Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Irlandzki duszek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 16:39, 12 Lis 2006    Temat postu:

Gdyby to było bolly, to Bill ożeniłby się z Hazel (żeby jej nie zostawić na pastwę samotności - no wiesz, taki szlachetny), a Lin wyjechałaby do Irlandii. Potem Hazel by umarła, a po dziesięciu latach Bill odnalazłby jakimś cudem Lin i po wielu perypetiach żyliby długo i szczęśliwie (oczywiście miałaby wyjść za kogoś innego, już, już, wesele i... radykalna odmiana losów!)

Ale to nie jest bolly...

Dlatego jestem bardzo ciekawa co będzie dalej Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Nie 22:14, 19 Lis 2006    Temat postu:

No Bollywood to niestety nie jest, a Billowi do Szaruczka daleko. Ale i tak wklejam Smile
XIII

Wrócili z Hogsmeade jako jedna z ostatnich par. Tuż przed ósmą przemykali się korytarzami, szukając wejścia do Komnaty Życzeń.
- To chyba było na tym korytarzu – mruknął Charlie i pociągnął Lorę w ciemny korytarz.
Przechodzili akurat koło drzwi od biblioteki. Dziewczyna usłyszała znajomy głos. Zatrzymała się nasłuchując. Skinęła Charliemu, żeby był cicho. Wyciągnęli różdżki.
- Masz rację. To wszystko nie ma sensu.
Nawet Charlie rozpoznał ten głos. Aislin.
- I założę się, że pocieszali się nawzajem - odpowiedział jej pewny siebie, męski głos.
Lin nic na to nie powiedziała. Drzwi się otworzyły i w świetle padającym z biblioteki Lora rozpoznała sylwetkę chłopaka, któremu dziś rano przyłożyła.
- To ten Ślizgon? - Chłopak wytężył wzrok. - Ja go znam - szepnął zdziwiony.
- Gra?
Charlie zaprzeczył ruchem głowy.
- Wydaje mi się, że widziałem go kilka dni temu z taką wysoką dziewczyną z twojego dormitorium. Tą w ciemnych włosach...
Lora wyprostowała się.
- Galopujące trolle! To moja wina! - uderzyła się w czoło otwartą dłonią.
Charlie, dotąd nie spuszczający wzroku z Lin, zmarszczył brwi i zerknął na Lorę.
- Twoja?
Dziewczyna przytaknęła.
- To ja ją namówiłam, że ma go uczyć. I co teraz?
Charlie zastanowił się przez chwilę.
- Wiesz, może i ty ją namawiałaś. Ale ona ma przecież swój rozum. Jakby nie chciała, nic by się nie stało.
- Nie. To przeze mnie. I teraz muszę to wszystko odkręcić.
Charlie uśmiechnął się. Choć nie raz denerwowało go, że jego dziewczyna musi myśleć za wszystkich dookoła, zwłaszcza za Lin, to właśnie dlatego...
Nic nie mówiąc, objął ją ramieniem i pocałował w policzek. Lora uśmiechnęła się mimo woli.
- Pomożesz mi?
Odetchnął.
- Kochanie, posłuchaj. Ja wiem, że najchętniej pogodziłabyś cały świat...
- Oj tam, zaraz cały - przerwała mu. - Na razie tych dwoje.
- Tylko właśnie z tym będzie problem - ciągnął chłopak. - Jeśli mój brat nie będzie tego chciał, żadna siła ich nie pogodzi.
- Ale przecież...
- Lorka, ty nie wiesz, jaki on potrafi być uparty! Kiedyś mama chciała obciąć mu włosy. I chociaż codziennie go męczyła, to on każdego dnia ze spokojem się nie zgadzał. W końcu mama się poddała - Lora wyczuła podziw w jego głosie. - Rozumiesz? Nawet nasza matka go nie złamała!
Dziewczyna otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszył ją w bardzo miły sposób.
- Jak chcesz, to próbuj - powiedział po chwili. - Ale to i tak nic nie da.
Chwycił ją za rękę i poprowadził w stronę schodów.
- Lepiej zajmij się mną - dodał z łobuzerskim uśmiechem.

W dormitorium zjawiła się dość późno. Mimo to, sporo osób siedziało jeszcze w pokoju wspólnym, korzystając z ciepła bijącego z kominka. Jeden rzut oka wystarczył Lorze, by zauważyć, że Lin tu nie ma.
Przeszła nad rozłożonym w poprzek dywanu ciałem, nie zastanawiając się, do kogo może ono należeć. Zresztą kolor włosów i sweterka dość jednoznacznie wskazywał, że jest to Eloise.
W sypialni Aislin też nie było. Lora skierowała się do drzwi łazienki.
- Zajęte, nie widać? - Usłyszała burkliwy, znajomy głos.
- Musimy pogadać.
Lin siedziała na parapecie. Światło padające z płomyków unoszących się wokół padało na kartkę na jej kolanach. Lin zakryła obrazek dłońmi, ale Lora zwinnie go wyciągnęła.
Przedstawiał długowłosego chłopaka z dziewczyną, której rysów twarzy Lin nie zdążyła dorysować. Albo nie chciała.
- O czym? - spytała Lin niewinnie. - O pogodzie, Hogsmeade czy o Charliem?
- Bardzo ładny. - Lora oddała jej rysunek. - O tobie.
Lin prychnęła.
- To akurat nudny temat. - Usiadła jednak na przeciw niej i patrzyła pytająco.
Lora wzięła głęboki oddech i również zajęła miejsce na zimnym parapecie.
- Przepraszam.
Lin odwróciła głowę w jej stronę.
- Za co? - zdziwiła się.
- To ja cię namówiłam, żebyś się spotkała z tym Nicholasem.
Aislin spuściła głowę, uśmiechając się. Była tego świadoma, tylko czekała aż Lora się przyzna.
- Ale to wszystko nie dzieje się tylko przeze mnie - ciągnęła tamta matowym głosem. - Ty też masz swój rozum i czasem powinnaś z niego korzystać.
Lin zamurowało. Lora nigdy dotąd nie powiedziała jej czegoś takiego. Owszem, czasem ją krytykowała, ale... To zawsze ona rozwiązywała jej problemy. Teraz miało być inaczej, o czym przekonały ją kolejne słowa.
- Już raz was pogodziłam, a wy spieprzyliście sprawę. Charlie...
- Charlie? - Lin odzyskała mowę. - Po czyjej ty właściwie jesteś stronie?!
Lora wzruszyła ramionami. Mówiła to wszystko z ciężkim sercem. To nie była do końca prawda - chciała pomóc. Ale Charlie chyba ma rację. To oni, Bill i Aislin, muszą tego chcieć.
- Po niczyjej. Ja mogę tylko obserwować.
Lin patrzyła na nią wzrokiem pełnym złości. Czuła się oszukana, choć Lora tego rozumiała. To wszystko dzieje się na jej wyraźne życzenie, tak to przynajmniej wygląda. Zresztą - choć Lora nie zgadzała się ze swoim chłopakiem, to miał rację - to jest jej życie. I tylko od Aislin zależy, jak się potoczy.
Wyszła, zostawiając Lin ciemnej łazience. Światełka zgasły, a żadna z nich nie wyczarowała nowych. Lin o tym nawet nie pomyślała. Lora z trudem zwalczyła w sobie chęć wyciągnięcia różdżki.
"Niech uczy się samodzielności..."

***
Charlie siedział do późna w pustym pokoju. Jego jedynym towarzyszem był ogień. Siedział po turecku przed kominkiem. Na dywanie leżała książka ("Smoki walijskie - jak z bestii uczynić przyjaciela?"), ale w jego oczach odbijały się czerwone złote płomienie.
Nie położył się, bo... Przeklinał siebie w duchu. Miał zamiar zrobić to, czego zabronił Lorze. Czekał na starszego brata, żeby zrobić mu wykład na temat Aislin. Nie mógł uwierzyć, że tylko po to tutaj siedzi. Ale skoro to jedyny sposób, żeby jego dziewczyna poświęcała mniej uwagi swojej rozkapryszonej przyjaciółce...
Charlie obawiał się, że takie zachowanie na dłuższą metę może mieć złe skutki.
Skrzypnęły drzwi.
- A co ty tu robisz?
Bill zdziwił się, widząc młodszego brata o tej porze na dole. Hazel spojrzała na nich pytająco.
- Lepiej już idź do siebie, koleżanko - mruknął Charlie, nie odwracając się.
Bill uśmiechnął się jednym kącikiem ust; młodszy brat zachowujący się jak ojciec. Hazel posłuchała i poszła bez słowa.
- Bill, siadaj.
- Oczywiście, tatuśku - przytaknął.
Charlie odwrócił się. Teraz Bill dostrzegł na twarzy brata niezwykłą dla niego powagę.
- Coś się stało?
Charlie nie odpowiedział, zbierając się w sobie.
- No mów.
- Chodzi o Lin.
Bill zamknął oczy i głęboko odetchnął. Kto jak kto, ale on mógłby sobie oszczędzić wymówek. Pewnie jutro i tak czeka go ostra przeprawa z Lorą.
- To nie twoja sprawa - mruknął, bo Charlie wyraźnie oczekiwał odpowiedzi.
- Może i nie - przyznał tamten. - Ale przez was Lora nie gada o niczym innym, tylko o małej, biednej Aislin. Zwariować można!
Bill wzruszył ramionami.
- Ja nic na to nie poradzę. - Wstał i ruszył w stronę schodów, ale zatrzymał się w połowie drogi. - Zresztą niedługo na pewno jej się poprawi. Jak ten Ślizgon się nią zaopiekuje - dodał, wchodząc do góry.
Charlie wiedział, że tak będzie. Jego brat nigdy nikogo nie słuchał. Ani ojca, ani mamy, a już najmniej rodzeństwa. Owszem, po pomoc do niego każdy mógł przyjść. Ale on ze swoimi problemami zostawał sam.
Zamknął książkę, zaginając róg na stronie, na której skończył. Właściwie od razu mógł iść spać, czekał zupełnie bez sensu..
- Ale przynajmniej próboooo-oooowałeś, stary - pocieszył się, ziewając szeroko.

***
Owutemy czekające u końca maja każdego siódmoklasistę niemal każdego z nich przyprawiały o dreszcze, zawroty głowy i wymioty. W lżejszych przypadkach zmuszały do odwracania wzroku od wzywającego na błonia słońca i pogrążania się w nauce.
Jednak jak w każdej szkole, nawet mugolskiej szkole, tak i Hogwarcie zdarzały się przypadki, które niewiele sobie robiły "z tego szumu". Jednym z takich ewenementów był Nicholas von Click, Ślizgon z powołania i przyszły minister magii. Taki był przynajmniej najskromniejszy z jego zamiarów.
Wygrzewał się właśnie w promieniach kwietniowego słońca, planując, jakich kolorach urządzić gabinet. Najbardziej skłaniał się ku gustownej zieleni, okraszonej srebrnymi dodatkami, jednak pewny jeszcze nie był. Czerwień w połączeniu z czernią też brzmiała kusząco...
Poczuł na twarzy chłodny cień. Otworzył jedno oko i uśmiechnął w ten swój charakterystyczny, niebezpieczny i pociągający sposób.
- Mahoniowa ślicznotka! - Odgarnął ciemne włosy z policzka gestem, który niezmiennie wzbudzał pożądanie wśród rzeszy fanek. - Już myślałem, że nie przyjdziesz!
Dziewczyna obrzuciła najbliższe otoczenie podejrzliwym spojrzeniem. W zielonej trawie na pewno czaiło się mnóstwo małego, gryzącego paskudztwa, którego szczerze nie znosiła. W końcu rozłożyła kolory koc i usiadła na nim po turecku, patrząc Nicholasowi w oczy.
Chłopak oparł się na łokciach.
- Jak tak na mnie patrzysz, to aż się boję, Wild.
Aislin odetchnęła głęboko.
- Ty nie chcesz iść na celtologię - oświadczyła.
Chłopak uniósł brwi.
- Wiesz, nie tylko kobieta zmienną jest... - Znów się uśmiechnął.
- Wiesz, że na mnie twoje sztuczki nie działają, nie? - spytała z wyrzutem. - Masz mi wytłumaczyć, dlaczego, do ciężkiego hipogryfa, męczę się z tobą od tak dawna, skoro wcale tego nie potrzebujesz?!
Zmrużył oczy i zbliżył się do niej. Lin poczuła na sobie jego oddech.
- Nie możesz oprzeć się moim dołeczkom?
Lin uderzyła go dłonią po torsie. Delikatnie - tak, żeby nie bolało.
- Pytam na serio.
Teraz w jego oczach dostrzegła coś, czego nigdy wcześniej nie zauważyła. To ciekawe - pomyślała - ile różnych póz może przybrać jeden człowiek.
- Na serio? - powtórzył. - Właściwie... Czemu nie? - Pogrzebał chwilę w torbie, na której przedtem opierał głowę i wyjął z niej wymiętoszony kawałek pergaminu.
Lin rozwinęła go z zaciekawieniem. Jednak w miarę, jak jej wzrok przebiegał linijkę po linijce, zaciekawienie ustępowało miejsca zdziwieniu, wstrząsowi, aż wreszcie wściekłości.
Uniosła znad pergaminu pełen niedowierzania wzrok, jednak złośliwy uśmiech nie znikał z twarzy chłopaka. Wręcz przeciwnie, wydawał się coraz bardziej z siebie zadowolony.
Nie odzywając się ani słowem, wstała i otępiała ruszyła wolnym krokiem w stronę zamku.
- Sama chciałaś znać prawdę, więc nie miej do mnie pretensji! - krzyknął za nią Nicholas.
Gdy usłyszała jego słowa zatrzymała się, sięgając po różdżkę. Jednak pod drzewem mignęła jej sylwetka wysokiego, długowłosego chłopaka. W towarzystwie dziewczyn. Bill i Hazel. Spuściła głowę, chcąc ukryć łzy, które nie wiadomo kiedy spłynęły po jej policzkach. Nie oglądając się za siebie, pobiegła do lasu.

Lora już dawno przestała wtrącać się w prywatne sprawy Aislin. Od ich rozmowy w walentynki, poruszyła temat Billa tylko raz w jej obecności. Wspomniała, że wyjeżdża w wakacje do Egiptu. Lin nie zareagowała, więc Lora nie ciągnęła tematu.
Prawdy o udziale Nicholasa w całej sprawie domyślała się tylko po części. Była przekonana, że Liv maczała w tym palce. Dało się to wyczytać w spojrzeniach, jakimi obrzucała Lin, siedzącą na parapecie ze swoim szkicownikiem. Jednak nigdy nie zdradziła ani słowa przy niej czy Lorze.
- Maleństwo - mówił kiedyś Charlie, bawiąc się jej dłonią. - Dajmy im czas.
Kiedy po kilku tygodniach nic się nie wyjaśniło, mówił:
- Może im to nie było pisane?
Lora uśmiechała się tylko, nie mogąc powstrzymać wyrzutów sumienia. I za plecami chłopaka, próbowała zmusić ich do rozmowy.
Jednak nawet ona się poddała. Raz omal nie doszło do katastrofy pomiędzy nią a Charliem, kiedy pokłóciła się z nim przy Lin i Billu. Miała nadzieję, że próbując ich pogodzić, sami się dogadają. Tylko nikt nie docenił jej poświęcenia, a Charlie przysiągł, że jeśli jeszcze raz zrobi coś takiego, to... Lepiej o tym nie myśleć.
Tego dnia również znalazła się na błoniach. Charlie miał wolne - dopiero co zagrali zwycięski mecz i Alan obiecał drużynie tydzień spokoju - więc wyszli przejść się w promieniach słońca.
- Nie chlap! Strasznie zimna ta woda! - krzyknęła Lora, zasłaniając się rękami przed niechcianym prysznicem.
Charlie cały się rozpromienił.
- To przynajmniej będę mógł cię ogrzać - Podbiegł do niej i objął ją ramieniem.
Lora zesztywniała.
- Hej, co...?
Podążył wzrokiem za jej spojrzeniem i zobaczył Aislin siedzącą obok Nicholasa. Jego imię już na dobre wyryło się w jego pamięci w każdej formie, za sprawą pokręconego życia tamtej świruski. I zaangażowania w to życie jego dziewczyny.
- Lora, proszę... - zaczął, ale przerwał, bacznie obserwując parę.
Lin przeczytała jakąś kartkę i odeszła. Kiedy Nicholas coś krzyknął zatrzymała się. Jednak po chwili pobiegła do lasu.
- Co ona robi? - zapytał, ale nikt mu nie odpowiedział.
Lora szła w stronę Nicholasa.
- Chyba wystarczy nam już obserwacji - powiedziała. - Teraz naprawdę trzeba jej pomóc!
Po chwili oboje znaleźli się przy Nicholasie.
- Co ty znowu zrobiłeś?!
Chłopak wzruszył ramionami.
- Tylko to, czego chciała, kotek.
Charlie schylił się pergamin, który Lin porzuciła na kocu. Przebiegł go szybko wzrokiem i spojrzał na Nicholasa, wyciągając różdżkę.
- Ty...
Lora również spojrzała na kartkę.
Umowa, zawarta między Nicholasem von Click a Livien Triver.
Niżej podpisany Nicholas zobowiązuje się zrobić wszystko, co w jego mocy, by Aislin Wild rozstała sie i nigdy nie wróciła do Williama Weasleya. W zamian, Livien Triver zobowiązuje się zrobić wszystko, co tylko możliwe, by Slytherin wygrał w tym roku Puchar Quidditcha.
Podpisano...


Hazel długo nie mogła pogodzić się ze śmiercią rodziców. Nadal nie mogła myśleć o tym bez szybszego bicia serca. Jednak Bill robił wszystko, co w jego mocy, by dziewczyna nie została z tym ciężarem sama. Zdaniem niektórych, na przykład Lory, robił nawet więcej, niż było potrzeba.
Wieczory spędzane razem w pokoju wspólnym przypomniały Hazel dawne czasy. Nie tylko sprzed tamtego wypadku, ale także sprzed "czasów Lin".
Czy nadal miała nadzieję? Trudno powiedzieć.
Chwilami miała wrażenie, że Bill nie jest już tym samym chłopakiem, który kiedyś był jej tak bliski. Dawniejszy pasjonat teraz zmienił się w fanatyka. Doskonale wiedziała, że wkrótce się rozstaną, prawdopodobnie na zawsze. Bill wyjedzie na Wschód, a ona - do Bostonu. On ruszy na zew przygody, ona na najlepszą Akademię Magomedyczną; tą, w której uczyła się jej matka.
Bywały jednak chwile, że tamten dawny Bill powracał. Kiedy wychodzili na wieczorny spacer po błoniach, przeszłość czaiła się w jego uśmiechu. Były to jednak tak przelotne momenty, że Hazel nauczyła się panować nad swoimi uczuciami w takich chwilach.
Tego dnia również gdzieś głęboko krył się dawny przyjaciel. Zajadali właśnie ze śmiechem kanapki, które skrzaty zapakowały im w chusteczki. Z zawiązanymi oczami próbowali zgadnąć, jaką kanapkę właśnie jedzą.
- Auć! Ugryzłaś mnie!
Hazel uśmiechnęła się.
- To było zamierzone - mruknęła. - Taka gra wstępna.
Bill spoważniał.
- Hazel, ja...
- Przecież żartowałam!
Bill spojrzał na nią podejrzliwie, ale jej uśmiech rozwiał wszelkie wątpliwości.
- To się, moja panno, naraziłaś! - Mruknął, przewracając ją na koc.
Hazel wierciła się, próbując wyswobodzić się z jego uścisku.
- Łaskoczesz mnie! - Śmiała się, kręcąc głową. - Związałbyś te twoje kudły!
Nagle jakieś krzyki kazały im spojrzeć w stronę jeziora.
Lora i Charlie stali nad jakimś Ślizgonem z wyciągniętymi różdżkami. Nie dostrzegali twarzy tego chłopaka.
- Co to...? - Hazel podźwignęła się na łokciach, uderzając Billa czołem w nos. - Oj... Przepraszam! Nic ci nie jest?
Bill nie odpowiedział. Ruszył w stronę swojego brata. Hazel rozejrzała się dookoła i zobaczyła Lin, znikającą w Zakazanym Lesie.


Ostatnio zmieniony przez yadire dnia Śro 21:00, 22 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 19:53, 22 Lis 2006    Temat postu:

Żeby nie było - jestem i czytam, tylko nałożyłam sobie ograniczenia netowe i stąd opóźnienia w komentowaniu.

Weźcie ode mnie te skojarzenia!!! Dlaczego Nicholas przypomina mi... Sawyera? (przerażenie w oczach)

Oczywiście jak zwykle wspieram duchowo i czekam na ciąg dalszy.


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Śro 20:47, 22 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 20:41, 22 Lis 2006    Temat postu:

Hehe, nie tylko Szewfowej przypomina. Mnie czasem moje postacie przerażają...
Zresztą gdyby Sawyer był w Hogwarcie, to tylko w Slytherinie mógłby być.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin