Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Bliźnięta
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Pon 10:25, 13 Sie 2007    Temat postu: Bliźnięta

To jest tylko pierwsza częśc, bo znowu zapowiada się dluższy tekst. Osobiście jestem nieco sfrustrowana, bo pisałam co innego, kiedy nagle Ote z wrzaskiem zaczęła się domagać przelania na papier swojej historii. Która, nawiasem mówiąc, dojrzewała ponad dwa lata i przeszła całkiem sporo przemian. Udało mi się nawet stworzyć kluczową postać i zapomnieć o niej całkowicie, tak że nie pojawiła się w tekście ani razu O.o
No dobra, już przestaję gadać.

Inspiracje: Jądro ciemności J. Conrada

Ote otworzyła furtkę własnym kluczem i weszła do ogrodu. Na trzaśnięcie zamka zza węgła domu wysunęła się głowa matki.
- Kochanie, to ty?
- No ja, ja, przecież widzisz - mruknęła, a głośno odparła:
- Tak, mamo.
- Ote! - mała dziewczynka z burzą czarnych loków zeskoczyła z huśtawki i podbiegła do siostry, kołysząc się na pulchnych nóżkach.
- Cześć, Szarlotko - westchnęła i rzuciła plecak na trawnik, żeby przytulić małą. Wzięła ją na ręce i podeszła do mamy, żeby pocałować ją w policzek.
- Jak w szkole?
- Tak samo. Jestem nowa. Nienawidzą mnie.
- Nie można kogoś nienawidzić za samo bycie "nowym".
- Oj, można. Lotka, chcesz się pobawić z siostrą? - spytała, zmieniając temat.
- Tak! - krzyknęło radośnie dziecko prosto w jej ucho i przytuliło ciepły policzek do twarzy Ote.
- A lekcje? - mama zmarszczyła brwi.
- Mam to gdzieś - burknęła i odeszła z małą w głąb ogrodu. Szarlotta wyciągnęła rękę w stronę piaskownicy, szturchając siostrę w bok piętami.
- Ote! W tym roku zdajesz egzamin, pamiętaj o tym!
- Dobra! Przecież to nie matura.
Postawiła dziecko na trawie i usiadła obok na skrzyżowanych nogach. Mała zaraz zajęła się foremkami w kształcie zwierzątek, szczebiocząc do siebie i szepcząc historie niedostępne dla uszu piętnastolatki. Tak naprawdę Lotka nie potrzebowała towarzystwa siostry podczas zabawy- była obdarzona wielką wyobraźnią, która pozwalała jej na oderwanie się od świata. Nie minęła chwila, gdy obie siostry, pochłonięte własnymi problemami i myślami, szeptały do siebie cicho.
- ... powiedziała ośmiornica i machnęła nóżką, a krab powiedział: Tak, wiem. Nieprawda! - krzyknęła rozgwiazda i uderzyła kraba kamykiem, a krab zezłościł się...
- ... nic nie zrobiłam i dobrze o tym wiesz. Oni też. Nigdy nie podpadałam ludziom, nie lubię konfliktów. Gdyby tylko dali mi szansę...
- Aha! I wszyscy uciekli, bo rekin kłapnął zębami... jeszcze raz... i jeszcze... I wygryzł jaskinię w skale, i potem pękł na tysiąc kawałków...
- Nawet nie mam z kim porozmawiać. Nikt nie chce podpaść reszcie; to draństwo! Nigdy nie byliśmy tacy dla nowych u nas w szkole. No, tobie trudnoby było. Ale ja byłam w porządku. Hej, Lotka, no co ty!
Zamyślona mała po raz drugi zdąrzyła potrzeć ubrudzoną rączką czoło, zanim okrzyk siostry zwrócił jej uwagę. Jej czółko przecinało siedem czarnych smug od usmolonych palców. Ote przysunęła się do niej nie wstając z kolan i wyciągnęła husteczkę. Przez chwilę tarła skórę dziecka.
- No tak. To idziemy do domu - mruknęła, biorąc Lotkę za rękę. Ta jednak wyszarpnęła dłoń i podreptała do dziury w ziemi, którą najwyraźnie wydrążyła jedną z foremek.
- Nie chcę. Będę się bawić.
- Umyję ci buzię i będziesz mogła wrócić - przekonywała ją Ote.
- Nieee... - buzia dziecka wykrzywiła się jak do płaczu. - Nie chcę. Zostajemy, Ote, a ja ci opowiem o rekinie.
Podjęła zabawę, tym razem domagając się towarzystwa siostry. Krwiożerczy rekin znów zapałał apetytem na ziemię i rzucił się na nią ze zdwojonym entuzjazmem. Jeden kęs, drugi, rozgwiazda patrzy na niego z przerażeniem, a czerwony żółw próbuje coś powiedzieć- że niby rekin już dawno pękł i że to oszustwo. Zły potwór protestuje i znów wgryza się w skarpę, a wtedy... trach! Jeden z zębów pęka i odłamuje się.
- Ote! - krzyknęła Lotka, chwytając siostrę za rękę. - Ząb! Ząb rekina! Ach, Ote, zrób coś! Jego boli!
Dziewczyna wzięła fioletowego rekina do ręki i dokładnie zbadała złamanie.
- Chyba trzeba mu będzie wstawić protezę - mruknęła, marszcząc brwi z troską. - Pani doktor, należy udać się do sali operacyjnej!
- Czekaj! - mała zaczęła grzebać w ziemi, odrzrucając kamyki. - Zaraz znajdę ząb i wstawimy mu, dobrze, Ote? Dobrze? Auu!
Uniosła stłuczone palce, oglądając zadarty paznokiec, spod którego wypłynęła kropla krwi. Jej usta powoli wygięły się w podkówkę, a oczy napełniły łzami.
- Boooli, Ote...!
- No tak! - krzyknęła dziarsko dziewczyna,choć jej twarz na widok krwi pobladła. Chwyciła poszkodowaną rączkę. - Konieczna jest druga operacja! Ze względu na wielkie poświęcenie pani doktor niemal doszło do poważnego wypadku, w którym mogła paść ofiarą znana na całym świecie Noblistka, laureatka nagrody... - zdawała sobie sprawę, że plecie bez sensu, ale osiągnęła upragniony efekt: Szarlotta uśmiechnęła się niepewnie przez łzy.
- Skalpel! Antybiotyk! Doktorze Green, światło! - wołała, usiłując złapać małą Lottę, która zaśmiewając się skoczyła na równe nogi i zaczęła biegać dookoła.
- Pacjent ucieka ze stołu! Skandal!
- Hihihi! Puść!
Wreszcie dała się namówić na owinięcie palca (co Ote wykonała niemal z zamkniętymi oczami, by nie patrzeć na rankę) i przystąpiły do odkopywania kości dinozaura, który nieomal pożarł panią doktor. Po wielu wysiłkach uzbrojonej w łopatkę Ote ich oczom ukazał sie ubrudzony ziemią kawałek drewna, dokładnie wygładzony. Przez bryłki ziemi pobłyskiwał lakier.
- Ooo... - wyszeptała Lotka i zaczęła wycierać palcami brudne boki czegoś, co mogło być figurką.
- Poczekaj, nie! - Ote pobiegła do plecaka po butelkę wody i drugą paczkę husteczek. Wspólnie oczyściły drewno.
- Lew! Lew! Ote, to lew, jak Simba! - zapiszczała radośnie mała.
- Skąd wiesz, może to Mufasa? - obruszyła się siostra żartobliwie. - A może zły Skaza? Rrrrau!
Udała, że figurka chce udrapać Lotkę w rękę. Obie wybuchnęły śmiechem, a starsza siostra gwałtownie przytuliła młodszą, która chichotała jak szalona.
- Cześć! - rozległo się od strony płotu. Ote zamarła, a jej policzki pokrył rumieniec. Za ozdobnym ogrodzeniem stał chłopak i zapewne od dłuższej chwili przyglądał się ich zabawie.
- Eee... cześć - mruknęła Ote, nerwowo przygładzając loki dłonią.
- Nazywam się Alek. Aleksander - dodał, prostujac się nieco.
Palant, pomyślała Ote bez emocji.
- Ote. Szarlotta - powiedziała krótko, wskazując na siostrę, która znów zaczęła się bawić, nie zwracając uwagi na zraniony palec.
- Mogę? - spytał, podchodząc do płotu.
- Czy możesz co? - nie zrozumiała dziewczyna, ale nawet nie dokończyła mówić, gdy chłopak wspiął się na podmurówkę, potem na poprzeczną sztabę i przesadził ogrodzenie jednym susem.
- Przyjść w gości - wyjaśnił, siadając obok niej na trawie. - Jesteś nowa w naszej szkole.
- No. Do której klasy chodzisz?
- Do drugiej. Znalazłyście zabawkę? - spytał, gmerając palcem w zruszonej ziemi. Po chwili popatrzył ze zdziwieniem na usmolone węglem palce.
- Lwa z drewna - potwierdziła.
- Tam może być coś jeszcze - zaciekawił się, ryjąc trzonkiem łopatki. - Zabawki bliźniaków!
Ote zmierzyła go spojrzeniem, unosząc brwi.
- Mieszkasz tu dobiero dwa tygodnie, co? Na tej działce stał kiedyś inny dom, mieszkali w nim inni ludzie. To popisowa historia tutejszych staruszków - z prawdziwym zapałem powiększał dziurę w ziemi. - Jak z bajki. Ojciec i jego bliźnięta, no i oczywiście macocha. Tylko tym razem to prawda, nie fikcja.
Zerknął na Ote, by sprawdzić, czy słucha, ale nim zdąrzył powiedzieć coś jeszcze, łopatka stuknęła o coś twardego. Szybko odgrzebał boki figurki i wyjął ją ostrożnie. Niefrasobliwie wytarł brud rękawem.
- Ja pierniczę! - zdziwiła się Ote, biorąc do ręki skulonego niedźwiadka. Chłopak zaśmiał się.
- Podłożyłeś go wcześniej? - zrobiła się podejrzliwa. Dokładnie obejrzała opalone boki misia; zadek był niemal całkiem zwęglony.
- Co ty! Daj mi dokończyć. Ojciec i dzieci mieszkali tu od zawsze, ale macocha przyjechała kilka lat po śmierci matki bliźniaków. Nikt jej nie znał. Podobno nienawidziła dzieciaków - to był chłopiec i dziewczynka. Całkowicie omotała ojca, a ich biła i głodziła. Któregoś razu odważyli się jej postawić, a ona wpadła w szał. Groziła, że ich pozabija... a wtedy bliźniaki, jak w bajce o Jasiu i Małgosi, wypchnęły ją z okna na trzecim piętrze. Wypadając... chwyciła małą za warkocz i obydwie skręciły karki. Smutne, ale prawdziwe. Ojciec i syn wyprowadzili się. Nie wiem, co stało się ze starym, ale chłopak dożył osiemdziesiątki i pochowali go tutaj ze trzy lata temu.
Wstrząśnięta Ote milczała, wlepiając wzrok w Alka.
- No i co powiesz?
- Boże! - wykrztusiła. Oczy miała wielkie jak spodki. Obejrzała się, żeby sprawdzić, czy Lotka słyszała opowieść sąsiada, ale była zbyt pochłonięta zabawą.
- Chcesz, to pokażę ci ich groby! Może być jutro po szkole.
- Naprawdę? - ucieszyła się. Już zapomniała, że nazwała Alka palantem.
- Pewnie. Wpadnę po ciebie. Jestem pewien, ze jest więcej zabawek, ale nie chce mi się kopać. To twój trawnik w końcu - powiedział jednym tchem.
- Jasne. Czy one mogą tu... straszyć? - spytała niepewnie.
- Wierzysz w duchy?!
- No... tak jakby.
Aleksander zachichotał i wstał, po czym podszedł do ogrodzenia i pomachał do Lotki, ktora uśmiechnęła się szeroko. Ote patrzyła, jak zręcznie przechodzi przez płot i rusza w stronę domu.
- No, Szarlotko, my też idziemy - odebrała dziewczynce drewnianego lwa i ustawiła go w zagłębieniu obok niedźwiedzia. - A zwierzątka pójdą spać do jaskini.
- Dlaczego nie z nami? - zmartwiła się Lotka, biorąc siostrę za rękę.
- Na wszelki wypadek - wymamrotała Ote, nakrywając figurki liściem łopianu.[/b]


Ostatnio zmieniony przez Natalia Lupin dnia Śro 17:42, 24 Wrz 2008, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 14:07, 14 Sie 2007    Temat postu:

Aaaaaa, powiedz, że to będzie historia o duchach!!!!
Smile
Uwielbiam twoje opowiadania. Wiesz dlaczego? Bo umiesz tworzyć dobre historie, jesteś fenomenalnym opowiadaczem, a to rzadki talent. Ludzie mogą świetnie pisać, a nigdy nie dorównają prawdziwemu opowiadaczowi. Bo tego nie da się nauczyć, to się ma w sobie.

Fajnie opisałaś zabawę sióstr, takie to wszystko naturalne! A historia bliźniąt cholernie mnie zainteresowała, uwielbiam tajemnice przeszłości. Ha! Zdaje się, że mam na co czekać. Na kolejny odcinek Smile

Jeszcze raz wielkie kwik zachwytu.

Cytat:
A lekcje?- mam zmarszczyła brwi.

Literówka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Wto 14:32, 14 Sie 2007    Temat postu:

Dziękuję. Dziękuję. Hekate, jestem wstrząśnięta liczbą bochwał w twoim poście Smile Dziękuję po raz kolejny. I to miło, że się podobało. I mam nadzieję, że dalszy ciąg nie rozczaruje Cię zbyt bardzo Very Happy

O duchach też Very Happy Tak konkretnie to będzie jeden. Ale ćśśś...

Dziękuję za wyłapanie literówki Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:37, 20 Sie 2007    Temat postu:

Łi! Zobaczyłam już dawno temu, ale wreszcie przeczytałam.
Ach, jak milutko. Dzieci siedzą i się bawią i wykopują zabawki... Zapowiada się spokojnie, a tu duchy, Jaś i Małgosia in real, oglądanie grobów...

Podoba mi się, Nat, pisz, bo ja lubię horhory. Mru! A takie z dziećmi przerażająco kojarzą mi się z "Cmętarzem dla zwierzaków", czy niektórymi opowiadaniami Gaimana. I z Tobą Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Pon 20:54, 20 Sie 2007    Temat postu:

Dziękować Wink

Wprowadzam drobne zmiany. Uznałam, że miło będzie, jeśli o tym poinformuję oficjalnie.
1.
Cytat:
- No tak!- krzyknęła dziarsko dziewczyna, choć jej twarz na widok krwi pobladła. Chwyciła poszkodowaną rączkę.- Konieczna jest...

2.
Cytat:
Wreszcie dała się namówić na owinięcie palca (co Ote wykonała niemal z zamkniętymi oczami, by nie patrzeć na rankę) i przystąpiły...

3.
Cytat:
- Boże!- wykrztusiła. Oczy miała wielkie jak spodki. Obejrzała się...

Przepraszam i dziękuję za tolerancję. To drobiazgi, które w feworze pisania przeoczyłam, a przydadza mi się później. Troszkę się pospieszyłam z publikacją Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Czw 15:16, 23 Sie 2007    Temat postu:

- Tadam! - krzyknął Alek, rozkładając ręce jak sztukmistrz w cyrku. Ote uderzyła go pięścią w ramię.
- Zamknij się, głupku! - jej szept był przenikliwy, jednak prawie ginął w szeleście liści drzew i wstęg na grobach. - Jesteśmy na cmentarzu.
- Wiem, gdzie jesteśmy! - odparł, ruszając przed siebie. Ote, zanim podążyła jego śladem, jeszcze raz przyjrzała się temu miejscu.
Całkiem niedaleko od płotu odgradzającego cmentarz od zagajnika rosło duże drzewo o pniu pooranym przez pioruny i wichury, jego gałęzie dalej jednak były zielone. To w jego stronę oddalił się Alek. Dziewczyna stwierdziła, że trzy groby u stóp dębu wyglądają nieco przerażająco. Pomiędzy nimi, jak stado żmij - czy raczej pytonów, jeśli sądzić po grubości - rozpełzały się poczerniałe korzenie, a wykręcone gałęzie opadały tuż nad płytami, jakby chciały je rozorać i wydrzeć z wnętrza ciała zmarłych.
Ote odetchnęła glębiej i poszła za Alkiem, dokładnie owijając szyję szalikiem, którego koniec furkotał za plecami. Bardzo ją to drażniło. Kilkakrotnie poruszyła ustami, podchodząc do nagrobków.
- Gadasz do siebie - zwrócił jej uwagę chłopak.
- Śpiewam - odcięła się.
- Jesteś na cmentarzu! - jego głos podniósł się o kilka tonów i zorientowała się, że ją przedrzeźnia. Popatrzyła na niego nieprzyjaźnie.
- Dobra, dajmy temu spokój - mruknął. - Proszę bardzo, to Albert, to Liza, a to Teresa. Pani macocha. Data urodzenia, data śmierci, a tu, o, "zginęła śmiercią tragiczną". Zaś u Alberta rok dwa tysiące pierwszy i "Pokój jego duszy".
Przez chwilę milczeli, patrząc na groby. Każdy był inny. Najbliżej pnia znajdował się nagrobek Teresy- czarna płyta z umieszczoną z lewej strony złamaną kolumną. Przed nim stała nieduża tablica z imieniem Lizy, opleciona girlandami gipsowych kwiatów, ze smutnym aniołkiem wspartym o jej brzeg. Całość, niegdyś biała, obecnie była szarozielona.
Trzeci grób prezentował się bardzo poważnie i właściwie nie różnił się od innych, znanych Ote: sześcian z szarego marmuru z imieniem, nazwiskiem i małym zdjęciem. Zauważyła, że rysy wąsatego mężczyzny przypominają nieco smutnego aniołka.
- To Liza? - spytała, wskazując figurkę.
- Chyba tak. Tak przypuszczam - Alek zastanowił się. - Bliźniaki miały wtedy... zaraz...
Przez chwilę mozolnie liczył.
- Trzynaście lat - powiedziała wreszcie Ote. - Rany. Biedne dzieciaki. Strach pomyśleć, jak się czuł Albert.
- Pewnie winny.
- I to przez tyle lat!
- Nawet nie mów - wzdrygnął się Alek. - Ja bym nie dał rady z tym żyć. To co, idziemy?
Ruszyli w stronę bramy, zostawiając za sobą drapieżne drzewo i trzy nagrobki.
Po powrocie do domu Ote zamknęła się w pokoju, po czym bardzo głośno puściła muzykę. Nawet gdyby ktoś przyłożył ucho do drzwi, nie usłyszałby nic poza gitarą basową i perkusją.
Dziewczyna usiadła na łóżku po turecku.
- Pierwsza osoba, która chciała ze mną pogadać - mruknęła do siebie. - I to po trzech tygodniach. To chyba dobry znak?
Uniosla głowę, żeby popatrzeć na półkę wiszącą nad łóżkiem.
- Ciekawi mnie ta historia. Chciałabym wiedzieć, jak to wszystko wyglądało, jakie były bliźniaki. Jaka była Liza. Chciałabym z nią porozmawiać. Wiesz, wyobrażam ją sobie - niska, drobna, z długim złotym warkoczem i wielkimi błękitnymi oczami... A jej brat- trochę wyższy, ścięty na krótko, wygląda buńczucznie i dumnie, więc dlatego macocha nienawidzi go. Teresa... cóż, może była piękna, ale zapewne tym demonicznym pięknem czarownicy, jak na filmach.
Zaśmiała się z własnych wyobrażeń.
- Na pewno przesadzam. To była zwykła, smutna historia zakończona wypadkiem. To wszystko. A teraz mam zamiar zdrzemnąć się przed obiadem.
Oznajmiwszy to pokojowi, Ote owinęła się kocem i wsparła głowę na zgiętym ramieniu. Stojąca na półce na wpół spalona figurka misia też zdawała się spać.

***

Szarlotta siedziala na trawie przytulona do Tymoteusza. Stanowczo powinna była zmienić miejsce zabawy, ale Tymoteusz nie mógł jej tego powiedzieć - był wielką, niebieską myszą w żółtej krawatce i, rzecz jasna, zabawką.
Robotnicy nie zwracali uwagi na siedzące nieopodal dziecko i okraszali trud pracy soczystymi przekleństwami. Szarlotka większości nie rozumiała, ale zdawała sobie sprawę, że słucha rzeczy nieprzyzwoitych. Z wrażenia miała wypieki na twarzy.
Ote niespiesznie podeszła do siostry.
- Co robisz?
- Patrzę. Panowie kopią.
- A rozumiesz, co mówią?
- Nie! - oświadczyla Szarlotka i wybuchnęła perlistym śmiechem.
- Oj, rozumiesz - pokręciła głową. - Tylko masz tego nie powtarzać, jasne? To brzydkie słowa.
Podeszła do miejsca, gdzie mężczyźni zrzucali ziemię wykopane przedmioty: deski, płachty czarnej papy, fiolki po lekarstwach i inne tego typu nikomu niepotrzebne pozostałości po poprzednich mieszkańcach. Szturchnęła stopą stertę kamieni i szkła, która rozsypała się z hurgotem. Pod spodem znalazła ołowianego żołnierzyka bez głowy i metalową szkatułkę bez kluczyka, z przerdzewiałym zamkiem. Stopą ostrożnie wytoczyła ją na trawnik.
- Co to? - spytała ciekawie Szarlotta, przyglądając się przedmiotowi.
- Śmieć - odparła Ote i kopnęła go w krzaki.
W godzinę później krążyła po ogrodzie, zastanawiając się, jak wydostać szkatułkę bez zwracania na siebie uwagi. Wreszcie poddała się i zanurkowała w krzaki. Lewą ręką podpierała się o ziemię, zaś drugą odgarniała gałęzie i liście sprzed oczu. O ile dom już stał i część ogrodowa wyglądała jak przeniesiona z francuskiego magazynu, o tyle teren przy garażu przypominał miniaturową dżunglę i wykopaliska archeologiczne.
Wreszcie, gdy spoza zbitej masy gałęzi wystawały już tylko jej stopy, Ote zobaczyła szkatułkę. W migotliwym, jesiennym świetle przesianym przez liście wyglądała bardzo czarodziejsko. Dziewczyna zawinęł ją ostrożnie w dwie chusteczki do nosa, po czym wycofała się na czworakach. Palcami wyczesała z włosów patyczki i liście.
W domu dokładnie wytarła boki i wieczko pudełka, co było tym trudniejsze, że były odlane na kształt pofalowanych dębowych liści. Wreszcie usiadła przed nim i przyjrzała się uważnie zniszczonemu zamkowi. Najpierw spróbowała podważyć go paznokciami, a gdy to nie dało efektu, spinką do włosów. Jednak pomimo korozji zatrzask trzymał mocno, jakby dopiero co go zamknięto. Ote poszła po skrzynkę z narzędziami.
- Szkatułka! - szeptała do siebie z podnieceniem, szperając pomiędzy młotkami i obcęgami. - Jestem pewna, że należała do Lizy albo do Teresy. Do Lizy! Co może być w środku?
Wybrała długie, ostro zakończone dłuto i wróciła do pokoju.
- Wcześniej, gdy niosłam je, w środku coś szeleściło i stukało. Szłyszałeś? Może są tam stare zdjęcia. Byłoby cudownie!
Usiadła przy biurku i wsunęła koniec narzędzia w dziurkę od klucza. Przytrzymała pudełko jedną ręką i przekręciłą dłuto. Coś trzasnęło głośno, a puzderko przewróciło się, ukazując swój spód, do którego przyczepiony był mały kluczyk. Ote jęknęła żałośnie.
- No proszę. Grunt to być inteligentnym!
Włożyła kluczyk do zamka, ale obracał się bez oporu w obie strony. Zdała sobie sprawę, że naprawdę i nieodwracalnie wyłamała mechanizm. Pchnęła jednym palcem wieczko, ktore uchyliło się z cichym skrzypnięciem.
Wewnątrz szkatułki leżało tak wiele rzeczy, że nie wiedziała od czego zacząć. Wreszcie sięgnęła po przedmiot w górnym prawym rogu. Była to maleńka porcelanowa laleczka, odrobinę wyższa niż kciuk dziewczyny. Drobne policzki zabawki zdobiły maleńkie piegi, a oczom nie brakowało źrenic, rzęs i brwi. Strój małej damy był wykonany bardzo starannie: falbanki zielonej sukienki przyozdobiono miniaturowymi koronkami, które w niczym nie ustępowały prawdziwym, a buciki były wykonane z prawdziwej skórki i zasznurowane czerwonymi rzemyczkami. Po namyśle Ote uniosła rąbek sukienki i zobaczyła prawdziwe pończoszki i najśliczniejszą na świecie bieliznę, zaopatrzoną w malusieńkie falbanki. Dziewczyna jęknęła z zachwytu.
- Kto mógł zrobić coś takiego? Tak... doskonałego? Tak małego? Przecież to jest niemożliwe! Każda igła zostawiłaby w tym materiale dziurę wielkości słonia!
Wciąż kręcąc głową, usadziła laleczkę ostrożnie przy swojej lampce i oparła plecami o grubą książkę.
Następną rzeczą, jaka zwróciła jej uwagę, była zabawnie skręcona muszelka z obłamanym końcem. Ote znalazła go w drugim rogu puzderka.
- To moja wina. Nie powinnam była potrząsać.
Położyła muszlę na kolankach lalki i wyjęła następny skarb właścicielki: czarno-białe zdjęcie. Miało elegancko przycięte brzegi, a przedstawiało czterdziestoletniego mężczyznę z lekkim zarostem.
- Ile zakład, że to ojciec bliźniaków? Popatrz na te oczy!
Rzeczywiście; były identycznie wykrojone jak na portrecie Alberta. Ponadto mieli twarze o tym samym krztałcie.
Oprócz lalki, muszelki i zdjęcia Ote znalazla w puzderku caly plik listów, przewiązanych błękitną wstążeczką oraz drugi, mniejszy, zapakowany w bladoróżową kopertę. Na samym wierzchu leżała kartka zapisana odręcznie błękitnym atramentem.
Cheré Thérese,
j'ecrivais sa lettre le neuf de fevrier.
Je suis desolée que... *

Nie rozumiała ani słowa oprócz imienia na początku. A więc to puzderko należało do macochy - Teresy!
Odłożyła kartkę na bok i rozwiązała błekitną wstążkę. Delikatnie otworzyła pierwszą kopertę i wyjęła list.
- Ote?
Szarlotta stanęła w drzwiach. Dziewczyna odwróciła się w jej stronę i popatrzyła wyczekująco.
- Mama woła. Obiad.
- Już idę - włożyła kartki do puzderka, a wieczko zamknęło się z cichym stuknięciem.

* (franc.) Droga Tereso,
pisałam ten list dziewiątego lutego.
Przykro mi, że...


Ostatnio zmieniony przez Natalia Lupin dnia Śro 18:56, 26 Wrz 2007, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:24, 23 Sie 2007    Temat postu:

Mru! Rozwija się, rozwija akcja! I przerwałaś w takim interesującym momencie!

A teraz małe błędy:
Cytat:
- To Lisa?
- chyba raczej Lizę stosujesz, prawda?

Cytat:
dwie husteczki do nosa
- CHusteczki

Cytat:
Thérèse
- nie wiem, co to zrobiło z Teresy xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Czw 18:42, 23 Sie 2007    Temat postu:

Łomatko, ja też nie wiem Shocked Było dobrze!
Dziękuję za poprawienie błędów!
Very Happy
/chowa się ze wstydu za te husteczki/
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pon 17:38, 27 Sie 2007    Temat postu:

Teresa. Teresa mnie interesuje. Ona i jej historia - bo ja nie wierzę w demoniczność maks, złą macochę i urocze dzieciątka aniołeczki. Tu coś jest nie teges. I ja bardzo proszę mnie nie męczyć, tylko napisać ciąg dalszy!

podpisano - wierna fanka.

Jedną literówkę wypatrzyłam, o tutaj: jego gałęzie dal jednak były zielone. Powinno być dalej

Ależ ja bym chciała usłyszeć tę historię opowiadaną w nocy podczas burzy w starym, skrzypiącym domostwie! Achhh!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Pon 18:18, 27 Sie 2007    Temat postu:

No cóż, Hekate... Ta historia miała być zaskakująca i chyba taka jest. Czekaj cierpliwie ^^
Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że wam się podoba!
Dziękuję za wykrycie literówki. Powiem szczerze, że bardziej się bałam o interpunkcję w tym fragmencie, bo ni rusz nie mogłam sobie poradzić z przecinkami. Jestem dumna, że nie znalazłyście jeszcze takiego błędu. Chociaż husteczki to mały powód do dumy XD Będę się jeszcze nad nimi pastwiła przez jakiś czas.
PS. Skończyłam pisać. jeszcze tylko na komputer i wio! Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Wto 17:54, 28 Sie 2007    Temat postu:

Kolejna część. Ostrzegam, ze to opowiadanie jeszcze przez trzy aktualizacje będzie płynęło sobie niespiesznie, nie zważając na nic. Jeśli to przetrzymacie, to jesteście goście Wink To taki mój mały eksperyment, którego cel i wynik wyjawię pod koniec.
Po raz pierwszy od czasów 'krzepkiego staruszka z Gevauden' pojawia się osoba powyżej pięćdziesiątki. Powitajcie ją gromkimi brawami! Very Happy
PS Mam problem z akapitami, dlatego ten list tak koślawo wygląda. Nie moja mea culpa!


***

Kochana Tereso,

piszę do Ciebie dnia dwunastego stycznia.
Nawet nie wyobrażasz sobie, jak wspaniale jest usłyszeć,
że znów kochasz i jesteś kochana! Cieszę się z Twojego
szczęścia. Mam nadzieję, że wszystko potoczy się tak,
jakbyś Ty sobie tego życzyła. Oczywiście nie zapomnę Cię
ostrzec- nie byłabym sobą, gdybym tego nie zrobiła. Wiem,
że zawsze "wiesz lepiej", ale mimo to usilnie proszę: bądź
ostrożna i uważaj na siebie.
Ponadto staraj się nie krzywdzić tego człowieka. Wiem, że
czasem to może być trudne, ale nie trać nadziei i bądź silna.
Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze.
Zdaję sobie sprawę, że jesteś ode mnie starsza; przeżyłaś
też dużo więcej ode mnie. Wiem też jednak, że słowa otuchy
niepomiernie Cię wesprą. Tak więc:
zawsze Cię kochałam i będę kochać, jestem przy Tobie
myślami w każdej chwili i życzę Ci dużo szczęścia i miłości.
Pamiętaj też, że nigdy, choćby nie wiem co się stało, za nic
Cię nie winię.
(...)
Twoja kochająca-

Emilia.


***

- Szczęść Boże - powiedziała Ote do proboszcza, który akurat wychodził z zakrystii. Uśmiechnął się do niej.
- Szczęść Boże. Gdzie rodzice?
- Jeszcze w kościele. Proszę księdza! - zawołała prędko, widząc, że chce odejść. - Mogę o coś spytać? Może ksiądz wie... Co to za historia, która podobno wiąże się z naszym domem? O bliźniakach. Zna ją ksiądz?
- Oczywiście - znów uśmiechnął się. - To bardzo smutna historia. Wypadek, zginęły dwie osoby, wypadły przez okno. Nie wierz we wszystkie plotki, które o tym krążą. To zapewne była po prostu nieuwaga.
- Ale podobno był świadek, proszę księdza, i mówił co innego! - zdziwiła się Ote.
- To też było dziecko. Mógł się mylić. Nie wierzę w morderstwo. Z tego, co wiem, to była porządna rodzina, to nie było... jak to się mówi: w ich stylu. Nawet jeśli mieli problemy... Ja nie szastałbym tak pochopnie oskarżeniami. Jestem przekonany, że to nie byli źli ludzie.
- Wielebny to sam chyba nie wie, co gada, z przeproszeniem! - rozległ się chrapliwy głos i Ote aż podskoczyła. Podszedł do nich brodaty, wspierający się na lasce staruszek. Usta miał wykrzywione, a oczy miotały błyskawice.
- Ta kobieta to byl szatan w ludzkiej skórze! Jędza, jakich malo! Tfu!- mówiąc, zabawnie zacierał literę "ł", a koniec zdania - jakby zamiast kropką - przypieczętował splunięciem.
- Dzień dobry - powiedział spokojnie ksiądz, patrząc z rezygnacją na plamę śliny, która oszpeciła chodnik. - Nie wiedziałem, że ją znaliście.
- Dziesięć lat mialem. Pamiętam wszystko! Wszystko!
- Przyjaźnił się pan z bliźniakami? - spytała Ote.
- Na Boga, nie! Oni nie byli bardzo sympatyczni, Panie świeć nad ich duszami, a po przyjeździe macochy do reszty zdziczeli. Ale czasem przychodzili do nas do parku. Czego to nie opowiadali! Ta kobieta, niech ją pieklo pochlonie, to byl diabel.
- Co opowiadali? - dziewczyna poczuła, że dostaje wypieków na policzkach.
- A nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekla?! - huknął na nią, aż drgnęła z przestrachu. Ksiądz uśmiechnął się pobłażliwie i odszedł.
- Bila ich i glodzila - dodał szeptem staruszek, odprowadzając wielebnego wzrokiem. - Zamykala jedno na strychu, drugie w piwnicy. Straszyla, że ich pozabija. To byla diablica. Diablica.
- Ich ojciec nic o tym nie wiedział? - Ote niemal krzyknęła.
- No, pewnie, że nie wiedzial, Panie świeć nad jego duszą. Dla niego byla slodka jak miód! Dla wszystkich taka byla, ale dzieci się na niej poznaly, o tak. Tak. I jeszcze byla ruda! Ru-da!
Staruszek znów splunął z pogardą.
- A potem pochowali ją na cmentarzu, razem z chrześcijańskimi duszami. Niech to pierun, wolalbym leżeć na polu, niż kolo niej!
- To prawda, że spadła?
- Z trzeciego piętra domu. I jeszcze zdążyla zabrać ze sobą biedną, malą Lizę. Ale mala Liza śpiewa teraz w chórze anielskim, a ruda Teresa gotuje się w diabelskim kotle. Taka jest między nimi różnica, dziecko.
Pokiwał głową z satysfakcją, a Ote przełknęła ślinę. Ależ on jej musiał nienawidzieć!
- Niech pan opowie mi coś więcej! - poprosiła po chwili.
- Ciekawi cię to?- spojrzal na nią bacznie.- Tak, ciekawi. Ciekawość to pierwszy stopień do piekla, mówię ci, ale co byśmy zrobili, jakbyśmy nie szukali odpowiedzi? Znalem jedną taką, co umarla z ciekawości. Wzięla i umarla.
Ote zastanowiła się, czy ma go naprowadzić z powrotem na właściwy temat, ale to nie okazało się konieczne.
- Tak po prawdzie, to niewiele więcej pamiętam. Ale ta Teresa to byla jednak bardzo przystojna kobieta, tak sobie myślę. Pomimo, że ruda. Mężczyźni zwracali na nią uwagę. Miala wielkie niebieskie oczy. Calkiem omotala nimi ojca bliźniaków, tak, że nie widzial za nią świata. Mówil, że to anioł zesłany z niebiesiech. Tfu!
- To chyba... bardzo ją kochał - zauważyła Ote.
- Nie gadaj glupot, dziecko - ofuknął ją. - To byla wiedźma. Lepiej, żeby taka ci się w nocy nie przyśnila, bo cię zadusi.
Popatrzył na nią znacząco i dszedł, postukując laską o płyty chodnika. Jego prawy but zostawiał odcisk wilgotnej podeszwy na każdej z nich. Ote skrzywiła się, patrząc na to.
- Szalenie mnie to wszystko ciekawi - szeptała do siebie, idąc w przeciwną stronę. - I w zasadzie nie bardzo wiem, dlaczego. Nie chodzi o jakieś tajemnice, bo sprawa jest prosta. Jestem ciekawa Lizy, a do tej pory udaje mi się znaleźć jedynie Teresę. To nie fair!
Nagle zatrzymała się jak wryta.
- Chwila! Przecież ona musiała chodzić tu do szkoły! To nie było aż tak dawno temu.
Chciała biec w kierunku gimnazjum, ale zdała sobie sprawę, że jest niedziela. Skierowała się więc w stronę domu. Całkowicie zapomniała, że miała czekać na Szarlotkę i rodziców.

***

Kochana Tereso,

(...) Jestem zdania, że nie powinnaś pozwalać, bliźniętom,
aby poniżały Cię w oczach męża. Nie wierzę, abyś Ty-
tak twarda i zdecydowana wobec mnie- nie potrafiła okiełznać
cudzych dzieci. Przez długi czas były pozbawione twardej
ręki; zapewne ojciec je rozpieszczał. Poza tym- to jasne-
są o Ciebie zazdrosne.
(...) Widziałam się z Jakubem. Nie zmienił się ani trochę.
Powiedział, że ostatnio wiele o nas myślał. Przypuszczam, że
mógł mieć jakieś kłopoty. Na razie będziemy razem- to zawsze
raźniej- więc gdybyś chciała do niego napisać, zaadresuj list
jak do mnie. (...)
Twoja kochająca-

Emilia.

***

- Oczywiście, że mamy - uśmiechnęła się bibliotekarka, ale w jej spojrzeniu przewinęło się zaskoczenie. - Uczniowie rzadko pytają o kroniki.
Pochwili przed Ote wylądowała opasła księga, zawierająca zdjęcia klas. Zaczęła ją wertować; na jednej ze stron zobaczyła alfabetyczny spis nazwisk uczniów. Odnalezienie Lizy nie nastręczyło jej problemów. Przerzuciła kilka kartek i otworzyła księgę na odpowiedniej stronie.
Gdyby nie podpis, przeoczyłaby zdjęcie.
Dziewczynka na portrecie różniła się od gipsowego aniołka na grobie. Tamten miał twarz łagodną i słodką, prawdziwa Liza zaś wcale nie była ładna: usta miała wygięte grymasem złości, a jej brwi niemal dotykały się u nasady nosa. Uwagę zwracały tylko oczy, jednak i w nich było widać gniew.
- Wesoła osóbka - wymamrotała Ote, stukając palcem w stronę. - Widziałeś? Gdyby wzrok mógł zabijać... Paf!
Zamknęła księgę i odniosła ją na stolik.
- I co, znalazłaś kogoś znajomego? - spytała bibliotekarka, ustawiając tom na jego miejscu na półce.
- Tak, Lizę Preisner.
- To była ta mała, która się zabiła w czterdziestym którymś.
- Tak, na mojej działce. Teraz tam mieszkam. Pani to pamięta?
Bibliotekarka wybuchnęła śmiechem.
- Dziękuję! To aż tak staro wyglądam?
Ote speszyła się ogromnie i poczuła, że jej policzki zalewa fala czerwieni.
- Nie przejmuj się, mała - dodała kobieta, widząc to. - Moja matka to pamiętała. Zginęła wtedy jej przyjaciółka.
- Liza?
- Nie, Teresa - potrząsnęła głową kobieta. Na widok zdziwienia na twarzy Ote uśmiechnęła się.
- To była spora różnica wieku, ale tak, były przyjaciółkami. Mama była jej sąsiadką. Miała wtedy osiemnaście lat, a Teresa chyba około trzydziestu. Bardzo ciepło ją wspominała. Nazywała ją swoją jedyną prawdziwą przyjaciółką i była nią wprost zachwycona. Bardzo ciężko przeżyła jej śmierć.
Bibliotekatka westchnęła, ale kontynuowała zwierzenia, a Ote nie przerywała jej.
- To straszne, że ludzie umierają w tym wieku. Liza była oczywiście jeszcze młodsza, ale nic o niej nie wiem. Za to Teresa - moja matka opowiadała o niej godzinami. Była bardzo ładna, miała porcelanową cerę i włosy tak ciemnoblond, że niemal kasztanowe. Bardzo długie. No i błękitne, wielkie oczy. Zawsze uśmiechnięta, zawsze miła dla wszystkich, ale mama opowiadała, że czasem, tylko w jej towarzystwie, bywała smutna. Ja bym powiedziała, że po prostu miewała chandrę. Matka zawsze mówiła, że plotki o zabójstwie tej małej to jedno wielkie kłamstwo. No, ale Albert wciąż powtarzał swoją wesję, więc wszyscy mu wierzyli. Zawsze uważała, że to był po prostu wypadek, a chłopaka poniosła wyobraźnia. Poza tym te dzieci jej nie cierpiały; pewnie uważały, że zabrała im ojca. Ale policja...
Rozległ się szkolny dzwonek i bibliotekarka targnęła głową, zaskoczona.
- Mój Boże! Całą przerwę przegadałam. Przepraszam cię, kotku, jak zacznę paplać, to nie wiem, kiedy przestać. A ty chyba musisz już lecieć na lekcje, co? Nie, czekaj! Wiesz co, mam w domu zdjęcie Teresy. Chciałabyś je zobaczyć? Ja ci je przyniosę na środę, zgoda? No, ale teraz to już naprawdę leć.
Ote wyszła z biblioteki i prychnęła śmiechem.
- Ależ ona ma gadane! Nie to, co ten dziadek, z niego wszystko trzeba było wyciągać po kawałku. No i teraz zamiast "diablicy, niech ją pieklo pochlonie" mamy anioła. Proszę. Kto by się spodziewał.


Ostatnio zmieniony przez Natalia Lupin dnia Śro 19:00, 26 Wrz 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Wto 15:50, 18 Wrz 2007    Temat postu:

***

Kochana Tereso,

Niesamowita nowina, więc lepiej usiądź.
Będę miała dziecko!
Jestem w ciąży!
Jestem taka szczęśliwa, to takie cudowne! Francis jest w siódmym niebie. Szukamy imion dla maleństwa, urządzamy dziecinny pokój. Czy mogłabyś być matką chrzestną, Tereso?
Od tej pory będziesz dla mnie wyrocznią w sprawach wychowania. Mam nadzieję, że będziesz miała cierpliwość do moich pytań.
(...) Wybacz, że ten list jest taki monotematyczny, ale nie jestem w stanie myśleć o niczym innym, no i trudno mi dobierać słowa.
Twoja kochająca-

Emilia.


***

Naburmuszona Ote patrzyła w lustro, obserwując uwijającą się dookoła jej głowy fryzjerkę. Czarne loki spadały na podłogę długimi pasmami.
- Nie podoba się?
- Ujdzie - mruknęła dziewczyna, odsuwając z oczu wilgotną grzywkę. - Zostałam zmuszona. To nie fair.
Siedząca pod ścianą starsza pani spojrzała na nią krytycznie.
- Moi klienci nie narzekali.
- Mamo! - powiedziała ostrzegawczo fryzjerka, znów chwytając nożyczki. Przez chwilę panowała cisza.
- Co: mamo! Nie narzekali, gdzież tam - powiedziała powoli staruszka, kiwając głową. - A wiesz, dlaczego, młoda damo? - zwróciła się do Ote.
- Pewnie była pani dobrą fryzjerką.
Starsza pani prychnęła chrapliwym śmiechem. Ote nie wiedziała, czy podała prawidłową odpowiedź, więc milczała i czekała. Fryzjerka spryskała jej włosy wodą i nachyliła się do jej ucha.
- Mama ma troszkę nie po kolei w głowie na punkcie swojej pracy. Proszę się nie przejmować.
Staruszka wreszcie wyprostowala się i wycelowała w nie palec.
- Nie. Wszyscy nie żyli.
Po czym znów wybuchnęła radosnym śmiechem, jakby to był najlepszy na świecie żart. Ote uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała w lustro. Fryzjerka, widząc jej spojrzenie, z politowaniem pokiwała głową i popukała się czubkiem nożyc w czoło.
- Wszystko widziałam! - zagrzmiała staruszka. Dziewczyna zerknęła na nią.
- Jak to nie żyli?
- Byli martwi. Ich dusze odeszły do Pana, przynajmniej tak twierdzi ten szarlatan z kościoła.
- Mamo, jak możesz! - zawołała fryzjerka, obracając się gwałtownie.- To wspaniały człowiek! Gdybyś tylko...
- Cicho, Wando. Cicho, już.
- Naprawdę czesała pani zmarłych? - powiedziała szybko Ote, zanim zdążyły się pokłócić.
- Oczywiście, moja droga. Wszystkich, jeden po drugim. Mężczyzn, kobiety i dzieci. Trzeba było mieć mocne nerwy, a ja byłam jak stal - oznajmiła dumnie.
- To pewnie czesała też pani Teresę.
- Teresę? A, tak. Czesałam wszystkich. Ach, co to były za włosy! Piękne, gęste, długie, a kolor! Jak one lśniły! Jak pszenica w słońcu!
- Pszenica? - zdziwiła się Ote. - Ktoś mi mówił, że była ruda!
- Ruda? No, to pewnie Edward - pokiwała głową. - Dla niego każda kobieta jest ruda. Nawet ty, dziecko. Ruda, ruda, ruda- bo taka była jego narzeczona, a ona uciekła w czterdziestym siódmym z niemieckim żołnierzem. Jej nie czesałam, ale co tam żałować. Nieładne wlosy. Cienkie. Wiotkie.
- Mama mówi, jakby z niej miała perukę robić - mruknęła fryzjerka i szczęknęla nożyczkami przy lewej skroni Ote. Dziewczyna spojrzała w lustro i uznała, że choć dokonano na jej lokach istnego pogromu, nowa fryzura prezentuje się całkiem nieźle.
- A Teresa? Co pani o niej powie?
- Że zanim mnie do niej wezwali, to musieli ją ździebko połatać.
Ote przybladła, ale na fryzjerce słowa staruszki nie zrobiły najmniejszego wrażenia.
- Połatać, poukładać, bo wyglądała jak rozbita lalka. Potem myślałam, ze ze mną koniec, że już nigdy nie wrócę do tej pracy, szczególnie po czesaniu tej małej. Horror! Głowa potrzaskana...
- Mamo! - krzyknęła fryzjerka i przypadła do Ote, nieomal wykłuwając jej oko nożyczkami. - Hej, mała, w porządku?
- Tak - wymamrotała Ote, oddychając głęboko. Po chwili na jej twarz zaczęły wracać kolory. - Tylko niech pani nie opowiada więcej takich rzeczy, dobrze?
- No proszę - mruknęła starsza pani, patrząc na nią z dezaprobatą. - Ty byś nie mogła tak pracować.
Dziewczyna zmilczała jej uwagę i przez następne kilka minut panowała cisza. Przerwała ją dopiero młodsza z kobiet.
- No! Jak dla mnie bomba. Seksbomba.
- Podoba mi się - potwierdziła Ote, patrząc na siebie krytycznie. W jej głosie słychać było satysfakcję.
- A jednak - uśmiechnęła się fryzjerka. - Wiedziałam, że ci się spodoba.
- Ile płacę?
W czasie, gdy Ote wyjmowała portmonetkę, matka fryzjerki podniosła się i wyszła. Gdy dziewczyna opuszczała zakład, pokiwała na nią palcem i zaprowadziła na zaplecze. Z pewnym wahaniem Ote podążyła za nią.
- Pokażę ci coś.
- Ale to nie jest... straszne?
- Nie, nie. Patrzcie, księżniczka na ziarnku grochu. Strach dotknąć. Śmierć nie jest straszna! Przyzwyczajaj się. Też kiedyś ją spotkasz.
Ote popatrzyła na nią powątpiewająco. Kobieta poprowadziła ją do skrzyneczki stojącej na stole pod oknem. Otworzyła ją i wyjęła ze środka dwa foliowe woreczki. Dziewczyna zajrzałą do nich i znów pobladła - każdy zawierał kosmyk włosów. Staruszka pokiwała radośnie głową, potwierdzając jej przypuszczenia. Ostrożnie wyjęła czarny pukiel z pierwszego opakowania.
- To Liza. Dotknij.
- Wolałabym nie - mruknęła Ote, cofając się o krok.
- No już! Nie gryzie.
Dziewczyna zacisnęła zęby i potarła włosy palcami. Były szorstkie i sztywne, martwe od lat. Poczuła, że zaczyna ją mdlić.
- Teraz te. Teresa.
Dotknęła kosmyka i ze zdziwieniem popatrzyła na starszą panią.
- No i co? - uśmiechnęła się tryumfalnie. Ote jeszcze raz zacisnęła palce na paśmie włosów.
- Inne.
- Pewno, że inne, co nie?
- Miękkie.
- I lśniące. Gdybym na własne oczy nie widziała pogrzebu i że tę kobietę pochowali...
Pokreciła głową. Dziewczyna ostrożnie odłożyła kosmyk na miejsce i opuściła zaplecze. Staruszka popatrzyła na nią z dezaprobatą.
- Zajęcze serce, ot co.


Ostatnio zmieniony przez Natalia Lupin dnia Śro 19:02, 26 Wrz 2007, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Wto 20:38, 18 Wrz 2007    Temat postu:

Ależ ze mnie koszmarny leser, żeby tego wcześniej nie przeczytać. Tajemnica sprzed lat jako główne danie, unosząca się w powietrzu delikatna woń kryminalnej zagadki, a wszystko w sosie z twich umiejętności. Przepyszne!

I znalazłam te chochliki:

Cytat:
Proszę się przejmować.


Oczywiście.

Matka fryzjerki mówi "tą kobietę", zamiast "tę kobietę", ale to mogło być zamierzone. Jeśli tak, to przepraszam za nadgorliwość.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Sob 13:55, 22 Wrz 2007    Temat postu:

To są dwa byki, Cerere XD Dziękuję!
Very Happy
I miło mi bardzo, że się podoba.

PS. To "proszę się przejmować" mnie zabiło Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Wto 14:45, 25 Wrz 2007    Temat postu:

Ta wersja została zastąpiona przez lepszą, na następnej stronie. Wiem, że powinnam zostawiac na widoku swoje postępy (przynajmniej mi się tak wydaje), ale straszny chaos mi tu zapanował w tym opowiadaniu i dokonałam takich właśnie cięć Smile
Tak więc zapraszam na następną stronę.
A jako że nic w przyrodzie nie ginie, wersja stąd skasowana jest u mnie w pliku.


Ostatnio zmieniony przez Natalia Lupin dnia Śro 17:43, 31 Gru 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin