Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Cisza przed burzą - tryptyk

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Sob 22:56, 30 Cze 2007    Temat postu: Cisza przed burzą - tryptyk

W przeddzień zmagań fikatonowych powstało wreszcie uzupełnienie losów Maggie Gray. Wklejam całość, powiązaną niejako z "Tryptykiem piołunowym" Hekate, mam na myśli związek Syriusz-Remus. "Kałamarnica..." i "Początek" powstały podczas fikatonu, wtedy narodziła się Maggie. A że jej postać od tego czasu znacznie się skrystalizowała, chciałam Wam ją przedstawić w całości.
diruś


Kałamarnica wieczorową porą
- No. To teraz trzeba się tylko zastanowić, jak z tym wszystkim zmieścimy się w przedziale.
Lily Evans odgarnęła rudą grzywkę ze spoconego czoła. Tego, że pozwoliła Maggie obciąć sobie włosy, żałowała już od chwili, gdy pierwsze rude pasmo spadło na podłogę. Z przerażeniem zamknęła wtedy oczy, co zaowocowało jeszcze gorszym skutkiem. Kiedy je otworzyła, zobaczyła w lustrze rudzielca z zielonymi oczami i piegami na nosie. Jednak zamiast długich loków zebranych w kitkę miała na głowie strzechę długości kilku centymetrów, w której każdy włos sterczał w inną stronę. A czoło przykrywała gruba, prosta grzywka. Szok był tym większy, że dziewczyna nigdy jeszcze w swoim szesnastoletnim życiu nie miała grzywki.
Lily nie umiała się długo gniewać na Maggie. Na każdego innego, owszem, ale na jedną Maggie - nigdy. Dlatego teraz, kilka godzin po tym nieszczęsnym zabiegu kosmetycznym, mogły w miarę spokojnie pakować kufry przed powrotem do domów.
- Właściwie... - Maggie zanurkowała pod wysokie łóżko, by sprawdzić czy nic tam nie zostawiła. - Właściwie to one odrosną przez wakacje. Trochę... - Kiedy wynurzyła się z zaczerwienioną twarzą, oberwała zieloną poduszką.
Lily stała tyłem, chowała różdżkę do kieszeni spodni.
- Nie zaczynaj. - Pogroziła współlokatorce palcem. - Idę na błonia.
Trzasnęła drzwiami. Maggie zasępiła się - możliwe, że Lily była na nią trochę zła, inaczej poszłyby we dwójkę.
Maggie, głuptasie! - pacnęła się w czoło otwartą dłonią. - Ona się umówiła!
Olśniona tą myślą, nie zastanawiając się ani chwili, wyszła z pokoju, starając się nie robić hałasu. Lily z kimś się umawia i jej, Maggie, o tym nie mówi?!

Remus Lupin siedział na parapecie w pokoju wspólnym. Patrzył na spokojną taflę jeziora, połyskującą w świetle czerwcowego słońca i kontury wzgórz, które łagodnie rysowały się na tle jasnoróżowego nieba.
Jego kufer już od wczorajszego wieczora stał pod łóżkiem, gotowy do wyruszenia w drogę. Spieszyło mu się do domu, bo im szybciej się tam znajdzie, tym szybciej zacznie się włóczęga po pokrytych mchem i wrzosami walijskich górach. Remus lubił poczucie wolności, jakie dawała wędrówka z wiatrem, wyzwalało morze rozbijające się o strome wzniesienia...
Nagle usłyszał trzask zamykanych drzwi i szybkie kroki na schodach. Po chwili w pokoju wspólnym pojawiła się Lily Evans. Na widok Remusa zatrzymała się gwałtownie, gdyż ten uważnie się jej przyglądał. Było to zachowanie dla niego dość rzadkie, nic więc dziwnego, że dziewczyna trochę się zmieszała.
Wreszcie odezwał się, burząc głęboką i pełną napięcia ciszę panującą w pokoju.
- Obcięłaś włosy. - Oznajmił. - W dłuższych było ci lepiej - zawyrokował nie bez drwiących nutek w głosie.
Twarz Lily w ciągu kilku sekund przeszła istną rewolucję: od łagodnego zaskoczenia, przez wyraźne zastanowienie, aż do nieskrywanego oburzenia. Kilka razy otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć - Remus nie był specjalnie ciekawy jej słów, dlatego ponownie spojrzał za okno - Lily machnęła więc ręką i wyszła z pokoju.
Lupin powrócił myślami do wrzosów i morza, ale widocznie nie dany mu był dzisiaj spokój. Najpierw dziwnie podekscytowany James miotał się po sypialni całe popołudnie. Na delikatną aluzję, czy nie mógłby się nieco wyładować na kimś innym niż współlokatorzy, zareagował prawie że histerycznie, dlatego też Remus wyemigrował na jakiś czas. Zamierzał pójść na błonia, ale coś zatrzymało go na parapecie w pokoju wspólnym, i tutaj już został.
Znów ułyszał jakiś hałas. Tym razem jego uwagę odwróciła burza czarnych loków, miotająca się po pokoju. Istota odziana w ciemne ubranie przerzucała poduszki na kanapach, mamrocząc pod nosem przekleństwa znajomym, trochę zachrypniętym głosem.
Skaranie boskie z tymi nadmiernie podekscytowanymi Gryfonami. Remus nie zdziwiłby się, gdyby za chwilę pojawił się tu jeszcze Syriusz z jakąś panienką.
- Maggie?
Istota podskoczyła, zrzucając serwetkę ze stołu. Na podłogę posypały się też liczne "pierdoły", jak Syriusz nazywał to, co gryfońska brać zostawiała zazwyczaj na stołach.
- Może to pytanie zabrzmi niepoważnie i zadane zostanie niepotrzebnie, ale - co ty na Morganę wyprawiasz?
- No ja... Tak jakby gdzieś zgubiłam różdżkę.
- Tutaj? Mogę cię zapewnić, że przez ostatnie dwie godziny się tu nie kręciłaś.
- Eee... - Maggie podrapała się niepewnie za uchem, który to widok rozśmieszył Remusa. Dziewczyna powtarzała gest typowy dla Syriusza.
- Bardzo zabawne, Lupin - mruknęła bez entuzjazmu, po czym znów oddała się energicznym poszukiwaniom.
Remus niechętnie sięgnął po swoją różdżkę. Zależało mu na odrobinie spokoju. Może jak pomoże tej biednej dziewoi, opatrzność i nad nim się ulituje?
- Accio różdżka.
Jednak nic się wydarzyło. Remus wzruszył ramionami.
- Nie ma jej tu. Możesz już iść.
Maggie obdarzyła go nieżyczliwym spojrzeniem.
- Naprawdę nie wiem, czemu tak się starasz, żeby cię wszyscy lubili.
Po chwili trzasnęły drzwi i Lupin został sam.
- Remusie, czyżbyś w jej głosie słyszał ironię? - zapytał samego siebie, ponownie wzruszył ramionami i również opuścił pokój wspólny w nadziei, że może na błoniach nie będzie tak tłoczno.
Kiedy otworzył drzwi wyjściowe, przystanął na chwilę zaintrygowany.

Maggie już na korytarzu podejrzewała, że zgubiła Lily. Kiedy wydostała się z zamku, miała pewność.
- Pozostają ci teraz dwa wyjścia - monologowała, siedząc na wysokim murku i wymachując nogami. - Albo wrócisz do pustej sypialni, mijając po drodze wyjątkowo stetryczałego dziś Lupina, albo skorzystasz z ładnej pogody i pójdziesz na błonia.
Zastanowiła się chwilę. Zdecydowanie, druga opcja była o wiele bardziej ekscytująca. Wszystko było bardziej ekscytujące od siedzenia w pustym pokoju.
- I jest nikła szansa, że czystym przypadkiem napatoczysz się na Lily i jej tajemniczego kochanka. Tak, to zdecydowanie lepszy pomysł!
Kiedy zeszła ze schodów, zatrzymała się na chwilę. Wydawało jej się, że słyszy za sobą jakieś kroki. Jednak kiedy się odwróciła schody były puste. Jeszcze dwa razy powtórzyła ten manewr, ale niczego podejrzanego nie zauważyła.
Ruszyła zatem dziarsko w stronę zachodzącego słońca i taplającej się w jeziorze kałamarnicy.

Remus uśmiechał się za każdym razem, kiedy dziewczyna odwracała się, nie widząc go, ukrytego za murowanymi lwami. Jego wilkołacza przypadłość miała kilka zalet, może nie na tyle silnych, by przeważyć wady, ale jednak przydatnych. Na przykład poruszał się ciszej niż zwykły czarodziej.
Początkowo Lupin nie miał zamiaru jej śledzić. Ale kiedy dotarł za nią nad jezioro, dziewczyna niespodziewanie się odwróciła. Remus nie miał już gdzie się schować.
- Lupin!
- Gray, co za niespodzianka.
- Nie udawaj zaskoczonego, przecież za mną szedłeś i... - umilkła, pod pełnym politowania spojrzeniem chłopaka.
- Stetryczały? - zapytał, unosząc brew. - Tak mnie jeszcze nikt nie nazwał.
Maggie, nie bardzo wiedząc co zrobić z oczami i rumieńcem wypływającym na jej policzki, spojrzała na czubki swoich tenisówek. W gonitwie myśli toczącej się w jej głowie wyłowiła jedną, najbardziej absurdalną i uchwyciła się jej, walcząc z zawstydzeniem - znów zapomniała wyczyścić buty! Ale że Lily jej nie zwróciła uwagi?
Odetchnęła z ulgą, przypominając sobie właściwy cel swojego spaceru. Może Remus wie, gdzie ona poszła, na pewno widział ją, kiedy wychodziła. Trzeba go zapytać.
Toteż Maggie niezwłocznie to uczyniła.
Remus podszedł do brzegu jeziora. Obserwował macki kałamarnicy, wciągające pod wodę przerażonego kaczora. Kałamarnica chciała się tylko bawić, a biedne ptaszysko umierało już z pewnością na zawał serca.
- Lupin! Pytałam o coś!
- Słyszałem, ale nie interesuje mnie temat Evans, więc nie mam pojęcia, gdzie ona jest.
Przez chwilę patrzył jeszcze na migotliwą taflę jeziora, kiedy uparte brązowe oczy przyciągnęły jego spojrzenie.
- Nie lubisz jej.
Nie odpowiedział, uznał że stwierdzenie tego nie wymaga. I rzeczywiście, nie wymagało. Maggie nie potrzebowała współrozmówcy, sama sobie wystarczała w zupełności. Zbędny wydawał się też słuchacz - zresztą Remus i tak nie miał zamiaru się nim stawać, wobec czego miał już zamiar odejść, kiedy dostrzegł mackę kałamarnicy, obejmującą łydkę Maggie. Dziewczyna stała tuż nad wodą, wystarczyło jedno szarpnięcie, by wpadła do jeziora.
- Kaczor zdechł - oznajmił Lupin, przerywając monolog Maggie.
- Co?
Remus wskazał na ciało ptaka, unoszące się na powierzchni wody.
- Kaczor zdechł, a kałamarnica znalazła sobie nową zabawkę. Właśnie oplata twoją nogę.
Dziewczyna spojrzała w dół i wrzasnęła przerażona. Remus również się przestraszył. Jeśli ta dziewczyna zaraz zacznie skakać, wpadnie do wody. Jeśli wpadnie do wody, będzie musiał się za nią rzucić i ją uratować - bądź co bądź, jest Gryfonem, a to zobowiązuje. A wody Remus Lupin za bardzo nie lubił, zwłaszcza zimnej, zwłaszcza w pobliżu kałamarnicy. Dlatego po krótkiej analizie faktów, chwycił Maggie za rękę, różdżką strzelił w oślizgłą mackę fioletowym promieniem i odciągnął dziewczynę na bezpieczną odległość.
Wyrzuceni siłą impetu, upadli na trawę.
Remus szybko zmienił pozycję na siedzącą, jednak Maggie leżała z uśmiechem wpatrzona w niebo.
- Spójrz, jakie tutaj jest niebieskie! - krzyknęła zaskoczona.
Remus uniósł głowę. Rzeczywiście, niebo nad nimi było niebieskie, niby malowane akwarelą. Położył się obok Maggie. Leżeli tak milcząc, porażeni błękitem nieba tego ostatniego wieczoru, nie umiejąc wyjaśnić, dlaczego właściwie tak się nim zachwycili.

Kto wie, czy nie leżeliby tak do rana, gdyby Lily Evans nie zauważyła czarnej czupryny przyjaciółki, rzucającej się w oczy w okolicy jeziora. Pociągnęła Jamesa za rękę i razem poszli w jej stronę. Kiedy Lily zauważyła, kto leży koło Maggie, natychmiast pożałowała swojej decyzji.
- Remus? - James również to zauważył. - I Gray? Tutaj?
- Mógłbyś nie zadawać głupich pytań? - syknęła Lily, odgarniając grzywkę. - Powiedz im, że już późno.
- A dlaczego ja?
- James!
- No dobra, dobra...
Wracała do zamku w pewnej odległości za tamtą trójką. Jednym z powodów, dla których unikała Jamesa tak długo, był Remus Lupin. Nie znosili się. Rzadko umieli się porozumieć, na ogół odzywali się do siebie sarkastycznymi uwagami. Lily bała się również jego oczu - choć zdawały się ukrywać jakąś tajemnicę, jednocześnie świdrowały ją na wylot.
Lily westchnęła. Jak dobrze, że nie zobaczy tego dziwaka przez dwa miesiące.
Z oddali dobiegł chlupot. Lily, James, Maggie i Remus odwrócili się, by zobaczyć, jak wielka kałamarnica podrzuca radośnie ciało kaczora. Na ten widok nie można było się nie uśmiechnąć.

Pokonać przeszłość
- Tak nie można.
Maggie postawiła na stole kubek z parującą herbatą i dolała do niego trochę alkoholu. W kuchni słychać było cykanie świerszczy dobiegające zza okna i ciche łkanie.
- Ja ci wierzę - Maggie powtórzyła to już kolejny raz tego wieczora. Ciszej niż poprzedni, prawie szeptem. Nie wierzyła, a przynajmniej starała się nie wierzyć, ale wiedziała, że prawda nie przyniesie matce ulgi.
- Twoja wiara nas nie wykarmi, ani nie zapłaci za mieszkanie - Matka podniosła na nią zaczerwienione oczy, jednak jej wzrok pełen był wdzięczności.
- Znajdziesz pracę, z twoim wykształceniem na pewno szybko się gdzieś zahaczysz. Jeszcze jak wspomnisz o ojcu...
Nie zdążyła ugryźć się w język, znów nie pomyślała, tylko ot tak, głupio palnęła.
- Nie wspomnę o twoim ojcu - oświadczyła matka z godnością. - Nie potrzebuję jego łaski.
Coś mi się wydaje, że chyba jednak potrzebujesz... - pomyślała Maggie, jednak tym razem już się nie odezwała.
Matka pociągnęła łyk herbaty z rumem, a Maggie wstała, żeby poszukać czegoś do jedzenia. Krojąc chleb - bardzo mugolskim sposobem, ani ona, ani matka nigdy nie były dobre w zaklęciach kuchennych - usłyszała głos matki.
- Zresztą teraz praca w gazecie mogłaby być niebezpieczna, jak każda inna praca. Na przykład aurora...
Maggie upuściła nóż.
- Ojciec jest aurorem - przypomniała.
- Pewnie pierwszy pójdzie walczyć - mruknęła matka z ponurą satyfakcją.
Maggie, odwrócona do matki plecami, zacisnęła wargi. Schyliła się po nóż i zaczęła kroić kolejne kawałki.
- Może zginie przy odrobinie szczęścia.
- Mamo!
Maggie odwróciła się i spojrzała na kobietę siedzącą przy stole. Matka kiedyś byłą całkiem ładną czarownicą - świadczyły o tym lekko delikatne rysy twarzy czy łagodnie zarysowane usta. Teraz jednak skórę wokół oczu pokrywały kurze łapki, a wargi, zbyt często zaciskane w irytacji, straciły dawny kształt. Życie nie obchodziło się z nią delikatnie, a każdy cios odbierał jej dawną urodę.
- Ty chyba nie czujesz do niego wdzięczności za to, że cię zostawił?!
Dziewczyna poczuła, jak w kącikach oczu zbierają jej się łzy. Nie będzie przy niej płakać!
Bez słowa wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami. Na klatce schodowej niemal przewróciła sąsiadkę, jednak nie zatrzymała się i po pięciu minutach była już na drodze prowadzącej na łąkę.

Remus Lupin zatrzymał się w niewielkim miasteczku, którego nazwy nawet nie zapamiętał. W barze dowiedział się, że nigdzie w pobliżu nie ma pól namiotowych. Poirytowany wyszedł, zastanawiając się, czy James mógłby go teraz przygarnąć. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie rozstał się w najlepszej komitywie z Syriuszem. A ci dwaj na pewno są teraz razem.
Remusie, obiecałeś sobie, że przez dwa tygodnie będziesz od niego odpoczywał - pouczył samego siebie. - Słowa musisz dotrzymać.
Na włóczęgę wyruszył zaledwie przed trzema dniami i jak na razie wszystko układało się pomyślnie. Za dnia chodził po górach, noc spędzał w namiocie. Jednak dziś zszedł ze szlaku i trafił do jakiejś maleńkiej, mugolskiej mieściny. Nie zamierzał wzbudzać tu nadmiernego zainteresowania swoim wybitnie nie-mugolskim namiotem.
Zatrzymał się. Dopiero teraz zauważył, że pogrążony w ponurych rozmyślaniach, wywędrował poza miasteczko. Teraz otaczały go bagniste pola i łąki.
Nagle do jego uszu dobiegł dziewczęcy głos, miotający przekleństwa z iście aurorską wprawą.
- Gray?
Już z daleka rozpoznał tę czarną czuprynę. Dziewczyna odwróciła się.
- Lupin? Skąd ty się tu wziąłeś?
- Przyszedłem. - Chłopak wzruszył ramionami.
Dziewczyna nagle wybuchnęła płaczem. Remus przestraszył się, nie bardzo wiedząc, do czego Maggie jest zdolna. Był już świadkiem zbyt wielu dziewczęcych histerii - wywołanych zazwyczaj aroganckim zachowaniem Blacka - by nie być świadomym zagrożenia.
- Coś się stało? - zapytał ostrożnie z nadzieją, że w jakiś sposób odwróci jej uwagę.
Dziewczyna wyrzucała z siebie słowa z prędkością godną lotu na hipogryfie. Remus zdążył wyłapać pojedyncze "matka", "auror", "wylali".
Stał w odległości kilku kroków. Niespodziewanie Maggie przysiadła na ziemi. Po chwili wahania podszedł i kucnął przy niej.
- Wiesz, nie chciałem, że byś mi się zwierzała - powiedział. - Ale jak masz z kimś jakiś problem, to najlepiej z tą osobą pogadaj.
Dziewczyna nie podniosła głowy, ale był pewny, że słyszała.
- Pójdę już - wstał, uświadamiając sobie, co jej właśnie poradził. - Do zobaczenia.

*
- Morgana Gray, byłam umówiona.
Czarodziej w ciemnym stroju siedzący za biurkiem przyjrzał się jej uważnie. Uśmiechnęła się kwaśno do tego, czwartego już, kontrolera i ruszyła korytarzem po jego przytakującym mruknięciu.
Dawno tu nie była. Już nie pamiętała, ile miała wtedy lat, ale od tego czasu wiele się tu zmieniło. Twarze ściganych czarodziejów na listach gończych, liczba biurek się zwiększyła, a sowy zastąpiły papierowe samolociki. Przynajmniej nie musiała się martwić, że i tym razem poślizgnie się na ptasich odchodach. Uśmiechnęła się na to wspomnienie, wpadła wtedy przypadkiem na samego ministra magii. Mama była przerażona... Ale tata się śmiał.
Tata.
Od dawna tak o nim nie myślała. Tamtego wieczora słyszała tylko podniesiony głos matki. On nie odezwał się ani razu. Wiedziała, bo siedziała na schodach i patrzyła na sylwetki rodziców mieniące się w błysku ognia padającym z kominka. Nie pamiętała, ile czasu trwała ta rozmowa. Pamiętała tylko, że kiedy ojciec wyszedł z domu, trzasnął drzwiami. A tydzień później matka zabrała Maggie i przeprowadziły się do miasteczka pod Edynburgiem, zmieniając nazwisko na panieńskie.
- Maggie!
Głos też pamiętała. Odwróciła się - za nią stał wysoki czarodziej z blizną przecinającą policzek.
- Cześć... - mruknęła, speszona oczami zwróconymi w jej stronę.
Ojciec zauważył jej zmieszanie i machnął dłonią do kolegów, po czym objął córką ramieniem i wyprowadził ją z kwatery głównej aurorów.
- To nie miejsce dla ciebie - usłyszała nad głową.
Zaprowadził ją do ministerialnej knajpki i usiedli w oddalonym kącie. Skinął głową na barmana, wyjął różdżkę i stolik otoczył parawan.
- Co cię do mnie sprowadza?
Maggie zaschło w gardle.
Powiedz mu - krzyczał głos w jej duszy. - Nie po to tu przyjeżdżałaś, żeby sobie teraz pomilczeć!
- No? - głos ojca pełen był zachęty.
- Dlaczego nas zostawiłeś? - zapytała wprost, odrzucając myśl o przywoływaniu wspomnień sprzed lat.
Ojciec pochylił się nad miedzianym pucharkiem. Maggie nie wiedziała, co w nim jest, jednak z pewnością nie było to piwo kremowe. Dla niej zamówił lody.
Jak dla dziewczynki...
- Mama ci nie powiedziała?
Pokiwała głową. Matka unikała tego tematu jak ognia.
- Nie dała mi wyboru. Chciała mieć nade mną kontrolę, a to - rozłożył bezradnie ręce - jest niemożliwe.
Maggie skinęła głową.
- Nie jesteś na mnie zła?
Uśmiechnęła się.
- Jestem, jak cholera - wyznała. - Ale znam matkę i chyba rozumiem. Kazała ci wybierać między tym - wskazała na medalion aurorski na szyi ojca - a nią samą?
Tym razem to on skinął głową.
- Cała matka - prychnęła Maggie. - Ale nie po to przyjechałam.
Ojciec podniósł głowę.
- Nie przyjechałam, żeby błagać cię na kolanach o powrót do domu - kontynuowała dziewczyna, a auror dostrzegł w jej twarzy samego siebie, sprzed kilku lat. - Mama straciła pracę. Nie, nie chcę pieniędzy - oświadczyła zdecydowanie, kiedy on otworzył usta. - Chcę, żebyś ją polecił w redakcji "Twojej Różdżki" - podała mu kartonik mieniący się wszystkimi kolorami tęczy. - Wiem, że masz tam znajomości. Tylko mama nie może się o niczym dowiedzieć!
Auror wciąż wpatrywał się w twarz córki.
Będzie z niej porządna czarownica - uśmiechnął się do własnych myśli. - Nie histeryczka, po matce, ani nieodpowiedzialny lekkoduch, po nim samym.
- Pójdę już. - Dziewczyna podniosła się z miejsca. - Dzięki, ta...
- Mów mi po imieniu.
- Dziękuję, Alastorze.
- Dlaczego twoja matka straciła pracę?
Po raz pierwszy Alastor dostrzegł na twarzy córki cień strachu.
- Redakcja uznała, że jej zainteresowanie tym czarnoksiężnikiem z północy może wywołać niepotrzebną panikę w społeczności. - Podniosła na mężczyznę ciemne oczy. - Powiedz, to prawda, co o nim mówią?
Nie odpowiedział. I nie musiał - Maggie i tak znała odpowiedź.



Początek
Maggie siedziała w pustym przedziale. Nie miała przy sobie kufra ani nawet plecaka. Wyszła z przedziału, w którym Lily, James i Syriusz świetnie się bawili, mało przejmując się otaczającym ich światem, a już zwłaszcza towarzyszami podróży. Świadomość opuszczenia Hogwartu dotarła do nich już kilka wieczorów wcześniej, teraz do szczęścia wystarczyła im wizja jasnej przyszłości, jaka rysowała się przed całą trójką. James i Syriusz będą aurorami, Lily dostała się na uczelnię magomedyczną, o czym od dawna marzyła. Ich przyszłość rzeczywiście mogła rysować się tylko w jasnych barwach.
Maggie była pełna obaw, że jej życie nie potoczy się prostą ścieżką. Przede wszystkim, sama nie wiedziała, co chciałaby właściwie robić. Przez ostatnie lata żyła w otoczeniu przyjaciół, w bezpiecznym zamku, pod opieką dorosłych ludzi. Jak teraz, w kilka dni, sama miała stać się dorosła? Wydawało jej się to niemożliwe.
- Można?
Dopiero teraz zauważyła Remusa, stojącego w drzwiach.
- Jeśli musisz - wzruszyła ramionami. - Ciebie też wykurzyli?
Twarz Remusa przybrała dziwny wyraz, wyglądał na zdenerwowanego. Maggie uśmiechnęła się ze zrozumieniem, obecność Lily od zawsze działała na niego toksycznie.
Krajobraz za oknem zmieniał się powoli. Z gór otaczających Hogsmeade wjechali w las. Teraz pociąg mknął przez pola, pokryte zieloną jeszcze pszenicą. Niebo przybrało ciemno granatowy kolor.
- Słychać grzmoty.
Maggie nie dziwiła się już wyostrzonym zmysłom Remusa. Uznała, że widocznie niektórzy rodzą się z taką wrażliwością i wolała nie zgłębiać tego tematu.
- Nadchodzi burza - mruknęła dziewczyna, przyglądając się towarzyszowi. Remus patrzył na niebo, a na jego czole rysowała się pionowa zmarszczka, wyglądał na zaniepokojonego. - Remus, chyba się jej nie boisz? - zapytała z niedowierzaniem.
Chłopak parsknął, lecz nie odwrócił wzroku od nieba.
- Tej nie.
Zapanowała cisza. Maggie czekała, aż on coś powie, jednak żadne wyjaśnienie nie padło, więc musiała zapytać.
W odpowiedzi chłopak wyciągnął z kieszeni jakąś gazetę.
- Wzmianka, na dziewiątej stronie - powiedział, podając jej papier.
Maggie przebiegła kilka wersów wzrokiem. Pełne niedowierzania oczy podniosła na chłopaka.
- Myślisz, że kilku zaginionych mugoli i jeden czarodziej mogą być niebezpieczni?
Remus pokręcił przecząco głową.
- W zeszłym roku krążyły po Walii opowieści o niejakim Voldemorcie, który, delikatnie mówiąc, nie prz... - zaczął, ale Maggie mu przerwała.
- Ty chyba nie wierzysz w te bzdury! To plotki, historyjki wymyślone przez jakieś znudzone babcie!
Dziewczyna zaczęła monologować. Remus uśmiechnął się z przekąsem - znał już tę dość interesującą cechę jej osobowości. Jednak szybko spoważniał.
Maggie przerwała.
- Wierzysz... - szepnęła po długiej chwili ciszy.
Ton jej głosu i dziwny blask oczu potwierdziły domysły chłopaka. Maggie też słyszała te opowieści i wierzyła w nie, tak jak on. Tylko ona wciąż bała się o tym myśleć. Miała nadzieję, że jeśli zapomni, problem zniknie. Remus dobrze wiedział, co Maggie czuła, sam też przez to przechodził. Tylko on bardzo szybko pozbył się złudzeń.
Nagle drzwi ponownie się rozsunęły i do przedziału wpadł Syriusz. Zatrzymał się na chwilę, obiegł wzrokiem całe pomieszczenie, rzucił okiem za okno, w końcu usiadł obok Maggie.
Już otwierał usta, zapewne by powiedzieć coś o Lily, kiedy dostrzegł gazetę. Nie odezwał się.
Maggie patrzyła niepewnie na obu. Remus nadal był spokojny, nad wyraz opanowany. Oparł głowę o wytarte siedzenie i czekał. Kiedy Maggie spojrzała na Syriusza domyśliła się, że Remus czekał na wybuch. Sądząc po wyrazie twarzy Blacka, nie dzieliło ich od tego wiele czasu.
Nie myliła się.
- Lupin, znów zaczynasz? - Black wydawał się spokojny, lecz były to tylko pozory. Jego oczy rzucały niebezpieczne iskry.
Remus tylko wzruszył ramionami.
- Za dobrze ci?! Kończymy szkołę, życie się zaczyna, a ty szukasz problemów na siłę!
Wyrwał Maggie gazetę i wstał. Właściwie - wystrzelił z miejsca, wyglądał niczym bóg wojny, który przypadkiem zstąpił na ten ziemski padół. Remus też wstał, twarz miał spokojną, ale Maggie zauważyła, że zacisnął pięści.
Syriusz rzucał ostre słowa, według dziewczyny - zbyt ostre, ale Remus nie zareagował. Czekał, aż Black się uspokoi. Jednak kiedy ten wspomniał o jakimś Greybacku, w Remusa coś wstąpiło. Chwycił Blacka za kołnierz i z impetem wcisnął w zamknięte drzwi.
- Przestańcie! - krzyknęła Maggie, skulona z przerażenia na swoim miejscu pod oknem.
Nigdy dotąd nie widziała Remusa Lupina w takim stanie. Nigdy nawet nie widziała go zdenerwowanego, a teraz...
Zwolnił uścisk. Podziałał na niego nie tylko krzyk Maggie, ale też czarne oczy Syriusza. Przerażone. Remus zamknął oczy, skulił się w sobie. Opuścił bezradnie dłonie i osunął się na siedzenie.
Syriusz nie wyszedł.
- Zobaczymy za kilka miesięcy, kto ma rację - powiedział spokojnie, próbując się uśmiechnąć. - I zobaczysz, że to będę ja!
- Nawet nie wiesz, jakbym tego chciał.
Maggie poczuła się niepotrzebna. Do tej pory była pewna, że cała ta trójka, Huncwoci - Petera nigdy do nich nie zaliczała - że wszyscy oni są jak bracia. We wszystkim zgodni, jednomyślni. Staną obok siebie w najtrudniejszych momentach. Teraz wydawało się, że nawet nie są zgodni co do nadejścia tych trudnych czasów.
- Ja... Ja muszę... - powiedziała cicho i wyszła odprowadzona wzrokiem Syriusza. Remus nie podnosił głowy.
Stanęła przy oknie i otworzyła je na całą szerokość. Chłodny wiatr owiał jej rozpalone policzki i spocone czoło. Zamknęła oczy, wspominając słowa Remusa.
Lord Voldemort... Tak, też słyszała to imię. Już od dawna powtarzała je matka, korespondentka "Proroka". To przez niego straciła tę pracę, jej też nikt nie wierzył. Maggie wierzyła matce i Remusowi. Wierzyła w doniesienia o Lordzie Voldemorcie i, co gorsza, obawiała się, że cały świat też im w końcu uwierzy. I ten jeden, jedyny raz wolałaby, żeby było inaczej.
Wracając do przedziału, zderzyła się z Syriuszem. Nie wymienili ani słowa, każde poszło w swoją stronę jakby się nie znali. Remus siedział już koło okna. Nie spojrzał na nią.
- Wierzę. Wiesz, jak wszystko się zmieni?
Remus tylko skinął głową.
Musiała spytać o coś jeszcze. Wiedziała, że nie powinna, wiedziała też, nie będzie mogła o tym szczególe zapomnieć.
- Kim jest ten Greyback?
Twarz chłopaka nie zmieniła się. Cały czas patrzył w okno, nieodgadnionym spojrzeniem obserwując niebo.
- Nikim.


*

Miesiąc później, na zaręczynach Lily i Jamesa, Remus Lupin - zaproszony wbrew dąsom Lily - rozglądał się za znajomą burzą czarnych loków. Maggie jednak nie było.
Podczas przyjęcia Syriusz odciągnął Remusa na bok.
- Stary, przepraszam - wyznał ze skruchą.
- Za co?
- Wtedy, w pociągu... Ty - Syriusz podniósł na niego przestraszone czarne oczy - ty miałeś rację.
Lupin skinął głową. Nawet nie miał ochoty z niego drwić. Doniesienia o tajemniczym ruchu stawały się coraz głośniejsze. Nazywali siebie śmierciożercami, a ich przywódca - niejaki Lord Voldemort - propagował hasła czystości krwi.
- Mugole też mieli kogoś takiego - powiedział Remus, obserwując Lily i Jamesa wywijających w tańcu. - W czasie drugiej wojny światowej, nazywał się Hitler bodajże.
Syriusz pokiwał głową.
- Słyszałem, kiedy ojciec o nim wspominał. - Jego oczy zaszły mgłą, Syriusz przeniósł się myślami w miejsce, które już dawno wykluczył ze swojej pamięci. - "Mugol, a jednak wcale nie głupi..." Ojcu bardzo to imponowało. Wiesz, czystość krwi i takie tam.
Obserwowali swoich przyjaciół, uśmiechniętych, tańczących, pełnych życia.
- Wyobrażasz sobie, jak to się zmieni? - zapytał Remus.
Syriuszowi wrócił dobry humor.
- Zmieni? - Uśmiechnął się. - Remus, walka ze złem, nasze przyszłe zwycięstwa...
- I porażki.
- Przestań! Wreszcie coś się będzie działo! Coś, w czym my wszyscy weźmiemy udział!
Syriusz roześmiał się, poklepał przyjaciela po ramieniu i ruszył w wir zabawy.
- Właśnie, wszyscy. Ciekawe ilu z nas dożyje końca?


Ostatnio zmieniony przez yadire dnia Nie 18:24, 01 Lip 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Nie 14:54, 01 Lip 2007    Temat postu:

Potrafię zrozumieć Syriusza... nawet, jeśli to głupie.

Lubię takie fiki. I podoba mi się wątek Alastora. Tak rzadko ktoś go bierze na warsztat... I taki Remus też do mnie przemawia. Bardziej niż u większości. Zgorzkniały i potrafiący się postawić, a nie taki strachliwy, jak w "Najgorszym wspomnieniu Snape'a".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:32, 01 Lip 2007    Temat postu:

Remus, na którego źle działa obecność Evans. Tak, to jest to Wink

Alastor. Ostatnio uwielbiam Moody'ego. Zawsze go lubiłam, ale ostatnio naprawdę wydaje mi się interesujący. Te wszystkie szramy. Jego kariera aurora. Jestem ciekawa tego wszystkiego. Dlatego podoba mi się jego wątek tutaj.

Remus. Remus zgorzkniały. Remus mówiący, że Greyback jest nikim. Remus cyniczny.

Diruś, trochę trzeba by popracować nad warsztatem - niektóre fragmenty wydają mi się udziwnione językowo (ale kto to mówi, kochana, twoje udziwnienia są całkiem akceptowalne - nie umiem nawet jakiegoś wskazać. Takie mam po prostu wrażenie po przeczytaniu), ale pod względem treści... Ładny pomysł. Interesujący. Podoba mi się. Tyle niepewności, strachu, tej ciszy przed burzą.
Ładnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Nie 18:22, 01 Lip 2007    Temat postu:

O! Ora, kochana jesteś. Tego mi brakowało - cisza przed burzą. Tak, to o to wyrażnie mi chodziło wczoraj, kiedy się nad tytułem głowiłam. Ha.

Też rozumiem Syriusza. Znacznie lepiej niż Remusa, lepiej niż Maggie. Reagowałabym tak samo, w końcu miałabym przed sobą jakiś konkretny cel - zwycięstwo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 22:48, 15 Sie 2007    Temat postu:

Czytam raz jeszcze, bo to wszak początek serii. I niedomiennie się zachwycam. Właściwie, to czuję się jak u siebie w domu - zgadzam się ze wszystkimi twoimi postaciami. I z Remusem - włóczęgą (bardzo bym chciała kogoś takiego spotkać, bo zaczynam mieć problemy z towarzystwem na wyprawy wysokogórskie) i z Syriuszem - iskrą, i z Lily. Szkoda, że nie ma Petera - to znaczy nie wiem, czy nie ma dalej, w tej trylogii bardzo mi go brak. Pisałaś kiedyś, że go nie "czujesz". Ale ja mam nadzieję, że jednak kiedyś... no! Smile

I Maggie. Ciekawa i niebanalna postać, którą straszliwie polubiłam. Jej relacje z rodzicami, jej tylko pozorne roztrzepanie...
Silna dziewczyna. Myślę, że mimo wszystko jakoś sobie w życiu poradzi.

No dobrze, znikam do dalszych części!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Windykatorka
wilczek kremowy



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:24, 29 Sie 2007    Temat postu:

Te 2 cytaty muszę przytoczyć.
Cytat:
- Dziękuję, Alastorze.

O matko i córko.
Cytat:
- Kim jest ten Greyback?
Twarz chłopaka nie zmieniła się. Cały czas patrzył w okno, nieodgadnionym spojrzeniem obserwując niebo.
- Nikim.

Aha.

No dobra. Ja generalnie postacie niekanoniczne, tak z miejsca, darzę niezbyt ciepłymi uczuciami. To się czasem zmienia w trakcie czytania, a czasem nie. Tutaj mnie bardzo nie ubodło. W ogóle czytało sie lekko raczej, choć atmosfera i tematyka... No właśnie, taka jak w tytule.
Lubię gdy w fanfickach Remus bądź Syriusz (obaj to już przegięcie) nie lubi Lily. Lubię tego Remusa. Innego (rozpisywać się nad nim nie będę, jaki jest, każdy widzi). Bardzo lubię nawet. Aha, i lubię kiedy przyjaźń Huncwotów nie jest krystaliczna. Aczkolwiek żałuję, podobnie jak Hekate, że nie ma tutaj Petera. Zawsze tak mam.
Moody, który wybrał karierę aurora. Maggie. Jak już pisałam, jako postać wymyślona na starcie dostała ode mnie minę wyrażającą zwątpienie, ale jest naprawdę w porządku.
Ach, i nie rozumiem Syriusza. Rozumiem go tutaj:
Cytat:
- Lupin, znów zaczynasz? - Black wydawał się spokojny, lecz były to tylko pozory. Jego oczy rzucały niebezpieczne iskry.
Remus tylko wzruszył ramionami.
- Za dobrze ci?! Kończymy szkołę, życie się zaczyna, a ty szukasz problemów na siłę!

Ale na końcu nie. A chciałabym go rozumieć. Ale to już wynaturzenia natury osobistej;)
Idę czytać Złe czasy i resztę, pzdr, Windy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin