Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

J jak Dżoan
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Pią 21:26, 02 Gru 2005    Temat postu:

III

Joan zwaliła się ciężko na trawie w bieszczadzkim lesie. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby ktoś nie zwalił się na nią. A przez wspomnienie Oleśki nie lubiła, gdy ktoś na nią spadał.
- Złaź ze mnie – oświadzczyła zimno tonem odbezpieczonej terrorystki, jaką zdarzało się jej być. - Natychmiast. Bo zdejmę skarpetkę.
- Peterh, lepiej zhób co mówi, to niebezpieczna kobieta, ona naphawdę jest gotowa użyć swojej stopy – głos Aurory dobiegał gdzieś z boku i spod spodu.
- To żem wiem. Ale Heca i Ceres są jakieś dziwnie ciężkie... Syriusz, zabieraj glan z mojego łba! Remus, gdzie pchasz tę pacyfę!?
Joaśka z wściekłością podniosła się z ziemi, co sprawiało wrażenie unoszącej się nad ziemią kłody. Stoczyła się z niej banda oszołomów, z którymi miała uciekać z Anglii. Jeden z nich, Remus Lupin chyba, był nawet w jej typie. Ostatecznie nie miała nic przeciwko hipisom, w końcu Oleśka do nich należała. Ale żeby hipis się skumał z metalem, tego Joan nie widziała, a coś takiego wystąpiło w przypadku Blacka i Lupina.
- Czuję tu ZŁO! - zawołał James Potter, auror i gorliwy protestant. Joan zupełnie instynktownie widziała go w habicie. Aż dziw, że był żonaty. Przez całą drogę grzmiał o marności życia doczesnego. Więc mieli księdza w roli Jamesa, metala, jakim był Syriusz, hipisa Remusa i cynika kpiącego z powszechnie szanowanych wartości, reprezentowanego przez Petera. Ciekawe, jakim cudem tych czterech zdołało się na siebie napatoczyć i nie wywołać Armaggedonu. Ciekawostka przyrodnicza. - ZŁO i GRZECH!
- No to jesteśmy na miejscu – oznajmiła radośnie Enfer. - Skoro ZŁO i GRZECH, to na pewno jesteśmy w Dziupli Pod Księżycem.
- Musimy zwalczać ZŁO! - krzyknął Potter, pałając świętym gniewem. - A te ZŁO i GRZECH promieniują stamtąd! - i wykonał jakiś skomplikowany manewr w prawo krzyżem.
- Idziemy tam – zawyrokowała Noelle. - Snape, Filch, nie grzebcie się tak. James, tam gdzie idziemy święcona woda zostanie ci odebrana przy wejściu.

- JOAN! NOELLE!
Ledwie stanęły w wejściu, na Joaśkę i Noe rzuciła się D' Nika Cardin. Wzięła głęboki oddech i natychmiast zaczęła przemówienie:
- Dziewczyny, wiecie, jak ja za wami tęskniłam? - gdzieś za jej plecami Lu witała się wylewnie z dwoma wampirzycami, Puszysławą Puszczyk i Rachelą Rej. Aurora, Ceres, Heca i Enfer za to obściskiwały się (no, może poza Ceres) z Margaret i Hekate.- Ach, Joan, zapomniałam ci napisać; masz pojęcie, że w Polsce otworzyli szkołę dla aurorów, w której się uczę? Razem ze mną na kursie są trzy nowe Lunatyczki, Atra, Angel i Mione...
Joan obejrzała się za siebie. Peter, Remus, Syriusz, James, któremu przy wejściu Puszek skopała tyłek i zabrała wodę święconą razem z krzyżem, Snape i Filch wciąż stali w drzwiach. Dopóki nie zauważyli Hekate.
- NATALKA!? - krzyknął Potter. - Natalie Wirtowicz? I Maggie?
I rzucili się hurmem na zaskoczoną najazdem kolegów ze szkoły Szefową. Snape mruknął coś niechętnie i wciąż trzymał się z dala.
Joan wyrwała się Nice i podążyła w stronę baru. Nauzykaa Indygo i Alicja ''Lora'' Loreta spojrzały na nią wyczekująco. Joaśka postanowiła od razu zrobić słodką minkę, która normalnemu człowiekowi kojarzyła sie raczej z małym diabłem tasmańskim. Wygląda słodko, ale jeśli pogłaszczesz, możesz mieć problemy z zawiązaniem sznurówki.
- Nauzykaa... - zaczęła słodko tonem wskazującym na posiadanie kałasznikowa, karabinu, różdżki, granatów, sztyletu, siekiery, miotacza płomieni napędzanego Glizdogońską, samurajskiego miecza i wódy święconej* (mogła ją zachować pod warunkiem zobowiązania się do nie użycia jej na Puszku i Rachel) pod płaszczem. - Wiem, że nie było mię na stanowisku barmanki przezładnych parę latek... Ale mogłabym – zatrzepotała rzęsami, co dało efekt lwa, któremu coś wpadło do oka – odzyskać fuchę?
Nauzykaa zmarszczyła brwi. Ale zgodziła się, pod warunkiem ,że Joaśka znowu weźmie się za pędzenie alkoholi.
A to Calamity barzo odpowiadało.
Kątem oka dostrzegła Enfer wpatrzoną w Snape' a i Puszka uwodzącego Syriusza.
Westchnęła. O gustach się nie dyskutuje, ale najważniejsze, że Remus był wolny.
Za jej plecami Hekate przedstawiała chłopakom Lunatyczki
- Rachel i Puszczyka już znacie, to są dwie siostry, Ageliza i Natalia Lupin, to nasze trzecie po mnie i Hecy medium, Eruantale, wieszczka Isilmene, Lora i Nauzykaa, ale lepiej mówcie jej Indygo, nasz mechanik Kira, dziuplowy chemik Yadire, jedna z nowo przyjętych, Huragius i wschodząca artystka Trilby...
Było już późno. Jeśli miała wstać o piątej rano, to teraz musiała sie położyć.
Odłożyła ścierkę i skierowała się w stronę piwnicy.

- Piiiip – piiip! Piiiip – piiip! PIIIIP – PIIIIP!
Joan zaklęła i walnęła pięścią budzik. Wskazywał dokładnie piątą. Przez małe okienko pod sklepieniem wlatywało do piwniczki szare i mętnę światło.
Nie mieszkała w piwnicy z powodu braku miejsc na piętrze. W Dziupli było z tysiąc pokoi, biorąc pod uwagę wszyskie wymiary. Ale w piwnicy, pomijając wampirze przybytki Reja i Pusza, pralnię, laboratorium Yadire i Hekate, zbrojownię i lochy było dość spokojnie. Co prawda, czasem dogiegały z pokoju Puszka i Rachel jęki przedstawicieli polskich służb specjalnych, ale człowiek mógł się przyzwyczaić. Człowiek mógł się przyzwyczaić nawet do PRL – u.
W piwniczce było ciasno i duszno, jako, że rzadko kiedy otwierała okno. Na ścianie nad łóżkiem wczoraj wieczorem zawiesiła gryfoński szalik. W kącie stał kociołek, na biurku aparat do destylacji Glizdogońskiej. Było też uwałane starymi przepisani na trunki, na przykład Olesiowską jej siostry. Wzięła kartkę z przepisami.
Olesiowska: trzy butelki soku malinowwego z Lider Szajsu, który malin w życiu nie widział, coś czerwonego, czym czarodzicielka myje okna, słabe piwo i kremówka.
Soczek: sok pomarańczowy albo dyniowy i spirytus.
Miętówka: mięta, dropsy i spirytus.
Koktail Dołohowa: Kryształek, denaturat, wóda i Ognista (Joan wódę zmieniła na Glizdogońską)
Joanowa: pół kilo cukru, biała oranżada Helena, spirytus i marcepan.

Odłożyła kartkę. Całkiem nieźle byłoby wprowadizć te trunki do obiegu w Dziupli. I jeszcze napisała parę piosenek, można by umilać czas, grając na gitarze i wyjąc fałszywie w niebogłosy.
Wyjęła z szafki szorty khaki, krótką czarną bluzkę i bieliznę, rozmiarami przerażającą nawet Bridget Jones i poszła się myć. Świadoma, że o tej porze woda będzie co najmniej lodowata. Ale troszkę zimna jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Byle tylko nie obudzić Pusza i Reja. Wcześnie rano robiły się trochę nerwowe. I mogłyby nie zauważyć, że Joan nie ma grupy krwi AB Rh – ani, że nie jest rasy żółtej.
Z jeszcze mokrymi włosami zeszła do sali barowej. Zegar z kukułką wykrzykującą niecenzuralne słowa o pełnej godzinie wskazywał wpół do szóstej.
Dziupla miała dwie piwnice. Jedną do użytku powszechnego, w której sypialnię miała Joan i drugą, pod barem. Znajdowały się tak kadzie o podejrzanej zawartości, aparaty do destylacji, skrzynki do przenoszenia już gotowych alkoholi na zaplecze i Joan tylko znane składniki, w tym esencja gryfońska. Nikt nigdy nie dowiedział się, z czego naprawdę jest**.
Wyszła na podwórze. Nad głową turkotał jej na wietrze szyld Knajpki, przedstawiający półksiężyc.
Chwyciła za siekierę i poczęła rąbać drewno. Do zimy było jeszcze daleko, ale zawsze lepiej teraz, niż gdy nadejdą mrozy i Glizdogońska w kadziach zamarznie.
Wróciła do Diupli, gdzi za barem już stały Enfer i Nauzykaa. Gdy weszła, kukułka krzyknęła:
- Ku, ku, ku, ku, ku, ku**a!
Była szósta. Kira wielokrotnie próbowała zdemontować lub przynajmniej przerobić zbereźną kukułkę, ale ta nic sobie z tego nie robiła. Jak większość urządzeń z Dziupli, żyła własnym życiem. Dosłownie.
Nauzykaa w indygowym kompleciku gawędziła z Enfer w ciemnobrązowym kostiumie i apaszką na szyi. W porównaniu z nimi Joan ubrana jak wojskowa na wakacjach z nogami jak kołki wciśnięte w glany, wyglądała dość dziwacznie. Zawsze wyglądała dość dziwacznie. Najczęściej jak mieszanka G. I. Jane z francuskim rewolucjonistą, pilotem, włóczęgą i żulem spod monopolowego.
Co mniej leniwe Lunatyczki spożywały właśnie śniadania. Spiżarnia była niejaką dumą Hecy. PRL, czy nie, nigdy nie była pusta. Dopóki Heca nie wyjechała do Anglii. Teraz musiała nadrobić braki w tempie eskpresowym. O dziwo, udało jej się to.
Joan słycszała, że idealny personel baru to Krukon, Puchon, i Gryfon. Krukon – od liczenia wpływów i odpływów, Puchon – w roli zawiadamiacza: ''Heca, Ognista sie skończyła'' i Gryfon, żeby nadstawiał karku, pędząc alkohole i nie wiedzieć czemu, wycierać ladę. W barze dla śmierciożerców się to zgadzało: Krukon – Lu, Puchon – enfer i Gryfon – Peter. W Dziupli też: Krukon – Nauzykaa, Puchon – Enfer i Gryfon – Joan. I Ślizgon jako zaopatrzeniowiec, w której to roli znakomicie sprawdzała się Heca.

Typowy wieczór w Dziupli wyglądał nastepująco: niektóre jędzą kolacje, Yadire siedzi w labolatorium, Kira użera się z kukułką, Pusz, Rej i Lu w roli asystenta wychodzą na łowy, Hekate łazi po czwartym wymiarze Dziupli, Heca wdycha ziółka i prorokuje, Eruantale połącza się z Diabłem, Joan siedzi na ladzie i zalewa się w trupa, Aurora smęci o swych problemach egzystencjonalnych i zalewa się razem z Joan, na Isilmene spływa natchnienie, Enfer opłakuje porażki uczuciowe, Nauzykaa i Lora piszą felietony do zakazanych przez PRL gazet, a niewielki odsetek co normalniejszych kładzie się spać.
Ale tego wieczoru miały gości. I nie wypadało zachowywać się tak swobodnie jak zwykle. Wobec tego były jeszcze swobodniejsze.
Joan, Nauzykaa i Enfer nie nadążały z zamówieniami. Hekate męczyła lirę strunową. Heca tańczyła do melodii.
Joaśka na chwilke wyrwała się z barku i przysiadła do Petera i Remusa. Parę stołków dalej Pusz napastowała Syriusza, a James kłócił się Eruantale o Diabła. Zerknęła na zastawiony kieliszkami stół.
- Twarde macie łby, co? - zagadnęła.
- A żebyś wiedziała – warknął Peter. Remus bez zmrużenia oka wychylił kolejną butelkę Glizdogońskiej.
- Dobre – ocenił. - Mocniejsze niż Petera.
Pettigrew w odpowiedzi warknął coś, co bardzo brzmiało jak ''niech cię diabli, sukinkocico''. Joaśka jakoś nie miała wątpliwości, ze było do skierowane do niej.
- Przykro mi, złego licho nie bierze – odparowała. - A ty powinieneś to wiedzieć, włócząc się z śmie...
Peter rzucił jej mordercze spojrzenie i wskazał wzrokiem zaplecze. Poszła tam zanim.
- Joan, jest jedna sprawa – rzucił, opierając się o ścianę i zapalając papierosa. - Żadne z moich przyjaciół nie wie, że jestem śmierciożercą. I wolałbym, żeby tak zostało, jasne? - w tym momencie wydał się jej szczególnie zdenerwowany. Nie promieniował już tak cynizmem i pocił się gwałtownie. Ręce mu się trzęsły.
Joan zmrużyła oczy. Była wychowywana w duchu Gryffindora, z szacunkiem dla kamikadze, szkockich górali, francuskich rewolucjonistów i polskich powstańców wraz z ruchem oporu. Rodzice powtarzali jej, że nie ma nic gorszego, niż ucieczka z pola walki, dziadek, że dać się zabić to głupstwo, ale ucieczka jest większym, a ulica, że nie ma miejsca na sentymenty. Wychowała się w Józefosławiu, miasteczku pod Warszawą, gdzie nie było miejsca dla miękkich. Czyli wiedziała, że mamy być twarda, odważna i na tyle opanować sztukę żyją na ulicy, żeby nie dać się zabić.
Peter wbijał w nią rozpaczliwie spojrzenie.
- Daj peta – powiedziała w końcu. nie paliła, odkąd Aurora skonfiskowała jej ostatnia paczkę. - W Józefosławiu coś takiego by ci nie przeszło. Nie, to nie było miasteczko urodzonych kryminalistów – dodała pospiesznie, widząc jego wystraszoną minę – ale żaden buntownik przeciw władzy nie mógł odbyć się bez gangu. Tam albo jesteś wierny swojej bandzie, albo zamykasz się w domu i sprawdzasz, czy cegłówki nie nadlatują. Wyznaczone do tego dzieciaki śledziły te, które podejrzewano o przynależność do dwóch band. Gdybyście urodzili się w Józefosławiu, nie miałbyś szans. Dowiedzieliby się i sprali ci tyłek szybciej, niż byś zdążył się zesrać ze strachu. Mój brat, Gollum, był miękki. Nie mógł wychodzić sam z domu. Oleśka, siostra, też miękka, ale całkiem innego rodzaju. Co do mnie, to wszyscy uważali na to małe rozczochrane w okularach, co gryzie i kopie.
Wypaliła peta go końca i zgasiła go, przydeptując.
- No i co zamierzasz? - Peter spojrzał na nią zdenerwowany.
- Ja? - Joan spojrzała na niego zdziwiona. - Mnie nic do tego. Co TY zamierzasz zrobić? Bo jeśli już chodzi o mnie, wsiadłabym do najbliższego pociągu. Albo pod pociąg.
- Musisz być taka?
- No. Zastanów się: ewidentnie lepiej byłoby, gdybyś sam się zabił, zamiast czekać, aż cię nakryją. I krócej, jak sądzę. Ale jak już się upierasz przy egzystencji, to Dziupla jest siedliskiem wszelkiego rodzaju degeneratek i mężczyzna w gronie by nam się przydał.
- Chyba nie skorzystam.
- To już twoja sprawa. Ale nie wiń mnie, jeśli coś ci się wymknie po pijanemu.

Wyszła z zaplecza i wzięła świeżą butelkę z Glizdogońską. Miała dość wrażeń jak na jeden wieczór, a chciała się jeszcze bliżej zapoznać z Remusem.
Heca i Eruantale patrzyły złowrogo na Jamesa, który trzymał się z dala od nich. Podpadł im chłopak, twierdząc, że Diabeł i prorokowanie na chaju to ZŁO.
Syriusz wyciągnąl Remusa z gitarą na scenę. To light Angela***, jak mawiała w Hogwarcie, czyżby on też na niej grał?
- Te! - rzuciła do Petera wracającego z zaplecza. - To Remus na gitarze wymiata?
- Dopieroś teraz sie kapnęła? Przez całą drogę śpiewał piosenki Johna Lennona.
- Słyszałam! Ale nie zwracałam uwagi na to, co trzymał w rękach!
- Joan, czy jest coś, co w twych przepastnych ustach nie zabrzmi nieprzystojnie?
- Nieprzystojnie to będzie, jak cię za jaja powieszę na szyldzie Dziupli. Wiesz, że jestem do tego zdolna.
- Joan, ty jesteś zdolna do wszystkiego.
- Wiem o tym – dwuznaczny uśmieszek Joaśki zwykle mówił wszystko. - I wiesz, dobrze mi z tym. Zastąpisz mnie za barem? Podejrzewam, że będę w tłumie fanek Remusa i może sama coś zaśpiewam.
- Eee... A mółgbym nie zastąpić? - Peter dokładnie przyjrzał się podkutym żelazem glanom Joaśki.
- Nie.
- Miło słyszeć.
- Łap się za ścierkę i nie pyskuj.
Remus zaczął grać. Joan wyszła zza baru i usiadła najbliżej sceny. Na początek zaśpiewał Yesterday Beatlesów
Yesterday... All my troubles seemed so far away
Now it looks as though they're here to stay
Oh I believe in yesterday...

Umiał śpiewać. Joan nie wychwyciła w jego głosie żadnej fałszywej nuty. Za jej plecami wzdychały pozostałe Lunatyczki, w tym Yadire ze swoim nowym wynalazkiem, soczkiem, natychmiastowym wytrzeźwiaczem. Podpita Enfer, mimo, że ściskała w swych objęciach Snape' a, wydawała odgłosy fanki Franka Sinatry.
Suddenly... I'm not half the man I used to be
There's a shadow hanging over me
Oh yesterday came suddenly

Krzyk Kiry: ''Mamo, kup mi to!''
Why she had to go I don't know she wouldn't say
I said something wrong now I long for yesterday

Joan już postanowiła. Remus będzie jej. W końcu odpowiednia dawka Glizdogońskiej potrafi zdziałać cuda. Może Enfer ze Snapem się przyłączy.
Yesterday... Love was such an easy game to play
Now I need a place to hide away
Oh I believe... In yesterday


Remus nie opierał się za bardzo. Joan skuła go srebrnym łańcuchem i ciągnęła powoli na drugie piętro, do sypialni Aurory. Jej własna była za mała. Obok niej Enfer ciągnęła mniej niż ona chętnego Severusa.
Remus został przykuty do kaloryfera. Enfer nie była aż tak bezwzlędna jak Joan, więc usiłowała przekonać Snape' a.
- No już, Sev, phoszę, nie bądź taki zimny – zawodziła.
- Enfer, nie piernicz się z nim, tylko przywiąż i wykorzystuj, póki przytomny! - krzyknęła Joaśka, rozpinając koszulę Remusa. Biedak zdąrzył się już ocknąć i wrzasnął:
- Ratunku! Ona chce mnie brutalnie wykorzystać! Bardzo brutalnie!
- Cicho być – mruknęła Joan i wlała mu siłą Glizdogońksą do gardła.
Drzwi otworzyły się na całą szerokość i weszła Aurora, podziwiając scenę rozpusty. Remus przykuty do kaloryfera, siedząca na nim Joaśka, Enfer usiłująca przekonać Snape' a do koncepcji upojnej nocy – to wszystko składało się na wyjątkowo miły dla oka widok.
- Severhusie, przecież nie możesz zostać dziewicą do końca życia... - ciągnęła Enfer.
- Dziewuszki, co me oczęta tu widzą? - zaświergotała Aurora. - Seks przed małżeński? Jo, tak nie może być! Pozwól, że udzielę wam sakhamentu małżeńskiego.
A wiec, czy ty, Rhemusie, bierzesz za żonę tę oto Joan? (stłumione: ''Nie'', na które Aurora nie zwróciła uwagi) A czy ty, Joan, bierzesz za męża tego oto Rhemusa?
- Nie! - krzyknęła Joaśka. - Jam panna do grobu! Ale nie dziewica! - Z tymi słowy rzuciła się ponownie na Remusa, który zaczynał sprawiać wrażenie, że już mu wszystko jedno, byleby zdjąć z niego tę wariatkę.
- Ąferh, mą szehi może tobie i Severhuskowi udzielić ślubu? Związać was węzłem na wieczność? - zagadnęła Aurora. Widząc jednak, jak Enfer usiłuje bezskutecznie przekonać do tego Snape' a, wyszła z sypialni.
- Aaa! - krzyknęła nagle Enfer – Joan! On odzyskał swoją hóżdżkę!
- Co!? - zreflektowała się Joaśka. - Sev, oddaj różdżkę! Nie? No to Crucio!
- AAAAAA!
- No żem mówiła, oddaj różdżkę.
- AAAAAAAA!
- Joan! Zostaw go! - krzyknęła Enfer. - Jeszcze zhobisz krzywdę Severhuskowi mojemu kochanemu! Expelliahmus!
Różdżki Joaśki i Snape' a wyleciały im z rąk.
- Enfer! -krzyknęła z wyrzutem Joan, ale Michelle ponownmie zajęla się Sevem
Joaśka zaś powróciła do molestowania Remusa
Każdy, kto stałby tamtej nocy przed Dziuplą, usłyszałby dochodzące z drugiego piętra głośne wrzaski.

Z łazienki na korytarzu dobiegały pluski i fałszywy śpiew ''Chcemy bić ZOMO! Chcemy bić ZOMO jeszcze! Chcemy bić ZOMO! Chcemy bić ZOMO wreszcie!''
Na szczęście Joan właśnie brała prysznic.
Remus jęknął i zorientował się, że jest przyszpilony srebrnym łańcuchem do kaloryfera.
Obok niego leżał związany Snape, bo Enfer najwidoczniej znudziło się czekanie.
Nie pamiętał dokładnie, co Joaśka robiła z nim wcozraj w nocy. Kojarzył tylko butelke Glizdogońskiej. Tak, Glizdogońska miała z tym coś wspólnego... I jego koszula... Dear God, co ta Glizdogońska robi z łbem...
Ścislej mówiąć, miał kaca.
Zauważył wciśniętą pod karolyfer butelkę Glizdogońskiej. Z tego co pamiętał, przeżerała metal.
Z łazienki dobiegł głos Joan, tym razem fałszywie śpiewającej jakiś gryfoński hymn:
Miecz w dłoń, hajda na koń, jak na Gryfonkę przystało! Ślizgonów bić, zwłaszcza złych, oj, będzie się działo!
Wykręcił się w lewo jakimś cudem chwycił butelkę stopami. Walnął nią o kaloryfer. Rozbiła się, zalewając i rozpuszczając łańcuchy.
Zostawił Snape' a przy kaloryferze (biedak się jeszcze nie obudził, a poza tym złego licho nie bierze) i skierował się w stronę sali barowej. Większość Lunatyczek spożywała już śniadanie. Nauzykaa jako jedyna stała za barem.
- O! Remus! - krzyknęła Kira. - Jak było z naszą Joaśką? Na dole było słychać, jak się zabawialiście.
- Ona się zabawiała – mruknął Remus. - Ja byłem pijany jak ona.
Gdzieś w kącie sali Syriusz zabawiał się z Puszczykiem, James wziął gitarę i próbował nauczyć Lunatyczki nabożnych pieśni (został szybko obezwładniony przez Rachel) i Peter od rana opróżniający zapasy Knajpki.
- Rachel, puść chłopaka, bo go jeszcze w wampira zamienisz – rzuciła znudzonym głosem Hekate.
- Właśnie, a wiecznie żyjącego Rogatka to byśmy nie znieśli – poparł Syriusz.
- Nie, mój ssskarbie – wtrąciła Aurora.

Joan wyszła z łazienki, wydobywając z ogromnej piersi głos donośny i potwornie fałszujący:
- My Gryfoni, stara paka, my zniszczymy Węży ród! Upokorzymy Ślizgona, jak podskoczy, damy w dziób! My Gryfoni się nie damy, choćby siłą brali nas! Jak walniemy, dostaniemy, będą o litośc błagać nas!
Uśmiechnęła się pod nosem. Ceres bardzo nie lubiła tej piosenki. De facto Joan i Ceres się nie lubiły. chociaż obie musiały przyznać, że z nikim innym nie da się tak dyskutować o różnicach pomiędzy Gryffindorem a Slytherinem.
Weszła do sypialni Aurory, usiłując znaleźć Remusa. Ale pod kaloryferem leżał tylko Snape. Obok kaloryfera zaś stłuczona butelka Glizdogońskiej i na wpół rozpuszczone łańcuchy.
- Cholera, no! - warknęła.
Enfer obudziła się i zatoczyła wzrokiem po sypialnie Aurory, zatrzymując się na Snapie.
- Severh, nie dahuję ci tej nocy... - zanuciła i zbliżała się do ciała Seva
Wychodząc, Joan zamknęła drzwi, aby nie narażać pozostałych Lunatyczek na nieprzyjemne odgłosy.
Oczywiście na dole znalazła Remusa.
- Remus! Kochany ty mój! - wrzasła i uwiesiła się Lupinowi na szyi, nie zważając na jego przerażone spojrzenie.
- Chciałeś mieć dziewczynę, to masz – mruknął złośliwei Peter.
- Joan, złotko, co się stało wczoraj w nocy? - zapytał Remus, siląc się na spokojny ton, co nie było możliwe, gdy widział białe szczurki po Glizdogońskiej
- Nie pamiętasz?
- Niee... - jęknął Lupin, usiłując ignorować kac.
- Tym lepiej dla ciebie – uśmiechnęła się Joaśka. Radośnie podążyła w stronę baru. - Wywalaj stąd – zwróciła się do Petera.
- A gdzie jest Filch, dziewczę?
- Sprząta nasze lochy po kolejnym oficerze milicji obywatelskiej.Wiesz, chyba go w Dziupli zatrzymamy – Filcha, nie oficera. Nie bardzo mam ochotę sprzątać wieczorami bar. Zwłaszcza, że niektórzy uparcie piją Glizdogońską w szklankach, których potem kwasem solnym i żelazną watą nawet umyć się nie da.
- No to pozostaje mu życzyć szczęścia... Parę minut temu przyszła sowa od Dumbledore' a. Musimy wracać.
- Już?
- Znając pijackie zapędy Remusa, nie będziesz czekać zbyt długo.

James, Syriusz, Remus, Peter i Snape, już doprowadzony do stanu używalności publicznej, żegnali się z Lunatyczkami. Snape wprawdzie żegnać się nie zamierzał, ale mało kto robi to, co zamierza, widząc piromański błysk w oku Enfer.
- Już wracać musisz!? - zawyła Joaśka jak rasowy wilkołak, co kłóciło się z jej lwią aparycją.
- Tak, ukochana – pozujący na Wernera - Który – Nie – Zdążył – Się – Jeszcze – Zabić, Remus uklęknął przed nią. - Ale obiecuję, że wrócę.
- Bo bez Glizdogońskiej nie da się żyć – podsumował Peter.
- Glizdek, psujesz naszym gołąbeczkom nastrój – wtrącił Black, już po rzewynym pożeganiu Puszka.
Joan, Enfer i Puszek, trzy kobiety żegnające mężczyzn idących na front, jak jeden mąż zamachały chusteczkami, kiedy ich mężo... eee, kochankowie zmierzali w stronę lasu.
- A, i jeszcze powiedzcie Dumbledore' owi, że zatrzymałysmy sobie Filcha! - rzuciła Joaśka w stronę oddalających się zakonników.
- I niech ci ma Glizdogońska dobrą będzie – wyszeptała Joan, wspominając skrzynkę trunki, którą ukradkiem podszwabili jej Huncwoci.

*Typowa broń siepaczki, która czasem ma do czynienia z wampirami, ale lubi sobie popić.
** Niektórzy utrzymywali, że to siki lwa, inni – że uryna samego Gryffindora. Do tej pory nie wiadomo, kto ma rację.
*** Starałam się dosłownie przetłumaczyć na angielski ''Do jasnej Anielki''


Ostatnio zmieniony przez Joan P. dnia Śro 16:55, 15 Lut 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Pią 22:05, 02 Gru 2005    Temat postu:

HUuuuh! Joan. Offtop porządny. Momenty były? Były. Aa! I to z przykuciem do kaloryfera. No siupeh.
Czekam, na jakieś wystąpienie mojej skhomnej osobi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin