Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

*Pożegnanie - yadire vs Ceres

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Puszczyk
moderator cyniczny



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 537
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto o trzech twarzach

PostWysłany: Czw 9:56, 27 Lip 2006    Temat postu: *Pożegnanie - yadire vs Ceres

No to pojedynek! Yadire co prawda nie przejrzała tekstu po becie, bo się nie odezwała, ale dużo tam poprawione nie było, więc wklejam...

Pojedynkowicze: Ceres vs yadire
Temat: Pożegnanie.
Forma: proza
Długość: od pięciu stron w wordzie w dół.
Inne uwagi: Dwie osoby, w tym co najmniej jedna kanoniczna. Koniec roku szkolnego w Hogwarcie i pożegnanie z tym związane. Relacje między osobami mogą być dowolne.

GONG!


Ostatnio zmieniony przez Puszczyk dnia Pon 16:43, 25 Wrz 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Puszczyk
moderator cyniczny



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 537
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto o trzech twarzach

PostWysłany: Czw 9:57, 27 Lip 2006    Temat postu:

A

Wykorzystano teksty:
„Hymn smoka” Varius Manx
„Zanim znikniesz” Varius Manx
„Szyba” Katarzyna Groniec
„Bez ciebie znikam” IRA
„Bezsenni” IRA
&
Z notek innych warto dodać, że włoskie pazzo oznacza szaleńca, wariata.


Gwiazdę z nieba Ci dam...

"Pośród nich nam lśni smoka znak."
Ostatni wieczór, jak Hogwart Hogwartem, Gryfoni spędzali w bardzo hulaszczy sposób. Zabawy te, jako jedyne nie zakłócane odgórnie, dla młodszych roczników miały znaczenie wręcz magiczne. „Za rok my...” powtarzali szóstklasiści. „Skąd oni mają alkohol?” zastanawiali się uczniowie roku piątego. Czwartoroczniacy zazdrośnie podglądali starszych kolegów, dopóki któryś z nich wrzaskiem nie nakazał im „kłaść cztery litery tam, gdzie dzieciaki je o tej porze trzymają!”. Klasy trzecie, po dwóch latach uodpornione, zazwyczaj spały snem spokojnym. Ich rok młodsi koledzy przewracali się w łóżkach, przeklinając wszelkie muzyczne talenty ostatniego roku. Natomiast pierwszaki z przerażeniem wsłuchiwały się w odgłosy nocy, wszak obyczaj uprzedzania o 'ostatnim wieczorze' nie istniał.
Wróćmy jednak do pokoju wspólnego, w którym prym wiedli najstarsi Gryfoni. Dopiero minęła północ, a dziewczyny już zdążyły się popłakać.
„Wolę nie myśleć, co będzie jutro...”
Charlie Weasley zacisnął palce na trzonku miotły tak mocno, że zbielały mu knykcie. Niewiele obchodzili go koledzy z roku, kiedy on ostatni raz ma szansę wymknąć się na nocną włóczęgę. Skoro to ostatni wieczór, spędzi go po swojemu.
- Nie czekajcie na mnie – mruknął do towarzystwa.
Trzasnęły drzwi. Rozległ się oburzony głos Grubej Damy. Charlie znalazł się na korytarzu.

"Zanim - gdy na chwilę zamknię oczy - znikniesz, zabierz jej, zabierz jej, zabierz jej z ręki nóż."
Błonia nocą. Księżyc świecił czerwonym blaskiem. Teoretycznie nasz bohater mógłby wyjaśnić istotę tego zjawiska, ale do astrologii jakoś nigdy się nie przykładał.
Jezioro odbijało gwiazdy w ciemnej tafli. Liśćmi poruszał delikatny wiatr, który teraz chłodził przyjemnie rozpaloną skórę chłopaka.
Gwiazdy na niebie mrugały wesoło. Choć w dzień niebo było zachmurzone, teraz nic ograniczało widoczności. Gwiazda Polarna, jedyna, którą Charlie potrafił nazwać, migotała najjaśniej, tuż nad Wieżą Północną.
Chłopak zmrużył oczy, podrywając jednocześnie miotłę do góry. Wzrok miał świetny, w końcu to dość istotne na pozycji szukającego. A na blance Wieży dostrzegł długi cień. Ktoś tam stał?
Charlie znajdował się prawie na szczycie, kiedy obok niego ktoś przeleciał. Błyskawicznie zawrócił miotłę i skierował ją w dół. W głowie powstał mu mętlik, ręce drżały - miotła zaczęła się chybotać.
„Spokojnie, to jak znicz. Tylko nieco większy...”
Postać nie wydała z siebie żadnego dźwięku. To nawet dobrze, w innym wypadku zimna krew, którą dopiero co odzyskał, znikłaby niczym śnieg na wiosnę.
Znajdował się tuż, tuż. Puścił trzonek i obiema rękami chwycił nogi spadającego. Właściwie w tej samej chwili zorientował się, że to dziewczyna.
Z wrażenia znieruchomiał. I choć był to tylko moment, miotle wystarczył do dzikiego wierzgnięcia i zrzucenia podwójnego ciężaru.
- Cholera - zdążyło się wyrwać z ust Weasley'a, zanim wylądował na trawie, przygnieciony ciałem dziewczyny, której właśnie uratował życie.

"I tam są wszyscy, a na przeciw Ty, Ty..."
Chyba jako jedyna nie czekała z niecierpliwością na koniec roku. Tylko ona nie cieszyła się z zakończonych owutemów. Być może dlatego nie miała zamiaru uczestniczyć w wieczorku pożegnalnym, jaki Puchoni postanowili dziś urządzić.
Nikt nie zdziwi się jej zniknięciem. Wśród nich zawsze cieszyła się opinią tej innej. Żyła jakby za szybą.
Wymknęła się po cichu z zatłoczonego pokoju wspólnego, zabierając przy okazji kilka ciastek. Po chwili zastanowienia ruszyła na najwyższą wieżę zamku.
Dotarła tam nie nękana ani przez Panią Norris, ani przez Irytka, którzy niezawodnie ściągnęliby Filcha. Spotkała tylko Prawie Bezgłowego Nicka, kiedy w zamyśleniu przeciął jej drogę na czwartym piętrze, nawet jej nie zauważając.
Na wieży panował przyjemny nocny chłód. Oddychając pełną piersią dało się wyczuć w powietrzu zapach deszczu. „Nic dziwnego, cały dzień się chmurzyło”.
Więc tak wygląda koniec. Moment, na który tak długo się czeka, jest po prostu zwykłym wieczorem. Z tą różnicą, że następnych już nie będzie.
Wzniosła oczy ku niebu. Gwiazdy mrugały do niej radośnie.
Miło byłoby mieć taką jedną. Żeby pamiętać.
Wyciągnęła dłoń ku górze. Nie dosięgnie.
Gdyby stanąć w tym wyższym miejscu... Przecież wieża ma blanki.
Kamień był zimny, trochę wilgotny. Nic dziwnego, że się poślizgnęła, gdy ponownie wyciągnęła rękę.


"Chcesz, to za wszystko teraz przeproszę, tylko zabierz mnie stąd."
- O, cześć, Charlie.
Leżała na ziemi, tuż obok tego rudowłosego szukającego Gryfonów.
- Cześć, Charlie?! - Chłopak wsparł się na łokciach i rzucił jej wściekłe spojrzenie. - Zgłupiałaś?! Przecież mogłaś się zabić!
- Nie pomyślałam...
- Merlinie, ty to słyszysz?
- Ja tylko chciałam ją sobie wziąć.
Chłopak spojrzał za jej dłonią, którą pokazywała Gwiazdę Polarną. Potem spojrzał na nią z niedowierzaniem. Zmarszczył brwi i wyciągnął rękę. Złapał ją za brodę, przyciągając do siebie.
- No tak - odezwał się po chwili. - Pazzo. A któż by inny?
Wstał, chwytając ją za rękę.
- Chodź, odprowadzę cię.
Lia Pazzo. Ta włoska świruska z Pucholandu. Jej stopień szaleństwa można porównywać tylko z Trelawney. Przy czym ta druga wypadała przy niej blado.
- To lepiej mnie tu zostaw - usłyszał zachrypnięty głos.
Prychnął. Pociągnął dziewczynę, ale ona się zaparła.
- Tak, jasne. Przecież już raz omal się nie zabiłaś, mnie przy okazji też udało się uratować. To chyba wystarczy na dziś, co?
Spojrzał na nią. Ciemne, długie włosy rozwiewał wiatr. W jej oczach odbijało się niebo.
- Nie chcę wracać do piwnicy. Wolę tu posiedzieć.
Charlie wzruszył ramionami i już miał wsiąść na miotłę, lecz jakiś wewnętrzny głos kazał mu się odwrócić. Lia siedziała na mokrej trawie i świdrowała go wzrokiem.
Co mu szkodzi? W końcu to ostatni raz.
- Lecisz ze mną?

"Dobrze, pójdę już, lecz gdzie - nie wiem."
Siedzieli na blance. Gwiazdy kusiły swym blaskiem, lecz Lia była zbyt zajęta, by się nimi interesować. Charlie początkowo trochę się obawiał, ale z czasem stał się w miarę spokojny.
- Będziesz grał? - spytała Lia, wskazując na miotłę.
Chłopak uśmiechnął się.
- Nie. Quidditch to tylko hobby.
Gdzieś w Zakazanym Lesie rozległo się złowrogie wycie. Charlie w głębi duszy był wdzięczny Lii, że odciągnęła go od pomysłu włóczęgi po lesie.
- A czym się teraz zajmiesz?
- Będę studiował. W Rumunii. Wiesz, tam mają rezerwat smoków, jeden z największych na świecie. Marzenie, mówię ci, marzenie każdego, kto...
Lia słuchała go jednym uchem. Patrzyła na jego oczy, które na wzmiankę o smokach zapłonęły niezwykłym blaskiem. Słuchała, jak coraz bardziej nakręca się tym, co mówił. I zazdrościła. Pasji.
- ... no i mnie cudem przyjęli. A ty?
Spojrzała na Zakazany Las, ale Charlie miał wrażenie, że wcale go nie widzi. Dopiero po dłuższej chwili bardziej przytomnie spojrzała przed siebie.
- Nie wiem. Nie mam żadnych planów.
Charlie uniósł brwi. Nie odezwał się. Milczeli, aż ona nagle wstała.
- Chyba czas się zbierać. Nawet nie jestem spakowana. To cześć.
I odeszła, nie spoglądając już na niego.
- Cześć? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że to pożegnanie?
Gdzieś w oddali rozległ się kolejny złowrogi odgłos.

"Codziennie rano, przez brudne patrząc okno, próbuję wierzyć, że przetrze się ta mgła, że będę mogła znów naprawdę czegoś dotknąć i cud się stanie - zniknie tafla szkła."
Pociąg wjeżdżał na stację, kiedy Charlie wreszcie ją znalazł. Siedziała w przedziale sama.
Ostatniego wieczora zmienił o niej zdanie. Pazzo wcale nie była szurnięta. No, może i miała lekkiego bzika, ale nazwisko w końcu zobowiązuje. Nie zasłużyła sobie na tak surową opinię, jaką wystawiło jej środowisko uczniów. Chociaż trzeba przyznać, że na zmianie tej opinii dziewczynie specjalnie nie zależało.
Stała w otwartym oknie, wystawiając głowę na zewnątrz.
- Przeziębisz się!
Odwróciła się. I zdziwiła, kiedy go zobaczyła.
- Wczoraj chciałaś gwiazdę. Pomyślałem...
Nie bardzo wiedząc, jak zakończyć, podał jej małą paczuszkę w szarym papierze.
Rozerwała opakowanie. Na podłogę spadł kawałek tektury pomalowany na srebrno.
- Następnym razem dam ci...
Znów nie dokończył, bo uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, odebrał mu mowę. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział jej uśmiech.
- Dziękuję - szepnęła i pocałowała go w policzek.
I wybiegła z przedziału, trzymając w ręku kolorowy plecak.
Tamtego dnia Charlie Weasley po raz ostatni widział Lię Pazzo. Kiedy po roku przyjechał na zjazd absolwentów, zorientował się, że wśród jego rówieśników uzyskała miano legendy. Podobno wyszła za mąż za jakiegoś włoskiego mafiosa. Ktoś inny mówił, że wyjechała na biegun północny badać pingwiny. Jeszcze ktoś wspominał, że zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Wszyscy jednak zgodnie twierdzili, że to największa dziwaczka, jaką znali.
A Charlie ściskał w kieszeni rozgwiazdę, którą znalazł na plaży w Chorwacji i uśmiechał się. Był pewien, że wtedy, na wieży, poznał ją lepiej niż ktokolwiek inny.


Ostatnio zmieniony przez Puszczyk dnia Czw 10:01, 27 Lip 2006, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Puszczyk
moderator cyniczny



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 537
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto o trzech twarzach

PostWysłany: Czw 9:58, 27 Lip 2006    Temat postu:

B

Pożegnanie

Nerwowo zerknęła na trzymany w drżących rękach bukiet róż. Kiedy je zamawiała, cały ten pomysł wydawał się dobry… a jeśli nie dobry, to przynajmniej godny rozważenia. Teraz, kiedy stała pod jego drzwiami, zżerała ją trema, a serce szybko biło w piersiach. Pozostawał jeden problem – nie mogła się wycofać. Powstrzymywały ją tylko duma i licząca dziesięć osób grupa uczniów z różnych domów, próbująca udowodnić jej, że nie zdoła tego zrobić – a na to nie mogła pozwolić.
Z wahaniem uniosła pięść do drzwi. Czarnych. Wielkich. Okutych zimną stalą. Już sam ich widok mógł odstraszyć potencjalnych wizytujących – wątpiła jednak, by ktokolwiek przekraczający próg tego gabinetu, może poza posiadaczem, robił to dobrowolnie. Zapukała powoli, niepewnie, choć wystarczająco mocno, by po lochach rozniosło się echo odgłosu knykci uderzających o heban.
- Proszę – warknął zirytowany głos zza drzwi.
Drżącą ręką nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. Jej oczom ukazał się znajomy widok ciemnego pomieszczenia, ze ściennymi półkami obstawionymi ingrediencjami, o których pochodzeniu wolała nawet nie myśleć. Za ogromnym biurkiem siedział jeden z niewielu ludzi, którzy byli w stanie zbić ją z pantałyku – nie lubił jej, wiedziała o tym – ale nie to się liczyło.
- Panna Nott – uniósł brew, spoglądając na nią trochę ze zdziwieniem, a trochę z irytacją.
Nigdy nie zaliczał się do ludzi szczególnie grzecznych, był jednak wystarczająco subtelny, by jej to nie przeszkadzało. Rozumiała zresztą potrzebę samotności, ciągle zakłócanej przez wszędobylskich studentów.
Zastanawiało ją często, czemu, będąc jednym z najlepszych Mistrzów Eliksirów na świecie, decydował się znosić szkolną rzeczywistość i ciężki żywot nauczyciela, teraz, kiedy Czarny Pan, zabity przez rocznego malca, nie potrzebował już informacji z Hogwartu. Wiedziała o jego roli tylko dzięki bezmyślności swojego ojca-śmierciożercy, któremu informacja ta wypsnęła się kiedyś w jej obecności.
Musiała przyznać, że poczuła wtedy rozczarowanie. Nie chodziło o to, że Dumbledore mu ufał... raczej o wizję wszechmocnego profesora Snape’a pełzającego na kolanach przed Jego Oślizgłością. Odmawiała przyznania, że Voldemort był jednym z nich – Ślizgonów.
Dom Slytherina szczycił się sprytem i ambicją, jednak to, co robił Czarny Pan, nie miało wielkiego sensu – historia jasno pokazywała, jak niewielu tyranów ukończyło swoje żywoty w sposób dystyngowany, a jeśli nawet im się to udało, często poniewierano ich po śmierci. Była jeszcze kwestia tego, że prawdziwy Ślizgon zawsze przedkładał rolę szarej eminencji nad legitymizowaną władzę - to było zbyt pozbawione klasy, zbyt…gryfońskie.
- Dzień dobry, sir – Skinęła z szacunkiem głową. Śmierciożerca czy nie, był jej wychowawcą przez siedem lat, a to do czegoś zobowiązywało – zresztą, darzyła go respektem nie tylko z tego powodu. – Przyszłam, aby… podziękować panu.
Tym razem uniósł obie brwi. Para nieprzeniknionych, czarnych oczu wpatrywała się w nią, podczas gdy jego usta wygięły się w okrutnym, pełnym wyższości uśmiechu.
- Podziękować? To twój kaprys, czy też może założyłaś się z kimś, że to zrobisz?
Jej mina wystarczyła mu za całą odpowiedź. Zaśmiał się sucho i nonszalanckim ruchem dłoni wskazał jej drzwi - a gest ten był tak sugestywny, tak władczy, że nie rozumiała, jakim cudem ten dumny mężczyzna mógł znosić jakiekolwiek przejawy megalomanii Czarnego Pana.
Już miała wyjść, kiedy dojrzała w jego oczach coś, czego nie mogła zignorować. Później nie była w stanie sobie przypomnieć, czy był to błysk rozczarowania, iskierka rezygnacji czy po prostu odbicie płomyka świecy, jednak wówczas, stojąc tam, zdała sobie sprawę, jak koszmarnie musiał się czuć, myśląc, że przyszła tam tylko dla zakładu.
- Ja, sir, niczego nie robię dlatego, że inni tego ode mnie oczekują.
Mówiła cicho i wyraźnie, tak, aby każde jej słowo dotarło do niego z całym bagażem znaczenia, jaki niosło. Posłał jej drwiące spojrzenie, a koniuszek jego ust zadrżał delikatnie, jakby walczył z uśmiechem.
- Doprawdy? – cichy pomruk jego barytonu sprawił, że straciła cały tupet, który kazał jej wypowiedzieć ostatnie zdanie. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie udało jej się tego ukryć.
Oczywiście, panie profesorze. Jakkolwiek uważam to za karygodny błąd z mojej strony, zakomunikowałam moim kolegom, że noszę się z zamiarem podziękowania panu, co wywołało u nich niezrozumiały i niczym nieusprawiedliwiony wybuch zwątpienia w moją konsekwencję. Zaproponowali mi założenie się o to, że tego nie zrobię – a ponieważ wiedziałam doskonale, że owszem, przyjdę tu, dlaczegóż nie miałam zarobić pięćdziesięciu galeonów? Chyba mi pan nie powie, że na moim miejscu by się pan wycofał? – i była to prawda. Będąc dumną ze swej domowej przynależności Ślizgonką, nie mogła przepuścić takiej okazji. Snape chyba to zresztą rozumiał, bo prychnął z rozbawieniem.
- A zatem, panno Nott? – uniósł wyczekująco obie brwi.
Natychmiast spoważniała. Nieśmiało wyciągnęła zza pleców przyniesione kwiaty, dwanaście białych, dopiero co rozkwitłych róż. Uśmiechnęła się lekko, wdychając głęboko ich delikatny, słodki aromat, po czym uniosła wzrok i spojrzała Snape’owi prosto w oczy.
- Nigdy nie byłam w tym dobra, wie pan? W podziękowaniach i przeprosinach. A teraz… teraz jestem panu winna jedno i drugie – westchnęła, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w kamienny mur za jego plecami. Snape nie odpowiedział, jedynie uniósł brwi.
- Doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że jest pan jedyną osobą, której zawdzięczam swoją niezależność. Gdyby nie pan, profesorze, zapewne zajmowałabym teraz przytulną celę w Azkabanie, ewentualnie leczyła moralnego kaca po wywinięciu się Aurorom.
Ostatnie zdanie wypowiedziała cierpkim tonem. Nerwowo przygryzając dolną wargę, podała trzymane kwiaty Snape’owi.
- Wiem, że nie przepada pan za kwiatami, ale… chciałam dać panu coś neutralnego. To nie jest tak, że chcę kupić pana pomoc. Ja… ja już nie wiem, co mam mówić, aby okazać panu, jak bardzo się cieszę, że Fortuna postawiła pana na mojej drodze.
Uniosła głowę, patrząc na niego z zażenowaniem inteligenta, który nie potrafi ubrać w słowa czegoś, co obracał w myślach przez ostatnie dwa miesiące. Nie miała pojęcia, jak Snape zareaguje na jej podziękowania (wyjątkowo chaotyczne, choć w każdym calu szczere) – a on zrobił dokładnie to, czego spodziewała się najmniej.
Uśmiechnął się.
Nie był to może uśmiech od ucha do ucha, jednak z całą pewnością nie był to również żaden z jego charakterystycznych, złośliwych i pełnych wyższości grymasów. Co prawda do góry powędrował tylko jeden kącik jego ust, jednak w jego oczach nie było już chłodnej obojętności – była prawie pewna, że dostrzegła w nich ciepłe iskierki, choć raczej by się nie założyła.
Niedbałym ruchem ręki wyczarowawszy dzban z wodą, do którego wstawił kwiaty, wygodniej rozparł się w fotelu i spojrzał na nią z autentycznym, pogodnym rozbawieniem.
- Nie ma za co, panno Nott. Cała przyjemność po mojej stronie. A za cóż to, jeśli wolno spytać, chciała mnie pani przeprosić?
- Za… – spłonęła rumieńcem, zażenowana, jednocześnie zdając sobie sprawę z faktu, że właśnie o to mu chodziło – za to, że nie uwierzyłam panu od początku. Że traktowałam pana jak jednego z Nich… choć chciał mi pan pomóc.
- Ależ panno Nott… to przecież komplement dla mojego szpiegowskiego kunsztu – zaśmiał się lekko, tak, jak nigdy wcześniej nie słyszała, by się śmiał. – A mówiąc poważnie… nie dziwię się pani. Śmierciożercy to nie Stowarzyszenie Fanów Quidditcha, o czym pani doskonale wie. Czy ma mi pani coś jeszcze do powiedzenia?
Po raz kolejny zaczerwieniła się – Snape nie wiedział, dlaczego, jednak szybko został wyrwany z nieświadomości. Dziewczyna szybko obeszła biurko, pochyliła się i cmoknęła go w policzek. Chwilę później drzwi zamknęły się za nią, zasłaniając bardzo zdziwionego Mistrza Eliksirów, w którego uszach dźwięczały jeszcze ostatnie wypowiedziane przez nią słowa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:15, 27 Lip 2006    Temat postu:

Pomysł:

A - 1
B - 2

Sama nie wiem, ale pożegnanie Seva bardziej mi się wydało zaskakujące. Bo w tekście A było ukazane dosyć zwyczajne (a zarazem nie-zwyczajne).

Styl:

A - 1
B - 1

Dało się czytać Razz

Realizacja tematu:

A - 0,5
B - 0,5

Brak odstępstw.

Ogólne wrażenie:

A - 1,5
B - 2,5

No cóż, przyznaję się bez bicia, że uśmiechający się Severus Snape jednak bardziej mnie pociąga niż Charlie i dziwaczka... (-:

W każdym razie - pojedynek bardzo mi się podobał.

A oto wyniki:

A - 4
B - 6


Jeszcze raz - gratulacje (-:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Pią 18:58, 28 Lip 2006    Temat postu:

Pomysł:
A: 1
B: 2
Charlie łapiący za nogi dziewczynę spadającą z wieży... Smile Ale już trochę takich dziwaczek widziałam w fiktach, a poza tym buzi Sevciowi w policzek! No po prostu...

Styl
A: 1.5
B: 0.5
Pewnie, że dało się czytać, ale drugi miał trochę udziwnione zdania.

Realizacja tematu
A: 0.5
B: 0.5

Ogólnie
A: 2.25
B: 1.75
Przez te zdania w tekście 2, ale dzięki gwiazdce zorbrajającej szczerością, plotkom o losie bohaterki i Charliemu, który był pełen uroku Smile
Suma
A: 5.25
B: 4.75

Ori, jak ty to robisz, że jedziesz pełnymi punktami?! Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:17, 28 Lip 2006    Temat postu:

Nie umiem wdawać się w szczegóły Razz Wystarczają mi połówki punktów, do ćwiartek jeszcze nie doszłam (po prostu - małą wprawa w ocenianiu).
Acz, tę dygresję potraktujmy jako Bardzo Ważną, boć to żal, że tylko dwie, DWIE osoby oceniły... <patrzy spod byka na pozostałą lunatyczną brać i siostrzaństwo>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Pią 21:14, 28 Lip 2006    Temat postu:

Ja chciałam, ale pomyślałam, że może jednak zajmę się pracą magisterską...
Ale co tam, dzisiaj już chyba nic nie zrobię, a potem będzie "Jeździec bez głowy", więc czytam Very Happy

(udaje się czytać)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaidd
moderator byroniczny



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 2429
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ra-setau

PostWysłany: Pią 21:53, 28 Lip 2006    Temat postu:

O kurczę, zapomniałam, że przy edycji nie można cytować...
Gdzie ja znowu wsadziłam tę punktację...
(szpera)

Tak. Pojedynek bardzo wyrównany.

Pomysł
A: 1,25
B: 1,75
Trudno, bardzo trudno było mi się zdecydować, chciałam po półtora, ale jednak do drugiej historii mam... osobisty sentyment. No i jest bardziej oryginalna.

Styl
A: 1
B: 1
Ale je jeszcze chciałam perełeczki z Tekstu A:
Cytat:
...Przecież mogłaś się zabić!
- Nie pomyślałam...
- Merlinie, ty to słyszysz?
- Ja tylko chciałam ją sobie wziąć.

Och, poza tym uwielbiam facetów z pasją!
I z B:
Cytat:
historia jasno pokazywała, jak niewielu tyranów ukończyło swoje żywoty w sposób dystyngowany, a jeśli nawet im się to udało, często poniewierano ich po śmierci.

Cytat:
Jakkolwiek uważam to za karygodny błąd z mojej strony, zakomunikowałam moim kolegom, że noszę się z zamiarem podziękowania panu, co wywołało u nich niezrozumiały i niczym nieusprawiedliwiony wybuch zwątpienia w moją konsekwencję.

- Cudo! Długie zdanie z wyraźnym końcem słyszalnym w czytaniu na głos tak jakby kamień wreszcie upadł na ziemię po długim locie. Lubię takie konstrukcje, chociaż w rzeczywistości mówi się prostszymi zdaniami.
A - i jeszcze pomruk barytonu - rzeczywiście mnie też pozbawia resztek tupetu (i przyprawia o motyle w brzuchu).
Tylko niech ktoś znajdzie zamiennik do wyrażenia:
Cytat:
Dumbledore mu ufał

Błagam!

Realizacja tematu
A: 0,5
B: 0,5

Ogólne wrażenie
A: 1,75
B: 2,25
Tak, właśnie tak. Kto wie, może kiedyś skorzystam z pomysłu w tekście B...
(marszczy brwi)

Podsumowanie
A: 4,5
B: 5,5


Gratuluję wspaniałego pojedynku!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 15:49, 02 Sie 2006    Temat postu:

Ja chciałam tylko wtrącić, że nie przejrzałam, bo znów mam awarię komputera.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Remusek17
wilkołaczek - lord knajpiany



Dołączył: 24 Mar 2006
Posty: 2959
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hogwart

PostWysłany: Nie 19:14, 06 Sie 2006    Temat postu:

a wiec:

pomysł:
A:2pkt
B:1pkt

jakos mnie Sev nie zaskoczył

styl:
A:1pkt
B:1pkt

bez zastrzezen

realizacja tematu:
A:0,75
B:0,25

jakos mi ta dziewczyna z kwiatkami i Sev nie pasuja do miana pozegnania skoro to były przeprosiny

Ogólne wrażenie:
A:3
B:1

wybaczcie ale ten drugi tekst mi sie zle czytało

Razem:
A:6,75
B:3,25
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Puszczyk
moderator cyniczny



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 537
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto o trzech twarzach

PostWysłany: Pią 11:37, 18 Sie 2006    Temat postu:

GONG!
Pojedynek zostaje zakończony.
A - 20,5
B - 19,5
Zwycięzcą zostaje *Yadire!*

Gratuluję obu autorkom i czekam na następne pojedynki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Pią 12:09, 18 Sie 2006    Temat postu:

Znowu? Eeech, chyba muszę sobie ten sport odpuścić... Very Happy

Tak czy owak, gratulacje, Yadire. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lu
moderator pomylony



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 13:27, 18 Sie 2006    Temat postu:

Ani mi sie waż Ceres. To kilkunastu razy sztuka Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Pią 16:02, 18 Sie 2006    Temat postu:

No to mnie pocieszyłaś... Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 16:24, 22 Sie 2006    Temat postu:

A ja dziękuję za świetny pojedynek : )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin