Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Bliźnięta
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 19:22, 25 Wrz 2007    Temat postu:

Mogłam nie czytać...
(tłucze głową w ścianę)
Miałam szczerą chęć dotrwać, aż wrzucisz zakończenie i dopiero wtedy połknąć opowiadanie w całości.
Ale nie dotrwałam.
Cholera!
I teraz Ómieram w związku z miliardem znaków zapytania, które się wokół kłębią i zasłaniają widok.

Świetne scenki rodzajowe!
a) staruszek bez ł
b) bibliotekarka
c) fryzjerka od trupów.
Smaczków tu od groma, aż się przyjemnie czyta! Styl lekki, przyjemne ludzki słabostki, wszystko bardzo uprawdopodobnione. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba Smile

Przeplatanki listowne intrygują. Kim jest Emilia? O co tu chodzi, do ciężkiej cholery?... Czuję się jak Ote. To nie fair. Ja chcę wreszcie dostać kluczyk od skrzyneczki i zajrzeć do środka.

Włosy!...

Krótko mówiąc - rzecz wciągająca, że łomatkoświęta. Cierpię. Chcę więcej.
Ale... ponieważ już uwielbiam to opowiadanie, będę się czepiać, co by było jeszcze lepsze.

SPACJE PO MYŚLNIKACH - popraw to, Nat, litości! Będę ci tak długo suszyć głowę, aż wszystko ładnie zedytujesz. Tak być nie może. Nie, żeby mnie to jakoś bardzo bolało, ale powinnaś się wreszcie wdrożyć w reguły, bo łamanie ich naprawdę nie przynosi korzyści. Wręcz przeciwnie. Mogą ci w jakimś konkursie opowiadanie odrzucić i tyle będziesz miała. Dlatego PILNUJ TYCH SPACJI, jak nie dla siebie, to chociaż dla mnie! Wink

Błędy wyszukiwałam od początku. Bo czytałam wszystko raz jeszcze.

Cytat:
Nikt nie chce podpaść reszcie; to draństwo! Nigdy nie byliśmy tacy dla nowych u nas w skole

szkole

Cytat:
- Cześć!- rozległo się od strony płotu. Ote zamarła, a jej policzki pokrył rumieniec. Za ozdobnym ogrodzeniem stal chłopak (chyba w jej wieku) i zapewne od dłuższej chwili przyglądał się ich zabawie.

Lepiej przekształć tak, żeby nie było nawiasu. Tego rodzaju nawiasy nie są dobrze widziane.

Cytat:
Mogę? spytał, podchodząc do płotu.

Brak spacji.

Cytat:
zachrystii

zakrystii

Cytat:
o ns myślał.

literówka

Cytat:
Tak dawno do Ciebie nie pisałem, a jeszcze dawniej Cię nie widziałem.

Stylistycznie nie tak. Trzeba przeredagować. (... a nie widziałem cię jeszcze dłużej - czy coś w tym stylu)

Cytat:
Zdjęcie przedstawiało dwie kobiety trzymając się pod rękę;

trzymające się pod rękę

No. Tyle.
Zlituj się i dawaj mi tu natychmiast kolejne części! Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Śro 18:28, 26 Wrz 2007    Temat postu:

O rety. O rety. O rety.
Szefowo, ja jestem... skołowana, zszokowana i wogóle. O rety. Tyle miłych słów. O rety-rety.

/wali głową w stolik/
To do tych spacji. Bo już tyle osób mi o tym mówi, a ja po prostu zapominam! Raz pamiętam i jest cacy, a za kilka dni jak przepisuję, to jajo. Och, przepraszam, przepraszam.
Dziękuję za wszelkie korekcje, cierpliwość i ogólną chęć przeczytania.
Oj, ludu, nawet nie wiecie, jak się cieszę, że wam się podoba. Tylko się boję, żebyście się nie rozczarowały.
No. Już wcale niedużo jest do przepisania. Już będzie z górki.
Chyba.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Sob 16:26, 27 Paź 2007    Temat postu:

Ta wersja została zastąpiona przez lepszą, więc tego Smile Ta lepsza jest niżej, a ta stąd u mnie w pliku. Mam nadzieję, że zostanie owiana całunem zapomnienia Razz

Ostatnio zmieniony przez Natalia Lupin dnia Śro 17:40, 31 Gru 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 0:17, 28 Paź 2007    Temat postu:

Czy się zawiodłam?
Właściwie nie wiem.
Może troszkę.
Pewnie dlatego, że to już drugie twoje opowiadanie, w którym zbyt szybko następuje koniec. Ja to dobrze znam, wręcz doskonale - ostatnio sporo godzin poświęciłam na dopisywanie kilkustronicowego fragmentu, który mogłam napisać od razu. Ale za bardzo mi się spieszyło do finału.

Mam wrażenie, że ostatnia część nie trzyma się reszty. Brakuje jakiegoś kawałka między ostatnim odcinkiem (najlepszym ze wszystkich), a tym. To nawet nie niedosyt czytelnika, ale brak spójności, szczebelka w drabinie.

Chociaż widzę dużą staranność finału. Dopracowałaś go. Tylko tutaj jest literówka:
Cytat:
od strony przykościelnego ogrodu ktonadszedł

(coś mi tam jeszcze mignęło, ale to jutro zerknę raz jeszcze)

Thierry, jakkolwiek sympatyczny, nie trzyma się kupy. Nie został wprowadzony - ot deus ex machina. Wpadł, to go napiszę. Przyda się do rozkopania grobu.

Oczywiście to, co napisałam, nie zmienia faktu, że uważam cię za największy talent Lunatycznego Forum.
(Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi, ale to przecież subiektywne zdanie. A ja jestem bardzo uczulona na Opowieści. Historie z bogatą fabułą, to w epoce traktatów o łuskaniu fasoli zaiste ewenement)
I dlatego bardzo proszę, zastanów się nad dopisaniem jeszcze jednej, środkowej części. Nie mówię od razu, wręcz przeciwnie! (chyba, że ci się pali) Odczekaj kilka miesięcy, zajmij się innymi historiami, a potem wróć, przeczytaj świeżym okiem i pomyśl, czy nie dałoby się czegoś tu udoskonalić.

A potem wyślij na konkurs Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Nie 11:30, 28 Paź 2007    Temat postu:

Dziękuję.
Hmmm. Sprawa jeszcze jednego fragmentu jest do przemyślenia, chociaż taka forma była ostateczną od miesięcy. Przypuszczam jednak, że inaczej opo wygląda w głowie, a inaczej jako całość i to jest przyczyna. Więc do przemyślenia. Dziękuję za uwagę, jest bardzo cenna Smile Naprawdę.
Co do Thierriego, to ja go będę bronić. To znaczy nie tego, że nie trzyma się kupy (to jest możliwe, pisałam go z pasją w oczach), ale...
/idzie sprawdzić, co oznacza ta łacina; niewiedza strasznie utrudnia życie/
Aha. No, chyba jednak masz rację XD Tak, stanowczo masz rację.
Dobrze. To ja coś z tym zrobię.

Cytat:
Oczywiście to, co napisałam, nie zmienia faktu, że uważam cię za największy talent Lunatycznego Forum.

Jezu. Hekate, formalnie mnie przeraziłaś. Żeby zastosować moje ulubione powiedzenie- ten świat zginie, jeśli ludzie twierdzą takie rzeczy. To znaczy owszem, miło mi i tak dalej, ale raczej bym się nie zgodziła.

/idzie myśleć/
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 13:36, 28 Paź 2007    Temat postu:

Ty nie myśl, tylko bierz się do roboty! Myślisz, że pisałabym takie gigantyczne komentarze i przejmowała się twoimi opowiadaniami, gdyby nie były dobre?
Poza tym moja opinia jest mojsza i koniec, niespacjalnie mi zależy na twojej aprobacie w tej kwestii Wink

No.

Rzekłam. Ty se możesz być skromna, jako że taka jest maska kulturowa, a ja będę gadać i tak. Tak rzadko mi się zdarza pisać prawdziwie pozytywne komentarze, że jest to dla mnie prawdziwe novum. Nie powiem, całkiem odświeżające Wink

Edit. I to wcale nie miało być miłe, raczej motywujące Wink

Edit 2. Poza tym zauważ, że talent, to nie wszystko i niczego jeszcze nie przesądza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Wto 16:21, 09 Wrz 2008    Temat postu:

Ja tylko chciałam zgłosić, że pozmieniałam to i owo w ostatnim fragmencie. Niestety deus ex machina (jak to powiedziałą Hekate) nie mogę bardziej zmienić, bo jakby Thierry wszedł na scenę wcześniej, to byłby problem w postaci rodziców Ote. Obawiam się, że szybko by się zorientowali, że jakiś "obcy" chłopak łazi im po domu i jeszcze u nich śpi. A T. za Chiny Ludowe i Rosję Komunistyczną nie zlikwiduję, bo go kocham. O.
Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Śro 17:14, 31 Gru 2008    Temat postu:

Dobra, ja wiem, że jestem upierdliwa. Ale bardzo lubię to opowiadanie i chciałam je wykończyć. Pracuję nad nim i pracuję, i nie wiem, czy mogę wysmarzyć coś lepszego niż to, co teraz wkleję. Niemniej byłabym BARDZO wdzięczna, jakby ktoś przeczytał całość, coby mi powiedzieć, co o tym myśli.
Więc to jest wersja nta zakończenia, od momentu odebrania zdjęcia od bibliotekarki.



Tereso!
Wybacz, że piszę bez zwykłych zwrotów grzecznościowych, ale trudno mi nazwać Cię "kochaną", choć niewątpliwie jesteś dla mnie kimś bliskim. Pozwól mi jednak zacząć jeszcze raz:
Droga Tereso!
Tak dawno do Ciebie nie pisałem, a jeszcze więcej czasu upłynęło, odkąd Cię ostatni raz widziałem. Trudno mi dobierać słowa, choć znam Cię tak dobrze.
Piszę w dosyć ważnej sprawie- myślisz, że nie odezwałbym się bez powodu? Pewnie masz rację.
Emilia miała wypadek i nie żyje.
Jak absurdalnie te słowa wyglądają na papierze!
Pogrzeb jest w przyszłym tygodniu; jeśli chcesz, przyjedź. Nawet nie wiem, pewnie życzyłaby sobie tego. Ja na pewno będę.
Biedny człowiek... Mówię o tym Santer. Naprawdę ją kocha.
Gratuluję małżeństwa i życzę Ci szczęścia!
Do zobaczenia, mam nadzieję.
Jakub.

* * *
- Rany boskie, dziewczyno, co ty zrobiłaś z włosami?!
- Ścięłam. Nie zaczynaj, dobra?
- Te loki ścięłaś?!
- Odwal się, Alek! - krzyknęła Ote ze złością i ruszyła w stronę biblioteki. Pchnęła drzwi wejściowe, a kobieta za biurkiem spojrzała na nią.
- Ote! Przyszłaś po zdjęcie? Zaraz, gdzieś je tu miałam. Przed momentem je widziałam. Poczekaj minutkę, dobrze? Co ja mogłam z nim zrobić? Aha, już wiem; pewnie założyłam nim książkę. Tylko którą?
Dziewczyna czekała, aż bibliotekarka przestanie trajkotać i znajdzie fotografię Teresy. Wreszcie kobieta wręczyła jej kartonik o pofalowanych brzegach. Zdjęcie przedstawiało dwie kobiety trzymające się pod rękę; jedna z nich była niewiele starsza od Ote. Druga miała ciemne wlosy, długie do ramion i napuszone. Ubrana była bardzo elegancko, jakby jechała na przyjęcie. Obie uśmiechały się promiennie.
- Mogę pożyczyć? - Ote wskazała na fotografię.
- Weź sobie - uśmiechnęła się dobrotliwie bibliotekarka. - Ja mam odbitkę.
Dziewczyna schowała zdjęcie do kieszeni i wyszła. Podczas lekcji kilkakrotnie wyjmowała je i przypatrywała się Teresie. Nie było w jej wyglądzie nic z czarownicy, jaką sobie wyobrażała.
- Jest bardzo ładna - wyszeptała. Siedziała sama w ostatniej ławce, więc mogła mówić do siebie ile chciała. - Ma takie radosne oczy, widzisz? I co z tymi włosami? Czarno-białe zdjęcie, więc niewiele widać... A każdy twierdzi co innego. Chociaż te u fryzjerki były faktycznie jaśniutkie, złote. Hej, pani Tereso, jakie miałaś włosy? Chciałabym ją zobaczyć. Przekonać się, jak było naprawdę.
Gdy wróciła do domu, ułożyła zdjęcie w szkatułce, obok wizerunku ojca bliźniaków.
- Tak ślicznie wyglądają razem. Nie wierzę, że ta kobieta krzywdziła bliźniaki. Słyszysz? Nie wierzę! To po prostu niemożliwe. Więc co tam się naprawdę stało?
Z zamyślenia wyrwał ją okrzyk Szarlotki, która właśnie wpadła do jej pokoju. Bez pukania, ma się rozumieć.
- Ote! - dziewczynka podbiegła do siostry, produkując na twarzy jeden ze swoich najśliczniejszych uśmiechów.
- No co tam, maleńka?
- Mam coś dla ciebie! Sama zrobiłam!
- Uaaau! - Ote nachyliła się do siostry. W odpowiedzi ta wyciągnęła do niej różową łapkę, na której leżało... coś. Po chwili konsternacji Ote zidentyfikowała to jako kółko z drutu, ozdobione gwiazdkowym makaronem i wypełnione niezdarną plecionką ze sznurka (Ote podejrzewała, że miała z nią coś wspólnego jej mama). Do tego przyczepiono kawałek nitki ze smętnie dyndającym na dole piórkiem sójki.
- Śliczne! Ale... co to takiego?
- To łapacz snów! Wieszasz nad łóżkiem i już.
- Dzięki, Szarlotko! - serdecznie uścisnęła małą. Szczerze mówiąc, nie bardzo jej się uśmiechało wieszanie sznurkowego cuda nad poduszką. Jak nazwa wskazywała, łapał sny, a to był akurat jedyny element rzeczywistości, do którego Ote nie miała żadnych zastrzeżeń. Szarlotka jednak była zdecydowana dopilnować, żeby z prezentu zrobiono właściwy użytek.
- Patrz, tam jest gwóźdź! Powieś łapacza - zażądała, wskazując na ścianę.
- Potem powieszę.
- Teraz! Proszę, Ote, powieś łapacza!
- Szarlotko...
Dziecko było bliskie płaczu. Zrezygnowana dziewczyna wdrapała się na łóżko i zawiesiła prezent na specjalnie przygotowanej małej pętelce.
Wieczorem, leżąc w łóżku mogła patrzeć na kołyszącego się nad łóżkiem łowcę. Okno było uchylone, więc prąd chłodnego powietrza okręcał zabawkę wokół jej osi, raz po razie, bez końca. Dziewczynę zaczynało to nużyć; przymknęła oczy i wydało jej się, że słyszy cichy szelest przymocowanego do obręczy piórka. Nawet teraz, gdy nie patrzyła, wiedziała, że łowca snów wiruje, jak na filmie, w ciemnościach, wiruje i wiruje...
Teresa krążyła po domu, szukając Lizy. Sprawdzała pokój po pokoju, jeden za drugim, idąc wzdłóż korytarza. Ote (Liza) była zawsze w pomieszczeniu przed nią. Uciekała z jednego do drugiego, coraz wyżej, po schodach - parter, pierwsze piętro, aż do ostatniego pokoju, w którym stało jej własne biurko. Wszystkie szuflady były wyjęte, tak że miejsce po nich tworzyło małą jaskinię. Ote (Liza) wscisnęła się tam, skulona. W bocznej ściance było okienko, widziała przez nie swój pokój, mały jak domek dla lalek, widziała śpiącego w jej łóżku Thierry'ego. Zamknęła oczy, słyszała Teresę chodzącą po pustym pokoju, pustym pokoju z biurkiem na środku. Zbliżyła się do niego. Ote (Liza) otworzyła oczy i zobaczyła twarz macochy, tuż przed sobą, rozmazaną jak na japońskim horrorze. Trzymała w szponach odciętą głowę, trzymała ją za włosy, roztrzaskaną głowę starej fryzjerki, głowę swojego pasierba Albreta, głowę Thierry'ego.
W ciemności Ote szeroko otworzyła oczy. Przez trzy długie sekundy usiłowała uświadomić sobie, dlaczego jej policzki są rozpalone i mokre; wreszcie otarła łzy poduszką. Wygrzebała się z ciepłej kołdry i stanęła na materacu, tak, że mogła dosięgnąć łowcy snów. Zerwała go z gwoździa i rzuciła o przeciwległą ścianę.
- On wcale nie działa - wyszeptała, ocierając kolejną łzę rękawem piżamy. - Nie wierzę w niego, w łapanie koszmarów i przerywanie nitek. Jeśli nie jest w stanie schwytać snu, zepsucie tego dziadostwa niczego nie uwolni. Dobranoc.
Rzuciła się z powrotem na łóżko i przykryła po sam nos. Strzaskany łowca snoów leżał pod samą ścianą, w miejscu, gdzie nie docierało światło ulicznej latarni. Ciemność nad nim zgęstniała, jakby rozpaczliwie chciała przybrać jakiś materialny kształt, ale po chwili znów była tylko cieniem nocy na ścianie.
Rano Ote obudziła się, nie pamiętając wyśnionego koszmaru. Za to niczym koszmar powrócił obraz rozbitego łowcy snów, leżącego pod ścianą. Przykucnęła obok niego, ziębiąc bose stopy.
- Aj-jajaj! - wymamrotała, oglądając rozerwane sznureczki i wygięty drut. - Czy to się w ogóle da naprawić? Hmmm? Jakieś pomysły? Milczysz. Co za niespodzianka.
Wstała i zaczęła przebierać się z piżamy w codzienne ubranie. Zaraz potem wyszła na śniadanie, nie zauważywszy, że linki z przywiązanymi piórkami przesunęły się po podłodze. Ich ruch był bardzo powolny, pełen wysiłku, ale zauważalny - gdyby tylko ktoś zechciał spojrzeć w tamtą stronę.
Przy stole w kuchni siedziała już tylko Lotka, bawiąc się płatkami na mleku, które już zdążyły zamienić się w zółtawą breję upstrzoną orzeszkami. Ote usiadła obok siostry.
- Cześć, mała. Gdzie rodzice? - połaskotała małą w nos, co wywołało falę chichotów.
- Mama biega - powiedziała enigmatycznie Szarlotta, oblizując łyżkę.
- Mama biega! - zaśmiała się dziewczyna, domyślając się, że w sypialni rodziców panuje teraz istne pandemonium spowodowane spóźnieniem do pracy. Istotnie, na schodach rozległo się głośne tupanie i do kuchni wpadła matka sióstr, jedną ręką zapinając zamek spódnica, a drugą starając się okiełznać rozwichrzoną grzywkę.
- Ote! Jeszcze tutaj?!
- Mamo! Jeszcze tutaj?! Ja mam na dziesiątą. A ty... na pięć minut temu.
- Wiem, wiem. Lecę. Buzi. Kocham was. Wrócę na czwartą. Obiad na kuchence.
- Wiem, idź już. Spóźnisz się bardziej.
Matka wybiegła z kuchni, zakręciła się na pięcie, zabrała ze stołu kluczyki i wybiegła ostatecznie. Siostry spojrzały po sobie.
- Kto z tobą zostanie, jak ja pójdę do szkoły? - zapytała Ote, wgryzając się w kanapkę. Pomidor zaraz zjechał z bułki w drugą stronę i spadł na talerz z plaśnięciem. Dziewczyna ujęła go ostrożnie w dwa palce i spuściła do ust.
- Tata wróci - Lotka uparcie porozumiewała się z otoczeniem za pomocą monosylab, chodź do siebie mówiła pełnymi zdaniami. Niepokoiło to wszystkich oprócz Ote, która uważała to za coś całkowicie normalnego.
- To super. A może by ci znaleźć jakąś niańkę, co? No co? - spytała z zaskoczeniem, widząc, że mała unosi głowę, jakby nasłuchiwała czegoś. - Wrócił?
Dziewczynka potrząsnęła głową i nadal słuchała. Ote wstała i wyszła na korytarz, jednak nic nie słyszała. Odwróciła się do siostry, a ta obdarzyła ją promiennym uśmiechem.
- Nic.
- Nic! Nie strasz mnie. Przestaje mi się tu podobać. Jeżeli coś zacznie jeszcze szeleścić i szemrać, to ja wysiadam, dzięki.
Podeszła do stołu i pociągnęła za dosunięte do niego krzesło, żeby usiąść, ale nawet nie drgnęło, jakby ktoś je przytrzymał. Szarpnęła mocniej i odskoczyło z taką mocą, że aż uderzyło ją w kolano. Syknęła i spojrzała na siostrę z nagłą złością.
- Żarty sobie robisz?!
- To nie ja! - zawołała Szarlotka z taką szczerością w głosie, że Ote zawahała się. Uniosła ostrzegawczo palec.
- Nie rób tego więcej.
- Ale to nie ja!
- Rany. Idę się spakować. Jak zjesz, wstaw talerz do zlewu.
- Jasne.
Szarlotka odprowadziła siostrę spojrzeniem i wróciła do ciapania łyżką w płatki. Po chwili znów uniosła głowę, nasłuchując i zobaczyła koliste fale rozchodzące się wewnątrz dzbanka z sokiem marchewkowym, zupełniejakby ktoś włożył do niego palec.



***

Kochana Tereso!

Mam nadzieję, że nie zaniepokoiła Cię dłuższa przerwa w korespondencji. Jakub mówi, że powiadomił Cię o moim wypadku. Nie pytaj, co się stało. Bordzo bolało, najbardziej.
Dziecka nie udało mi się uratować.
Dlaczego to jest takie niesprawiedliwe?! Nie zrobiłam nic strasznego, nic straszniejszego niż ty i on; nic, by mnie tak doświadczać! To okrutne!
A Francis? Jakub mówił mi, że nieomal umarł z żalu i bólu. Dlaczego on musi tak cierpieć?! Nie rozumiem tego! To niesprawiedliwe, nienawidzę Boga, nienawidzę życia, Tereso, mamo, dlaczego tak się dzieje?! Dlaczego On mi to zrobił?!
(...)
Tak ciężko mi pisać, ledwo utrzymuję w dłoni pióro. Biję głową w biurko. Ratuj mnie, bo zrobię sobie coś strasznego, najstraszniejszego, choć i tak to nie pomoże.
(...)
Nie mam już siły krzyczeć ani płakać.
(...)
Oczywiście nie mogę zobaczyć się z Francisem, choć tak bardzo bym chciała. Jutro opuszczamy Avignon, Jakub i ja. Napiszę z nowego adresu.
Kocham Cię najgoręcej -

Emilia.


***

Było już po północy, a Ote siedziała, opatulona w kołdrę, na swoim łóżku i patrzyła w ciemność. Nie mogła zasnąć, odkąd przeczytała ten list. Stojąca na biurku szkatułka Teresy lśniła delikatnie w bladym świetle zza okna.
Dziewczyna zacisnęła palce na poduszce. Słowa zapisane czarnym atramentem na kartce starego papieru nie dawały jej spokoju. Daty nie pozostawiały wątpliwości - został napisany w pół roku po wiadomości od tajemniczego Jakuba. Poza tym - mamo?! A więc Teresa miałą córkę? Więc Emilia była jej dzieckiem?
- Ale ona nie żyła! - jęknęła Ote, przytulając do siebie brzeg koca. - Emilia nie żyła, nie mogła napisać tego listu! Jak?! To jakieś gigantyczne oszustwo, pic na wodę! Dlaczego nic nie mówisz? Dlaczego milczysz? Dlaczego zawsze milczysz?!
Zacisnęła zęby w złości i przez chwilę pokój tonął w ciszy. Ote spojrzała w wiszące na drzwiach szafy lustro. Szare kształty odbite w jego tafli falowały lekko. Ogarnął ją strach.
- Mam tego dość - wyszeptała. - Idę tam. Teraz. Bez względu na to, czy idziesz ze mną. Będę się bardzo bała i padnę trupem w połowie drogi, ale idę. Cholera. Chcę wiedzieć, kim jest Teresa.
Założyła sweter i spodnie wprost na piżamę, a do kieszeni włożyła pudełko zapałek. Zacisnęła palce na latarce i wyszła, po drodze zabierając buty. Postanowiła je założyć dopiero na dworze.
Dom w nocy był zupełnie inny niż za dnia. Obcy. Ote nie zapaliła światła, aby nie budzić domowników i teraz idąc wiodła ręką po ścianie, aby na nic nie wpaść. Bosymi stopami szurała po dywanie, ale wydawało jej się, że szelest, jaki słyszy, wydają kroki kogoś skradającego się za nią. Wreszcie zeszła do wyjścia i usiadła na schodach przed drzwiami, żeby zasznurować buty. Huśtawka w ogrodzie kołysała się pod wpływem wiatru i dziewczyna z łatwością wyobraziła sobie siedzącą na niej widmową Lizę. Zadrżała.
- Bo ja wierzę w duchy - wyszeptała, wstając. - A one pokazują się tym, którzy wierzą. Więc to cud, że jeszcze żadnego nie widziałam.
Zanim otworzyła furtkę, zawahała się. Odwróciła głowę w stronę domu.
- Ca ja robię! Chyba mi mózg wyżarło. Zaraz mi serce wyskoczy. Słyszysz?
Popatrzyła na swój cień, rysujący się na ścianie domu. Przez kilka sekund nie odrywała od niego wzroku, najpierw zaskoczonego, potem coraz bardziej wystraszonego. Drgał. Wypełniał się i powiększał. Puchł jak ciasto. Szybko zapaliła latarkę i wycelowała w niego snop światła, ale ściana nie była już pusta. Opierał się o nią trochę wyższy od Ote chłopak o krótko ściętych, kędzierzawych włosach. Nie odezwał się ani słowem, ale odwrócił wzrok, aby nie napotkać spojrzenia dziewczyny.
- Czekałam - wyksztusiła wreszcie Ote, nie przestając świecić prosto na chłopaka.
- Wiem. Nie powinnaś szukać Teresy.
- Wiem. Jak ty...
- Łowca snów - odparł tajemniczo. Oderwał się od ściany i podszedł, po czym wyjął latarkę z dłoni Ote i wyłączył ją.
- Świecisz mi po oczach, głupku.
- No to co? Przecież ci to nie przeszkadza.
- Ale nie jest miłe.
Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie bez słowa, szukając podobieństwa w swoich oczach i rysach. Na twarzy Ote drżały miliony cieni ze światła latarni przesianego przez ostatnie liście kasztanowca. Policzkie Thierriego były jasne i jednolite.
- Boisz się?
- Nie. To znaczy... no tak, trochę. Sam wiesz.
- Dziecinna jesteś! - roześmiał się i przytulił ją mocno. Jego dłonie były niewyraźnie ciepłe i bez zapachu.
- To co, idziemy?
- No.
Ruszyli przed siebie całkiem pustą, ciemną jezdnią, na której pasy lśniły jak ślad pozostawiony przez ślimaka. Latarnie migotały lekko nad ich głowami, gdy ćmy uderzały szarymi skrzydełkami o ich szkło.
Brama cmentarza wyglądała przerażająco. Za nią rysowały się wysokie, smukłe kształty cisów; wyglądały jak szereg żałobników na pogrzebie. Thierry pchnął żelazną furtkę i wszedł przez nią, rozgarniając stopami liście. Podał rękę Ote i dziewczyna przeszła nad kamiennym progiem, trzymając się jej kurczowo i wstrzymując oddech. Wykrzywiła twarz, jaby miała wkroczyć do lodowatej wody.
Poprowadziła Thierriego ścieżką między grobami w stronę garbatego drzewa przy płocie. Oświetliła latarką litery na grobie Teresy i podniosła wzrok.
- Sama nie wiem, co chciałam zrobić.
- Ja wiem - odparł i podszedł do płyty. Odgarnął gałązki zasłaniające bok grobowca, a ukazały się dwa wielkie pierścienie wtopione w czarny marmur.
- Nie! - niemal krzyknęła, cofając się.
- Tak - uśmiechnął się Thierry. - No, już, weź się w garść. Po to tu przyszliśmy.
- Nieprawda!
- Prawda. Dobrze o tym wiesz. Po prostu boisz się o tym myśleć. Ote, spójrz prawdzie w oczy: po to tu przyszliśmy.
Delikatnie wziął dziewczynę za rękę i położył jej dłoń na żelaznym uchwycie. Sam złapał za drugi.
- Na trzy. Raz, dwa... !
Gwałtownie odchylili się do tyłu, ciągnąc i zapierając się piętami w ziemię. Latarka wyśliznęła się z dłoni Ote i upadła, oświetlając liście, trawę i grudy ziemi. Płyta trzasnęła i runęła do przodu, niemal przygniatając stopy dziewczyny, która straciła równowagę i upadła na plecy. Thierry momentalnie znalazł się przy niej i zdążył jeszcze podłożyć stopę pod jej głowę, zanim uderzyła o kamienie. Ote sapnęła i popatrzyła na niego.
- Dzięki. Anioł stróż.
Chłopak roześmiał się i pomógł jej wstać. Podnieśli latarkę i zajrzeli do dziury w grobowcu. Wewnątrz lśniłą zielenią zaśniedziała trumna. Twarz dziewczyny w świetle małej żarówki była jeszcze bledsza niż w rzeczywistości.
- Nie mów, że ją też mamy wyciągać.
- A co, myślałaś, że wyjedzie do nas w jakieś gigantycznej szufladzie, jak ociągniemy za uchwyty?
Ote speszyła się.
- Cóż... tak myślałam.
Thierry przycisnął dłoń do ust, żeby nie roześmiać się głośno. Podszedł do otworu i nachylił się, marszcząc nos.
- Śmierdzi kurzem i starością. Nic strasznego, ale wspaniałe to też nie jest.
Dziewczyna stanęła tuż za jego plecami.
- Nie chcę jej dotykać.
- Nie mogę wszystkiego robić za ciebie.
- Nie robisz! Do tej pory radziłam sobie sama!
Chłopak westchnął i sięgnął w głąb grobowca. Chwycił mocno za uchwyty trumny i pociągnął. Rozległ się głośny hurgot i metalowe pudło powoli wysunęło się z kamiennej komnaty, wygarniając przy okazji drobne kamienie i pył. Thierry zgarnął pajęczyny z wieka i popatrzył na Ote. Oparła się o nagrobek Lizy, oczy miałą wielkie i płonące.
- Nie.
- Ależ tak.
- Thierry, tam jest trup! - jej głos zrobił się piskliwy, co zdradzało niebezpieczną bliskość histerii.
- Jest pusta.
- Nieprawda! Tam jest trup! Martwy człowiek! Nie dotknę tego, Thierry, nie dotknę, chodźmy stąd, Thierry!
- Więc po co tu przyszliśmy?
Ote zamilkła, ale dygotała na całym ciele. Z bliska słychać było cichutkie szczękanie jej zębów. Powiał wiatr i liście na ziemi przesunęły się z szelestem, przykrywając jej stopy.
- Zaręczam ci, że jest pusta. Udowodnię to i odejdziemy. Zgoda?
Ote milczała, więc podszedł i przytulił ją.
- Więc po co tu przyszłaś? - powtórzył. Dziewczyna potrząsnęła głową, ale pozwoliła się poprowadzić do trumny. Thierry nie patrząc na nią kopnął wieko i Ote na moment zamknęła oczy.
- No, widzisz? - powiedział łagodnie. Rozchyliła powieki i spojrzała w dół.
Wnętrze skrzyni było puste i czyste, tylko w rogu bielało coś wielkości pięści. Nie protestowała, gdy Thierry szturchnął to patykiem. W krąg światła latarki wytoczyła się na wpół rozpadnięta ze starości główka czosnku, włożona po kryjomu przed półwieczem przez rękę dziecka. Przez chwilę milczeli.
- Miałeś rację.
- Nie, to ty miałaś rację- uśmiechnął się. - Idziemy do domu.
- Kto to posprząta?
- Ja. Potem tu wrócę.
- Nie, razem to zrobimy, teraz - zaprotestowała. Wspólnymi siłami wepchnęli trumnę na miejsce i zastawili otwór płytą. Ote spojrzała na opuszki swoich palców, zabarwione na zielono przez zaśniedziałą miedź. Obojętnie wytarła je o spodnie.
- Teraz idziemy. Poczekasz, aż zasnę?
- Pewnie. Odejdę dopiero o świcie.

***

Kochana Emilio,

piszę do Ciebie targana lękiem. To zabawne, ale boję się o własne życie. Byłoby mi tak dobrze u boku mojego męża, gdyby nie bliźnięta. Rozumiem, że widzą we mnie wroga, ale ostatnio zachowują się coraz gorzej. Coraz... niebezpieczniej. Tyle osób już wyprawiało mnie na tamten świat i zawsze jednakowo się bałam, ale po raz pierwszy jestem przerażona. Oni nie mają nawet piętnastu lat! Ich ojciec niczego nie podejrzewa, ale jestem pewna, że planują coś okropnego. Boję się szczególnie Lizy. Jest przerażająca i byłaby idealnym wampirem z powieści dla żądnych wrażeń panieniek.
(...)
Była właśnie u mnie, Albert czekał przed drzwiami. Chciała mnie zawołać na kolację, ale przy okazji wypytywała mnie o różne rzeczy - dlaczego lustro, które dostałam od ich ojca jest w pokrowcu, dlaczego nie używam szczotki w srebrnej okładzinie. Te dzieci to... nie mogę powiedzieć, że małe diabły, bo w gruncie rzeczy nie są złe: troszczą się tylko o swojego ojca.
Cóż mam robić, by udowdnić, że nie chcę skrzywdzić ani ich, ani jego!
(...)
Przykro mi z powodu śmierci Twojej i dziecka. Jeśli chcesz, przyjedź do mnie. Potrzebujemy się nawzajem.
(...)
Teraz już muszę kończyć, ale wciąż będę o Tobie myśleć, moja kochana.
Wyślę ten list jutro rano, razem ze zdjęciem Floriana.
Kocham Cię najgoręcej -
Teresa.


***
- Szczęść Boże.
- O, to ty, dziecko. Szczęść Boże. Jak tam nowa szkoła? - ksiądz uśmiechnął się przyjaźnie. Zakłopotana dziewczyna przeczesała palcami włosy.
- Dobrze. Ale szczerze mówiąc mam nadzieję, że będzie lepiej.
- Ten kawaler, tam przy drzewie, to na ciebie czeka?
- Kawaler?! - Ote na moment zamurowało. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, o kim mówi proboszcz. - To znaczy, tak, na mnie. Ale to nie jest mój... kawaler. On niedługo wyjeżdża. Chyba. Nieważne. Proszę księdza?
- Słucham cię. Tylko może chodźmy do zakrystii, bo mam coś do zrobienia - powiedział mężczyzna, zanurzając rękę w głębokiej kieszeni sutanny. Zaczął odliczać klucze przyczepione do wyciągniętego breloczka. Jednym z nich otworzył drzwi do bocznego pomieszczenia kościoła i przepuścił Ote w drzwiach.
- Ja tylko jedno pytanie. Tylko że to... głupie - wykrztusiła dziewczynka, przystając w przedsionku. Ksiądz także zatrzymał się. Kolejnym kluczem otworzył szafkę, przyklęknął i zaczął wyjmować z niej grube segregatory w granatowych okładkach.
- Nie ma głupich pytań... i tak dalej. Znasz to powiedzenie?
- Tak. Proszę księdza, czy ktoś przyjeżdża czasem na grób Lizy i Alberta? - wypaliła prędko. Duchowny podniósł głowę i popatrzył na nią z zaskoczeniem.
- Nie znudziło ci się to jeszcze?
- No bo ja widziałam tam stare znicze i... tego... - nienawidziła samą siebie za to "tego". Denerwowali ją ludzie, którzy nie potrafili się wysłowić, a teraz mówiła jak oni!
- Tak, przychodzi. Ja przychodzę. Do Lizy przychodzi Edward. A na wszystkie groby jakaś... kuzynka? Wnuczka? Nie wiem. Wysoka kobieta, przyjeżdża od śmierci Alberta ze stolicy. W pierwszą niedzielę października. Jakaś rodzina.
- Aha. Dziękuję. Proszę księdza? Czy to nie jest przypadkiem jutro?
- Jest. Masz zamiar na nią czatować? - mężczyzna uśmiechnął się, ale Ote nie odpowiedziała. Wstał i zamknął szafkę. Segregatory ledwo mieściły mu się w ramionach. - Możesz otworzyć mi drzwi?

* * *
- Ote, idziesz?
- Zaraz, Szarlotko. Dogonię was.
Dziewczyna usiadła na murku niedaleko wejścia do kościoła i patrzyła na mijające ją osoby. Niektórych nie znała, ale oto Alek pomachał do niej, a po chwili musiała przywitać się ze szkolną bibliotekarką. Właśnie minęła ją staruszka-fryzjerka, trzymając pod rękę czterdziestoletnią córkę. Tylnymi drzwiami, tymi od zakrystii, wyszedł Edward, od którego kiedyś uciekła ruda narzeczona. Plac powoli pustoszał, jak zwykle w niedzielę po nabożeństwie.
Za murkiem rozległ się szelest. Thierry oparł łokcie na cegle, a podbródek na dłoni.
Od strony przykościelnego ogrodu ktoś nadchodził - elegancka kobieta o krótko przystrzyżonych, czarnych włosach.
- Myślisz, że to ona? - spytała Ote, zerkając na niego kątem oka.
- To ona.
Dziewczyna wyjęła z małego plecaczka szkatułkę i postawiła ją na murku.
- Proszę pani? Tereso? - dodała głośniej po chwili wahania. Kobieta obejrzała się jakby z przestrachem. Potem jej spojrzenie padło na szkatułkę.
- Chciałam oddać - Ote zeskoczyła na drugą stronę murku, tam, gdzie stał Thierry. Chłopak spokojnym ruchem położył rękę na jej ramieniu, widząc, że Teresa niepewnie podchodzi bliżej.
- Kim jesteście?
- Jestem Ote. To mój brat, Thierry - odparła dziewczyna. - Zresztą, to nieważne.
Teresa kiwnęła głową.
- Mogę? - spytała nieśmiało, wyciągając rękę w stronę szkatułki. Twarz Ote rozjaśniła się.
- Jasne! Przecież jest twoja.
- Dziękuję - kobieta zacisna palce na wieczku. Wzajemna rezerwa prysła.
- Niechcący wyłamałam zamek. Przepraszam.
- Nie szkodzi - westchnęła. - Czytałaś?
- Oczywiście. I mam tyle pytań.
- I ja! - odparła natychmiast Teresa, patrząc na nią uważnie.
- Do mnie? - zdumiała się Ote.
- Tak. Jeśli chcesz...
- Tak! - głos dziewczyny drżał z radości. - Jak to w końcu było? Dlaczego wypadłyście? Od początku się nad tym zastanawiałam! To fascynująca historia!
- To bolesna historia, jak każde cudze życie - potrząsnęła głową kobieta. - Pamiętaj o tym.
Zamilkła na chwilę, a twarz Ote pokryła się rumieńcem zakłopotania.
- Chcieli mi coś pokazać. Coś, co było widać tylko z tamtego okna. Gdy wychyliłam się, popchnęli mnie. Nie spodziewałam się tego. To był przypadek, że Liza wypadła. Nie chciałam tego, naprawdę.
- Oni... zabili cię!- wykrztusiła dziewczyna z niedowierzaniem.
- Owszem. Nie oni pierwsi. Ale to były jeszcze dzieci, a poza tym... pociągęłam jedno z nich za sobą. Teraz ja żyję, a Liza nie, chociaż obie umarłyśmy.
- I co było potem?! - zawołała z podnieceniem Ote. Teresa uśmiechnęła się.
- Coś innego, niż ty zobaczysz. Coś innego, niż widział on - kiwnęła głową Thierriemu, na ustach którego pojawił się cień uśmiechu.
- Boję się śmierci. Opowiedz mi, proszę - Ote zniżyła głos do szeptu. - Powiedz, że to nic takiego. Że nie ma czego się bać.
- Nie powiem. Za to chcę wiedzieć, jak mnie znalazłaś.
Ote starała się nie pokazywać, jak bardzo jest zawiedziona, więc z udawanym entuzjazmem opowiedziała Teresie, jak po raz pierwszy poznała jej historię i jak kluczyła między cudzymi przedmiotami, cudzymi wspomnieniami, cudzą przeszłością. Na koniec zawiesiła głos i popatrzyła z nadzieją na kobietę.
- Tereso...
- Niektóre tajemnice miło jest zostawić w cieniu, żeby było o czym rozmyślać w chwilach samotności. Inne trzeba zapomnieć. Zapomnij. Odejdźmy.
- Gdzie pójdziesz?
- Do kościoła, a potem na cmentarz. A jeszcze później wyjadę. Jak zawsze. Czy tutaj... czy... na tym cmentarzu pochowali Floriana?
- Nie - pokręciła głową Ote, patrząc na nią ze współczuciem. - Tylko bliźnięta.
Kobieta patrzyła, jak Ote odwraca się i przechodzi przez bramę. Jeszcze odwróciła się i krzyknęła:
- A Emilia?
Teresa uśmiechnęła się i pokiwała głową, dając znak, że żyje i ma się dobrze.
- Pozdrów ją ode mnie! - dodała dziewczyna, chociaż wiedziała, że to tylko puste słowa. Puściła się biegiem, aby dopędzić odchodzącą rodzinę. Teresa patrzyła za nią, po czym wspięła się po schodach i weszła do kościoła.


Ostatnio zmieniony przez Natalia Lupin dnia Śro 17:44, 31 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin