Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Różdżki we włosach potargał wiatr [HP]
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
yadire
gryfonka niepokorna



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Sob 14:36, 09 Sie 2008    Temat postu:

Ostatnią część napisałam prawie rok temu. Widzę. Ale zupełnie o tym kawałki opowiadania zapomniałam, a dziś tu zaglądam, patrzę, nie poznaję tytułu, to zaczynam czytać. I nagle pojawił się ciąg dalszy. Dodaję to, co już powstało, reszta w trakcie tworzenia i proszę trzymać kciuki.

Poza tym, tytuł, który był roboczy, ulega zmianie Smile



- To zaproszenie jest dla dwóch osób, sir - powiedział chłopak, stojący przed drzwiami hotelu Charmed.
Moody chrząknął.
- Tak się składa, że zauważyłem.
Chłopak rozejrzał się.
- Gdzie więc jest...
- Przyszedłem sam - Moody z niecierpliwością przebierał palcami.
- Ale tutaj jest...
Alastor ostrzegawczo położył dłoń na różdżce.
- Chłopcze - rzekł spokojnym głosem, jednak kelner wyczuł niezbyt głęboko skrywaną irytację - zanim mi powiesz, że nie mam na sobie odświętnej szaty przypomnę ci, że jestem bardzo skłonnym do popadania w zdenerwowanie paranoikiem.
- Pan mi-mi grozi? - Kelner pobladł.
- Ostrzegam.
Chłopak odsunął się bez słowa, besztając się w duchu za czepianie się Alastora Moody'ego. Właśnie zdał sobie sprawę, że należał on do tych osób, które na wszelkie przyjęcia wpuszcza się bez słowa, chyba że jest się samobójcą czekającym na niezbyt przyjemną śmierć. On, Harry Porkins, kimś takim nie był.
- Udanej z-zabawy - wyjąkał, wiedząc, że auror już z pewnością go nie słyszy.

- Spóźnię się, spóźnię się, spóźnię się. - Zorya powtarzała tę mantrę już od jakiejś godziny.
Jej problem polegał na tym, że swoją kobiecość na co dzień eksponowała bez makijażu i wymyślnej fryzury. Ostatnim razem układała włosy na ślub swojej kuzynki Prudencji, miała wtedy jakieś piętnaście lat, a cały proces zakończył się modną fryzurą na jeża, bo skołtunionych loków w żaden sposób nie dało się rozplątać.
Jak się teraz okazało, jej wiedza o zaklęciach kosmetycznych nie uległa poprawie. Ostatnie pół godziny spędziła przed lustrem, próbując w jakiś sposób okiełznać burzę czarnych loków. Skończyło się na tym, że wyglądała jakby ktoś strzelił w nią silnym upiorogackiem i doprawił piorunem.
W takim stanie zastał ją Abram.
- Na jaja Merlina! - krzyknął, łapiąc się z głowę. - Jak ty wyglądasz?
Zorya tylko rzuciła mu bezradne spojrzenie i znów zaczęła majstrować różdżką przy głowie. Właśnie na kilka minut przed wejściem zaczęła korzystać z pomocy różdżki bardziej manualnie.
- Kochana, do czesania używa się zazwyczaj grzebienia - zauważył Abram, opierając się o łazienkową framugę. W mieszkaniu Zoryi lubił wiele rzeczy, deficyt drzwi również do nich należał.
- Wiem, ale nie mam.
- Nie masz grzebienia?
- Nie.
Abram obiecał sobie, że już nic go nie zdziwi.
- Cholera - syknęła Zorya. - Utknęła.
Abram spojrzał na skołtunione czarne włosy i zobaczył zaplątaną w nich różdżkę. Odtrącił dłoń Zoryi i sam mocno pociągnął.
- Zwariowałeś? Oskalpujesz mnie!
- Przepraszam.
- Dobra, zostawmy tak jak jest, i tak nic się nie da...
- Chcesz iść z różdżką we włosach? - Abram złamał swoją własną obietnicę, po raz kolejny dziwiąc się niezmiernie.
- Chyba nie mam innego wyboru. Zresztą już i tak jesteśmy spóźnieni. Idziemy.
Mimo wszystko, Abram się uśmiechnął. Zapowiadał się ciekawy wieczór. On, w przeciwieństwie do swojej partnerki, doskonale wiedział, że Biuro Aurorów wysłało swojego człowieka. Abram był też poinformowany, że człowiekiem tym Alastor Moody. Czuł lekkie wyrzuty sumienia, że nie dzielił się tą wiedza z Zoryą, ale nie mógł odbierać sobie przyjemności podziwiania niespodziewanego spotkania tej dwójki. Zresztą i tak miał bardzo dobry prezent na pocieszenie dla swojej najlepszej dziennikarki.

Alastor nerwowo spoglądał na zegarek. Minister Magii powinien pojawić się pół godziny temu, a jego miejsce nadal świeciło pustkami. Auror nie był na służbie - jednak nawyk kazał mu czuwać nad bezpieczeństwem zebranych.
Skinął na Ashtona Ketchera, który spod palmy stojącej w rogu dyskretnie obserwował salę i towarzystwo.
- Dzień dobry szefie - Ashton przywitał się, nie spoglądając na Moody'ego; jego wzrok wciąż skupiał się na obserwowaniu sali.
- Dlaczego minister jeszcze się nie pojawił?
- Szef chyba nie jest na służbie?
- Ketcher, ja zawsze jestem na służbie, poza tym jestem twoim przełożonym i natychmiast odpowiadaj na moje pytanie, jeśli nie chcesz wracać za biurko.
Ketcher zmieszał się i spojrzał na szefa Biura Aurorów.
- Przepraszam, sze...
- Ketcher, pilnujesz sali, nie mnie, więc nie gap się na mnie jak druzgotek na malowane wrota.
- Tak jest, szefie.
- Dlaczego ministra jeszcze nie ma?
Ketcher ponownie zaczął rozglądać się po sali.
- Nie wiem szefie, nie mamy żadnych informacji.
- Co z was za ochrona, Ketcher?!
Ketcher milczał. Alastor odszedł, obiecując sobie, że Ashton przez najbliższy rok nie ruszy tyłka zza biurka.
Nagle do jego uszu dotarł śmiech, którego nie słyszał od miesiąca. Alastor zamarł, z dłonią wsuniętą za poły szaty w poszukiwaniu swojej piersiówki. Podążył wzrokiem w stronę, z której dobiegał ten śmiech. Nie musiał spoglądać na zgrabną kobietę z burzą czarnych loków by wiedzieć, że tak śmieje się Zorya Grey.

Poczuła na sobie czyjś wzrok. Nerwowo poprawiła różdżkę tkwiącą we włosach - nie spodziewała się, że jej uczesanie wzbudzi takie zainteresowanie - i rozejrzała się, przykładając do ust kieliszek wina porzeczkowego.
Kiedy dostrzegła obserwujące ją szare oczy, gwałtownie wypluła napój, oblewając sobie sukienkę.
- Zorya! - Abram, do tej pory zajęty rozmową z jakąś jasnowłosą czarownicą, odwrócił się w jej stronę. - Co ty wyprawiasz? - Zapytał, kiedy odciągnął ją na bok. - Zachowujesz się jak nastolatka, która nigdy nie piła alkoholu! - Wyciągnął swoją różdżkę i zaklęciem usunął plamę. - Ta kiecka kosztowała majątek, lepiej o nią dbaj.
Zauważył, że jej policzki się zarumieniły. Kiedy na niego spojrzała, wyglądała jak rozwścieczona kotka.
- Wiedziałeś, że on tu będzie?
- Kto? - Abram rozejrzał się po sali, mimo że doskonale wiedział o kim mówi Zorya.
- Nie udawaj, musiałeś wiedzieć! Dlatego mnie tu wziąłeś! Żeby mieć jaką sensację! Jesteś gorszy niż ci z "Magii na gorąco"!
Abram przyłożył jej dłoń do ust.
- Nie krzycz proszę.
- Nie krzycz?! Nie krzycz?! Przyciągnąłeś mnie tu jako przynętę, nie myśl sobie, że będę robić wszystko, czego sobie zażyczysz! Nie krzycz?!
Abram rozejrzał się ukradkiem. Zorya przyciągała uwagę, a niezdrowe zainteresowanie i skandal to ostatnie, czego życzyłby sobie redaktor naczelny najbardziej poczytnego czarodziejskiego dziennika. Oczywiście, skandal ze swoją osobą w roli głównej, każdy inny byłby nawet wskazany.
Z siłą, o jaką Zorya by go nie podejrzewała, ujął jej ramię i wyprowadził na zewnątrz.
- No, to teraz możemy sobie pogadać - oświadczył, nadal mocno trzymając ją za ramiona.

Alastor obserwował ją z dużej odległości. Choć próbował wyrzucić tę myśl ze swojej świadomości, nie mógł się oprzeć wspomnieniom sposobu poruszania się tej dziewczyny. W jej ruchach kryła się jakaś kocia zwinność, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy. Zwłaszcza, że była raczej niezdarna, w domu wszystko leciało jej z rąk, a jej podłoga w kuchni po przygotowywaniu kolacji była zagrożeniem dla życia osób postronnych.
I ten ruch dłoni, kiedy odgarniała grzywkę z czoła.
Alastor zmrużył oczy, zastanawiając się, czy to co wystawało z jej całkiem niecodziennej fryzury, nie było przypadkiem różdżką. Zanim zdążył to ustalić, Zorya spojrzała w jego stronę. I opluła się winem porzeczkowym.
Alastor nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Szefie.
Jego pracownicy wiedzieli, by nigdy nie mówić do Moody'ego zza jego pleców. Dlatego Ashton stał po jego lewej stronie.
- Co jest, Ketcher?
- Minister przyszedł, pomyślałem...
- Współczuję wysiłku, ale już nie męcz się myśleniem i wracaj na swoje stanowisko.
Ketcher odsunął się, obserwując ministra. Moody spojrzał na aurora i podszedł do niego.
- Ministrem zajmę się ja, ty skup się na reszcie.
Ketcher odsunął się w swoje miejsce pod palmą. Moody pociągnął potężnego łyka ze swojej piersiówki i ruszył w stronę ministra. Miał mu parę słów do powiedzenia, a ostatnimi czasy ten człowiek wyraźnie go unikał. Kiedy jednak przechodził obok wyjścia na taras, dwie postacie szamoczące się nad balustradą przykuły jego uwagę.
Alastor Moody nie byłby Alastorem Moody, gdyby nie postawił w stan gotowości wszystkich obecnych.

- Zorka, proszę cię, uspokój się wreszcie i mnie posłuchaj.
- Zaciągnąłeś mnie tu podstępem, o wiedziałeś że ten... ten... że Moody tu będzie i liczyłeś po cichu na jakiś łakomy kąsek! Żerujesz na moim życiu prywatnym i nie będę tego dłużej tolerować!
- Zorka...
- I nie obchodzi mnie że jesteś moim szefem i szukasz jakichś chorych powiązania, zresztą od tej pory możesz nie czuć się moim szefem, bo odchodzę!
Abram czekał cierpliwie na ciąg dalszy, ale ten nie nastąpił.
- Udam, że tego nie słyszałem...
- Nie! Mowy nie ma! Słyszałeś bardzo dobrze! I od tej pory zabraniam ci wtrącać się do mojego życia. I zabieraj sobie tę sukienkę i... i... i idę do domu!
- ZORYO GREY! - zagrzmiał Abram, wprawiając ją w osłupienie. - Masz się w tej chwili zamknąć i mnie posłuchać, bo mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia i żal byłoby ją stracić z powodu stanu napięcia przedmiesiączkowego.
- Mój okres to też moja prywatna...
- Do jasnej cholery! Zamkniesz się w końcu czy nie?
Jego spojrzenie ją spiorunowało.
- Zabrałem cię tu dla przyjemności przebywania z tobą, to raz. I nie szukaj tu jakichś podtekstów - rzucił, kiedy ona już otwierała usta. - Czysta sympatia. Poza tym chciałem ci powiedzieć, że otrzymujesz awans. Miało być przy szampanie i reszcie tych dupereli, ale sama się o to prosisz, pani redaktor.
- Co?
- Zorka, takie pytanie nie przystoi redaktorowi naczelnemu najpopularniejszego dziennika czarodziejów. Młodszemu, oczywiście, ale jednak redaktorowi naczelnemu.
Zorya nie odpowiedziała, bo w tym momencie drzwi otworzyły się z impetem i na taras wpadł Alastor Moody, rzucający zaklęciami ogłuszającymi.
Zorya zdążyła się tylko nerwowo zaśmiać, po czym upadła na ogłuszonego Abrama.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin