Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

HORRORIADA: Bartek

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:19, 01 Sty 2012    Temat postu: HORRORIADA: Bartek

Horrorem bym tego nie nazwała...

Bartek

*
Stare marzenie ludzkości, sen o lataniu jak ptak. Ikary i Dedale. Nie paralotnia, nie samolot. Jak to możliwe? Pewnego wieczoru jego ciało przestało podlegać sile grawitacji. Coś ciągnęło je ku górze. Jakby bóg włączył odkurzacz i zbierał duszyczki na, jak to ujął optymistycznie Tomasz z Celano, dies irae. Nigdy w życiu nie był tak przerażony. Ręce tak lekkie, nogi, tułów, głowa. Utknął na suficie, niczym gruba leniwa mucha. Tego jednego się bał: nie chciał lecieć wyżej. Jakiś czas można lecieć, na zdrowie. Ale potem, gdy przekroczy się pewna granica… Zrobi się zimno, tlenu zabranie, zimno zabierze mu oddech. Ciało rozerwie się na strzępy w kosmosie, jak w filmie sf, który obejrzał będąc chłopcem. Ta wizja często powracała do niego w snach. Nie pamiętał fabuły, tylko tę jedną scenę. Młoda dziewczyna w białym skafandrze kosmicznym krzyczy: uratuję cię! Stary człowiek odpowiada: wracaj na statek, nie dasz rady mnie uratować, bo skończy się powietrze. Młoda piękna dziewczyna: uratuję cię, nieważne co, nie zostawię cię tutaj. Stary człowiek zamiast odpowiedzieć zdejmuje kask z głowy. Czyż to nie dziwne, że w tamtej chwili myślał o takich pragmatycznych rzeczach jak potencjalne skutki uboczne stanu nieważkości? Ja bym pomyślał raczej nad cholerną przyczyną, co się dzieje i dlaczego! A Bartek był taki przyziemny. Jasny gwint… Chłopak nie chciał umierać tak młodo. Dlaczego grawitacja go opuściła? Na jego miejscu rozważyłbym kilka opcji. Śmierć kliniczna i wyjście z ciała, to raz. Choć tam wysoko, przyklejony do sufitu z głupią miną, wyglądał całkiem żywo. Są także mnisi, którzy dzięki medytacji – podobno – potrafią pokonać bariery ludzkiego organizmu. Ale jaki tam z Bartka mnich! Nic dziwnego, że tylko jedno przyszło Bartkowi do głowy. Myśl krew w żyłach mrożąca. Kolejny bardzo pierwotny lęk z dzieciństwa. Dawno się tego nie bał. Niesłusznie? D Diabły i szatany chłopca opętały --- Diabły i szatany. Takie w różnych kształtach i rozmiarach, i kolorach, odmalowane na kartach średniowiecznych rycin, współcześnie zapomniane, wracają. Byłem złym człowiekiem? – trwożliwie zastanawiał się. Do kościoła nie chodziłem, to źle. Dawno się nie modliłem. Matkę szanowałem, choć wkurwiająca kobieta, ale się pilnowałem. Co robić teraz? Zostałem opętany? Jak i kiedy? Przyjdzie ksiądz na egzorcyzm? Czy to pomoże? Bartek zasnął zziębnięty, przytulony do sufitu. Obudził się na podłodze poobijany. Incydent nie powtórzył się. Mimo to bał się na zapas. Przestał lubić otwarte przestrzenie. Trzy dni nie wychodził z domu, aż skończyło się całe jedzenie w lodówce. Westchnął głęboko a boleśnie. Latać jak ptak. To marzenie nie należało do niego.

*
- Co? – Odbieram telefon. Dwa nieodebrane połączenia, zanim się dowlokłem do aparatu. Ale wszyscy wiedzą, że ja tam mam, i do pięciu razy mogą do mnie dzwonić.
- Mam prośbę.
- Wiesz która godzina? – Druga w nocy. Nie spałem, ale się nie przyznam.
- Jak będziemy stać w kolejce do sądu ostatecznego, to staniemy koło sobie?
- Co? E, spoko, no pewnie.
- To będzie dłuuga kolejka, to nie będziemy się razem nudzić. Mam nadzieję, że trafimy w jedno miejsce – powiedział.
- To było takie pilne?
- No. Nie znasz dnia ani godziny. Profilaktyka! Chodźmy kiedyś na piwo, to pogadamy. - W tamtej chwili pomyślałem, że więcej piwa mu nie trzeba. Już się naładował, pewnie ze dwa promile.


*
Komórka, komórka, tabela. Zawijaj tekst. Scal i wyśrodkuj.
Nie jest łatwo scalić na nowo kawałków szklanki, walających się po podłodze. Ja tego nie potrafię. Co ja gadam, to jest niemożliwe. Jak można się domyśleć, nauka obsługi programu komputerowego nie idzie najlepiej. Całe szczęście, że komputera nie zalało. To by była prawdziwa tragedia. Jak powtarzała babcia: bez laptopa jak bez ręki, u was młodych. Bartek słyszał nie raz, nie dwa, że potencjalni pracodawcy cenią znajomość Excela. Nie dlatego jednak zainteresował się program. Jego wykładowca oznajmił na konwersatorium, że on sam, geniusz komputera, erudyta i właściciel pokaźnej biblioteczki, wykorzystał ten program do stworzenia katalogu posiadanych książek. Dzięki temu pamięta, że córka lata temu pożyczyła od rodziców słownik i przetrzymuje go po dziś dzień. Czas zrobić z tym porządek! Bartek pomyślał: intrygujące. Też tak chcę. I w tamtej chwili wszystkie jego książki zaszeleściły z aprobatą.

Czerwono-żółte słoneczko na dole ekranu zaczęło wydawać irytujące dźwięki. Koperta migała jak szalona, a on z przekleństwem na ustach miota się po domu, szukając szufelki. Otwiera jedną szufladę po drugiej, i wciąż nic! Patrzy z wyrzutem na szklane zgliszcza – jakby biedaczka z własnej złej woli się stłukła – butem zgarnia odłamki w jedno miejsce. Znów dopada laptopa. Przydusza touchpada palcem wskazującym, jakby rozgniatał owada.

- WITAJ – Kim jesteś? – KTOŚ KOGO ZNASZ –?? –

„Są dwie opcje. Obcy człowiek: kretyn jakich wiele; troll który robi spam. Który szuka naiwnych, by kliknęli w niewinny niebieski link, który zainfekuje sprzęt śmiertelnym wirusem. Tylko linku zapomniał zostawić. Ktoś naprawdę znajomy nie bawiłby się w takie gierki. Ja trzymam z ludźmi na jako-takim poziomie. Zatem, oszczędzaj nerwy”

- NIEDŁUGO SIĘ SPOTKAMY -

Co niedługo, co niedługo! Nie do niego z takimi tekstami. Jeszcze przez chwilę Bartek się denerwował, choć nie było czym. Skąd wzięto jego numer? Nigdy nie szastał nim na prawo i lewo. Po chwili wpadł na najprostszy pomysł zablokowania numeru. Z ulgą zamknął pokrywę urządzenia. Pogrzebał długo w szafce, aż wyłowił z niej czarną luźną koszulkę z rysunkową panną i napisem „Fear has big eyes. Fear is an anime chic!”. Jego była dziewczyna wyśmiała go za tę piżamową koszulkę, ale on ja lubił. W końcu sam wymyślił ten napis. Głupia krytyka. A z dziewczyną długo nie zabawił.

Położył się spać. Miał nadzieję, że wydarzenia dzisiejszego dnia nie miały nic wspólnego z jego opętaniem. Tak. Od dawna nie lewitował, ale nie miał już żadnych wątpliwości, że jakiś diabeł podstępnie zagnieździł się w jego ciele. Być opętanym i wiedzieć o tym, chodzić po ulicy i do pracy, i cały czas pamiętać o swoim stanie. To trochę tak, jakby kręcić horror z punktu widzenia krwiożerczej kreatury. Teraz zjem twoją głowę, zbliżenie… nic na to nie poradzę, taki już się urodziłem, potwór ludojad spod Czarnobyla. Chyba powinienem iść do księdza? Ale coś go powstrzymywało. W sąsiedztwie podobno była opętana dziewczyna, która była silniejsza od ośmiu dorosłych mężczyzn. Dziewczyny w szkole często z przejęciem opowiadały o własnych i cudzych doświadczeniach z duchami zmarłych członków rodziny. We wsi aż huczało od plotek na temat wróżki. Mieszkała w głębi lasu, a dom miała wielki, wygodny i nowoczesny. Niedawno wzięła rozwód i drugiego męża. Szykowało się wesele. Kiedyś Bartek chciał iść zobaczyć ten dom, skoro taki piękny i bogaty. Długo szedł drogą. W końcu skończył się asfalt i zaczęły się kamienie. Później była tylko udeptana ziemia. Jak ona jeździła tu samochodem, kiedy padał deszcz?! Szedł bardzo długo, a nie mógł znaleźć domu, który opisywali ludzie. Usłyszał zza pleców samochód. Ktoś się zatrzymał, otworzył okno. Za kierownicą siedziała ładna pani o blond włosach. Uśmiechnęła się bardzo białymi zębami.
- Podwieźć cię?
- Nie, dziękuję, właśnie się wracam – uśmiechnął się nieśmiało. A potem strasznie tego żałował. Takiej kobiecie odmówić! Głupota! Wspomniał o tym wujkowi.
- A jakim jechała autem? – spytał. Zastanowił się chwilę i odpowiedział. A wujek wybałuszył oczy: to była ona, ona, to ta wróżka nasza, do której całe województwo się zjeżdża! A Bartek pomyślał, że opętany będzie miał zawsze pecha. Dobrze, że nie zaczął fruwać. Może powinien zacząć nosić cegłówki w plecaku?

*
Cały miesiąc miał maraton koszmarów. Codziennie coś innego. Zaczął je zapisywać, zanim ulotnią się z pamięci: miał teraz dowód sam przed sobą. Raz śniła mu się nastolatka, która zamieniła się w szakala, kilka razy II wojna światowa, aspekt obozowy. Dołująca jednostronna miłość, pokręcone sny o ciąży. Przeniesienie do dawnych czasów, jako niewolnik przy piramidach.
- Naprawdę śniła ci się ciąża?
- Staram się o tym zapomnieć. Jak byłem mały, to myślałem, że dzieci wychodzą poprzez rozcięty brzuch. Potem brzuch zostaje naprawiony za pomocą szwów, i po wszystkim. Matka narzekała, że źle ją zszyli jak się urodziłem. Potem trzeba było poprawiać. Zawsze sądziłem, że o brzuch jej chodzi, a nie o te rejony, o których w kontekście matki wolę nie myśleć... Poród… Trochę tak jakby wyjmować Czerwonego Kapturka z wilka. Natomiast procesu zapłonienia nie mogłem zrozumieć(była w domu jakaś książeczka uświadamiająca), więc się nie interesowałem. Byłem niewinny!
- Wiesz, że jest film o facecie w ciąży?
- Czy jest jakiś temat na który nie nakręcono filmu? – Bartek zadał mądre pytanie. Ciekawe ile lat by zeszło, gdyby chcieć wszystkie filmy i seriale świata obejrzeć.
- Zaczepiali cię znowu na gygy?
- Teraz wydzwania do mnie numer zastrzeżony. Mam wrażenie, że powoli coś mnie otacza. Jakby do opętanego lgnęło wszystko co wynaturzone. A czy ja się prosiłem o to? Czy ja dałem diabłu jaki powód, żeby mnie wybrał? No nie przecież.
- Nie myśl o tym. Może zajmiesz się czymś pożytecznym albo poderwiesz dziewczynę w autobusie?
- Powiedziałeś to tak, jakby podrywanie dziewczyn nie było pożyteczne, ty geju.
- Dziwne, że skoro koszmary miałeś, to ci się geje nie śnili.
- Nie muszę śnić, skoro ciebie muszę codziennie oglądać. Uodporniłem się. Śniły mi się jednakowoż gorsze rzeczy – wyznał. Nawet mnie to zaciekawiło. – Poszukam kartki z tym snem. Mam. Kiedy wróciłem do domu, on już nie był mój. Cały blok przerobiono na biuro urzędowe. Byłem skonfudowany i przemierzałem cały budynek wzdłuż i wszerz. Kilometry schodów, kilka niewielkich drabin. Cały blok mogli przerobić, ale moje mieszkanie gdzieś powinno być! W końcu zrezygnowany wróciłem się do piwnic i spytałem się co robić. Pokazałem im swoje dokumenty, a oni kazali mi iść na dach. Kiedy już się tam doczołgałem – windę zamknięto – kazali mi się wrócić na parter. I tak w kółko.
- Ja bym zwariował po takich koszmarach. – Poklepałem go po plecach. – Stary, współczuję. Ale coś mi się przypomniało.
- Hm?
- Zośka dzwoniła i też się skarżyła na to samo co ty. Te sny. Taki babski miała ten koszmar niedawno. (Zośka siedzi sama w mieszkaniu. Siedzi, leży, nie może sobie znaleźć miejsca. Kto puka. Otwiera. Sąsiad prosi o skorzystanie z telefonu, bo to pilne, a jemu coś się popsuło. Zośka zgadza się i wpuszcza sąsiada do środka. Dopiero teraz wyczuwa woń alkoholu. Po skończonej rozmowie, pan sąsiad bez pytania załadował się do łazienki. Cóż, takie życie. Zośka nie widzieć czemu uświadamia sobie, że jest daleko od noża, bo nóż kuchenny, taki wielki i czarny, jest w kuchni, a ona znajduje się w pokoju gościnnym. Potem urywa się film. Tylko migawka, jakby flashback i slow motion, na postać rodzicielki w czerni, jak ta załamuje ręce i lamentuje, jak jakaś matka z powstania styczniowego. Nie ma głowy, nie ma głowy, mówi mama i w kółko powtarza. Bardzo mi się to nie podoba, myśli sobie Zośka. Pójdę sprawdzić, czy żyję. Idzie. Kobiece ciało leży zagrzebane wśród pościeli, Zośka dotyka go i wraca na miejsce. Dopiero teraz doświadcza tego, jak jest ciemno, jak straszno, nie wiadomo dlaczego. Przebudzenie jest bardzo toporne. Powieki kleją się jak zalepione karmelem. Ciężka, żmudna praca, żeby się obudzić. A gdy już Zośka wywalczyła sobie powrót do świadomości – straszny miała żal, że nikt jej nie obudził. Niech się śmieją ludzie, to był taki okropny sen, a ona musiała go całego przerobić. Gorzej jest, tak by się teraz chciała przytulić do byle kogo, ale sama jest. Zośka nie może znaleźć wytartej żyrafki, dlatego bierze to co pod ręką, czyli jakiegoś jaśka, i przytula go mocno do brzucha, do piersi. I pod kołdrą leży, w kłębek zwinięta, a materac jest miękki jak chmura, i nic jej stąd nie wyrwie. Dziś znowu nie wyjdzie z domu. Jedyne co mam, to co, co sobie głowa wymyśli, idee na jawie i marzenia senne w nocy. Spróbujmy jeszcze raz. Może jakiś miły dobry sen, dobry długi epicki sen z wielowątkową fabułą, z happy endem, na czternaście godzin. Ona w roli głównej. Ona wyidealizowana. Śpij. A niechby przyszedł pan sąsiad).

Ciekawe co tam u niej. Czasem tak myślę, choć coraz rzadziej, bo Zośka jest daleko. Nasza znajomość chyli się ku upadkowi. Mniejsza o to. Teraz sprawa Bartka – biedny Bartek! Zapisał się na kurs języka fińskiego. Zaskoczył wszystkich realizacją noworocznego postanowienia. Tłucze słówka i gramatykę, jakby nie miał dość obcej mowy po szkolnej średnioskutecznej anglicyzacji. Rozmawia z native-speakerem poprzez kamerkę internetową i specjalne słuchawki. Gdy go ukończy, wypłynie za morze, za pracą, i za czymś, czego mu brak, ale nie jest pewien, co to jest. Nasze okolice od wieków były znane z dziwnych rzeczy, a jego ciągnie do normalności jak w telewizji, do typowego wyobrażenia o życiu mężczyzny. Ucieka od nas. Nie wiem, czego, ale mi smutno, że kolega zostanie szanowanym członkiem społeczeństwa. Takim zwyczajnym, jak trzeba. Szczerze, też myślę, że to nie opętanie jest jego problemem. Jeno opętanie ideą opętania. Już przestał o tym mówić, ale czuję, że to nie jest skończone. Może nigdy nie będzie. Nastrój mam iście eternalny. Ale co ja tam wiem, głupi kolega zombie.

*
Minęły trzy miesiące, odkąd Bartek opuścił swój dom. Napisał mi list, że mu dobrze i nie chce nigdy wracać. Sam się śmieje ze starego strachu. „Tu mam uczucie, że nic nadnaturalnego nie może mieć miejsca. Są miejscowe legendy, ale one nie dotyczą przejezdnych. Jestem wolny. Już nigdy więcej nie będę latał”. Sam do tego doszedł, nie ufał ani kapłanom, ani psychologom. Kolega z podwórka został nudnym człowiekiem. Przyznał się, co mnie poraziło, a później przyprawiło o drgawki ze śmiechu, że zapisał się na internetowy kurs podrywu. Najpierw powinien więcej wychodzić z domu i zrobić się społeczny, bo żona sama do domu nie przyjdzie, z bonusem w postaci posagu. Nie te czasy. Zacznie się włóczyć po klubach, klepać dziewczyny po tyłkach, zapijać spirytus wódką. Albo trawka na dobry humor zamiast strzemiennego. Najpierw będzie to cierpienie dla wyższych celów, później przywyknie: to normalna rzecz, tak się właśnie zachowują ludzie. Pewnie w końcu, uda mu się kogoś znaleźć. Odkąd skończył dwadzieścia osiem lat, zrobił się zdesperowany. Nie był aspołeczny, po prostu miał kłopoty z komunikacją, i zamiast stawiać im czoło, uciekał. Uciekał razem z małą grupką zaufanych znajomych. Minie czas. Specjalnie dla żony zmieni wyznanie na luteranizm albo na prawosławie. Po pewnym czasie zapragnie mieć więcej pieniędzy i zmieni pracę na taką, w której będzie dłużej siedział, i to obwiązany krawatem.. Między trzydziestką a czterdziestką pojawią się dzieci. Będzie im czytał skarb narodowy, czyli muminki w oryginale. „Czasem myślę, że to za mądre dla nich” – powie kiedyś do żony. Ona nie będzie go słuchać, zaczytana w „Drodze do szczęścia”, tylko pokiwa głową. Tak, tak, idź sobie, czytam. Zrób mi kawę mężu. Zawsze będzie cudzoziemcem, sąsiadki będą komentować ich życie, a wścibska opieka społeczna patrzyć mu na ręce. Czy aby metody wychowawcze nie są przestarzałe i traumatyczne dla młodych obywateli? A on nie będzie o tym myślał, odkryje nowe hobby i słowo: Jokamiehenoikeus. Bardzo to polubi i zacznie praktykować. Szkoda, że u nas tego nie ma. Trzeba brać co najlepsze od obcych kultur i udawać, że to nasze od zawsze. Większość naszych kolegów uciekła tak jak on. Kiedyś spotykaliśmy się w kanciapie i mieliśmy zespół. Nie umiałem śpiewać, więc waliłem w perkusję. Bartek będzie kupował tony płyt metalowych, skandynawski metal w porównaniu do naszego to książę i kulawy podnóżek.

Kiedyś… Gdy mieliśmy Juwenalia, spiliśmy się czym się dało i pojechaliśmy rowerami na Prządki. Wdrapaliśmy się na skały i posnęliśmy na nich w upojeniu alkoholowym. Cud, że nikt nie spadł. Ja, Bartek, Krzysiek i inni. Sąsiedzi mieli dość naszej muzyki i spółdzielnia mieszkaniowa pogoniła nas z pustostanu. Mieli zrobić biuro albo świetlicę, do dziś stoi to puste, ale zamknięte na klucz. Jeden po drugim, wszyscy, prócz mnie wyjechali. Nie mogę stąd odejść. Jakby tu zaludnić stare tereny? Kiedyś mówiliśmy, że z naszego miasteczka będzie czwarta stolica. Zamknę oczy, pójdę spać, a gdy się obudzę, moja skrzynka na listy będzie zapchana ofertami pracy pięćdziesiąt złotych za godzinę. A czynsz za kawalerkę będzie kosztował dwieście złotych za miesiąc z rachunkami, a ceny mieszkań spadną o co najmniej połowę. W ogóle, bezrobocie stanie się czymś wyginającym, jak pandy. A gdy znów zamknę oczy, i otworzę je znów, okaże się, że to był sen, i tak się wścieknę, że na śniadanie od razu sobie setkę strzelę. Dzień jakoś przeleciał. O zmroku piliśmy piwo z plastikowych kubków, znosiliśmy patyki na ognisko. Czasem wpadały dziewczyny i opowiadały o nowych ekscesach wróżki. Zasypialiśmy krótko przed tym, jak noc zamienia się w dzień. Zośce zawsze było zimno nad ranem i zabierała mi sweter.

Gdybyśmy mieli pieniądze, pewnie spędzalibyśmy czas inaczej. Raz w roku przyjeżdżał rosyjski balet, chodzilibyśmy w garniturach na ruski balet po dwieście złotych na łebka. A potem domówka, tylko taka, że zamiast amareny jest butelka za osiemdziesiąt złotych. I płyty gramofonowe, bo to ładnie wygląda. I kanapki z czarnym grubym kawiorem zamiast normalnego jajka. I nikt nie mieszkałby w bloku, tylko miałby taki dom, wielki dom, z ogrodem i altaną, i huśtawką szeroką, i hamakiem, gdzie można spać w lecie. I nigdy więcej brudnych książek z biblioteki. I tak by się żyło, zamawiało luksusy przez allegro. Czasem jakaś wycieczka do Egiptu, ale zawsze powrót, powrót samolotem pierwszej klasy, albo też szoferem po równym asfalcie, pustej i szerokiej drodze. I dziewczyny piękne, w perłach i uśmiechach, gdy tylko chcesz. Nawet Zośka by lepiej wyglądała w takiej koszmarnie drogiej szytej na zamówienie kiecce. Też by się śmiała. Także ja bym kogoś miał na wyłączność, i problemów by nie było. Tacy byśmy byli: dzieci bogatych rodziców z dzielnicy willowej. Każdy by miał po swoim ojcu wielką firmę do przejęcia. I amen. Czy to wszystko by ich zatrzymało? Jakby co, mamy dużo czystego powietrza, smaczną wodę. Kochanowskiemu by się spodobało. A oni? Oni wszyscy wyjechali, zostałem tylko ja, nie wiedzieć czemu, i taka jedna, z brzuchem. Był jeszcze Antek, nihil, depresant, który upił się i powiesił. Studiował matematykę w Katowicach, ale wrócił, oblawszy pierwszą sesję. Kto go tam wie, co mu się uroiło we łbie. Julka z mojej klasy też właściwie została, bo są bieda, nie stać ich na wyjazd. Kopa rodzeństwa, jej matka pewnie miała ambicję konkurować z Wasylijewą Fiodororą. A ojciec, poczciwina, idzie w stronę światła, gdyż zwykł pijać rzeczy opisywane w „Moskwa-Pietuszki” Jerofiejewa Wieniedikta. Coś z wodą kolońską i lakierem do paznokci. Mówię, kwestia czasu, i organy na zmarnowanie. Julka siedzi bezrobotna i się wścieka, próbuje znaleźć męża. Nie ma pomysłu, co innego mogłaby zrobić. Trzepota rzęsami, wdzięczy się do tego, tamtego. Lepsze to niż depresje robić. Ale moi ludzie, nasza paczka, ich już nie ma. Bartek był przedostatni. I każdy się dziwi, co ja tu jeszcze robię.

Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że czasy idą wstecz. Siedzę sobie na swoich paru morgach, wieczny kawaler lub przynajmniej prędko owdowiały, siedzimy w karczmie u Żyda, Żyd jest z innej kultury i wie jak zarabiać pieniądze, a my siedzimy wszyscy, gadamy i narzekamy na chciwość Żyda. Tak prywatnie to ja go mogę lubić, i on mnie też. Nas dwóch, gdy nikt nie widzi, na strychu stajni. I jest pan na włościach, dworek zadbany i pańszczyzna. A teraz pijemy i śpiewamy:

Nie dziwota, że chłop głupi
rząd podatki z niego łupi
i buduje kryminały
kryminały i kościoły
a oni jedzą, piją i tańcują
a biednemu chłopu niebo obiecują.


Takie mamy życie kulturalne, własną filharmonię. Jutro gardło będzie skamieliną. A dziewczyny wolą śpiewać o romansach, topielicach, albo o nieszczęśnicy, co utopiła dzieciaka, dzieciak napuchł i wynurzył się, a matkę zlinczowali. Czasem Julka przychodzi się narzucać i namawiać na małżeństwo jako spółkę biznesową. Potrzebne ręce do pracy. Po namyśle bym się zgodził. Rodzina wielce kontenta. Wesele i tańce, żelazne obrączki na chropowatych palcach. Także świąteczna szynka domowej roboty z własnoręcznie zarżniętej świni, odwieczna nieskończona wódka i wspólny dach nad głową. Kwaśne mleko i ziemniaki na co dzień. Taki skwar, południca, a ty rób na polu, żona przyniesie ci proziaków. Choćbyś chciał, nie mogło być inaczej. Inne czasy. I bez narzekań, bo mogło być gorzej. Bliżej współczesności, ot, jakaś wojna, jakiś nalot, nawet nie ma co grzebać. Nie ma kto.

Im więcej myślę, tym głowa staje się cięższa. Może faktycznie powinienem pakować walizki, ale nie spieszy mi się na Zachód. Nie i już. Zachodnik to nie ja. Może by tak zostać Czechem, Węgrem, czymś. Ale na razie muszę strzelić setkę za przyjaciół którzy odeszli. Siedzę na taborecie, u nóg śpi nasz kundel. Obserwuję u niego mioklenie nocne, mój pies biegnie we śnie. Pij tę setkę na raz, niech się ludziom szczęści. Niech im będzie dobrze. Setka. I nie ma niedobrego myślenia. Ja jestem, kieliszek jest, butelka też. Wesoła kompanija.


koniec


Ostatnio zmieniony przez Noelle dnia Nie 17:28, 01 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 20:29, 01 Sty 2012    Temat postu:

Rany, ale pojechałaś! Po bandzie. To jest tak nihilistyczne, że nic tylko palnąć sobie w łeb - albo faktycznie usiąść z flaszką pod bokiem i narąbać się do nieprzytomności. Smuta. Wielka, gorzka smuta, czastuszka o czasach współczesnych. Horror może być metaforą, prawda? No. Bo tak rozumiany horror pojawia się w twoim tekście w dużej ilości.

Styl to taki miks, bo ja wiem, coś z Mrożka, coś z Gombrowicza, coś z filmów Smarzowskiego i oczywiście z Noesi, wszystko naraz - i ta urokliwa składnia, która przerasta moje zdolności pojmowania. Absurd i realizm dwa w jednym. Gdyby to była powieść, prawdopodobnie styl zmęczyłby czytelnika gdzieś po dziesiątej stronie, ale do opowiadania pasuje, w opowiadaniu wybrzmiewa dobrze. Bo pasuje do koncepcji.

Swoją drogą czytałam coś w ten deseń ostatnio, z wydawnictwa Forma. Może zapukałabyś do tego wydawnictwa kiedyś, co? Jak już uzbierasz kolekcję tekstów. Bo by ci mogli wydać. Pasujesz. Wpisujesz się w trend, chociaż nie wiem, czy to komplement czy wręcz przeciwnie. Młoda polska proza, tadam, patrzta i uczta się!

Opowiadanie wymaga gruntownej korekty, ale to pewnie wiesz. I chyba w jego przypadku ważny jest układ, te wszystkie akapity i tak dalej, których na forum nie widać. Wtedy czytałoby się płynniej, jak sądzę.

Pozostawia mnie "Bartek" w stanie sprzeczności wewnętrznej. Taaak. Że nie wspomnę i apetycie na promile. Chylę czoła, młoda polska literaturo! Dobrze, żeś się wzięła i napisała coś na naszą horroriadę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Nie 22:43, 01 Sty 2012    Temat postu:

Wklej w worda czy inne coś, wygląda o wiele lepiej Smile

Jest bardzo... jakby ktoś wlał tęczę do szklanki i zamieszał. Tekst pruje do przodu jak burza, myśl za myślą. Zamiksował mi w głowie zupełnie!

PS. On wcale nie był stary!!! Jestem zbulwersowana i w ogóle oburzona, Noelle, jak możesz Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:28, 01 Sty 2012    Temat postu:

Ja też nie wiem czy wpisywanie się w nurt jest dobre czy złe. (Jeśli wpadam w jakiś nurt to zapewniam, że przypadkiem) Ale gdyby chcieli mnie(będąc w stanie zamroczenia i niepoczytalności) wydać to pewnie bym powiedziała, że dobre XD Mam w zapasie parę opowiadań, których nie widziałyście, ale mam ambiwalentne uczucia co do tego przedsięwzięcia. Chce i nie chce próbować jednocześnie. Prędzej chyba ty, jak już siądziesz do pisania to dużo ci wychodzi, dużo i - jak uważam - dobrej jakości Smile

Ostatnio zmieniony przez Noelle dnia Nie 23:29, 01 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Nie 23:32, 01 Sty 2012    Temat postu:

(Ach, jak my sobie wszystkie słodzimy XD )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 23:34, 01 Sty 2012    Temat postu:

Eetam, trzeba posłodzić w okolicach świąt, nie?

A ty se, Noeś, obejrzyj to wydawnictwo Forma. No nie wiem. Ja nie będę publikować, jestem stracona i za stara na debiuty, ty jeszcze może zdążysz. W każdym razie wystrzegaj się takiej formuły narracyjnej przy dłuższych tekstach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Pon 1:34, 02 Sty 2012    Temat postu:

Hek, doprawdy, za stara? No bez jaj.

W sumie, to ja bym to nazwała horrorem perspektywicznym. Bo perspektywy w nim nakreślone są faktycznie jak z horroru.

Chylę czoła przed formą, treść mnie - zgodnie z założeniem - przeraża, zwłaszcza, że ostatnio jakby sama wpadam w ten kieratowy trend. Odcinek za odcinkiem, a na końcu Kostucha.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin