję, bo kocham produkować własne merysujki i mieć wyłączność na film, co finalnie skutkuje w przerażająco schematycznych bajeczkach ze wszystkimi funkcjami literatury dziecięcej (ostatnio się sama zdiagnozowałam). Takie oglądanie naprzemiennie ze snuciem własnych historii w głowie lekko wyłącza mnie z realnego życia na jakiś tydzień do dwóch. Potem jestem nasycona: na szczęście nie mam napadów obrzydzenia jak w przypadku faz muzycznych, po prostu nie mam już potrzeby więcej oglądać.

Najgorsze są szczeniackie fazy na aktorów/aktorki Razz Oglądam jakiś film i kogoś polubię, bo ładny albo dobrze gra. Potem IMDB, ile mają. Potem tumblr, ile wytrzymam (kiedyś przebrowsowałam cały tag z Markiem Strongiem, to mój rekord i nie pytajcie, ile to zajęło, była sesja, więc się nie liczy). Na końcu najładniejsze / najklimatyczniejsze zdjęcia (trzy, cztery) lądują w folderze na kompie, który podlega ciągłym zmianom w zależności od tego, co ostatnio oglądałam.

Jednak najważniejszym objawem jakiejkolwiek fazy jest snucie historii, czyli tzw. bajeczki. Jak coś kombinuję w głowie, to wiem, że mam fazę. Ale drastyczniejszych objawów nie ma.

Podobnie jak u Noesi, fazy czasami wracają w łagodniejszej postaci i wtedy jest odwrotna kolejność: najpierw jakiś bodziec przypomina mi bajeczkę, które wymyślałam, potem, jak się nią pobawię, wracam do źródła.
I tak, to pomaga osiągnąć spokój ducha i katharsis. Wszystkie bajeczki są identyczne. Do każdej książki/filmu jest jedna i tylko jedna. Wciąż przepracowuję ten sam schemat. Moja biedna psychika próbuje leczyć się zupełnie tak samo, jak wtedy, gdy miałam 5 lat. To trochę dobijające, ale z drugiej strony, przynajmniej jestem świadoma procesów...

E: Zapomniałam o jednym przejawie. Informacje. Przy każdej fazie staram się znaleźć możliwie największą ilość łatwo dostępnych informacji, które pozwolą mi układać bajeczki jak najbliższe oryginałowi. Realia historyczne, personalia, języki, jeśli trzeba... Zresztą, wiecie - informacje to podstawa.


Ostatnio zmieniony przez Natalia Lupin dnia Pią 14:43, 28 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 22:12, 18 Gru 2012    Temat postu:

O, na aktorów też miewam fazy, ale rzadko. Bardzo. Bo jednak zwykle mocniej pochłania mnie fikcja - kim jest człowiek, który odgrywa bohatera, którego kocham, to już mniej istotne. Chociaż nie przeczę, parę folderów zostało zapełnionych właśnie z tego a nie innego powodu. Ale może nie będę wymieniać obiektów, khe khe... tak, lepiej nie będę. Co ciekawe, na aktorów teatralnych, chociażby tych z naszego toruńskiego teatru, też już mnie "odginało".

Jeśli już o takich rzeczach mowa, to miewam też świra na punkcie reżyserów. Tylko - no właśnie - trudno mi używać sformułowania "faza" na określenie tego rodzaju uczuć, bo to trochę inna bajka. Przynajmniej w mojej terminologii. Kocham filmy np. Kolskiego czy Gatlifa. Kocham. Odczuwam wszystkimi komórkami ciała. I tak dalej. Ale nie traktuję tych uczuć w kategorii nałogu.

(Chociaż fascynacje reżyserami/pisarzami też mogą przybierać TAK STRASZNIE mroczną wersję. Np. ja i Van Sant, ja i Houellebecq. Kurde. Muszę to jeszcze przemyśleć, bo chyba się trochę poplątałam w wyjaśnieniach).


W każdym razie stwierdzam, że ludzie "fazujący" mają generalnie skłonność do nałogów. Rozmaitych. Tylko zamiast bawić się w Hłaskę, najczęściej siedzą przy kompie.


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Wto 22:31, 18 Gru 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Śro 0:49, 19 Gru 2012    Temat postu:

O tak, reżyserowie!!! Oczywiście. I masz rację, to zupełnie co innego (chociaż u mnie NIGDY nie pomija wyglądu osoby. Ale rzutuje na nią Ten Wspaniały Mózg. Więc Wes Anderson i Guy Ritchie są TACY PRZYSTOJNI).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Sob 19:30, 29 Gru 2012    Temat postu:

Bosz, mam 23 lata i porażającą fazę na Thorina Dębową Tarczę. Niech mnie ktoś trzaśnie w łeb. Było mi tak dobrze bez faz. I jeszcze szlag mnie trafia jak widzę te filmo-fanowskie pieprzenie na tumblu i beznadziejne paringi i całkowity brak jakiejkolwiek logiki. A więc DLATEGO zabronili FF do GoT.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 20:25, 29 Gru 2012    Temat postu:

Fandomy na tumblrze (i nie tylko tam) mnie przerastają, no nie potrafię tego znieść. To znaczy jasne, fajnie, że gify, ale jak już widzę WYPOWIEDZI, nie daj boru OBSZERNE, na temat PRZYCZYNY MOJEJ FAZY, to dostaje białej gorączki. Czasami mam wrażenie, że ja i te panienki z tumblra czytamy/oglądamy inne rzeczy, chociaż niby ten sam tytuł, autor, i fabuła. O rany. Coś strasznego. Nie umiałabym w tym uczestniczyć, dzielić się refleksjami, wolę swoje refleksje pisać po kryjomu i chować na dysku. Jestem strasznie złym, zaborczym człowiekiem, któremu się zdaje, że tylko on jeden na całym świecie ma prawo fazować na jakimś punkcie - a innym od tego wara, bo się nie znają, wszystko psują, i w ogóle bu.

Wink


Edit. Tak sobie teraz myślę, że najgorsze, co może się człowiekowi przydarzyć, to faza zlepiona z kilku faz, np. na bohatera, relacje między bohaterami i któregoś z aktorów JEDNOCZEŚNIE. Wtedy można sobie co najwyżej palnąć w łeb, tralalalalla. Ekhm.


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Sob 20:29, 29 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Sob 22:41, 29 Gru 2012    Temat postu:

Hmm... moje fazy są co do zasady dużo mniej... gwałtowne niż wasze, jednak dotyczą niestety głównie shipów, a w każdym razie w shipowaniu znajdują odzwierciedlenie (to znaczy w czytaniu ff'ów do danego shipu, ostatnio dłubię w swojej własnej prozie i średnio mi się chce pisać ffy, a jeśli nawet mi się chce, to szybko mi przechodzi).

Trochę inaczej jest z fazami na aktorów, ale te mają u mnie podobne skutki jak u Hekate, przynajmniej jeśli chodzi o reakcje na wypowiedzi niektórych osób na tumblrach i innych takich. A strony poświęcone aktorom (oficjalne może mniej), nie wspominając o forach dyskusyjnych, wywołują u mnie pewnego rodzaju zażenowanie. Nic na to nie poradzę, jak czytam co odważniejsze wyznania czy, nazwijmy to, refleksje, od razu wyobrażam sobie reakcję na nie osoby, której dotyczą, i jest mi mocno nieswojo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Sob 23:14, 29 Gru 2012    Temat postu:

Mhm. Dlatego neguję w ogóle istnienie tzw. "oficjalnych" i "prawie-oficjalnych" stron aktorów. Dla mnie to świadczy o tym, że albo ludzie mają tak absolutnego fisia na punkcie człowieka, że zajrzą mu nawet (przede wszystkim?) do gatek , żeby prowadzić tę stronę, albo aktor ma lekkiego fisia na swoim punkcie i ta strona to takie jego lusterko upiększające. Dlatego kocham Kevina Spacey miłością nieograniczoną i nieopisaną.
Rany, wyznania i refleksje, nawet mi nie mów. Te panienki (to dobre słowo, Hek) chyba nie zdają sobie sprawy z tego, że ludzie do czytają. Normalnie wymiotować się chce.

Kolejne spostrzeżenie co do faz: fazując, czuję się winna. Obejrzałam SW:Mroczne Widmo i czuję się taaakaaaa wiiinnnaaaa serio, moje sumienie szaleje. Jestem popaprana.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 0:23, 30 Gru 2012    Temat postu:

U mnie to raczej nie tyle poczucie winy, co wrażenie, że coraz bardziej odstaję od świata - a przede wszystkim od ludzi w swoim wieku. W pewnym momencie, gdy tkwię w jakiejś fazie po same uszy, tak, że nic innego dla mnie nie istnieje, nie mogę się nadziwić, że kogoś mogą obchodzić pieluchy, gazetki z Lidla czy nowy przepis na sałatkę. I jest niekończące się WTF, LUDZIE?

Edit. A propos tego, co Ceres mówiła. Tak, paringowość to jest mocna rzecz, jeśli chodzi o - sorry, że używam własnej terminologii - zakotwiczenie w fazie. W sumie chyba w ten sposób najłatwiej dać się wciągnąć. Ale na mnie równie intensywnie, jeśli nie intensywniej, działają inne relacje, no, na przykład teraz mam absolutnego świra na punkcie pewnej relacji mistrz/uczeń, ale w wersji mocno współczesnej i mocno popapranej, bo "mistrz" jest człowiekiem, który właśnie przekroczył granice załamania nerwowego i efektownie leci w dół. A "uczeń" próbuje się wyemancypować (och, jakiż to jestem ironiczny i tak dalej), jednocześnie ciągłe łaknąc jakichkolwiek odprysków aprobaty ze strony mentora. A dodatkowo wkręca fakt, że żaden z nich za cholerę nie potrafi się zwerbalizować, i wszystko, co widz dostaje, to kalekie gesty, fragmenty, zlepki, półsłówka i tak dalej. W takich przypadkach zaczynam widzieć piąte i szóste dna a wymyślane na marginesie fabuły ROBIĄ Z MOJEGO MÓZGU DURSZLAK.

Kiedyś w sumie powinnam zrobić spis "archetypicznych" relacji, które robią na mnie największe wrażenie. I zilustrować go przykładami.
(w dzieciństwie najbardziej kochałam relację typu "wrogowie, którzy powinni być przyjaciółmi, i pewnie byliby nimi, gdyby nie Okoliczności", ekhm)


Edit. 2. Nat, mam wrażenie, że ludzie - znaczy aktorzy przede wszystkim - którzy czytają te wszystkie fanowskie wypociny na tumblrze, mają najczęściej ciężki ubaw. To taka strategia obronna. No bo co zrobić? Pokonać się nie da, więc najlepiej popłynąć z nurtem. Jeżeli ktoś zna sposób funkcjonowania internetowych społeczności, może, do pewnego stopnia, nad tym panować - źle się wyraziłam - może wykorzystać pewne zjawiska do własnych celów. Ale to się niewielu udaje, w pewnym momencie każdy zaczyna mieć dosyć.

Ja to pewnie próbowałabym się odciąć i zapewne za diabła by mi się nie udawało.


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Nie 0:43, 30 Gru 2012, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 4:18, 01 Sty 2013    Temat postu:

O. Też bardzo lubię relację mistrz/uczeń... albo ojciec/dziecko czy opiekun/dziecko.
Pewnie dlatego w swoim czasie tak podobały mi się severitusy, a na snarry reagowałam alergicznie . Wolałam ten rodzaj relacji niż zwykły nudny ship Smile

Albo lubię również relacje braterskie, między rodzeństwem. Dlatego właśnie tak tępię kazirodztwo w Supernatural Twisted Evil


Ostatnio zmieniony przez Noelle dnia Wto 4:20, 01 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 14:46, 01 Sty 2013    Temat postu:

Relacje między rodzeństwem ruszają mnie przede wszystkim wtedy, gdy pełne są animozji, zaszłości, nieporozumień, niedopowiedzeń i wzajemnych oskarżeń. I gdy się okazuje, najczęściej, jak jest już za późno, że rodzeństwo jest dla siebie tak ważne, że przez całe życie myli nienawiść z miłością.

Natomiast incest dopuszczam, i owszem, czemu nie, o ile ktoś go dobrze zaserwuje. Ale to raczej nie jest coś, co nazwałabym archetypem.

Kolejna relacja, która straszliwie mnie boli, to relacja "żołniersko-przyjacielska". Wbrew pozorom coś takiego nie pojawia się wyłącznie w filmach wojennych, ale tak, tutaj najczęściej można się spotkać z braterstwem broni, i zwykle takie przyjaźnie kończą się tragedią, angstem i moim rozbiciem psychicznym. Ta.

Wariacją na temat powyższej relacji może być coś, czego chyba nie potrafię nazwać - ale chodzi o wzajemne zrozumienie ludzi z tej samej "bajki". To znaczy nie są to przyjaciele, bywa nawet, że niespecjalnie za sobą przepadają, ale dzielą te same doświadczenia, których inni nie potrafię zrozumieć. Byli razem na polu walki (czasem po przeciwnych stronach), nie muszą sobie niczego tłumaczyć, bo ROZUMIEJĄ. W przeciwieństwie do reszty "normalnego" świata.

Tutaj pojawia się także jedna z moich ulubionych, archetypicznych postaci, czyli "żołnierz" (gliniarz, rewolwerowiec, ktokolwiek inny), który przekroczył pewną granicę mentalną, i od tej pory jest już właściwie człowiekiem liminalnym, zawieszonym między światami. Zmęczenie, rezygnacja, zobojętnienie, cynizm, zraniony idealizm i tak dalej. A we wcześniejszej fazie kryzys, szaleństwo i niemal samobójcze akcje.


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Wto 17:18, 01 Sty 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Sob 15:32, 23 Lut 2013    Temat postu:

A macie fazy na jakiś drobiazg? Coś małego, co wsiądzie na umysł i nie chce zejść, dopóki go nie zajeździ na amen?
Bo ja właśnie sobie uświadomiłam, że takie często mam. I jedna właśnie mnie męczy. I to przez ten śmieszny "Być człowiekiem". W jednym odcinku stało się coś złego, nawet nie pamiętam co - ktoś umarł? Zwampirzył się? Jeden kij. Ale jest scena, zaraz potem, gdy Mitchell - wampir - siedzi w domu na fotelu i gapi się w telewizor, z kubkiem herbaty w ręku. Kompletna bezmyślność i ostatni krąg piekła emocjonalnego, wszyscy znamy te chwile. No i nie widać telewizora, tylko go słychać, widać, jak Mitchell się gapi przed siebie, ale nie widzi telewizora. Tylko słychać dźwięki z komedii z lat trzydziestych.
I z jakiegoś powodu to mi nie może zejść z mózgu!!! To że on siedzi i gapi się, i ogląda właśnie taki film, i ta herbata, i ten głos z telewizora przede wszystkim, te znajome dźwięki. Mózg mi wysiada. Czy ktoś może tę scenę ode mnie zabrać?! Sad

E: Wiem, z jakiego powodu. Chyba rusza mnie to, że w chwili tragedii wrócił do czasu, kiedy był człowiekiem, to tego filmu. Tak, to zdecydowanie to.
Cholera, jak ja nienawidzę tych pieprzonych wampirów, one mnie zawsze tak bolą Sad Edward Cullen też, ale on boli w inny sposób, oczywiście Razz


Ostatnio zmieniony przez Natalia Lupin dnia Sob 15:34, 23 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 18:20, 23 Lut 2013    Temat postu:

Czy za drobiazgi uważasz też pojedyncze sceny? (spojrzenie, drgnienie, akcja-reakcja, cień na ścianie itp.) Które oglądasz setki razy a nawet jak przestajesz - to nadal masz je w głowie? Bo jeżeli tak, to też tak miewam.

(chociaż podstawą wszystkich moich obsesji i tak pozostają archetypy, teraz, przy czytaniu Hugo widzę to tak wyraźnie, jakby ktoś to podświetlił reflektorem)


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Sob 18:20, 23 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Nie 0:41, 24 Lut 2013    Temat postu:

Tak, dokładnie to. Ała.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Gniazdo kinoluba Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin