Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[HP, SPOILERY, CYKL] Zemsta jest rozkoszą bogów
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:45, 31 Lip 2007    Temat postu:

Nie, po prostu Puchoni nieco się zdenerwowali za pomijanie ich w kanonie. Mwahaha.

A teraz kolejna zemsta. Jestem Zuem.


Alternatywne Uniwersum

Obudziło go przyjemne ciepło. Ktoś właśnie czochrał mu włosy i leciutko całował w policzek.
- Mmm, Ginny, jeszcze minutkę... – szepnął, wtulając się w pościel.
- Ginny? – Zimny głos na pewno nie należał do rudowłosej. Co gorsza, według szybkiej oceny Harry’ego, nie należał w ogóle do dziewczyny.
Natychmiast otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej. Nie mógł dostrzec nigdzie w pobliżu swojej różdżki.
Obok niego, w samych majtkach (w głowie Harry’ego zapaliło się ostrzegawcze światełko), siedział Draco Malfoy.
Ku jego zdumieniu, podał mu jego własną różdżkę i przyglądał się niepewnie.
- Ginny? Ta Weasley z Gryffindoru? – Draco zmrużył oczy. – Harry, co jak co, ale ona...
Harry szybko rozejrzał się dookoła. Zielone draperie na ścianach. Srebrne żyrandole.
Rzucił się ku drzwiom łazienki i zatrzasnął za sobą. Dobrze, że nie był nagi.
Co, do jasnej cholery, robił w sypialni Ślizgonów?! I to wtedy, kiedy powinien budzić się po nocy poślubnej obok Ginny?!
Miał nadzieję, że to koszmar.
Obmył twarz i spojrzał w lusterko.
- Och – jęknął cicho i upadł.
<>
Rudowłosa kobieta nachylała się nad nim z troską w wyrazistych, zielonych oczach, otoczonych przez cienkie zmarszczki.
- Mama? – wyszeptał Harry. A więc jednak. Umarł. To lepsze niż koszmar.
Otworzył szerzej oczy. Okulary... Ach, nie potrzebował okularów. Kto w niebie potrzebuje okularów?
Zachichotał, a dopiero co wykwitły na twarzy kobiety uśmiech zniknął.
- Profesorze Dumbledore – obejrzała się na wysokiego, białobrodego starca – co mu jest?
Dumbledore podszedł bliżej, przyglądając się Harry’emu swoim prześwietlającym spojrzeniem.
- Cóż, Lily, śmiem sądzić, że muszę najpierw porozmawiać z Harrym, zanim powiemy coś konkretnego. – Położył swoją dłoń na czole chłopaka. – Pan Malfoy był przerażony, kiedy wyważył drzwi do łazienki i znalazł wewnątrz, cytuję „morze krwi”.
Lily zasłoniła twarz dłońmi i w tej samej chwili do skrzydła szpitalnego wpadł postać, której Harry obawiał się najbardziej.
I to nie był Voldemort.
- Co się stało z moim synem, starcze?! – Ociekający wodą, wściekły do granic możliwości, z żyłą pulsującą niebezpiecznie na skroni – Severus Snape wskazywał palcem na Dumbledore’a.
<>
- Nie, to musi być sen, to jakiś koszmar, nie, proszę, powiedzcie, że to żart! Już wolę usłyszeć, że faktycznie pojechałem dalej, proszę, błagam... – Harry szeptał gorączkowo. Bał się, że zaraz się rozpłacze. – To jakiś durny żart, ja synem Snape’a, sypiającym z Draco Malfoyem...
- Sypiasz z Draco?! – Snape wytrzeszczył oczy, a Lily zachichotała.
- Od dawno to podejrzewałam, Sev...
Harry podniósł się i spojrzał oskarżycielsko.
- Sev! Sev! – Wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. – Na gacie Merlina, zabiję Freda!... A nie, Fred nie żyje... Zabiję George’a! Tak, no, po prostu...
Miał wrażenie, że wnętrzności skręcą mu się ze śmiechu. Lily i Severus patrzyli na niego jak na ufoludka. Dumbledore wyciągnął z kieszeni odblaskowo niebieskich szat tubkę dropsów cytrynowych. Przypatrywał się Harry’emu z zaciekawieniem.
Pani Pomfrey wybiegła ze swojego pokoju z butelką eliksiru uspokajającego.
- Nie, Poppy, myślę, że nie będzie potrzebny. – Dumbledore machnął ręką na pielęgniarkę. – Prosiłbym cię o dyskrecję.
Z niedowierzaniem spojrzała na płaczącego ze śmiechu Harry’ego, ale posłusznie wróciła do pokoju.
- Tak więc, drogi Harry – rozpoczął uroczyście Dyrektor – masz może ochotę na dropsa cytrynowego?
Harry próbował się uspokoić, ale spojrzenie, jakie posłał Snape Dumbledore’owi sprawiło, że zachichotał.
- Nie, naprawdę, nie. – Otarł łzy z oczu i popatrzył w oczy Dumbledore’a. – O, skoro ja jestem JEGO synem, to może... Co tam słychać u Gellerta, panie profesorze?
Żółty drops wypadł z ręki dyrektora i potoczył się po podłodze.
- Do jasnej cholery! – Tupnął Snape. – Czy ktoś mi może wreszcie wytłumaczyć o co chodzi?! Mój syn oszalał? Jaki znowu Gellert?
Dumbledore zignorował go i uspokoił się.
- Harry, kto, według ciebie, jest twoim ojcem? – zapytał spokojnie.
Harry popatrzył na Snape’a i uśmiechnął się lekko.
- James Potter. Moją matką jest Lily Potter, z domu Evans. Oboje zostali zamordowani przez Voldemorta 31 października 1981 roku. Potem wychowywała mnie rodzina mojej matki. Jakiś rok temu profesor Severus Snape zamordował pana, panie dyrektorze, na pana własną prośbę. Miesiąc temu rzeczony Severus Snape wykrwawił się na śmierć po ukąszeniu węża Voldemorta. Który to, Voldemort oczywiście, pogubił się w liczeniu i umarł od własnego zaklęcia. Wczoraj zostałem mężem Ginny Weasley, a dzisiaj rano ocknąłem się w łóżku z Malfoyem. Czy ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć, o co chodzi i kto odpowiada za ten żart? – Zakończył Harry z uprzejmym uśmiechem. Lily usiadła zszokowana na krześle, Snape zemścił na „Pottera i bzdury, które wtłacza na lekcjach OPCM dzieciakom”, a Dumbledore poprawił okulary na swoim krzywym nosie.
- No cóż, Severusie, Lily – Dumbledore odchrząknął, spojrzał kącikiem oczu na Harry’ego. – To nie jest wasz syn, jak już zdążyliście usłyszeć. Wygląda, jak wasz Harry, ale to jest... Przypuszczam, że nazywasz się Harry Potter?
- Tak, tak, ten z blizną – dokończył Harry, nadal szczerząc się głupio.
- AU, alternatywne uniwersum zapewne – Harry pokiwał głową gorliwie. – Ciekawy przypadek, nie powiem... Dawno to się nie zdarzało.
Snape usiadł przysunął sobie krzesło i usiadł obok Lily, wpatrując się w Harry’ego z przerażeniem.
Chłopak przestraszył się wahania na twarzy dyrektora.
- Ale umiecie to odkręcić, prawda?... – Zapytał z nadzieją. Dumbledore odchrząknął, wyciągnął kolejnego dropsa i szybko wpakował do ust.
- Mhm, to, hmmm – mlaskał, drapiąc się różdżką za uchem. – My po prawdzie nie umiemy. Zdarzają się przypadki mieszania AU, ale, hmm.
- Merlinie, za co mnie tak doświadczasz? – Snape ukrył twarz w dłoniach i przytulił się do Lily. Harry z trudem powstrzymał się od jęku obrzydzenia. – Mojego syna zastąpić dzieciakiem Pottera...
- To nieodwracalne? – Harry miał wrażenie, że cały jego humor wyparował. Dumbledore wgapiał się w dropsy.
- Nie, po jakimś czasie AU wracają na swoje miejsca. Ale, zazwyczaj wtedy już są na tyle zasymilowani, że...
- Po jakim czasie? – Lily nareszcie odzyskała głos.
Dumbledore schował dropsy, przetarł rękawem okulary i przeczesał brodę, zanim odpowiedział.
- Jakieś dziesięć lat. – Severus Snape zawył. – W najlepszym przypadku.
Cisza przez chwilę zapanowała w skrzydle szpitalnym. Harry wpatrywał się w sufit.
- Chyba to przeżyję. Postaram się – zapewnił. – Draco nie jest taki zły, wy, eee, cóż, no, Snape był w końcu dobry...
Nikt się nie odzywał.
- A co z tamtym Harrym? – Spytał ten Harry. – Oprócz tego, że lubi Malfoya i uważa, że jego rodzice żyją?
- Harry jest bardzo miłym chłopcem. Dobry z eliksirów, dowcipny, trochę się wywyższa wprawdzie... – Lily niepewnie wymieniała.
- Przyjaciele? Zna Hermionę Granger i Rona Weasleya? Co sądzi o Ginny Weasley?
- Hermionę Granger?! – Z rogu pokoju wychyliła się przystojna sylwetka Draco Malfoya. – Tę szl... Znaczy, tę zarozumiałą Krukonkę?! Nikt jej nie lubi, ten jej Percy Weasley czasem zagląda do szkoły i przynosi jej książki, jak oni mogą ze sobą...
Harry jęknął.
- A Ron?
Malfoy zmarszczył czoło.
- Wysoki, rudy, niebieskie oczy? – Harry pokiwał energicznie głową. – Głupi Gryfon, wyleciał dwa lata temu za oszukiwanie na egzaminach. Harry złamał mu kilka razy nos, gdy naśmiewał się, że nie umie grać w quidditcha.
- I zapewne Harry nigdy nie ratował świata, nie miał styczności z Deathly Hallows, nie zabił bazyliszka, nie pomagał Blackowi, nie... – Harry potrząsnął głową i znowu wybuchnął szaleńczym śmiechem.
- Myślę – po chwili wydusił z siebie z trudem, patrząc w wesołe iskierki w oczach Dumbledore’a. – Że tamten Harry będzie miał dużo więcej problemów z aklimatyzacją. I mam wrażenie, że swoje dziecko nazwie Albusem Severusem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Wto 13:50, 31 Lip 2007    Temat postu:

Aaaaa, zabiłaś mnie na śmierć, Ori!

Cytat:
I mam wrażenie, że swoje dziecko nazwie Albusem Severusem.


O kwiik! Nic nie przebije tego zdania! Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:56, 03 Sie 2007    Temat postu:

Tym razem trochę bardziej na poważnie. Pracuję nad czymś większym z tą parą, ale...
Nie mogłam tego tak zostawić. Nie mogłam.
Kocham AD/GG.

Tekst dedykowany Kirze i Kasi.

...i kara*

Większe dobro. Tak, wszystko to dla niego.
Tyle lat unikał tego spotkania, bojąc się ujrzeć prawdę. Bojąc się ją usłyszeć. W najgorszych koszmarach widział go – krzyczącego, rzucającego zaklęciami... I nagle następował moment ciszy – i widział ciało jego młodszej siostry, skulone, z otwartymi szeroko ciemnymi oczami. A wtedy odwracał się do niego, uśmiechał lekko i mówił z tym swoim dziwnym akcentem.
Zrobiłeś to. Nareszcie. Jesteś wolny, wolny, wolny!
A teraz patrzył w te tak znajome zielone oczy. W całkiem nieznajomej twarzy.
Nie wiedział, dlaczego to było dla niego takim szokiem. Widział swoje odbicie, widział, jak jego włosy siwieją, a twarzy marszczy się, niczym zmięty materiał.
Nie rozpoznałby nigdy tego wesołego, przystojnego chłopaka w delikatnie uśmiechniętym mężczyźnie. Starcu takim jak on sam.
Niegdyś złote loki posiwiały. Rysy twarzy wyostrzyły się.
Tylko te oczy, równie zielone, jak zawsze. Bał się ich, bał się, że mogą powiedzieć wszystko, wszystko!...
Ale nie mówiły nic.
Stał nad pokonanym Gellertem – który nie był już Gellertem, o nie, to był Grindelwald, nie było w nim Gellerta, nie mogło być! - trzymał w dłoni Różdżkę Starszego i czekał.
- Albus – miękki głos niewątpliwie należał do Gellerta. – Wygrałeś. Gratuluję. Pokonałeś mnie. Zdobyłeś Różdżkę. Na co czekasz?
Albus zamrugał. Na co czekał? Czego oczekiwał Gell... Grindelwald?
- Myślisz, że chcę cię zabić? – szepnął z niedowierzaniem. Zielone oczy rozszerzyły się zdumione.
Po chwili Grind... Gellert roześmiał się.
Tak śmiał się tylko on.
- Nic się nie zmieniłeś. – Tak, tym razem to stanowczo czułość słyszał w głosie Gellerta.
- Nie jest moim zwyczajem zabijać ludzi bez potrzeby. – Albus westchnął i machnął różdżką. Magiczne liny oplotły ciało pokonanego.
Po chwili obaj siedzieli naprzeciwko siebie w fotelach.
- Niezbyt ładnie w tym twoim Nurmengardzie – rzekł swobodniejszym tonem Dumbledore. Grindelwald po raz kolejny się roześmiał.
Cisza, która zapadła, gdy Gellert przestał się śmiać, była krępująca. Albus uciekał wzrokiem od tych oczu, oczu z jego najgorszych koszmarów.
- Myślałem, że mnie nienawidzisz – szepnął Gellert nagle. – Kiedy... kiedy ona umarła... Myślałem, że mnie nienawidzisz. Nigdy, nigdy się do mnie nie odezwałeś! Nawet teraz, podczas wojny, unikałeś mnie. Nie jestem głupi, zauważyłem to. Zacząłem używać Różdżki Starszego tylko po to, żebyś zwrócił na mnie uwagę. Miałeś obsesję na punkcie Relikwii! I nic, ten wszechmocny Dumbledore nie ruszał się ze swojej szkoły! Dlaczego?
Nie mógł patrzeć w te oczy, nie mógł, po prostu nie mógł.
- To ty wtedy odszedłeś, Gellert – rzekł, wpatrując się w Różdżkę Starszego. To dla tego wszechmocnego kawałka drewna ginęli ludzie? To dla tego kawałka drewna zginęła jego siostra? – Uciekłeś, bojąc się, że Służby Magiczne mogą cię poszukiwać. Zostawiłeś mnie. To było straszne.
Czuł na sobie wzrok Gellerta. Ale nie, jeszcze nie był gotowy się z tym zmierzyć.
- Przepraszam. – Nie wiedział, czy się nie przesłyszał. Gellert przepraszał? A może to szum wiatru w tych ponurych korytarzach...
- Kochałem ciebie, a ty odszedłeś. Nie wiedziałem, nie wiedziałem... Nadal nie wiem, który z nas... Czyje zaklęcie ją zabiło. – Nawet po tylu latach tak trudno się przyznać. Tak samo boli.
Podniósł wzrok. Ale teraz to zielone oczy uciekały przed jego spojrzeniem.
- Gellert... – zaczął.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – Zieleń, zieleń, zieleń. Kolor nadziei. Zielone jak strach.
Zaprzeczył.
A potem zamknął Gellerta – Grindelwalda! – w najwyższej komnacie najwyższej wieży. Jak w bajce.
- Będziesz miał dużo, dużo czasu na myślenie, Gellert – powiedział, odwołując zaklęcie wiążące i wyszedł.
Przywołał z Hogwartu dwa skrzaty domowe. Nakazał im opiekę nad więźniem.
Życie z piętnem. Dla niego i dla Gellerta. Jeden na wolności, ale będący więźniem wiedzy drugiego, zamkniętego daleko, daleko w ciemnej wieży.
To była jego kara, którą sam sobie wymierzył. Za tchórzostwo. Za strach przed prawdą.
Odszedł, wiedząc, że nadal będzie śnił te same koszmary. Do końca życia.


*oczywista aluzja do "Zbrodni i kary". Cóż... Albus to nie Rodia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Sob 19:19, 04 Sie 2007    Temat postu:

Buu... to było smutne. Smutne, ale piękne. Jestem pewna, że możesz napisać o Albusie i Gellercie całą powieść, jeśli tylko będziesz chciała - czujesz obie te postacie i stać Cię na to. A ja... no cóż, ja mogę tylko podziękować za dedykację i z całego serducha życzyć Weny do tworzenia kolejnych takich perełek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Nie 15:22, 05 Sie 2007    Temat postu:

Nie przeczytałam tylko dwóch ostatnich, obiecuję, że nadrobię.
Aurora, jesteś... niesamowita! Momentami nie wiedziałam, gdzie oczy podziać, ale zakwiczałam się ze śmiechu Very Happy Biję pokłony przed tobą, o pani ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:48, 05 Sie 2007    Temat postu:

AS/S mnie boli xD Tak więc powstał tenże poniższy twór, który mam zamiar, hmm, może nie kontynuować, ale rozwinąć.
Stwierdzam, iże jest kompatybilny z poprzednim tekstem AS/S oraz DM/LL. Tutaj dochodzi para H...W/CC.

Enjoy Razz

Cierpienia Młodego Hugona


Hugo był wniebowzięty.
Ostatni raz poprawiał swój czerwono-złoty krawat, myśląc o najcudowniejszych oczach najśliczniejszej jasnowłosej piątoklasistki, która nareszcie postanowiła się z nim umówić.
Długo na to pracował. Dostał się do drużyny quidditcha – w której grała Ona, sterroryzował Jej najlepszą przyjaciółkę. Ba, pomanipulował samą Nią podczas korków z Transmutacji.
A teraz przygładzał niesforne, rude sprężynki.
John puścił do niego oko, Hugo wypiął pierś i wyszedł na randkę z Colleen Creevey*.

<>

- Myślę, że Rosie się zakochała – wypalił Albus.
Scorpius spojrzał na niego zdziwiony. Po chwili jednak uśmiechnął się szeroko.
- Miejmy nadzieję, że to nie wpłynie na jej wyniki owutemów. A tak w ogóle, skąd wiesz? – Jasnowłosy nachylił się nad pergaminem i poprawił podkreślony przez Albusa wyraz.
- No wiesz, eee... – Scorpius kątem oka zauważył, ze policzki Ala poróżowiały. – Przestała nam pożyczać swoje notatki z zaklęć i...
- Albusie Severusie – uroczyście wysyczał Scorpius do ucha przyjaciela, przysuwając się nieco i dając mu lekkiego kuksańca – zachowałeś się jak mały, oślizgły, podstępny Ślizgon, szpiegując naszą Rosie. Nie wstyd ci?
Al. parsknął śmiechem.
- Nie umiesz naśladować mojej mamy – powiedział z wyższością i machnął różdżką. Ich rzeczy schowały się do toreb. – Przynajmniej nie tak dobrze, jak twój tata.
- Ma oczy zielone jak pikle z ropuchy – zanucił cicho dziedzic rodu Malfoyów, gdy wychodzili z biblioteki. Albus uśmiechnął się krzywo, ale rumieniec nie miał nawet zamiaru spełzać z jego policzków.
- Ach, żeby mym został bohater mych snów! – Scorpius otworzył drzwi starej klasy transmutacji i wepchnął do środka zielonookiego. – Służyłbym mu jak diab**... Och, z twojej matki żadna poetka, Allyy... Mhmmm...

<>

- Naprawdę, ta obrona podczas meczu z Puchonami była genialna, Hugo, byłeś taki dzielny! To było straszne, kiedy tłuczek uderzył cię w szczękę i spadłeś, naprawdę, tak się o ciebie bałam... Tak się o ciebie bałam, że aż złapałam znicza, jej, wtedy sobie uświadomiłam, że jesteś dla mnie kimś... Kimś więcej niż tylko, och, korepetytorem... – Colleen wyglądała, jakby miała zaraz się rozpłakać. Jej duże, niebieskie oczy były pełne łez.
Hugo uśmiechał się głupio, myśląc, że dziewczyny naprawdę strasznie dużo gadają. I że jego siostra jest chyba wyjątkiem potwierdzającym regułę.
W każdym razie właśnie patrzyła na niego sarnimi oczami i ledwo opanował się od okrzyku genialnego samouświadomienia.
Oto nadeszła wiekopomna chwila pierwszego pocałunku Hugona Briana Wulfrica Gideona Fabiana Severusa Remusa Alastora Zgredka „Świnki” Weasleya***!
Nachylił się do jej złożonych w ciup usteczek...
- Och, nie, czekaj, jeszcze nas złapie któryś nauczyciel... Twój wujek Harry, czy ktoś... – Złapała go za szatę i wciągnęła przez drzwi pierwszej lepszej klasy do środka.
Mmm, jej usta smakowały...
Oderwał się od niej z głośnym cmoknięciem. Był pewien, że tuż obok mignęła mu ciemna czupryna i...
Niech to Nagini.
- Aa-albus? – wyjąkał Hugo, z niedowierzaniem wpatrując się w kuzyna szybko zapinającego guziki koszuli.
I wtedy dostrzegł mordercze spojrzenie wyłupiastych, szarych oczu. Platynowa czupryna Scorpiusa Malfoya wskazywała na stan rozochocenia właściciela. Co potwierdzały takoż czerwone policzki i szybko wciągany przez głowę zielony krawat. Którego jeden koniec zaplątał się w guziki Albusa.
Hugo przytulił do siebie wpół omdlałą Colleen i usiadł na starym, pustym kałamarzu.
Pomyślał o słowach mamy – traumatyczne przeżycia z dzieciństwa bolą przez całe życie.
Biorąc pod uwagę średnia długość życia czarodziejów Hugo mógł stwierdzić, że będzie cierpiał męki przez wiele długich lat.


* zbieżność nazwisk nieprzypadkowa. Potomstwo Dennisa, jak mniemam. Że Colleen w wymowie przypomina Colin... Ach, nie ma to jak czczenie pamięci bohaterów
** nie wierzę, że Draco o tej walentynce nie opowiedział Scorpiuskowi, a Ron Albusikowi (przecież nie Harry i nie Ginny...) Razz
*** nie tylko Alby cierpi z powodu genialnych imion. Śmiem stwierdzić, że Hugo jest bardziej poszkodowany - "Świnka" przez gienialny 'prawdziwy epilog' z mirriel
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Pon 10:23, 06 Sie 2007    Temat postu:

Wiiiii! Cudne!!!
Przy tej 'Śwince Zgredku' mało nie padłam XD
Ogromnie mi się podoba!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:31, 06 Sie 2007    Temat postu:

Dziękuję, Nat Wink
Nadal się trzymam AS/S. A dokładniej, AS/S stanowi śliczne tło.
Polubiłam moją Rose i mojego Hugo...Świnkę. Mam zamiar o nich jeszcze sobie popisać, mwah.

Tym razem - Rose na celowniku.

Dedykowane Ceres Smile

Puzzle


Rosie miała czternaście lat, kiedy odkryła, że nie jest córką Rona Weasleya.
Wiedziała, że wkradanie się do gabinetu mamy nie jest najlepszym pomysłem, ale musiała koniecznie przeczytać tę książkę z bajkami, o której opowiadał podczas Wigilii wujek Harry. Oczywiście, że nie wiedziała, gdzie będzie ta książka. Jakoś nie pomyślała także o tym, że ‘mała, podręczna biblioteczka’ jej mamy faktycznie oznacza trzy ściany pełne najróżniejszych tomów.
Wiedziała, że trzeba szukać pod „b”. Albo „bard” albo „Beedle”.
Tak, to ta stara książka w czarnej, skórzanej oprawie. Rose przysunęła krzesło i wspięła się na palce.
Że też musi być taka niska!...
Książka była ciężka i Rose mało co nie spadła z krzesła, które niebezpiecznie chybotało się pod jej ciężarem.
I wtedy zobaczyła starą, pożółkłą kopertę, która wysunęła się z półki razem z książką. Bez dłuższego namysłu zwinęła kopertę i schowała do kieszeni. Ktoś nadchodził, a ona musiała szybko wymknąć się do swojego pokoju.

<>

Jęknęła zawiedziona widząc, że książka jest napisana pismem runicznym. Za nic z świecie nie uda jej się tego przetłumaczyć z jednym słowniczkiem po roku nauki starożytnych runów!
Rozczarowana schowała książkę pod materac i wyciągnęła z kieszeni kopertę.
Była stara, bez stempla. Zapewne przyniesiona przez sowę.
Nie podpisana.
Rosie wiedziała, że nie powinna otwierać listów swojej mamy. Tym bardziej takich, które mama chowała na najwyższej półce swojej biblioteczki.
Wyciągnęła list z koperty. Była już otwarta, czyli mama na pewno już to czytała. I na pewno nic się Rosie nie stanie, jeśli ona też przeczyta.
Oho, czarny atrament, kanciaste litery. Ale chociaż w zrozumiałym języku, nieprawdaż?
W miarę czytania robiła się coraz bardziej blada.

<>

Siedziała przed dużym lustrem w przedpokoju.
Przecież była podobna do taty!
Może nie na pierwszy rzut oka, ale... Szczupła twarz. Niebieskie oczy. Piegi. Z tego, co opowiadała mama – Rosie była dużo szczuplejsza od niej samej. I wyższa. Jak tata. I grała w quidditcha na tej samej pozycji co tata!... Więc...
Ale jej oczy miały ciemniejszy odcień niż taty. Spokojnie można było powiedzieć, że są ciemnoniebieskie. Nie błękitne.
Miała jaśniejszą cerę niż jej rodzice. A piegi tylko na nosie, nie na całej twarzy.
- Rosie? – Mama zdejmowała płaszcz, kiedy ją zauważyła. Kobieta zatrzymała się z jednym ramieniem tkwiącym w czarnym rękawie i drugim poprawiając włosy.
Nie płacz, nie płacz, nie płacz. Nie możesz wiedzieć. Nie wiesz.
- Mamo – głos na szczęście nie drżał – czy ja jestem podobna do taty?
Hermiona zmarszczyła brwi, ale po chwili podeszła do córki i uśmiechnęła się. Przez chwilę przyglądała się je twarzy.
- No cóż, panno Roseanne. Wyglądasz jak moja matka, ośmielę się stwierdzić – Hermiona w końcu pozbyła się płaszcza i puściła oko do zdumionej Rosie. – Naprawdę, powinnaś się cieszyć, że nie jesteś podobna do swojego ojca.
Rose patrzyła zdumiona na chichoczącą z własnego żartu matkę, która machnęła tylko dłonią i skryła się w swoim gabinecie.

<>

Tak, spokojnie, całkiem spokojnie. Oddychaj, Rose, oddychaj. To twoi przyjaciele. To dwaj Ślizgoni. Nie skojarzą. Oczywiście, że nie, nikt by nie skojarzył!
Wzięła głęboki oddech i weszła do biblioteki. Siedzieli przy ich ulubionym stoliku, czarna i platynowa czupryna, ramie przy ramieniu.
Uśmiechnęła się do siebie. Ciekawe, kiedy się zorientują. Ona, oczywiście, wiedziała, że między tymi dwoma iskrzy i to ostro. Właśnie Score wpatrywał się z nabożnym podziwem szarych oczu w uśmiechniętego ironicznie Albusa.
- Och, Rosie, nareszcie – zielonooki zignorował Score’a i przysunął krzesło dla Rose. – Wyobraź sobie, że Scorpius miał problem z zaklęciem przywołującym, ale...
- Tak, poradziliście sobie, jestem z was dumna. – Zniecierpliwiona wyciągnęła słownik runów i „Baśnie Barda Beedle’a”. – Al, tak przy okazji, natknęłam się ostatnio w jednej takiej książce na nazwisko Snape. Czy ty nie nosisz imienia po Snapie?
Oczy Albusa zalśniły, a usta rozchyliły się w uśmiechu.
- Tak, po Severusie Snapie, bohaterze! Najodważniejszym Ślizgonie w historii! Oprócz mnie i Scorpiusa, rzecz jasna. – Scorpius prychnął. – No wiesz, twój tata nie był zbyt odważny...
- Ach, no tak, Severus Snape – Rose uśmiechnęła się krzywo, myśląc o portrecie wiszącym w gabinecie mamy. – Musiał być ciekawą osobą, nie? Podwójny szpieg i w ogóle. Czasem tak sobie myślę – nie chcielibyście cofnąć się w czasie i odkryć, jacy naprawdę ci wszyscy bohaterowie byli?...
- Nie bardzo. – Albus zmarszczył brwi i pochylił się nad książką do transmutacji. – Mój tata niby jest bohaterem, a wcale nie jest jakiś niezwykły. Chyba, że niezwykłe jest posiadanie w domu kapliczki z wypchaną białą sową, ale to raczej dziwne...
Scorpius jeszcze bardziej potargał włosy Albusa i skierował rozmarzone spojrzenie ku Rose.
- Och, tak, też chciałbym móc kiedyś skorzystać ze zmieniacza czasu...
Właśnie, tego brakowało.
Ostatni element układanki.
Nie ma to jak logiczne rozumowanie, prawda, tato?


-------------
Mam nadzieję, że zrozumiałe. Próbowałam wyrazić zamysł: Rose jest córką Severusa. Jakim cudem? Cóż, zmieniacze czasu się przydają...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Pon 17:51, 06 Sie 2007    Temat postu:

Zdrada, Hermy!!!

Ale jakoś mi to nie przeszkadza Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:49, 07 Sie 2007    Temat postu:

Pewnie, za bardzo polubiłam Rosie by robić jej takie świństwo i pozwolić mieć za tatusia Rona.

A teraz znowu na poważniej. Pewne fragmenty tłumaczyłam ja, więc nie są genialnie oddane.
Uwielbiam AD/GG. Uwielbiam bawić się w pseudosymbolikę, dotykać religii i metafizyki.

Dedykowane wszystkim, którym żal Toma, mimo że wiedzą, że zasługiwał.

Studnia

Przestał bać się śmierci.
Wydawało mu się to zaskakujące, ponieważ pamiętał te długie, puste lata spędzone na myśleniu o nieumieraniu. Pamiętał swoją rozpacz po jego śmierci – kiedy był pewien, że już na pewno się nie spotkają. Czekał tyle na tę jedną wiadomość.
Jego wyobrażenie życia po śmierci było czarne i puste. Umieranie spadaniem wgłąb czarnej, głębokiej studni.
I teraz nagle to było obojętne. Nic się nie liczyło. Zrozumiał, że to wszystko, do czego dążył – potęga – było niczym. Setki ofiar, miliony sekund spędzone w ciemnej, pustej celi.
I kiedy zrozumiał swoją głupotę, beznadziejną głupotę, prawie równą głupocie tego Riddle’a – on umarł.
Nie mógł tego przyjąć do wiadomości. Nie teraz, nie właśnie teraz.
To bolało.
Pamiętał, że czasem przychodził. Nigdy nic nie mówił, stał pod drzwiami i słuchał. Wiedział, że on wie, że tam jest. Ale udawał, że go nie ma.
Więc on sam też udawał.
A teraz nie żył i to bolało. Och, ileż by dał, żeby spojrzeć jeszcze raz w te krytyczne, jasnoniebieskie oczy, schowane za półksiężycami okularów!
Nic się już nie liczyło. Nic już na niego nie czekało. Nie był nawet pewien, czy ktokolwiek inny mógłby go tu znaleźć.
I wtedy przez okienko wślizgnął się ciemny kształt.
Podniósł się, by spojrzeć, co to... I uśmiechnął się szeroko.
Słyszał o nim, a jakże. Czerwone oczy błyszczące w ciemności. Wiedział, po co przyszedł. Nie pozwoli mu jej zdobyć. Nie może pozwolić, by ten idiota posiadł władzę, potęgę, której on sam kiedyś pragnął. Nie mógł mu na to pozwolić.
I nie mógł mu pozwolić wedrzeć się do jego grobu.
- A więc przyszedłeś – zaczął. Jego głos był suchy, dziwny, dla niego samego brzmiał obco. – Sądziłem, że to zrobisz... pewnego dnia. Ale twoja podróż była bezcelowa. Nigdy jej nie miałem.
- Kłamiesz! – Cień poruszył się, długa różdżka wymierzona w niego.
- W takim razie mnie zabij, Voldemorcie, pragnę śmierci! Ale ona nie przyniesie ci tego, czego szukasz... jest tu wiele rzeczy, których ty nie rozumiesz...
Cień nie odzywał się, czerwone oczy z pionowymi, wężowymi źrenicami wpatrzone w niego. Roześmiał się głośno. Nie bał się śmierci, czekał na nią – ciepłą studnię nicości, gdzie już nie będzie myślał, nie będzie...
- Więc mnie zabij! – zażądał, mrużąc oczy złośliwie. – Nie wygrasz, nie możesz wygrać! Ta różdżka nigdy nie będzie twoja...*
Nareszcie. Zielone światło i...

<>

Ciemność.
Ale coś było nie tak. Nie było kojącej pustki, nie było braku świadomości.
Bardzo dobrze wiedział, że stoi na zimnej ziemi, czuł kamyki i trawę pod stopami. Było mu zimno, drżał. Jak maiło mu nie być zimny, skoro był nagi? Ile by teraz dał...
A nie, już nie. Zapiął do końca guziki płaszcza i rozejrzał się dookoła.
Kiedyś tu był, na pewno. Może jak wzejdzie słońce, to rozpozna...
Niebo zaczęło różowieć.
Cofnął się kilka kroków, widząc przed sobą szary nagrobek. A obok następny, i następny, i następny...
Był na cmentarzu. I, jeśli się nie mylił, leżeli tu ludzie, którzy zginęli z jego powodu.

<>

Nie wiedział, ile czasu krążył między grobami. Odczytywał każde nazwisko i czuł żal.
To nie powinno było tak się potoczyć. Nie powinien być tak zaślepiony, spragniony władzy...
Nazwiska mugoli przemieszane z nazwiskami czarodziejów. Jak mógł być taki głupi.
Słońce wciąż tylko częściowo wzeszło, różowoniebieskie chmury nad horyzontem...
Nagle zatrzymał się przed białym nagrobkiem. Nie widniało na nim żadne nazwisko, tylko jasna płyta marmuru.
I małe litery napisane chwiejnym, obfitym w zawijasy pismem.

Gdzie skarb twój, tam serce twoje.**

Nie rozumiał. Gdzie był? Co miał robić? Umarł w końcu, czy nie?
Nagle obok niego przystanął wysoki, znajomy człowiek.
- A więc udało ci się tu dotrzeć. – Albus Dumbledore uśmiechał się do niego, niebieskie oczy błyszczały intensywnie. Światło wschodzącego słońca nadawało kasztanowym włosom czerwony, ciepły połysk.
- Przecież ty nie żyjesz. – Słowa brzmiały pusto i sucho. Albus zachichotał.
- Już to dzisiaj słyszałem – powiedział, wpatrując się w biały pomnik. – Tak, ty też nie żyjesz. Obawiałem się, że możesz nie znaleźć drogi do odkupienia. Ale poradziłeś sobie całkiem nieźle, jak na swoje przewinienia.
Gellert myślał, że po śmierci wyląduje w studni obojętności. Całkiem zapomniał, że każda studnia ma dno. A czasem nawet można tam znaleźć wodę.
Patrzenie w oczy Albusa nie sprawiało mu problemu. Ale nie czuł się na siłach, by cokolwiek powiedzieć. Piekły go oczy i drapało gardło.
- Cieszę się, że... – Poczuł dotyk jego dłoni na swojej.
- Chciałem z tobą porozmawiać. Chciałem przeprosić. Ale umarłeś. – Gula z gardła zniknęła. Mówił spokojnie, prosto i prawdziwie.
Albus po prostu kiwnął głową.
- Próbowałem przeszkodzić temu Riddle’owi. Nie chciałem, żeby zdobył Różdżkę. Nie chciałem, żeby naruszał twój spokój. – Ku jego zdumieniu, uśmiech Albusa jeszcze się poszerzył. Na widok miny Gellerta na dodatek zachichotał.
- Wyobraź sobie, że to też dziś słyszałem. Naprawdę, mądry chłopak z tego z Harry’ego, jestem z niego dumny. – Albus mocniej ścisnął dłoń Gellerta. – Chodź, coś ci pokażę.

<>

Wcale go nie zdziwiło, że nie byli już na cmentarzu w Dolinie Godryka.
Wpatrywali się w pustą ławkę, pod którą wiło się i płakało dziecko. Nagie, z poranioną skórą i mokre od łez.
Strach, jaki go ogarnął, był potworny. Gellert nie wiedział, czy da radę utrzymać się na nogach. Wbrew jego woli, łzy zaczęły płynąć po twarzy, a gula w gardle wcale nie chciała zniknąć.
Albus patrzył na niego. Lekko się uśmiechał. Pokrzepiająco wzmocnił uścisk dłoni.
- To jest Tom Marvolo Riddle i jego kara – wyszeptał. – Nie płacz, to nie twoja wina, że stał się tym, co widzimy. Udało ci się uniknąć podobnego losu.
Nie mógł już patrzeć na to dziecko. Nie mógł, to bolało bardziej niż cokolwiek innego.
Skrajem świadomości odnotował, że płacze w kołnierzyk Albusa, a jego ramiona mocno go obejmują.
- Przepraszam – wydusił. – Przepraszam, przepraszam, przepraszam...
- Masz za co. – Albus pocałował go w czoło i poklepał po plecach. Emanowała z niego taka radość, że Gellert w końcu się opanował. Dał radę nawet lekko się uśmiechnąć.
- Możemy już stąd iść? – Obejrzał się lekko przez ramię.
- Och, oczywiście. - Albus znowu go pocałował, tym razem w policzek. – Jest tu kilka osób, które z przyjemnością ci przedstawię. Odkąd tu trafiłem, Ariana wciąż się o ciebie dopytuje.
Odeszli, zostawiając za sobą kwilące, cierpiące dziecko.

Gdybym też miał dar prorokowania
I znał wszystkie tajemnice,
I posiadł wszelką wiedzę,
I wiarę miał tak wielką, iżbym góry przenosił,
A miłości bym nie miał –
Byłbym niczym.
Nic mi nie pomoże.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
Zniknie to, co jest tylko częściowe.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
Wtedy zaś ujrzymy twarzą w twarz.
***


* Dialog pochodzi z Deathly Hallows, tłumaczony przeze mnie. Naprawdę się starałam.
** Mat 6,21 - a także nagrobek Chopina, Deathly Hallows i wiele innych.
*** Wybrane fragmenty z "Hymnu o miłości" św. Pawła do Koryntian (kolejno: 13,2; 13,3(4); 13,10; 13,12(1-2))
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Wto 13:26, 07 Sie 2007    Temat postu:

Ad. Puzzle

Aurora, dziękuję! To było słodkie, zwłaszcza:
Cytat:
powinnaś się cieszyć, że nie jesteś podobna do swojego ojca.


Heh, szkoda, że On umarł. Nigdy tego JKR nie wybaczę. O, i wypachana sowa też była rozbrajająca.

A Studnia... nie jestem fanką slashy, wszyscy o tym wiedzą. Ale takie lekkie, prawie nie zauważalne yaoi potrafię docenić, i prawda jest taka, że doceniam w tym konkretnym przypadku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Wto 20:11, 07 Sie 2007    Temat postu:

Cytat:
Gellert myślał, że po śmierci wyląduje w studni obojętności. Całkiem zapomniał, że każda studnia ma dno. A czasem nawet można tam znaleźć wodę.


Totalnie cacy są te zdania!

*kica*

I strasznie podobały mi się te fragmenty pt. "Albus go pocałował". Kto by jeszcze po szóstym tomie pomyślał, że takie zdania mają szansę stać się prawie-że-kanonicznymi? Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 22:01, 07 Sie 2007    Temat postu:

rzecz o zazdrości

Łiii! Jękojadki! Wink Smile

Przeczytałam dopiero-co pirackie tłumaczenie, więc teraz mogę się spokojnie zabrać za łopowiadanka.
Mru.
Śliczny Scorpius.
Pikny yaoiec.
Sobie wyobraźcie ile teraz powstanie fików o następnym pokoleniu hogwartczyków! Aż strach się bać!

Łii raz jeszcze!
Zabieram się do pozostałych miniatur.

Jak czekolada

Pada trÓpem i Ómiera.
SASASASASASA! Smile

Klątwa JKR

Jestem za. Jak najbardziej. A filmowa Luna była cudna, to jeden z nielicznych atutów tego badziewnego filmu.
Chociaż muszę przyznać, że Draco jakoś nigdy nie budził mojego zainteresowania...
Kolejne drzwi otwarte dla fanfikopisarzy. Z kim ożenił się Malfoy? Wink

pieśń kastrata

Eeeeeeej no. Mnie się podoba pomysł z Albusem Severusem Wink
Z lekka mnie zabsurdziło!

zemsta szlachetnego

Ło matko! (zdych)
To jak Nuwanda w "Stowarzyszeniu umarłych poetów"! Puchoni jako indiańska mafia, nie no, wysiadam...
Mnie tyż wkurza Puchonopomijanie. I to, że nikt ze Ślizgonów (pomijając Ślimaka) nie walczył w "bitwie o Hogwart".

Alternatywne uniwersum

Bomba. Pikne i urocze. Bez komentarza. Znaczy z komentarzem. KWIIIIIIK!





cdn
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 22:15, 07 Sie 2007    Temat postu:

...i kara

Albus to nie Rodia. Ten fanfik jakoś mi nie podszedł, przerysowany jest.

Cierpienia młodego Hugona

Stanowczo domagam się porządnego długiego fanfika na temat potomstwa rowlingowskich bohaterów.
Bo cudnie ci to wychodzi.
Achh! Smile

Puzzle

Uwielbiam paring Herma/Snape.
Wszystko przez Ceres!!!
Wink


Przepraszam, ale na Toma i metafizykę dzisiaj nie mam humoru Wink
W każdym razie po przeglądzie miniaturek stwierdzam, że nasza Ori pisze coraz lepiej i coraz przyjemniej się czyta jej tworki/stworki.
Świetna seria, czekam na dalsze "koraliki" opowiadaniowe!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:22, 07 Sie 2007    Temat postu:

Wink O potomstwie jeszcze popiszę, nie ma mowy, żebym im odpuściła Razz Jakie ja tam parringi mam zamiar potworzyć, mwahaha!
Ach, może i trochę przerysowuje AD/GG, fakt. Po prostu jestem sentymentalnym głupkiem, który lubi przerysowywać w obie strony. I lubi sobie i płakać, i śmiać się, pisząc. I czasem potrzeba odskoczni od tych wszystkich Świnek Różyczek Weasleyów-Snape'ów-Potterów-...
Knuć mam zamiar dalej. I się mścić!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin