Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

J jak Dżoan
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Sob 15:47, 22 Paź 2005    Temat postu: J jak Dżoan

Chciałyście offtopa, to macie. Na razie pierwszą część

I

- Wolność! Równość! Braterstwo! - krzyknęła D' Nika Cardin, kiedy razem z Noelle Łubin i Joan Polansky opuszczała Hogwart. Zdjęła z szyji czerwono – złoty gryfoński szalik i zamachała nim radośnie. Joan pokręciła głową.
Noelle mruknęła coś z dezabrobatą. Jej szalik był zielono – srebrny.
Skończyły już Hogwart. Joan zadrżała. Uczyły się w nim przez siedem lat i nagle koniec. Ostatni rok szkoły minął jak z bicza strzelił. Jeszcze niedawno wkuwały do owutemów. Teraz stały na peronie dziewięć i trzy czwarte, nie wiedząc, co zrobić.
Koniec szalika wlókł się po ziemi. Joan otuliła się nim aż po samą szyję. Był ciepły, czerwcowy wieczór. Ale po raz pierwszy w życiu czuła zimno.
Joan A. Polansky zdjęła okulary i wytrła je o koniec szala. Z oliwkowoszarych oczu pociekły ledwo dostrzegalne łzy. Krótkie, rudobrązowe włosy targał wiatr. Nie miała już na sobie mundurka Hogwartu, ale szalik Gryffindoru zostawiła na swoim miejscu. Wyglądał dość dziwacznie przy glanach, brązowych spodniach, takim golfie i kurtce.
- Joan, co ci? - D'Nika obejrzała się niespokojnie. Spała obok Joaśki w dormitorium siedem lat i nie pamiętała, żeby ta kiedykolwiek płakała. Była przyzwyczajona do awantur, włóczęg po Zakazanym Lesie i pędzenia bimbru oraz Soczku* w łazience Jęczącej Marty. Ale nie do łez.
- Nic. Po prostu... Co my teraz zrobimy?
- Mnie nie pytaj – mruknęła Noelle. - Nie ma zielonego pojęcia. Chyba wrócę z Niką do Polski. A ty?
- Zawsze chciałam być aurorką – powiedziała cicho Joan. - Nawet specjalnie wkuwałam z eliksirów.
- To idź się szkól. W Polsce raczej nie będzie takiej możliwości. Aurorów zatrudniają, ale szkolić ich nie mają gdzie...
- Wiem.
- Jak chcesz zostanę w Anglii... - D'Nika owinęła się szlikiem.
- Nie krępuj się. Poradzę sobie.
- Może i tak – Noelle spojrzała na Joan znad okularów. - Ale ja zostaję.
- Nie musisz.
- Nie robię tego dla ciebie. Chcę się zabawić w Londynie, zanim wrócę do PRL – u.
D'Nika spojrzała w niebo.
- Jak się pospieszę, może jeszcze złapię świstoklik do Polski – mruknęła.
- Do zobaczenia – Joaśka wpatrywała się nieruchomo w przestrzeń.
- I pozdrów od nas Lunatyczki – dodała Noelle.

- Joan, utopiłaś się już, czy nie?! - krzyknęła Noelle, waląc w dzrzwi do łazienki. - Po pierwsze: chcę się umyć. Po drugie: siedzisz już ponad godzinę. Po trzecie: spóźnisz się na wykłady.
Minęło już parę tygodni, odkd wynajęły na spółkę pokój w Dziurawym Kotle. No, nie na spółkę. Dzieliły go z Aurorą Eileen Wilczak, która wychodziła rano i wracała wieczorem. Joan pamiętała ją jeszcze z Dziupli Pod Księżycem. Nie wiadomo, dlaczego wyjechała do Anglii. Jako komunistka powinna zostać w PRL – u. Jednak Aurora dała im do zrozumienia, że jest śmierciożerczynią. Na Calamity nie robiło to wrażenia. Niech sobie będzie zwolenniczką Voldemorta, byleby nie przynosiła pracy do domu. A że Joan zdążyła się przez ten czas załapać do Zakonu Feniksa... To już inna sprawa. Poza tym Joaśka miała u Aurory (ona sama wymawiała swoje imię ''Orhorha'') spory dług wdzięczności. Śmierciożerczyni, widząc jej niezwykły talent do pędzenia alkoholi, zdradziła jej przepis na tak zwaną Glizdogońską (''U nas taki jeden pędzi, to i nazwa się przyjęła''), pozyskiwaną z grzybków. Muchomorków.
Gdyby Aurora wiedziała, ile czasu Joan spędziła w łazience, powiedziałaby coś w stylu ''Oszczędzajcie wodę, towarzyszu'' i wyciągnęłaby ją siłą.
- Dlaczego moje spóźnienie jest na trzecim miejscu!?
- A co mnie to obchodzi? Joaśka, ja się będę z tobą użerać przez trzy lata?
- Trzy lata? Załatwiłam sobie przyspieszony tryb szkolenia. Parę miesięcy i po sprawie, mam licencję aurora. Oczywiście, ten tryb jest zarezerwowany dla najzdolniejszych...
- Więc co tam robisz?
- Bardzo śmieszne.
Joan wyszła z łazienki z ręcznikiem opatulonym wokół głowy. Może to było przyzwyczajenie, może zboczenie, ale Joaśka codziennie rano musiała koniecznie umyć włosy. I nawet w zimne poranki wyłaziła mokrą głową. Co dziwne, zapalenie płuc jakoś się nie nabawiła.
- Nie ma to jak studentka, bezrobotna i śmierciżerczyni, w dodatku Gryfonka, Ślizgonka i chyba Krukonka, w jednym mieszkaniu, nie ma co – mruknęła Joan, usiłując wygrzebać z szafki nadające się do pójścia na Uniwersytet Aurorski ciuchy. - Masz jakieś plany na wieczór?
- Tak. Spędzenie go w uroczej knajpce na Nokturnie, z dala od twej natrętnej obecności. I być może przyłączenie się do śmierciożerców.
- Ja naprawdę nie wiem, co cię do nich ciągnie.
- To, że Voldemort jest obecnie potęgą?
- Opurtunistka, no.
- I dobrze. Przynajmniej nie rzucam się do walki z przeważającym przeciwnikiem bez najmniejszego zastanowienia.
- To gryfońska cnota!
- I dlatego coraz więcej Gryfonów wącha kwiatki od spodu.
- Ale z jakim honorem my te kwiatki wąchamy!
- Też mi coś.

W szkoleniu na aurora na pierwszym miejscu zawsze jest praktyka. Wśród studentów Uniwersytetu Aurorskiego panuje przekonanie, że całą teorię mogą wsadzić sobie w miejsce, którego słońce swym blaskiem nie oblewa. Nie jest to prawdą. Teoria jest równie ważna jak praktyka, tyle że mniej przydatna po skończeniu nauki.
- Panno Polansky, czy może nam pani powiedzieć, czy i w jakich przypadkach aurorzy mogą korzystać z Zaklęć Niewybaczalnych? – z zamyślenia wyrwał Joan głos profesora Fishera.
- Mogą korzystać w wyjątkowych, ustalonych przez Ministerstwo przypadkach na podstawie paragrafu dwieście setnego – wyrecytowała znudzonym głosem Joaśka.

- Mówiłam, że wolałabym spędzić ten wieczór bez ciebie – warknęła Noelle, ale Joan jej nie słuchała. Podeszła do lady w barze ''Pod Klątwą'' i zamówiła dwie butelki Ognistej.
- Kto widział aurorkę na Nokturnie – wysyczała Noelle, kiedy Joaśka postawiła na stoliku dwie butle dymiącej whisky.
- Jeszczem nie aurorka, Noe. Wyluzuj. Poza tym za przyzwoitkę muszę robić. Kto widział samotną kobietę w podejrzanej knajpie? I to na Nokturnie?
- Ale dwie samotne kobiety są już dopuszczalne?
- Podejrzewam. Noe, są gorsze rzeczy od moje obecności przez cały wieczór.
- Twoja obecność co rano.
Joan wzruszyła ramionami i wypiła łyk Ognistej prosto z gwinta. Ona i Noelle należały do dwóch różnych światów. Noelle, opurtunistyczna, złośliwa Ślizgonka i Joan, awanturnicza, idąca na żywioł Gryfonka ze skłonnością do rzucania się w bój bez zastanowienia. Potencjalna śmierciożerczyni i przyszła aurorka.
- Widziałaś gdzieś Aurorę? - zapytała.
- Chyba siedzi przy sąsiednim stoliku.
Joan obejrzała się gwałtownie. Rzeczywiście była to Aurora, jeśli można kogoś poznać po wystającyh kosmykach włosów i podbródku. Bo resztę twarzy zasłaniał jej czarny kaptur. Siedziała razem z grupą podobnie ubranych mężczyzn.
- Nie ma co, szemrane towarzystwo.
- Nie sądzę. W tej knajpie auror pije ze śmierciożercą samogon z jednej butelki.
- Noe, ty tak często tu bywasz?
- A żebyś wiedziała.
Joan przeczesała włosy palcami.
- Niedobrze, Noeś, niedobrze... Jeszcze mi się tu zdemoralizujesz.
- Naprawdę wolałam Nikę od ciebie.
- Mniemam, że wolisz każdego ode mnie.
- Nie no, skąd wiedziałaś...
- Dedukcja, Noeś. Każdy auror ją ma. Kiedy masz wolny wieczór?
- Jak wyjedziesz?
- Tak szybko się mnie nie pozbędziesz. Sama chciałaś tu zostać.
- Tak. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że rozwija się we mnie masochizm.
- Ejże, taka straszna to ja nie jestem.
- Założymy się?
- Nie. Jestem goła i wesoła.
- To za co ta Ognista?
- Na kredyt. Chyba, że spłacisz. Panie barman! Koleżanka płaci!
- Joan, obiecuję, ja cię kiedyś zabiję.
- Noeś, nie masz jaj do czegoś takiego.
- A ty masz?
- Drogie panie, która w końcu płaci?
- Noelle.
- Joasiu, kusisz los.
- Wiem o tym. Płać.
- Ostatni raz.
- I jeszcze jedna kolejka. Ja stawiam.
- Mówiłaś, żeś goła.
- Blefowałam.

Minęło parę miesięcy od tamtego wieczoru, ale relacje między Joan i Noelle nic się nie zmieniły. Pomijając fakt, że Noelle zdążyła przyłączyć się do śmierciożerców, a dzięki Aurorze Joan poznała jednego z nich, Rabastana Lestrange. I że szkolenie Joaśki skończyło się na pięknym, nowiutkim dyplomie wraz z uprawnieniami.
- Ciekawe, co za idiota dał ci te uprawnienia – syknęła Noelle.
- Weteran, który nie chciał przejść na emeryturę, więc zaczął uczyć młode pokolenie.
- To wiele wyjaśnia. Jak człowiek za długo jest aurorem, staje się... dziwny.
- Noelle, mam prośbę.
- Tak?
- Zamknij się. Już i tak jestem zdenerwowana... Ori! Rab!
- Podoba ci się? - mruknęła złośliwie Noelle. - Pantoflarz z niego straszny.
- Noeś, czy ja ci mówię, z kim masz się włóczyć po nocach?
- Witajcie, Joan i Noelle – Rabastan i Auora podeszli do Joaśki i Noelle. Wyjątkowo nie miel na sobie śmierciożerczego umundurowania.
- Przechulała, przechulała Rabastana – zaśpiewała cicho Noelle. - Przechulała, przechulała Rabastana.**
Lestrange i Joaśka zarumienili się. Auora uniosła lekko brwi.
- Joan, Rhabastanie, czy ja o czymś nie wiem? Joan, czy ty za młoda nie jesteś?
- Ororo, ja już skończyłam osiemnaście lat.
- Ori, to nie to, co myślisz...
- Rhabastanie, czyżbyś wykorzystywał seksualnie tę młodą, niewinną...
Noelle uśmiechnęła się ironicznie.
- ... auhohkę?
- Raczej odwrotnie, Ori – powiedziała śmiało Joaśka.
- Czyżby miała aż taki tepehamencik, Rhabastanie?
- Istny wulkan, Ori. Jak każda Gryfonka. Roland twój na hałasy się skarży.
- Rholly mój ukochany? Hałasujecie tak bahdzo, że słychać w sąsiednim pokoju?
- Ona hałasuje.
- Fakt. Z Raba flegmatyk straszny... Ale przynajmniej pełnowartościowy mężczyzna...
- Joan! - Rabastan zarumienił się jeszcze bardziej.
- Nie dziwię się, że mój Rholly narzeka na hałas...
- Rudolfus i Bella jakoś krzywo na nas patrzą...
- Nic dziwnego – przychnęła Joan. - Jestem pół na pół. Faszyści, no.
- Joan, taki zawód – westchnęła Aurora. - Rhab, dziś wieczohem imphezka smiehciożehcza. Lucek urządza u siebie w zamku.
- No wiesz... - Rab obejrzał się nieco lękliwie na Joan. - Chciałbym pójść, ale...
- Racja. Nie powinniśmy...
- Idę.
- Ale Jo, to...
- Powiedziałam, że idę, Rab. Nie kłóć się ze mną. Jestem aurorką, co może mi się stać.
- W naszym gronie wszystko – orzekła Noelle, splatając ręce na piersi.

Joan, Aurora i Noelle wróciły do kwatery w Dziurawym Kotle. Aurora podeszła prosto do szafy i zaczęła w niej czegoś szukać. Po chwili wyjęła długą czarną szatę z kapturem.
- A to po co? - zdziwiła się Joan. - Nie możesz włożyć tego? - wyjęła z szafki długą, jasnozieloną suknię.
- Zamierzam – odparła zirytowan Aurora. - Ale jak Czahny przyjdzie... Lepiej być przygotowanym...
- Dobrze powiedziane – Noelle z wyraźnym wysiłkiem zapięła zamek z tyłu krótkiej, czarnej sukienki. - Jo, co wkładzasz?
- Tym razem powiem coś bardzo kobiecego. Ja nie mam co na siebie włożyć!
- To fakt. W życiu nie widziałam dziewczyny, która w szafie miałaby same spodnie, kurtki, podkoszulki, kilka koszul i jedną parę butów. I żadnej sukienki. Ori, musimy ją poratować.
- Noszę rozmiar większy od każdej z was.
- Tym bardziej seksi będziesz wyglądać. Powinnaś nosić ciuszki podkreślające kształty.
- Ale nie o parę numerów za małe.
- Już wiem, dlaczego nosisz męskie ubhania. Noe, twój hozmiar chyba jest bliższy wymiahom Jo.
- Ja się duszę.
- Nie dusisz się. Wyprostuj plecy.
- Imponujący widok, naphawdę. Rhabastan jednak ma gust...
- Orora, proszę...
Joan z grozą w oczach przyjrzała się swojemu odbiciu. Sukienka Noelle zdecydowanie zbyt mocno opinała ją w biuście i biodrach. Przypominała owiniętą czarną taśmą szynkę, która o wiele za długo leżała w chłodni.
- Świetne wyglądasz – oceniła Aurora. - Tylko jeszcze zhóbmy coś z twarzą...
- Jej już żaden makijaż nie pomoże. Najwyżej chirurg. Lepiej zajmijmy się fryzurą, choć i to marnie widzę – Noelle chwyciła leżącą na stole szczotkę Joaśki i przyjrzała się jej uważnie. - Joan, wiesz, ile ci wypada włosów?
- Noelle, wypadną ci zęby.
- Jo, spokojnie – Ori z żądzą fryzjerskiego mordu w oczach zaatakowała włosy nazywanej tak przez Rabastana Calamity jej własną szczotką. Po kilku minutach zażartej walki i wrzasków, Joan poddała się.
- No dobha. Ja już z tym nic nie zhobię. Zhesztą w takim... eee... ahtystycznym nieładzie ci do twarzy. Noe, musimy tehaz zająć się butami. W glanach nie pójdzie.
- W szpilkach też nie. Nie przejdzie dwóch kroków, żeby się nie wywalić.
- E tam. Joan, chodź tu.
- Nieee! Nie chcę!
- Cicho być.
Po chwili uciążliwego znoszenia wyrazistego zapachu stóp Joaśki Aurorze udało się na nie wcisnąć parę butów na niebotycznych obcasach.
- Widzisz? Wcale nie bolało, phawda?
- Jeszcze. Dlaczego wy przygotowałyście się w pięć minut i wyglądacie lepiej ode mnie, kiedy mnie przygotowywałyście jakieś pół godziny?
- No cóż... Zastanówmy się nad tym później, dobrze? Tehaz zastanówmy się nad dodatkami. O ile wiem mój Rholly, Rhab i Averhy przychodzą w czahnych garniturach, więc z dopasowaniem ich do nich nie będzie phoblemu...
Joan wpadło coś nagle do głowy.
- Ori, zauważyłaś, że wszsycy trzej, Rudolfus, Rabastan i Roland mają coś wspólnego?
- Tak?
- To pantoflarze.
- A, to masz na myśli. Niestety. Rhuddy zmywa i pierze, Rhab bez przerwy ci coś kupuje i podlizuje się, a mój Rholly cały czas mnie pyta, czy przypadkiem na krześle w knajpie nie jest mi zbyt niewygodnie, czy nie dolać mi jeszcze... Koszmah na dłuższą metę. Dobrze, że się z nim nie hajtnęłam, tak jak Bella z Rhuddym. A phopo Rhaba. Może włożysz te cosie, co on ci kupuje? To musi być czyste złotko...
- Oram nawet o tym nie myśl. Nie noszę biżuterii. Nigdy.
- Nigdy nie mów nigdy, Jo... - wyszeptała Aurora i stanęła za Joan, kierując podejrzanym ruchem w stronę szyi złoty naszyjnik.

* Nie. Nie tego od Yadire. Soczku. W wersji hogwarckiej soku dyniowego zmieszanego z spirytusem.
** Jest to przeróbka pewnej ludowej piosenki z morałem.


Ostatnio zmieniony przez Joan P. dnia Pią 20:12, 11 Lis 2005, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 16:03, 22 Paź 2005    Temat postu:

Cytat:
Niech sobie będzie zwolenniczką Voldemorta, byleby nie przynosiła pracy do domu


Normalnie powalający wręcz zdrowy rozsądek! Wink Jestem za a nawet przeciw hehe.

Z naszych bzdurek forumowo-fanfikowych w końcu saga wyjdzie. Cholera, muszę wrócić do "Pierogów..." bo mnie zainspirowałyście z Ori!

Opowiadanko avadziste - dobrze dialogujesz, Jo. Czekam na ciąg dalszy!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:12, 22 Paź 2005    Temat postu:

Ja juz ci napisałam, że jest avadziste opowiadanko... Wink
Czemu ja nie potrafię zrobić dialogu bez żadnego "po kreseczce" aby osoby sie nei pomyliły, no??!!
Ha, jakże ja tu sie sobie podobam... Norhmalnie, jestem Frhancuzka, pod względem mowy, zachowania i całej heszty...
Ja czesząca Joan włosy, nie potrafiąca zrobnić nic z moimi Very Happy
Chociaż, przyznam, uwielbiam buty na obcasach, aj, nawet trochę umiem w nich chodzić, sukienki lubię..
Gdybym nie wiedziała, kim jestem, zaraz po przeczytaniu "J jak Dżoan" zostałabym Ślizgonką, hehehe... Twisted Evil
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:08, 22 Paź 2005    Temat postu:

Mrau, Joan. Ja cię ozłocę. Dudowne opowiadanko, ciągle miałam śmiechawkę - połączenie swojskiej głupawki z histerycznym śmiechem. No i tyle tu mnie... <wredny uśmieszek> Taki ogrom <pozytywnie zakręcone radosne oszołomienie> Ajm lawit it. Wiesz, zaczynasz mi się podobać, o gryfoński rozkrzyczany aniele.

Ach, i Nice muszę szybko opowiedzieć o tym cosiu. swoją drogą łądnie nas ochrzciłaś. Cardin i Łubin. Łubin... Taka roślinka? Heh.
Otom ja:
[link widoczny dla zalogowanych]
Hi, hi.

Aha... A nie opornistyczna miast opurnistycznej?

Świetny był ten fragment z ceremonią ubierania.

"Noelle z wyraźnym wysiłkiem zapięła zamek z tyłu krótkiej, czarnej sukienki. - Jo, co wkładzasz?" - błahaha! ostatni raz ubrałam się w suknię na komunię Twisted Evil Chłopy też się tak wystroiły, jeno nie mieli chwastów na głowie ani śliskich jak skóra węża rękawic.

"Joan z grozą w oczach przyjrzała się swojemu odbiciu. Sukienka Noelle zdecydowanie zbyt mocno opinała ją w biuście i biodrach." - ha! Chciałabym. Za dobrze by było... Wink Fajnie jest jednak chociaż czasem pomarzyć, że jest się osóbką wiotką, szczupłą, zwinną...
Lol.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
D'Nika
wilczek kremowy



Dołączył: 14 Wrz 2005
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:57, 22 Paź 2005    Temat postu:

KWIK! Jo, to było świetne. No i jam tu się znalazła Smile Nika zadowolona. No - ale ja bym do Polski nie wracała, jak już coś to na aurorkę bym się z Tobą robiła ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hec
moderator avadzisty



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1449
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: na północ od chatki 3ech świnek

PostWysłany: Nie 1:25, 23 Paź 2005    Temat postu:

Avadziste, Dżo, doprawdy przednie.

A fragment o "nieprzynoszeniu pracy do domu" po prostu mnie powalił Very Happy
Nieziemski.
Czekam na reszte, bo w końcu offtop miał być "długi i paskudny"
Na razie jest tylko "paskudny" Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Nie 13:10, 23 Paź 2005    Temat postu:

(spada z krzesła)
Ludzie! Toż to ja myslałam, że marudzić będziecie, że za krótkie, za mało Lunaytczek, za dużo Dżoan Wink ... A tu szok! A ja myślałam, że nie umiem pisać... Być może wtedy, kiedy nie robię sobie jaj.

EDIT: Już sprawdizłam Jest opurtunistyczna miast opornistycznej. Już poprawiam.


Ostatnio zmieniony przez Joan P. dnia Pią 20:11, 11 Lis 2005, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Nie 14:26, 23 Paź 2005    Temat postu:

Juhuuuu! Jupiii! Szuper normalnie!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:28, 23 Paź 2005    Temat postu:

Właśnie, Joan, jestem ciekawa całego tekstu owej piosenki, przerobionej na "Przechulała, przechulała Rabastana..."... Rolling Eyes
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Wto 20:32, 15 Lis 2005    Temat postu:

Macie częśc drugą. Ori, jak jeszcze raz będziesz tak zwlekać z betowaniem, to Ci nogi z tyłkas powyrywam, choćby i przez internet Wink

II

Ora, ja cię kiedyś... - warknęła Joan, trzymana pod rękę przez Rabastana. Aurora nie zwróciła najmniejszej uwagi na jej wściekłe prychania od Dziurawego Kotła aż do domu Lucjusza. Grzebała beztrosko w swojej torebce, w której noszeniu wyręczał ją Roland.
- A gdzie tych dwoje się podziało? - rzuciła gdzieś w pustkę.
- Noelle i Avery poszli do lasu. - poinformował ją Rab, walcząc z wyrywającą się wściekle Joaśką. Mama ostrzegała jego i braci przed takimi kobietami. - Na chwilkę, jak powiedziała Noe.
- Już jej wierzę – mruknęła Aurora. - zaciągnęła biednego w krzaki i teraz go wykorzystuje seksualnie. Jeszcze chwila i nasze mieszkanie w Dziuhawym Kotle zmieni się w przedszkole.
- Ori, czy ty coś sugerujesz? - Joan na chwilę przestała się wyrywać Rabastanowi.
- A jakże. Po co dwoje młodych ludzi mogło pójść do lasu, jak nie na homantyczne tete a tete?
- Oro, ja cię nie znałam z tej strony... - mruknęła cicho Joan i powróciła do prób usunięcia czegoś, co Aurora mocnym, marynarskim węzłem zawiązała jej na szyi. Joan i biżuteria? Równie dobrze można by powiedzieć o Noelle i gryfońskości. Jedno wykluczało drugie.
Aurora zdjęła torebkę z ramienia Rolanda i umiejscowiła ją na własnym. Od jakiegoś czasu jeden z braci Lestrange pomagał jej otrząsnąć się po śmierci Regulusa (''Rhegulusa'') Blacka.
Z lasu wyszli Noelle i Avery, przy czym to drugie miało dość oszołomiony wyraz twarzy. Chyba Aurora miała rację.
- Jo, nie rzucaj się tak – Noelle odrzuciła ciemne włosy do tyłu. - Idziemy do cywilizowanego zamku, a nie jednej z twoich ulubionych spelun.
W odpowiedzi Joaśka usiłowała odgryźć jej rękę.

Nawet Joan, słynąca z zamiłowania do zapuszczonych spelun w porcie tudzież na Nokturnie, musiała przyznać, że od wewnątrz pałac Lucjusza Jak – Mu – Tam – Było – Chyba – Malfoy prezentował się nieporównywalnie lepiej niż od zewnątrz. Przyzwyczajona do nieładu, zapachu Glizdogońskiej, porozrzucanych po podłodze części ciał i garderoby (Aurora niekiedy przynosiła pracę do domu, ku zniesmaczeniu Joan i rozpaczy pani wynajętej do sprzątania) czuła się trochę nie na miejscu. W dodatku pełno tam było różnego rodzaju śmiecia w kolorach srebra i zieleni, których to najbardziej nie znosiła.
Ale nawet w wymuskanym zamku, w wieczorowej, za małej o dwa numery sukience, w szpilkach, które groziły złamaniem pod jej majestatyczną figurą tchnęła atmosferą pijackiej speluny i karczemnej burdy, która ma dopiero nadejść. Słowem, wyglądała jak Gryfonka z dziada pradziada i jeszcze po mamusi.
- Wszyscy się na mnie gapią – mruknęła Joaśka po dłuższej chwili.
- Możliwe, Joan – Rabastan odwrócił głowę w stronę Aurory. - Lucjusz chyba nie spodziewał się, że przyjdziemy razem...
- Rab, ucisz się! - krzyknęła Joaśka. - Na pohybel faszystom!
- Wiesz, zaphowadźmy ją do naszej przystanii – rzuciła Aurora. - Trza ją uświadomić, ile Lunatyczek jest śmiehciożehcami.
- Jeszcze nam na zawał bidula zejdzie – mruknęła Noelle. - Chociaż z drugiej strony złego licho nie bierze.
- Słyszałam! - wrzasnęła Joan, nadal wściekle się wyrywając. Rabastan i Aurora trzymali ją mocno za ramiona, wspomagani przez Avery' ego i Noelle.
Zaprowadzili ją do czegoś, co wyglądało jak prowizoryczny bar urządzony gdzieś w końcu sali, tak, żeby nikomu nie przeszkadzał.
I tu czekał na Joan szok. Przy samej ladzie i przy stolikach ułożonych obok niej siedziały cztery Lunatyczki. Przy ladzie siedziały Lullabelle ''Lu'' Greczyk i Michelle Enfer z Corbeau, córka wytwórców różdżek we Francji, o ile Joaśka się orientowała. W kacie, niedbale rozparta na krześle Cerere ''Ceres'' Hawklie Bourbon. Niedaleko od niej Karina ''Heca'' Villas - Dalajlama pukała spokojnie fajkę.
- O patrzcie, kto to przyszedł – odezwała się Ceres, unosząc nieznacznie rondo kapelusza.
- Włos zmierzwiony, wyraz twarzy menela spod monopolowego, którego odciągnięto od dwunastej Ognistej w dwunastej kolejce, wściekła mina, wzrok morderczy – Heca podniosła wzrok znad fajki. - Ani chybi Joan nasza młoda! Jak ty wyrosłaś! Ostatnim razem, jak cię widziałam – o, dotąd mi sięgałaś. A teraz z ciebie kawał kobity! Chodź no, niech ci się przyjrzę!
Joaśka najeżyła się, słysząc ''jak ty wyrosłaś''. Budziło nieprzyjemne skojarzenie z tabunami ciotek usiłujących ją dokarmiać, dzięki czemu wyglądała tak, a nie inaczej.
- Co wy tu wszystkie robicie? - zdołała z siebie wykrztusić.
- Ja to co? - Lu uniosła oczy ku górze. - Śmierciożerczyniami jesteśmy... i… tego...
- Tego?! - krzyknęła Joaśka. Heca dyskretnie usunęła się z jej pola rażenia. - Przecież ciebie i Enfer widziałam w Zakonie! I ciebie też! - dodała, zauważając nagle kurdupla, dotąd przyczajonego nad kadzią z dość podejrzaną zawartością.
- Eee... Tak – przyznał dość niechętnie kurdupel. Był mniej więcej wzrostu Enfer.
Aurora westchnęła. Joan należała do osób, które trzymają się zębami i pazurami jednej strony i wymagają tego samego od innych. Wymieniła z Noelle spojrzenie pełne dezaprobaty.
- My się chyba nie znamy – zwróciła się Joaśka do kurdupla. - W papierach Joan Agnes Polansky, dla przyjaciół Joan P., dla kolegów z Aurorskiego G. I. Joan, dla Rabastana Calamity Joan.
Powiedziała to bardzo szybko
- W papierach Peter Pettigrew – odparł osobnik wzrostu Enfer. - Dla przyjaciół, o ile jakiś mam i wrogów, Glizdogon. Pamiętasz już?
W umyśle Joan przesunęło się parę trybików mocno zużytej alkoholem pamięci.
- Zara, Ori... Czy ty nie mówiłaś coś o tym, że od kogoś nazwa Glizdogońskiej się przyjęła? Dlaczego mi o szkole nie przypomniałaś!?
- Skąd wiesz o Glizdogońskiej? Aurora, czy ja o czymś nie wiem? - Pettigrew miał dokładnie taki sam wyraż twarzy jak Joan, kiedy dowiedziała się, że D' Nika przemyca bez jej zgody Soczek do Beauxbatons. Widać wszyscy producenci alkoholu traktują tak swoje wyroby.
- No wiesz, Pete, ktoś musi nieco poszerzyć światową kahiehę Glizdogońskiej... - zaczęła Aurora, usiłując wycofać się z zasięgu rąk Joan i Petera.
- Tylko Gryfoni potrafią ją uwarzyć.
- Joan jest Ghyfonką... To widać na kilometh.
Joan złowiła swoje odbicie w butelce po koniaku Ceres. Jesli gryfońskość na gębie oznacza wiecznie podpity wyraz twarzy, morderczą minę i miażdżący wzrok, to Ora miała rację. Aż za dużą.
- I w ogóle po co ta cała afeha... Ąferh, z łaski swojej, nalej mi Glizdogońskiej...
Peter prychnąl, jakby traktowanie jego napitku w sposób tak lekceważący zasługiwało na najwyższe potępienie.
- A tak ogólnie – zwrócił się do Joan – masz przy sobie tę Glizdogońską, co ci Aura przepis dała?
- Taak... Zawsze noszę przy sobie coś do picia... Na trzeźwo świat jest zbyt realny. Ale i tak nigdy nie udało mi się porządnie upić.
- Dwa drinki poniżej poziomu*?
- Skąd wiedziałeś?
- Domyśliłem się. A teraz porównaj sobie smak twojej Glizdogońskiej i mojej.
- Inne.
- W istocie. Podejrzewam, że smak jakiegokolwiek alkoholu zależy od tego, kto go pędzi.
- Dlatego moja ma mocniejszy smak?
- Tego nie skomentuję.
Aurora obejrzała się na Petera i Joaśkę. Tak, między nimi wyraźnie zaczęło iskrzyć. Jeśli Joaśka na wstępie się z kimś kłóciła i od razu przechodziła do swoich ironicznych odzywek, znaczyło, że tego kogoś polubiła.
- A można wiedzieć, dlaczego ciebie, Lu i Enfer regularnie widzę na zebraniach Zakonu? - ciągnęła Joaśka.
- A Aura i Noelle mówiły, żeś inteligenta...
Enfer, która jak nikt potrafiła wyczuć, kiedy któreś z uczestników kłótni osiągał punkt krytyczny, postawiła na ladzie dwie butelki Glizdogońskiej.
- Peterh, Joan, phoszę się mi tu nie kłócić... W zamku Lucka nie powinno być żadnych kahczemnych buhd. Usiądzcie, napijcie się...
Ponieważ w Michelle Enfer było coś mocno ukrytego, co kazało ludziom jej słuchać, Joan i Peter usiedli przy ladzie z dala od siebie, łypiąc na siebie spode łba. Może i Enfer sprawiała wrażenie cichej i niewychylającej się, ale prawie wszyscy zakonnicy i śmierciożercy wiedzieli o jej piromańskich zapędach.
- Cóż... O wiele lepiej, phawda, kochani?

Aurora rozbiła na patelni sześć jajek.
- Jo, tobie tez usmażyć jajecznicę?
- Nie dzięki. Po jajkach mam straszne gazy.
- Weź mi tu śniadania nie psuj.
Tak wyglądał typowy ranek w Dziurawym Kotle, w mieszkaniu, które wynajmowały Aurora, Joan i Noelle. Ten ranek różnił się o zwykłego tym, że wszystkie trzy były na kacu po wczorajszym balu. Noelle podpierając głowę rękami siedziała nad filiżanką czarnej kawy, udając, że nie widzi białych myszek, Aurora smażyła jajecznicę, starając się ignorować tupot białych mew, a Joan czytała gazetę i kątem oka obserwowała Alkaprim rozpuszczający się w szklance obok niej.
- Uaaa... - Joan skrzywiła się. Bół głowy był jeszcze intensywniejszy niż zwykle. No i ten Alkaprim tak głośno... - Leposzy jednak Alkazelcer. Ciszej się rozpuszcza...
- Joan, nie wrzesz tak – jęknęła Noelle. - O my biedne na kacu. Joan, zawołaj chłopaków.
- Rabastan! Roland! Avery! Noszcie wylaźcie.
- O właśnie – zabrzmiał głos z sypialni – RABASTAN!
Z pomieszczenia będącego źródłem tego dźwięku wyszli trzej kochankowie. Wszyscy w szlafrokach i grymasami kaca na gębach.
- Dziewczyny... - jęknął Avery – możecie nam oddać ubrania?
Aurora, Joan i Noelle spojrzały po sobie. Po raz pierwszy tego ranka uśmiechnęły się.
- Nieee... - powiedziały równoczesnie. Noelle dorzuciła – Chłopaki, nie za gorąco wam w tych szlafrokach? No przecież możecie je zdjąć...
Wydawali sie oszołomieni. W końcu upici Glizdogońską nie pamiętali, jak znaleźli się w mieszkaniu dziewczyn. Bez ubrania. Na szczęście nie pamiętali, co Aura, Joaśka i Noelle robiły z nimi tuż po balu.
Joan odwróciła wzrok od Raba, Rolly' ego i Avery' ego i wróciła do gazety.
- Mogłabym być dziennikarką – westchnęła.
- I mężatką – syknęła złośliwie Noelle.
- Nie ma aż tak zdesperowanych mężczyzn.
- No cóż, każda potwora znajdzie adoratora...
- Noelle, czy ciebie aż tak boli głowa, że chcesz to zagłuszyć innym rodzajem bólu?
- No, dziołchy, nie kłocić mi sie tutaj! Nam jeszcze chłopców przesthaszycie.
- A wiecie co? Idźcie już sobie. Ubrania są gdzieś pod łóżkami.
Kiedy Roland, Avery i Rabastan bezpiecznie opuścili mieszkanie, Aura i Noelle obejrzały się na Joaśkę.
- Jo, czy ty zawsze musisz psuć zabawę? - wyrzuciła z żalem Aurora. - Mogłyśmy z nimi jeszcze thochę...
- A nie powiedziałabyś Rolly' emu, że dziś cię głowa boli?
- Hacja. Atak w ogóle: może wpadniemy dzisiaj do bahu Ąferh, Lu i Pete' a? Glizdogońska z hana lepsza niż śmietana, a zapasy Jo sie skończyły.
- Jak to? Niedawno przecie przecie pędziłam.
- Joasiu, Boże drogi, ty masz naprawde zaniki pamięci. Nie pamiętasz, jak biednego Rabastana ogłuszałaś Glizdogońską?

Noelle i Aurora zaprowadziły Joan do podziemi mieszczącego się na jakimś pustkowiu zamczyska. Z tego, co mówiły, wynikało, że to właśnie tam Voldemort miał swoją kwaterę główną. A przy okazji Enfer, Peter i Lu bar. Z pełnym wyposażeniem, mianowicie z Ceres i Hecą opróżniającymi butelki.
Myślałam, że macie bar u Malfoya – wykrztusiła, kiedy Noelle i Aura siłą wyrwały Lu z rąk dwie butelki Glizdogońskiej i zaczęły pić łapczywie. - Przenosicie lokal, jak tylko sanepid wykryje, że Glizdogońską pędzi się w niesanitarnych warunkach?
- Tak jakby – mruknął Peter. Enfer uśmiechnęła się uśmieszkiem kogoś, kto lubi ogień, a wie, że Glizdogońska pali się ładnym płomieniem w odcieniu błękitu paryskiego. - O ile ta francuska piromanka nie spali ich żywcem. Masz Alkaprim? Cierpię kaca za miliony.
- Trzeba było wczoraj nie zakładać się z Joan, które z was więcej wypije, zanim padnie – odezwała się Lu.
- Kto wygrał? - Joaska nie mogła sobie przypomnieć pewnych szczegółów. A większy niż zwykle ból w głowie wcale jej w tym nie pomagał.
- Remis był. Padliście w tym samym momencie. Po dwunastej Glizdogońskiej w dwunastej kolejce.
- Uuu... Zwykłe padałam po jedenastej.
- Dziecko, co ty wiesz o Glizdogońskiej?
- Tyle, ile mi Ora powiedziała. Reszta na wyczucie. Zresztą, o co ci chodzi, dziadzie? Większość pędzibimbrów postępowała na wyczucie.
- Dlatego kiedyś ogłoszono prohibicję... Babo.
- Jezusicku... Babcia mi mówiła... Cóż to były za czasy...
- Twoja babcia pędziła wtedy bimber, prawda?
- Rany, skąd wiedziałeś?
- Pędzenie alkoholi jest rodzinne. Nawiasem mówiąc, z jakiego rodu była twoja babka?
- Hmm... -Joan spróbowała przełożyć nazwisko swojej babki na angielski. Nieważne, gdzie akurat mieszkała matrona, zawsze używała polskiej pisowni. - Kozlovsky. Zdaje mi się, że tak to powinno z angielska brzmieć.
- Z tych Kozlovskych? - ku ogólnemu zdziwieni Ceres oderwała się od manierki z Napoleonem..
- Jakich tych? Przcież moja babcia...
- Z przykrością zawiadamiam, że Aurora miała z nimi więcej do czynienia.
Aurora westchnęła.
- No więc... Durmstrhang nie założył szkoły sam. Pomogła mu w tym Herhmenegilda Kozlovsky, ponoć jedna z potomkiń Gryffindorha... Nawet się chajtnęli... Ale później się hozwiedli, a Herhmenegilda miała dwójkę dzieci z facetem, który zgodził się przejąć jej nazwisko. Koniec.
- Myślałam, żeś półkrwi – odezwała się pierwsza Noelle.
- Bom półkrwi. Tatuś był z mugoli. Ale mamusia faktycznie z jakiegoś wielkiego rodu...
Ceres prychnęła. Ignorancja Joaśki w sprawach potężnych rodów czystej krwi doprowadzała ją do białej gorączki. Każdy Ślizgon w towarzystwie Joan prędzej czy później tracił panowanie nad sobą. A znajomość wszystkich wpływowych rodów, w tym Kozlovskich zaliczała sie do podstawowego wykształcenia arystokraty.
- Jest tu gdzieś tojtoj? - zapytała z nienacka Joan.
- Jest, a bo co? - Lu rzuciła jej zdumione spojrzenie znad kadzi z Glizdogońską.
- Bo Glizdogońska jest moczopędna i obawiam się, że od ranka nie da się ze mną negocjować**.
- Skrzydełka też są. W końcu jedna czwahta smiehciożehców to kobity, z którymi nie da się negocjować w zupełnie od siebie oddalonych tehminach – dodała Enfer.
Joan miała już wyjść z baru, ale Hecę coś olśniło i złapała Joaśkę za rękaw.
- Zapomniałabym... Czarny ma dla ciebie pewną propozycję...

Kiedy Joan wtoczyła do małej kuchni skryznkę Glizdogońskiej, a Noelle usiłowała dorpowadzić obiad do stanu w miarę jadalnego, Aurora wyskoczyła z od wczoraj stawianym pytaniem.
- I co? Myślałaś nad tym, Jo? Byłybyśmy jak hodzina.
- Bożesz ty mój – jęknęła Noelle.
- Myślałam – odparła Joaśka, ignorując zdumione spojrzenie Noelle. - I odpowiedź brzmi: nigdy w życiu. Ja śmiercożerczynią? Równie dobrze mogłabym zostać baletnicą, a wiecie, że to byłby widok wystarcząjący, by dostać zawału.
- Zdecydowanie – potwierdziła Noelle. Joan naszła nagle ochota, by szczęką Ślizgonki znalazła się trajektorii jej pięści, obdarzonej ostrymi kostkami i dziwnie szorstkiej i twardej, jak na tę nadwagę i uderzającej z siłą 660N. I prawie wprowadziła ten plan w życie. Na drodze stanęła Aurora, wykazując się porażającym wręcz zdrowym rozsądkiem.
- Joan, przecież jak się nie zgodzisz, zabiją cię.
- Mam to gdzieś. Najwyżej spotkamy się w piekle, Ori. Jak jeszcze raz zobaczę tę bladą mordę Voldemorta, powiem mu prosto w twarz: NIE.
Noelle westchnęła.
- Widzisz, Ori, tak to jest z Gryfonami. Łatwo się domyślić, dlaczego cmentarz jest tak zapełniony, prawda?

Gdyby nie to, że całkiem nieźle widziała w ciemności, zabiłaby się o wystający próg. Ktoś, kto zajmował ten pokój był albo uczulony na słońce, albo fanem gotyku, albo wariatem. Joan uznała, że ta trzecia odpowiedź jest najbardziej prawdopodobna.
- NIE – oświadczyła twardo, patrząc w prosto w obrzydliwie czerwone ślepia. Mógłby przynajmniej sprawić sobie jakiś normalny kolor. Ale nie, tacy zawsze chcą się wyróżniać. Gdyby włożył kontaktówy w kolorze normalnych oczu, przeczesał grzywkę na bok i zapuścił wąsiki jak szczoteczka do zębów, bardzo by jej kogoś przypominał. Nie liczyła na to, że wyjdzie stąd żywa, ale próbować zawsze można.
- Nie będę cię dłużej przekonywał. Avada Kedavra!
robiła unik. Tyle razy brała udział w karczemnych burdach, że gdyby dostawała grosz za każdą wygraną, byłaby już miliarderką, a to zawsze w jakiś sposób wpływa na kondycję, nawet przy takiej nadwadze. Potrafiła dość sprawnie przeczołgać się pod barem, by chwycić za butelkę i ruszyć do ataku. A miało to całkiem praktyczne zastosowanie w ciemnym pokoju pełnym starych mebli. Prawdę mówiąc, więcej wyniosła z baru niż z Uniwersytetu Aurorskiego.
- Słyszałem, że Gryfoni nie boją się śmierci – syknął.
- Nie boją, ale zawsze korzystają z okazji, żeby skopać tyłek jakiemuś faszyście – odparła takim tonem, że Godryk Gryffindor byłby z niej dumny.
- Zapewne nie wiedziałaś, że Lestrange miał cię wprowadzić w moje szeregi?
- Rabastan? Na jaja Agryppy, wiedziałam, że to pantoflarz. Expelliarmus!

Aurora, Noelle, Ceres, Lu, Enfer i Heca stały w korytarzu.
Słuchajcie, przecież Joan sama tam sobie nie poradzi... - zaczęła Heca, ale Noelle jej przerwała:
- Ty posłuchaj, Joaśka dała sobie radę z bandą pijaków liczącą dwudziestu żuli, więc jeśli wytrąci Czarnemu różdżkę, nie będzie miał biedak szans z tą niedowagą. Przygwoździ go do ziemi tymi swoimi sześdziesięcioma sześcioma kilogramami, Czarny waży dwa razy mniej...
Z pokoju dobiegły odgłosy walki na wystające gnaty i w przypadku Joan pięści, zęby, paznokcie i glany.
No, ale jednak – bąknęła Aurora – to trochę tak... niehonohowo... No i Joan dodaje esencji ghyfońskiej do thunków, więc przynajmniej ja muszę...
Ceres prychnęła
- I przez Gryfonkę wszystkie mamy wpaść w tarapaty? Wielkie dzięki, ja się chyba na to nie piszę...
Zamilkła, gdy ujrzała je wszystkie przed sobą. Spojrzenia Lu, Hecy, Noelle, Enfer i Aurory miały w sobie nadprogramową pieprzoną gryfońską odwagę, poczucie duchowej więzi z pozostałymi Lunatyczkami i gotowość poświęceń za nich.
Wyglądało na to, że została całkiem demokratycznie przegłosowana. Cholerna gryfońska esencja... przynajmniej w Napoleonie jej nie było.
- No dobra – warknęła. - Ale żeby później nie było, że to ja na to wpadłam.
Aurora i Heca zaczęły wyważać drzwi.

Joan była wyćwiczoną w bojach bywalczynią knajp, ale po dłuższym czasie musiała przyznać, że z Voldemortem walka nawet na gołe klaty jest trudna. Każdego rozbolałyby pięści od tych kości. Chwilową przewagę (być może dosłownie) miała tylko dzięki temu, że myślał, iż nawet Gryfonka nie zrobi czegoś tak głupiego i się na niego nie rzuci. Mylił się. Joan nie była głupia, ale zawsze, jeśli mogła, wybierała dyscyplinę, w której jest najlepsza.
Starała się celować glanem w jaja, ale z powodu swojej wagi kurczaka Voldemort był od niej dużo zwinniejszy i trafiła butem w goleń. Usiłował złapać ją za gardło, ale natychmiast zreflektowała się i trafiła go w łeb. A potem zaklęła, bo twarda czaszka Voldemorta złamała jej paznokieć.
W odwecie ugryzła go w rękę.
Drzwi otworzyły się i poleciały na przeciwległą ścianę.
Do środka wsypały się Aurora, Noelle, Enfer, Lu, Heca i, ku największemu zdumieniu Joaski, Ceres. - ''Gorzki Gryffindorze'' – pomyślała – ''Tylko ich mi tu brakowało.''
Przybywamy z odsieczą! - kryzknęła Aurora, upojona esencją gryfońską. Do licha, Joan od razu poznała, że wszystkie wypiły Glizdogońską z owym dodatkiem. Inaczej Lu, Enfer i Noelle w ogóle by tu nie było.
Zaskoczona puściła Voldemorta. Wykorzystał jej chwilę nieuwagi i złapał swoją różdżkę.
- Już po nas – mruknęła Ceres.
- Może nie – warknęła Joan. Po chwili postanowiła zrobić coś bardzo niegryfońskiego. - W NOGI! - wrzasnęła. W zaświatach Gryffindor pokręcił z niedowierzaniem głową, a Slytherin pomyślał, że Gryfonom od czasu do czasu zdarza się myśleć rozsądnie.
Podczas gdy Lu i Enfer robiły to, co umiały robić najlepiej, a reszta za nimi podążała w stronę wyjścia, mijając bar Petera, Joan przemknęła przez głowę bardzo nieprzyjemna myśl, jak zwykle pojawiającą się w takich sytuacjach. Brzmiała: ''Co teraz!?''

Dumbledore spacerował w te i wewte po swoim gabinecie.
Jedno mnie zastanawia – rzekł, lekko się uśmiechając. - Rozumiem, że panna Polansky była tam w charakterze gościa, ale co tam wy robiłyście, Michelle i Lullabelle?
Lu i Enfer zaczerwiniły się gwałtownie. Wreszcie Lu odezwała się, mnąc nerwowo różowo - czerwony cylinder.
- Widzi pan... eee... jesteśmy śmierciożeczyniami... Przepraszamy, że tak późno się pan dowiedział...
- Dziewczyny, przecież nie ma sprawy! Ja przeciwko smierciożercom nic nie mam, tylko że Tom nie lubi wędkować i dlatego cała ta wojna...
Joan puściła mimo uszu słowa staruszka prawdopodobnie cierpiącego na uwiąd starczy i postanowiła przejść do konkretów.
- Może nam pomóc ukryć się przed Voldemortem?
- Oczywiście – odparł. - Wam też, drogie panie – zwrócił się do Ceres, Aurory i Hecy. - Rzadko się zdarza, żeby Zakon pomagał śmierciożercom, ale przecież wojna to wojna, panują twarde prawa... Cukierka? Nie krępujcie się, częstujcie się.
- No ale w Polsce panują przepisy dotyczące dowodów tożsamości, nie tak jak w Anglii – zaczęła Noelle.
- Załatwione – Dumbledore wyciągnął skądś siedem dowodów osobistych. - Joanna Agnieszka Polańska, Aurora Ilena*** Wilczak, Noella Łubin, Lullabella Greczyk, Cerera Hawklie Burbon, Karina Villas – Dalajlama i Michalina Enfer. O ile wiem, tak to wygląda na polski.
- Wygląda – rzuciła okiem Ceres. - A można spytać, czy będziemy miały jakąś ochronę? Chociaż po Zakonie nie spodziewam się nikogo odpowiedniego.
- Ależ mamy – obruszył się Dumbledore. - Ekskortować was będą James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin, Peter Pettigrew, Severus Snape i Argus Filch. Moi najlepsi ludzie.
Joan westchnęła. Czarno widziała tę podróż, nawet jeśli świstokliki skrócą męki jej znoszenia.

* Fanki Prachtetta zapewne wiedzą, o co chodzi. Na tę samą przypadłość, co kapitan Samuel Vimes cierpieli i Joaśka i Peter. Dosłownie cierpieli.
** Czym się różni kobieta w czasie okresu od terrorysty? Z terrorystą da się negocjować.
*** Próbowałam spolszczyć Eileen.


Ostatnio zmieniony przez Joan P. dnia Pon 17:31, 30 Sty 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 20:47, 15 Lis 2005    Temat postu:

Cytat:
- Dziewczyny, przecież nie ma sprawy! Ja przeciwko smierciożercom nic nie mam, tylko że Tom nie lubi wędkować i dlatego cała ta wojna...


Chciałabym ogłosić, że wysiadam spadam i się tocze. Po podłodze. Od absurdu robi się coraz gęściej!
Ach, ech, uch!
(usiłuje zapędzić Paranoję do słoika)

Naprawde świetne, wartkie dialogi, Jo. Wprawiasz się - cholernie się cieszę! Smile

Przy wymowie Ori pękam.
Przy śmierciożercozakonnikach też.
I ogólnie to... GLIZDOGOŃSKIEJ! Vivat, Jo, vivat! (nuci pijacko)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:13, 16 Lis 2005    Temat postu:

Siedzę sobie i chicocę, bo to biblioteka. Tymczasem niedaleko popularne dziewczyny komentują cicho "głupie dziecko", "ale z ciebie down" i "z czego tak się cieszysz?"

W zasadzie staram się nie wybuchnąć gromkim śmiechem. Choć tu i tamiskrzy mi niekanoniczność, to kto by na to zwracał uwagę, czyż niet? Esencja gryfońska, ja... tentegująca się z Averym??? <niepochamowane radosne kwiknięcia>

Boskie... Tylko Joan, zaiste - po co ciągle chcesz mnie pozabijać, poddusić?

<lol>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Śro 16:40, 16 Lis 2005    Temat postu:

Najbardziej zdecydowanie podobał mi się eskortujący Argus Filch. Powala.

*Wyciąga piersiówkę i wznosi w toaście*

Twoje zdrowie, Joan! Żyj i płódź dzie... fiki, znaczy.

Szkoda tylko, że nie było Lucka na jego własnym przyjęciu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hec
moderator avadzisty



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1449
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: na północ od chatki 3ech świnek

PostWysłany: Śro 21:10, 16 Lis 2005    Temat postu:

Łahaha! Dżoan, nie mo0gę, serio, po prostu wymiękam! Jesteś niesamowita!
]Może któraś z was stwierdzi, że przeginam, ale to co teraz napiszę, mówie na poważnie i odserca:
Gdyby w druku ukazała się książka z zebranymi opowiadaniami Dżoany i Ori, to bez wahania bym ją zakupiła, a autorki podawała w liście ulubionych pisarzy.
I nawet nie chodzi mi o to, że są to fiki forumowe- te opowiadania po prostu ociekają absurdem, albo może inaczej- ironią, która broni się przed najzajadlejszą krytyką, zawsze, już taka dola ironii Wink
Och, to cudnie. Joan, wydajemy książkę? Może ktoś by kupił... Ori Absurdalna
Oczywiście jest w tym opowiadaniu napewno wiele rzeczy, które należy poprawić, nie jest ono z pewnością profesjonalne- ja jednak upojona radością nie zauważam tego. Napisałam to tylko dlatego, że "tak z pewnością jest".

I jeszcze: Gdyby stworzyć odrębny świat, książkowy mam na myśli, można by z powodzeniem uznać takie opowiadania jak Dżoan, czy Ory za s-f pomieszane z fantasy, w stylu, nie wiem jak gość się zowie, ale w jego książkach literki rosną na drzewach itd.
Ja też nie kojarzę, o jakiego gostka chodzi, ale ja zawsze byłam w 'tych klimatach'. Najwspanialszym pisarzem Sci-Fi jest Kirył Bułyczow, on pisze tak zabawnie... Za Wielki Guslar!
A teraz największy komplement na jaki mnie stać, więc doceń go, proszę, moja droga Calamity- jestem przekonana, że takiej dozy ironii i umiejętności wplatania absurdu w akcj ę, pozazdrościłby ci nawet Heller- mój idol.

Tak to rzekłam ja, Karina "Heca" Villas-Dalajlama Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Czw 16:57, 17 Lis 2005    Temat postu:

Cereska Hawklie Burbon napisał:

Szkoda tylko, że nie było Lucka na jego własnym przyjęciu.

Ano nie było, po go wstawiona Narycyza do sypialni zaciągnęła, a żer i on sobie nie oszczędzał, to się za bardzo nie opierał...
Heca, dzięki. Czegoś takiego po moich wypocinavch bym sie nie spodziewała, bo czasem nawet mnie nie bawią.
Cytat:

Och, to cudnie. Joan, wydajemy książkę? Może ktoś by kupił... Ori Absurdalna

Ano! Mozna, a nawet trza spróbować! Szefunciu! Ma Szefowa znajomości z jakimś wydawnictwem? Albo kto inny?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki / Lodówka trolla Świreusa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin