|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Wto 15:52, 06 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Skończyłam "Gawędziarza" Llosy.
Ta książka jest... magiczna, w każdym razie ja uważam tego typu literaturę za magiczną. Szczególnie partie stylizowane na wielowątkową i pełną mitycznych odniesień opowieść gawędziarza Macziguengów, wydały mi się niesamowicie klimatyczne.
Coś pięknego!
Bohaterowie też, może jeszcze bardziej, a już szczególnie narrator (Maskamiki też, no ALE... jednak co narrator, to narrator)
Poza tym naprawdę świetne tłumaczenie, w którym można się rozsmakować na amen - zgrzytów nie zarejestrowałam, a jak wiadomo na styl jestem uczulona bardzo-bardzo i jeszcze bardziej.
Chyba się wezmę za kolejne książki Llosy. To znaczy jak już zrecenzuję wszystko, co mam teraz do zrecenzowania...
Smakowita lektura, oj tak.
Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Wto 15:54, 06 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Sob 15:17, 24 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Takich ludzi jak Imre Kertesz jest coraz mniej - dlatego obcowanie z ich literaturą, z ich przemyśleniami, jest cholernie istotne. Podczas lektury "Dossier K." (wywiad-rzeka z Kerteszem, rodzaj autobiografii) miałam wrażenie, że cofam się w czasie, a moje szare komórki znowu zaczynają wracać na właściwe miejsce. To tak jak z Konwickim, jak z Miłoszem. Gatunek człowieka skazanego dzisiaj na wymarcie, skromnego, zdystansowanego intelektualisty, jeszcze troszkę przedwojennego, który bez problemu rzuca cytatami z klasyków, ale potrafi też bez ogródek mówić o własnych lękach i twórczych dylematach.
A poza tym... Węgry! Nie wiem zbyt wiele o Węgrzech, nie znam węgierskiej literatury, moja wiedza na temat tego kraju ogranicza się do folkkoru, więc Kertesz mocno mnie zainspirował, żeby trochę poszperać i się dokształcić. Oczywiście zacznę od niego samego, a potem będę drążyć dalej. Węgierską podróż literacko-filmową uznaję za rozpoczętą!
Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Sob 15:18, 24 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Alheli
wilk rumowy
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rajska Dolina
|
Wysłany: Nie 11:38, 25 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Kopie z forum książki
Uno - Isabel Allende
Przeczytałam "Paulę" i żałuję, że zrobiłam to tak późno. Od dawna miałam ochotę na tę książkę, chociaż, gdy zaczynałam przygodę z Allende, myślałam, że ta książka będzie się od innych różnić, że będą smęty, bo przecież tematyka nie za wesoła - córka w śpiączce, z której jak wiemy nigdy nie wyszła.
Ale zaczęłam czytać i od samego początku mnie wciągnęło, cudowna powieść, ciepła, pełna magii i smutku, powolne godzenia się z tym, co nieuniknione. I jest to książka poniekąd biograficzna, wiele rzeczy można się z niej o pisarce i jej rodzinie dowiedzieć, niektóre wątki są zabawne, inne przerażające, ale magia i duchy opiekuńcze unoszą się nad całą powieścią. Piękna atmosfera, mam ochotę na więcej.
Dos - Marisha Pessl
Ojej, męczyłam tę książkę głównie przez pierwsze 200 stron, myślałam, że ją rzucę w kąt. Styl autorki, mimo że inni uważali go za plus, dla mnie był zbyt kwiecisty. Zwykle takie rzeczy mi nie przeszkadzają, ale tutaj momentami miałam wrażenie przerostu formy nad treścią... I te rozbudowane porównania,wybijało mnie to z rytmu. Ale potem jakoś się przyzwyczaiłam, zresztą dalej rozwinęła się akcja i było ciekawie. Plusem tej książki niewątpliwie jest Blue, oczytana, mądra, ale jednocześnie taka normalna, sympatyczna, chciałoby się z nią pogadać. No i te odwołania do literatury, ale muszę powiedzieć, że momentami te przypisy w tekście też mnie wybijały z rytmu, chyba jestem do tych dolnych przyzwyczajona... I czasami miałam wrażenie, że zostały tam powstawiane tylko dlatego, że autorka chciała błysnąć erudycją, hmmm. I te porównania z tyłu okładki, trochę na wyrost. Nabokov to jednak Nabokov, Pessl to tylko debiutantka, nie skreślam jej broń Boże.Książka w ostatecznym rozrachunku nie była zła, nawet przypadła mi do gustu, mimo że o amerykańskich nastolatkach... No i właśnie, podobnie jak Naia chyba jestem już za stara na takie historie, ale przyjemnie się czytało, chociaż momentami była dla mnie przegadana.
Tylko 3 gwiazdki na goodreads, czyli lubię, ale szału nie ma. Pessl w 2010 roku wydaje kolejną książkę, ciekawe czy w podobnej tematyce? Wiele osób ocenia pisarza dopiero po drugiej książce, bo debiut może być dobry, a dalej... No właśnie. Ciekawa jestem co to będzie.
Tres - Olga Tokarczuk
Przy czytaniu"E.E." cały czas myślałam o dwóch innych książkach.Pierwsza to "Niewytłumaczalne zjawiska" Victora Farkasa, tu głównie na ten wątek z duchami, z ezoteryką i z tym co niewyjaśnione, dawno temu, młodym (tak 11 letnim) dziewczęciem będąc przeczytałam to i też marzyłam, żeby mi się takie rzeczy przytrafiały. A druga to "Magiczny sklep z zabawkami" Angeli Careter - tu przez wątek Erny, dorastającej dziewczyny. No i właśnie książka taka o dorastającej panience ale czy dla dorastających panienek? Chyba nie tylko. Spodobały mi się wątki poboczne - Artur i bliźniaczki. Dla mnie bliźniaczki są faworytkami w tej książce...
Moja druga powieść Tokarczuk, szkoda, że tak późno się za autorkę zabrałam. Tu język nie jest może tak magiczny jak w "Ostatnich historiach" czytanych przeze mnie wcześniej, ale jest miły i przyjemnie się czytało. Chyba głównie przez tę tematykę i czas akcji, Mari* lubiła takie rzeczy i chętnie do nich wraca.
Aż znowu mi się Farkas zamarzył i te co lepsze działy z niego .
I dla mnie ta książka było nieco pogodniejsza od Historii, bo tamte traktowały o rzeczach ostatecznych i przemijaniu, choć językowo lepsze były, a tutaj dojrzewanie i zmiany. Końcówka mnie zastanowiła i zachowanie Erny, ciekawe. Może niektóre rzeczy lepiej zapomnieć albo ukryć gdzieś głęboko, żeby nie wychodziły na światło dzienne?
* od Marigold, mojego nicku tam
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Czw 18:56, 05 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Ponieważ mój szef należy do klubu książki, ma dostęp do fajnych i świeżych rzeczy i czasami mnie nimi zaraża - dzisiaj np. przeczytałam dzięki niemu "Rzeczy pierwsze" Huberta Klimko-Dobrzanieckiego
Konwencja autobiograficzna - fakty mieszają się z surrealizmem, surrealizm z groteską, groteska z obyczajówką. Pisane w pierwszej osobie i - chociaż ciągłość powieściowa została zachowana - są to raczej opowiadania i każde z nich posiada swoją własną "osobowość".
O czym? Trochę o przygodach emigranta, trochę o dylematach pisarza, trochę o uciekaniu i przeróżnych rodzinnych szajbach. Początek jest mocno gombrowiczowski i przeuroczo popieprzony, później zaczyna się robić bardziej "klasycznie". Nie jest to może dzieło sztuki (autor się bawi swoim tekstem, nie usiłuje robić z siebie bór wie jakiego wieszcza narodowego), ale gościu pisze sprawnie i interesująco. Machnęłam tę lekturę w cztery godziny - nie mogłam się oderwać.
Ponoć inne teksty Huberta są dużo lepsze, więc chyba się nimi zainteresuję...
Edit. A za Tokarczukową dalej za cholerę nie mogę się zabrać.
Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Czw 18:58, 05 Lis 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Alheli
wilk rumowy
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rajska Dolina
|
Wysłany: Sob 17:16, 07 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Ian McEwan
Jestem po lekturze "Ukojenia". Chciałam przeczytać co innego McEwana, ale akurat tylko ta książka była w bibliotece.
Króciutka, ale jakoś ciężko mi się czytało. Momentami za bardzo się dłużyła, miałam wrażenie, że para głównych bohaterów nic nie robi, może takie było założenie. Nie robili nic, a wenecki upał jeszcze bardziej podkreślał tę rozleniwiającą atmosferę. Ciekawie zaczynało się dziać w momentach z Robertem, niektóre sceny w jego rezydencji rzeczywiście były mocne, ale chyba głównie przez te niepowiedzenia. Tylko nie potrafię współczuć jego żonie, bo zrobiła z siebie ofiarę na własne życzenie, dostała to, co chciała... Powinno być mi jej szkoda, biedna kobieta, ale jakoś nie jest.
Czasami miałam dreszcze, ale tylko czasami.
Jose Carlos Somoza
Pamiętam, że chciałam to wypożyczyć już w zeszłym roku, ale moja koleżanka z biblioteki spojrzała na mnie i - ale kryminały to chyba nie dla ciebie?
Hmm.
Byle jakie pewnie nie, ale stwierdzam, że takie w stylu Somozy jak najbardziej. To zaledwie moja trzecia książka tego autora, ale już go kocham. Wspominałam o tym zresztą.
Fabuła była tak wciągająca, że trudno było oderwać się od książki i pewnie bym ją przeczytała jednym tchem, ale wolałam czerpać więcej przyjemności z czytania,więc sobie to rozłożyłam na te pare dni. Lubię bohaterów Somozy, widać, że pisarz dba o nich i czuje do nich sympatię. Tutaj najbardziej polubiłam Elisę, młodą panią fizyk, która została wciągnięta w tajemniczy projekt. Elisa to osoba inteligenta, ale na jakiś sposób zamknięta w sobie i w świecie nauki, nie potrafiła nawiązać normalnych relacji międzyludzkich. I z drugiej strony kolega z pracy Victor - nieśmiały, podobny do Elisy, oprócz fizyki zainteresowany też teologią.
Główną oś historii stanowi teoria strun i możliwość, może nie tyle podróży w czasie, co podglądania przeszłości. Ale to okazuje się zgubne. Grupa naukowców przebywająca na wyspie na Oceanie Indyjskim, odkrywa, że nie jest tam bezpieczna, bo coś albo ktoś (tajemniczy Zygzak) zaczyna mordować współpracowników.
U Somozy jak zwykle jest parę mocnych opisów, ale i tak większość skupia się na tych ciemnych stronach ludzkiej psychiki, na tym, do czego człowiek mógłby być zdolny. Albo nawet jest zdolny. Czasem aż przerażenie mnie ogarniało, ale nie większe niż podczas lektury "Trzynastej damy", tam był większy hardcore.
Znowu mi się Farkas przypomniał. Zygzak to kolejna przeczytana przeze mnie książka opowiadająca o eksperymentach z czasem. I o niebezpieczeństwach, które mogą z tego wyniknąć. Ale również książka cudownie wgłębiająca się w ludzką psychikę i opisująca niekiedy skomplikowane relacje międzyludzkie.
Więcej!
rzekłam
Eduardo Mendoza
Jestem po lekturze "Mauricia..." i muszę powiedzieć, że ta książka zdecydowanie różni się od wesołej twórczości Mendozy. Zresztą, napisali na okładce, że wpisuje sie w poważniejszy nurt. Dla mnie sam główny bohater był nieco bezbarwny, nie mogłam poczuć do niego ani sympatii, ani antypatii, widać, tak miało być. Za to inne postacie - zwłaszcza Clodilde i Porritos - dwie kobiety, między którymi Mauricio musiał dokonać wyboru, polubiłam od razu. Obie różnie, ale ciekawe na swój sposób.
Co jeszcze polubiłam w tej książce? Na pewno kontekst polityczny - mam zboczenie zawodowe, moja magisterka też obejmowała pofrankistowską Hiszpanię. No właśnie, kraj, który wyszedł z dyktatury i ludzie, którzy musieli się przestawić na nowy system, przyzwyczaić się do czegoś, czego nigdy nie znali. I była to chyba moja pierwsza książka, której akcja działa się w tamtym właśnie okresie, przeważnie czytałam albo powieści o wojnie domowej, albo o dyktaturze, może jest ich więcej. I na miejsce akcji chyba nieprzypadkowo wybrano Barcelonę - znowu. Ja rozumiem, że Barcelona była bastionem republiki, że ludzie nawet po śmierci dyktatora chcieli przeprowadzać rewolucję, ale im dłużej czytam te hiszpańskie książki, tym bardziej pogłębia się moje wrażenie, że nie ma ciekawszych miast, żeby je przedstawić. Czy nie za bardzo się czepiam?
Barcelona z powieści Mendozy to miasto dosyć smutne. Jednak sama książka ma dobre zakończenie, mimo kresu pewnej epoki, jest jakaś nadzieja. Aż zamarzyło mi się, żeby była jakaś kontynuacja, zwłaszcza ze względu na te igrzyska olimpijskie z 1992 r. Ale tak też jest dobrze. Książka jest napisana prostym językiem, szybko się czyta, ale momentami skłania do refleksji. Zwłaszcza mnie, zboczoną zawodowo osóbkę .
I marzę o większej ilości książek opowiadających o tym okresie, których akcja toczyłaby się też w innych hiszpańskich miastach.
No i jeszcze Ernest Hemingway
Nie robiłam notatki na forum książki, bo nie mają tematu o nim. Strange, ale nie moja broszka. Książka w każdym razie była genialna, ach, bez dwóch zdań. Hiszpańska wojna domowa to moje zboczenie, co prawda znowu opisywali szlachetnych republikanizmów i złych i zbydlęconych frankistów*, co teraz po latach jednak do rzeczywistości nie przystaje, no ale. Książkę i tak uwielbiam, bo mimo tego, że mocna i brutalna momentami, ma też inny wymiar, delikatniejszy, miłość między Robertem a Marią jest pięknie opisana, krótka, ale tak intensywna. Intensywna to w ogóle dobre określenie dla tej książki, tylko cztery dni, ale przeżyli je tak, jakby to było całe życie.
Nie myślałam, że aż takie wrażenie na mnie zrobi
* pisane w takiej konwencji, bo sam pisarz brał udział w wojnie, oczywiście po stronie Republiki, ale teraz te mity, że niby republikanie tacy wspaniali byli, są obalane i przez historyków hiszpańskich. Bardzo dobrą książką, która nie wywyższa ani jednej ani drugiej strony, ale po prostu pokazuje, że takie rzeczy nie powinny mieć miejsca i zawsze ludzie przez nie cierpią są "Żołnierze spod Salaminy". Polecam serdecznie, więcej --> [link widoczny dla zalogowanych]
Jestem spaczona, sorry.
Ostatnio zmieniony przez Alheli dnia Sob 17:17, 07 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Nie 19:55, 15 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Muszę ci powiedzieć, Nel, że popadam przez ciebie w kompleksy - twój zestaw lektur zwykle jest porażający!
A ja, cholera, trochę się zapuściłam. Powinnam, np. nadrobić Dostojewskiego, bo nie czytałam "Idioty" i bardzo mi z tym niefajnie, ale z drugiej strony... ciągle znajduję do czytania coś nowego, a rozdwoić się nie dam rady. Poza tym popadam w przeróżne manie, jak np. w aktualną manię drugowojenną (a dokładniej: desant w Normandii, Market Garden i Ardeny), co z miejsca niweluje moje wcześniejsze, czytelnicze plany.
I? I kupiłam "Kompanię braci" Ambrose'a , po czym pochłonęłam ją w iście zawrotnym tempie. W zasadzie nie wiem, co ja mam na temat tej książki powiedzieć, bo widzę ją tylko w połączeniu ze znakomitym serialem o tym samym tytule, ale jeżeli ktoś jeszcze nie widział/nie czytał, to polecam, bo to zarówno potężna dawka emocji, jak i refleksji. W książce podoba mi się - tak, banalna jestem - to samo co Spielbergowi i Hanksowi: że nie patrzymy na wydarzenia z perspektywy sztabu, tylko żołnierzy biorących udział w walkach. Miejscami bardzo to osobiste, utkane zresztą ze wspomnień weteranów, i chyba dlatego tak mocno mnie ruszyło. Podejrzewam, że jeszcze przez długi czas pozostanę pod wpływem zarówno filmu, jak i lektury.
I nie, nie jest jazgotliwie amerykańsko i z powiewającą flagą, jak w "Szeregowcu Ryanie".
Jest... jest... no zresztą sami się przekonacie, jak zajrzycie, wyjaśnienia nie mają tu sensu.
Swoją drogą (seria skojarzeń), po Remarque'a też muszę kiedyś sięgnąć, bo wstyd.
Dlaczego jest tak dużo książek do przeczytania i tak mało czasu...?
Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Nie 19:58, 15 Lis 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Alheli
wilk rumowy
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rajska Dolina
|
Wysłany: Pon 13:08, 16 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Hek, nie martw się. Ja mam problem odwrotny, to znaczy chciałabym czytać mniej, bo te ilości książek już mnie zaczynają przerażać. Czytam, bo jestem na bezrobociu i muszę jakoś zabijać czas... Jak się w środę nic nie wyjaśni, w czwartek pójdę do centrum handlowego, żeby chociaż na prezenty świąteczne zarobić ;p. Masakra jest i tyle.
Poczytuję sobie "Łowcę autografów" Zadie Smith. Moje pierwsze spotkanie z tą panią.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Alheli
wilk rumowy
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rajska Dolina
|
Wysłany: Pią 11:50, 27 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Hekate napisał: | Nie jestem w stanie wyrazić słowami swojej reakcji na "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku" Romy Ligockiej.
...
! |
Mogę to zrobić za Ciebie?
Wczoraj skończyłam czytać, usiadłam i pomyślałam - dlaczego to koniec? Chętnie poczytałabym dalej, mam niedosyt, ale nie taki, że czegoś mi brakowało. To raczej niedosyt spowodowany dobrą lekturą, ciepłą, ale pełną smutku.
Początek jest taki sielankowy, ale już na następnej stronie pojawiają się wspomnienia z getta. Zawsze przeżywam takie rzeczy przy lekturze, bo to niesprawiedliwość i tak być nie powinno. No, niestety, mój idealizm można wsadzić do szafy. Chyba pierwsza moja książka, która opisywała te wydarzenia z punktu widzenia małej dziewczynki, dziewczynki, która za wcześnie stała się dojrzała. I potem ukrywanie się z mamą u obcych ludzi i strach, że może się coś stać, wszystko bardzo sugestywne. Czułam się tak, jakbym im towarzyszyła albo jakbym oglądała stary film z ich udziałem. Smutne wspomnienia.
I później czasy powojenne, bieda, zabawy z kuzynem Romanem - wyobraziłam go sobie jako chłopca, musiał być z niego łobuz . I chyba już wtedy dzieci poczuły, co chcą robić w życiu, bo wtedy zaczęło się zainteresowanie Romana filmem, a Romy sztuką, tworzeniem scenografii do przedstawień.
Kocham tę część z krakowską bohemą, może nigdy nie przebywałam w takim środowisku, ale często o tym marzyłam, to musiało być piękne. Coś jak Montmarte w Paryżu. I atmosfera tamtych lat, dodawanie kolorów rzeczywistości, szukanie czegoś pogodnego w życiu i chyba też niejaki opór przeciw władzy.
Później mamy opisane studia Romy, jej pierwsze nieudane małżeństwo i w końcu emigrację, na której też wiele rzeczy się dzieje, życie w obcym kraju w biedzie, w kraju, którego języka się nienawidziło... I przeprowadzki. I świadomość, że tam nigdy nie będzie tak, jakby się chciało żeby było.
Roma przez całe życie starała się zepchnąć te najwcześniejsze wspomnienia głęboko i jeszcze nie mogła przywyknąć do nowej rzeczywistości, więc może stąd jej ucieczka przed światem i lekomania? Na szczęście udało jej się to pokonać, a walkę ze wspomnieniami odbyła po obejrzeniu Listy Schindlera. Ja sama film oglądałam dość późno jak na ten film, ale pamiętam, że mimo tego, iż cały był czarno-biały, postać dziewczynki w czerwonym płaszczyku była pokazana w kolorze. Takie jakby wyróżnienie dla tego dziecka, dla Romy.
I na koniec - książkę wyniosłam z biblioteki 13 listopada, akurat w dzień urodzin autorki, nie wiem czy to przypadek, czy jakiś znak?
I też chciałabym mieć ją na własność, piękna była, co tu dużo gadać.
Ale chętnie sięgnę po inne książki Romy, na pewno przypadną mi do gustu.
ale się rozpisałam!
Ostatnio zmieniony przez Alheli dnia Pią 11:54, 27 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Pią 19:45, 27 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Oj się rozpisałaś, koleżanko, rozpisałaś, ale to dobrze! Ja nie potrafiłam. Ostatnio cierpię na pewną chorobę... coraz bardziej mnie boli to, że nie potrafię przekazać innym ludziom swoich emocji, że nie potrafię ich zarazić swoim "widzeniem". Przeżyciami literackimi i filmowymi. I w ogóle. Straszne osamotnienie. Dlatego przestaję próbować, a jeżeli spisuję wrażenia, to głównie dla siebie, żeby nie zapomnieć.
Co do "Dziewczynki..." - tak, mnie też cholernie zafascynował tuż-powojenny Kraków, no i w ogóle bohemiarskie życie Romy, popierniczone i przeładowane emocjami. Ta kobieta popada ze skrajności w skrajność, nie potrafi przystopować - pędzi przed siebie aż do rozbicia! Budzi zarówno ciepłe uczucia, jak i - przynajmniej we mnie - jakąś taką maleńką niechęć (że histeryczka? że kolorowy ptak na szarym niebie? że to nie ja?) Niesamowita lektura, lekkość stylu i totalne zakręcenie. Cieszę się, że w końcu tę książkę dorwałam i też chciałabym ją mieć na własność.
Swoją drogą wypożyczyłam niedawno inną książkę Romy, opowiadania "Kobieta w podróży". Jeszcze nie zaczęłam, bo pasjonuje mnie teraz całkiem co innego, ale jak będę miała ochotę oddalić się nieco od frontu, na pewno przeczytam w trybie przyspieszonym.
Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Pią 19:47, 27 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Sob 18:49, 12 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
... wracając do Romy Ligockiej.
Przeczytałam w końcu jej Kobietę w podróży i mam mieszane uczucia. Czytało się naprawdę fenomenalnie, bo i autorka nie zawiodła stylistycznie i tłumaczka sprostała zadaniu. "Kobieta..." to zestaw zgrabnych i dopieszczonych "odprysków" rzeczywistości, ubranych w odpowiednio dobrane słowa. Problem w tym, że już teraz, kilka dni po przeczytaniu, nie jestem w stanie przytoczyć ani jednej opisanej przez Ligocką historii. Pamiętam tylko ogólny nastrój, pamiętam też - oj tak, to akurat utkwiło mi w pamięci w sposób szczególny - z lekka neurotyczne nuty zahaczające miejscami o zwyczajną histerię. Drażni mnie narratorka. W "Dziewczynce..." fascynowała, tutaj przede wszystkim drażni. I ja naprawdę rozumiem, że taka a nie inna przeszłość wpływa radykalnie na późniejsze życie, ale... czasami miałam wrażenie, że to już nie jest "prawda", a czyta kreacja siebie-eterycznej-wyobcowanej-paniusi-przeczulonej-na-punkcie-własnego-pochodzenia-które-w-tej-chwili-i-tak-nikogo-nie-interesuje. Żydowskie korzenie, tradycja, mają być świadectwem wyjątkowości, mają nobilitować. Nikt mnie nie zrozumie, bo jestem Żydówką. Nie - nikt mnie nie zrozumie, bo jestem człowiekiem, który przeżył piekło, tylko - bo jestem Żydówką, Istotą Wybraną. Czy jakiekolwiek pochodzenie nobilituje? Jakakolwiek wiara...? Summa przeżyć - być może, natomiast takie podejście do kwestii tożsamości (szukam słowa i znaleźć nie mogę) kulturowej? przedstawione w taki właśnie neurotyczny sposób, naprawdę może zirytować czytelnika. Jestem tego najlepszym przykładem.
Aczkolwiek potrafię, rzecz jasna, zrozumieć Powody takiej a nie innej kreacji. Tyle tylko, że Zrozumienie niekoniecznie prowadzi do Akceptacji.
Druga rzecz, którą ostatnio przeczytałam, to Bidul Maślanki.
Mocna rzecz, z gatunku tych, które Nie Mieszczą Się W Głowie; proza społeczno-psychologiczna. Jak radzi sobie wrażliwa i twórczo utalentowana jednostka w trudnych do pojęcia realiach domu dziecka? Jak w ogóle te realia wyglądają... wyglądały, bo opowieść dotyczy przede wszystkim lat osiemdziesiątych. Przyglądamy się Borysowi, chłopcu z patologicznej rodziny, który trafia do bidula w wieku 10 lat, a wychodzi jak ma dwadzieścia - 10 lat z życia, 10 lat walki o siebie z system, z przeciwnościami losu, z innymi ludźmi. Narracja pierwszoosobowa, przeplatana listami. Dojrzewa nie tylko Borys, dojrzewa także jego proza: od nieporadnych Listów do Pana Nikt, do interesujących stylistycznie i tematycznie kartek "pamiętnika".
Cholera, trudno mi się było od tej powieści oderwać, przeczytałam jednym tchem. Miejscami jest naprawdę drastycznie, bardzo, bardzo drastycznie, a jednak człowiek ciągle ma nadzieję, że Borysowi się uda.
Autorowi się udało, więc może jego bohaterowi też...? Trudno powiedzieć. Świat Poza może się przecież okazać równie surrealistyczny i nieprzyjazny, co świat bidula.
Chętnie poczytałabym coś jeszcze Maślanki. Poszukam.
Nie wiem dlaczego, ale kojarzy mi się ze Stachurą....
Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Sob 18:53, 12 Gru 2009, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Alheli
wilk rumowy
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rajska Dolina
|
Wysłany: Sob 14:18, 16 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
kopia z fk, krótkie
Dewey. Wielki kot w małym mieście
Ciepła i urocza książka, według mnie nie tylko dla miłośników kotów. Dewey miał wiele szczęścia, że trafił na dobrych ludzi i dobrocią im odpłacił. Książkę czytałam z uśmiechem na twarzy, te psoty kotka, jego zwyczaje i fanaberie. Każdy kot ma swoje fanaberie, Dewey miał je również. Jednak historia Deweya nie jest tylko historią kota, to również opowieść o autorce i o losach małego amerykańskiego miasteczka, o jego mieszkańcach, ich radościach i kłopotach. Wszystko ładnie opisane, miło się czyta, choć pod koniec miałam łzy w oczach. Wzruszające historie, ale historie o tym, że nie wolno się poddawać, mieszkańcy Spencer zawsze starli się jakoś żyć dalej mimo tych kryzysów, jakie dotykały miasteczko.
Idealna książka na zimę, od razu robi się cieplej na sercu. Przywraca wiarę w ludzi .
Ostatnio zmieniony przez Alheli dnia Nie 18:05, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Minas Tirith
|
Wysłany: Wto 13:53, 26 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Lot nad kukułczym gniazdem
Tak sobie myślę, że bardzo głęboko zakopałam się w literaturze od strony technicznej. Czytam i widzę motywy, symbole, nawiązania; analizuję książkę po książce od strony technicznej. To... miłe, że to potrafię
A teraz o książce, bo filmu nie widziałam. Bardzo dobra. No cóż, to klasyka w końcu. Napisana tak, że nie wiem, czy niektóre rzeczy były naprawdę, czy tylko w głowie pacjentów psychiatryka.
Znalazłam podobne motywy jak w "Zielonej mili", "Myszy i ludzie" i "K-Pax" (szczególnie to ostatnie: motyw człowieka, który po wejściu w śpiączkę jest kimś innym, podstawionym).
Mam problem z mówieniem o tej książce, o dobrych książkach w ogóle. Emocje i myśli kłębią się we mnie i migoczą, ale nie wychodzą na zewnątrz.
Harding, Harding, te dłonie... znam człowieka o takich dłoniach.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Wto 15:33, 26 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Książka jest o wiele lepsza od filmu (też zresztą dobrego, a jaaak!) - bardziej schizowa i bardziej ma myślenie. W filmie trudno pokazać, co się dzieje w głowie bohaterów, no i narratorem nie jest Wielki Wódz. A to już zupełnie zmienia punkt widzenia. Robi się bardziej obiektywnie.
Cholernie lubię tę powieść i kiedyś zamówiłam od przyjaciółki na urodziny, więc Mam.
Mocno fazowałam kiedyś na tym punkcie. Ale wiecie, my ćpuny tak mamy, potrzebujemy ciągłego doładowywania
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Alheli
wilk rumowy
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rajska Dolina
|
Wysłany: Śro 12:50, 03 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
I'm back
Powrót - Vicotoria Hislop
Nel ma bzika na punkcie wszystkiego, co hiszpańskie, więc jak parę miesięcy temu zobaczyła w księgarni książkę "Powrót" pani Hislop i przeczytała opis na okładce, wiedziała, że musi się za to zabrać. Potem ochota mi przeszła, bo wyczytałam jakieś nieprzychylne recenzje w internecie, ale powiedziałam sobie, co tam, mam własne zdanie.I tak oto niedawno wyniosłam to z biblioteki. I przepadłam. Czytałam wcześniej inne książki o wojnie domowej, ale tutaj było inaczej. Bardziej skupiamy się na tragedii pojedynczych ludzi, których ta wojna dotknęła, atmosfera jest ponura, nie można nikomu ufać, przyjaciele stają się wrogami, a rodzinie Ramirezów należy tylko współczuć, ale nie była jedyną, którą wtedy takie tragedie dosięgały. Dwóch synów w więzieniu, jeden zamordowany, a córka po opuszczeniu rodzinnej Grenady wędrowała po całej Hiszpanii, później znalazła się jako uchodźca w Anglii i już nie wróciła do kraju. Nie ona jedna.
Sam początek książki jest taki niezbyt i nie mówię tu o pierwszej stronie, tylko o tym, co dalej. Ot mamy 2001 rok i dwie koleżanki, które postanowiły odwiedzić Grenadę, bo jedna z nich ma urodziny. Mamy tu narzekania na swojego męża Soni, która jest jedną z głównych bohaterek, opisy jej życia w Londynie, lekcje salsy. I pierwszy opis flamenco, do którego nie byłam zbyt przekonana, bo tę muzykę trzeba poczuć i usłyszeć, a tu w tym wystepie dla turystów nie poczułam nic. Niestety. Sonia podczas swoich wędrówek po mieście trafia do pewnej kawiarni i zaciekawiona fotografiami wiszącymi na ścianie, zaczyna rozmowę ze starym kelnerem.
I tutaj przenosimy się do tej lepszej części książki, lata 30 - te, II Republika i rodzina Ramirezów prowadząca kawiarnię El Barril. Wszyscy sympatyczni na swój sposób, ale najbardziej Mercedes, którą poznajemy jako 12 latkę zafascynowaną tańcem flamenco. W ogóle książka na tym etapie jest bardzo andaluzyjska, flamenco, corrida, którą interesował się jej starszy brat, słońce i taka radość, która za jakiś czas ma się skończyć. Później Mercedes poznaje Javiera, cygana, dla którego tańczy i w którym się zakochuje, ale wojna ich rozdzieliła. I w czasie wojny opuszcza miasto i udaje się do Malagi, z której inni uciekają. Wie, że nie może tam zostać i idzie razem z nimi. I to są jedne ze smutniejszych fragmentów tej książki, ci ludzie, którzy musieli opuścić swoje domy i którzy w każdym innymi mieście (o ile tam doszli) czuli się obco.
Matka Merche została w domu sama po tym, jak synowie trafili do więzień i później mąż też został zatrzymany. Tragedia rodziny republikańskiej, w którą Sonia nie mogła uwierzyć. A Mercedes dotarła do Bilbao i tam zaopiekowała się grupą dzieci, z którą popłynęła do Anglii.
I tak mogłoby się zakończyć, ale jest dalszy ciąg i powrót do współczesności. Ten powrót wiele tu wyjaśnia, choć zakończenie może się wydać nieco telenowelowate. Mi się podobało, bo wyjaśnia się związek Sonii z Mercedes.
Książka smutna, jak wszystkie książki opowiadające o tamtych latach, ale jest w niej pełno ciepła i miłości i choć może sam styl nie jest zbyt wybitny, to czyta się do dobrze. Taka dobra powieść. Dla mnie nawet więcej niż dobra, jestem maniaczką wojny domowej. I momentami nawet fragmenty mojej magisterki stawały mi przed oczami. Ale lubię swoją magisterkę .
Czyli jestem na tak.
I po "Wyspę" też sięgnę.
Frida - Barbara Mujica
Bo na Cristinę nikt nie zwracał uwagi, była jak powietrze,niby obecna, ale niedostrzegana.
Skończyłam dziś czytać "Fridę", od dawna się do niej przymierzałam. Pamiętam, że zainteresowałam się nią, kiedy czytałam "Lata z Laurą Diaz" Fuentesa i tam pisarz Fridzie poświęcił sporo miejsca, zwłaszcza te sceny w szpitalu po wypadku.
Same losy Fridy są barwne jak ona sama, kocham Amerykę Południową i tę jej meksykańskość (Fridy, nie Ameryki), to, że jawa tam miesza się ze snem, można poczuć zapachy i zobaczyć kolory otaczającego ich świata. Ale w książce też są mroczniejsze strony, choroba małej Fridy, potem jej wypadek, wieczne zwracanie na siebie uwagi, chęć bycia w centrum i gardzenie innymi, mimo ciepłych uczuć do nich. Cristinę na swój sposób kochała, Cristina ją też, ale jednak narzekała, że gdyby nie siostra, byłaby szczęśliwsza. Dobry pomysł na pisanie z tego punktu widzenia, rzuca inne światło na postać malarki.
Ciekawi mnie Diego, na ile prawdziwa była jego postać pokazana przez Mujicę, a ile jest tam wyobraźni pisarki? Para interesująca swoją drogą, barwna, artystyczna, jakoś niedobrana, ale teraz trudno wyobrazić sobie Fridę z kimś innym, bo to Diego wpłynął na większość jej poglądów.
Kanapowi komuniści .
Styl książki może nie jest wybitny, ale czyta się dobrze, płynnie, losy Fridy wciągają, są kolorowe, ale mają w sobie coś niepokojącego. Jak te laleczki na przykład, i to, że nie mogła urodzić dziecka. Pogrzeby urządzane lalkom, brr. Początki takiego dobrego horroru. Lubię takie rzeczy, sugestywne, z dreszczykiem.
Czy ja nie zbaczam z tematu?
Książka dobra, teraz zacznę nieco inaczej patrzeć na obrazy Fridy. Zwłaszcza na te, które był opisane w powieści.
Tessa d'Urberville - Thomas Hardy
Jestem świeżo po lekturze Tessy i muszę się z wami zgodzić dziewczyny. Książka może nie ma drugiego czy trzeciego dna, ale wspaniale się ją czyta, wciąga. Spodobał mi się styl pisarza, prawdę mówiąc już stęskniłam się za takim pisaniem, pełnym szczegółów, soczystym, ale mającym w sobie jakiś staroświecki urok. Nawet polubiłam główną bohaterkę mimo jej wyidealizowana i pewnego odrealnienia. Nie miała dziewczyna szczęścia w życiu, a po prostu chciała żyć normalnie z Angelem, ale przeszłość ją prześladowała. Bohaterowie są wyraziści, można do nich poczuć sympatię albo antypatię, ale na pewno nie można przejść wobec nich obojętnie.
No i te opisy, angielska prowincja, tło obyczajowe. Wszystko opisane ze smakiem i tak, że nie można się oderwać.
I myślę nad tym, do czego musiała posunąć się biedna Tessa, żeby w końcu choć przez chwilę być szczęśliwą i zapomnieć, o tym co było.
Mam kilka ulubionych scenek, zwłaszcza tę z lunatykowaniem Angela, jest tam pełno napięcia, ale też jakiejś słodyczy. Pięknie.
W ogóle bardzo mi się podobało, może dlatego, że dawno nie czytałam niczego w takich klimatach.
Trzeba to zmieniać, stąd wniosek .
To było moje pierwsze spotkanie z Hardym i oby nie ostatnie.
Gra anioła - Carlos Ruiz Zafon
Nel skończyła dziś czytać "Grę anioła". I wiecie co, chętnie bym zobaczyła taką Barcelonę, tajemniczą i niebezpieczną. Gdzieś tu na forum pisałam, że mam przesyt książek z Barceloną w tle i miasto w ogóle jest dla mnie przereklamowane, no ale. Tu tak jak w "Cieniu wiatru" wsiąkłam w atmosferę, ale Cień mimo wszystko czytało mi się lepiej. Bardziej płynnie, bardziej się wczuwałam i chyba bardziej przyzwyczaiłam się do tamtych bohaterów. Tu sam pomysł jest bardzo dobry, jest napięcie, tajemnica i atmosfera, taka inność od większości współczesnych powieści. Ale niektóre sceny są za bardzo rozwleczone, ciągną się. Nie jestem zwolenniczką pędzenia akcji na łeb na szyje, ale dłużyzn też nie lubię. I niech ktoś mnie tu zadowoli . Sceny z książki nadal przesuwają mi się przed oczami. Piękne, piękne ^^ . Tylko tego epilogu nieco bym się przyczepiła, za bardzo naciągany, można by się obejść bez niego.
Ale widać, trzeba było jakoś nagrodzić i ukarać głównego bohatera, za wszystko się płaci.
Bez mojej zgody & Czarownice z Salem Fallas - Jodie Picoult
Najpierw obejrzałam filmową wersję "Bez mojej zgody" i nadal twierdzę, że film miał zakończenie lepsze.I to nie dlatego, że koniecznie musi być happyend, ale dlatego, że zakończenie książki było nieco naciągane i mało prawdopodobne. Książkę skończyłam niedawno, spodobała mi się, głównie ze względu na swoją tematykę, bohaterów polubiłam, choć ich perypetie, zwłaszcza te romansowe nieco mnie irytowały, bo przesłaniały główny problem. I Sarah była irytująca, chciała dobrze dla dzieci, ale chyba wykańczała powoli obie córki. Spodobały mi się fragmenty z punktu widzenia Anny i Cambella, Suzzy ma jednak rację, że Picoult mogłaby nieco zmienić styl dla każdego bohatera, byłoby lepiej.
Teraz wykańczam "Czarownice z Salem Falls" i to bardziej przypadło mi do gustu. Temat może nie lżejszy, ale nieco inny, domniemane gwałty, neopogaństwo i walka z uprzedzeniami. Tylko czemu mam wrażenie, że główny bohater to albo nieudacznik albo taki na którego spadają wszystkie nieszczęścia? Naznaczany jakimś piętnem niemal od urodzenia, bo matka rodziła go nie w tym szpitalu, w którym chciała.
Za to cztery czarownice miodne, ale też na swój sposób irytujące. Książka opasła, ale szybko poszło mi czytanie, wciągnęłam się. Jak zwykle pełno wątków pobocznych, ale jakoś je przebolałam. Nawał imion i nazwisk na początku też. Jak tylko historia się rozwinęła, było dobrze. I podoba mi się tutaj nieco poprzestawiania chronologia.
Chętnie sięgnę po coś jeszcze tej autorki, jej książki jak to z takimi bywa, są bardzo rozchwytywane w bibliotece.
Devey. Wielki kot w małym mieście - Vicky Myron
Ciepła i urocza książka, według mnie nie tylko dla miłośników kotów. Dewey miał wiele szczęścia, że trafił na dobrych ludzi i dobrocią im odpłacił. Książkę czytałam z uśmiechem na twarzy, te psoty kotka, jego zwyczaje i fanaberie. Każdy kot ma swoje fanaberie, Dewey miał je również. Jednak historia Deweya nie jest tylko historią kota, to również opowieść o autorce i o losach małego amerykańskiego miasteczka, o jego mieszkańcach, ich radościach i kłopotach. Wszystko ładnie opisane, miło się czyta, choć pod koniec miałam łzy w oczach. Wzruszające historie, ale historie o tym, że nie wolno się poddawać, mieszkańcy Spencer zawsze starli się jakoś żyć dalej mimo tych kryzysów, jakie dotykały miasteczko.
Idealna książka na zimę, od razu robi się cieplej na sercu. Przywraca wiarę w ludzi
więcej ich matka nie miała... ok, na razie tyle, było ich więcej, ale do reszty nie robiłam notatek na fk, muszę to zmienić
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Minas Tirith
|
Wysłany: Nie 15:28, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
A niech was. Właśnie skończyłam czytać "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku". To nie na moje nerwy.
Osuwam się w gąbczastą obojętność.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|