Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[HP, SPOILERY, CYKL] Zemsta jest rozkoszą bogów
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kira
kryształkowa dama



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z <lol>andii ;)

PostWysłany: Pon 18:28, 13 Sie 2007    Temat postu:

W gabinecie zapowiada się kwikaśnie. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się kolejna część, bo ogromnie jestem ciekawa reakcyj Seva Wink

Dla większego dobra to natomiast istna perełka. Gorzka, ale prawdziwa, bo ja również widzę tę parę w taki sposób jak Ty, Ora.

Cytat:
Ogłaszam wszem i wobec, że zakochałam się w Gellercie. Ot co - empatyzuję z Albusem mocno i wcale się nie dziwię jego słabości do tego złotowłosego potwora.


Exactly aż do bólu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Wto 8:40, 14 Sie 2007    Temat postu:

W zasadzie nie jestem jeszcze pewna, co do drabbli, ale ten jest bardzo ładny Smile
Tylko jest mały problem- mój, a nie Aurory i jej tekstu- jak widzę Gellerta, to tracę głowę i nie jestem w stanie się rozproszyć. Więc końcówkę czytałam kilkakrotnie, bo mój cudowny umyśł uznał, że Abenfort i Albus są niepotrzebni i zignorował ich obecność XD
Wracając do drabbla: dla mnie nie jest przerażający. jest fascynujący ( od początku do... niemal do końca). Ostatnie zdanie jest horroryczne, ale nie mniej fascynujace.
Łaaaaa...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:46, 16 Sie 2007    Temat postu:

Nareszcie udało mi się przepisać z zeszytu kolejny odcinek HG/SS. Uwaga, uprasza się o nie Zdychanie (bo kanon w tym odcinku zdechł śmiercią tragiczną, JKR chyba jeszcze nie...).
Ach, Sev, jak ja mam ci odzyskać charakter?...

3. Zrozumienie

Miał tego serdecznie dosyć.
W Hogwarcie na święta zostały praktycznie tylko dzieci niektórych Śmierciożerców i mugolskiego pochodzenia. Podczas kolacji wigilijnej doszło do zamieszek, w efekcie których troje trafiło do skrzydła szpitalnego, a Severus był wykończony. I wściekły.
Z każdym dniem robiło się coraz gorzej. Już nie przejmował się swoimi halucynacjami. Prawie o nich zapomniał.
Ale oto one. W jego dyrektorskim fotelu siedziała Granger. Rozpuszczone włosy tworzyły identyczną szopę, którą pamiętał jeszcze z lekcji OPCM z zeszłego roku. Uśmiechała się szeroko i wymachiwała czymś, co wyglądało na zdjęcia.
Jeszcze tylko jej brakowało.
Zatrzymał się przed biurkiem, próbując się uspokoić.
- Patrz! – Rzuciła na blat kilka zdjęć. – Udało się, nie mogłam wcześniej użyć zmieniacza, bałam się, że dziecku może coś się stać. Urodziła się pierwszego stycznia. Wszyscy oszaleli na jej punkcie!
Spokojnie, Severusie, spokojnie. Paznokcie boleśnie zaczęły wpijać się mu we wnętrze dłoni.
- Co ty sobie wyobrażasz – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Radość na jej twarzy zmieniła się w zdumienie. – Przychodzisz tu i mnie dręczysz, opowiadając bzdury. Potem pod byle pretekstem gwałcisz mnie i znowu sobie znikasz. I tak nagle wracasz ze zdjęciami swojego dzieciaka i chyba myślisz, że ci uwierzę!
Wściekła, przechyliła się przez biurko i mocno go spoliczkowała.
- Możesz gadać sobie o gwałtach – krzyknęła. – A ja wiem, że gdyby dla ciebie to było tak nieprzyjemne, to nie miałabym teraz półrocznej córeczki! Ale nie waż się obrażać mojego dziecka! TWOJEGO dziecka!
Nie odpowiadał.
- Nie myślisz chyba, że mogę od ciebie czegoś chcieć w związku z naszą córką? – roześmiała się złośliwie. – Od lat nie żyjesz, na co mi to? Ale sądziłam, że może nie jesteś takim tchórzem, żeby nawet nie chcieć wiedzieć, ze je masz!
Stała teraz przed nim i przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Nie nazywaj mnie tchórzem – wyszeptał w końcu pełnym furii głosem.
- To nim nie bądź! Nie mam zamiaru tu wracać. Roseanne nic od ciebie nie potrzebuje. Ja już też nie. – Wyciągnęła małą klepsydrę. Nagle spojrzała na zdjęcia leżące na stole i uśmiechnęła się złośliwie. – Zachowaj je sobie, może w końcu dojrzejesz, żeby na nie zasłużyć. Na jednym, oprócz Rosie, jest też syn Harry’ego. Na pewno go rozpoznasz. Nazwał do Albusem Severusem.

<>

Głupia Granger.
Miał ochotę wysyczeć to prosto do jej prawie-że-niewinnego-ucha.
Powoli sączył czarną jak smoła kawę ze zdobnej w srebrne, liliowe sploty filiżanki. Dostał ją od Albusa w roku, w którym Harry Potter pojawił się w Hogwarcie.
- Długo szukałem dokładnie tego odcienia zieleni. – Severus pamiętał tę jakże subtelną uwagę dyrektora. Chyba stary miłośnik cytrynowych dropsów był zachwycony swoim wyczuciem symboliki. Jakby Severus był za głupi, by połączyć dwa puzzle w układankę.
Filiżanka wręcz krzyczała całym swym jestestwem jedno, krótki imię: Lily.
Próbował skupić się na obrazie dawnej ukochanej. Nie, nie ukochanej – przyjaciółki. Jedynej, jaką miał.
Ale ciągle na ten obraz nakładała się twarz tej piekielnej Granger!
Był przekonany, że po sprzeczce w końcu wróci, rozeźlona, ale wróci. Może weźmie ze sobą coś ciężkiego, by rzucić tym w Severusa i zakończyć jego nędzny żywot.
Ale minęło już kilka dni i najinteligentniejsza Gryfonka, jaką kiedykolwiek znał, się nie pojawiała.
Gdzie ta brawura z której słynął Gryffindor?...
Lily by wróciła. Lily może nie była tak inteligentna, jak Hermiona, ale na pewno nie miała łatwiejszego charakteru – i był pewien, że by wróciła.
Zdał sobie sprawę, że porównuje największą zmorę swojego życia z najdziwniejszą halucynacją jakiej kiedykolwiek dostąpił.
Przerażony tym, odstawił filiżankę i wstał. Koniec myślenia o głupotach. Kobiety w życiu nie przyniosły ci nic dobrego. Ani szkolna miłość, ani tym bardziej była uczennica.
Oczyścił zaklęciem naczynie i odstawił do szafki.
I wtedy jego wzrok padł na zdjęcia, które zostawiła mu Hermiona.
Okrągła buzia różowego jak kokardka Umbridge dziecka wytrzeszczała na niego okrągłe czarne oczy.
Nie czarne. Ciemnoniebieskie.
Ze złością zatrzasnął szafkę i odsłonił portrety.
W tej samej chwili Phineas Nigellus pojawił się na obrazie.
- Dyrektorze! – wrzasnął, nie bacząc, że przy okazji zbudził kilka innych portretów. – Rozkładają namiot w Dziekańskim Lesie! Szlama...
Severus poczuł przypływ złości. Słowo to naprawdę źle mu się kojarzyło.
Nie tylko dlatego, że głupi Black właśnie nazwał tak przyszłą matkę jego dziecka.
Szybko wyrzucił tę myśl z umysłu.
- Nie wypowiadaj tego słowa!
Portret popatrzył na niego z niedowierzaniem, ale nerwowo kiwnął głową.
- ...więc usłyszałem jak Granger wspomniała to miejsce, gdy otwierała torebkę!
- Dobrze! Bardzo dobrze! – Severus aż podskoczył słysząc pełen entuzjazmu głos Dumbledore’a. – Teraz, Severusie, miecz! Nie zapomnij, że muszą być wzięte pod uwagę wymogi potrzeby i męstwa. I on nie może wiedzieć, że to ty go przekazałeś! Jeśli Voldemort przeczyta myśli Harry’ego i zobaczy ciebie pomagającego mu...
- Wiem – uciął Severus. Naprawdę wyglądał na takiego idiotę? Odkrył szybko skrytkę za portretem Dumbledore’a i wyciągnął ze środka miecz.
- Nadal nie masz zamiaru powiedzieć mi, dlaczego przekazania Potterowi miecza jest takie ważne? – zapytał, zarzucając na siebie płaszcz podróżny.
- Nie, raczej nie – powiedział Dumbledore, wpatrując się uważnie w Severusa. – On będzie wiedział, co ma z nim zrobić. I bądź ostrożny, Severusie, mogą cię nie przyjąć zbyt gorąco po wypadku z Georgem Weasleyem...
Snape odwrócił się przy samych drzwiach i spojrzał z niedowierzaniem na Albusa. Naprawdę, czasem całkiem zapominał, że mimo wszystko miał do czynienia z kolejnym Gryfonem.
- Nie martw się, Dumbledore – rzekł zimno. – Mam plan...
I wyszedł.*

<>

Nie widział obozu Pottera. Cóż, Granger odwaliła kawał dobrej roboty, jakże by inaczej.
Nie pomyślała tylko o tym, że nagromadzenie dużej ilości zaklęć ochronnych i maskujących w jednym miejscu może zaburzać magiczną aurę otoczenia. Co, dla odpowiednio wyszkolonego czarodzieja, było równie ewidentnym dowodem, że ktoś się tu ukrywa, jak gdyby wywiesił nad namiotem ogromny neon z napisem „TU JESTEŚMY!”.
Severus, rzecz jasna, jako szpieg prawie doskonały, bez problemów wyczuwał obozowisko.
Miecz umieścił w zamarzniętym jeziorze w głębi lasu, a teraz chował się za drzewem, czekając aż aura Hermiony zostanie zastąpiona przez Pottera.
O, właśnie, tak jak teraz.
Skupił się na szczęśliwych wspomnieniach.
On i Lily rozmawiają o jego rodzicach. Dziewczyna łapie go za rękę i przytula.
Lily śmieje się i mówi, że są najlepszymi przyjaciółmi.
Lily całuje go w policzek przed wyjazdem z rodzicami na wakacje po czwartej klasie.

Srebrna łania pojawiła się przed nim i wpatrywała wyczekująco oczami o nieludzko długich rzęsach.
- Przyprowadź chłopca nad jeziorko za mną – szepnął i aportował się na miejsce. Schował się za upatrzonym drzewem i czekał.
Lily mówi, że Potter i Black to idioci, i odprowadza go do skrzydła szpitalnego.
Lily krzyczy na Lupina i policzkuje go.
Lily siedzi przy nim w skrzydle szpitalnym po incydencie we Wrzeszczącej Chacie i płacze.
Lily nachyla się nad nim, jej oczy robią się brązowe, a usta szersze i mniej czerwone...
Dziecko o ciemnych oczach potrząsa główką, a krótkie loczki podskakują jak sprężynki.

Chore. Severus otrząsnął się z tych głupich rozmyślań, bo oto na polanie pojawił się Potter.
Severus dokładniej schował się za drzewem i obserwował, jak Harry Potter wykazuje się iście gryfońskimi przymiotami. Cóż, tego wymagał Dumbledore.
Chłopak, Severus musiał to przyznać, był strasznie chudy. Drżąc, zanurzał się w zimnej wodzie.
Złoty, dziwnie znajomy medalion drgał na jego szyi.
W końcu dzieciak zanurkował. Cała operacja powinna mu zająć chwilę.
Ale chwila minęła i syn Lily, którego obiecał bronić, nie wyrzucał się ze stawiku. Jeszcze chwila, jeśli nadal nie wypłynie...
Severus właśnie miał rzucić się na ratunek, kiedy przez polanę przebiegł rudowłosy cień i z głośnym pluskiem wskoczył do wody.
Weasley wyciągnął ledwo żywego, kaszlącego i dygoczącego Harry’ego.
Severus patrzył z nienawiścią na wysokiego rudzielca, trzymającego kurczowo przy sobie medalion i miecz. Obchodziły go chyba bardziej niż prawie-że-utopiony przyjaciel.
I ten nieodpowiedzialny, na wskroś gryfoński dzieciak ma wychowywać jego córkę?! Zacisnął szczęki i zdeportował się. Wiedział, co musi zrobić.

<>

- I?... – Dumbledore aż wypuścił dropsa z dłoni na widok Severusa.
- Zrobione – Severus szepnął i zaciągnął zasłony.
Wykończony, usiadł w fotelu i przymknął oczy. Ale nie mógł usnąć. Musiał napisać ten cholerny list i nałożyć zaklęcie czasowe.
Niechętnie sięgnął po pióro i pergamin.
Napisał datę i...
Co dalej? Jak zacząć?!
„Granger”? „Najdroższa memu sercu matko mojego dziecka”? Uśmiechnął się krzywo.
„Do Hermiony Granger-Weasley” – zaczął.
Brzmiało beznadziejnie, ale przecież nie o to chodziło. Cóż.
„Do Hermiony Granger-Weasley.
Ja, profesor (aktualnie także pełniący rolę dyrektora) Szkoły Magii I Czarodziejstwa Hogwart, Severus Snape, chciałbym oficjalnie przeprosić Panią za moje słowa o Pani córce. Tak, wierzę, że Roseanne jest moim dzieckiem. Nie powinienem zachowywać się jak nieodpowiedzialny Gryfon, tym bardziej, że przedstawiła Pani jasno, iż nie oczekuje ode mnie jako ojca żadnych korzyści materialnych.
Severus Snape”

Spojrzał na notkę z obrzydzeniem. W życiu nie napisał czegoś tak żałosnego, suchego i przepraszającego.
Schował list do koperty i starannie zapieczętował. Granger otrzyma list pierwszego stycznia 2007 roku. Nikt, oprócz niej, nie będzie mógł go otworzyć – zadbał także i o to.
Przesłał list do sowiarni i wyciągnął z szafki butelkę Ognistej. Po chwili namysłu, sięgnął także po zdjęcia.
Z każdego patrzyła na niego para okrągłych, ciemnych oczu. Na jednym jednak, obok Roseanne, zobaczył nieco większego, ciemnowłosego niemowlaka. Jego oczy miały dobrze znany Severusowi odcień zieleni.
- Albus Severus – parsknął śmiechem i przechylił do połowy pustą szklankę do dna.

* scena bezczelnie pseudoprzetłumaczona z DH. Pseudo przetłumaczona i pseudointerpretacja dalej. Huh, kanon yz ded
C.D.N.(gdy się przepisze z zeszytu)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lora
dziecię alternatywy



Dołączył: 17 Wrz 2005
Posty: 1834
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:13, 18 Sie 2007    Temat postu:

--

Ostatnio zmieniony przez Lora dnia Śro 20:02, 06 Gru 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ceres
kostucha absyntowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej

PostWysłany: Sob 21:27, 18 Sie 2007    Temat postu:

Ech, Aurora, natchnienie moje. Ty wiesz, że jestem fanką twojej twórczości, także powiem jedno - chcę więcej! Niekoniecznie HG/SS, żeby nie było, że dyskryminuję inne pairingi (ja dyskryminuję tylko HG/RW i SS/LE Very Happy).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:58, 21 Sie 2007    Temat postu:

Głupawka, którą przeczytacie poniżej, była zaplanowana odkąd wymyślił mi się AS/S. Z czasem zaczęła się w głowie kształtować i kształtować, a wczoraj dokształciła się po przeczytaniu Wesela. Naprawdę jestem potworem.
Lo, dziękuję za twoją opinię xD I Ceres, to tyś jest chyba bardziej natchnieniem, aniżeli ja, biedny, mały Chochoł...
(uwaga, slash, przypuszczalnie nawet nie PG-13, ale ja tam nigdy nie wiem Very Happy )


Dedykowane: Jo ("Mistress of Perversion"), Wyspiańskiemu i wszelakim weselom, na jakich byłam!

Wesele

George Weasley z promiennym uśmiechem zamknął grubą księgę, która zapewne była Pismem Świętym i wyszedł w kierunku obu par.
Popatrzył najpierw na dwóch chłopców w czarnym, drogo wyglądających szatach.
- Cóż, gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że kiedykolwiek będę udzielał ślubu dziecku Draco Malfoya... – zaczął, puszczając oko do zebranych. – I to na dodatek wchodzącemu w związek z dzieckiem mojej siostry, zapewne uznałbym, że za długo przebywał w klasie eliksirów. Ale nie jesteście swoimi rodzicami, moi mili. Na szczęście. Patrzę na was i próbuję nie widzieć waszych ojców ani matek. Bo inaczej mógłbym... No, nieważne.
W każdym razie, patrzę na was i nie widzę dwóch Ślizgonów. Nie widzę syna Luny i syna Harry’ego. Nie widzę dwóch chłopców, dwóch mężczyzn.
Widzę dwie połówki duszy, dwie różdżki o rdzeniu pochodzącym od jednego feniksa, które odnalazły się w mroku, by połączyć się złotym promieniem. Już nie jesteście dwoma kawałkami drewna z duszą – jesteście żywym stworzeniem, połączonym na zawsze nierozerwalnymi więzami. Aż do śmierci, co, jak wszyscy tutaj zebrani, żywimy nadzieję, że nie nastąpi zbyt szybko. Do tej pory jednak będziecie musieli ze sobą wytrzymać, a wiedzcie, że przez długie lata oprócz szczęścia i akceptacji znajdą się tacy, którzy was niezaakceptują, a wy sami czasem będziecie mieli dość jeden drugiego.
Więc pamiętajcie, że nawet gdy się rozdzielicie, nadal łączy was wasz rdzeń. Nawet kiedy uciekniecie przed sobą, łącząca was więź nie zniknie.
Ale, gdy tak na was patrzę, widzę, że nie macie ochoty od siebie uciekać. Co mnie cieszy zresztą.
Chociaż w takim przypadku ostrzegam, byście się razem nie wypalili zbyt szybko, chociaż – feniks też od czasu do czasu musi się spalić, żeby powstać.
Uniósł trzymane w dłoniach różdżki – klonową i jarzębinową, obie z rdzeniem z pióra jednego feniksa – i oddał chłopcom.
Z końców obu różdżek wypłynęły złote więzy i połączył obie dłonie.
George uśmiechnął się szeroko, tak szeroko, ze gdyby miał oboje uszu, można by powiedzieć, że od ucha do ucha i wysyczał do zawstydzonego Malfoya i dumnego Pottera:
- Pocałunek, chłopcy.
Młody Malfoy zaczerwienił się, ale George już im nie przeszkadzał. Przeszedł do drugiej pary.
Ktoś w tłumie jęknął i zemdlał.
Popatrzył na wysokiego chłopaka z ciemnymi włosami i prawie równej mu wzrostem dziewczyny o burzy włosów.
- A oto nasza druga para – oznajmił głośno. Kątem oka zauważył swoją siostrę czerwoną z wściekłości, ale zarazem osłabłą w ramionach chichoczącego raźno męża. – Kiedy na was patrzę, żałuję, że nieodżałowanej pamięci profesor Snape nie dożył tej chwili. Jego urocza, inteligentna córka zostająca żoną Jamesa Syriusza Remusa Briana Pottera! Czegoś takiego nikt chyba się nie spodziewał, naprawdę. Sądzę, że szanowny profesor Snape mógłby tego nie przeżyć, więc może dobrze, że nie żyje...
Para niepewnie się uśmiechnęła, ale zza ich pleców dobiegły głośne śmiechy.
- Wasze różdżki nie są, tak jak różdżki Scorpiusa i Albusa Severusa, połączone poprzez rdzeń. Co nie znaczy, że wasz związek będzie mniej trwały. Będziecie musieli się trochę dotrzeć, ale dąb i grab często rosną w jednym lesie, nieprawdaż? Mogę was ostrzec tylko przed tym, że smok może spalić jednorożca, a jednorożec zakłuć smoka. Nie jesteście jak feniks, który odradza się z popiołów. Musicie być ostrożni i dbać o wasz związek. Być rozważni i romantyczni, ogniem, ale i powietrzem. Gryfon i Krukonka, to nie będzie prawdopodobnie najłatwiejsze dla was. Ale wszyscy wierzymy w powodzenie waszego związku. Patrzę na was, i nie muszę wierzyć, nie muszę posuwać się do Legilimencji. Widzę to w waszych uśmiechach. W tej chwili wyglądacie jak rodzeństwo, za które kiedyś się uważaliście, ale nigdy nim nie byliście. Wasze różdżki też to czują. Patrzcie.
Jasnoniebieski promień wypłynął z różdżki Jamesa, a czerwony z Rose. Niepewnie złączyły się, obejmując niebiesko-czerwonymi splotami chłopca i dziewczynę, mężczyznę i kobietę.
Im George nie musiał przypominać o pocałunku.
Niektórzy zaczęli klaskać.
George wyszedł przed pary i uniósł ręce do góry. Wypchana sowa znajdowała się dokładnie między jego kciukami.
- Dokonało się! – zawołał i klasnął. – Czas na Wesele!*

<>

Jeden wielki stół, obok którego zebrali się czarodzieje i mugole. Malfoyowie obok Dursleyów, Vernon spoglądający złowrogo na długie włosy Lucjusza, Narcyza marszcząca nos na widok łososiowej sukienki Petunii.
Dudley zabawiający chichoczącą Cho, rzucająca mu powłóczyste spojrzenia.
Młody Hugo, spłoniony i próbujący nie patrzeć na familię Weasleyów skupioną w jednym końcu stołu, szepczącą do siebie cicho i patrzącą krzywo na jego sczerniałe po zdjęciu Glamour** włosy.
Hermiona, wyciągająca Percy’ego na parkiet.
Dziadek Granger wpatrujący się z nabożną czcią w zespół „Mistress of Perversion”, dziewczynę o czerwonych włosach w lateksie i z pejczykiem, wyjącą coś do mikrofonu.
Setki butelek zmieszczone na magicznie powiększonych stołach. Migoczące kolory, znane likiery, bagnistozielone Glizdogońskie i wiele, wiele innych.
Krótko mówiąc – Wesele.
A nad wszystkim czuwająca na ołtarzyku pełnym świec wypchana sowa.

<>

Draco Malfoy siedział jak na szpilkach obok Harry’ego Pottera, wychylającego kieliszek po kieliszku błyszcząco niebieskiej substancji. Przypominała kolorem oczy Albusa Dumbledore’a.
Obok Luna flegmatycznie przebierała w talerzu, odsuwając na bok warzywa. Nie jadła warzyw, samo mięso i przetwory. Stwierdziła, że warzywa czują i ona nie jest w stanie ich jeść, ponieważ widzi, jak one drżą i wyobraża sobie, że zabija jedną po drugiej śliwki samosterujące.
Popatrzył na parkiet i swojego syna gniecionego w nieprzyzwoitym uścisku przez młodego Pottera i opanował chęć zemdlenia.
- Może zatańczymy? – wyszeptał do Luny, kiedy wychyliła kieliszek skrzaciego wina. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem, je oczy jeszcze większe niż zazwyczaj.
- Draco, przykro mi, ale wiesz, że nie mogę tańczyć z tobą. – Uśmiechnęła się lekko i pogłaskała go po głowie. – Ale to świetny pomysł, faktycznie trochę za dużo nargli czai się w powietrzu.
Wstała od stołu w swojej intensywnie żółtej sukni, ale po chwili zatrzymała się i podeszłą do Pottera.
- Hej, Harry, zajmij się moim Draco, chyba nie czuje się zbyt pewnie. – Poklepała lekko zamroczonego Pottera po ramieniu i wyszła na parkiet.
Draco przez chwilę z uwielbieniem wpatrywał się w Lunę. Była taka spontaniczna i beztroska, jej syn właśnie został mężem syna Harry’ego Pottera, a ona jak gdyby nigdy nic odganiała nargle.
Nagle jego wizję zasłoniła kryształowa butelka z wygrawerowaną podobizną przystojnego chłopaka o kręconych włosach i chlupoczącą wewnątrz niebieską substancją.
- Dobre – zapewnił Potter wyjątkowo trzeźwo i nalał mu pełny kieliszek. – Mocne. Jak podróżowałem trafiłem do takiej jednej Knajpy, patrz, tam siedzą takie kobiety, no i ten zespół, zrobiły nam zaopatrzenie.
Wręczył mu kieliszek i uniósł swój.
- Gellertówka się nazywa, widzisz tego chłopaczka na butelce? To chłopak Dumbledore’a. TEN Grindelwald. – Nie, Draco stwierdził, Potter nie może być trzeźwy, jeśli gada takie rzeczy. – Zdrówko naszych dzieciaków.
Draco uprzejmie przechylił kieliszek i zakrztusił się. Naprawdę mocne.
Może to i dobrze. Też się upije, wcale się nie dziwi Potterowi, jedno jego dziecko mężem syna Draco, drugie mężem córki Granger... I Snape’a, ha.
Roześmiał się pod nosem, a twarz Pottera rozjaśnił uśmiech.
- Mówiłem, że dobre? – Zielone oczy błyszczały za okrągłymi okularami. – Słyszałem, że chciałeś tańczyć z Luną, wstawaj, zatańczę z tobą.
Uśmiech spełzł z twarzy Draco.
- Że co? – Naprawdę się starał, żeby zabrzmiało to uprzejmie. W odpowiedzi Potter znowu mu polał i kazał wypić.
Co też zrobił bez większego zastanowienia.
- Myślałem, że możemy zatańczyć, wiesz, Ginny się na mnie wścieka prawie tak, jak na Hermionę. Mówi, że to moja wina, że wiesz – Draco zauważył, że krążyli po parkiecie w uścisku pomiędzy innymi parami. – Że AlSev się zakochał w Scorpiusie. Mówiła, że powinniśmy byli podejrzewać, że może mieć odmienną orientację, bo wiesz, włosy zapuścił. Ale przecież Bill też ma długie włosy i nie ugania się za mną, nie? Ale ona swoje, że mieliśmy przykład Dumbledore’a, zawsze te jego długie włosy, a się puszczał z Grindelwaldem. Jak dla mnie nie ma to sensu, Snape też miał długie włosy i twój ojciec, i żaden nie wdawał się w męskie związki. Zresztą, twój Scorpius ma krótkie włosy, więc ja tu nie widzę żadnej logiki. Ginny tak ma, jak jej się coś ubzdura to koniec. – Zielone oczy wpatrywały się w Draco w ciszy.
Nie licząc głośnej muzyki i wrzasków czerwonowłosej na scenie. Właśnie strzelała pejczem w tłum, a druga wyskoczyła prosto na Percy’ego. Draco zdążył zauważyć, że miała ciemne włosy i okulary w czarnych oprawkach.
- Hej, ty nie łysiejesz! – syknął mu do ucha Potter. – Ja wiedziałem, że nie możesz łysieć, to niemożliwe. Wiesz, pamiętasz, wtedy na peronie, gdy AlSev i Score szli do szkoły pierwszy raz. Wiedziałem, że nie możesz łysieć. Chociaż to ładnie podkreślało twój trójkątny podbródek.
Draco czuł, że się czerwieni. Ze złości, oczywiście.
- Ja nie łysieję! – odsyczał, przysuwając się bliżej, żeby Potter dobrze słyszał. – To był jeden z eksperymentów Luny, całkiem mi włosy wypadły, wtedy były w fazie odrastania i...
- No wiem, przecież mówię, że nie wierzyłem, ze łysiejesz przecież. – Zielone oczy były szczere i prostolinijne, i pełne niezachwianej wiary w Draco i jego włosy, i Draco czuł, że jest wdzięczny, że...
- Tata?! – Ciemnowłosa postać wytrzeszczyła oczy. – I, eee, Draco?
- Albusie Severusie, naprawdę, chodź tańczyć, przeszkadzasz im, nie widzisz? – Na ramieniu młodego Pottera uwiesił się Scorpius, jego oczy błyszczały, rumieniec nie schodził z policzków, kiedy stanął na palcach i szepnął coś mu do ucha. – Chodź, mężu, no już.
AlSev też nagle się zaczerwienił i uśmiechnął chytro.
- Dobrze, już dobrze, mężu – puścił oko do Draco i ojca.
Po chwili chłopcy zniknęli w tłumie tańczących.
- Co to było? – rzucił Draco, nagle zdając sobie sprawę z tego, że ramiona Harry’ego Pottera, Wybrańca, Dobroczyńcy ciasno oplatają jego ramiona. – Wracajmy do stołu, niedobrze mi się robi od tej muzyki.
- Jak chcesz. – Potter poprowadził go do stołu, gdzie było pusto. Draco był pewien, że Luna mignęła mu gdzieś w tłumie obok trzeszczącej zbroi, tańczącej w parze z Hermioną.
I znowu siedzieli przy stole, obok siebie, ramie Pottera ocierające się o jego ramię, gdy sięgał po prawie pustą butelkę i napełniał kieliszki.
Jeden podał Draco, drugi sam trzymał w lekko drżącej dłoni.
- Tak sobie myślałem, że jeśli nasi synowie... wiesz, są razem, to może my... – Spuścił wzrok, a Draco próbował zrozumieć, o czym mówi.
- Do rzeczy, Potter.
- No właśnie! – Potter uderzył wolną dłonią w stół. – Moglibyśmy przejść na ‘ty’ nareszcie? Denerwuje mnie to „Potter”.
Draco spojrzał w tłum i akurat trafił na swojego syna wiszącego na Albusie Severusie.
- Myślę, że to nie jest najgorszy z twoich pomysłów, Pot... H...
- Chwila! – Potter zatkał mu usta dłonią i dziwnie zahaczył o siebie ich ramiona. – Bruderschaft. Harry.
- Draco. – Patrzył na Pottera, jak ten wypijał niebieski alkohol i poszedł jego śladem.
A potem usta Harry’ego były miękkie i gorzkie, i wcale nie różniły się bardzo od ust Luny, zawsze myślał, że usta mężczyzny są bardziej szorstkie, suche, po prostu inne, a były takie same.
Wiedział, że pocałunek był dobry, i nic więcej się nie liczyło.

<>

Hugo krążył smętnie wśród roześmianych par.
Kiedy matka zdjęła z niego Glamour, jego życie straciło sens. Weasleyowie odwrócili się od niego, tylko wujek Percy pozostawał równie neutralny. Prawdę mówiąc, Hugonowi nie podobało się, jak wujek Percy patrzył na mamę, odkąd korespondencyjnie rozwiodła się z Ronem, który próbował uciec z więzienia, gdy usłyszał ‘cudowne’ nowiny. W efekcie dostał kolejne 10 lat do odsiadki.
Ale mama nie wyglądała na zainteresowaną wujkiem. Coraz częściej znikała, podobno raz ze sobą zniknęła Rosie i Jima, żeby przedstawić ich Ojcu.
Hugo czuł się fatalnie, bo naprawdę podobało mu się bycie brunetem. Mimo że musiał myć włosy dwa razy dziennie specjalnym szamponem.
Teraz miał wrażenie, że jest obcy w towarzystwie. Był sam, nie mógł wziąć Izebel. Lily nawet nie chciała na niego spojrzeć, odkąd stał się brunetem i wesoło hasała z innymi rudzielcami.
Nagle zatrzymał się. Przecież nie pił. Nie mógł mieć halucynacji, prawda?
Wujek Harry ostro całował się z ojcem Scorpiusa. Z Draco Malfoyem.
Obok siedziała spokojnie żona Draco, co chwila zerkała na dwóch obściskujących się mężczyzn z lekkim uśmieszkiem i podrzucała warzywa ze swojego talerza sąsiadom.
Naprzeciwko stała ciocia Ginny, czerwona, z włosami rozwianymi, wyglądającymi jak płomień.
- Harry – wydusiła z siebie w końcu, a Hugo zadrżał. Kilka osób odwróciło się ku nim. – HARRY!
- Miałeś rację, mężu! – Hugo usłyszał obok siebie znajomy szept i zduszony chichot. Albus Severus właśnie całował swojego małżonka w policzek.
Hugo powstrzymał odruch wymiotny i dostrzegł, że obok niego na krześle bujała się mama.
- Zawsze to przewidywałam – mruknęła do syna, wpatrując się w odrywającego się od wujka Harry’ego Draco Malfoya. – Harry i Ginny byli parą prawie tak okropną, jak ja i Ron, nie ma co. Chociaż dzieci im ładne wyszły. Severus już od jakiegoś czasu powtarzał, że powinnam tylko czekać na coś takiego. Sądzę, że uspokoi go, że Harry i Draco, twój ojciec obawiał się, chociaż nigdy tego nie powiedział, jakżeby inaczej, że Harry może coś do mnie.
Powstrzymywanie naturalnych odruchów nigdy nie wychodzi na zdrowie, stwierdził trzeźwo Hugo, kierując się do łazienki.

<>

Kiedy Ginny wrzeszczała, a większość Weasleyów wynosiła się z wesela, tylko jedna para spokojnie tańczyła na parkiecie. „Mistress of Perversion” wyjątkowo grały zwolnioną wersję swojego przeboju, żeby wsłuchiwać się w przemowę Luny o ‘wolnej miłości i ona nie ma nic przeciwko, bo i tak wie, że Draco ją kocha’.
Naprawdę myślałem, że to już koniec.
Nadszedł ten stary człowiek
i-i-i wilkołak wył, avada błyszczała w ciemności jak gwiazdyyy
spadała na seeerca i umyyysły i padałyyy-yyy
jak deszcz, jak nasze zagubione perwersyjne sny...

- Śniło mi się, że mi na imię Wernyhohohora. – Dung Fletcher ziewnął, opierając się o zimną ścianę. Siedząca obok czarna zbroja zachichotała.
Jim i Rosie tańczyli, Potter i Snape’ówną, oboje wysocy i bladzi.
I zaśpiewał wśród mgieł wtedy miii,
Ten wilkołak o oczach avadyyy
Dziwną pieśń, dziwny krzyk, aż zmroziło stopy meee.
Złoty róg mi rzucił i linę,
Koza ukradła mi róg
I wytrąciła krzesło spodeee nóg.
***
[link widoczny dla zalogowanych]****
Wypchana sowa zahuczała mrocznie:
Miałeś, chamie, złoty róg.
Ostał ci się ino sznur.
*****

KONIEC (a Autorka też tam była, Gellertówkę z Percym piła!)

* Autorka przeprasza, bo jej się potterowe ceremonie nie podobają, a George nie mógł udzielić 'suchego' ślubu, skoro zwyczajni księża na zwyczajnych, mugolskich ślubach dosyć często dowcipkują.

** nie mam pojęcia, z czego to, zapewne z miliona i pół severitusów Razz

*** tekst by Aurora. Wykonanie by Joan Very Happy

**** czyt. Chochoł. Link do wikipedii - takie wolne skojarzenie miała Autorka Razz

***** by Stanisław Wyspiański
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lora
dziecię alternatywy



Dołączył: 17 Wrz 2005
Posty: 1834
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:52, 21 Sie 2007    Temat postu:

--

Ostatnio zmieniony przez Lora dnia Śro 20:02, 06 Gru 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joan P.
moderator upierdliwy



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tęczowa Strona Mocy

PostWysłany: Wto 18:16, 21 Sie 2007    Temat postu:

KWIK! Mistress of Perversion! Ty wiesz i ja wiem, że my jesteśmy chore. Very Happy
(kwiczy)
Gelelrtówka, Draco i Harry. Kwik. Piosenka Kwik. Kwik na całego. Kobjeto, czy ty ode mnie wymagasz konstruktywnego komentarza po czymś takim? Wink Mam nadizeję, że nie. Kwik.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Śro 10:17, 22 Sie 2007    Temat postu:

Przebój weselny jest świetny XD

Cytat:
trafiłem do takiej jednej Knajpy, patrz, tam siedzą takie kobiety, no i ten zespół, zrobiły nam zaopatrzenie.

/fiknęła i już nie wstała/
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Śro 22:08, 22 Sie 2007    Temat postu:

Ja lubię wszystkie, ale najbardziej "Pieśń kastrata", "Klątwę JKR", "Jak czekolada", "Dla większego dobra", "I żyli długo i szczęśliwie" i "Wesele".

No. Czasami ómieram na zakwik. Czasami się wzruszam. Czasami odlatuję.
A w ogóle, to Rose jako córka Seva wymiata.
O.
Howgh!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pon 16:57, 27 Sie 2007    Temat postu:

KoHam tę serię. Abssssossssmerfnie. A Wesele zaalkoholowało mnie na dobre - jak mogłaś Ori? Przecież ja obiecałam tygodniową abstynencję! Wink

Świetne. Te miniatury naprawdę wychodzą ci na dobre.

To kiedy możemy się spodziewać czegoś dłuższego???
(oczy spaniela)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurora
szefowa młodsza



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:16, 28 Sie 2007    Temat postu:

Jeszcze mam kilka 'zemstowych' projektów. Na razie, dalej piszę "Gabinet".

W Gabinecie

4. Trzeba zabić tę miłość



W dzień Nowego Roku Severus siedział i czekał. Próbował czytać, ale co chwila odrywał wzrok od tekstu i zastanawiał się, co za demon każe mu poddawać się temu szaleństwu.
To na pewno choroba psychiczna każe mu być pewnym, że dziś pojawi się Granger.
Ale dochodziła północ i nadal jej nie było.
Poczuł się jak idiota.
Cały dzień siedział w tym cholernym gabinecie, wyciszonym i zamkniętym na cztery spusty. Przeczytał raptem dziesięć stron i wiedział, że nic z nich nie pamięta.
Wściekły na siebie (wierzysz w wytwory swojej chorej wyobraźni, Severusie, powinieneś się cieszyć, że się nie spełniają – oczywisty znak, iż choroba się cofa!), wstał i miał przejść do kwater sypialnych, kiedy został brutalnie przyparty do biurka.
- Granger! – warknął, odpychając od siebie obejmującą go mocno kobietę. Jej włosy były wilgotne i poskręcane fantazyjnie.
- Przeprosiłeś mnie! – Uśmiechała się szeroko i pukała go impertynencko palcem w sam środek czoła. – Uznałeś Rosie. To chyba najlepszy prezent, jaki mogła dostać na pierwsze urodziny. Jestem z ciebie dumna, Snape.
Uśmiechnął się z wyższością. Wiedział, że nie wytrzyma i przyjdzie do niego. Ha!
- Nie sądziłem, że jeden ckliwy liścik tak zmieni twój punkt widzenia, gdzie ta gryfońska duma, Granger? – Nie mógł powstrzymać się od zjadliwego komentarza.
- Och, też tak uważam – rzuciła lekko, zaglądając do szafki i wyciągając jego zieloną filiżankę. – Zanim przetrawiłam twoją skąpą w słowa wiadomość, minął dobry tydzień. Kiedy stwierdziłam, że już nie mam ochoty przedwcześnie zabić ojca mojej córki, przybyłam i oto jestem. Nawiasem mówiąc, ładna filiżanka.
Przyjrzała się bliżej ornamentom i odstawiła z powrotem do szafki. Nagle dostrzegła zdjęcia.
- Stary prezent od Albusa – wymijająco powiedział Severus.
- Oglądałeś je, prawda? – Oddała mu fotografie. – Rose jest bardzo do mnie podobna, obawiałam się, że będę musiała rzucić na nią jakieś Glamour albo Zaklęcie Zastępczości*, jeśli będzie zbytnio ciebie przypominała, ale okazało się to zbędnym zmartwieniem. Nie pomyślałam, a mogłam przecież wziąć nowsza zdjęcia... Na większości jest z Alsevem i Jimem, myślisz, że mogłoby ci to przeszkadzać?
Severus patrzył na nią wzrokiem, który powinien zabijać, ale ona tylko jeszcze raz wyciągnęła filiżankę.
- Jimem? – wysyczał. Powinna chociażby paść trupem z powodu hipotermii.
W zamian przewróciła oczami i wyciągnęła ku niemu filiżankę.
- Starszy syn Harry’ego, rozumiesz – rzekła niedbale. – Ron zrobił z fotografowania dzieci swoje hobby. A już doszczętnie zgłupiał od narodzin Rosie. Mogłabym napić się kawy?
Nie czekając na jego odpowiedź – która byłaby stanowczym i ostrym NIE – napełniła porcelanę aromatycznym napojem i zaczęła pić.
Spokojnie, Severusie, to matka twojego dziecka, chyba nie chcesz, żeby Ronald Weasley wychowywał twoją córkę samotnie, nie licząc wsparcia reszty ryżej rodziny i Pottera?!
- Granger, czy możesz mi wyjaśnić kilka rzeczy? – w końcu wykrztusił z siebie, oburzony jej impertynencją. Pije kawę z filiżanki Lily!
Tak, Severusie, to bardzo impertynenckie. Matka twojego jedynego potomka pije kawę z filiżanki symbolizującej twoją starą, niespełnioną miłość, która została żoną twojego największego szkolnego wroga.
- Oczywiście. – Usiadła w fotelu i popatrzyła na niego znad lśniącej srebrno krawędzi. – Chociaż najpierw miałabym do ciebie małą prośbę, Severusie.
- Mów.
- Skoro już mamy razem dziecko... Uważam, że stosowne będzie mówić do siebie po imieniu – wyłuszczyła tonem, który przerażająco przypominał jej odpowiedzi na pytania zadawane podczas lekcji. Mieszanina podekscytowania i niepewności.
Odchrząknął, nieco zaskoczony tą propozycją.
- Myślę, że mogę się ostatecznie na to zgodzić, Gra... Hermiono – sarknął, ale na jej twarzy wykwitł odrażający, pełen dumy uśmiech. – Tak więc, droga Hermiono, kto nadał ci takie głupie imię?
Powstrzymał się od parsknięcia na widok jej miny.
- Imię z mitologii. Mój ojciec jest filologiem, a Hermiona była córką pięknej Heleny i Menelaosa. – Zmrużyła oczy. – Słyszałeś o „Iliadzie”, prawda? I mitologii?
- Tak, wyobraź sobie, że miałem nawet okazję czytać – obruszył się nieco. – To był żart.
- O. – Wytrzeszczyła oczy.
- To takie zaskakujące, że jestem człowiekiem? – Cmoknął z zadowoleniem. Odzyskiwał przewagę. – W każdym razie, chciałem zapytać, dlaczego mnie wybrałaś na ojca dla swojego dziecka. Rozumiem, że Weasley odpada. Ale Potter? Jakiś inny rudzielec? Draco Malfoy? Neville Longbottom? Ktokolwiek?
Popatrzyła na niego dziwnie.
- Nie, to nie jest kolejny żart, Hermiono – westchnął. Od razu nabrała pewności siebie.
- Ron, sam pa... Severusie powiedziałeś, że odpada. Harry nigdy by tego nie zrobił Ronowi, a jakby zrobił, to by w końcu się wygadał i Ginny okazałaby się lepsza od Sam-Wiesz-Kogo. – Puściła oko do Severusa. – Dalej, żaden z żonatych Weasleyów też nie zrobiłby tego swojemu bratu. Percy jest zbyt lojalny. George został duchownym, a Charliego od sześciu lat nie ma w kraju. Draco, z tego, co wiem, jest beznadziejnie zakochany w Lunie...
Severus zakasłał. To musiał być żart.
- Draco Malfoy? Luna Lovegood? Córka Xenophiliusa? – zapytał, kiedy Hermiona przestała wyliczać i wpatrywała się w niego z urazą.
- Tak, ta sama. Są chyba jedną z najładniejszych par, jakie kiedykolwiek widziałam. Najładniejsi to byli Dumbledore i Grindelwald, ale to trochę inne czasy... Neville, sam wiesz, jaki jest. I naprawdę, „ktokolwiek” stanowczo odpada.
Dopiła kawę i zaczęła obracać w palcach filiżankę.
- A teraz odpowiem, dlaczego wybrałam właśnie ciebie.
Po pierwsze, to, co powiedziałam ci prawie dwa lata temu – musiałeś ponieść konsekwencje tego, że Fuxusa znalazłam w twojej książce. Dalej, nie żyjesz. Nikt nie jest nawet w stanie rzucać na ciebie jakieś podejrzenia. Nikt się nie dowie, sekret nie wyjdzie poza granice tego gabinetu.
Poza tym, moje dziecko zasługuje na odziedziczenie twojej inteligencji.
I tak ogólnie, to dosyć interesujące doświadczenie, spać z własnym nauczycielem. Byłym, ale jednak. Chyba po skończeniu Hogwartu odkryłam w sobie gorące pragnienie łamania wszelkich zasad. W gruncie rzeczy, to nawet zaczynam ciebie lubić, mimo że nadal jesteś takim okropnym, uwielbiającym się nabijać z innych dupkiem.
- Gdybyś nadal była uczennicą tej szkoły, właśnie usłyszałabyś, ze Gryffindor traci milion punktów. – Oparł się o ścianę i uśmiechnął krzywo. – Niestety, w swojej naiwności wierzę w te brednie. A co tak właściwie chciałaś powiedzieć poprzez zestawienie jako parę Dumbledore’a i Grindelwalda? Myślałem, że nie lubisz Skeeter...
Parsknęła śmiechem, a zielona filiżanka wypadła jej z rąk i rozsypała się w drobny mak.
W gabinecie zapadła przerażając cisza.
Severus wpatrywał się w srebrne plamy po zaklęciu ornamentu na podłodze i zielony pył.
Wiedział, ze tego nie naprawi żadne Reparo.
Popatrzył z niedowierzaniem na Hermionę. Była przeraźliwie blada. Wstała i podeszłą do niego.
- Severusie, przepraszam, naprawdę, nie chciałam... – zaczęła wyrzucać z siebie wyrazy i złapała go za rękaw. – Ja...
- Idź stąd – powiedział sucho. Ledwo powstrzymał się od dodania czegoś w stylu „Zabiłaś Lily. Nie wstyd ci?”.
Hermiona obejrzała się na zwłoki filiżanki i głośno przełknęła ślinę.
Severus nie wiedział, co czuł.
- Wynoś. Się. Stąd. Natychmiast.
Kiwnęła głową i szybko cmoknęła go w policzek.
- Wrócę niedługo – dodała i zniknęła.

* znowu źródłem różniaste severitusy

C.D.N. (kiedy się przepisze)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Wto 11:30, 28 Sie 2007    Temat postu:

O rany.
Cytat:
Hermiona obejrzała się na zwłoki filiżanki i głośno przełknęła ślinę.

Wymiata. Zwłoki filiżanki.
Shocked
Powrót do góry
Zobacz profil autora
javvie
wilczek kremowy



Dołączył: 17 Paź 2007
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk (Piekary)

PostWysłany: Sob 16:51, 20 Paź 2007    Temat postu:

Jestem dopiero w trakcie, ale już skomentuję... "Alternatywne Uniwersum " jest świetne Very Happy! bardzo mi się spodobało, zresztą inne też są super. Ech, co ja tam będę gadać... czytam następne Smile.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valedictory
wilczek kremowy



Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:09, 19 Lut 2010    Temat postu:

Kwiiiik.

Aurora napisał:

Hermiona obejrzała się na zwłoki filiżanki i głośno przełknęła ślinę.



Na różowe gacie Merlina. Zwłoki filiżanki. Hahahahaha! Shocked




Kocham ta serię miniaturek.
Kocham ją!
Miłuję nad życie!

Nie wiem czy wchodzisz jeszcze na to forum Auroro,
ale od tej chwili stałaś się moim idolem, guru, sklątką tylnowybuchową i wszystkim innym, czym możesz być dla swojej cichej wielbicielki.
Albo nie cichej.
Nie jestem cicha.
Z zasady.

Val.

Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Archiwum literackie / Fanfiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin