Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Nocny Trakt

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Puszczyk
moderator cyniczny



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 537
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto o trzech twarzach

PostWysłany: Czw 19:43, 01 Wrz 2005    Temat postu: Nocny Trakt

No to Łan mor tajm...
Wklejam opowiadanie jeszcze raz. Wszelka krytyka, sugestie i luźno rzucone pomysły bardzo mile widziane. Wszak jest to opowiadanie fantastyczno-forumowo-aluzyjna Wink
Życzę miłego czytania.


Z dedykacją dla wszystkich Lunatyczek

Mężczyzna wypadł przez okno i wylądował na brukowanej uliczce. Ceres spojrzała na niego, następnie na dwupiętrowy, pobielony wapnem budynek, otrzepała płaszcz, po czym przekroczyła próg gospody. Zamknęła za sobą drzwi i rozejrzała się po wnętrzu.
Nazwy mają zazwyczaj to do siebie, że nie biorą się z niczego. Nazwa „Pod Lunatykiem” idealnie oddawała atmosferę tego miejsca, tym bardziej że największy ruch był właśnie późnym wieczorem.
Był to czysty, urządzony ze smakiem przybytek. Za barem siedziała Indygo obsługująca właśnie chłopca w czerwonym berecie z piórkiem, oraz wysokiego mężczyznę w skórzanej kurtce - prawdopodobnie myśliwego, gdyż na ramieniu nosił duży łuk. Obydwaj goście dostali miski, z których unosił się smakowity zapach gulaszu.
Od razu można było zauważyć, że władzę w gospodzie dzierży kobieta.
Zajazd był znany. Oczywiście tylko w pewnych kręgach. Można było w nim zastać wędrowców z dalekich krain, którzy postanowili zatrzymać się na jakiś czas w stolicy; kupców mających nadzieję na sprzedanie towarów w tutejszych manufakturach. Czasami do gospody zawitali również niziołkowie z pobliskich pagórków, by napić się tutejszego piwa. Stałymi klientami byli także niektórzy mieszczanie, mistrzowie arkady, mający nadzieję ograć każdego na tyle lekkomyślnego, by spróbował swych sił w tej nigdzie indziej nie spotykanej grze.
Przy jednym ze stolików Ceres spostrzegła Arien i Rachel zaśmiewające się do łez z kufla piwa stojącego na blacie przed nimi. Rej żywo gestykulując tłumaczyła coś zażarcie Wieszczowi. Arien po chwili wylądował na podłodze, a Rachel zaraz za nią. Ceres usłyszała, jak ktoś zawył z uciechy, a następnie dostrzegła Stu. Z niemałym rozbawieniem obserwował tarzające się ze śmiechu przyjaciółki. Ceres pomachała do niego ręką, na co on chciał odpowiedzieć wzniesieniem kufla. Niestety nie bardzo mu to wyszło, ponieważ w tym samym momencie zwaliły się na niego dwie uczestniczki LIBacji. Ceres uśmiechnęła się od ucha do ucha. Zaiste piękny widok. Spod stołu wystawała teraz tylko ręka trzymająca kufel.
Dziewczyna zerknęła w kąt, gdzie zazwyczaj siedział Wichrowy - najlepszy szuler w okolicy. W tej chwili otaczał go spory tłumek. Jakiś mężczyzna z haczykowatym nosem klepał go po ramieniu. Przed nim na stole leżała spora kupka srebrników i parę miedziaków. Wichrowy zgarnął cały stosik do sakiewki, spojrzał na hakonosego, po czym odpowiedział. Towarzystwo ryknęło niepohamowanym śmiechem. Mężczyzna zbladł, mruknął coś, co natychmiast utonęło w ogólnym hałasie, i czym prędzej opuścił gospodę, nie zabierając nawet płaszcza.
Ceres zdjęła wierzchnie okrycie, po czym skierowała się w stronę rozochoconej grupy. Doszła do kąta i bezceremonialnie usiadła naprzeciw Wichrowego. Demonstracyjnie założyła nogę na nogę, i po chwili zadała pytanie.
- Za co wyleciał? - oparła podbródek na ręce i uśmiechnęła się kącikiem ust. Jedynym, z obecnych przy stoliku mężczyzn, który zachował twarz był Wichrowy. Nie przestając tasować kart, rzucił jej bystre spojrzenie. Wykrzywił przystojną twarz w coś na kształt uśmiechu.
- Który? - Ceres pokręciła głową z dezaprobatą, ale nie mogła się nie uśmiechnąć. Cały Wichrowy. Nie „Kto?”, tylko „Który?”.
- Ten co leży głową w rynsztoku, Wichrowy. Za co wyleciał?
- Oszukiwał w grze. Należało mu się.
- Właśnie! - jeden ze stojących najbliżej pokiwał głową. Inni poszli za jego przykładem.
- I wy to, uczciwi gracze od siedmiu boleści, mówicie? - przechyliła głowę i przewróciła oczami.
- Nasze oszustwo jest uczciwe! - obruszył się jeden z mężczyzn, w którym Ceres rozpoznała Wierzba.
- Uczciwe oszustwo? A to dobre! - prychnęła wydymając wargi, po czym rozejrzała się po gospodzie.
Ponad ramieniem Wichrowego zauważyła samotną sylwetkę, niedbale opierającą się o poręcz schodów, która, mrużąc pogardliwie oczy i krzywiąc się w uśmiechu, przypatrywała się całemu zajściu.
Parę osób podążyło za jej wzrokiem, nie wyłączając Wichrowego i jego brata.
- Ach, toż to Jaśnie Panienka Skye! Cóż za zaszczyt - Wierzb z błazeńskim uśmiechem na ustach sparodiował dworski ukłon, na co zareagowano głośnym rechotem. Parę osób spojrzało się w ich stronę.
Skye skrzywiła się na moment jeszcze bardziej, ale już po chwili jej twarz wyrażała stoicki spokój. Podchodząc, rzuciła pogardliwe spojrzenie w stronę Wierzba - znacznie cieplej przywitała Wichrowego, który odpowiedział jej skinieniem głowy - przystawiła sobie krzesło i usiadła koło Ceres, która z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się swoim paznokciom.
- Mogłabyś znaleźć sobie jakieś bardziej twórcze zajęcie - Skye zwróciła się z przekąsem do Ceres. - Dobrze, że cię Hekate nie widzi. To samo się tyczy ciebie, Wichrowy. Nie wyrzuca się czyichś gości na bruk. Tym bardziej, jeśli wcześniej nie zapłacili. Masz szczęście, że nie było tu Szefowej.
- Po pierwsze, należało mu się. Miał w rękawie cały Królewski Kordon, dwóch Wisielców o wartości pięć i Damę W Zieleni. Miał tak dobre karty, że nawet Tłuk zorientował się, że oszukuje...
- Hej!
- Bez urazy. Po drugie, to nie ja go wyrzuciłem przez okno, więc nie patrz tak na mnie. A po trzecie... - Wichrowy uśmiechnął się szelmowsko - Mówiłem ci kiedyś, Skye, że się czepiasz? Nie? Ech, no to teraz powiem. Czepiasz się, Skye!
- Jestem jak rzep, będę się czepiać - odparła lekko, po czym wyszczerzyła się, prezentując pełne uzębienie. Jak większość przedstawicieli Ludzi Północy miała małe zęby, nienaturalnie białe, ustawione w dwóch równych rządkach. Kiedy uśmiechała się szeroko, robiło to piorunujące wrażenie. - Kim oni są?
- Kto?
- Oni - wskazała na dwóch gości siedzących w głębi gospody. Ceres zmrużyła oczy, starając się dojrzeć w półmroku ich twarze. Był to mężczyzna wygodnie rozparty na ławie i rozglądający się po ludziach, oraz chłopiec zajęty jedzeniem.
- A kto to wie? Przejezdni. - Wichrowy nie wyglądał na zainteresowanego przybyszami. Bywał w tej gospodzie od lat i każdego wieczoru widywał różne indywidua. Ta dwójka nie robiła na nim żadnego wrażenia.
- Skąd?
- A co cię to tak interesuje, co? - Wichrowy jeszcze raz spojrzał na przybyszów. Na pierwszy rzut oka wydawali się zupełnie zwyczajni, ale po dokładnym przyjrzeniu się mężczyźnie, zamarł. Skye miała naprawdę bystre oko. Przez głowę przeleciały mu plotki jakie usłyszał dzisiaj rano. Spojrzał pytająco na dziewczynę, a potem jeszcze raz na obcych. To mogli być oni...
- Nie jestem pewien, ale mam wrażenie, że przyjechali z Północy - powiedział ostrożnie. - Jak chcesz wiedzieć, to możesz spytać.
Prychnęła.
- Ja się spytam! - Ceres nic sobie nie robiąc z syków i przekleństw swoich towarzyszy, ruszyła na drugi kraniec gospody. Wichrowy i Skye popatrzyli po sobie, a następnie rzucili się za nią, a w ich ślady poszedł Wierzb. Skye klnąc w duchu niczym szewc, obserwowała jak mężczyzna podnosi wzrok i spogląda na Ceres z wyrazem miłego oczekiwania na twarzy.
Ceres zapytała. Mężczyzna sięgnął po kufel przewiesił przez krzesło kurtkę, którą przed chwilą zdjął, po czym... odpowiedział.
- Tak, z Północy. Podążamy Szmaragdowym Szlakiem od kilku dni. A można wiedzieć, dlaczego panienka pyta? - skinął przy tym głową, jak zazwyczaj pokazuje się szacunek dla rozmówcy. Skye zauważyła szybkie spojrzenie w stronę chłopca, który naciągnął beret na oczy i pochylił się nad miską tak, że prawie nie można było dojrzeć jego twarzy.
- No, tak właściwie to... - nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie wiedziała, po co pytała. To nie ona chciała wiedzieć. - Moją przyjaciółkę to interesowało.
Gdyby Wichrowy nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji, z pewnością palnąłby się w głowę. Gdyby Skye nie potrafiła nad sobą panować, na pewno rzuciłaby się w tej chwili na Ceres, lecz czując na sobie przeszywający wzrok przybysza, zacisnęła tylko ręce tak, że paznokcie wbiły jej się w skórę. Nie tak chciała to rozegrać. Teraz każde niefortunne słowo, a podróżny może wziąć ich za wrogów. Jeśli był tym, za kogo ona go brała.
Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę w milczeniu i po chwili spytał:
- A dlaczego ją to tak bardzo interesuje?
Skye, widząc, że Ceres nie wie, co ma odpowiedzieć, wysunęła się do przodu.
- Wcale nie interesuje. Po prostu... po prostu... - czuła, jak zaczyna ją ogarniać panika. W spojrzeniu tego człowieka pojawił się niebezpieczny błysk.
Chłopiec pochylony nad miską gulaszu, trwał od dłuższej chwili w bezruchu, zaś Skye głowiła się nad wiarygodnością swojej odpowiedzi. Miała wrażenie, że milczy już zbyt długo i wszyscy na nią patrzą. I co ona ma teraz zrobić? Co powiedzieć?
- Po prostu byłam ciekawa, czy wie pan coś na temat tej oberży dwadzieścia mil na północ. Nazywa się ‘Pod Zatrutym Jabłkiem’ – starannie dobierając słowa, obserwowała reakcję mężczyzny.
- A z kim mam zaszczyt rozmawiać? - wędrowiec pociągnął spory łyk ze swojego kufla. Uśmiechnął się. To nie był miły uśmiech.
- Skye z Northgrodu.
- Northgród. To dość daleko na północy. Jeśli się nie mylę, to Skye w Northgrodzkim, znaczy Niebiańska*^, czy tak? - przybysz wskazał im krzesła, a Skye czym prędzej usiadła.
- Tak mi się zdaje – odpowiedziała cicho.
- A więc mamy coś wspólnego. Moje imię również jest związane z niebem. Jestem Sirius z Gór Szklistych.
Coś w jego mowie i spojrzeniu utwierdziło Skye w przekonaniu, że z pewnością nie jest to jego prawdziwe imię. Przynajmniej nie w pełni.
- Więc Siriusie, wiesz coś na temat owej gospody? - Wichrowy poruszył się niespokojnie, a Wierzb posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. Niepotrzebnie. Doskonale wiedziała, że ta rozmowa w ogóle nie powinna się odbyć. Lecz zupełnie wbrew zdrowemu rozsądkowi, ciągnęła ją. Chciała wiedzieć, czy to jeden z nich.
- „Pod Zatrutym Jabłkiem”? Tak, przejeżdżaliśmy koło niej wczoraj. Dlaczego tak się o nią wypytujesz?
- Z natury jestem ciekawska.
- Jak kot - rzucił Sirius. Skye zamarła na chwilę, wpatrując się w niego.
- Taak, zupełnie jak kot – powiedziała ostrożnie.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Więc, dlaczego cię tak interesuje owa gospoda?
- Chodzą plotki na jej temat. Dziś rano pewien posłaniec, który podążał tym szlakiem od paru dni, przywiózł dość nietypowe informacje - Chłopiec w berecie rzucił im szybkie spojrzenie.
- Plotki...? - nie uszła uwadze Skye zmiana tonu przybysza. Jego głos stał się jakby metaliczny. - Doprawdy? A cóż tak bulwersującego mogłyby dotyczyć plotki, na temat jakiejś karczmy?
- No cóż, może takie, że tej karczmy już nie ma - odparła Skye, starając się, aby jej głos wydawał się „lekki”. Sirius nie odpowiedział, lecz patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Dziewczyna pomyślała, że dłużej nie wytrzyma tej niepewności. Próbowała się zachować zimną krew, ale to nie było takie łatwe. Dzielnie znosząc taksujące spojrzenie przybysza, pod stołem wykręcała sobie palce ze zdenerwowania.
- A dlaczego mnie o nią pytasz? - Sirius najwyraźniej postanowił przerwać ciszę, jaka zaległa w tym kącie gospody.
- Wydawało mi się oczywiste, że skoro podróżujesz tym szlakiem, to na pewno coś wiesz. - Z każdą chwilą coraz bardziej była pewna, że Sirius jest tym mężczyzną, o którym mówił posłaniec. - Powinniście uważać. Ty i ten mały. Na szlaku jest pełno wojska. Mówią, że szukają ludzi królowej, którzy podążają na wschód właśnie Szmaragdowym Szlakiem. Widziano ich właśnie w tamtej karczmie, ale uciekli. Na waszym miejscu, pojechałabym Leśnym Traktem. Tak jest bezpieczniej. Wątpię, abyście spotkali tam kogokolwiek. No, chyba że dzikie... Koty.
Drgnął i spojrzał na nią. To był smutny wzrok. Niebywałe, jak nagle ludzkie oblicze może się zmienić w ciągu jednej sekundy.
Spojrzał po jej przyjaciołach, następnie na nią i uśmiechnął się. Skye poczuła się, jakby kamień spadł jej z serca. To nie był uśmiech zapowiadający nieszczęście. To była nić porozumienia.
- Będziemy uważać i dziękuję za ostrzeżenie. Na nas już czas - Sirius podał Skye rękę. Dziewczyna spojrzała w stronę chłopca, spodziewając się, jak zawsze, ujrzeć go pochylonego tak, że nie widać twarzy. Zamiast tego zobaczyła parę niezwykle niebieskich, dużych oczu w kształcie migdałów. Zwrócone były w stronę ogromnego okna, za którym widać było cienie osób z końmi i można było usłyszeć gwar podniesionych głosów. Chłopiec posłał przerażone spojrzenie w stronę Siriusa i czym prędzej zarzucił na siebie płaszcz, kryjąc twarz w kapturze. Wędrowiec z Gór Szklistych niespiesznie sięgnął po kurtkę, następnie po miecz leżący koło ławy i przypiął go sobie do pasa. Łuk wziął na końcu.
Drzwi gospody otworzyły się na oścież, wpuszczając do wnętrza powiew zimnego powietrza, który jak wąż zaczął pełznąć wzwyż po nogach gości.
Do izby wkroczył mężczyzna w grubym, czarnym płaszczu z wyhaftowanym symbolem oficerskim na piersi, a za nim pojawili się inni żołnierze. Oficer rozejrzał się po obecnych. Jego wzrok zatrzymał się na paru osobach, aż w końcu spoczął na Siriusie. Zmrużył oczy, spojrzał na chłopca, starającego się ukryć za plecami towarzysza i ruszył w ich stronę.
- Idźcie stąd - Skye usłyszała w swoim uchu szept Siriusa. Zauważyła, że mężczyzna trzyma dłoń na rękojeści miecza. Spojrzała na Ceres, która wyglądała tak blado, że aż przeźroczyście, a potem na chłopca, który przykucnął niczym pantera przyczajona i gotowa do ataku.
Nie myślała długo. Właściwie postąpiła całkowicie instynktownie. Zrobiła krok do przodu, chwyciła Siriusa za rękę, przyciągnęła do siebie i pocałowała w policzek, tak jakby się żegnała ze starym znajomym. Tak samo uczyniła w przypadku chłopca.
Żołnierze stanęli zupełnie zdezorientowani. Sirius wyglądał, jakby zobaczył wariatkę. Wichrowy i Wierzb zupełnie nie wyglądali. Tylko Ceres dostała niepohamowanego ataku śmiechu, po czym poklepała podróżnego po ramieniu.
Sky, nie czekając, aż żołnierze otrząsną się z szoku, spojrzała na Siriusa znacząco i popchnęła go w stroną wyjścia, jednocześnie ciągnąc za sobą bezimiennego chłopca. Ceres z załzawionymi od śmiechu oczami ruszyła za nimi, zostawiając dwóch braci patrzących bezmyślnie na wojsko.


*

Wypadli na plac przed gospodą, w ciemność nocy rozświetlaną tylko słabą poświatą księżyca. Skye klęła.
- Nie powinnaś tego robić. Zbyt ryzykujesz - Sirius ledwo nadążał za dziewczyną.
Nie mieli wiele czasu na dobiegnięcie do stajni. Już po chwili z gospody dobiegły ich krzyki, a na plac wybiegło pięciu, prychających rycerzy z oczami wychodzącymi z orbit,. Skye stwierdziła, że mają szansę przejścia bez zauważenia do koni tak, aby podróżny mógł odjechać leśną dróżką, idącą za stajnią. Sama z Ceres przeczekałyby aż tamci odjadą. Mieli szansę. Gdyby nie jeden z rycerzy, który śpiąc sobie w najlepsze, rozłożył się dokładnie na ich drodze. Skye potknęła się o niego i wylądowała na mokrej trawie, po chwili przygnieciona ciężarem Ceres. Chłopiec w ostatniej chwili przeskoczył nad nimi i z głośnym plaśnięciem wylądował parę kroków dalej, tyłkiem w błocie. Sirius, jedyny stojący na nogach, szybko obejrzał się za siebie. Zauważyli ich. Spojrzał na mężczyznę, który z wielkim zdziwieniem malującym się na twarzy podnosił się z ziemi. Następnie popatrzył na chłopca wciąż siedzącego na ziemi, którego oczy przypominały dwa talerze.
- Pita, na konia! - wrzasnął. Jednocześnie podniósł sporą deskę i zdzielił wojskowego w głowę, ten zaś z cichym jękiem osunął się z powrotem na ziemię. Chłopiec rzucił się w stronę koni i wskoczył na srokatą klacz, która zatańczyła w miejscu. Błysnęło.
Żołnierze zaczęli biec w ich kierunku, szamocąc się z mieczami. Ceres w jednej chwili stwierdziła dwie następujące rzeczy. Pierwszą był fakt że w końcu skojarzyła kim jest podróżny a drugą że nie uda im się dogadać z grupą uzbrojonych po zęby mężczyzn, którzy najwyraźniej uważali że wystrychnięto ich na dudka.
Nie namyślając się długo postawiła Skye na nogi i pociągnęła w kierunku koni. Sirius również zrezygnował z walki. Wskoczył na najbliższego ogiera, spłoszył pozostałe i puścił się galopem w ślad za chłopcem. Ceres i Skye zaraz za nimi.
Pognali ciemną, boczną ścieżką od Szmaragdowego Szlaku kierując się na północny-wschód. Daleko za nimi słychać było jeszcze pojedyncze krzyki, ale stawały się one coraz cichsze.
Kierowali się w stronę Nocnego Traktu.

Ciąg dalszy wkrótce
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
wilczek kremowy



Dołączył: 08 Wrz 2005
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:06, 21 Wrz 2005    Temat postu:

Interesy w karczmie -- nieśmiertelny motyw każdej powieści fantasy, aczkolwiek podobało mi się, to jak się tu nim posłużyłaś : klimat --był (mieszanka dwóch różnych nastrojów -- jeden rodem z spotkań w Potterowskim "Dziurawym kotle", kolejny trochę jak z opowieści Rpg). Już na samym początku zdecydowałaś się na jakąś akcję, a to bradzo dobrze -- najpierw atmosfera tajemnicy, i nagły szybki ciąg zdarzeń przykuwa uwagę czytelnika. Przynajmniej moją Very Happy Oppowiadanie aluzyjne -- no właśnie... Nie jestm jeszcze "obeznana" na forum, zapewne każdy bohater posiada jakąś charakterystyczną cechę forumowicza, ale z czasem, wpadając tu coraz częściej, załapię kto jest kim. Brakuje mi tu nekromanctwa (mam słabość do nekromantów i elfów), ale to tylko mój taki nic nie znaczący grymas Smile Stworzyłaś bardzo fajny świat, i pisząc kolejne opowiadania, opieraj się na nim -- w końcu stworzysz swoją maleńka sagę, niech nawet każde opowiadanie będzie o czym innym, ale fanie by było między każdym znalesc nić powiązania, jakieś nawiązanie do twojego swiata. Wiesz co, ja sama cały czas próbuje napisać opowiadanie, w którym staram się obalić stereotyp szlachetnej drużyny, mającej jakiś wspólny cel, ( Tolkien zaczął, i teraz jak leci, wszędzie spotykamy się z drużyną pierścienia w innym wydaniu), ale to niełatwe zadanie, bo zawsze mam pełno pomysłów, i nie mogę się oprzeć , zęby nie stworzyć więcej postaci. Tak czy inaczej, powiedziałam co myśę, twoje opowiadanie bardzo miśie podobało i z niecierpliwością oczekuję kolejnej części. Napisałaś już kolejną?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Puszczyk
moderator cyniczny



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 537
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto o trzech twarzach

PostWysłany: Pią 20:24, 23 Wrz 2005    Temat postu:

Ano, napisała. Krótkie, ale własne.
Za bętę dziękuję nieocenionej Rej.



– Co tu się dzieje? Wichrowy, co oni... Aaaaaa! Uważaj pan! Hej, nie ruszaj tego, to bardzo wartościo... No co, pan robisz? Nie, tylko nie ławę! TO JEST... a raczej była, zabytkowa ława mojej babci. Wichrowy! Co się dzieje?!
– Panowie szukają poszlak.
Hekate zatkało. Wyglądała, jakby miała zaraz wyzionąć ducha. Stała oniemiała na schodach i patrzyła na
żołnierzy, którzy bardzo skrupulatnie dewastowali w gospodzie to, co jeszcze zdewastowane nie było.
Zajazd przypominał pole bitwy, po którym przemaszerowało co najmniej z tysiąc wojskowych. Żołnierzy było czterech.
Zrezygnowana usiadła na jednym ze schodków. Wichrowy podszedł i wykonał gest, jakby chciał poklepać ją po ramieniu, ale cofnął rękę. Zamiast tego powiedział:
– Kuzynka...
– Co?
– Tamten miły pan rycerz najwyraźniej chce z tobą porozmawiać... Wiejemy, czy zostajemy?
Hekate podniosła wzrok. W wejściu stał mężczyzna w czarnym płaszczu. Powoli podszedł do niej, a ona z paniką stwierdziła, że na ucieczkę jest już za późno. Preferowała pokojowe rozwiązywanie problemów, a ten człowiek na nastawionego pokojowo nie wyglądał. Na dodatek był człowiekiem namiestnika, co było dodatkowym powodem by nie mieć z nim nic wspólnego. Nie brała czynnego udziału w dyskusjach na temat polityki, ale w tym przypadku była pewna swego. W żadnym razie nie cieszył jej fakt, że były oficer bawi się teraz w królowanie jednocześnie ścigając prawdziwą królową i nazywając ją zdrajczynią narodu.
– To twoja gospoda? – warknął na wstępie. Gdzieś za jego plecami ze skrzypnięciem otworzyły się drzwi, a zaraz potem Hekate usłyszała kroki.
– Biorąc pod uwagę fakt, że należała do mojej babci a jeszcze wcześniej prababci, to raczej tak – powiedziała cicho. Wychyliła się trochę, aby zobaczyć kto wszedł do gospody.
Mężczyzna zamrugał oczami najwyraźniej zbity z tropu. Zaraz jednak się opanował.
– Widziałaś któreś z nich? – podsunął jej pod nos pergamin, na którym widniały portrety siedmiu osób.
Gdzieś przy drzwiach wejściowych toczyła się rozmowa. Hekate jeszcze raz zerknęła ponad ramieniem rycerza. Przez chwilę patrzyła na dwie postacie rozmawiające z Wierzbem. Następnie jej wzrok powędrował na pergamin i jeszcze raz na postacie. Poczuła, że zasycha jej w gardle.
– A kim są ci ludzie? – zapytała ostrożnie.
Oficer patrzył na nią przez chwilę.
– To zdrajcy. Pomocnicy tej zdrajczyni, psia jej mać, królowej.
– Aha... – Znowu spojrzała w stronę podróżnych, po czym uśmiechnęła się słabo.

*

– Joshua, mówiłam, że to beznadziejny pomysł. Tu jest pełno żołnierzy. A nie ma żadnego śladu ani po Syriuszu, ani Lupicie. Chodźmy stąd, zanim nas zauważą. A pan czego tu jeszcze stoisz? Może pan odejść. Ma pan moje pozwolenie – dziewczyna zwróciła się teraz do oniemiałego Wierzba, który z otwartymi ustami przysłuchiwał się temu monologowi. Na początku niewiele rozumiał. Potem zdawało mu się, że rozumie. Teraz rozumiał jeszcze mnie,j niż na początku.
Z głośnym kłapnięciam zamknął usta. Spojrzał na mężczyznę w czerni, zwanego Joshuą, który demonstracyjnie przewrócił oczami i naciągnął towarzyszce kaptur na głowę. Następnie zwrócił się do Wierzba, sam zakładając kaptur.
– Czyli był tutaj mężczyzna który kazał siebie nazywać Siriusem...
– Taa.. To do niego podobne... – mruknęła dziewczyna po czym zaczęła rozglądać się po wnętrzu.
– Zamknij się Enfer. Razem z dziewczynką w wieku mniej więcej trzynastu lat...
– Eee... mnie to raczej na chłopca wyglądało – bąknął Wierzb z coraz głupszą miną.
– ...i ucieknąwszy tym tumanom, co się miotają po placu, skierowali się w stronę tamtego ciemnego lasu? – Josh miał wrażenie, że zaraz trafi go szlag.
– To brzmi jak jakaś tania bajka do straszenia małych dzieci – wtrąciła Piekiełko przyglądając się młodej dziewoi siedzącej na schodach, która z tym samym natężeniem przypatrywała się jej. Co gorsza, obok dziewczyny odwrócony tyłem stał, nie kto inny, a Szklisty. Główny dowódca specjalnego plutonu do spraw wewnętrznych Orgarontu zatwierdzonego przez byłego generała, a teraźniejszego władce. Innymi słowy, był to główny bandzior chłopaków od brudnej roboty.
Widząc, jak dziewczyna przenosi wzrok na Szlistego gwałtownie zaczęła próbować uniknąć nieuniknionego.
– Enfer, co ty robisz? – Josh patrzył przerażonym wzrokiem na towarzyszkę, która podstakiwała i wymachiwała rękami jakby ją mrówki oblazły.
– N i e r ó b t e g o – Piekielko powoli i starannie wymawiała słowa. Nawet nie zadała sobie trudu, by spojrzeć na Joshue. Zwrócona była w stronę schodów, prowadzących na górę.
Josh też tam spojrzał. Poczuł, że robi mu się zimno.

*

– Nie, nie widziałam w mojej gospodzie żadnego z nich – powiedziała Hekate, jednocześnie obserwując, jak postać dziewczyny wymachuje rękami i stara się jej coś powiedzieć.
Zauważyła, że oficer chce się odwrócić.
– Ale wie pan... – chwyciła mężczyznę za ramię. – Widzi pan, to wyjście. Tamtędy, tak mi przynajmniej powiedział mój kuzyn Wichrowy, wybiegło dwóch podróżnych, których poszukiwali ci szanowni panowie, którzy tu byli poprzednio. Dali im uciec w stronę Szmaragdowego szlaku – mówiąc to, za plecami wskazywała, jak tylko umiała, aby dziewczyna z tym drugim ukryli się w kuchni gospody. Miała nadzieję, że Wierzb, który z nimi rozmawiał, jak najszybciej ich tam zaprowadzi.
– Tak mówisz – odezwał się oficer, przypatrując jej się badawczo. Nie odpowiedziała.
– Mlecz! Do mnie!
W jednej chwili obok niego zmaterializował się drobny chłopak o blond włosach i bardzo niemiłym wyrazie twarzy. Hekate miała ochotę owinąć się po czubek nosa kocem w momencie, kiedy tamten wyrostek lustrował wzrokiem jej postać.
– Tak jest, sir!
– Masz natychmiast zebrać ludzi i ruszyć Szmaragdowym, jednocześnie masz wysłać wiadomość...
Hekate już nie słuchała. Spojrzała w stronę drzwi ale nie zauważyła nikogo. Najwyraźniej Wierzb zaprowadził ich do jakiejś kryjówki.
– ... a jeśli chodzi o ciebie - Szklisty zwrócił się do Hekate. – Jeśli nie powiedziałać prawdy, to marny twój los. Wiemy, gdzie cię znaleźć, jeśli będzie potrzeba. Pamiętaj, że sprzeciwianie się mnie to sprzeciwianie się prawu.
Miała ochotę zapytać jakie prawo ma na myśli, ale rozmyśliła się. Bądź co bądź, nie należało go drażnić.

*

– Dlaczego ja? Dlaczego znowu ja? - stęknął Josh, starając przybrać jakąś wygodniejszą pozycję
–Byś przestał narzekać i się wreszcie zamknął - warknęła Enfer - Staram się skupić i jakoś wyplątać się z tej sytuacji. Nic nie słyszę, a jeśli nas tu znajdą to będziemy mieć problem.
– Nie. To oni będą mieli problem. Nie rozumiem, dlaczego ich po prostu nie pokonamy.
– Przy okazji robiąc spore zamieszanie i demaskując się? Nie, Josh. Nie tym razem - spróbowała ułożyć się w miarę wygodnie, nie skończywszy z nosem Josha w uchu. Nic z tego.
– Dlaczego ja? Dlaczego to ja musiałem trafić do komórki na miotły?
– Zamknij się, Joshua.
Zamilkli, nasłuchując.

*

– Pojechali. Dobra Wichrowy, gdzie ich wepchnęliście? I gdzie jest Wierzb?
– Do komórki na miotły. A Wierzb poszedł coś zrobić z ich końmi, aby nie nabrano podejrzeń. Stwierdził, że to już dla niego za wiele. Hekate, czy ty coś z tego rozumiesz? Co tu się dzieje? Bo ja nic a nic.
– Trochę, a przynajmniej tak mi się zdaje. A teraz chodź. Musimy ich wypuścić zanim się tam ukiszą.
Szybkim krokiem przemaszerowała przez salę, która wyglądała, jak pobojowisko i wpadła do kuchni, potykając się jednocześnie o pozostawiony na środku garnek. Podeszła do schowka i zawachała się. Nie wiedziała, kim byli ci ludzie pomimo tego, że stali po stronie królowej. Jednak, gdyby chcieli jej coś zrobić, mieliby wiele okazji. Podniosła rękę i otworzyła drzwiczki komórki.
Na podłogę z głośnym stęknięciem wypadły dwie osoby. Dziewczyna, ku zdumieniu właścicielki gospody, z premedytacją wylądowała na chłopaku, który rozpłaszczył się u stóp Hekate.
– Au - stęknął. – Piekiełko, złaź ze mnie, albo nie ręczę za siebie
– To zabrzmiało dosyć dwuznacznie panie komediancie – dziewczyna zwana Piekiełkiem wyszczerzyła zęby do Hekate, ale posłusznie zeszła z niego.
– Dzięki za pomoc – rzuciła w jej stronę. – Gdyby nie ty na pewno by doszło do walki, a nam zależy na dyskrecji.
– Tobie zależy... – mruknął chłopak wstając z podłogi. Dziewczyna zignorowała go.
– Jestem Enfer, zwana również Piekiełko, a ten tutaj kawalarz to Joshua Kula u Nogi.
– Dziękuję, Enfer.
– Nie ma za co.
Hekate słuchała tej wymiany zdań oniemiała. Patrzyła raz na Enfer raz na Josha, jakby mieli zaraz wykrzyknąć, że to jakiś żart. To nie był żart.
– A teraz... czy mógł by ktoś mi w końcu odpowiedzieć czy przejeżdżali tędy mężczyzna, każący nazywać siebie Siriusem i dziewczynka w berecie, a jeśli tak, to w którą stronę się udali? – pytanie Josha zawisło w powietrzu.
Hekate rozejrzała się po kuchni i zauważywszy przewrócony duży rondel, przyciągnęła go w swoją stronę i ciężko na nim usiadła.
– Chyba musimy dokładnie wyjaśnić sobie parę rzeczy.
Josh i Enfer wymienili spojrzenia. Z jednej strony nie powinni z nikim o tym rozmawiać. Z drugiej ona im pomogła, może nawet ocaliła życie, a żołnierze zniszczyli jej gospodę. Chyba mogli jej zaufać. A poza tym, zasady są po ty by je łamać. Uśmiechnęli się do siebie i znalawszy coś do siedzenia, usiedli koło niej.

*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 16:33, 24 Wrz 2005    Temat postu:

Oo, robi się coraz ciekawiej! Aczkolwiek na twoim miejscu, Pusz, zmieniłabym samiutki początek opowiadania, jak Cereska wchodzi do karczmy. Chyba już kiedyś wspominałam, że opis jest troszkę zbyt surowy i zgrzyta z resztą. Teraz tę opinię potwierdzam, bo czytałam "Trakt" raz jeszcze. Zdecydowanie lepiej "wychodzi ci" akcja niż malarskie opisy. Dynamizm, to twój żywioł! Wprawdzie w pewnym momencie trochę się pogubiłam - za dużo postaci naraz i malutki bałagan - ale ogólnie rzecz biorąc jestem za. I czekam na ciąg dalszy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skye
wilczek kremowy



Dołączył: 28 Lis 2005
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:57, 28 Lis 2005    Temat postu:

Nadal nie wiem, czy za ten tekst ukręcić Ci łepetynę czy uściskać. Powodu ukręcenia z pewnością się domyślasz, zaś ściskanie... cóż, mam ogromną słabość do tekstów w którym występują ludzie z forum/grupy/klasy.
I chętnie, ale to chętnie przeczytam, co też tu się będzie jeszcze działo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angel
księzniczka księżycowej poświaty



Dołączył: 27 Wrz 2005
Posty: 1809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Mare Imbrium

PostWysłany: Wto 14:47, 29 Lis 2005    Temat postu:

Skye napisał:
Nadal nie wiem, czy za ten tekst ukręcić Ci łepetynę czy uściskać. Powodu ukręcenia z pewnością się domyślasz.


Ona być może tak, ale ja nie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Wto 15:13, 29 Lis 2005    Temat postu:

Jak to jest, że ja tego wcześniej nie widziałam? Aż mi głupio... Embarassed

W każdym razie podejrzewam, że to najbardziej spontaniczna ja, jaką kiedykolwiek czytałam Very Happy.

Muszę się przyznać, że mam słabość do powieści awanturniczych. I choć w Trzech Muszkieterach kibicowałam kardynałowi, chętnie zobaczę siebię walczącą za królową. Będzie ciąg dalszy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Śro 17:59, 30 Lis 2005    Temat postu:

A ja się kajam - bo dopiero teraz przeczytałam. Gud. I więcej chcę.
A ja się pojawię?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin