Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fikaton: Tril
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 20:04, 08 Kwi 2007    Temat postu:

Po pierwsze primo, to letnia może być woda, natomiast dziewczyna bywa siedemnastoletnia.
Po drugie primo nieswój, to jest facet, jak się go prosi o posprzątanie toalety, natomiast znaleźć, to się można w nie swoim śnie.

Hehe, niekończąca się opowieść. Jak te murzynki, co jednego zjadły wilki itede Wink Fajny pomysł. Poza tym absurd na kółkach, jejuniu, ja kiedyś we śnie byłam facetem i na dodatek chodziłam po dnie Wisły w poszukiwaniu hiszpańskich galeonów Wink

No podobało mi się, a jakże. Przede wszystkim scena biurowa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Pon 6:57, 09 Kwi 2007    Temat postu:

Pani Hekate, proszę mi moje błędy wyrzucać w jakiś mniej okrutny sposób ;P

Jezu, ale miałam.. dziwną noc. w sensie, koło 9 czy tam 10 poszłam się zdrzemnąć i spałam do teraz. Ale zaraz wracam do łóżka. Nie wiem czy wkleję dzień czwarty xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Puszczyk
moderator cyniczny



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 537
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto o trzech twarzach

PostWysłany: Pon 19:02, 09 Kwi 2007    Temat postu:

Dzień Pierwszy
Fajne. Z wykonianiem trochę gorzej, ale biorę to na karb przerwy w pisaniu i myślenia po angielsku XP
Jakie to do Ronalda podobne! XD

Dzień Drugi
na razie nie ma XP

Dzień Trzeci

Triluś, boski ty mój kociaku! Ten tekst jest genialny! Może miejscami leży stylistycznie, ale pal licho... Pomysł! Ten pomysł przez duże P! Miniaturka całkowicie absurdalna i odpalista.
A za końcówkę ci pomnik wystawię XD
A ten dziwny potoczny styl tak właściwie nawet pasuje to tego zagmatwanego toku rozumowania Wink


Ostatnio zmieniony przez Puszczyk dnia Pon 21:00, 09 Kwi 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:55, 09 Kwi 2007    Temat postu:

1. Pomysł doś średni, no i zapodany bylejak. Zresztą, wiadomo, pisałaś niżej dlaczego tak. (mruczy pod nosem: gdy się człowiek spieszy...)

...reszta potem...(naprawdę mam mało czasu ;()
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Nie 21:03, 01 Lip 2007    Temat postu:

Słonecznikowy Fikaton

Dzień Pierwszy

1.

prompt:Jeżeli ktoś żyje z tego, że zwalcza wroga, jest zainteresowany tym, aby wróg pozostał przy życiu


Ale było już po herbacie...*
fandom: Harry Po(tter) Siódmej Książce
występują: Lorna - były śmierciojad, Rodolphus L. - aktualny śmierciojad (i przypadkiem ostatni).


Była druga w nocy. Wiedziała doskonale, gdzie się ukrywał, sama go wytropiła. Ministerstwo nigdy w niczym jej nie pomagało – oczywiście, poza sponsoringiem. To odpowiadało jej jak najbardziej. Stanowczo wolała pracować sama, tylko sobie mogła ufać – prócz tego nigdy nie wiedziała, co może zrobić druga osoba w krytycznej sytuacji. Kiedyś pracowała w grupach, aż do pewnego razu – gdy przez błąd popełniony przez jej partnera zginęła bliska jej osoba, a ona sama straciła oko. Inną sprawą było to, że Ministerstwo najprawdopodobniej nie pochwaliłoby jej metod pracy, które ona uważała za najwygodniejsze, najbezpieczniejsze i generalnie – najlepsze.
Teraz chowała się w ciemnej uliczce. Jej czarny strój pomagał w kamuflażu. Z tego punktu widziała doskonale, czy ktoś się zbliża do kryjówki jej ofiary (w której chwilowo nikogo nie było, ona czekała na powrót właściciela do domu). Bała się wedrzeć do środka i tam czekać, gdyż zapewne miejsce było pełne zabezpieczeń przeciwko intruzom.
I wtedy zobaczyła go. W ciemnej pelerynie szedł przygarbiony Rodolphus Lestrange. Jeden z ostatnich śmierciożerców. Wyraźnie się spieszył, nawet jej nie zauważył, przeszedł tuż obok. Gdy był już do niej odwrócony plecami, rzuciła na niego zaklęcie. Drętwota. Nie miał szans się obronić, upadł na ziemię z cichym jękiem. Przy pomocy Accio przywołała do siebie jego różdżkę, po czym połamała ją. Teraz miała już pewność swojego zwycięstwa, związała mu ręce i nogi po czym przywróciła mu przytomność.
– Witaj, Rodolphusie.
– Lorna? – Lestrange od razu ją rozpoznał. Była wysoka i szczupła, długie czarne włosy, odwieczny czarny strój oraz – od pewnego incydentu – czarna opaska na oku. Kiedyś pracowali po tej samej stronie. – Czego ode mnie chcesz?
– Informacji.
– Na jaki temat?
– Gdzie reszta twoich przyjaciół? Zostało ich tylko troje, z tego co wiem.
Rodolphus gorzko się uśmiechnął. Wiedział doskonale jak to się skończy.
– Dlaczego?
– Zgadnij.
– Dlaczego miałbym ci to powiedzieć?
– Bo wtedy może puściłabym cię żywego.
– Za dobrze cię znam. Powiedz mi, dlaczego to robisz?
Ona była niewzruszona. Ta sama chłodna obojętność co zawsze. Od tamtego dnia.
– Dla pieniędzy. Ministerstwo nieźle mi za was płaci.
– Ja będę ostatnim, którego im oddasz – którego ciało im oddasz, pomyślał.
– Nieprawda – powiedziała szorstko. – Wiem, że jeszcze trójka się ukrywa.
– Ukrywała. Aurorzy złapali ich kilka godzin temu.
– Kłamiesz, bo chcesz zyskać na czasie. Ja i tak ich znajdę.
– Po co miałbym kłamać? I tak wiem, że mnie zabijesz. Tylko co zrobisz, jak nie pozostanie już więcej śmierciożerców? Czym się zajmiesz? Ty przecież nic nie umiesz, prócz czarnej magii. A takich chyba nie lubią w Ministerstwie.
– Sectusempra – rzekła cicho. Ciało Rodolphusa rozdarły niewidoczne miecze. Teraz tylko czekała, aż Lestrange wykrwawi się na śmierć.
– I tak ich znajdę. I zabiję. Tak jak ciebie, twoją żonę, twojego brata i resztę twoich przyjaciół.

Dopiero później, gdy oddała już zmasakrowane ciało Ministerstwu, dowiedziała się że Lestrange mówił prawdę. To on był ostatnim śmierciożercą. I dotarło do niej, że miał rację. Ale było już za późno, ona była skończona bo jedyną rzeczą którą dobrze umiała była czarna magia.

******


Tytuł wziął się z jednego odcinka Muminków, które moi współlokatorzy oglądali któregoś wieczoru. Generalnie chodziło o to, że mała Mi powiedziała, że jest już po herbacie jak było za późno. Chwyciło mnie to za serce.

Wiem, że opo nie jest super, ale się stresowałam, pisałam w zeszyciku a teraz się strasznie spieszyłam, żeby to wrzucić na kompa jak właściciel kompa jest w kościele ;p
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:20, 02 Lip 2007    Temat postu:

A mnie się podoba. No i co ta Lorna zrobi?... Nie ma Dumbla, nie dostanie wakatu w Hogwarcie.
Lubię śmierciojadów. Za te wszystkie ffy pokazujące, że to nie są zwykłę maszynki do zabijania. Bo nie są. To są ludzie, w odwrotności do ich Mastera.
Aż mi żal Rodolphusa.
Ładne, zwięzłe opowiadanie. A, jak przeczytałam, skąd się wziął tytuł, też mnie złapało za serducho Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Pon 9:54, 02 Lip 2007    Temat postu:

Bo Muminki wogóle są super Smile
Tytuł pasuje idealnie.
Podoba mi się. Szkoda mi Lorny, chociaż z zasady śmierciożerców nie lubię. No cóż, ale ona się nawróciła, więc...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Nie 0:01, 23 Mar 2008    Temat postu:

Zielony FIKATON pod patronatem *wielkiej* rzeżuchy

dzień drugi

prompt: [link widoczny dla zalogowanych]
fandom: Pottery
występują: Luna L., Harry P., Ronald W.
ilość słów: 932
tytuł:


Tragedia Krabokręglic

Znajdowała się w lesie składającym się z gigantycznych grzybów. Widok był niesamowity, niektóre z gatunków świeciły w ciemności niczym żyjątka z głębin, świetliki i chrapaki krętorogie. Wtem usłyszała że coś nadchodzi. Dobiegające ją fale dźwiękowe mogła rozdzielić na dwa źródła – jedno wydawało z siebie przerażone, długie piski, brzmiące jak “pomocy, pomocy”, drugie natomiast głośno tupało i rechotało się.
Schowała się za drzewem, wpatrując się w ciemność i oczekując przybyszów.
I wtedy zobaczyła ich.
Pierwszy stwór był krabem w kształcie obwarzanka, drugi natomiast okazał się był małym pomarańczowym ludkiem goniącym kraba z gigantycznym kamieniem w łapach.
Pojawili się tylko na kilka sekund, oddalając się z niezwykłą prędkością. Gdy tylko odetchnęła z ulgą, że pozostała niezauważona, usłyszała kolejne hałasy. Włochate grzyby otaczające ją zaczęły szeleścić swymi listkami, po czym wyłoniła się spośrod nich spora grupa obwarzankowych krabów.
– Mussisiiiszz naaaam pooomóóc – szumiały obwarzankowe kraby.
Była przerażona, ale nie mogła się ruszyć. Wszystkie kraby zaczeły toczyć się w konkretnym kierunku, popychając ją tak, że chcąc nie chcąc musiała podążyc za nimi. W końcu dotarła do kamiennego potralu znajdującego się pomiędzy korzeniami drzewa. Kraby wepchnęły ją w międzywymiarowe wrota.
Poczuła dziwne ssanie w okolicach trzustki po czym znalazła się w – ni mniej, ni więcej, tylko w Zakazanym Lesie.
– No, to jestem w domu – mruknęła pod nosem, po czym podążyła w kierunku Hogwartu.

Obudziła się zlana potem w swoim łóżku.
– O Boże, trzeba im pomóc! Biedne krabokrążki!
I takim oto okrzykiem, Luna Lovegood rozpoczęła dzień. Natychmiast wstała i z prędkością błyskawicy ubrała się w szaty. Bardzo szybko podjęła decyzję o tym, że nie powinna iść sama. Nie, żeby się bała, tylko w Zakazanym Lesie zawsze milej jest mieć towarzystwo.
Niczym strzała pognała do Wielkiej Sali. Porwała ze stołu kilka(naście) kanapek, trzy butle soku dyniowego, po czym memłając w ustach jedną z kanapek zaczeła poszukiwania ochotnika.

Potter był dość zaspany po wczorajszej bibie alkoholowej, zorganizowanej przez Rona z okazji jego zaliczenia sprawdzianu z Obrony Przed Czarną Magią. Ciągle bolał go żołądek, na szczęście przestał już wymiotować. Ognista Whisky. Co za świnstwo. Niedzielny dzień planował spędzić w spokoju, lecząc kaca. Nagle coś pierdyknęło go w plecy. Siła uderzeniowa była tak wielka, że nawet gdyby trzymał się lepiej na nogach i tak wylądowałby z twarzą na posadzce.
– Lovegood! Co ci o******o do cholery? Uważaj, gdzie hasasz!
– Harry! To ty! Spadłeś mi po prostu z nieba!
– Mnie się właśnie wydaje, że spadłem z posadzki. Na posadzkę! – wrzasnął Potter, masując sobie nos.
– Och, Harry! Harry, musisz ze mną iść, musisz mi pomóc! To bardzo pilne! – Luna, zupełnie nie zwracając uwagi na stan Pottera pociągnęła go za sobą. Do Złotego Chłopca zapewne jeszcze nie dotarło co właśnie się dzieje, podążył nie zadając żadnych pytań i nie mając siły stawiać oporu.

Gdy znaleźli się mniej więcej dwieście jardów wgłąb lasu, Harry zaczął zadawać pytania.
– Dlaczego mnie tu zaciągnęłaś i co my tutaj do cholery robimy?
– Harry, och Harry! Musimy uratować małe wesołe krabokrążki! Gdzieś tutaj znajduje się portal międzywymiarowy!
Potterowi zdało się, że jednak wciąż jest pijany. A potem stwierdził, że to chyba Luna nażarła się tych, no.... Magicznych grzybków, czy jak to tam je Dean Thomas nazywał. I wtedy wpadł w wielki kolorowy wir, poczuł dziwne ssanie w okolicy trzustki i znalazł się w ciemnym lesie. Zamiast drzew znajdowały się w nim grzyby, niektóre kolorowe, inne świeciły w ciemnościach jak świetliki. Ze względu na kaca poczuł się w tych warunkach bardziej komfortowo, jednak zaczął się zastanawiać, czy jeżeli raz zje się takie magiczne grzybki, to ich właściwości mogą nagle powrócić. Tak po prostu, ot sobie, mimo że zjadło je się już jakiś czas temu. Bo to nie mogło dziać się naprawdę.
– Luna, gdzie my niby jesteśmy?
– Ćśśśśśś – uciszyła go dziewczyna, po czym wciągnęła go za pień, czy może raczej nogę, jednego z grzybów. Usłyszeli okropny wizg, jakby coś wołało pomocy, oraz tupot i rubaszny śmiech.
Luna doskonale wiedziała, co zdarzy się zaraz. Wszystko było dokładnie tak, jak w jej śnie, może poza tym, że teraz był z nią tutaj Harry. Nie zdając sobie nawet sprawy ściskała go mocno za rękę.
Gdy niewinny krabowy obwarzanek i goniący go potwór zniknęli już w oddali, z gąszczu wyłoniło się duże stado krabokrążków.
– Musiiiiicie naaaam pomócsss....
– Te potwoooory... Zjadają nassssss i nasze dzieciiiiii! – szeptały stworzenia.
– Harry, musimy coś zrobić... Pomóc im jakoś się bronić!
– Ale co my możemy zrobić, do cholery?
– Harry, ty pokonałeś nawet Sam-Wiesz-Kogo! Na pewno możesz coś zrobić!
Nie myślał nad tym długo. W jego skacowanej głowie pojawiło się jedno rozwiązanie, proste jak drut.
– Engorgio! – wrzasnął, celując w krabokrążki. Te zwiększyły swoje rozmiary, mniej więcej pięciokrotnie. Ich radości nie było końca, teraz to one mogły być drapieżnikami. Wkrótce potem armia krabokrążków najechała wioskę swych oprawców. Harry i Luna szczęśliwie wrócili do domu.


Epilog

– Świat grzyboludu oraz tragiczna historia jego mieszkańców jest przykładem na to, jak zachwianie przez człowieka naturalnego ekosystemu może być przyczyną jego zniszczenia – rzekł Ronald Weasley, Minister do Spraw Magicznej Ekologii. – Wciąż nie zostało odkryte, kto był na tyle mądry, aby zaingerować w naturalną równowagę panującą w ich małym światku. Czyn ten jednak jest haniebny. Populacja krabokręglic płaskich zawsze była dość duża, zagrożenie wytępienia ich było praktycznie niemożliwe. Jednak po ingerencji czlowieka, gdyż tutaj z całą pewnością mamy z tym doczynienia, sprawiła iż krabokręglice o zwiększonych rozmiarach wymordowały – nie, nie jest to zbyt wielkie słowo – swoich wcześniejszych naturalnych wrogów, grzybolud. Następnie, ponieważ przy swoich nowych rozmiarach potrzebowały dużo więcej pożywienia, spowodowało to wytrzebienie wszystkich – podkreślam to słowo – wszystkich gatunków grzybów rosnących w tamtym świecie. To oczywiście pociągnęło za sobą nie tylko wyginięcię wszystkich gatunków fauny, również żywiącej się grzybami, ale i samych krabokręglic, które po prostu popadały z głodu.



**************

Niemądre toto, bo niemądre, ale co tam. Luna Lovegood zawsze kojarzyła mi się z ćpaniem Razz Chociaż tutaj się bez ćpania obyło (przynajmniej z jej strony).

poza tym to jest moj WIELKI POWROT. Haha. Ale serio, pierwsze opowiadanie po polsku od czasu slonecznego fikatonu:P Nie jest może super ekstra, ale dobrze mi się pisalo.

khi khi!


Ostatnio zmieniony przez Trilby dnia Wto 12:32, 25 Mar 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pon 1:22, 24 Mar 2008    Temat postu:

Tril, zlituj się, "hałas", nie "chałas".


Epilog mnie ómarł. O jajku, Ron ministrem od ekologii! Tego chyba na trzeźwo nie dało się wymyślić Wink
W ogóle wyszło ci...eee... psychodelicznie. Mru. Ja wprawdzie tylko po jednym piwku, ale mam dziwne wrażenie, że będą mi się śniły fosforyzujące grzyby.

Przepadam za Luną. Więcej Luny dla społeczeństwa!
A skacowany Harry bardzo realistyczny, he he Wink


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Pon 1:23, 24 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Pon 1:34, 24 Mar 2008    Temat postu:

O maj, szefowo Boska wybacz! Ja nie mam worda ktory mi podkreśli błędy, a betować nikomu sie nie chce. No i jak widać, życie na obczyźnie robi swoje! (gnam poprawić). Tym razem przez chwilę miałam problem z krzakiem, ale jakoś mi się udało Razz (pewnie gdzie indziej byk jest :/)

temczasem dawka druga.

dzień trzeci.
prompt: "Finish it", Clint Mansell (pisałam w sumie do muzyczki, nie do tytułu, chociaż teraz widzę że się może tak też w sumie skojarzyć Wink)
fandom: Potterowo
Bohaterowie: Fleur i inni
ilość słów: 568
tytuł:

Labirynt

Na tą chwilę Fleur czekała przez ostatnie kilka miesięcy. Co prawda miała być wpuszczona do Labiryntu jako ostatnia, tym nie mniej miała nadzieję że jakoś uda jej się dogonić przeciwników.
Z jednej strony widziała machających do niej rodziców i siostrzyczkę, niedaleko nich siedziała Madame Maxime. Wszyscy oni bardzo dobrze jej życzyli, mieli nadzieję że pokaże na co ją stać. Z drugiej strony czekała na nią zielona otchłań. Na trybunach siedzieli jej przyjeciele, w labiryncie znajdowały się przeszkody i zagrożenia. Słyszała od kogoś, że podobno można było tam nawet spotkać Sfinksa. Nie zdziwiłoby jej to, szczególnie po zadaniu ze smokami. W sumie teraz mogła jeszcze zawrócić, pójść do swoich rodziców...
– Fleur! Twoja kolej – krzyknął ktoś, nie była nawet pewna kto to był, emocje brały teraz górę. Wbiegła do labiryntu, nie oglądając się na nikogo. Po kilkunastu metrach biegu pomiędzy ścianami zieleni natrafiła na ślepy zaułek. Przez chwilę nie wiedziała co zrobić, w którą stronę iść. Jednak labirynt jakby żył własnym życiem i ściana odgradzająca jej drogę nagle ustąpiła. Bez namysłu pobiegła dalej, coś złapało ją za włosy. Krzyknęła i natychmiast odwróciła się. To był jeden z tych pasudnych brytyjskich stworów, miał długie cienkie palce, skórę podobną do kory i porośnięty był gdzieniegdzie drobnymi listkami. Jedną dłonią trzymał ją za włosy drugą z niezwykłą szybkością złapał ją za rożdżkę. Poraziła go ognistym zaklęciem, to jednak nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Siłując się z nią starał się wsadzić jej różdżkę do swojej paszczy. Spanikowała, spróbowała wyszarpnąc się stworzeniu, złapała je za rękę którą ściskał ją za włosy. Stwór wydał z siebie głośny skowyt.
– Veela! – syknął, po czym puścił dziewczynę i zniknął w głębi krzewu.
Fleur zaczęła iść dalej. W pewnym momencie zaczęła odnosić wrażenie, że wciąż chodzi w kółko, wydawało jej się że wciąż mija to samo miejsce. Sfrustrowana zaczęła biec.
To był błąd. Poślizgnęła się i upadła w kałużę. Gdy wstała, okazalo się że – nie licząc ścian labiryntu, ze wszystkich stron otaczała ją woda. Tuż przed nią z wody wyłonił się jegomość o zielonkawej skórze. Gdyby nie fakt, że jego skóra była nienaturalnie blada, Fleur pomyślałaby że jest to ten rudy przystojniak, którego widziała wcześniej tego dnia.
– Cześć... Jak ci na imię? – powiedział głębokim głosem i wyciągnął do niej rękę.
– Chyba nie... – mruknęła do siebie, w tej samej chwili myśląc “topielec. Łatwizna. Każdy topielec ma swoją topielicę, przynajmniej jedną. Zwykle są mu posłuszne, jest jedno zaklęcie które uwalnia je spod jego kontroli”.
– Jak jak? Nie dosłyszałem...
W odpowiedzi usłyszał inkantację zaklęcia. Spod wody wyłoniło się kilka równie bladych jak on dziewcząt, w różnym wieku. Rzuciły się na niego rozszarpując go na kawałki. Fleur poczuła jak zawartość żołądka podchodzi jej do gardła, odwróciła się i zaczęła biec w przeciwnym kierunku. Przez łzy nie do końca wiedziała gdzie biegnie. Na dokładkę labirynt wciąż się zmieniał. W pewnym momencie znalazła się twarzą w twarz z kolejnym brytyjskim gatunkiem – sklątką tylnowybuchową. Spojrzała za siebie, ale okazało się że nie mogła się już wycofać gdyż ściana za nią własnie zagrodziła jej drogę. Trzęsły jej się nogi, ze strachu nie mogła sobie przypomnieć żadnego silniejszego zaklęcia, zresztą nigdy nie walczyła z czymś takim. Zaszlochała, myśląc, że to już koniec. I wtedy pojawił się on. Zaszedł sklątkę od tyłu i bez najmniejszego problemu obezwładnił.
Victor Krum. Nie wiedziała jak na to zareagować. W końcu jej pomógł. Nigdy wcześniej nawet z nim nie rozmawiała.
– Victor...
Drętwota – powiedział Krum i strużka czerwonego światła trafiła Fleur prosto między oczy.


Ostatnio zmieniony przez Trilby dnia Wto 12:30, 25 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:28, 24 Mar 2008    Temat postu:

Tekst 1 - zgon w butach. Krabokręglice! Obwarzanki! Luuuuna! Harry! Ron-minister ekologii. Ómarłam.
W pierwszym akapicie kwiknęłam przy błędzie "rechotały się". CO one robiły? Very Happy Perwera jakowaś, droga panno.

Tekst 2. Fleur! Ja uwielbiam Fleur! Takie jakieś zboczenie. A "rudy przystojniak" mnie zabił. Kocham Fleur/Bill.
I Wiktor! Kiedyś pisałam tekst, który miał w sobie Fleur z trzeciego zadania, ale mi nie wyszedł. Fajnie przeczyta inną wizję, ciekawą. Czemu odnoszę wrażenie, że przeszkody Fleur były bardziej fantastyczne, niż Harry'ego? Topielec, mru.
Dobrze cię czytac, Tril!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Pon 11:31, 24 Mar 2008    Temat postu:

Ororo, dziékujé! Wink A mi się wydaje że np. z tym topielcem to trochę słowiańskim folklorem zawiałoRazz Ale co mi tam. Czasem trzeba Wink Zresztą wymyslałam przeszkody trochę na szybkiego, w środku nocy. Tylko z topielcem wiedziałam już wcześniej co będzie Wink

a temczasem.....

dzień czwarty

prompt: [link widoczny dla zalogowanych]
fandom: Harry Potter/Pulp Fiction
ilość słów: 206
tytułu: brak. czasami tak też można Wink


Syriusz wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Zegarek z dziada pradziada, który powierzył mu James w razie gdyby “coś się stało”, spoczywał w jego dłoni. Co gorsza, wszystko wskazywało na to, że pan Black został wrobiony. Musiał się teraz ukrywać, oskarżony o zamordowanie swojego najlepszego przyjaciela. Zawsze mógł zamienić się w psa, ale jednak o ile Ministerstwo Magii nie miało pojęcia o jego przykrywce, o tyle zdrajca zdawał sobie z tego sprawę doskonale. Ba, sam potrafił się zamieniać w zwierzę. Ale gdzie ukryć taki zegarek? Szczególnie jak sie jest psem, nie można go ciągle nieść w pysku... Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że ktoś ten zegarek mógłby rozpoznać.

Kilkanaście lat poźniej.
– Harry – ze wzruszenia z trudem przychodziło mu mówienie. – Harry, ta chwila w końcu nadeszła. Ten zegarek należał do twojego ojca. A przedtem należał do ojca twojego ojca. Ja trzymałem go w... ukryciu przez te wszystkie lata spędzone w Azkabanie po to, abym mógł ci go teraz przekazać.
– Syriuszu, ja... Ja nie wiem co powiedzieć! Jak ci dziękować? I jakim cudem udało ci się ukrywać ten zegarek przez tak długi czas?
– Harry, są rzeczy o których dowiadujemy się z czasem – rzekł Syriusz. Nie był jednak jeszcze gotowy na to, tak bardzo bolesne, wyznanie.


Ostatnio zmieniony przez Trilby dnia Pon 12:25, 24 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:38, 24 Mar 2008    Temat postu:

Raczje napisałabym "bolesne" wyznanie, ale kwiiiik. *zgon* KoHam cię, zegarek, Syriusz, James, Harry. Kwiiik. Nie ogladałam Pulp Fiction, ale chyba muszę to nadrobić.
*turla się ze śmiechu*
Mhru. Padłam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trilby
świtezianka



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto z piaskowca

PostWysłany: Pon 12:26, 24 Mar 2008    Temat postu:

No, w Pulp Fiction tatus jednego z bohaterow trzymal zegarek dla swojego synka w, khem, pupie. Bo sie dostal do niewoli w czasie wojny a bardzo bardzo bardzo chcial go schowac dla swego potomka. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:31, 24 Mar 2008    Temat postu:

Szzz, nie musiałaś spoilerować. A miejsca ukrycia zegarka się domyśliłam Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin