Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

ZaAssie City < Knajpiane czyli Niespodziewanka:D>
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nightwish
Gość






PostWysłany: Nie 21:34, 05 Lis 2006    Temat postu: ZaAssie City < Knajpiane czyli Niespodziewanka:D>

Dziękuję wszystkim za to że są tak różnorodnymi charakterami i że <nawet o tym nie wiedząc> stali się bohaterami ZaAssia City. Zapraszam do lektury

<dopisek- a Auril się na wszystko zgodziła- haha- koniec dopisku>


Był to upalny dzień, jak każdy na Dzikim Zachodzie. Tu, gdzie nawet w najodważniejszych wstępował lęk, tu gdzie jedynymi zasadami były prawa pojedynku i rewolwer - w tym właśnie miejscu było małe miasteczko. Miasteczko dość ruchliwe. Jednak prawdziwe życie toczyło się w tawernie - trzypiętrowym, drewnianym budynku z gankiem i - jak przystało na Westernową Tawernę - drzwiczkami do pasa na ruchomych zawiasach. Tam to właśnie zbierała się elita miasta. Każda duszyczka mająca do wydania ostatnie grosze stroiła się, bądź i nie, i zasiadała przy stoliku, by jak zawsze spędzić dzień w zacnym towarzystwie. Nie było chyba istoty na Dzikim Zachodzie, która nie słyszała o tej tawernie. To dzięki niej ściągały tu tłumy. Każdy nowicjusz upijany był do nieprzytomności.
Takim właśnie pięknym miejscem była Knajpa pod Księżycem. Na piętrze była tak zwana „Dzielnica rozpusty”, którą teoretycznie kierowała szeryfowa, jednak nikt nigdy nie słyszał, by lady Hekatta przekroczyła próg zamtuzu. Jak każdego dnia do tawerny przybywali wszyscy którzy mieli na to ochotę i ci, na których wymuszano to siłą. Za barem stała krótkowłosa dziewczyna, która już niejedną bójkę przeżyła i wiele w życiu widziała. Czasem zdarzało jej się rzucić sprośny żart w stronę młodziutkich panienek, pojawiających się tu przejazdem. Może po prostu bawiło ją zakłopotanie, jakie pojawiało się na twarzy młodych dam. Sama barmanka - lady Joanne w falbanach swojej sukni koloru krwi przemieszanej z czernią zawsze miała schowany rewolwer. Przy barze siedziało kilka osób - w większości damy, popijające kolorowe drinki. Wzrok przyciągała panna ubrana w falbaniastą, różnobarwną, postrzępioną artystycznie suknie sięgającą łydek i buty z ostrogami. Włosy miała związane w warkocz, którego koniec tonął w dekoldzie przyciągającym wzrok przejezdnych. Lady Ageliza. Przy niej - dalej w galerii osobowości - siedziała dość młoda, acz wyglądająca ponad swój wiek, ekstrawagancka Lady Limie - znana z pomysłowości, co do fryzury i sukien. Włosy miała zaczesane do tyłu, usta zarysowane na mocno czerwono, a oczy na czarno. Czarna, szeroka sukienka, szyta na ukos, miejscami jakby załatana przeźroczystą siateczką ładnie układała się na jej zgrabnym ciele, odsłaniając łydki, a czasem nawet i uda. Panowie nie stronili od takich widoków, gdy tylko zdarzała się okazja. A zdarzała się rzadko.
Tuż obok pań siedział młody, dobrze ubrany, przyciągający wzrok panien i niektórej części panów Gal. Niestety nie bawił się tak dobrze jak inni, spoglądał jedynie na co niektóre ladies, wiedząc że jest pod czujnym okiem rodziców. Madame Atressa wraz z mężem- szanowanym i cenionym obywatelem Harperem, który miał posadę w banku, pili whisky przy stoliku po prawej stronie baru. Madame Atressa wciąż piękna i wiecznie młoda, miała - jak zwykle - roześmiane oczy. Mąż obejmował ją, topiąc ramiona w fałdach żółtej sukienki idealnie podkreślającej kształtne biodra Madame. Bywało, że oboje pojawiali się w Dzielnicy Rozpusty, jednak w Knajpie pod Księżycem nikogo to nie dziwiło. Madame Atressie jak widać też. Jej wzrok, na wpół przysłonięty kanarkowym wachlarzem spoczywał na synu Galu. Ten jednak chyba przestał zwracać na to uwagę. Wpatrzony był bowiem w pianino po lewej stronie baru. Przy nim siedziała Ladie Angelina grając przepięknie typową, knajpianą, westernową muzykę. Jej ciemne blond włosy, spływały po białej sukience, z marszczeniami u dołu. Istny anioł. Tuż przy pianinie, opierając się o instrument siedziała kolejna piękność - Ladie Hermenia G. Jej nazwiska nigdy nikt nie słyszał i krążą jedynie plotki o jej przeszłości kryminalnej. Suknia cała wyhaftowana w kwiaty i rozpuszczone włosy pełne stokrotek nie nadawały dziewczynie wyglądu kryminalistki. Podobno umiała grać na skrzypcach, ale sprawdzania tego nikt wolał nie ryzykować. Przy stolikach zasiadały dwie dojrzałe kobiety, wdowy po szacownych obywatelach West ZaAssie City. Madame Pusza i Rachela. Ta pierwsza miała piękne, brązowe loki i kremową suknię. Jedynie na twarzy miała - tak samo jak Madame Rachela - czarną woalkę. Madame Rachela była kobietą nadzwyczaj uśmiechniętą, acz pilnie strzegącą porządku w ZaAssie City i Knajpie pod Księżycem. Miała niedługie, brązowe włosy i czerwoną suknię w kratę. Bój się jeśliś się upił bądź coś przeskrobał, wybiłbyś komuś zęba lub polałaby się krew - w takich sytuacjach Madames wkraczały do akcji. Dziś jednak było spokojnie. Rogi sali były - jak zwykle - oblegane. W jednym zasiadała porównywalna do nimfy Ladie Natalie w błękitnej, falbaniastej sukni i jedwabnych rękawiczkach. Na jej stoliku zawsze stał bukiet pięknych, szlachetnych kwiatów, a ona sama pogrążona jest w lekturze, bądź tworzeniu nowego dzieła. Jej jasne włosy, splecione w warkocz zazwyczaj przełożone były przez ramię i opadające na kolana. W drugim kącie jest Ladie Vassirasija - tutejsza rysowniczka. W jej dość ciemne włosy zazwyczaj wetknięty jest kwiat. Przy jej sztalugach stoi butelka wykwintnego, francuskiego, czerwonego wina. Czasem kropla z ust skapnie na dekolt z wytatuowaną czarną panterą. W trzecim kącie zaś siedzi istota tajemnicza. Nikt nie wie skąd się pojawiła, ani gdzie zmierza. Pojawia się od czasu do czasu, siadając w swoim kącie. Tego dnia jak zwykle sączyła swój absynt ubrana w czarną suknię, choć nie ma wdowiej woalki. Jasnobrązowe włosy, spięte męską kokardą z tyłu, twarz zasłaniał typowy, kowbojski kapelusz, na stole - jak zwykle – rewolwer - to właśnie Ladie Ceresja. Piękna, lecz niebezpieczna to była kobieta. No i oczywiście nad barem wisiało ogłoszenie „poszukiwana pilnie, żywa - Ladie Hecca” - blondwłosa piękność, która niejedno zdziałała, lecz znikła w niewyjaśnionych okolicznościach, poszukiwana do dziś listem gończym. Tego jednak dnia monotonię zakłócił trzask otwieranych drzwiczek. Oto w tawernie pojawiła się bogata panna, obeznana w świecie przybyła tu z dalekiego Londynu. W jednej ręce trzymała wachlarz, w drugiej jedwabną, koronkową parasolkę. Wszyscy zawsze podziwiali śliczną Ladie Trilly w zdobionej srebrem sukni - prosto z londyńskich salonów. Każdy uwielbiał młodą damę, a ona już zdążyła przywyknąć do dziwnego, acz równie pięknego tawernowego towarzystwa. Od razu zajęła ostatni, wolny stolik. Po chwili pojawiła się przy niej jedna z kelnerek - ubrana w fioletową, krótką, falbaniastą sukieneczkę ze sznurowanym gorsetem. Jej szczupłe łydki i uda opinały czarne kabaretki. Miała wyzywający makijaż i wysoko podpięte, rude włosy - Ladie Yadiri.
- W czym mogę służyć? - Spytała uprzejmie. Ladie Trilly, jak przystało na damę z Londynu uśmiechnęła się miło i odpowiedziała
- Poproszę herbatę - tej odpowiedzi towarzyszył wybuch śmiechu przy barze. Jedynie Ladie Trilly miała pomysły by na dzikim zachodzie w ZaAssie City zamawiać herbatę. Jej prośba została jednak niezwłocznie wykonana. I gdy już się wydawało, że znów nastanie spokój, usłyszano podwójny wystrzał i rżenie spłoszonych koni. Każdy wiedział, co to oznacza. Muzyka ucichła. Ladie Angela wstała od pianina składając szczupłe dłonie na podołku.
- Och, czyżby to on? - Nie doczekała się jednak odpowiedzi, gdyż przez bujane drzwi wszedł mężczyzna ubrany w czarny płaszcz i ciemny, kowbojski kapelusz. W ręku trzymał rewolwer. Jego ciemne włosy mieszały się z jasnymi pasmami jego partnerki. Ladie Sheeli, znana jako Nieustraszona Sheeli nie należała do stałych bywalców - zyskała ona swój przydomek od gnania po preriach i obrabiania okolicznych banków i tawern. Nie raz trafiała na zasadzki, ale zawsze wraz ze swym partnerem potrafiła się z nich wyplątać. Jej jasna, zielona suknia, trochę brudna i jasne włosy kryły pod sobą zwariowaną, choć ciepłą i delikatną dziewczynę nierozstającą się z rewolwerem. Nieustraszona Sheeli wycelowała w butelkę stojącą na barze.
- Utarg poproszę - powiedziała kulturalnie, roztrzaskując kulą szkło. Dwie delikatne Ladies przy pianinie drgnęły. Po twarzach wdów przebiegł impuls zdenerwowania. Nagle młody Gal poderwał się
- Nie tym razem. Sheeli. Zbyt długo to trwa! - Krzyknął. Dziewczyna westchnęła.
- Przejdź do rzeczy - poprosiła.
- Eee... To może pół utargu? - Zaproponował. Sheeli kiwnęła głową. Z cienia wyłoniła się postać jej partnera. Ladie Angela osunęła się z powrotem na krzesło. Przy Nieustraszonej Sheeli stał Dziki Najt. Nikomu nie trzeba wyjaśniać kim jest, ani skąd się wziął jego przydomek. Nie zna umiaru - to tyle na temat tego człowieka. Jednak przystojny był, co trzeba było mu przyznać. Za plecami wołali jednak na niego Najt Sodomita. Wołali to jednak dosyć cicho, bo każdy taki szmer, urywany był strzałem z pięknego rewolweru Najta. Tego dnia był on jednak w dość dobrym humorze
- Sheeli, bierz i pół. Najwyżej następna wizyta tutaj będzie troszkę wcześniej niż się spodziewaliśmy - mrugnął do niezauważonego dotąd, stojącego w rogu młodego chłopca, Rema, pomagającemu w tawernie i na ranczo szeryfowej - zamów mi whisky - poprosił, oddalając się w stronę zaplecza, ciągnąc za sobą chłopca. Sheeli przywołała ruchem dłoni drugą kelnerkę. Też młodą i ładną, o ciemniejszej karnacji. Była ona z plemienia indiańskiego sąsiadującego z ZaAssie City, jednak pozwolono jej tu zostać, gdyż pracowała chętnie, dużo i za darmo. Lubiła to, co robiła. Zawsze była miła dla klientów, dlatego też pozwalano jej chodzić w swoim indiańskim stroju. Dziś coś wyraźnie ją trapiło.
- Och, Ladie Kirka, cóż cię trapi? - Spytała Sheeli ciemnoskórej piękności. Ta jedynie przysiadła na krześle naprzeciwko. Odezwała się dopiero po chwili.
- Och, Nieustraszona Sheeli, duchy przodków mówią, że zbliża się nieszczęście.
- Cóż masz na myśli? – Dopytywała się Sheeli Ladie Kirka. Jednak nie było okazji usłyszeć odpowiedzi. Do Tawerny wpadła krótkowłosa dama w prostej, kraciastej sukni z białym fartuszkiem i skórzaną torbą w ręce - doktor Blaissa.
- Co tu się dzieje? Słyszałam strzały. Czy ktoś jest ranny? - Rzucała pytania, rozglądając się po knajpie.
- Nie, to tylko Dziki Najt - odpowiedzieli wszyscy zgodnie chórem. Doktor Blaissa oparła dłonie o biodra i westchnęła.
- No ten człowiek jest niepoważny. Ja mu coś kiedyś ukręcę. Przecież nawet nieumyślnie może komuś w ten sposób zrobić krzywdę - mruczała pod nosem. Zakończyła swą myśl kolejnym westchnięciem i siadła przy stoliku obok Ladie Trilly.
- Ladie Yadiri kochana, skoro już tu jestem mogłabyś mi podać dwie szklaneczki whisky? Zaraz przyjdzie tu jeszcze moja asystentka - poinformowała.
Jak zapowiedziała, tak i się stało. Już po chwili drzwi skrzypnęły a do środka weszła doktor Maggie z krótkimi włosami spiętymi z tyłu i jasną grzywką opadającą na czoło. Ubrana była w suknię podobną do tej, którą nosiła dr Blaissa. Wyglądała w niej jednak nadzwyczaj ślicznie.
- Och, pani doktor! Ktoś ranny? - Spytała, rozglądając się po sali. Doktor Blaissa, pociągnęła ją za rękę by usiadła i podsunęła szklankę whisky
- Spokojnie, to tylko Dziki Najt. - Poinformowała dziewczynę. Na chwilę wyraźnie się zamyśliła - Hm… A gdzie on właściwie jest? - Zapytała w końcu. Słychać było zbiorowe westchnienie
- Na zapleczu - odpowiedziała Ladie Angela urażonym tonem. Widocznie ten fakt niezbyt jej się spodobał. Po chwili pojawił się i sam zainteresowany. Wyszedł z drzwi prowadzących na zaplecze, zapinając koszulę i zaczesując do tyłu włosy, które z niewiadomych powodów lekko się rozczochrały. Odchrząknął.
- Och, miło Ladies widzieć. Doktor Blaissa, doktor Maggie, jak mija dzień? - Spytał uprzejmie. Kobiety skinęły głowami.
- Jednak, zanim pojawiła się doktor Blaissa, droga Ladie Kirka miała do powiedzenia coś ważnego - przypomniała Sheeli, wstając od stolika i podchodząc do Najta.
- Och, tak. Otóż duchy przodków mówią, że stanie się nieszczęście - powiedziała, ściszając głos. Nastała chwila milczenia. W tej ciszy doskonale było słychać trzask drzwiczek, gdy do tawerny weszła wysoka, postawna kobieta w popielatej, szerokiej sukni z falbanami, spiętej paskiem ze złotą klamrą. Suknie sięgała do łydek, odsłaniając wysokie kozaki z ostrogami. Na piersi kobiety przypięta była złota gwiazda szeryfa.
- Uwaga! Przy granicach miasta pojawili się najeźdźcy. Nie jest ich wielu, ale są dobrze uzbrojeni. Rabują, palą i gwałcą. Najeźdźcy Kłótnijscy.
- Kłótnie zapuścili się tak daleko? - Dopytywał się Najt, uważając się zwykle za najmądrzejszego - Wątpię by to było możliwe - odparł w końcu. Wkrótce jednak pożałował swojej słów, gdy oberwał po głowie gwiazdą szeryfa. Dotknął dłonią czoła. Pomimo grubej rękawicy czuł pod palcami pięcioramienny kształt.
- To ja jestem szeryfem. Jasne? - Rzuciła Ladie Hekatta. Najt pokornie przyjął porażkę, która mimo wszystko zdarzała mu się nazbyt często. – Wracając do tematu, musimy się bronić! Nie oddamy Knajpy! Nie oddamy gospody! Nie oddamy zamtuzu.
- Nie oddamy zamtuzu! - Powtórzyli wszyscy chóralnie. Mężczyźni i niektóre kobiety, a nawet młode panny, które tylko je posiadały, wyciągnęli rewolwery gotowi do walki z najeźdźcami. Nagle przy poręczy schodów na trzecim piętrz pojawiła się zgrabna postać w jedwabnym szlafroku narzuconym na halkę nocną.
- Och, pan Najt! - Wykrzyknęła z uśmiechem, zbiegając po schodach. W ciemnych włosach utkwiona była złota spinka z motylem. Prezent od Dzikiego Najta, który choć zjawiał się w ZaAssie City tylko raz na jakiś czas miał w nim stałą utrzymankę-kochankę. Wbrew podejrzeniom jednak głównie ze sobą rozmawiali lub upijali się, gdyż prócz delikatności i wdzięku panna owa miała mocną głowę. Ladie Aurilla lubiła swojego opiekuna szczególnie, że jako nieliczny potrafił dotrzymać jej tępa w piciu. Och, oczywiście były też kobiety równie niedoścignione w tej profesji - Ladie Joanne czy Ladie Ceresja.
- Witam moja droga - mężczyzna również wydawał się być zadowolony widząc swoją podopieczną. Dopiero wtedy z zaplecza wyszedł Rem, któremu pozbieranie się do kupy zajęło trochę więcej czasu niż Najtowi, biegłemu już w tej sztuce. Ladie Aurilla nie zwróciła jednak na to uwagi.
- Czyżby coś się stało? - Spytała zaniepokojona, patrząc na kilkanaście wyciągniętych rewolwerów.
- Znów te wredne Kłótnie. Tym razem większą gromadą, choć nie tak liczną by nie móc sobie z nimi poradzić - wyjaśnił jej Najt - wróć więc na górę i nie wychodź. Dla własnego
bezpieczeństwa - odpowiedział, zachodząc ją od tyłu i zapinając jej na szyi złoty wisiorek z niedużym oczkiem - czarnym brylantem. Uśmiech Ladie Aurilli poszerzył się
- Ach, panie Najcie, jakie śliczne - pisnęła, biorąc wisiorek w palce. Ten sielankowy nastrój popsuł jednak odgłos. Kula wybiła szybę. Słuchać było rżenie spłoszonych koni przed knajpą. Oto i pojawili się Kłótniowie. Młody Gal od razu wyszedł na przód.
- Możecie czuć się bezpieczne Ladies - powiedział. Zaraz przy nim znalazła się Ladie Ceresja
- Nie straszne mi strzelaniny! - Krzyknęła. Zaraz obok zza baru wyszła Ladie Joanne.
- A pewnie - powiedziała hardo. Najt ramię w ramię z Sheeli wyszli przed Gala.
- Zróbmy z tym porządek.
Również zacny Harp chciał wstać i dołączyć do walki, jednak żona uwiesiła się jego rękawa. A Madame miała uścisk naprawdę mocny.
- Nie zgadzam się - wykrzykiwała przytrzymując męża.
Ladies w rogach sali - Ladie Vassirasija i Ladie Natalie zgarnęły swoje rzeczy i udały się na piętro. Dwie Ladies zasiadające przy barze ani myślały odejść z pola bitwy. Siadły na schodach.
- Ależ będzie siekanka - skomentowała Ladie Ageliza. Ladie Limie zgodnie kiwnęła głową.
Ladie Hermiona mrucząc coś w stylu "biedne, spłoszone koniki" pognała wraz z Ladie Angel na schody drugiego piętra, gdzie czekały już rysowniczka i pisarka, by móc stamtąd oglądać całe zdarzenie. Ladie Trilly nie wiedząc, co z sobą zrobić dała się zaciągnąć kelnerkom w bezpieczne miejsce za ladą. Panie doktor były w stanie gotowości. Dwie Madame wdowy podkasały suknie.
- Niech tu tylko przyjdą… - mruczały, gotowe do pojedynku. Nagle drzwi się rozchyliły i ujrzeli w nich… małego psiaka. Ladie Hermena zbiegła szybko na dół, chwytając zwierzaka w objęcia.
- Mój ci on! - Krzyknęła biorąc psa na ręce i zabierając go z potencjalnego miejsca ostrzału. Kłótniowie pojawili się chwilę później. Walka była krótka, najeźdźcy nieprzygotowani na opór szybko uciekli. Wszyscy jednak wiedzieli, że wrócą, a wtedy rozedrga się ostateczne starcie. Przeto zwołano naradę.
Pierwszy raz od stuleci Knajpa pod Księżycem została zamknięta. W sali rozsunięto stoliki, ustawiono krzesła i wszyscy zasiedli w dużym kręgu. W centralnym miejscu siedziały oczywiście Szeryfowa Hekatta, wdowy Rachela i Pusza. W kręgu pojawiła się także osoba, której wcześniej nie było. Dziewczyna trochę zamknięta w sobie, nieznanego pochodzenia, jednak po manierach i sposobie wyrażania się, można było rozpoznać, że to panna z zamożnej rodziny, z poza ZaAssie City. Miała na sobie kasztanową, prostą suknię jednak ta skromność wyraźnie do niej pasowała i dodawała jedynie piękna. Pomimo, iż początkowo stroniła od towarzystwa knajpianego, z czasem zaczęła tu przychodzić coraz częściej. Zazwyczaj próbowała dyskutować mądrze na ważne tematy skali światowej z pijanymi, półprzytomnymi gośćmi. Wszyscy ją znali i szanowali. Tak, więc również Ladie Smaglin miała prawo głosu w tej dyskusji. Przez okno można było zobaczyć twarz uważnie zaglądającą do środka. Była to Frenzzi Freeze. Rzadko kiedy zaglądała do knajpy, acz lubiła wiedzieć co dzieje się w mieście. A w końcu tawerna była centrum towarzyskim miasta. Tak, więc nigdy nikomu nie przeszkadzało, że Frenzzi tam stała, co prawda Dziki Najt, nie rozumiejąc niektórych zwyczajów panujących w ZaAssie City próbował ją kilka razy zaprosić do środka, lecz po kolejnej nieudanej próbie nawet on dał sobie spokój. Dziś mężczyzna siedział po prawej stronie mając Nieustraszoną Sheeli a po prawej Ladie Aurille, która już przebrała się z pidżamy i teraz miała na sobie suknie w barwie ultramaryny, z dużą ilością falban i koronek oraz gorsetem z dużym dekoltem.
Na szyi oczywiście wisiorek od Najta. Temat zaczęła Szeryfowa.
- Otóż złe rzeczy dzieją się na ZaAssie City. Najeźdźcy Kłótnijscy są w stanie zrobić wszystko żeby nas poróżnić.
- Musimy się bronić - stwierdziła doktor Blaissa. Jej asystentka, doktor Maggie od razu podchwyciła tę myśl.
- Nie możemy przecież oddać tego miejsca bez bitwy! To prawie jak dom - mówiła, żywo gestykulując. Madames Rachela i Pusza przytaknęły.
- Mój mąż byłby rad bym ratowała jego ulubioną knajpę - szepnęła ze łzami w oczach Madame Rachela. Po chwili zebrała się w sobie - I żaden Kłótń mi w tym nie przeszkodzi! O nie, co to, to nie - powiedziała hardo. Madame Atressa pokiwała głową.
- Och oczywiście… ale bez udziału mojego syna i męża - zastrzegła Madame Atressa, łapiąc się za kamizelki syna po lewej i męża po prawej stronie. Gal żywo zaprotestował.
- Nie! Ja chcę walczyć – opowiedział.
- Pogadamy jak przez tydzień nie dostaniesz obiadu - warknęła Madame do syna. Dyskusję przerwała Kirka - Mogę być pomocna. Mogę pośredniczyć Duchom przodków. I znam tajemną magię - powiedziała, ściszając głos.
- To znaczy? - Dopytała się Yadiri, zainteresowana tematem.
- Na przykład…. Zaklęcie na rozwolnienie - zakończyła, uśmiechając się słodko.
- A co na to Ladie Ceresja?
- A róbta, co chceta - powiedziała, zakładając po męsku nogę na nogę - Jak będziecie walczyć, to i ja stanę z moim rewolwerem. Jak zdecydujecie się poddać, to pomogę nawet Kłótniom wynieść klejnoty na konie - zakończyła.
- Tylko nie moje klejnoty - wtrąciła Ladie Aurilla, gdyż to ona miała najwięcej ozdób. Z każdym przyjazdem Dzikiego Najta dostawała jakiś drobiazg.
- Walczmy więc - rzuciła Ladie Joanne.
- Nie ma innego wyjścia - podjęła Ladie Natalie.
- A nawet jakby było, to nie poddamy się przecież! - Zakrzyknęła Ladie Ageliza.
- To się nie godzi oddać knajpę złoczyńcom! - Dodała Trilly, która choć wpadała tu tylko przejazdem, to kochała owo miejsce. - Mam broń londyńską. Dobrą.
- Pożyczysz? - Spytała cicho Ladie Vassirasija.
- Ja też chcę walczyć! – wtrąciła Ladie Lime.
- Mogę pomóc… - powiedziała cicho Lady Smagli.
- Ja zaopiekuje się na czas bitwy zwierzętami. Żeby nic się żadnemu nie stało - zaproponowała Ladie Hermena.
- Ale Harp zostaje? - Upewniała się Ladie Atressa, gotowa sama iść na wojnę, byle mąż był bezpieczny.
- Och kochanie, nie mogę przecież… - powiedział, głaszcząc żonę po dłoni. Ich rozmowę przerwała Ladie Angelina.
- To zwykli rabusie, normalni, tacy jak - nikomu nie ubliżając - Dziki Najt, a wy od razu robicie z tego wielką aferę, że trzeba walczyć, że to Kłótnie. Wy wszędzie widzicie Kłótniów, poszaleliście ludzie - krzyknęła, zrywając się z krzesła.
- Angela wyjdź - powiedziała Szeryfowa Hekatta. Ladie Angela jednak nie zamierzała przestać.
- Zresztą każdy ma prawo tu przyjść. Jak taki Kłótń ma ochotę, to proszę bardzo! Nigdzie nie pisze, że Kłótniowie nie mogą wchodzić! – Ciągnęła dalej. Szeryfowa również wstała.
- Dość tego! Nie reagujesz na upomnienia. Wyjdź stąd - powiedziała twardym tonem. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale kobieta zacisnęła pięści.
- Wróć tu za siedem wschodów słońca, jak wszystko przemyślisz - powiedziała. Ladie Angela usłuchała, pod przymusem opuszczając Knajpę pod Księżycem.
- No, więc głosujemy.
- Ja… dobrze, tak! - Madame Atressa.
- Pewnie! - Ladie Ageliza.
- Dobrze więc. - Ladie Natalie.
- Jestem gotowa do walki! - Ladie Joanne.
- A czemu nie… - Ladie Limie.
- Tak! - Zgodnie chórem Madame Pusza i Rachela.
- Nie mamy wyboru - opowiedziały doktor Blaisa i doktor Meggie.
- Walczmy - Ladies kelnerki, Kirka i Yadiri.
- Gotowa! - Ladie Trilly.
- Oczywiście - Ladie Vassirasija.
- Może być - Ladie Cecesja.
- Tak – Harp.
- Sądzę to, co mój ojciec – Gal.
- Hm… nie mam nic przeciwko - Ladie Smagli.
- Och… ja… nie wiem, ja… dobrze… niech tak będzie - z wahaniem Ladie Hermena.
- Nie ma sprawy! - Uśmiechnął się Rem.
- Chcę walczyć! - Ladie Aurilla.
- Wybij to sobie z głowy… To znaczy… eeee. Oczywiście, że jestem za walką - Dziki Najt.
- Myślę tak samo - Nieustraszona Sheeli.
- No to świetnie - zakończyła Szeryfowa Hekatta.
Wszyscy rozeszli się do swoich domów, by móc w spokoju przygotować się do jutrzejszego, pełnego emocji dnia. Dla niektórych jeszcze ten dzień się nie skończył. W sali zostały Szeryfowa Hekatta, Madames Rachela i Pusza, doktor Blaise, Ladie Aurilla, Ladie Ceresja, Ladie Joanne jako zarząd miasta.
- Tak więc wszyscy wiemy, że nie wszyscy którzy chcą, mogą walczyć i nie wszyscy którzy mogą - chcą. Tak więc musimy wytypować jedną osobę, która mogłaby swoim darem dyplomacji przekonać każdego do tego, jakie zadanie ma pełnić. Tylko to może potrwać całą noc? Skąd my znajdziemy chętnego frajera?
- Może ciągnąć losy? - Zaproponowała Ladie Aurilla. Nagle w drzwiach pojawił się Najt.
-Eee… przepraszam. Zapomniałem kapelusza. - Powiedział, zabierając zgubę z parapetu – E? Co się tak wszyscy na mnie patrzą??
A ten wieczór zapowiadał się tak pięknie dla Dzikiego Najta. Jednak dostał on propozycję – dosłownie - nie do odrzucenia. Tak więc czy chciał czy nie chciał, ubrał się w swój czarny płaszcz i wyszedł na ciemną ulicę. Obmyślał kolejność.
- No, więc kto na końcu… na pewno Joanne, bo z tą to będzie trzeba się siłować na picie, to potem nie będę miał siły iść dalej, chociaż nie, na końcu przydałby się Rem… A co z Aurillą? Tak, Aurilla też musi być na końcu. Ach, no i Sheeli oczywiście. Tak, Sheeli też na końcu. Ups, koniec mam tylko jeden - przypomniał sobie i stwierdził, że najlepiej iść po kolei. Naprzeciw tawerny stał dom rodzinny Bankiera Harpa. Drzwi otworzyła mu Madame Atressa.
- Och, Najt, cóż cię tu sprowadza? Proszę, wejdź - zaprosiła gościa do środka.
- Hm... W skrócie chodzi o to, żebyś pozwoliła Harpowi i Galowi walczyć - powiedział Najt. Madame nie była tym zachwycona, jednak skinęła głową.
- Hm… nie chcę, by coś im się stało, jednak rozumiem, że to ważna sprawa i ich potrzebujecie. Oni sami również chcą walczyć. Więc i ja pozwolę na to, ale chciałabym być blisko.
- Mogę ci to załatwić. Jakieś prace na froncie - zaproponował Najt. Madame Atressa skinęła głową - Przekaż więc to Harpoowi i Galowi - jutro o świcie z uzbrojeniem w knajpie dobrze, Madame Atressa?- Poprosił Dziki Najt. Kobieta skinęła głową.
- Dobrze - potwierdził Najt wstał.
- Więc i ja nie przeszkadzam. Dobranoc - powiedział, i opuścił dom Bankiera Harpa. Skierował się do salonu artystycznego. Tak mógł zastać wiele osób. Bez trudu znalazł pokój w którym mieszkały Ladies Natalia - jako pisarka i Ageliza - jako wieczna artystka. Oprócz tego Ladies były siostrami. Ściany pokoju wymalowane były w wielkie motyle - dzieło Ladie Agelizy, której kozaki przypominały ukwieconą łąkę. Natalie siedziała przy stoliku, poprawiając swoje prace. Ageliza otworzyła Najtowi drzwi.
-O Najt, nie spodziewałyśmy się tu ciebie. Proszę wejdź - zaprosiła Ladie Ageliza - Natalie, spójrz kto do nas przyszedł - zawołała do siostry. Ladie Natalie uśmiechnęła się.
- Dziki Najt, no coś takiego…
- Ech, mam sprawę. - Zaczął mężczyzna - Więc w zasadzie to chodzi o to, że Ladie Natalie ma grzecznie siedzieć na trzecim piętrze, Ladie Ageliza natomiast, jako iż i tak nie usiedzi, może walczyć - powiedział. Ladies przyjęły to bez kłótni. Ladie Agelizie nawet bardzo spodobał się pomysł, żeby walczyła.
- Muszę iść dalej. Zbieramy się jutro o świcie w knajpie. Ladie Ageliza nie zapomnij rewolweru - przypomniał Najt i wyszedł. Zszedł piętro niżej, gdzie swój pokój miała Ladie Vassirasija.
- Ekmh… - zaczął, by zwrócić na siebie uwagę dziewczyny, ona jednak pogrążona była w rysowaniu na tyle, że nie zauważyła gościa - Ladie? - Zagadną, dopiero wtedy dziewczyna oderwała wzrok od kartki.
- Najt! - Ucieszyła się wyraźnie na jego widok
- Mnie również miło ciebie widzieć. Jutro o świcie stawiamy się wszyscy w Knajpie. Ty również, choć nie będziesz walczyła.
- Mogę walczyć! – Zaprotestowała.
- Nie! To jasne? - Spytał, mrużąc oczy. Ladie Vasirrasija pokornie skinęła głową.
- Tak...
- To świetnie, ja lecę dalej - poinformował Najt, już zamierzając iść dalej.
- Już idziesz? Nie zostaniesz? - Dopytywała się.
- No, jakoś nie mam nastroju - zorientował się ze mogło to dwuznacznie zabrzmieć - Ani czasu - dodał, opuszczając pokój. Następnie skierował się do szpitala, gdzie zastał doktor Blaisse i doktor Maggie.
- Och, witam - tym razem to on zaczął. Miał już serdecznie dość, więc chciał załatwić sprawę jak najszybciej - Tak wiem, że się cieszycie, że mnie widzicie. Jutro będzie potrzebna pomoc drogich Ladies, przy rannych. Czy możemy na was liczyć? - Spytał. Doktorki naradziły się między sobą.
- Dobrze, po to jesteśmy, by pomagać innym – stwierdziły.
- Uch, to świetnie. Widzimy się w Knajpie o świcie. Wiecie może, gdzie są Ladies Kirka i Yadiri? – Spytał stając w progu.
- Tak, są u nas na oddziale. Ladie Kirka próbowała na Ladie Yadiri swoich czarów… - na chwilę wstrzymała się - na rozwolnienie - dodała ze śmiechem. Najt westchnął i udał się do sali, w której leżała Ladie Yadiri. Tuż obok jej łóżka siedziała Ladie Kirka statystycznie co pół minuty pytając czy koleżance niczego nie potrzeba.
- Witam Ladies. Mam nadzieję, że do jutra wydobrzeje - powiedział, wskazując na Ladie Yadiri
- Oczywiście - odparła Ladie Kirka.
- To dobrze. Ladie Yadiri, Ladie Kirka - będziecie pomagać w organizacji, to znaczy żeby wszyscy byli tam gdzie mają być. Jesteście zwinne, sprytne, poradzicie sobie. A i Ladie Kirka w czasie bitwy możesz rzucić kilka uroków na rozwolnienie - roześmiał się uroczo Najt. Potem pomachał do Ladies i wyszedł. Spotkanie to poprawiło mu humor. Jak zwykle kiedy widział się z Ladies Kirkę i Yadiri. Został mu do odwiedzenia mały domek, w którym mieszkały Madames Rachela i Pusza. Gdy zapukał do drzwi, otworzyły mu widocznie niezadowolone że go widzą.
- Witam, miło widzieć drogie Madames, bo chodzi o to… - zaczął, ale nie było mu dane skończyć, bo przerwała mu Madame Rachela.
- Byłyśmy na zebraniu kretynie i wiemy kto, gdzie, jak i dlaczego. Nie musiałeś tu przyłazić i wyciągać nas z łóżek - poinformowała Najta i trzasnęła mu drzwiami przed twarzą. Mężczyzna westchnął i pacnął się dłonią w czoło, kontemplując własną głupotę. Wrócił do Knajpy i udał się na pierwsze piętro, gdzie były pokoje. Najpierw zamierzał pójść do pokoju Ladie Jaonne, ale przypomniał sobie, ze ona również była na zebraniu. Pokój Ladie Ceresji sobie również więc odpuścił. Zaszedł do pokoiku, który zamieszkiwała Ladie Harmena. Gdy tylko drzwi się otworzyły na Najta skoczył nieduży, żółty, puchaty psiak szczekając radośnie. Ten sam, którego wczoraj Ladie Hermena uratowała z pola walki.
- Witam Ladie Hermeno. Zależy nam na twoim bezpieczeństwie, dlatego rozumiem, że jak zwykle rano będziesz szła nad potok jednak też powinnaś stawić się w Knajpie jak najwcześniej, zanim wszystko się zacznie i ukryć się na trzecim piętrze - poinformował dziewczynę.
- Och nie, nie karzcie mi tam być! Nie chcę widzieć, słyszeć jak umierają ludzie. Bo widzisz drogi Najcie… moja matka została postrzelona w takiej bitwie. Nie chcę by i wam się coś stało - powiedziała cichutko.
- Droga Ladie, spokojna głowa, nie pozwolę by komukolwiek się coś stało. O siebie też postaram się zadbać - odpowiedział jej z uśmiechem, wsadzając jej na ręce puchatego psiaka - Zabierz go ze sobą. Chyba nikt nie chce by coś mu się stało, prawda? - Roześmiał się sympatycznie, a i Ladie Hermenie udzielił się lepszy humor. Teraz ze spokojnym sumieniem mógł pójść do następnego pokoju zamieszkiwanego przez podróżną Trilly.
- Witam drogą damę.
- Witam drogiego pana - opowiedziała panna Trilly jak zwykle uśmiechnięta, pomimo późnej pory - Zapewne chodzi o jutrzejszy dzień?
- A jakże inaczej. Otóż Ladie zejdzie jutro o świcie, rozda broń i wróci na piętro. Nie chcemy by drogiej Ladie się coś stało. – Powiedział, a Ladie Trilly pokiwała głową.
- A co z resztą dziewcząt? – Spytała.
- One też tu będą. No te, które nie walczą. Ladies Kirka i Yadiri obiecały mi, że spróbują się nimi zająć, ale jakbyś mogła, droga Ladies również rzucić na nie okiem, dobrze? - Poprosił. Dziewczyna skinęła głową.
- A teraz pozwól, Najcie że pójdę już spać. Pora późna a dzień jutrzejszy wcześnie się zacznie - powiedziała i zamknęła drzwi. Teraz Najt musiał pójść do Ladie Limie. Zapukał w drzwi. Musiał chwilę poczekać zanim dziewczyna mu otworzyła. Była owinięta białą kołdrą, widocznie kładła się już spać. Bez makijażu i czarnej, ekstrawaganckiej sukni również wyglądała pięknie. Najt zlustrował dziewczynę wzrokiem i powrócił do jej twarzy.
- Chodzi więc o jutrzejszy dzień. Wiem, że podobnie jak Ladie Ageliza nie usiedzisz, droga Ladie w spokoju. Dlatego to będziesz mogła walczyć, jednak staniecie gdzieś z tyłu, dla waszego bezpieczeństwa - poinformował dziewczynę. Myślał, że będzie ciężej, jednak ona skinęła głową przyjmując to do wiadomości. Może po prostu o tej porze nic nie było w stanie jej zdenerwować - Więc widzimy się jutro o świcie na dole - dodał i poszedł dalej. Miał już dość, jednak wiedział, że teraz czeka go najlepsza część roznoszenia wiadomości. Zszedł na dół do małego pokoiku na zapleczu. Stało tam nie duże łóżko i szafka Rema. Najt dobrze wiedział jak przekazać informacje, by nie usłyszeć słowa sprzeciwu.

*** Cenzura***

Najt wyszedł cicho z pokoju, by nie obudzić Rema, poprawiając pasek i zaczesując włosy do tyłu. Teraz zostało mu tylko wrócić do pokoju i powiedzieć wszystko, co miał do powiedzenia Sheeli. Dziewczyna już spała - ba, nic dziwnego. Każdy normalny człowiek spał o tej porze. Dopiero teraz zrozumiał, czemu Madame Rachel i Pusza nie były zachwycone jak bez potrzeby wparował do ich domu. Położył się do łóżka. Sheeli odwróciła się w jego stronę.
- I jak? –Spytała cicho. Mężczyzna mruknął coś niezrozumiale. Po chwili odpowiedział.
- Jakoś. Wszyscy wiedzą, a ja się nie wyśpię.
- Poświęciłeś się dla dobra sprawy - zachichotała cicho.
Mężczyzna pogłaskał ją po jasnych włosach.
- Będziesz jutro walczyć przy moim boku? - Spytał.
- Oczywiście. To dla mnie zaszczyt – odpowiedziała, przytulając się do mężczyzny i zasypiając. On również zasnął. Obudził się na czas - słońce dopiero powoli wyłaniało się zza horyzontu. Ubrał się i zbudził Sheeli.
- Hej, pobudka. Nie ma czasu na spanie - szeptał, delikatnie potrząsając za jej ramię - Ubieraj się, czekam na dole - powiedział, opuszczając pokój. Skierował się do mieszkanka Lady Aurilli. Wczoraj nie musiał u niej być, więc zrezygnował z odwiedzania jej tak późno w nocy. Należało jednak spotkać się z dziewczyną przed bitwą. Otworzyła mu drzwi, trochę zaspana, acz już ubrana i uczesana. Na szyi miała Najtowy wisiorek.
-Witam Aurilla. Wybacz, że wczoraj nie przyszedłem - powiedział, przytulając dziewczynę - Boję się o ciebie. Obiecaj, że nie będziesz się mieszać do walki - poprosił. Ladie Aurilla skinęła głową na znak potwierdzenia.
- A teraz nie zamartwiaj się póki nie ma nad czym. Chodź, czekają na nas - powiedziała, ciągnąc za rękę mężczyznę. Najt uśmiechnął się smutno i zeszli na dół. Wszyscy byli już gotowi. Gal z Harpem ustawiali zaporę z przewróconych stolików, za którą można by się schować podczas strzelaniny i która nie dopuści do wdarcia się Kłótni do środka. Najta niepokoiło tylko jedno - Ladie Hermena wciąż nie wracała znad strumyka, a Ladie Angela jak wczoraj znikła tak już nikt jej nie widział. Czekali wszyscy w napięciu, w milczeniu. Nie potrzeba było słów. Każdy wykonywał swoje polecenia, nikt się nie wyłamywał, nikt się nie sprzeczał. Wiedzieli, że nie czas na to. Nagle na końcu drogi pojawiła się postać Ladie Hermeny w haftowanej różnobarwnymi nićmi sukience. Szła coraz szybciej i szybciej. Po chwili już biegła, trzymając wysokie buciki w ręce. Gdy tylko udało jej się wbiec na ganek Gal pomógł jej przejść na drugą stronę barykady. Była bezpieczna.
- Nadchodzą - powiedziała cicho jednak jej szept rozniósł się po całym pomieszczeniu.
- Niewiele brakowało - dopiero teraz Najt odetchnął. Po chwili jednak napięcie znów powróciło, gdy na końcu piaszczystej drogi, wśród unoszącego się pyłu zobaczyli sylwetki Kłótni na koniach. Naładowali rewolwery. Najt miał też pewien drobiazg od Ladie Trilly, ale zamierzał go wykorzystać w odpowiedniej chwili. Położył rękę na uchwycie rewolweru, nie wyjął go na razie z kabury. Kłótnie zatrzymali się i zsiedli z koni. Mieli krótkie noże i rewolwery. Jeden z nich ośmielił się podejść prosto do zapory. Nikt jednak nie zaczął jeszcze strzelaniny. Gdy już Ladie Joanne wycelowała w czaszkę przeciwnika, ktoś wypchnął z grupy wrogów ku mężczyźnie blondwłosą pannę w białej sukni. Bała się - było to widać w jej oczach, gdy Kłótń przyciągnął ją do siebie i przyłożył do głowy rewolwer.
- Nie waż się - warknął Najt przez zaciśnięte zęby, pewnej chwyciwszy w dłoni rękojeść rewolweru. Najeźdźca wyzwał go na swego rodzaju pojedynek. Kto pierwszy, ten lepszy. Albo Najt pierwszy strzeli w niego, albo on w Ladie Angeline. Rewolwer przeciwnika dotykał jednak lufą skroni dziewczyny, gdy Najt musiało w tym czasie jeszcze wyciągnąć i wycelować. Nie bał się, że rewolwer zawiedzie i nie wypali - bardziej się bał czy nie zawiedzie on sam. Jak na niewypowiedziany rozkaz, palce mężczyzn zostały umieszczone na spustach, lecz wystrzał padł tylko jeden, natomiast dwa ciała padły na ziemię. Martwy Kłótń i nieprzytomna Ladie Angela. Stali na tyle blisko, że dziewczyna upadła na przewrócone stoły. Raczej upadłaby, gdyby nie pochwycił jej Gal, który błyskawicznie skoczył w jej kierunku, złapał omdlałą Ladie i przeniósł do środka knajpy. Potem powrócił, zostawiając Angie pod opieką Ladies Kirki i Yadiri.
Czekali na pierwszy ruch. Próba charakterów. Pierwszy nie wytrzymał jeden z Kłótniów, strzelając do Harpa, który zdążył się w porę uchylić i kula wbiła się w ścianę. Ladie Hermena pisnęła. Kule rwały powietrze, lecz Knajpiana Brygada pomimo dużych dawek alkoholu codziennie wlewanych do organizmu zachowała świetny refleks i nikt nie został ranny. Do czasu. Nagle wśród świstu kul dało się usłyszeć okrzyk Ladie Hermeny.
- Ozzy! - Sheeli, którą bitwa rozdzieliła z Najtem i teraz próbowała się znów przedrzeć do partnera usłyszała to. Popatrzyła z zapytaniem na dziewczynę - Ach, mój piesek kochany. Zapomniałam od nim nad strumieniem. Idzie tu! Och, gdy ci brutale go zauważą, zabiją go! - Mówiła, starając się przekrzyczeć świst kul, chowając twarz w dłoniach.
- Spokojnie, spróbuje się przemknąć i go uratować – powiedziała - a tymczasem idź do doktor Blaissy i doktor Maggie i poproś środki uspokajające, jasne? - To mówiąc skierowała się w stronę okna. Zauważyła to Szeryfowa, spróbowała więc przedrzeć się w jej stronę, jednak chwilową dekoncentrację przypłaciła strzaskanym kulą łokciem. Rewolwer wypadł jej z ręki. Wtedy z góry zbiegły buntowniczki - Ladies Ageliza i Limie. Przemknęły przez pole bitwy zabierając z niego szeryfową i zakładając prowizoryczny opatrunek. Dopiero, gdy znalazły się bliżej schodów, podbiegły do nich doktorki, profesjonalnie pomagając rannej. Ladie Atressa patrzyła na to wszystko tuląc do siebie Trilly. Bardzo bała się o męża i syna. Gdy czasem znikali jej z oczu, jej serce biło jak szalone nie wiedząc, co się z nimi dzieje. Nagle spostrzegła Nieustraszoną Sheeli wydostającą się przez okno ukradkiem. Jednak nie tylko ona to zauważyła.
- Najt! –wrzeszczała najgłośniej jak umiała. Mężczyzna odwrócił się - Sheeli! – Krzyknęła, wskazując ręką na okno, za którym zniknęła dziewczyna. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Sheeli złapała pieska, przyciskając go mocno do piersi. Jej źrenice rozszerzyły się, zauważając, że jeden z Kłótniów celuje do niej. Najt przeskoczył zwinnie barykadę, przeskakując wszystkie schodki na raz i wybijając się z ostatniego. Przebiegł w okamgnieniu w kierunku Sheeli. Kłótń nacisnął spust. Kula pomknęła w kierunku dziewczyny i trafiłaby w klatkę piersiową, gdyby nie Najt, który mocno przytulił do siebie dziewczynę, osłaniając ją własnym ciałem. Jego źrenice gwałtownie rozszerzyły się. Upadł na ziemię. Sheeli nie zważając na panujący wokół zamęt uklękła przy nim.
- Och nie… - szepnęła, kładąc jasną dłoń na policzku mężczyzny. Nagle po drugiej stronie barykady znalazła się również Ladie Aurilla, biegnąc ile sił w nogach z podciągniętą na wysokość ud suknią. Zaraz za nią pojawiła się doktor Blaissa z torbą lekarską. I zaprzestano ostrzału, gdyż wszyscy obrońcy zbiegli się wokół rannego. Dr Blaissa przyklęknęła przy nim.
- Hm… kula utkwiła głęboko w ciele. Obawiam się… - jednak nie dokończyła, gdyż Aurilla wybuchła płaczem. Gal przytulił ją, dodając otuchy. Zjawili się także inni, prosząc by starała się uratować Najta. Ale na wszelaki ratunek było już za późno. Z jego ust ciekł strumyczek krwi, rana krwawiła, farbując czerwienią jasną sukienkę Sheeli. Dziewczyna przytuliła policzek do policzka Najta.
- Nie możesz mnie zostawić, ojcze - powiedziała z płaczem. Wszyscy zaniemówili na chwilę, nawet zszokowana Ladie Aurilla przestała chlipać. Nikt nie spodziewał się, że nieodłączna partnerka Dzikiego Najta, Nieustraszona Sheeli jest jego córką. Tak zastygli, w milczeniu, w smutku. Oczy mężczyzny zastygły nieruchomo. Gal zabrał Aurillę do wnętrza, gdzie siedziała reszta Ladies. Gdy dowiedziały się o nieszczęściu, niektóre panny płakały, tuląc swoje towarzyszki, inne siadały z dala od wszystkich zamykając się same w sobie. Ladie Angela nie płakała. Siedziała, kiwając się monotonnie, wpatrzona w jeden punkt. Ladie Hermena objęła ją pocieszająco szepcąc coś o tym, że wszyscy odchodzą. Sheeli nie płakała, choć dolna warga nieznacznie jej drżała. Powoli wyciągnęła zza pasa krótki sztylet. Nikt tego nie zauważył. No prawie. Madame Atressa wypatrzyła to swym orlim wzrokiem, jednak nic nie powiedziała. Wiedziała bowiem, jak mocno z przyjacielem - ojcem związana jest Sheeli. Zamknęła oczy opuszczając głowę, gdy dziewczyna szepnęła coś cicho i wbiła sztylet w klatkę piersiową. Cicho opadła na ciało Najta. Piasek wokół szybko nabierał koloru czerwieni. Dopiero później wszyscy zauważyli, że Nieustraszona Sheeli odeszła. Doktor Blaissa chcąc sprawdzić czy nie da się jeszcze pomóc dziewczynie została powstrzymana przez Ladie Aurillę.
- Nie… nawet jeśli miałaby jakieś szanse przeżyć, nie chciałaby tego. Nigdy nie widziałam tak przywiązanych do siebie ludzi, których łączyłoby jedynie platoniczne, może nawet jedynie przyjacielskie, no i oczywiście ojcowskie uczucie - powiedziała, naciągając na twarz czarną, wdowią woalkę. Mężczyźni zdjęli kapelusze, przyciskając je do piersi. Szeryfowa podeszła krok do przodu.
- Nie był takim złym człowiekiem jakby nam się wszystkim wydawało. A może był, tylko teraz go usprawiedliwiam - powiedziała, ze smutnym uśmiechem. Potem zapadła cisza w zalewającym domy blasku wschodzącego słońca.
A Kłótnie stali pod barykadą.
- Ej, co się dzieje? A gdzie walka? Gdzie strzelanina? - Dopytywali się.
- Oszaleliście? - Rzuciła ze zdenerwowaniem Madame Rachela - On tu umiera, ona umiera, a wy chcecie żebyśmy walczyli? Nie widzicie, że mamy inne, ważniejsze rzeczy? - Okrzyczała ich. Dołączyła do niej i Madame Pusza. Skarceni Kłótniowie odjechali i już nigdy więcej nie powracali do ZaAssie City, może rozumiejąc, że nic nie złamie przyjaźni i braterstwa w tamtejszej knajpie. A może po prostu było im nie po drodze. A jak było naprawdę - tego nigdy się nie dowiemy.

Jeśli tylko znajdziesz ZaAsie City, a w centrum Knajpę pod Księżycem, i jeśli do północy nie będziesz tak pijany, że nie będziesz w stanie ustać na nogach, jeśli o tej porze będzie chciało ci się wyjść, zamiast wpaść do "Dzielnicy rozpusty" to wyjdź na ganek tawerny i spójrz w stronę kamiennego klifu. Tam też, na szczycie możesz ujrzeć dwie sylwetki na tle księżyca – kobieca i męską. Jego ciemne włosy kontrastują z jej blond włosami. Jej jasna suknia, trochę brudna wybija się przy jego czarnym płaszczu.

The end
Powrót do góry
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:17, 06 Lis 2006    Temat postu:

och, Najt!...
<ladie Aurilla umiera>
<i nie wstaje>
nie wiedziałam, na co się godzę... chyba dobrze, że nie wiedziałam, kwik!
to było cudowne!...
<umiera jeszcze raz>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zaheel
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki



Dołączył: 14 Sty 2006
Posty: 2478
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibyladii

PostWysłany: Pon 11:10, 06 Lis 2006    Temat postu:

Knajpiany dziki zachód rządzi!
Ten tekst jest jednym z niewielu, który mogę czytać wiele razy i za każdym się śmiać. Powrórzę jeszcze raz, bardzo dobrze oddane chraktery. Świetne Tatuś! Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angel
księzniczka księżycowej poświaty



Dołączył: 27 Wrz 2005
Posty: 1809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Mare Imbrium

PostWysłany: Pon 11:38, 06 Lis 2006    Temat postu:

Łiii! Śliczne! Kwiczne! Emocja moja jest podobna do Achai, ale tylko ciut, ciut. I tu właśnie że, tak się wyrażę, po chamsku "Talent przemawia pełną gębą" Sama nie wiem, co mówię, ale wiedz jedno, Najt - po przeczytaniu tego wpadłam w Euforię. Przez wielkie E!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
smagliczka
szarak samozwańczy



Dołączył: 26 Wrz 2006
Posty: 1412
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto nad Wisłą

PostWysłany: Pon 14:20, 06 Lis 2006    Temat postu:

Łehehe ŚŚŚŚwietny pomysł z tym knajpianym fikiem Very Happy
I Ladie Smagli miała swoje pięci minut!

Ladie Smagli jest pod wrażeniem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pon 16:41, 06 Lis 2006    Temat postu:

Gałkiewicz, ja Gałkiewiczowi... Jak może zachwycać, jeśli nie zachwyca?...
Chyba zaczynam wątpić we własną poczytalność przeglądając poprzednie komentarze...

Pomysł znakomity, wykonanie do chrzanu. Za dużo wyliczanek, sucha, zniechęcają narracja. Dowcip wygląda zza literek, tak, widzę go nawet, ale niestety tonie wśród ogólnej nijakości.
Niestety, Najt, lepiej sprawdzasz się w poetyckich yaoicach, tam, to cie nawet lubię i czuję. Groteska pasuje do ciebie jak do mnie trzynastozgłoskowiec.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rej
moderator krwisty



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1150
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze Zmroku

PostWysłany: Pon 16:53, 06 Lis 2006    Temat postu:

Pozwól, że skomentuję dokładniej później, ale co powiem teraz: z tego, co wiem, to Trill przebywa w Edynburgu, nie w Londynie...
(i po kimże Pusz jest wdową, czy ja o czymś nie wiem? Razz)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 19:16, 06 Lis 2006    Temat postu:

Masssssakra <w pozytywnym tego słowa znaczeniu> ... Ja i Atra i... ja nic nie wiedziałem ... kiedy, gdzie i jak?? O mój Gocie ... gdybym ja był taki jak w tym opowiadaniu Wink
Powrót do góry
Galathili
lunatyczny amator soczku



Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:22, 06 Lis 2006    Temat postu:

Przepraszam ... ale ten gośc to ja - Galathili ... net mi szwankuje <grrrrrr>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angel
księzniczka księżycowej poświaty



Dołączył: 27 Wrz 2005
Posty: 1809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Mare Imbrium

PostWysłany: Pon 19:57, 06 Lis 2006    Temat postu:

Gdybyś był taki jak w opowiadaniu, to co? <chichocze>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:02, 06 Lis 2006    Temat postu:

to by porwał ladie Aurillę ze szponów Najta Sodomity i uwiódł, i wywiózł gdzieś daleko Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:41, 06 Lis 2006    Temat postu:

Nie wiedziałam, że faceci też mają skłonności do aż tak szczegółowego opisywania strojów(przebija się przez kilometry falbanek) ;> I wszyscy jesteśmy mary sue... Taki leciutki przyrost formy nad treścią. Ale pomysł fajny, nie wpadłabym raczej na coś takiego(dziki zachód - idzie sobie powyobrażać).

Ale romantycznej śmierci nie mogłeś sobie odpuścić, co? Razz

(kfik)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
lunatykująca wampirzyca



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 1434
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: komoda

PostWysłany: Wto 15:58, 07 Lis 2006    Temat postu:

Aurora napisał:
to by porwał ladie Aurillę ze szponów Najta Sodomity i uwiódł, i wywiózł gdzieś daleko Razz

A ja bym miała świetny pretekst żeby go wydziedziczyć! Jupi! Razz

<chichocze>
Bardzo fajnie, Najt... Smile
Ale w paru momentach miałam ochotę Cię uszkodzić Wink

I wygląda na to że mamy największe zagęczenie piękności na świecie Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Wto 16:28, 07 Lis 2006    Temat postu:

Cytat:
dzwiczkami do pasa na ruchomych zawiasach
. Sam nie czuję kiedy rymuję Wink I cenzura jest odpalista. Strasznie się w tym momencie uśmiałam.
Tylko- jak napisała Noeś- te kilometry koronek... To są lata świetlne koronek, falbanek i tiulów! Trochę za dużo tego. Na początku myślała, że odpadnę, ale "widok" Agelizy mnie powstrzymał. I jeszcze to chodzenie i informowanie każdego... uuuu! /nat stawia oczy na zapałki/
Zakończenie zamaszysto-hollywoodzkie. Nie przeszkadza, ale troszkę się pochichrałam.

Dziękuję za tą nimfę Wink Tylko warkocza już ni ma- zcięłam brutalnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hermiona Granger
srebrnogrzywy bimbrowiec



Dołączył: 14 Wrz 2006
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: ...:::Fox River:::...

PostWysłany: Wto 17:06, 07 Lis 2006    Temat postu:

Pomijając to wszystko (i to że mam trzy imiona: Hermiona , Hermenia i Hermena) ja chcę żeby to miało dalszy ciąg...ja chcę i koniec ja chcę wiedzieć co było po ich śmierci...

Ja i przeszłość kryminalna.....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin