Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Namiestnik

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:47, 16 Lis 2005    Temat postu: Namiestnik

Cóż, poddana pasji tolkienowskiej napisałam opowiadanie tolkienowskie. Oparte twardo na łamach kanonu, acz zawierające moje własne dywagacje co do natury Braci.
Moze i herezja, przepraszam szanownego Berena, nie przewracaj sie w grobi, władco mój i mistrzu.
Z racji tego, że jakos mi nie plasowała się w ramach ff-ów potterowych, a do szuflady też tak średnio, więc umieszczam w Lodówce. Proszę i komentowanie i zdrową krytykę, bo wiem, że drugim Tolkienem nie jestem, nie byłam i nie będę (niech mu ziemia lekką będzie!).
Napisane wręcz dla Kasi, która jest moim Merrym, a ja jej Pippinem, która jest moją Eowiną, a ja jej Faramirem (i na odwrót)...
Muszę napisać pewną ciekawostkę, co do mego Worda: ciagle robił z imienia Faramir jakieś Farami Wink i na dodatek, Steward od Gondor był Stewardem of Kondor... Rolling Eyes

***
21.06

The Steward Of Gondor

„Anduina zabrała Boromira, syna Denethora, i nigdy już nie widziano go w Minas Tirith, stojącego, jak zwykł to czynić, rankiem na szczycie Białej Wieży”
(WP, t.II, przekł. J. Łoziński)


"Where once was light, now darkness falls,
Where once was love, love is no more"
(E. Torrini, fragment "Gollum's Song")


Faramir, nieprzytomny z bólu i gorączki patrzył w twarz ojca, płonącego niczym egzotyczna pochodnia. Zewsząd dochodziły czyjeś głosy, ale wszystko mieszało się w jego umyśle. To Boromir, Boromir płonął na stosie… A może ojciec?... Kontury najbliższych twarzy rozmyły się w jedną. Czerń zalała obfitą falą oczy Faramira. Nie wiedział, czy to maligna, ale płomienie pochłaniały jego ojca/brata… Niespodziewanie biała postać zatrzasnęła odrzwia, a on poczuł, że musi się temu sprzeciwić! Boromir nie może spłonąć, nie może…
- Boromir… - z jego ust wypłynęło ciche westchnięcie, na które nikt nie zwrócił uwagi.
Ciemność ogarnęła wszystko.

***

Był jasny, sierpniowy poranek. Słońce odbijało się w białych szczytach otaczających majestatyczną wieżę i spokojnie, jak dobry władca, obejmowało powoli pod swe władanie kolejne poziomy Minas Tirith.
Boromir, jak to miał w swym zwyczaju, rankiem spoglądał na Wschód. W sercu Gondorianina budziła się nadzieja. Oto Jasność kolejny raz pokonuje Mrok, tak jak kiedyś ludzie pokonają Władcę Ciemności! A wtedy lub będzie znów szczęśliwy, a on zostanie dobrym i wyrozumiałym Władcą. Bo oto nadchodzi godzina wojny, gdy zadecydują się losy całego współczesnego świata.
Faramir, przygnębiony i zmęczony, wchodził powoli do pałacu. Znowu miał Ten Sen. Przepowiednia o niziołku i Przekleństwo Isildura zakłócała jego noce.
Zrezygnowany spojrzał na ojca, dumnie wpatrzonego w Boromira. Ukłucie żalu przebiło serce mężczyzny. Denethor uznawał, że ten sen jest wynikiem ślęczenia nad starymi manuskryptami i księgami, a także nauk Gandalfa.
- Witaj ojcze mój i panie – rzekł znużony i zasiadł przy stole. Świtało wpadające przez uchylone odrzwia, rozpraszało się białymi smugami na smutnej, marmurowej posadzce.
Denethor odwrócił się i spojrzał na młodszego syna. Widocznie był w dobrym nastroju, bo uśmiechał się do niego szeroko.
- Słabo wyglądasz, synu – stwierdził prawie troskliwie. – Musisz wreszcie przestać przesiadywać nocami nad tymi starymi książczynami. Nie ma w nich nic tak wartego zainteresowania, żeby zaprzątać sobie nimi młody i elastyczny umysł.
Podszedł do czarnego tronu i usiadł, w zamyśleniu opierając się na bogato zdobionej lasce. Po niedługim czasie do sali wkroczył Boromir.
- Cześć Namiestnikowi i całemu Królestwu – ukłonił się lekko i rozejrzał dokoła. Gdy jego wzrok padł na Faramira, rozluźnił mięsnie szlachetnej twarzy. Szybkim krokiem zbliżył się do niego.
- Bracie – Faramir zauważył, że Boromir obgryzł paznokcie u potężnych dłoni prawie do krwi. – Czy mówi ci coś wizja czerwonej łuny na Wschodzie i głos powtarzający głucho, by szukać Imlardis?
Faramir podniósł się z krzesła zmieszany i zdziwiony.
- Boromirze… widziałeś to? – wydusił poruszony. – Ojcze, teraz musisz mi przyznać rację i zezwolić na mój wyjazd… Ja…
- Daj się do końca wysłowić bratu, Faramirze – chłodno uspokoił syna Denethor. Boromir spokojnie stał, obserwując całą sytuację.
- Chciałem prosić o to samo, co Faramir, ojcze – zacisnął kurczowo dłonie. – Jeśli to ma pomóc Gondorowi, jestem w stanie ruszyć w poszukiwaniu owego Imlardis. Jeśli tylko uzyskam pozwolenie Namiestnika.
W tej chwili Faramir poczuł, że przegrał. Nie był zazdrosny, o nie. Ale czasem chciał, żeby Denethor poświęcał mu tyle uwagi, co Boromirowi.
Nie zauważył, jak Namiestnik popatrzył na niego i niezdecydowany w końcu oparł spojrzenie na Boromirze.
- Faramirze, musisz przyznać, że Boromir lepiej zna rohańskie trakty i… - stwierdził zimno.
- Oczywiście, mój panie – Faramir ukłonił się głęboko i upokorzony wyszedł z sali.

***

- Faramirze! – usłyszał za sobą głos Boromira. Po chwili starszy brat wstrzymał konia przed kamienną ławą, gdzie Faramir odpoczywał po lekcji fechtunku.
- Odjeżdżasz – bardziej to stwierdził, niż spytał.
- Tak. I chciałbym wiedzieć, czy nie masz mi tego za złe – Boromir zsiadł z rdzawego wierzchowca i mocno ścisnął dłoń brata.
- Nie powiem, że nie – odwzajemnił uścisk. – Ale też nie powiem, że tak.
- Więc mi przebacz – Boromir uścisnął go, jak wtedy, gdy byli jeszcze dziećmi. – Niedługo wrócę z dobrymi wieściami i już razem pokonamy Saurona! Więc czekaj, aby chwała twego zwycięstwa spłynęła i na mnie.

***

Faramir rozglądał się zdziwiony dookoła. Ci wszyscy duzi ludzie tak dzisiaj biegają, i biegają… Tata siedzi nachmurzony na tym zimnym tronie, a wcześniej zdenerwowany połamał swoją laskę Namiestnika. Ale nikt nie chciał powiedzieć chłopcu, dlaczego.
Nagle do komnaty wszedł Boromir. On już jest taki duży! Faramir też chciałby być taki i uczyć się walki. Bo tata uważa, że na razie może tylko pojeździć na kucyku.
Lecz coś dziwnego działo się z Boromirem. Podszedł i przytulił do siebie Faramira. Ten zdziwiony poczuł, że na szyję spływają mu łzy brata. Po chwili zamglone, szare oczy popatrzyły prosto na niego.
- Faramir… Stało się coś okropnego. Pewnie zauważyłeś, że nie jedliśmy dziś nic, a tata nie przyjmuje audiencji?
Pokiwał w odpowiedzi głową. Musiało się stać coś okropnego.
- Braciszku, mamusia umarła. Już jej nie będzie. Rozumiesz?
Pięciolatek odsunął się od brata. To niemożliwe! Zaczął szlochać.
- Nieprawda!

***

- Witaj, chłopcze – na ramieniu młodzieńca spoczęła koścista dłoń. Zdziwiony, odwrócił się i ujrzał postać dziwną, nawet jak na Gondor.
Starzec w niebieskim kapeluszu i o długiej, srebrzystej brodzie uśmiechał się poważnie do Faramira. W drugiej ręce trzymał długą laskę. A może raczej różdżkę? Wyglądał na Maga.
- Słucham, panie – ukłonił się lekko.
- Namiestnik pozwolił mi łaskawie skorzystać z pewnych starych kronik, ale przydałaby się pomoc w ich znalezieniu – bezradnie rozejrzał się po ogromnej bibliotece.
- To zależy, czego szukasz, panie – zawiesił głos Faramir. Owszem, dość często bywał w bibliotece, ale życia by mu nie stało, aby poznać wszystkie księgi.
- Pragnąłbym poczytać pamiętniki i dzieła z czasów Isildura. Wiesz, gdzie to jest? – ni to spytał, ni stwierdził staruszek.
- Proszę podążać za mną – Faramir przeszedł ku trzeciej półce od lewej ściany biblioteki. Przybysz musiał mieć niebywałe szczęście, by dowiadywać się o coś, co pochłaniało czas Faramira w ostatnim czasie.
- Radzę poszukać tutaj, panie – zatrzymał się.
- Bardzo mi pomogłeś – starzec musnął długimi palcami zakurzone grzbiety ksiąg. – Jak cię zwą?
- Moje miano to Faramir, syn Denethora – uśmiechnął się, myśląc o tym, jak na to zareaguje gość. – A ty, panie?
Starzec nieco strapiony spojrzał na młodzieńca i po chwili uśmiechnął się szeroko.
- Jestem Gandalf Szary, być o mnie słyszałeś, Faramirze – uchylił spiczastego kapelusza. – Gondor hojnie wynagradza przybyszy, jeśli po bibliotece oprowadzają ich synowie Namiestnika.

***

Siedzieli przy stole. Denethor i Faramir słuchali, jak Boromir w skupieniu naciąga i wypuszcza struny lutni. Słodka i mroczna zarazem muzyka rozchodziła się echem po ogromnej sali władców Gondor.
Faramir popatrzył spokojnie na brata, jak wreszcie odprężony, przymyka oczy i sunie mocarnymi palcami po linkach. Lewy kącik ust lekko uniósł się ku górze, a twarz Boromira wyrażała prawdziwą ekstazę.
Ojciec uśmiechał się łagodnie i rytmicznie stukał palcami w kamienną ławę.
Ale Faramir nie rozumiał muzyki. Wrażliwy na piękno, zbyt wrażliwy, jak dla ojca, nie potrafił wyczuć tej najniezwyklejszej jego postaci.
Tak, jak nie był w stanie zrozumieć Boromira. Zwykle hardy i dumny, lubiący dobrą zabawę i bitewkę, a jednak… Często siadający w kącie i spoglądający na Wschód, piszący nuty oraz podróżujący, ale nie tylko dla walki. Kiedy tak grał, przypominał mu matkę.
W jego pamięci zachował się jej jeden jedyny obraz, młodej i pięknej, śpiewającej jakąś smutną pieśń, z nim na kolanach przed Białym Drzewem.
Nagle urok muzyki przerwał huk, tak niepasujący że Boromir sfałszował i wściekle zaklął. Denethor wstał gwałtownie, blady ze złości.
- Jak śmiesz przerywać kolację Namiestnikowi?! – krzyknął zdenerwowany, zrzucając ze stołu kryształowy kielich.
Gandalf uchylił lekko czoła, ale patrzył na Faramira. Czuł na sobie jego przenikliwe spojrzenie.
- Potrzebuję natychmiast Faramira – rzekł donośnie. Boromir odłożył lutnię i wstał, czerwony z wściekłości.
- Myślisz, że możesz wpadać niespodziewanie i ot tak sobie zabierać mojego syna? – Denethor zatrzymał Boromira jednym skinieniem dłoni. – Grubo się mylisz, Mithrandirze!
- Niech on zadecyduje – rzucił zdawkowo czarodziej. Faramir hardo spojrzał w oblicze ojca.
- Skoro mnie potrzebują, pójdę – wstał od stołu i podążył ku starcowi.
- Faramirze! – zawołał oburzony Boromir. – Jak możesz?
- Ukradłeś mi syna! – Denethor wysyczał przez zaciśnięte zęby i obrzucił Faramira pogardliwym spojrzeniem.
- On… - zaczął Mithrandir, stukając szarą laską.
- Sam postanowiłem, ojcze – głośno odrzekł Faramir, zachowując na bladej twarzy wyniosły wyraz.
Powoli wyszedł za Gandalfem.
- Zdrajca – usłyszał wrogi szept brata. Jeszcze bledszy, zamknął odrzwia.

***

- A ja ci mówię, to Rohańczycy zasługują na przyznanie im praw. Trzeba zacząć od Minas Tirith, rzecz jasna, potem zajmiemy się odbudową Osgiliath i zacieśnianiem stosunków z Rohanem! – zaledwie dwudziestoletni, ale rosły już Faramir twardo odpowiedział kpiąco uśmiechającemu się Boromirowi.
- Oczywiście, Faramirze, oczywiście! A potem wypędzimy Saurona i do Gondoru powróci Król! Za dużo namieszał ci w tej szalonej głowie Gandalf – Boromir skrzywiony oderwał suchą gałązkę z Białego Drzewa. Farami z pewnym zawodem, spojrzał na Wschód.
- Może i opowiadam bajki, ale kto wie… - nieco smutny westchnął.
- Nie wpaja w taki nastrój! Faramirze, lepiej byś pojechał ze mną do Rohanu. Trochę dziki kraj, ale warto – przekonywał Boromir. – Ludzie zacni i pełni dumy, mają przepiękne złotowłose kobiety i rącze koniec. Na pewno więcej by dla ciebie znaczyło znaleźć sobie dobrego rumaka i piękną żonę, niż oczekiwać wśród zakurzonych… papierów, na potomka Isildura.
- Pragnąłbym mieć i to, i to. Przecież Gandalf mówił…
- Znowu ten Gandalf! Faramir, idziemy do gospody, mam dość tego rozmawiania o przeszłości – roześmiał się w odpowiedzi i odwrócił ku wyjściu.
- Tak opowiadasz o tych Rohankach, a jakoś niespieszno ci do żeniaczki – mruknął ironicznie Faramir i podążył za bratem.
- Bo moja jedyna miłość, to wojna.

***

Zdyszany, zamachnął się mieczem. Ork padł, a szkaradna głowa potoczyła się gdzieś w bok. Pchnął ostrze, a krew chlusnęła z obciętych nóg. Unik, atak, uderzenie, krew, unik…
- Wycofujemy się! – usłyszał nagle zachrypnięty okrzyk. Poczuł, że po boku spływa mu ciepła posoka. Stęknął z bólu i zaraz rozpłatał łeb maszkarze. Powoli zaczął przesuwać się w kierunku przejścia. Nagle dostał cios w udo i upadł na kolana. Wstrzymując mdłości, podniósł się i zaczął biec ku tyłowi. Doprowadziło to, że jakaś strzała wbiła się w jego prawą łopatkę. Zakręciło mu się w głowie. Nie dojdzie. Nie dojdzie.
Znienacka usłyszał dźwięk rogu.
- Idioto! – wrzasnął mu nad uchem Boromir i wcisnął w ręce długi łuk. – Daj mi swój miecz!
Wykonując polecenie brata, padł pod drzewem i, sycząc z bólu, spróbował wyrwać sobie strzałę.
- A co z tobą? – zapytał obserwując, jak Boromir przebija zakrwawioną klingą jakiegoś Haradrima.
- Uciekaj, ja nie dam się tak łatwo zabić – obejrzał się na Faramira, blednącego w oczach, ale usiłującego wstać. – Tak ci już życie zbrzydło, że chcesz jako dwudziestoparolatek wyprawić się za Morze?
- Uważaj – odkrzyknął ostrzegawczo. Boromir uskoczył przed grubą dzidą.
- Idź, bo mnie rozpraszasz! – krzyknął z irytacją. – Stary, a głupi!
- Nie pójdę bez ciebie! – odrzekł wyniośle Faramir. Brat westchnął z politowaniem i uskoczył ku niemu.
- Zebrało ci się na odwagę. Rozumiesz, że nie dam ci tu zostać, dzieciaku? – wykrzywił twarz i złapał Farmira za ramię. Ten w porę naciągnął łuk, by zastrzelić jakiegoś szalonego orka.
- Sam sobie przeczysz, bracie – syknął potrząsając głową. Ciemne plamki przed oczami wcale nie chciały zniknąć. – Mam świetny plan – chodźmy razem!
I poszli.

***

- Panie! – jeden ze zwiadowców Osgiliath przybiegł zdyszany do sali tronowej. Dowódca groźnie spojrzał na mężczyznę. Denethor uważnie przyglądał się twarzy człowieka.
- O co chodzi? – zapytał surowo Namiestnik. – Jestem zajęty.
- Ale to ważne, panie… Niech pan spojrzy, co wyrzuciła Anduina! – człowiek niepewnie podsunął dowódcy jakiś przedmiot.
Faramir spojrzał nań nieuważnie. I nagle znieruchomiał. Zwiadowca trzymał w dłoniach rozłupany, bogato zdobiony róg. Róg Boromira.
Drżącymi rękoma wziął go do siebie i kazał człowiekowi wyjść. Po chwili przekazał ojcu połowę rogu. Drugą połowę Denethor już trzymał na kolanach.
- O Boromirze! – Namiestnik przygryzł wargi do krwi i wstał gwałtownie z tronu. – Cóżeś ty zrobił, ze tak cię zhańbiono?
Gwałtownym ruchem wstał i rzucił szczątki rogu na podłogę. Po chwili Faramir został sam. Delikatnie podniósł szczątki instrumentu i westchnął boleśnie.
Jego serce wypełnił smutek.
***
Faramir spojrzał przed siebie. Anduina płynęła wartko, a trzciny szumiały żałobnie. Nagle zobaczył niesioną z prądem łódkę, dziwną wielce, bo niepodobną do łódek gondorskich. Powoli przepłynęła obok niego. Zanurzona była głęboko, jak gdyby niosła wielki ciężar. Zajrzał do niej powoli, ze strachem w sercu. Cała wypełniona była wodą, od której bił dziwny blask, a wewnątrz…
Boromir. Boromir pokłuty i poraniony. Martwy. Na jego udach spoczywał złamany miecz, a u stóp leżały orkowy oręż i ubrania. Zbolałym wzrokiem poszukał rogu, tak ukochanego przez brata, jednak zamiast niego Boromir opięty był złotym, pięknym pasem, którego Farami nie znał.
- Boromirze! – zawołał, załamując ręce. – Gdzież twój róg? Dokąd zmierzasz? Boromirze!!!
Ale łódka popłynęła dalej, nie dając mu odpowiedzi. Po chwili zniknęła i Faramir zaczął zastanawiać, co to była za mara dziwaczna.
***
Wielki Nazgul. Strzały. Odór spod skrzydeł straszydła.
Ciemność. Ogień. Faramir płonął.
***
Słyszał szepty. Ktoś wypowiadał jego imię. Ale on nie słyszał naprawdę. Chciał przejść te ostatnie kroki by zasiąść obok ojca i brata. Przyzywali go. Ich twarze rozmywały się we wszechogarniającej ciemności, ale to byli oni…
Nagle świat pojaśniał. Zdałoby się, ze to słońce wschodziło. Nieznany głos rozbrzmiał głośniej, a wraz z nim światłość pochłaniała postaci Namiestnika i Dowódcy Minas Trith.
- Faramirze! – zawołał Król.
- Wzywałeś mnie, najjaśniejszy panie, więc się stawiam. Jakie twe rozkazy? – zobaczył Go. Jaśniejącego i rzeczywistego. Króla. Potomka Elendila.
- Nie wracaj już między cienie, lecz się obudź! – odrzekł Władca łagodnie i stanowczo. – Jesteś znużony, odpocznij przeto i posil się trochę, abyś był gotów, gdy wrócę.
- Tak, będę gotów – serce Faramira wypełniła nadzieja, tak znana Boromirowi. – któż bowiem chciałby się wylegiwać, kiedy król powrócił!
Jego słońce rozmyło mrok.
Koniec

22.52

Uwaga: Fragmenty pochodzące z „Władcy Pierścieni”, tłumaczenia J. Łozińskiego. Postaci wykreowane przez mistrza J.R.R. Tolkiena. Także pewne zainspirowanie filmem P. Jacksona „Władca Pierścieni: Powrót Króla”.
Tytuł: Namiestnik Gondoru. Jakos bardziej odpowiadał mi angielski odpowiednik… I chciałam ukazać, że to Namiestnik, nie kto inny. Nie król, nie Chorąży, a Namiestnik.


Ostatnio zmieniony przez Aurora dnia Czw 15:46, 17 Lis 2005, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Śro 16:54, 16 Lis 2005    Temat postu:

Boromir!

*omdlewa z uwielbienia*

Faramir

*skacze z radości*

Ech, Aurora, brakowało mi twojej twórczości, chociaż nie przypuszczałam, że jeśli się ukaże, to w taki sposób. W każdym razie bardzo ładne opowiadanie. Może czas się przeżucić na fiki WP?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 17:04, 16 Lis 2005    Temat postu:

Kurcze, Ori, kolejne Twoje oblicze odkrywam! Widać absurdalne, lunatyczne fanfiki dobrze ci zrobiły, bo i w poważniejszym klimacie bezproblemowo się odnajdujesz. Dobrze, że próbujesz różnych rzeczy, bo zaszufladkowanie dla pisarza, to tragidia...

Cytat:
obejmowało powoli pod swe władanie

Popraw całe zdanie najlepiej, bo z tym jest cosik nie tak stylistycznie. Zgrzyta.

Widziałam też jedną literówkę, ale za diabła jej teraz nie zlokalizuję. W każdym razie jest. Tam. Gdzieś.

Refleksje moje - oj nie, tak sielsko między braćmi chyba nie było! Przynajmniej w mojej głowie tak nie jest. Brakuje mi czegoś w Twoim Boromirze, chociaż nie mam pojęcia czego. Nie-mojszy jest. Za płytki chyba. No nie wiem, relacje między nim a Faramirem trochę mnie rozczarowały.

Postacie odbiegają od moich wyobraże, ale forma jest naprawdę dobra. Ukłony dla Auuutorki!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:18, 16 Lis 2005    Temat postu:

Hehe, ty Hekate jesteś cudna. Tak zjechać człowieka, i jeszcze się mu ukłaniać...
Ja postąpiłam zgodnie z tym, co pisał Tolkien. Stosunki między braćmi miały być dość dobre, mimo całego wywyższania Boromira. Podobnież i Boromir miał czasem tam bronić "młodszego brata" Wink
I nie mieli być o siebie zazdrośni, z tym to ciężko.
Boromir mi płytki wyszedł? Wyszedł, jak dla mnie, sielski.
Chociaż...
*przygląda sie*
No, może i za płytki wyszedł. Ale co ja poradzę, że tu głównie miały być pokazane stosunek Faramira do brata?
Ale dopisze jeszcze ze trzy scenki. Bo czegoś mi samej tu brakuje.
Tamto zdanie jest dość dłuuugie, to mogłam się pomylic. Literówki poszukam Wink
Ogólnie, dziękuję za komentarze. Najgorsze dla autora, to jest bycie pomijanym...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 20:46, 16 Lis 2005    Temat postu:

Tego, hm, ja cię zjechałam? (zerka na poprzedni swój komentarz)
Ło macierzy, przecież ja chwalę pod niebiosy! Hehe, chyba faktycznie nie poznałas jeszcze ostrza mojej krytyki Wink

Dopisz. Trzeba łapać tolkienomanię póki jeszcze trwa!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:49, 17 Lis 2005    Temat postu:

Uo, to ja sie boję juz twej recenzji Wink
No, dokleiłam do poprzedniego trzy scenki, które uznałam, ze powinny się znaleźć jeszcze.
Spojlerując sama siebie -
Tolkien chyba by mnie zmasakrował za uczynienie z Boromira czegoś takiego. Tak jak uniewrażliwienie na muzykę Faramira Wink Ale cóż, bywa i tak...

I, uwaga, uwaga, rysunek, który między innymi mnie zainspirował:
[link widoczny dla zalogowanych]
Albo, ogólnie - większosć rysunkó ze strony
[link widoczny dla zalogowanych]
Mi bardzo pasuje. Nie wolno ich używać, więc tylko daję linka. Są wspaniałe. Dość często Pip jest przedstawiany z Boromirem. Czyżbym to ja usłyszała te opowieści? W końcu jestem Pippin...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
lunatykująca wampirzyca



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 1434
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: komoda

PostWysłany: Pią 20:33, 25 Lis 2005    Temat postu:

od tygodnia komętuje i skomętować nie mogę...

ach! tusz sobie rozmazałam...
jak ja kocham Faramira!
widzę że Aurora w każdej tematyce znaleźć się potrafi. (też tak chce!)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Pią 22:45, 25 Lis 2005    Temat postu:

Córo Gondoru, na ręce Twe nadobne składam dowody mego szcunku dla Twej weny i talentu. Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Pon 13:10, 19 Gru 2005    Temat postu:

Aurorko, ja cię chyba ucałuję! Bardzo mi się podobało, naprawdę. Nie podejrzewałam Księcia o grę na lutni... Very Happy A co do Kasjopei, to tak sobie myślałam jeszcze około początku, że ten obrazek z Braćmi by pasował. Tylko tak sobie jeszcze myślałam o tym
[link widoczny dla zalogowanych]
Tylko tak myślę... Gondorianin? A nie Gondorczyk przypadkiem? Czekaj, sama już nie wiem. Ale chyba Gondorczyk, tak mi się wydaje.
Zaskoczyła mnie postać Boromira, ale bardzo mi się podobało. Naprawdę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:53, 19 Gru 2005    Temat postu:

Mi sie za to wydaje, że Gondorianin, przynajmniej tak jest to chyba przetłumaczone u Łozińskiego... i takie bardziej swojskie mi sie wydaje Wink
Bardzo się cieszę, ze ci się podobało, Natalio. Naprawdę, aż się wbiłam w chwilową dumę... Embarassed
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Pon 20:43, 19 Gru 2005    Temat postu:

No widzisz, ja czytałam Skibniewską. Owołuję zarzut. A propos, czy to w Łozińskim był Rady-Merry? Smile

Tak, tak, Rady, od Radostka! I powiem ci, że ja baaardzo lubię tłumaczenie Łozińskiego... Wink Takiż mój los. Rady, Pipin, Frodo Bagosz, Samlis Gamdzia... tfu, Gaduła... Łazik, mphm... chociaż - Hobbita czytałam jedynie w wersji Skibniewskiej - inna do tego dziecięcego hobbicika nie pasuje. Chociaż... czy jest taki dziecięcy? chyba nie...
I kocham Silmarillion, mrau!
Moderator Absurdalny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin